W nocy miałem sen szczególny z tego powodu, że się u mnie tak często powtarza. Śniło mi się, że mam pomysł do wiersza. Pomysł podobał mi się bardzo: chodziłem jak zwykle szybkimi krokami po pokoju tam i na powrót i przystępowałem czasem do stołu, aby zapisać powstające wiersze. Im bliżej byłem przebudzenia (czułem to dokładnie, choć bez uświadamiania sobie), tym mniej byłem z wierszy zadowolony, i w końcu wydawało mi się, jakoby cały pomysł nic nie był wart. Zastanowiłem się nad nim raz jeszcze i w tej samej minucie, w której przekonałem się o jego nicości, zbudziłem się, od razu zapomniałem zupełnie pomysł, który mnie dopiero co tak żywo zaprzątał. — Wątpię, czy w ogóle można rozprawiać o snach, gdyż moim zdaniem sny nigdy nie przechodzą do świadomości w czystej formie, bo albo wcale do niej nie pasują, albo przez sam akt obudzenia mieszają się do nich obce pierwiastki i zmieniają je zupełnie. Atoli często już miewałem wrażenie, jak gdyby dusza we śnie posługiwała się inną miarą i wagą dla rzeczy, które wewnątrz i zewnątrz niej zachodzą; jest ona czynna w dawny sposób, ale nie tylko w innych materiałach i elementach, lecz także, jeżeli wolno użyć tego wyrażenia, według innej metody. Przeszkody, z którymi na jawie nawet w myślach nie walczymy, rozwiewają się we śnie w puch za dmuchnięciem ust; o marności, których na jawie nie zaszczycilibyśmy nawet omijaniem, rozbija się we śnie cała nasza siła. — Tak samo jest z rzeczami wewnętrznymi; jestem na przykład przekonany, że nie dlatego bynajmniej zbudziłem się, jakobym rzeczywiście zmiarkował, że mój pomysł poetycki nie ma wartości, a więc jakoby czynność mej duszy nagle stanęła; raczej jestem pewny, że poetycka czynność mojej duszy zastygła wskutek owych szczególnych odruchów świadomości, jakie zawrze poprzedzają przebudzenie się i napawają nas nieufnością do sennych widziadeł. One to, niby nagły przeciąg zimnego powietrza, zabiły zarodek życia owego subtelnego pomysłu, tak że pomysł ów został sparaliżowany, ponieważ się zbudziłem. Nie wierzę, by mnie zrozumiał ktokolwiek, kto sam czegoś podobnego nie doznał, a przecież jest mi to jasne, jak dwa a dwa jest cztery. Co prawda są także sny innego rodzaju: buntujące się tylko przeciw pozytywnym zasadom życia, które każdy może sobie pomyśleć inaczej, nawet na jawie, bez najmniejszego skutku; są może nawet ludzie, którzy tylko takie sny mają, i to są wieczni filistrzy.
Gdyby człowiek postanowił spisywać wszystkie swoje sny bez różnicy i — bez względu, wiernie i obszernie, i z dodatkiem komentarza zawierającego wszystko, co by mógł sam w swoich snach wytłumaczyć na podstawie wspomnień z życia i lektury — byłby to wielki dar dla ludzkości. Lecz w dzisiejszej dobie ludzkości nikt tego zapewne nie uczyni; próbować tego w ciszy dla siebie samego miałoby także pewną wartość.