Wesprzyj Wolne Lektury 1,5% podatku — to nic nie kosztuje! Wpisz KRS 00000 70056 i nazwę fundacji Wolne Lektury do deklaracji podatkowej. Masz czas tylko do końca kwietnia :)

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Stanisław Przybyszewski, Dla szczęścia

    Poprawiono błąd źródła: wpuzsczę -> wpuszczę.

    Pisownia wielką literą, np.: od ciebie? - > Od Ciebie?; Ja kulą u nogi? ja? -> Ja kulą u nogi? Ja?.

    Stanisław PrzybyszewskiDla szczęścia

    Świetnemu artyście dramatycznemu

    Kazimierzowi Kamińskiemu

    Stanisław Przybyszewski

    OSOBY:

    1. HELENA.
    2. OLGA.
    3. MLICKI.
    4. ZDŻARSKI.

    AKT PIERWSZY

    Obszerny pokój z głównemi drzwiami na kurytarz. Na lewo drzwi do przyległych pokoi, na prawo okno, za niem biurko z wysuniętemi szufladami. Na biurku listy, papiery, koperty w wielkim nieładzie. Na stole pali się wysoka lampa; niewyraźne światło. Winieje.

    SCENA PIERWSZA

    HELENA I MLICKI.

    HELENA

    siedzi przy biurku, czyta jeden list po drugim, odrzuca je potem ze wstrętem, wstaje i wpatruje się błędnie przed siebie. Słychać jak drzwi od kurytarza się otwierają, a potem z trzaskiem zamykają. Helena drgnęła, idzie do okna i przyciska skronie do szyby.

    MLICKI

    wchodzi, zatrzymuje się zdumiony, niespokojnym wzrokiem mierzy Helenę, przystępuje do biurka, wrzuca bezładnie papiery i listy do szuflad i zamyka je. Potem bierze papierosa, zapala go powoli, siada na krześle. Po chwili zmęczonym głosem.
    1

    Ty otworzyłaś moje biurko?

    HELENA

    zwraca się wolno ku niemu, stoi chwilę tyłem ku oknu odwrócona, śmieje się urwanym, ochrypłym śmiechem.
    2

    Tak! — może ci to niemiło?

    MLICKI

    3

    Dlaczegoś to zrobiła?

    HELENA

    patrzy nań pogardliwie i milczy.

    MLICKI

    rozdrażniony.

    HELENA

    śmiejąc się ironicznie.
    4

    Bo chciałam wiedzieć, jaka jest treść listów owej pani — owej pani, o której tyle słyszałam. A przecie przyznasz, że to rzecz dla mnie bardzo ważna patrzy chwilę na niego. Sądzisz, żem nie wiedziała, iż mnie od kilku tygodni oszukujesz? Gdzie spędzasz całe wieczory? na konferencyi redakcyjnej? ha ha ha!

    MLICKI

    podrażniony.
    5

    Mogłaś trochę cierpliwiej czekać. Dziś byłabyś się o wszystkim dowiedziała i nie potrzebowałabyś…

    Wskazuje na biurko.

    HELENA

    6

    Byłabym się dowiedziała? Od ciebie? Od ciebie? Gdyby się Zdżarski nie był przypadkowo wygadał, nicbym nie wiedziała. O wstydź się, wstydź, jakiś ty nikczemny! Za kilka tygodni masz wziąść ślub z tą — z tą panią, a słowaś mi jeszcze o tem nie wspomniał. Bałeś się, co?…

    MLICKI

    chodzi po pokoju z udanym spokojem.
    7

    Więc do rzeczy. Miło mi bardzo, że o wszystkim wiesz i oszczędziłaś mi długich wyjaśnień… przeciągle, ja wyjaśnień strasznie nie lubię…

    HELENA

    z wzrastającym oburzeniem.
    8

    Boś nędzny tchórz! krzyczy, na coś grał tę nędzną komedyę? Śledziłeś każdy mój ruch, chciałeś wyzyskać chwilę, w której byłabym przystępną dla twoich wyjaśnień. Ha! ha! Szukałeś sposobności, żeby wszystko powiedzieć, a nie odważyłeś się na to… nie odważyłeś się na to, żeby twojej dawniejszej kochance powiedzieć „kocham inną” — a kłamałeś — kłamałeś bezustannie! O! Jak ty nędznie kłamałeś!

    MLICKI

    tracąc spokój.
    9

    Proszę cię, daj teraz pokój! Mam dosyć twoich życzliwych uwag. Wymówki są zupełnie nie na miejscu. Powinnaś być mi wdzięczną, że tak długo ci przykrości oszczędzałem… Więc wiesz już, że się musimy rozstać!…

    HELENA

    z wściekłością.
    10

    Rozstać!… rozstać!… Ha, ha, ha! Nie, nie, mój kochany, tak szybko to nie idzie! Krew mi wyssałeś, duszę mi zniweczyłeś, ze czci mnie odarłeś, a teraz chcesz mnie wyrzucić?!… Oddałam ci wszystko, co tylko kobieta dać może!… Dla ciebie porzuciłam rodziców, dla ciebie wytykają mnie ludzie palcami… A teraz, teraz mamy się rozstać!! Ha, ha, ha!… jak pies będę szła za tobą, jednej minuty spokoju ci nie dam — o ty — ty!… zanosi się płaczem. O Boże! Boże!…

    MLICKI

    11

    W ten sposób oczywiście się nie porozumiemy. Trzeba wreszcie, żebyś spokojnie całą rzecz rozpatrzyła. Kocham inną. Długo walczyłem z tem uczuciem, by nie robić cię nieszczęśliwą. Uległem, bom musiał uledz. Są uczucia, wobec których obowiązki i tem podobne rzeczy są czczym frazesem. A zresztą o ile cię znam, nie chciałabyś, bym tylko z obowiązku został przy tobie… Wątpię, czybyś chciała żyć z człowiekiem, który przez całe życie będzie cię uważał za kulę u nogi, za… za… zaporę do szczęścia.

    HELENA

    przerywa mu gwałtownie.
    12

    Ja kulą u nogi? Ja?…. A czem ty się dla mnie stałeś? — Byłam dzieckiem prawie, gdyś mi raj obiecywał, by mnie tylko posiąść, a teraz jestem kulą u nogi? Ja tobie zaporą? a tym mnie czem?… czem?… Co się ze mną stanie?… Gdzie ten raj… ta… ha, ha, ha, ta wieczna rozkosz, którąś mnie nęcił?

    MLICKI

    13

    Nie unoś się. Zapędzasz się coraz bardziej w twoim niesprawiedliwym żalu. Przecież nie poszłaś za mną dlatego, żem ci raj obiecywał, tylko dlatego, żeś mnie kochała. Więc cię tylko ta niespodziewana rozkosz nęciła, a nie miłość twoja, he?…

    HELENA

    patrzy błędnie przed siebie.

    MLICKI

    14

    A więc, gdybyś była wiedziała, że pójdziesz w nieszczęście ze mną…

    HELENA

    15

    Tak, w nieszczęście, ale z tobą! Z tobą, a nie dlatego, byś mógł po trzech latach mnie opuścić — dla innej — dla tej pani — nagle spokojna. Zresztą po cóż te długie rozprawy. Jesteś przecież wolny, niczem nieskrępowany. Nie kochasz mnie, więc idź, idź, gdzie ci się podoba, idź do niej, idź!

    MLICKI

    siada naprzeciw niej, wolno i łagodnie.
    16

    Słuchaj Hela, mówże ze mną rozsądnie.

    HELENA

    prostuje się gwałtownie.
    17

    Ale dajże mi raz przecie spokój! Czego chcesz jeszcze odemnie? Czy lękasz się o mnie?…

    MLICKI

    18

    Tak — zanadto jestem do ciebie przywiązany, żeby mi to miało być obojętnem.

    HELENA

    19

    Przywiązany! przywiązany! Ha, ha, ha, może poczuwasz się do wdzięczności za tyle rozkoszy? Może mi chcesz dać odszkodowanie?… z dziką ironią. Wiesz co? Sprawa załatwi się najlepiej, jeżeli mnie wydasz za kogo.

    MLICKI

    z tłumioną wściekłością.
    20

    Podła!

    HELENA

    21

    Ty, ty jesteś podły! Dlaczego mnie wziąłeś? Dlaczegoś mi całe dwa lata miłość kłamał w najwyższem oburzeniu. Płaciłeś moją miłość!… Strawą i odzieniem płaciłeś moją miłość! Jezu! Jezu! Jakie to obrzydliwe porywa się. Czego chcesz, czego?… Mamże prosić niebios, by wszelkie błogosławieństwo na twoją głowę zlały, mamże cię w czoło całować i mówić: Idź mój Stefanie, idź, szukaj dla siebie innego szczęścia?!…

    MLICKI

    patrzy na nią cały czas, potem śmieje się krótko.
    22

    All right! To wcale nie źle powiedziałaś. Więc dobrze, będziemy żyć dalej spokojnie i szczęśliwie. Wiesz aż nadto dobrze, że cię nie opuszczę, dopóki ci twej przyszłości nie zapewnię… Spodziewałem się, że serce twoje delikatniej odczuwa…

    HELENA

    oburzona.
    23

    Niecny z ciebie komedyant! Chciałeś powiedzieć, ze zostajesz ze mną, bo cię do tego zmuszam?…

    MLICKI

    24

    Otóż to właśnie powiedziałem.

    HELENA

    patrzy na niego z osłupieniem.
    25

    Ja cię chcę zmusić?… Ja?…

    MLICKI

    26

    Rozumie się — skoro mówisz: nie chcę twojej pomocy — to znaczy tyle, co: będziesz mnie miał na sumieniu.

    HELENA

    27

    Na sumieniu?

    MLICKI

    28

    Oczywiście! bez mojej pomocy zmarniejesz.

    HELENA

    29

    A cóż ciebie to obchodzi? Daj mi zmarnieć! Daj mi skosztować tych rozkoszy, tych rajów, któreś mi obiecywał!

    MLICKI

    30

    Chciałabyś sobie zdobyć koronę męczeńską? Nie, moja złota, pomyśl tylko co to za przykra rzecz, dostać się na języki tych panien i pań, żądnych równouprawnienia. We wszystkich petycyach wskazywanoby na nasz stosunek — He, he, pan się ożenił, a opuszczona dama zmarniała!

    HELENA

    31

    O! jakiś ty nędzny! Jakiś ty podły!

    Rzuca się z płaczem na kanapę.

    MLICKI

    zgryźliwie.
    32

    Nie pojmuję, dlaczego płaczesz? Chcę iść — płaczesz — chcę zostać — także płaczesz. Obrzucasz mnie niesłychanie pochlebnymi epitetami. Nasza cała rozmowa była okresem pełnym obelg — pauzy wypełniałaś płaczem… No powiedz tylko, czy nie dobrze się stało, żeś wcześniej o tem nie wiedziała? Te same sceny byłyby się już od kilku tygodni powtarzały, a to chyba nie byłoby zbyt miłą strawą.

    HELENA

    wstaje i idzie ku drzwiom.

    MLICKI

    33

    A wiec skończmy raz… Zostaję przy tobie! Będzie nam dobrze razem uśmiecha się ironicznie. Tak, tak dobrze, bardzo dobrze…

    Słychać pukanie do drzwi; Helena wychodzi.

    MLICKI

    34

    Proszę!

    SCENA DRUGA

    MLICKI, ZDŻARSKI.

    ZDŻARSKI

    wchodzi. Powierzchowność zaniedbana, niespokojne ruchy.
    35

    Dzień dobry!

    MLICKI

    36

    Skąd się tu wziąłeś?

    ZDŻARSKI

    37

    Wydarzyła mi się przykra rzecz.

