Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 448 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Szacowany czas do końca: -
Georg Büchner, Woyzeck
  1. Bieda: 1
  2. Broń: 1
  3. Ciało: 1
  4. Cnota: 1
  5. Czas: 1
  6. Flirt: 1
  7. Kobieta "upadła": 1
  8. Kuszenie: 1
  9. Lekarz: 1 2
  10. Melancholia: 1
  11. Modlitwa: 1
  12. Morderstwo: 1
  13. Natura: 1
  14. Nauka: 1 2
  15. Obyczaje: 1
  16. Plotka: 1
  17. Pozycja społeczna: 1
  18. Przemoc: 1
  19. Rozczarowanie: 1
  20. Samotność: 1
  21. Sumienie: 1
  22. Szaleniec: 1
  23. Szaleństwo: 1
  24. Wolność: 1
  25. Zazdrość: 1 2 3
  26. Zmysły: 1
  27. Życie jako wędrówka: 1

Wprowadzono następujące uwspółcześnienia:

pisownia łączna / rozdzielna — ohej > o, hej; nie łatwo > niełatwo;

pisownia poszczególnych wyrazów — zdziera > zdzira;

fleksja — Woyzckowi > Woyzeckowi; bedłków > bedłek; jest napisano > jest napisane;

interpunkcja — Ależ ciemno choć oko wykol! > Ależ ciemno, choć oko wykol!; U kogo wysłużyłaś sobie ten czerwony naszyjnik jak i kolczyki swym grzechem! > U kogo wysłużyłaś sobie ten czerwony naszyjnik, jak i kolczyki swym grzechem? [wykrzyknik zamieniony na pytajnik, zgodnie z niem. oryg.]; Pokaż, co robisz używając podwójnego rozsądku! > Pokaż, co robisz, używając podwójnego rozsądku!;

pisownia wielką / małą literą w zdaniu: …należy do świata uczonych: Jest profesorem na uniwersytecie… > …należy do świata uczonych: jest profesorem na uniwersytecie…; znów się przegląda > Znów się przegląda. [didaskalia między dwoma wypowiedziami];

poprawiono błędy źródła — pogwiżdże > pogwiżdżę, wbije > wbiję, socjete > socjetę (być może te formy miały charakteryzować sposób mówienia postaci, poprawiono jako wątpliwe); Zamieniono kolejność zgodnie z oryg. niem.: WOYZECK [Zamierza się na nią.] Dziewka! > WOYZECK Dziewka! [Zamierza się na nią.]; usunięto nagłówek kwestii TAMBURMAJOR sprzed słów ”Jak ja ci pogwiżdżę, to się juchą zalejesz!”, ponieważ to kontynuacja wypowiedzi tej samej postaci; zmieniono nagłówek Wywoływacz > Właściciel budy w kwestii ”(prezentując konia) Pokaż, co umiesz! (…)”, zgodnie z wersją niem.

Georg BüchnerWoyzeck[1]tłum. Jerzy Liebert

OSOBY

  1. Woyzeck
  2. Maria
  3. Kapitan
  4. Doktor
  5. Tamburmajor[2]
  6. Podoficer
  7. Andrzej
  8. Małgorzata
  9. Właściciel budy
  10. Wywoływacz[3]
  11. Starzec z katarynką[4]
  12. Żyd
  13. Gospodarz[5]
  14. Pierwszy rzemieślnik[6]
  15. Drugi rzemieślnik
  16. Kasia
  17. Obłąkany Karol[7]
  18. Babcia[8]
  19. Pierwsze, drugie, trzecie dziecko
  20. Pierwsza, druga, trzecia osoba
  21. Komisarz policji[9]
  22. Żołnierze, studenci, chłopcy, dziewczęta, dzieci, tłum.

U KAPITANA

Kapitan na krześle, Woyzeck goli go.

