Motyw
Plotka
w utworze
Dzieje grzechu
-
Łukasz pomimo kosztów szpitalnych miał jeszcze dosyć pieniędzy zarobionych w Zgliszczach. Ewa na swoje utrzymanie...
Łukasz pomimo kosztów szpitalnych miał jeszcze dosyć pieniędzy zarobionych w Zgliszczach. Ewa na swoje utrzymanie poczęła zarabiać. Dr Wilgosiński, który, jak się notorycznie okazało, miał w sobie poczciwości co najmniej na dziesięciu przeciętnych chirurgów, wyrobił jej pisanie u adwokata, rzecz niebywałą w tym mieście od czasów wiekopomnej pamięci statutu wiślickiego, a może nawet i dawniejszych. Wkrótce jednak to zajęcie urwało się, i to w sposób dość bolesny. Adwokat, człowiek familijny i, co za tym idzie, moralny, pod wpływem żony, osoby również moralnej, wymówił Ewie miejsce ze względu na pogłoski, które do niej były przyczepione, a płynęły za nią jak welon. Nikt nie wiedział, kto ona jest, skąd, jak, „co za jedna”. Wiedziano natomiast, że ma związki z owym Niepołomskim, notorycznym ateuszem, awanturnikiem, nieszanującym polskich hrabiów, pojedynkowiczem… Dr Wilgosiński, raz skompromitowany i posądzony o wspólnictwo z ateistami i, co za tym idzie, ludźmi bez moralności — pomimo całego swego męstwa, zdaje się, stchórzył i nie miał już siły do protegowania Ewy gdzie indziej. Zaczęła tedy szukać sama. Nie znała tam jednak literalnie nikogo, a nadto zajęć, do których mogłaby się przydać, w mieście nie było. Ogłaszała się w miejscowym kołtuńsko-endenckim piśmidle, składała oferty to tu, to tam…
Nie miała tylko „chlubnych” świadectw i „zaszczytnych” rekomendacji, żeby się zupełnie upodobnić do papy Pobratyńskiego. W każdym jednak razie jego maniery, przeszpiegi, metody i sposoby przydały jej się teraz. Między innymi trafiła do pewnego inżyniera powiatowego z propozycją wykonywania rysunków technicznych. Liczyła na to, że Łukasz jej pomoże, będzie dawał wskazówki — liczyła na to, że można będzie przez cały dzień pracować w domu… Inżynier (kawaler podtatusiały)… owszem… patrzał jej w oczy z radością, zgadzał się na wszystko, uśmiechał się arcyozdobnie. Musiała tedy ona popatrzeć na niego w sposób właściwy i zrzec się myśli o tym zajęciu.
Ewa drwiła sobie ze świata. Powiedziała, że znajdzie zajęcie, i znalazła. Zaczęła szyć. Krawieczyzna bowiem jest to zajęcie niewymagające, jak doświadczenie uczy, od osób, które mu się „poświęcają”, moralności, o tyle wszakże, o ile płaca miesięczna jednostki nie przekracza pięciu rubli srebrem. Ewa zaczęła od małego, więc nie zwracano zbyt wielkiej uwagi na to, „co ona jest za jedna”. Mówiono o niej w magazynie — „ta jakaś z Warszawy” — i basta. Czasami dodawano słowo „lala” albo inne jakie, mniej estetyczne, a za to bardziej prowincjonalne.