    MLICKI

    38

    Cóż takiego?

    ZDŻARSKI

    39

    Kazano portierowi, aby nie puszczał mnie do hotelu, dopóki nie zapłacę rachunku.

    MLICKI

    40

    Przecież miałeś dziś w nocy pieniądze?…

    ZDŻARSKI

    41

    Wszystko przegrałem!

    MLICKI

    42

    Pociesz się, ja też się mocno zgrałem.

    ZDŻARSKI

    43

    Mogę u ciebie parę dni pozostać? W tych dniach nadejdą pieniądze dla mnie.

    MLICKI

    44

    Bez wątpienia, miejsca jest aż nadto.

    Gasi lampę i chodzi do koła niespokojnie.

    ZDŻARSKI

    45

    Jesteś bardzo niespokojny?…

    MLICKI

    46

    Ty byłeś tu wczoraj?

    ZDŻARSKI

    47

    Tak; nie zastałem cię w domu!…

    MLICKI

    48

    Ale z Heleną rozmawiałeś?

    ZDŻARSKI

    49

    Niestety, nie wiedziałem, że ona o niczem nie wie. Przypadkowo zgadało się o Oldze, ja w tej myśli, że ona o wszystkiem wie…

    MLICKI

    uśmiecha się.
    50

    Przypuszczałeś to rzeczywiście?

    ZDŻARSKI

    kręci papierosa.
    51

    Tak! Nie spodziewałem się, że chcesz nadal ukrywać ten głośny stosunek.

    MLICKI

    śmieje się nerwowo.

    ZDŻARSKI

    52

    Czemu się śmiejesz?

    MLICKI

    53

    Dziwna rzecz, jakiś ty czasem naiwny.

    ZDŻARSKI

    patakując.
    54

    Aha!

    MLICKI

    55

    No i cóż dalej?…

    ZDŻARSKI

    56

    A nic. Helę jakby piorun raził. Ale to kobieta hartowna. W jednej chwili się opanowała. Nieczem się przedemną nie zdradziła.

    MLICKI

    57

    To ci się podobało?… Co?…

    ZDŻARSKI

    58

    Bardzo. Zrozumiałem, że gdybyś ją kochał, gdyby była z tobą szczęśliwa, byłaby mogła być czemś więcej dla ciebie, jak tylko…

    MLICKI

    59

    Masz niezrównany zmysł psychologiczny.

    ZDŻARSKI

    60

    Jak czasem… No, w każdym razie dobrze zrobiłem, że ją przygotowałem?

    MLICKI

    61

    Lepiej, niż się tego spodziewałeś.

    Chwila milczenia.

    ZDŻARSKI

    62

    No i na czem obecnie stanęło?

    MLICKI

    63

    Na czem? hm! jedno z nas zmarnieć musi.

    ZDŻARSKI

    64

    Ty nie zmarniejesz. Ale Hela z pewnością.

    MLICKI

    65

    No i co potem?

    ZDŻARSKI

    66

    O to cię właśnie chciałem zapytać…

    MLICKI

    67

    Ja na to rady nie mam, nic a nic pomódz jej nie mogę. Stanowczo wszelką moją pomoc odrzuciła.

    ZDŻARSKI

    68

    Hm, to jasne, że Hela, właśnie Hela nie chce być dalej twoją utrzymanką…

    MLICKI

    69

    Utrzymanką?…

    ZDŻARSKI

    70

    No, nazwij to jak chcesz, nie będziemy się o słowa sprzeczać… Hm!… Podła sprawa… Ty rzeczywiście żadnej odpowiedzialności nie masz. Cóżeś ty winien, że inną pokochałeś… Ale… ale… jakżeż z sumieniem? to głupie sumienie, co się w żaden sposób nie chce ucywilizować!?…

    MLICKI

    71

    A cóż mnie sumienie obchodzi! Chcę szczęścia! Chcę żyć, a pozostać tu dłużej, to dla mnie zguba!

    ZDŻARSKI

    72

    A wiec zdecydowałeś się Helę poświęcić?

    MLICKI

    73

    Jeżeli tak być musi!…

    ZDŻARSKI

    74

    Aby żyć!… Żyć w szczęściu!… He, he, a jeśli to szczęście nie spełni twych oczekiwań, jeśli wszystkie te ofiary pójdą na marne?…

    MLICKI

    75

    To wszystko możliwe.

    ZDŻARSKI

    76

    Mam na myśli całkiem specyalny wypadek.

    MLICKI

    śmieje się ironicznie.
    77

    Wiem, wiem… wreszcie dosiadłeś swego konika. Nieprawdaż? Stare teorye o czystości, o instynktach samczych…

    ZDŻARSKI

    78

    Możeby było lepiej, gdybyś trochę poważniej zajrzał w twoje serce.

    MLICKI

    79

    Dla mnie Olga pozostanie czystą i dziewiczą, choć — choć już należała do innego.

    ZDŻARSKI

    80

    Jakie to jasne w teoryi! — śmieje się. Jasne jak słońce! Bo cóż ona temu winna, że cię ktoś uprzedził, że oddała serce swe, zanim mogła przeczuwać, iż jakiś Mlicki istnieje? Cóż do djabła ona temu winna, że ten ktoś żądał pochwytnej rękojmi jej miłości — to znaczy he, he, wiesz już czego się żąda od dziewicy. Cóż wreszcie winna, że się oddała? Oddać się musiała — bo przecież miłość silniejsza od rozsądku. Podobno to nawet jest siłą charakteru, odwagą, szlachetną dumą, jeźli kobieta nie czeka, aż otrzyma państwowe zezwolenie na — na ową he, he, rękojmię miłości. No proszę cię, czyż można coś piękniej uzasadnić, można coś głębiej zrozumieć, jak właśnie to? Więc nie zważam na nic: żenię się. Naraz odzywa się samiec. Prosty ordynaryjny samiec, samiec, który jest równie silny w duszy parobka, jak naprzykład w duszy człowieka tak moralnie przerafinowanego, jakim ty jesteś. Rozpoczyna się pierwszy akt szczęścia. Czujesz, że wszystko, co kobieta po raz pierwszy daje, to wszystko, co w duszy kobiety jest tylko przeczuciem, obawą dziwną a tajemniczą, pełną strachu i pragnienia, to wszystko już duszy twej, no, dajmy na to, żony — dawno przekwitło: już dawno zapomniała tego pijanego szału, z jakim się po raz pierwszy oddawała; he, he… jest doświadczona, może trochę zimna… bo, bo wiesz w tych chwilach budzi się w kobietach doświadczonych zmysł spostrzegawczy, a wiesz, że my mężczyźni jesteśmy właśnie w tych chwilach niezrównanie komiczni — he, he. Ale może ci przykro, że tę sprawę poruszam?

    MLICKI

    81

    I tobie się zdaje, że mnie to boli? he, he…

    ZDŻARSKI

    82

    Nie boli cię to? Toś niezwykły człowiek; nie boli cię nawet to nawet, jeśli pomyślisz, że Olga mogłaby być już matką?

    MLICKI

    wściekły.
    83

    Milcz!

    ZDŻARSKI

    84

    Po co mam milczeć, kiedy to cię nie boli? zapalczywie. Od człowieka, którego serce szanuję, żądam tego instynktu! Wolno parobkowi go nie mieć, wolno mu brać za żonę kobietę, która mu w posagu przynosi dzieci z innym spłodzone. Ale tobie nie wolno brać kobiety za żonę, któraby ewentualnie…

    Urywa.

    MLICKI

    siada na krześle.
    85

    Dosyć tego! jeśli ci na tem zależy, bym ci się przyznał, jak bardzo nad tem cierpię — to tę satysfakcyę możesz mieć, Ale nie męcz mnie teraz. To się na nic nie zda. Ja bez Olgi żyć nie mogę. Jest coś, co jest silniejszem we mnie nad wszystkie cierpienia, nad wszystkie inne instynkty macha ręką. Nie idzie wszystko na marne, jeśli tak być musi…

    Pauza.

    ZDŻARSKI

    86

    Kiedyż Olga wróci?

    MLICKI

    87

    Dlaczego właśnie pytasz o to?

    ZDŻARSKI

    88

    Możeby to lepiej było, gdyby nie była wyjeżdżała?

    MLICKI

    89

    Czemu?

    ZDŻARSKI

    90

    Na dystans wydaje się zawsze, że żyć bez tego kogoś nie można.

    MLICKI

    wstaje rozdrażniony.
    91

    Jakoś niezwykle przyjacielsko jesteś dziś do mnie usposobiony. Powiedz tylko, kochasz ją jeszcze? Kochasz ją więcej niż dotąd!?

    ZDŻARSKI

    pogardliwie.
    92

    Mylisz się mój drogi!

    MLICKI

    93

    Nie, nie, nie mylę się.

    ZDŻARSKI

    wzrusza ramionami.

    MLICKI

    94

    Skądże ta nienawiść ku niej?

    ZDŻARSKI

    95

    Nienawiść? Ja jej bynajmniej nie nienawidzę, ale nie mam powodu zachowywać dla niej w mem sercu wdzięcznej pamięci.

    MLICKI

    96

    Aha! aha! Za dalekoś się zapędził w twoich nadziejach?

    ZDŻARSKI

    97

    Ja ich w sobie nie robiłem, ktoś inny je we mnie wzbudził.

    MLICKI

    98

    A! a! To podczas waszego pobytu w Paryżu?… N'est ce pas? Raz mówiłeś coś o tem! Ale jak to było?

    ZDŻARSKI

    śmieje się.
    99

    Masz dobrą pamięć! Tylko wtedy — ot, niewinne głupstwo.

    MLICKI

    100

    No opowiedzże!

    ZDŻARSKI

    101

    A, drobnostka! Siedzieliśmy w zamkniętym pokoiku jakiejś winiarni i piliśmy szampana. Olga namiętnie lubi szampana. Wprawdzie trochęśmy dużo wypili…

    MLICKI

    102

    No i…?

    ZDŻARSKI

    103

    Nic więcej… zjadliwie. Mój przyjaciel szukał mnie… taki prosty łatęda, który miał też ochotę na szampana…

    MLICKI

    z sztuczną wesołością.
    104

    Padliście zatem, że tak powiem ofiarą — przerwanej miłości. Czytałem raz pyszną balladę na ten temat.

    Pauza.
    105

    Teraz jej już nie kochasz? Toś się szybko odkochał! Jakże to się stało, że twoja miłość tak gwałtownie zamilkła?

    ZDŻARSKI

    106

    Wcale nie gwałtownie… zwolna, kawałek po kawałku gniła moja miłość, zresztą poznałeś ją w tem samem męskiem towarzystwie co i ja. Zanadto był mi wstrętny widok tylu pożądliwych rąk, które i po nią się wyciągnęły.

    MLICKI

    z tajoną wściekłością.
    107

    He, he — przedziwnie to powiedziałeś… Ale, ale… twa pamięć kiepska. Nigdy nie zapomnę, z jakiem uwielbieniem o niej mówiłeś zaczem ją poznałem. Wtedy była dla ciebie piękną, odważną, coś w rodzaju nad-kobiety, co depcze wszelkie prawa, co stoi ponad wszystkimi tymi przesądami, których teraz tak zapalczywie bronisz… pamiętasz?

    ZDŻARSKI

    108

    Owszem, pamiętam. Nie znałem jej jeszcze wtedy. Sama sobie stawiała ideały, którym się dziś sprzeniewierza.

    MLICKI

    109

    Przedziwny z ciebie dyalektyk. Wyrażasz się bardzo niejasno; przynajmniej pojąć nie mogę, dlaczego się tak gorąco moim stosunkiem zajmujesz.

