↓ Expand fragment ↓Maheude wyszła i poszła prosto do Pierronki. Śmiechy dolatywały poprzez drzwi. Zapukała i ucichło zaraz...
↑ Hide fragment ↑Maheude wyszła i poszła prosto do Pierronki. Śmiechy dolatywały poprzez drzwi. Zapukała i ucichło zaraz. Długo trwało, nim jej otworzono.
— A, to ty! — zawołała, udając zdziwienie. — Sądziłam, że to lekarz. — Nie dając jej przyjść do słowa, mówiła dalej, wskazując na męża siedzącego u sutego ognia.
— Ciągle chory, ciągle kwęka. Wygląda nieźle, ale z żołądkiem kiepsko ciągle. Dlatego musi mieć ogień i człek wydawać musi ostatki na węgiel.
Pierron istotnie wyglądał doskonale, tłusty był, rumiany, choć kaszlał, by udawać chorego. Maheude poczuła zapach pieczeni. Niezawodnie pochowano półmiski. Okruchy chleba walały się po stole, na którym stała zapomniana flaszka wina.
— Matka poszła do Montsou za chlebem — mówiła dalej Pierronka — czekamy z upragnieniem jej powrotu.
Ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy idąc za spojrzeniem sąsiadki zobaczyła flaszkę zapomnianą. Połapała się zaraz i zmyśliła historyjkę. Tak, to wino, właściciele Piolaine przynieśli je dla męża, któremu lekarz zalecił bordeaux. Poczęła się rozwodzić nad ich dobrocią i sercem Cecylki, która roznosi sama po koloniach dary swe.
— Wiem, znam ich! — odparła Maheuda.
Serce jej ścisnęło się na myśl, że dary owe dochodzą zawsze rąk ludzi, którzy ich nie potrzebują. Właściciele Piolaine leją więc wodę do rzeki. Ale czemuż ich dziś nie widziała w kolonii? Może by się dało co uprosić.
— Przyszłam tu — rzekła — by zobaczyć, czy wam trochę lepiej jak nam. Może masz choć garść klusek? Oddam ci z całą pewnością.
Pierronka udała rozpacz.
— Nie mam nic, moja droga. Ani garstki grysiku. Jeśli matka wróci bez niczego, będziemy musieli kłaść się bez wieczerzy.
W tej chwili doszedł płacz z piwnicy, a Pierronka wpadła w pasję i poczęła walić pięściami w drzwi. Zamknęła tam tę rozpustnicę Lidię za karę, że włóczyła się cały dzień Bóg wie gdzie. Nie można sobie z tą dziewczyną dać rady, ciągle gdzieś przepada.
Maheude nie mogła się zdecydować odejść. Ciepło ją objęło słodkie, a na myśl, że tu ludzie jedzą, poczęły jej dokuczać kurcze żołądka. Niewątpliwie wyprawili starą i zamknęli Lidię, by zjeść w spokoju królika. Ach, niech mówi kto co chce, ale rozpustnej kobiecie wiedzie się zawsze.
— Dobranoc! — rzekła nagle.
Noc zapadła, a księżyc świecił poprzez chmury. Maheude nie poszła wprost przez ogrody, ale skręciła na drogę. Nie miała odwagi wracać. Domy stały czarne, zamknięte, wszędzie widny był głód. I na cóż pukać? W ostatnich tygodniach nawet zapach cebuli, ów zapach zwiastujący z dala mieszkania ubogich, znikł i teraz czuć było tylko piwniczny zaduch nor niezamieszkałych.