KAPITAN

1

Powoli, Woyzeck, powoli; jedno po drugim! Zawrotu głowy dostanę! Cóż to ja z czasem pocznę, gdy się dziś Woyzeck o dziesięć minut prędzej uwinie? Woyzeck! Niech no on pomyśli, jeszcze trzydzieści pięknych lat ma przed sobą! Trzydzieści lat! To jak obszył trzysta sześćdziesiąt miesięcy, a co dopiero dni, godzin, minut! Cóż to on myśli począć z taką kupą czasu? Niech on go sobie podzieli!

WOYZECK

2

Rozkaz, panie kapitanie!

KAPITAN

3

Zaczynam się na dobre bać o świat, kiedy pomyślę o wieczności. To orka, Woyzeck, to ci dopiero orka! Wiecznie — to wiecznie, wiecznie. To on rozumie; no, ale czasem nie jest znowu takie wieczne i wtenczas jedna chwila, tak, tylko chwilka. — Czas, MelancholiaWoyzeck, dreszcz mnie bierze, gdy pomyślę, że świat w jedną dobę sam siebie obiega. Co za marnotrawstwo czasu! — do czego to zmierza? — Woyzeck, już nie mogę patrzeć na żadne koło młyńskie, bo się mnie melancholia czepia!

WOYZECK

4

Tak jest, panie kapitanie!

KAPITAN

5

Woyzeck, czemuż to on zawsze taki zagoniony? Dobry człowiek tak nie wygląda, dobry człowiek, który ma czyste sumienie… Woyzeck, niech no on coś powie. Pogoda dzisiaj jaka?

WOYZECK

6

Parszywa, panie kapitanie, parszywa. Wietrzysko!

KAPITAN

7

Czuję to, coś się szasta po dworze, taki wiatr to coś jak mysz. szczwano Miarkuję, że to pewnie coś z północo-południa?

WOYZECK

8

Tak jest, panie kapitanie!

KAPITAN

9

Ha! ha! ha! Z północo-południa! Ha! ha! ha! On jest głupi, potwornie głupi. wzruszony ObyczajeWoyzeck, on jest dobry człowiek, ale patetycznie on nie ma moralności! Moralność to znaczy, jak się jest moralnym, czy on to rozumie? Moralność — dobre słowo. On ma dziecko bez błogosławieństwa kościoła, jak mówi nasz wielebny kapelan, „bez błogosławieństwa kościoła” — wyrażenie nie moje.

WOYZECK

10

Panie kapitanie. Dobry Bóg nie będzie pytał biednego pędraka, czy wymówiono amen przed jego zrobieniem. Pan mówi: „Dopuśćcie maluczkich do mnie!”

KAPITAN

11

Co on gada? Cóż to za dzika odpowiedź? Woyzeck, on mnie tą odpowiedzią zupełnie zbił z pantałyku! Gdy mówię on, to jego mam na myśli, jego…

WOYZECK

12

BiedaMy biedny naród. Widzi pan, panie kapitanie, grosz! grosz! Jak kto nie ma pieniędzy! — Niech no taki popróbuje w świecie radzić sobie na moralny sposób! A przecież ma się także ciało i krew! Ale naszemu bratu[10] źle będzie na tym i na tamtym świecie! Myślę, że gdybyśmy się nawet do nieba dostali, to by nas i tam zapędzono do robienia grzmotów.

KAPITAN

13

Woyzeck! on nie ma cnoty, on nie jest cnotliwy człowiek! Ciało i krew? Gdy leżę w oknie — a deszczyk dopiero co przeszedł — i przyglądam się białym pończoszkom, jak skaczą po ulicy — tam do diaska! Woyzeck, wtenczas na miłość mi się zbiera! Ja także mam ciało i krew. Ale cnota, Woyzeck, cnota! Bo inaczej, cóż z tym czasem zrobić? — mówię sobie zawsze — cnotliwy z ciebie człowiek, wzruszony dobry człowiek, dobry człowiek!