    ZDŻARSKI

    110

    Ja? Ależ niech Bóg broni! Poprostu mnie zmuszasz do tego. O niczem innem nie jesteś w stanie mówić. Wypytujesz mnie ustawicznie, krążysz naokoło mnie jak kot koło gorącej miski. Przypuszczasz, że wiem coś o niej, czego ty nie wiesz, chciałbyś mnie znienacka podejść…

    MLICKI

    zapomina się i przerywa mu szyderczym śmiechem.
    111

    He, he! powiedzno tylko kochany Janie, czy cię naprawdę nie wpuszczono do hotelu?

    ZDŻARSKI

    uśmiecha się.
    112

    Mam się oburzyć?

    MLICKI

    z zjadliwą ironią.
    113

    Czy pokazuje na drzwi czyś nie słyszał z kurytarza mojej rozmowy z Heleną?

    ZDŻARSKI

    cynicznie.
    114

    Mam cię wyzwać?

    MLICKI

    śmieje się coraz pogardliwiej.
    115

    Rzeczywiście myślałeś wczoraj, że Helena wie o wszystkiem?

    ZDŻARSKI

    116

    A do djabła! Tyś jakby stworzony na małżonka, który świetnie będzie umiał dogryzać swej doświadczonej pani.

    MLICKI

    przypatruje mu się chwilę.
    117

    A toś się odciął! wybucha gniewem. Szatan z ciebie! naraz bardzo życzliwie. Ale bój się Boga! całkiem o kawie zapomnieliśmy!

    Idzie do przyległego pokoju. Zdżarski uśmiecha się drwiąco i bawi się kapeluszem.

    MLICKI

    wraca ziewając.
    118

    Czy istotnie przegrałeś dziś wszystkie pieniądze?

    ZDŻARSKI

    119

    Gorzej niż wszystkie.

    MLICKI

    120

    Więc na dług?

    ZDŻARSKI

    121

    Trzeba go dziś zapłacić!

    MLICKI

    122

    Mogę ci chętnie pożyczyć.

    ZDŻARSKI

    123

    Dziękuję!

    MLICKI

    124

    Chcesz zaraz?

    ZDŻARSKI

    125

    Możemy to później załatwić!

    MLICKI

    126

    Jak chcesz.

    Pauza.

    MLICKI

    chodzi po pokoju, naraz staje przed Zdżarskim; patrzą chwilę na siebie.
    127

    Było nam lepiej, zaczem…

    SCENA TRZECIA

    CIŻ, HELENA.

    HELENA

    wchodzi z kawą; na pozór bardzo spokojna.

    ZDŻARSKI

    128

    Dzień dobry pani.

    HELENA

    porządkuje zastawę i podaje Zdżarskiemu rękę. Siadają i piją kawę w milczeniu.

    MLICKI

    nagle.
    129

    Wybaczcie mi, na chwilę muszę wpaść do redakcyi szuka kapelusza. Człowiek się trochę przy korekcie przetrzeźwi…

    Wychodzi.
    Zdżarski i Helena siedzą chwilę w milczeniu.

    ZDŻARSKI

    130

    Ma pani papierosy?

    HELENA

    podaje je z biurka.
    131

    Proszę.

    ZDŻARSKI

    zapala papierosa i obraca nerwowym ruchem filiżankę od kawy.

    HELENA

    nagle.
    132

    No i będzie Stefan z nią szczęśliwy.

    ZDŻARSKI

    133

    Szczęśliwy? Nie! Nie!

    HELENA

    134

    A jednak on ją bardzo kocha.

    ZDŻARSKI

    135

    Tak mu się zdaje. Jego miłość jest w trzech częściach prostą próżnością. Olśniewa go swymi śmiałymi sądami, pochlebia mu jej piękność, jej wyniosła duma; wokół niej roi się od mężczyzn; a to go oczarowało, że właśnie ku niemu zwróciła swe względy że on został wybrany. Przytem umie nęcić, podrażnić, obiecuje jednem spojrzeniem więcej, ile inna nie da, choćby się całą duszą oddała. Ilu ich już się w jej sieci zaplątało!… znałem jednego, który przez nią stał się — he, he, jakby to nazwać?… Ale pani nie idzie o przymiotnik. Był szczęśliwy i dziwna rzecz był także zaręczony… Spotkał ją przypadkowo — nie wiem w jaki sposób zamyśla się. No, dość na tem, że uległ odrazu. Zajęła się nim bardzo, wabiła go ku sobie i odtrącała go, pozwoliła się nosić na rękach po schodach aż do drzwi mieszkania, a potem kiwnęła głową i powiedziała: Dziękuję. Wyobraź sobie pani, jaką głupią minę musiał ten ktoś zrobić. He, he, trzebaby widzieć młodzieniaszka z tą kapitalną miną!… Ninawidził jej do tego stopnia, że chciałby ją nieraz udusić, a czołgał się przed nią, błagał — raz nawet płatał! Ha! ha! Płakał jak dzieciak. Dziw, że sobie w łeb nie palnął… tajemniczo z brzydkim uśmiechem. Raz nawet okradł swego przyjaciela…

    HELENA

    136

    Okradł?

    ZDŻARSKI

    137

    Najlepszego przyjaciela, żeby módz za nią pojechać! Podróż była kosztowna, bardzo kosztowna… sumienie się o kryminał otarło.

    HELENA

    138

    Czy pańskie?

    ZDŻARSKI

    139

    Tak — moje…

    Pauza.

    HELENA

    140

    I niema sposobu, aby Stefana uratować?

    ZDŻARSKI

    141

    Co będę mógł zrobić, to zrobię niespokojnie. Dla pani to zrobię zakłopotany. Pani tak uderzająco podobna do niej, mojej dawniejszej narzeczonej. Tak mi ją pani przypomina… mówi cicho i szybko. Niczego nie żądam, straciłem wszelki szacunek dla siebie, nie wymagam go od innych. Pogardzam ludźmi, nienawidzę ich. Ale, ale są rzeczy, wobec których słabnę, serce mnie tak boli… i… i… zacina się i wstaje. Co będę mógł, to zrobię. Tylko, tylko, że się nie da nic zrobić, absolutnie nic! Kogo ona pochwyci, tego nie puści… wyssie, odrzuci, ale nie puści… Człowiek na zawsze z nią pozostanie spętany… nagle wybucha. Czy pani jeszcze Mlickiego kocha po tem wszystkiem? Ma pani jeszcze trochę dumy i rozsądku?

    HELENA

    przerywa.
    142

    Co panu rozsądek i duma w pańskiej miłości pomogły? Mój Boże, Boże! powtarzam sobie tysiąc razy, Stefan mnie nie kocha, kocha inną; niech idzie, niech będzie szczęśliwy, woła mój rozsądek, podłością go zatrzymywać, jeśli mnie nie kocha. A serce krzyczy ratunku, do nóg jego przyczepić bym się chciała, żeby nie odszedł. Niech bije, niech nogami tratuje, byle tylko pozostał! chwyta się za głowę. O Boże, Boże, co teraz będzie? do siebie. Co będzie, co będzie?

    Pauza.
    Gwałtownie.
    143

    Pan mi musi pomódz. Pomóż mi pan, pomóż! Zmarnieję bez niego. Nie mam domu, nie mam rodziców; cały świat się mnie wyparł. Na całym świecie Stefan, tylko Stefan, jedyny Stefan!…

    ZDŻARSKI

    z wzrastającym niepokojem.
    144

    Ale jak ja mam pomódz? Cóż ja na to poradzę? Ona go opętała. Cała jego dusza jest jedną zbolałą raną, a oderwać się od niej nie może.

    HELENA

    złamanym głosem.
    145

    Tak, tak, ma pan słuszność. Nie ma rady — nikt pomódz nie może — nikt!

    Pauza.

    ZDŻARSKI

    po chwili, jakby porwany nagłym strachem.
    146

    Jakie to życie straszne! po co, po co tu jeszcze żyć?

    HELENA

    147

    Co? co pan mówił?

    ZDŻARSKI

    148

    Nie ma szczęścia dla nas obojga — a bez odrobiny szczęścia nie można żyć.

    HELENA

    zamyślona.
    149

    Nie można…

    Pauza.
    Budząc się z zamyślenia.
    150

    Może sobie pan wyobrazić stan duszy człowieka, któremu wyrok śmierci przeczytano?

    ZDŻARSKI

    151

    Co? co?

    HELENA

    152

    Wyrok śmierci.

    ZDŻARSKI

    153

    Wyrok śmierci?

    HELENA

    154

    Ja mam przy sobie mój wyrok śmierci. Wczoraj przyszedł telegram. Od niej — ja wiem, że to od niej. Ja wiem, co w nim jest. Nie otworzyłam go, a wiem, że ona jutro, pojutrze, za dwa, trzy dni przyjedzie… i Stefana zabierze… I wie pan, za każdym razem, gdy go do ręki wezmę, i chcę go dać Stefanowi, ręka mi cierpnie, trzęsę się cała. Jakie to głupie! przecież mu go dać muszę, a chociażbym go nie oddała — nic się nie zmieni — nic!

    SCENA CZWARTA

    CIŻ, MLICKI.

    MLICKI

    wchodzi zamyślony i bardzo smutny, siada przy stole i nalewa sobie kawy.
    155

    Może się prześpisz trochę?

    ZDŻARSKI

    156

    Jestem co prawda strasznie zmęczony.

    MLICKI

    157

    Idź do mojego pokoju, wyśpij się uczciwie, a po południu załatwimy twoją sprawę.

    ZDŻARSKI

    wstaje.
    158

    Ty się nie położysz?

    MLICKI

    159

    Nie! Mam dużo roboty.

    ZDŻARSKI

    wychodząc.
    160

    Obudź mnie za parę godzin. Dobranoc;

    Wychodzi.

    SCENA PIĄTA

    MLICKI, HELENA

    MLICKI

    po chwili milczenia bardzo poważnie, patrzy ku ziemi.
    161

    Nie bierz mi za złe Hela, jeśli ci coś przykrego powiedziałem.

    HELENA

    z głębokim smutkiem.
    162

    Właśnie cię też o to chciałam prosić. Uniosłam się, przebacz mi. To wszystko tak niespodziewanie się na mnie zwaliło. Głowa mi pęka.

    MLICKI

    163

    Nie mówmy o tem — zostanę teraz przy tobie, i o wszystkiem zapomnę.

    HELENA

    164

    Nie, nie! Między nami wszystko skończone. Teraz wiem, że mnie nie kochasz, żeś mnie nigdy nie kochał. Nie, Stefanie, jesteś zupełnie wolny, ja cię nie zatrzymuję.

    MLICKI

    gwałtownie.
    165

    Ale ja chcę pozostać! opanowuje się. Nie, nie, tam szczęścia dla mnie nie ma! Zapomnę o wszystkiem.

    HELENA

    wybucha płaczem.
    166

    Nie męcz mnie! Nie męcz! Ja nie pragnę twej miłości, ja brzydzę się tą rezygnacyą, wolę już, byś mnie bił, pogardzał mną… nie chcę!… nie chcę!

    MLICKI

    167

    Nie płacz Hela, nie płacz! Wszystko będzie dobrze! Będę pracował, zapomnę. Tyś taka dobra, nieczegoś nigdy odemnie nie wymagała. Będziemy żyć obok siebie. I tyś była moją, tylko moją — niczyje ręce nie dotknęły ciebie; zamyślony. Zdżarski ma słuszność!

    HELENA

    168

    Zdżarski? co mówił Zdżarski?

    MLICKI

    169

    Nic, nic… Będziemy żyć obok siebie spokojnie.

