Na świecie dzieją się ważne rzeczy. Bez ustanku przyjeżdżają kurierzy dyplomatyczni. Jacek mówi, że wybuch wojny jest bardzo możliwy. Tego by jeszcze brakowało! Wprawdzie sądzę, że było wiele przesady w opowiadaniach ludzi starszych o ubiegłej wojnie, ale jednak pozostaje niezaprzeczonym faktem, że trzeba było jadać jakieś świństwa, gdyż produkty zdrożały, no i mowy nie było o sprowadzaniu czegoś z zagranicy.
Jeżeli wojna wybuchnie, Jacek będzie musiał iść na front, a Toto również. Ułożyłam już sobie razem z Tulą, że wstąpimy do Czerwonego Krzyża jako siostry miłosierdzia. W kornecie, który tak świetnie uwydatnia owal mojej twarzy, wyglądam wręcz prześlicznie. A poza tym
strój siostry miłosierdzia daje kobiecie un cachet de virginité.
Przeraża mnie tylko myśl o maskach gazowych. Nie dość, że się w nich potwornie wygląda, ale na dodatek człowiek się po prostu dusi. I wchłania wstrętny zapach gumy. Po co ludzie urządzają wojny? Rozumiem jeszcze, gdyby urządzali takie piękne i malownicze jak za czasów
Napoleona czy Kmicica.
Ale niedawno przeczytałam w „The London News” opis przyszłej wojny. To wstrętne. Mężczyźni będą siedzieli w okopach i zasypywali się wzajemnie gradem pocisków, a kobiety w miastach będą musiały wciąż ukrywać się w schronach przeciwlotniczych przed bombami, gazami, bakteriami cholery i innymi okropnościami. Woda w rzekach będzie zatruta i zakażona różnymi epidemiami. Wszystkie samochody zostaną zarekwirowane. Koleje też będą wyłącznie na usługi wojska. I pomyśleć, po co to wszystko?! Po to, że jeden kraj drugiemu chce odebrać jakiś kawałek ziemi. Gdyby to ode mnie zależało, wolałabym przenieść Polskę gdzieś na odległy koniec świata, na przykład do Australii. Tam nareszcie mielibyśmy spokój.