— Pan jest Jaskólski? — zapytał Karol wchodząc.
— Tak, mam zaszczyt się przedstawić panu dyrektorowi, jestem Jaskólski.
Mówił wolno tę sakramentalną formułę, powtarzaną już wielokrotnie.
— Nie o taki zaszczyt chodzi. Pan Wysocki mówił, że pan potrzebuje miejsca.
— Tak, — odrzekł krótko, mnąc wytarty kapelusz
w ręku i ze strachem czekając, że znowu usłyszy, że
miejsca nie ma.
— Co pan umie, gdzie pan pracował?
— U siebie.
— Miałeś pan interes jaki?
— Miałem majątek ziemski, straciło się i teraz
z powodu chwilowej potrzeby, tylko chwilowej — upewniał z rumieńcem wstydu — bo właśnie jesteśmy w procesie, który musi wypaść na naszą korzyść. Sprawa
bardzo prosta, bo po moim stryjecznym bracie zmarłym bezpotomnie…
— Nie mam, panie, czasu na genealogię. Byłeś
pan obywatelem ziemskim, to znaczy, że pan nic nie
umiesz. Chciałbym panu pomóc, a że na pańskie szczęście od kilku dni jest w magazynach miejsce, więc jeśli
pan chce przyjąć…
— Z wdzięcznością, z podziękowaniem, bo istotnie
jesteśmy trochę w kłopotach, nie potrafię nigdy się odwdzięczyć panu dyrektorowi. Wolno wiedzieć jakie to
miejsce?
— Stróża magazynowego! Dwadzieścia rubli pensji, zajęcie w godzinach fabrycznych.
— Żegnam pana! — rzekł twardo Jaskólski i odwrócił się do wyjścia.
— Co się panu stało? — zawołał zdumiony.
— Ja jestem szlachcic panie, a pańska propozycja
jest niegodna. Zdechnąć z głodu Jaskulski może, ale
stróżem u Szwabów być mu nie wolno — szepnął wyniośle.
— A zdychajże pan ze swoim szlachectwem jak
najprędzej, nie będziesz pan przynajmniej miejsca zajmować drugim — krzyknął zirytowany Borowiecki wychodząc.
Jaskólski w wielkim rozdrażnieniu wyszedł na ulicę,
czas jakiś szedł wyprostowany, dumny, z nabiegłymi,
krwią policzkami, pełen obrażonej godności, ale gdy go
owionęło powietrze, gdy znowu się zobaczył na ulicy,
pod gołym niebem, potrącany przez szybko pędzących
przechodniów, pod kołami tych nieskończonych platform,
naładowanych towarem, opadł z westchnieniem, opuścił
ramiona bezwiednie, stanął nad trotuarem i zaczął szukać w dziurawych kieszeniach chustki…