    HELENA

    wybucha nagle spazmatycznym śmiechem.
    170

    Ha, ha, ha! Nie opuszczaj mnie Stefanie! Nie opuszczaj mnie! Na litość boską nie gub mnie! rzuca się na jego szyję. Patrz tu, tu mój wyrok. — Patrz, tu jej telegram, ona przyjeżdża osuwa się na krzesełku; szuka nerwowo po kieszeniach. Patrz tu… tu…

    Mnie kurczowo telegram i daje mu go, patrząc nań wpół błędnie.

    MLICKI

    rozrywa depeszę, czyta raz i drugi z wyrazem najwyższego przerażenia, potem zwraca się ku oknu.

    HELENA

    zrywa się z krzesła z dziko rozwartemi oczyma; ochrypłym głosem.
    171

    No i co? Co? Co?

    MLICKI

    172

    Przyjeżdża…

    Kurtyna.

    AKT DRUGI

    Dzień później. Ten sam pokój, co w pierwszym akcie. Zmrok coraz gęstszy; na kanapie siedzi Zdżarski i pali papierosa. Przed nim na stole kilka flaszek piwa. Helena do połowy zwrócona do Zdżarskiego, patrzy w okno. Po odsłonięciu kurtyny przez chwilę zupełna cisza.

    SCENA PIERWSZA

    HELENA, ZDŻARSKI.

    ZDŻARSKI

    kaszle. Długa pauza.
    173

    Dziwny nastrój w tym pokoju. Jesień. Jesień. Niedługo zaczną się deszcze. A to straszna rzecz, gdy deszcz całymi dniami na szybach jęczy.

    HELENA

    nie odpowiada.

    ZDŻARSKI

    po chwili.
    174

    Że też Stefana tak długo nie widać!

    HELENA

    śmieje się cicho.
    175

    Pewno też tak rychło nie przyjdzie.

    ZDŻARSKI

    176

    Panna Agrelli przyjeżdża zatem z pewnością jutro.

    HELENA

    177

    Podobno.

    ZDŻARSKI

    178

    No i co pani zamyśla robić.

    HELENA

    179

    Ja? śmieje się błędnie. Ja? Nic, nic… czekam, aż się wszystko skończy!… Jestem tak spokojna… Ja tylko czekam, czekam… A potem — no! Niech będą szczęśliwi. On ją kocha, a ona jego chyba też kocha; dlaczegóżby go nie miała kochać?…

    ZDŻARSKI

    śmieje się szyderczo.
    180

    Ona? Kocha? He, he!…

    181

    Ona kochać nie umie! Siebie kocha! swoją próżność, swoją dumę, swoją piękność.

    HELENA

    chłodno.
    182

    Tego pan wiedzieć nie możesz. To, że pana nie kochała, nie pozwala wnioskować, by nie miała kochać Stefana. Dlaczegóżby za niego wychodziła? On przecież ani sławny, ani bogaty — kocha go, kocha i on będzie z nią szczęśliwy!

    ZDŻARSKI

    z bolesną ironią.
    183

    Może jest coś heroicznego w pani rezygnacyi… Tak, tak… rezygnacya podobno zawsze jest heroiczną uśmiecha się zmęczony. Ale dajmy spokój bohaterstwu! Nam bohaterstwa nie trzeba; ot — trochę szczęścia, maleńką odrobinkę szczęścia. Tego nam potrzeba. Bądź pani otwartą. Niewiem, cobym za to dał, żeby pani ze mną otwarcie mówiła. Ja nie wierzę w pani rezygnacyę; ja czuję, jak się serce pani krwawi. A ja mam dużo, dużo sympatyi dla pani, więcej, jakby się tego można po mnie spodziewać. Pani mi tak żywo przypomina moją narzeczoną.

    HELENA

    184

    Z nikim nie byłam tak otwartą, jak właśnie z panem. Pan mi okazał tyle uczciwej przyjaźni w ostatnim czasie… Alem ja taka zmęczona. Moje myśli tak rozprószone. Ja nie jestem w stanie ani jednej myśli do końca domyśleć… Teraz się wszystko skończyło. To męka… ta straszliwa męka ostatnich dni.

    ZDŻARSKI

    gwałtownie.
    185

    Pani nie powinna go puścić! Jeżeli go pani kocha, to go pani zatrzyma przy sobie; on przy niej szczęścia nie znajdzie, tylko rozpacz i cierpienie.

    HELENA

    z bladym uśmiechem.
    186

    Nie!… nie!… przepadło! To już koniec!…

    ZDŻARSKI

    187

    Poświęć pani swą dumę dla jego dobra. Pani go kocha. Pani ostatecznie na tem zależy, żeby nie zmarniał przy tej kobiecie.

    HELENA

    188

    Dlaczegóżby miał zmarnieć?

    ZDŻARSKI

    z namysłem.
    189

    Bo… Bo… jakże mam to pani wytłómaczyć? — Wie pani może, że jest coś, co starzy ludzie dawniej cnotą czystości nazywali… he… he… rzeczywiście cnotą czystości — dziś to już jest starzyzną. Cnota czystości nabrała komicznego znaczenia. He, he… młodzi panowie nauczyli panienki, że cnota czystości jest śmieszna. I my ludzie postępowi śmiejemy się z owej cnoty — w teoryi proszę pani… bo w sercu o, w sercu… chciałbym widzieć tego mężczyznę, któryby przenosił kobietę, co z rąk do rąk przechodziła, nad kobietę tak czystą i jasną, jak… jak naprzykład pani…

    HELENA

    190

    Co pan chcesz przez to powiedzieć?

    ZDŻARSKI

    po chwili.
    191

    Do tych ludzi, którzy sami siebie okłamują, do tych ludzi słabych, dla których tak nazwany postęp ha, ha, ha, postęp jest ideałem, w imię którego niszczą najszlachetniejsze instynkty sercowe — ową starzyzną moralną — należy Mlicki. Mlicki jest rodzajem takiego moralnego Don-Kiszota. W sercu pełno owej „starzyzny”, ale się jej wstydzi!… He, he! najpiękniejsze teorye mu się w nic rozprysną, gdy robak zacznie serce dzień i noc toczyć!

    HELENA

    192

    Zupełnie nie rozumiem, co pan chcesz powiedzieć.

    ZDŻARSKI

    193

    Otóż proszę pani, ta dama, z którą Mlicki się chce żenić, była dawniej już kochanką innego, a może i innych.

    HELENA

    patrzy na niego osłupiała.
    194

    Stefan wie o tem?

    ZDŻARSKI

    195

    Wie!

    HELENA

    196

    I — ???

    ZDŻARSKI

    197

    Powiedz mu to pani; może wobec pani uczuje wstyd… może, jeśli pani mu to powie, przeleci mu przez myśl, co czystość znaczy, co znaczy posiąść kobietę tak czystą… he, he… Zna pani Hamleta?… Stary Poloniusz ma racyę… Nawet ciekawość księżyca może tę czystość skazić!…

    HELENA

    198

    Czemu mi pan tego dawniej nie mówił?… w wielkim niepokoju. I on o tem wie, i pomimo tego chce mnie opuścić — mnie — mnie, dla niej — co z rąk do rąk przechodziła… O mój Boże… mój Boże…

    ZDŻARSKI

    199

    Jeszcze nic nie stracone. Powiedz mu to pani. Pani sama musi to powiedzieć!

    HELENA

    opada.
    200

    Nie, nie. to się na nic nie zda. To nic nie pomoże. — On o tem wie, wie o wszystkiem i pomimo tego idzie do niej… O Boże, jak on ją kocha!

    ZDŻARSKI

    201

    Posłuchaj mnie pani.

    HELENA

    zrozpaczona.
    202

    Nie, nie, nie! nie mów pan dalej! To nie ma sensu… On wie o tem, a jednak, jednak mnie opuszcza… nie ma rady, nie ma…

    Pauza, Helena głęboko zamyślona.

    HELENA

    nagle.
    203

    Od jutra mam sama pozostać… z trwogą. Sama! Co to znaczy? Jak to jest, być samą — samiuteńką?… o Boże! To musi być straszne.

    ZDŻARSKI

    204

    To więcej, jak straszne! po chwili. Pani nie ma pojęcia, jakie to okropne… a te noce, te noce, te noce szału i obłąkania… nocą w łóżku… tak strasznie cicho… słyszy się bicie własnego serca… Lampa zgaszona — a serce bije, bije, bije — ktoś stuka do drzwi — czoło się potem oblewa — a ktoś puka, puka gwałtownie, bezładnie, sam pełen strasznego lęku, jakieś szmery wokoło… szepty, obłąkany śmiech… wyskakuję z łóżka, drżę na całem ciele, zapalam świecę… Strach spojrzeć za siebie, bo tuż za mną ktoś stoi, ktoś rękę wyciąga coraz gwałtowniej. A drzwi, drzwi zdają się otwierać. — Chcę biedz ku drzwiom, rzucić się na nie, zaprzeć je… skradam się pocichutku… Jezus! Marya! Drzwi się otwierają…

    HELENA

    205

    Jezus! Marya!

    ZDŻARSKI

    206

    A płomień świecy rzuca jakieś straszne cienie — cały pokój drży, błyska niespokojnie… Cienie zamieniają się w upiory, schodzą ze ścian, wyciągają ręce, zbliżają się…

    HELENA

    207

    Przestań pan, przestań…

    ZDŻARSKI

    opada, obciera sobie ręką czoło, po chwili.
    208

    Teraz Stefan widma odgania i rozprasza upiory, ale jak pani sama zostanie z tą wściekłą rozpaczą w sercu…

    HELENA

    nieprzytomna.
    209

    Ten los mnie czeka, ten los…

    ZDŻARSKI

    210

    Tak! Ten los panią czeka.

    HELENA

    w strasznym niepokoju.
    211

    To się nie dobrze skończy… nie dobrze… nie dobrze…

    ZDŻARSKI

    zimno i stanowczo.
    212

    Tak, to nie dobrze się skończy. Pani zmarnieje, a Mlickiego gorszy los jeszcze czeka. — Dzień i noc będzie się truł i gryzł i myślał o swoich szczęśliwych poprzednikach. Dla nich była ta pani kochanką, dla niego żoną! Ha! ha! żona Mlickiego była metresą innych! Ta myśl się wpije w jego krew, zatruje mu każde uczucie, zaprzepaści duszę! — Jego gorszy los czeka, niż panią!… Pani będzie żyła; tak łatwo sobie człowiek życia nie odbiera… Będzie się pani musiała postarać o jakieś zatrudnienie urywa nagle. Tak! będzie się pani musiała obejrzeć za zarobkiem. — O, o to trudna rzecz… Pani zepsute dziecko bogatych rodziców, wychowana w zbytku i pieszczotach — pani będzie wędrować od jednego pryncypała do drugiego… a pani znajdzie zarobek, bo jest pani przystojna, bardzo przystojna… rozumie pani, co to znaczy?… Trzeba być bardzo przystojną, by otrzymać pracę…

    HELENA

    prostuje się, z załamanymi rękami.
    213

    Jak mnie pan męczy! jak mnie pan męczy! Co mam począć nieszczęśliwa?… On nie zważa na moje prośby… odtrącił mnie wczoraj od siebie. Całą noc chodził po pokoju. Jak szalony, kładł się i zrywał znowu… i błagał i nogi mi całował… Mój Boże, on opętany… on nie może żyć bez niej — niech idzie — niech idzie — niech zmarnieje przy niej, byle tylko mi nie robił wyrzutów… niech się ze mną dzieje, co chce… byle mnie nie zabijał swoją rozpaczą!…

    ZDŻARSKI

    214

    On chce panią zmusić swoją niecną komedyą.

