↓ Expand fragment ↓— Nigdy nie ma u nich w domu grosza, choć zarabiają wszyscy! Ha, trudno, tak być...
↑ Hide fragment ↑— Nigdy nie ma u nich w domu grosza, choć zarabiają wszyscy! Ha, trudno, tak być musi, gdy się ma nawyczki złe.
— Powiedziano mi, że Maheude dziś rano była po żebraninie u właścicieli Piolaine i także że Maigrat, który odmówił im kredytu, zdecydował się i dał chleba i różnych rzeczy. Wiadomo, czym się płaci Maigrata.
— Chyba nie na nią ma ochotę! Na to trzeba by odwagi!…. Zagiął parol na Katarzynę, to jasne.
— Pomyśl tylko, moja droga! Ta kobieta jest do tego stopnia bezczelna, że odgrażała się przed chwilą u mnie, iż zatłukłaby Katarzynę, gdyby się z kimś wdała. Co za obłuda, jak gdyby Chaval dawno już nie wyobracał jej na wszystkie strony na dachu królikarni!
— Cicho! Wychodzą!
Obie kobiety, udając spokój, niby to bez ciekawości patrzyły ukradkiem na odchodzących. Dały znak i Maheude ze Stelką na ręku przyłączyła się do nich niebawem. Wszystkie trzy spoglądały teraz w milczeniu na oddalające się, pięknymi materiami pokryte plecy pani Hennebeau i jej gości. Gdy dostojnicy oddalili się o jakieś trzydzieści kroków, języki poczęły latać.
— Mają na sobie ubrania wartające więcej od nich samych!
— Niewątpliwie!… Tej drugiej nie znam, ale za tę naszą nie dałabym czterech sous, choć taka tłusta. Opowiadają rozmaitości.
— Podobno ma kochanków!… Przede wszystkim inżyniera…
— Tego chudego malca… Ależ to pchła… może zginąć w prześcieradłach!
— Cóż to szkodzi, jeśli jej dogadza! O, ja nie dowierzam żadnej takiej damie, co ciągle kręci nosem i robi miny niezadowolenia, gdziekolwiek się znajdzie…. Patrzcie no jak kręci zadkiem, jak gdyby chciała wyrazić w ten sposób, że pogardza nami wszystkimi. Czy to przyzwoite?
Pani Hennebeau i jej goście uszli tymczasem powoli, ciągle rozmawiając, spory kawałek drogi. Nagle ukazała się kareta i zatrzymała na gościńcu przy kościele. Wysiadł z niej mężczyzna może pięćdziesięcioletni z ogorzałą, surową, energiczną twarzą, ubrany w czarny długi surdut.
— Patrzcie, mąż! — szepnęła Levaque zniżając głos, jak gdyby mógł usłyszeć. Strachem przejęło ją zjawienie się generalnego dyrektora, przed którym drżało dziesięć tysięcy robotników. — Czyż może być, by ten człowiek miał rogi?