WOYZECK

14

Cnota, Pozycja społecznaTak, panie kapitanie, cnota — ale gdzie mi tam do tego. Widzi pan, my prosty naród — nie mamy cnoty; naszemu bratu zostaje tylko natura[11]. Ale gdybym ja był panem i miał kapelusz i zegarek, i monokl, i umiał ładnie gadać, wtedy bym już na pewno był cnotliwy. Już tam musi być coś ładnego w tej cnocie, panie kapitanie, ale ja jestem biedny człowiek.

KAPITAN

15

Cóż, Woyzeck, on jest dobry człowiek, dobry człowiek. Ale on za dużo myśli, a to zżera człowieka; on jest zawsze taki rozdrażniony. — Zmęczył mnie ten dyskurs. Woyzeck, niech on sobie idzie, a niech tak nie pędzi; niech idzie powoli, powolutku ulicą.

WOLNA OKOLICA[12]. MIASTO W ODDALI

Woyzeck i Andrzej wycinają pręty w zaroślach. Andrzej gwiżdże.

WOYZECK

16

To miejsce jest przeklęte. Patrz, widzisz ten jasny pas na trawie, gdzie rośnie tyle bedłek[13]? Tam wieczorami toczy się głowa ludzka. Raz podniósł ją jeden, myślał — jeż. A w trzy dni i trzy noce leżał już na wiórach. (cicho) Andrzej! To byli farmazoni[14], ja wiem. Farmazoni!

ANDRZEJ

śpiewa
Jadły trawkę dwa zające,
Trawkę na zielonej łące…

WOYZECK

19

Cicho! Andrzej, słyszysz? Słyszysz? Coś idzie!

ANDRZEJ

20
Zjadły trawkę świeżą z łąki,
Trawkę całą po korzonki!

WOYZECK

22

SzaleniecIdzie coś za mną, pode mną. tupie o ziemię Wszędzie pusto, słyszysz? Pod nami pusto! Farmazoni!

ANDRZEJ

23

Boję się.

WOYZECK

24

Cicho, że aż dziwno. Dech zapiera. Andrzej!

ANDRZEJ

25

Czego?

WOYZECK

26

Gadaj coś! wodzi ogłupiałym wzrokiem po okolicy Andrzej, jak jasno! Łuna nad miastem! Ogień bucha z ziemi pod niebiosa, a z góry jakby ryk puzonów… Jak się przybliża! Uciekajmy! Nie oglądaj się!

Ciągnie go w krzaki.

ANDRZEJ

po chwili
27

Woyzeck, słyszysz jeszcze?

WOYZECK

28

Cicho, znowu wszędzie cicho, jakby świat zamarł.

ANDRZEJ

29

Słyszysz? Bębnią na apel. Musimy iść!

MIASTO

Maria z dzieckiem w oknie, Małgorzata. Ulicą przeciąga capstrzyk[15]. Tamburmajor na przedzie.

MARIA

kołysząc na ręku dziecko
30

No, mały! Tra ta ta! Tra ta ta! Słyszysz? Nadchodzą!

MAŁGORZATA

31

Co za chłop! Jak dąb!

MARIA

32

Trzyma się jak król!

Tamburmajor salutuje.

MAŁGORZATA

33

Cóż za czułe spojrzenie, pani sąsiadko! Nie wiedziałam, że umiecie tak patrzeć.

MARIA

śpiewa
Żołnierze to chłopcy na schwał —
35
Żołnierze, żołnierze —

MAŁGORZATA

36

Wasze oczy błyszczą jeszcze.

MARIA

37

A choćby! Co wam do tego? Zanieście swoje ślepia do Żyda, niech wam je wypucuje, może też jeszcze będą błyszczeć i znajdzie się kto, co da za nie dwa świecące guziki.

MAŁGORZATA

38

Co, co? Ty panno z dzieckiem! Ja jestem uczciwa osoba, ale ty, każdy cię zna! Siedem par skórzanych portek potrafisz prześwidrować ślepiami.

MARIA

39

Zdzira! zatrzaskuje okno Chodź, mój mały! Czego się ci ludzie czepiają! Bękart biedny z ciebie, a cieszysz matkę nieślubną mordką! Aaa!