    HELENA

    opamiętuje się.
    215

    Co pan powiedział? Co? Tego panu nie wolno mówić!…

    ZDŻARSKI

    216

    Owszem! jeszcze raz powtarzam, że Mlicki gra niecną komedyę. To nie miłość, co go ku niej ciągnie, to próżność — prosta, marna próżność.

    HELENA

    wybucha gniewem.
    217

    Pan kłamie! naraz patrzy nań dziko i krzyczy. Pan ją jeszcze kocha! Kocha! Kocha!…

    ZDŻARSKI

    wstaje zmięszany.

    HELENA

    218

    Milcz pan! pan ją kocha! pan się chce mścić na niej i na nim… O, o, jak pan zbladł… jak twarz pana drga…

    ZDŻARSKI

    chwyta ją za ręce, po cichu.
    219

    Ja jej nie kocham, ale ją zmiażdżę! zmiażdżę! Pomszczę panią i siebie!

    HELENA

    220

    Ja nie chcę, byś pan mnie mścił! nie chcę, nie pozwalam! Stefan ma być szczęśliwy! Będzie szczęśliwy! Nie pozwolę panu się mścić! Będę żyć, będę pracować, przyjmę jego pomoc.

    ZDŻARSKI

    wściekły.
    221

    Tego pani nie zrobi…

    HELENA

    222

    Zrobię! zrobię!

    ZDŻARSKI

    223

    Nie krzycz! Mlicki stoi za drzwiami — ha, ha, ha!

    HELENA

    patrzy wpół nieprzytomna na drzwi.
    224

    A! a!…

    Idzie ku bocznym drzwiom, stoi chwilę, patrzy na Zdżarskiego i wychodzi.

    SCENA DRUGA

    ZDŻARSKI, MLICKI.

    MLICKI

    wchodzi wolno drzwiami z kurytarza i podchodzi do Zdżarskiego.
    225

    Coś jej powiedział? Co?

    ZDŻARSKI

    bębni palcami po stole i pije piwo. Obaj patrzą nienawistnie na siebie.

    ZDŻARSKI

    226

    Nic jej nie powiedziałem. Tylko Hela mi wyłożyła jasno jak na stole, że kocham twoją narzeczoną, że chcę się mścić na niej i na tobie. A więc powiedziała to samo, co ty myślisz — nie prawda?…

    MLICKI

    227

    A tak, mniej więcej to samo.

    ZDŻARSKI

    uśmiecha się złośliwie.
    228

    Wiem, wiem o tem od dawna.

    MLICKI

    229

    Dlaczego jesteś moim wrogiem?

    ZDŻARSKI

    230

    Nie jestem — ja nie uważam nikogo za wroga.

    MLICKI

    231

    Zupełnie nie rozumiem, co ty sobie właściwie za pretensyę do niej rościsz? Cóż ona temu winna, że się nie mogła do tego przymusić, by cię pokochać. Widzisz, szanuję o tyle twoją inteligencyę, że szukam w innych przyczynach źródła twojej nienawiści.

    ZDŻARSKI

    232

    Hm. Jesteś człowiek mądry i sprawiedliwy.

    MLICKI

    233

    Więc idzie ci o Helenę!

    ZDŻARSKI

    234

    Może być!

    MLICKI

    235

    Ale przecież nie jesteś na tyle brutalny, na tyle parobkiem, żebyś sobie życzył, bym z Heleną dalej żył, nie kochając jej?…

    ZDŻARSKI

    236

    Jestem nim na tyle, że nie życzyłbym sobie, byś Helenę w przepaść wtrącał.

    MLICKI

    237

    Więc to będzie szczęściem dla niej, jeżeli pozostanę i będę ją nienawidził?…

    ZDŻARSKI

    238

    Opamiętasz się. Pozatem Heli nie można nienawidzieć.

    MLICKI

    239

    A ze mną całkiem się nie liczysz?

    ZDŻARSKI

    240

    Właśnie, że się liczę. Jeżeli się ożenisz z panną Agrelli, to zmarniejesz. Kark skręcisz w tem szczęściu, do którego tak dążysz — To nie fraszka nazywać kobietę z jej przeszłością — swoją żoną.

    MLICKI

    gwałtownie.
    241

    Powiedz raz do djabła, dlaczego wciąż tę głupią przeszłość wywlekasz?

    ZDŻARSKI

    242

    Byś się opamiętał.

    MLICKI

    243

    Ale przecież ja wiem o wszystkiem.

    ZDŻARSKI

    244

    He, he! o wszystkiem! Tu nie idzie o to, że się wie o jakimś gołym fakcie, n. p. należała do tego lub owego. Tu idzie o drobne szczegóły, o te maleńkie i drobne tajemnice sypialni… Te drobniutkie szczegóły he, he! jak mam je nazwać? te wszystkie tajemnicze pieszczoty, które trzeba przed światem kryć — ha, ha, ha — wiesz, te wszystkie pieszczoty, których małżeństwo nie zna. W małżeństwie nie ma tego drżącego strachu, tego nasłuchiwania, czy ktoś nie przeszkodzi, tego tajemniczego skradania się po ciemnych schodach do kapliczki miłości…

    MLICKI

    zbolało, jakby do siebie.
    245

    Wolę to, jak żyć bez niej… chodzi niespokojny, naraz śmieje się krótkim, urywanym śmiechem. Może jeszcze masz co na sercu?…

    ZDŻARSKI

    246

    Owszem. Daj mi papierosa.

    MLICKI

    podaje mu etui z papierosami.
    247

    Masz jakie wiadomości z kraju?

    ZDŻARSKI

    248

    Natrętny ci jestem?

    MLICKI

    249

    Bynajmniej, ale jutro opuszczam to mieszkanie.

    ZDŻARSKI

    250

    Tak? hm… sięga po pugilares. Załatwimy jeszcze rachunek. Tu masz pieniądze, któreś mi wczoraj pożyczył… Bardzo ci jestem zobowiązany wstaje, chwilę zamyślony. Jest mi niesłychanie przykro, że w takich warunkach się rozstajemy, pauza byłeś serdecznym i dobrym przyjacielem — spędziłem z tobą chwile, których się nie zapomina — żal mi cię…

    Urywa.
    Pauza.

    MLICKI

    siedzi na kanapie i patrzy ponuro przed siebie.

    ZDŻARSKI

    251

    Więc jutro opuszczasz Helę, by żyć z kobietą, o której nawet nie wiesz, czy cię kocha?…

    MLICKI

    zdziwiony.
    252

    Nie wiem, czy mnie kocha?

    ZDŻARSKI

    253

    To przecież sambyś sobie mógł powiedzieć, że siła miłości, jak każda inna siła, jest ograniczona. Kochała tego pierwszego. Ten pierwszy zużył wszystkie jej zasoby miłości… a to ją zniszczyło — szła od jednego do drugiego zmęczona, znudzona, może tylko dlatego, by zapomnieć o pustce swego serca. Ty sprawiłeś na niej względnie największe wrażenie — względnie — względnie…

    MLICKI

    przygląda mu się pogardliwie i śmieje się.

    ZDŻARSKI

    254

    Śmiejesz się? naraz zimno. Poco grasz tę komedyę? Twój śmiech nie z serca. Ty się mnie boisz.

    MLICKI

    255

    Ja, ciebie?

    ZDŻARSKI

    256

    Tak!…

    MLICKI

    257

    Czy sądzisz z tego, że cię dotychczas jeszcze nie wyrzuciłem!

    ZDŻARSKI

    258

    Zgadłeś!…

    MLICKI

    259

    To tylko dlatego, że chciałem w tobie szatana ubezwładnić!

    ZDŻARSKI

    260

    I to ci się nie udało?

    MLICKI

    261

    Zdaje się, że nie.

    ZDŻARSKI

    naraz bardzo poważnie.
    262

    Więc słuchaj. — Rób co chcesz, bądź szczęśliwy lub nieszczęśliwy, to mi wszystko jedno — ale jeżeli Helena w przystępie chwilowego szału położy koniec swemu biednemu życiu…

    MLICKI

    z tajoną wściekłością.
    263

    To będzie tylko twoją winą! twoją! twoją! tyś ją wepchnął w wir tego szalonego strachu… tyś w niej przepaść roztworzył… przez całe dwa dni działałeś na nią, bo ci potrzeba śmierci Heli, by się na Oldze zemścić!…

    ZDŻARSKI

    264

    To głupstwo, co mówisz! Jesteś zbyt rozdrażniony. Ale pamiętaj, jeżeli Helena sobie życie odbierze, a zrobi to z pewnością…

    MLICKI

    wybuchając dziko.
    265

    Ty, ty wiesz to?…

    ZDŻARSKI

    266

    Wiem… no! bądź zdrów, muszę iść!

    MLICKI

    267

    Czekaj tylko — jeżeli więc — jeżeli — co potem?…

    ZDŻARSKI

    268

    Potem? To już twoja rzecz.

    MLICKI

    269

    A jeżeli i to przemogę…

    ZDŻARSKI

    270

    Nie zdołasz.

    MLICKI

    z wściekłością.
    271

    Przemogę.

    ZDŻARSKI

    272

    Otóż właśnie — że nie, w tem cała moja zemsta!

    MLICKI

    273

    Twoja!

    ZDŻARSKI

    namiętnie.
    274

    Moja!… moja!…

    MLICKI

    patrzy nań osłupiałym wzrokiem.
    275

    Com ja ci zrobił złego?

    ZDŻARSKI

    276

    Ty? Nic!

    MLICKI

    277

    Zemsta twoja na mnie spada… tylko na mnie!

    ZDŻARSKI

    278

    Bardzo mi przykro, że to cię pośrednio dotknie… pamiętaj… Nie porzucaj Heli!… Bądź zdrów!

    Wychodzi.

    SCENA TRZECIA

    MLICKI sam, potem HELENA.

    MLICKI

    stoi niezdecydowany na środku pokoju. Idzie ku drzwiom, znowu przystaje, namyśla się, nagle otwiera drzwi i woła.
    279

    Hela!

    Po chwili wchodzi Helena chwiejnym krokiem, wpatruje się w Mlickiego. Długa pauza, Mlicki w najwyższem wzburzeniu chodzi po pokoju i żuje nerwowo munsztuk papierosa.

    MLICKI

    280

    Hela, rozejdziemy się jak przyjaciele.

    HELENA

    281

    Jak chcesz.

    MLICKI

    282

    Zmiłuj się moja droga: zechciej to wszystko zrozumieć!

    HELENA

    283

    Wszystko zrozumiałam.

    MLICKI

    niepewnym głosem.
    284

    Nie chcę, abyśmy się rozstali w gniewie i żalu. Zanadtoś mi droga. Nie miej do mnie nienawiści. Ja nie mogę inaczej postąpić; chociażbym chciał, nie mogę się wycofać! Toby mi życie złamało. Będę ci bratem, będę ci pomagał — będę się opiekował tobą…

    HELENA

    milczy, naraz z tajoną rozpaczą.
    285

    I dasz mi dużo, dużo pieniędzy namyśla się. Ale cóż ja ci w zamian dam? Dałam ci moją duszę, moje ciało! patrzy na niego długo. Stefan, dałam ci czyste ciało! Tak czyste, jak u dziecka. Zaczem cię poznałam, nie wiedziałam, co to jest ciało…

    MLICKI

    patrzy na nią przerażony.

    HELENA

    286

    Tak, Stefan, byłam czysta, byłam niewinna; wszystko było twojem, tylko twojem — myśli, serce, dusza, ciało — każdy nerw… naraz gwałtownie. Pogardziłeś! odrzuciłeś! Cóż ci dam za twoją pomoc, za twoją opiekę?!… Nie chcesz mnie, gardzisz mną! Więc co? co?…

    MLICKI

    287

    Zlituj się Helo! zlituj się! Nie męcz mnie tak szalenie!

    HELENA

    prostuje się z hysterycznym śmiechem.
    288

    Precz z twoją pomocą! Nie chcę twojej pomocy! Idź do niej! Dziel z innymi ostatnie męty jej miłości!…

    MLICKI

    chwyta ją za ręce i szarpie ją.
    289

    Milcz! milcz! Bo… bo…

    HELENA

    wydziera mu się.
    290

    Nie szarp mnie! Czego żądasz odemnie? — Czego chcesz? ha, ha, ha!… Chcesz mieć spokojne sumienie, chcesz sobie powiedzieć: Hela zrezygnowała. — Hela zadowolni się przyjaźnią. Chcesz własne sumienie okłamać?!…

    MLICKI

    spogląda na nią przez chwilę, potem gwałtownie.
    291

    Tak, byłaś ze mną szczęśliwa, teraz ja dla siebie szczęścia zapragnąłem. Przy tobie go nie znalazłem!

    HELENA

    patrzy nań nieprzytomnie.
    292

    Nie znalazłeś szczęścia przy mnie?! Więc kłamałeś dwa lata, dzień po dniu kłamałeś!

    MLICKI

    293

    Nie kłamałem! Wtedy myślałem, że to szczęście, bo innego nie znałem…

    HELENA

    porywa się.
    294

    Więc teraz ci dam szczęście… zostań przy mnie, a dam ci szczęście! szybko, nieprzytomnie. Dam ci rozkosze, o których nie śniłeś. Dam ci, dam taką rozkosz, taki raj, dam, dam, tylko nie gardź mną… zostań… Widzisz to strach mój krzyczy… Ja oszaleję bez ciebie — nie, nie, ty też oszalejesz, ona była kochanką innych — przechodziła z rąk do rąk…

    Pada na kolana.
    Pukanie do drzwi. Helena zrywa się i przytula do ściany. Mlicki przestraszony patrzy chwilę, a potem ochrypłym głosem.

    MLICKI

    295

    Proszę!

    SCENA CZWARTA

    CIŻ, OLGA.

    OLGA

    wchodzi rozpromieniona.
    296

    A to niespodzianka…

    Spostrzega Helenę, staje i patrzy na nią zdziwiona, potem na Mlickiego; chwila przykrego milczenia.

    MLICKI

    opanowuje się, bierze ją za rękę i chce ją wyprowadzić.
    297

    Chodź!

    HELENA

    rzuca się na nich, szukając słów, wyciąga rękę, wskazując na Olgę.
    298

    Ta! ta!…

    OLGA

    bardzo zdziwiona.
    299

    Czego chce ta pani?…

    MLICKI

    300

    Proszę cię, Hela, nie rób już scen… do Olgi stanowczo. Chodź!

    HELENA

    301

    Idź pani, precz! precz! Chcesz go pani zniszczyć, jakeś Zdżarskiego zniszczyła?!

    OLGA

    302

    Ale czego pani sobie życzy odemnie? Ja przecież nie chcę nikogo niszczyć!…

    HELENA

    błagalnie do Mlickiego.
    303

    Zostań, zostań! Twoim psem będę, rób ze mną, co chcesz! Bij, zabij! — rób co chcesz, tylko nie opuszczaj mnie! do Olgi. Idź pani, idź! Ja z nim żyłam dwa lata, on mój… mój!… Pani dość ich znajdzie — ja mam tylko Stefana, zostaw mi go pani! Ja oszaleję!

    OLGA

    patrzy chwilę na Helenę, potem na Mlickiego i wychodzi. Za nią idzie Mlicki. Helena patrzy błędnie na niego, wyciąga ku niemu ręce i cofa je bezwiednie. Po wyjściu Olgi i Mlickiego ogląda się nieprzytomnie, rzuca się ku drzwiom i pada.
    Kurtyna.

    AKT TRZECI

    Dzień później. Salon bardzo gustownie umeblowany. Wieczór. Pokój oświetla lampa, osłonięta abażurem.

    SCENA PIERWSZA

    OLGA potem MLICKI.

    OLGA

    leży na otomanie. Co chwilę siada i nasłuchuje. Zewnątrz słychać kroki. Wchodzi Mlicki bardzo zgnębiony, nie zdejmuje kapelusza z głowy. Olga wstaje.
    304

    Nareszcie przyszedłeś!

    MLICKI

    305

    Był tu Zdżarski?

    OLGA

    trwożnie.
    306

    Ale cóż ci jest? Zdejmże kapelusz! Jesteś chory?

    MLICKI

    zdejmuje kapelusz.
    307

    Nie, nie, nic mi nie jest… Ale ten wiatr jesienny, ten deszcz — szedłem przez park, wiatr gwizdał wśród nagich gałęzi… mówią, że w takim czasie ktoś się obwiesił… He… he, albo może utopił. — Bo są ludzie, co się topią. He, he! Ale zdejmże tę umbrę z lampy — inaczej zdaje mi się, że ktoś tu śmiertelnie chory leży.

    OLGA

    zdejmuje umbrę, po chwili.
    308

    Czy to było konieczne, że Helena aż do końca u ciebie mieszkała?…

    MLICKI

    309

    Gdzież się miała podziać?

    OLGA

    310

    Pisałeś mi przecież, że wszelkie stosunku z nią zerwałeś?…

    MLICKI

    milczy.

    OLGA

    311

    Dlaczegoś nie poszukał sobie innego mieszkania?…

    MLICKI

    312

    Bo się bałem, że sobie życie odbierze.

    OLGA

    313

    Groziła ci samobójstwem?

    MLICKI

    314

    Zapewne to zrobi.

    OLGA

    gwałtownie.
    315

    A gdyby nawet? Cóż z tego, chociażby nawet to zrobiła? Wszak byłoby to tylko ulgą dla niej i dla ciebie. Czy jesteś na tyle naiwny, że przenosisz życie, pełne ustawicznych cierpień i bólu nad śmierć? Dla niej — jak powiadasz — niema szczęścia, więc po cóż się ma dalej męczyć? nagle. Mówiłeś jej kiedykolwiek, że ją kochasz?

    MLICKI

    316

    Nic nie wiem — nie kochałem nikogo przed tobą.

    OLGA

    317

    I to ci szczęścia nie przyniosło?

    MLICKI

    318

    Czemu się o to pytasz?

    OLGA

    319

    Czemu?… Przecież widzę co się z tobą dzieje. Cały dzień cię nie widziałam. Gdzieś był?… O! Jakiś ty blady! Z twoich oczu wyzierają widma. Twój lęk, gdyby cały legion widm. Cały legion upiorów przyniosłeś ze sobą. Pełno widm w pokoju. Mój Boże, mój Boże… Czujesz ty, że jestem przy tobie? Nie, nie, ty tego nie czujesz. Myślisz tylko o niej, widzisz ją wciąż przed sobą. Pełno jej tu wokół nas…

    MLICKI

    320

    Czy nie możesz pojąć, że mam powody lękać się o jej życie?…

    OLGA

    twardo.
    321

    Nie! nie mogę tego pojąć. Nigdy tego nie zrozumiem. Jeżeli się coś lub kogoś opuszcza, to nie patrzy się za siebie… Zupełnie tego nie pojmuję. Mówisz, żeś nikogo nie kochał przedtem. Kochasz mnie i wiesz jak cię kocham. Powinieneś być szczęśliwy. Powinienbyś o wszystkiem zapomnieć. Pamiętasz, jakeś przed moim odjazdem mówił: dla ciebie jestem zdolny popełnić największą zbrodnię… A teraz kiedy porzuciłeś ją — a czem ona była dla ciebie — teraz drżysz — trzęsiesz się na całem ciele — jesteś zrozpaczony… Boże… Boże… czyśmy się oboje pomylili? Ja byłem tak pewna, że zapomnisz, utopisz wszystko w tem szczęściu, że mnie masz przy sobie, że jestem twoją, na zawsze twoją… Stało się inaczej — inaczej…

    Pauza. — Mlicki głęboko zamyślony patrzy przea się.

    OLGA

    po chwili zmęczonym głosem.
    322

    Jechałam do ciebie dniem i nocą, nigdzie nie wypoczęłam, przyjechałam dzień wcześniej, niż ci pisałam. Zdawało mi się, że cię tem uszczęśliwię, że sprawię ci wielką radość!… Tak, tak, zrobiłam ci niespodziankę. Nigdy nie zapomnę, jakeś tam stał zgnębiony, na wpół nieprzytomny i patrzyłeś na mnie błędnemi oczyma, jak na widmo… Najchętniej byłbyś się w ziemię zapadł, nie śmiałeś na nią spojrzeć…

    MLICKI

    przerywa.
    323

    Byłoby zatem lepiej, gdyby się był skandal rozpoczął?…

    OLGA

    gwałtownie.
    324

    Powinieneś był odrazu więzy poprzecinać. Od dwóch miesięcy miałeś wybór pomiędzy mną a Heleną urywa i patrzy poważnie na Mlickiego. Zmienionym głosem. Słuchaj Stefan! Możesz jeszcze wybierać! Czujesz, że nie możesz być przy mnie szczęśliwy, to idź. Nie chcę żyć z człowiekiem, który w ciągłej rozpaczy rozmyśla możliwość samobójstwa dawniejszej kochanki. Z wzrastającą namiętnością. Nie chcę! nie chcę dzielić się z inną kobietą, nie chcę, by ktoś dniem i nocą stał między tobą a mną.

    MLICKI

    325

    Dzielić?… Hm… patrzy na nią. Nie chcesz się dzielić?… Nie chcesz, by ktoś dniem i nocą stał między nami

    Pociera ręką czoło.

    OLGA

    wystraszona.
    326

    Cóż ci jest? Słyszałeś, co mówiłam? Zrozumiałeś, że nie chcę żyć z tobą, dopóki o niej nie zapomnisz?!

    MLICKI

    327

    Wszystko zrozumiałem… wszystko zapomnę, nawet… urywa i patrzy na Olgę. A będę miał wiele trudu, bo muszę dużo rzeczy zapomnieć — dużo — opamiętywa się, bierze ją za rękę. Miej tylko trochę cierpliwości. Nie jestem całkiem zdrów. Dziwna rzecz, myślę całkiem jasno. Mózg mój mówi mi to samo, coś ty przed chwilą mówiła. Wiem, że bez ciebie żyć nie mogę. Wiem, że dla niej śmierć byłaby prawdziwem szczęściem. A jednak… Jakbym miał gdzieś drugi mózg, który zupełnie inaczej myśli, który sobie ze mnie kpi, cały mój rozsądek wywraca. Patrz, dziś naprzykład. Szukałem jej po całem mieście… W mieszkaniu jej niema… Znikła… Wiedziałem to od kilku tygodni… Więc się zabiła… mówi mój mózg. Ale w tej samej chwili osłabłem, nogi poczęły mi się chwiać…

    OLGA

    przerywa.
    328

    Gdzież nasze szczęście, gdzie? O jak ja pragnęłam tego szczęścia z tobą, jak drżałam na samą myśl, że za parę dni nowe życie się dla mnie rozpocznie… tak niewysłowienie piękne życie.

    MLICKI

    zgnębiony.
    329

    Nie męcz mnie teraz. To wszystko przejdzie. Wpierw muszę ochłonąć. Tak bez wszystkiego, całej przeszłości ze serca wyrwać nie można.

    OLGA

    namiętnie.
    330

    Można, można, wszystko można, jeśli się kocha!

    MLICKI

    331

    Tak tak… łatwo ci to mówić. Tyś na twej drodze nie miała żadnych przeszkód.

    OLGA

    332

    A tyś ciężką ofiarę poniósł?