śpiewa
40
Dziewczyno, jakiż teraz twój los?
Dziecko masz, ale męża ci brak.
Tak czy owak, tak czy siak!
Nocką śpiewam sobie tak —
Baju, baju, mój maleńki, o, hej!
45
Nie pomoże mi żaden człek, nie!
Janku, zakładaj siwków sześć,
Daj im coś pić, daj im coś jeść —
Siwki owsa nie chcą żreć,
Siwki wody nie chcą pić.
50
Szczere wino, zimne wino musi być! O, hej!
Dla nich wino zimne musi być!
Ktoś puka w okno.

MARIA

52

Kto tam? Czy to ty, Franek? Chodź do środka.

WOYZECK

53

Nie mogę. Muszę na apel!

MARIA

54

Naciąłeś prętów dla kapitana?

WOYZECK

55

Tak, Maryś. Ach…

MARIA

56

Co ci, Franek? Wyglądasz jakoś nieswój?

WOYZECK

tajemniczo
57

Maryś, było znów coś, dużo… Czyż nie jest napisane: „I patrz — oto wyszedł dym od ziemi jakoby z pieca…”[16]

MARIA

58

Franek!

WOYZECK

59

Szło za mną aż do miasta. Coś, czego nie można pojąć, coś, co nam rozum odbiera. Co to może być?

MARIA

60

Franek!

WOYZECK

61

Muszę iść. Dziś wieczorem na kiermasz! Uciułałem jeszcze trochę grosza!

Odchodzi.

MARIA

62

Co za człowiek! Taki zamyślony! Nie popatrzył nawet na dziecko. Jeszcze mu się rozum pokręci od tego myślenia! Coś tak ścichł, syneczku? Boisz się? Ależ ciemno, choć oko wykol! A zawsze przecie widno, jakby latarnia świeciła. Nie wytrzymam już, dreszcz mnie chwyta.

Odchodzi.

ŚWIATŁA, BUDY, LUDZIE

Stary człowiek śpiewa, Dziecko tańczy przy dźwiękach katarynki.

STARY CZŁOWIEK

śpiewa
Nic stałego, nic trwałego na tym wielkim świecie,
Każdy umrze prędzej, później — wszyscy o tym wiecie!
65
Hopsasa! Hopsasa!

WOYZECK

66

Hej, Maryś, hopsasa! — Biedny starzec, biedne dziecko! Smutek i wesele!

MARIA

67

Franek, jak błazny mają rozum, to my chyba też błazny. — Śmieszny świat! Piękny świat!

Oboje idą do Wywoływacza.

WYWOŁYWACZ

przed jedną z bud, jego żona w spodniach, małpa w kostiumie.
68

Panowie i panie! Tu można oglądać stworzenie, jakim jej Pan Bóg zrobił. Nic, to fraszka! Proszę, co może sztuka! Oto małpa. Chodzi prościuteńko, ma surdut i spodnie. Nosi pałasz u boku! To żołnierz! Najniższy gatunek rodzaju ludzkiego. Michałek, ukłoń się! Ładnie, tak! Niczym baron! Daj buzi. Tak! trąbi Muzykalne stworzenie! Panowie i panie! Tu można oglądać astronomicznego konia i kanarki. Faworyci wszystkich koronowanych głów Europy. Powiedzą wam wszystko, jaki wiek, ilość dzieci, co za choroba! Rozpoczynamy widowisko! Za chwilę początek początku!

WOYZECK

69

Chciałabyś tam?

MARIA

70

A jakże, mogę! Chłop z frędzlą[17], a baba w portkach! To musi być ciekawe.

Wchodzą.

TAMBURMAJOR

71

Stój! Widzisz! Ale kobita!

PODOFICER

72

Diabli nadali! Na rozpłodek pułków kirasjerów[18]!

TAMBURMAJOR

73

I do hodowli tamburmajorów!

PODOFICER

74

Jak głowę nosi! A krucze włosy jakby ją ciężarem na bok ciągnęły! Ależ oczy —

TAMBURMAJOR

75

Jakbyś do komina spojrzał albo do studni. Jazda za nią!