    MLICKI

    333

    nie odpowiada.

    OLGA

    334

    I ta ofiara przechodzi twe siły?

    MLICKI

    nagle.
    335

    Powiedz tylko, kochasz ty mnie rzeczywiście tak jak mówisz?…

    OLGA

    336

    Poczynasz o tem wątpić?!

    MLICKI

    337

    Nie, nie wątpię… zresztą głupstwo! Przypomniało mi się tylko pierwsze wrażenie. Byłaś wtedy tak zmęczona, taka zimna…

    OLGA

    przerywa.
    338

    Nie, nie, to nie to, to nie twoje pierwsze wrażenie… patrzy na niego z smutną powagą. Twoja miłość nie ta co była. Obce struny dźwięczą. Nie czuję jej tak, jak ją dawniej czułam… Podejrzywasz mnie, śledzisz, analizujesz każde moje słowo. Zwątpiała. Zdżarski pracował nad tobą — o! Jak ja jego słowa słyszę, jak czuję cały ten jad, który ci w twoją miłość wszczepił.

    MLICKI

    339

    Powiedz mi tylko, dlaczego Zdżarski taką ma wściekłą nienawiść ku tobie?…

    OLGA

    340

    Chciał koniecznie, żebym poszła za niego… nagle. Powiedz mi Stefanie otwarcie, co ci Zdżarski mówił o mnie? Powiedz mi całą prawdę…

    MLICKI

    341

    Nic mi nie mówił. Jedna tylko jąka się, a potem ochrypłym głosem. Bardzoś go kochała?

    OLGA

    342

    Kogo?

    MLICKI

    343

    Jego — Pretwica!

    OLGA

    załamuje ręce.
    344

    Więc i to jeszcze! Boże! Co za nieszczęście! Więc to było tylko urojeniem, senną marą… opada całkiem. Nie, Stefanie, nie mam siły walczyć z widmami! Nie mam siły kalać się temi wspomnieniami. Nie chcę, żeby mi je przypominano. A wiem — o jak to jasno, jak silnie czuję, że nigdy tego nie zapomnisz, że wciąż będziesz całą moją przeszłość wywlekał… Nie, nie, nie! Sam widzisz, że dla nas nie ma szczęścia!

    MLICKI

    chwyta jej ręce, całuje je i tuli ją do piersi.

    OLGA

    śmieje się.

    MLICKI

    345

    Twój śmiech taki wymuszony.

    OLGA

    śmieje się coraz więcej.

    MLICKI

    346

    Nieszczerze się śmiejesz.

    OLGA

    z ironią.
    347

    Ależ śmieję się, śmieję się z całego serca, z siebie, z ciebie — z twoich trosk — i z twej słabości… Nieprawda? jesteś trochę słaby — może zbyt tkliwy — może trochę zawiele masz trosk i kłopotów i lęku, przyznaj się tylko…

    Patrzy mu w oczy.

    MLICKI

    348

    Drwisz ze mnie?

    OLGA

    349

    Nie, cóż znowu?

    Pauza. Mlicki unika jej wzroku.

    OLGA

    z bolesnym uśmiechem.
    350

    Stało się inaczej — to wszystko było urojeniem, marą…

    MLICKI

    351

    Czujesz się zawiedzioną?

    OLGA

    nie odpowiada. — Milczenie.

    MLICKI

    nagle bardzo niespokojny.
    352

    Wiesz, spotkałem dziś Zdżarskiego. Wykrzywił obrzydliwie twarz i zapowiedział, że nas dziś odwiedzi z nagłym strachem. Przyniesie nieszczęście — przyniesie. — Czuję je, jak się zbliża… Wiesz, Olga, jeśli on tu przyjdzie, to powiedz mu, że niema mnie w domu — albo nie, powiedz mu wprost, że nie chcę go widzieć. — Tak, to najlepiej. Powiedz mu, że wogóle nie chcę się z nim widzieć — to szatan wcielony, a nie człowiek…

    Słychać gwałtowne dzwonienie.

    MLICKI

    patrzy przerażony ku drzwiom.
    353

    Nieszczęście… idzie… nieszczęście…

    OLGA

    przejęta tą samą trwogą.
    354

    To Zdżarski! Idź do drugiego pokoju, idź! Powiem mu, żeś wyszedł, że nie chcesz się z nim widzieć — idź, idź!

    Powtórne dzwonienie. — Olga idzie do drzwi, dając znaki Mlickiemu, żeby wyszedł.

    SCENA DRUGA

    CIŻ, ZDŻARSKI.

    MLICKI

    stoi jak wryty i patrzy z szeroko rozwartemi oczyma ku drzwiom. Po chwili otwierają się drzwi i wchodzi Olga, za nią Zdżarski.
    355

    A!… Zdżarski… w istocie…

    ZDŻARSKI

    356

    Co?… Nie poznajesz mnie?…

    MLICKI

    opamiętywa się nagle, potem śmieje się nerwowo.
    357

    Zupełnie mi się w głowie pokręciło. Ale też mam taki szalony ból głowy, że zwaryowaćby można… przeciera sobie czoło. Kiedyś zadzwonił, zdawało mi się, że się wszystkie dzwony rozjęczały… patrzy na Zdżarskiego. Tak jakoś dziwnie wyglądasz…

    ZDŻARSKI

    358

    E, zdaje ci się.

    OLGA

    niespokojna do Stefana.
    359

    Powinieneś wypocząć; może ten ból głowy przejdzie.

    MLICKI

    360

    Tak, tak, masz racyę… położę się na chwilę… zażyję antipyryny do Zdżarskiego. Wszak mi wybaczysz?…

    ŻDARSKI

    361

    Ale rozumie się.

    Mlicki wychodzi.

    SCENA TRZECIA

    OLGA, ZDŻARSKI.

    ZDŻARSKI

    po chwili.
    362

    Prawdopodobnie wyjedziecie niedługo.

    OLGA

    363

    Jak najprędzej!

    ZDŻARSKI

    364

    Mlickiemu niemiło pozostawać tu dłużej. He, he, mocno wierzę!…

    OLGA

    wymijająco.
    365

    Niema już tu co robić! Pojedziemy do Paryża.

    ZDŻARSKI

    śmieje się.
    366

    Bardzo ładne miasto…

    OLGA

    drwiąco.
    367

    Nieprawda?…

    Pauza.

    ZDŻARSKI

    368

    Tam chyba przyjdzie do siebie.

    OLGA

    369

    Z pewnością.

    ZDŻARSKI

    370

    No, tak całkiem pewne to nie jest.

    OLGA

    naraz zimno i dumnie
    371

    Po coś właściwie tu przyszedł?…

    ZDŻARSKI

    z zjadliwą ironią.
    372

    Skądże nagle ten nieprzyjemny ton?…

    OLGA

    pogardliwie.
    373

    Chcesz wobec nas podjąć się roli złego sumienia?!…

    ZDŻARSKI

    374

    Może…

    OLGA

    375

    Właściwie nie spodziewałam się czego innego po tobie… Jesteś podły, chytry i podstępny jak sumienie.

    ZDŻARSKI

    parska jej w twarz śmiechem.
    376

    Wspaniale to powiedziane. Podłe, chytre, podstępne sumienie, to kapitalna rzecz. He, he! Jesteś dumna i harda; może twój umysł nie sięga tak daleko, by zrozumieć, że sumienie może być jeszcze czemś innem. Mlicki to lepiej wie od ciebie.

    OLGA

    377

    mierzy pogardliwie Zdżarskiego.

    378

    I pomyśleć, że ja kiedyś dla tego człowieka miałam trochę sympatyi. Jak bezdennie naiwną byłam! Teraz dopiero widzę, jak nisko myślisz, jak ordynarnie odczuwasz.

    ZDŻARSKI

    379

    Przedziwnie maskujesz twój strach i twoją rozpacz. Dziwna rzecz, że wy — wy — ludzie postępu i inteligencyi macie obawę — straszną obawę przed owem chytrem i podstępnem sumieniem.

    OLGA

    380

    Obawę? Bynajmniej! Ale to niesłychanie komiczne, gdy pan Zdżarski pocznie kazać o sumieniu! Wstydź się tego niskiego kłamstwa! Tobie nie o sumienie chodzi, ale o zemstę. Chcesz się pomścić na mnie. Nie wiem za co. To mnie zresztą mało obchodzi… I w tym celu zakwaterowałeś się u Stefana i zacząłeś szczuć Helenę przeciw Stefanowi, a Stefana przeciw mnie.

    ZDŻARSKI

    cynicznie.
    381

    Jak widzę, jesteś o wszystkiem dobrze poinformowana. Skarżył ci się biedny Stefanek?…

    OLGA

    przerywa mu.
    382

    Chciałeś zachwiać miłością Stefana. Chciałeś w niego jad zaszczepić. Wiesz! Jesteś jak jadowity pająk…

    ZDŻARSKI

    383

    Dziękuję — i cieszy mnie — że widocznie należycie oceniasz mój wpływ na Stefana — śmieje się dziko. Mówił ci o Pretwicu? Czy bardzo nad nim ubolewał!…

    OLGA

    wyniośle.
    384

    Proszę nie mówić mnie „ty”, to mi bardzo nieprzyjemnie.

    ZDŻARSKI

    385

    A zatem pani! wybornie… Właściwie żal mi pani; jesteś pani dla mnie bardzo ciekawą tą swoją gorączkową tęsknotą za władzą, siłą i mocą… A co najciekawsze, że pani, coś całe życie goniła za tą hardą twardą dumą, co nie zna ani granic, ani przeszkód, wybrałaś sobie właśnie człowieka — miękkiego jak wosk, tkliwego jak rozpieszczone dziecko.

    OLGA

    przerywa.
    386

    Znam tylko jednę tęsknotę i jedno pragnienie za tem, co piękne… Możesz sobie zatem wystawić, jak mi przykro, że muszę się ocierać o coś tak brudnego…

    ZDŻARSKI

    387

    Jak ja? Ha, ha, ha! Jak pani znakomicie umie za drzwi wypraszać… Przykro mi, że muszę jeszcze chwileczkę panią bawić poważnie mam pewne prawa pozostać tu — prawo i obowiązek.

    OLGA

    388

    Aby pomścić Helenę. O! Boże!… Jakie to sumienie obłudne i nieuczciwe.

    ZDŻARSKI

    389

    I to pani również dobrze powiedziała. Nie wiedziałem, że pani umie wygłaszać takie sentencye, ale pani wybaczy, że nie odejdę, póki…

    SCENA CZWARTA

    CIŻ — MLICKI.
    Mlicki wchodzi nagle, nawpół nieprzytomny, wlepia uporczywie oczy w Zdżarskiego.

    OLGA

    niespokojnie.
    390

    Cóż to Stefanie?…

    MLICKI

    krzątając się.
    391

    Nic… nic… Szukam papierosów, nie wiem, gdzie je położyłem.

    ZDŻARSKI

    przyjaźnie.
    392

    Nie powinieneś palić, jeżeli cię tak bardzo głowa boli.

    MLICKI

    niespokojny.
    393

    No!… cóż tam nowego słychać w mieście? Ty tak dziwnie wyglądasz — tak ci oczy latają…

    ZDŻARSKI

    394

    Już dawno zauważyłem, że cierpisz na manię prześladowczą.

    MLICKI

    395

    Tobie, mój kochany druhu, tobie jedynie mam ją do zawdzięczenia

    Kiwa mu głową i odchodzi.
    Pauza.

    OLGA

    396

    Kiedyż nareszcie będzie pan łaskaw opuścić mnie?

    ZDŻARSKI

    brutalnie.
    397

    Kiedy mi się będzie podobało!

    OLGA

    zrywa się.
    398

    Czyś pan zwaryował? Co się panu dzieje? Czego pan chcesz odemnie?

    ZDŻARSKI

    399

    Chwileczkę cierpliwości!

    OLGA

    400

    Pan mi grozisz?

    ZDŻARSKI

    401

    Bynajmniej. Ale chętnie chciałbym się przekonać, czy tchórzliwe, chytre i obłudne sumienie jest w stanie zepsuć szczęście ludziom postępu, ludziom inteligentnym.

    OLGA

    dumnie i z pogardą.
    402

    Słuchaj pan! Był czas, że miałam litość nad panem. Czułam, że byłam powodem pańskich cierpień i cierpiałam z panem pospołu… Chciałam pana choć w części odszkodować — miałam na myśli proste odszkodowanie — trochę przyjaźni…

    ZDŻARSKI

    403

    Aleś ty fenomenalną komedyantką! he, he! Kochałem panią, a pani zadawałaś sobie trud, by mnie z miłości wyleczyć! Czyś ty mi kiedykolwiek powiedziała, że nie mogę mieć nadziei? Czyś nie siedziała ze mną w ciemnym gabinecie przy szampanie, nie pozwoliłaś się wziąść na ręce i nieść na trzecie piętro, rozpuszczać włosy i całować? Zawsześ mi zostawiała otwartą furtkę i jeszcze przy końcu podawałaś mały paluszek.

    OLGA

    drwiąco.
    404

    A ty byłeś na tyle głupi, żeby chwytać za całą rękę… Ha, ha, ha! Jakiś ty nieokrzesany!

    ZDŻARSKI

    nie zważając na jej drwiny.
    405

    Odszedłem raz, rzuciłem ci obelgę w twarz — przysłałaś do mnie na drugi dzień. Unikałem cię, a ty zawsześ mnie wyszukała i wlokłaś za sobą i psułaś i niszczyłaś jeden kawałek mej duszy po drugim.

    OLGA

    osłupiona.
    406

    I ten nędzny człowiek w ten sposób pojmował moją litość i moje współczucie! z drwiącą pogardą. Ha, ha, ha! to rzeczywiście wspaniałe!… Dlaczegóż nie zadeklamujesz strasznej a płaczliwej ballady o twej narzeczonej, którą dla mnie porzuciłeś? Miałeś przecie też taką Helenkę!

    ZDŻARSKI

    porywa się drżący.
    407

    Milcz!

    OLGA

    śmieje się coraz głośniej.
    408

    Co za pyszny widok… Zdżarski w pasyi! Jak on się umie unieść! Ha, ha, ha! Powiadałeś mi raz, żeś najlepszemu przyjacielowi skradł pieniądze, by módz za mną pogonić! Zapomniałeś o tem?

    ZDŻARSKI

    podchodzi ku niej.

    OLGA

    staje przed nim.
    409

    No, panie Zdżarski, czego sobie pan jeszcze życzy?

    ZDŻARSKI

    opanowuje się nagle — z drwinami.
    410

    Podziwiam panią! Pani ma rzeczywiście odwagę!

    OLGA

    z głęboką wzgardą.
    411

    Słuchaj pan! Pan chcesz się mścić! Well! Ale może ten interes — bo dla pana wszystko interesem — może interes ten polubownie załatwimy? Żądasz pan odszkodowania. Przyjaźnią się pan odszkodować nie dał — a więc może monetą. Jestem dość zamożna. Ile pan żądasz? Zacznij pan od wysokiej sumy…

    ZDŻARSKI

    śmieje się wesoło.
    412

    Pani niezwykle dowcipna!

    OLGA

    413

    Więc nie chce pan pieniędzy. To mnie cieszy. Ale pomścić chce się pan za wszelką cenę! Więc proszę! Mścij się pan!

    ZDŻARSKI

    wpada w zamyślenie.
    414

    Właściwie jestem już zmęczony całą tą komedyą! W części jestem już pomszczony! Ile pani ma niepokoju, i ile obawy o biednego Stefana… Zresztą pani broni sprawy zupełnie przegranej… Helena go zabije… Możeby mógł o niej zapomnieć, gdyby przy pani znalazł odrobinę szczęścia.

    OLGA

    415

    Dalej, dalej! Kończ pan!

    ZDŻARSKI

    416

    Ale go nie znajdzie. Niestety! Nie potrafi pokonać w sobie samca, który się od kobiety domaga czystości.

    OLGA

    417

    Żałuję nieskończenie, że nie mogę kazać pana za drzwi wyrzucić!

    ZDŻARSKI

    418

    Na dobre nie wyszłoby to pani! Zresztą ma pani racyę! Doprowadźmy sprawę do końca. Więc proszę pani, nasamprzód postarałem się o to, że Mlicki swych szczęśliwych a może szczęśliwszych od niego poprzedników nie zapomni!

    OLGA

    opada zupełnie z sił.
    419

    Więc czegóż pan chcesz więcej?

    ZDŻARSKI

    420

    Ale to wszystko są rzeczy niepewne. Jego próżność i słabość mogłyby samca pokonać, a wtedy mogłaby pani być z nim szczęśliwą… Więc pozostaje sumienie — a sumienie jego zbolałe — jedna rana otwarta…

    OLGA

    421

    Cóż dalej, dalej?

    ZDŻARSKI

    422

    W tej chwili! Otóż żeby pani wszystko zrozumiała, muszę pani wyznać, że nie znałem nikogo, ktoby mi tak głęboko wrósł w serce, jak Helena… Oboje jesteście winni jej nieszczęściu… Ale wy jesteście ludzie inteligentni, więc moglibyście o niej zapomnieć, a wtedy, kto wie, czybyście istotnie nie mogli być szczęślwi… A na to nie pozwolę!… Przyszedłem pomścić Helenę i siebie. Skoro się Mlicki dowie…

    OLGA

    z największą trwogą.
    423

    O czem?

    Pauza. Zdżarski zamyśla się.

    OLGA

    opada zupełnie.
    424

    Przyszedłeś mu to powiedzieć?

    ZDŻARSKI

    425

    Tak.

    OLGA

    porywa się nagle.
    426

    I nic cię od tego nie powstrzyma? Nic?…

    ZDŻARSKI

    427

    Nic…

    Pauza.

    OLGA

    namiętnie, bezładnie.
    428

    Nie mów mu tego! Teraz nie… Błagam cię, proszę cię na litość Boską! Nie mów mu tego. Rób ze mną co chcesz, ale nie powiadaj mu tego! Później! Później! Jutro…

    Zdżarski milczy.

    OLGA

    szepce.
    429

    Dam ci wszystko co zechcesz — opuszczę go, jeżeli zażądasz, ale nie druzgocz go teraz! A to go dziś zdruzgocze.

    ZDŻARSKI

    430

    On bezlitośnie Helenę zdruzgotał. Ty mnie.

    OLGA

    zrywa się.
    431

    Dobrze! Dobrze! Powiedz mu natychmiast! Zobaczymy kto silniejszy, ja czy ona! woła. Stefan! Stefan!

    SCENA PIĄTA

    CIŻ — MLICKI.

    MLICKI

    wchodzi blady, chwiejny, wpół błędny.

    OLGA

    z wielką mocą.
    432

    Patrz! Patrz na tego człowieka. Był moim niewolnikiem, moim psem! Czy to prawda, że się teraz stał twoim panem? Prawdaż to, że zachwiał zaufanie do mnie? Prawdaż to, że nigdy nie byłbyś porzucił Heleny, gdybym nie była przyjechała tak nagle? Prawda to?

    MLICKI

    wściekły.
    433

    Kłamie nędznik, kłamie! Idź precz! precz!

    ZDŻARSKI

    patrzy na nich spokojnie.
    434

    Nie pojmuję, dlaczego tak się unosicie! Tobie, Stefanie, całkiem nie do twarzy z tą bohaterską pozą.

    OLGA

    do Mlickiego.
    435

    Nie pozwólże się obrażać.

    MLICKI

    trzęsąc się nerwowo, z wyciągniętą ręką — po chwili z trudnością.
    436

    Precz stąd…

    ZDŻARSKI

    437

    Nie chciałbyś wprzód dowiedzieć się, co się z Heleną stało?…

    MLICKI

    patrzy nań błędnie.

    OLGA

    438

    Chodź Stefanie! Chodź! Błagam cię, chodź! Zostaw go tu!…

    MLICKI

    439

    Czekaj tylko, czekaj! — Niech wprzód powie! On ma coś strasznego do powiedzenia krzyczy do Zdżarskiego. Mów! Mów!…

    OLGA

    440

    Nie pozwól mu tryumfować!… chwyta Mlickiego za rękę. Chodź! Sama ci powiem! Chodź! Chodź!

    MLICKI

    wyrywa się gwałtownie i woła ochrypłym głosem.
    441

    Mówże wreszcie przeklęty kacie!

    OLGA

    z mocą.
    442

    Sama ci powiem. Helena się zabiła!

    ZDŻARSKI

    443

    Utopiła!

    MLICKI

    nie rozumiejąc.
    444

    Utopiła? Helena się utopiła?

    OLGA

    445

    Tak, utopiła się!

    MLICKI

    patrzy nieprzytomnie to na Olgę, to na Zdżarskiego, potem rzuca się na niego.
    446

    Kłamiesz! Kłamiesz! Powiedz, żeś skłamał!

    ZDŻARSKI

    447

    Sam się niedługo przekonasz. Ja w trupiarni podałem wasz adres, więc ją tu przyniosą…

    MLICKI

    448

    Co mówi ten szatan? Tu ją zaraz przyniosą?…

    ZDŻARSKI

    449

    Przecież ją trzeba pochować!

    MLICKI

    450

    Tu ją kazałeś przynieść?! ze strasznym strachem. Tu! Tu! wpada w furyę i krzyczy. Precz, Precz! Bo… bo…

    Stoi z zaciśniętymi pięściami.

    ZDŻARSKI

    do Olgi.
    451

    Pani! Nasz rachunek jeszcze nie wyrównany.

    Wychodzi.
    Pauza. Mlicki na środku pokoju z załamanemi rękami. Olga podchodzi nieruchoma przy ścianie — przez cały czas patrzyła z zastygłą twarzą na obu mężczyzn.

    MLICKI

    obraca się i podchodzi do niej.
    452

    Prawda? To prawda?

    OLGA

    cicho.
    453

    Tak, to prawda!…

    MLICKI

    nieprzytomnie.
    454

    A więc to prawda! Hela nie żyje!… pada na krzesło; po chwili zrywa się i podchodzi do Olgi. Myśmy ją zamordowali! My!… Ja i ty!… Ty też!… Ty też!… wybucha dzikim śmiechem. Zamordowałem ją dla ciebie. Ha, ha, ha. Dla szczęścia… dla naszego szczęścia… Zamordowałem… Ha, ha, ha! Dla szczęścia!…

    OLGA

    patrzy na niego z pogardą, potem wybucha spazmatycznym śmiechem. Mlicki podchodzi ku niej jak kot przyczajony. Olga cofa się bojaźliwie, naraz słychać hałas zewnątrz. Mlicki wypręża się i chwyta Olgę w strasznem przerażeniu.

    MLICKI

    455

    Niosą ją, niosą! Nie wpuszczaj, zamknij drzwi! Nie wpuszczaj!

    OLGA

    porwana strachem drży — słychać mocne stukanie. Olga i Mlicki cofają się przerażeni. Chwila milczenia. Potem ponownie gwałtowne stukanie.

    MLICKI

    krzyczy dzikim głosem.
    456

    Nie wpuszczę! Nie wpuszczę!…

    Rzuca się ku drzwiom.
    Kurtyna.
    x