WNĘTRZE JASNO OŚWIETLONEJ BUDY

MARIA

76

Co za światło!

WOYZECK

77

Tak, Maryś: czarne koty, ogniste ślipia! Ha! Ależ wieczór!

WŁAŚCICIEL BUDY

prezentując konia
78

Pokaż, co umiesz! Pokaż swój bydlęcy rozsądek! Zawstydź ludzką socjetę! Szanowni państwo, oto koń, posiada cztery kopyta, jeden ogon, należy do świata uczonych: jest profesorem na uniwersytecie, a studenci uczą się u niego jazdy konnej i fechtunku[19]! Posiada zwykły rozum i podwójny rozsądek! Pokaż, co robisz, używając podwójnego rozsądku! Powiedz, czy wśród szanownej tu socjety dostrzegasz jakiego osła?

Koń potrząsa łbem.
79

Proszę, oto podwójny rozsądek! To nie jakieś głupie bydlę, to osoba, człowiek, człowiek-zwierzę — a jednak bydlę, bestia.

Koń zachowuje się nieprzyzwoicie.
80

Tak, zawstydź socjetę. Szanowni państwo widzą — bydlę jest jeszcze naturą, niedoskonałą naturą! Uczyć się od niego! Trzeba zapytać lekarza, to przecież bardzo szkodliwe! To znaczy: człowieku, bądź naturalny! Stworzonyś z prochu, popiołu, błota. Chcesz być coś więcej niż proch, popiół, błoto? — Proszę, co za rozum! Umie liczyć, ale nie na palcach. Dlaczego? Nie umie się wyrazić, wytłumaczyć, jest odmienionym człowiekiem. Powiedz szanownej publiczności, która godzina! Czy ktoś spośród szanownych państwa posiada zegarek?

PODOFICER

wspaniałomyślnie i powoli[20] wyciąga zegarek z kieszeni
81

Proszę.

MARIA

82

To muszę zobaczyć!

Wspina się na ławkę, Podoficer pomaga jej.

TAMBURMAJOR

83

Ale baba!

IZBA MARII

MARIA

siedzi, dziecko ma na podołku, a w ręku trzyma kawałek lusterka.
84

Ktoś mu kazał i musiał iść przegląda się. Ale też świecą te kamyczki! Co to za jedne być mogą? Co on gadał? — Śpij, maluśki, zamknij ślipka mocno!

Dziecko zakrywa oczy rączkami.
85

Jeszcze mocniej! Leż tak cichutko! Bo cię coś weźmie…

śpiewa
Dzieweczko, dzieweczko,
Zawrzyj okieneczko,
Idzie z lasu Cygan,
Porwie cię na wygon.
Znów się przegląda.
90

To z pewnością złoto! Jak mi z tym będzie w tańcu do twarzy! Biedakowi zostaje tylko kącik w świecie i kawałek lusterka, a przecież moje usta tak samo czerwone jak tych wielkich dam, co mają lustra od góry do dołu i ślicznych panów, co je po rączkach całują. Ale ja jestem tylko biedna sobie dziewczyna.

Dziecko podnosi się.
91

Cicho, mały, zamknij ślipka! Śpij, aniołku! miga lusterkiem Jak to biega po ścianie! — Zamknij oczka — bo jak ci do nich wpadnie, to oślepniesz!

WOYZECK

wchodzi do izby za jej plecami; Maria zrywa się, zasłaniając uszy dłońmi.
92

Co tam masz?

MARIA

93

Nic.

WOYZECK

94

Coś ci przecież błyska pod palcami.

MARIA

95

Kolczyki — znalazłam.

WOYZECK

96

Ja jeszcze nic takiego nie znalazłem! Dwa na raz.

MARIA

97

Czym ci dziewka[21]?

WOYZECK

98

No, dobrze już, Maryś. Jak ten mały śpi. Popraw mu rączkę. Stołek go uwiera. Pot kroplisty wystąpił mu na czoło… Wszystko pracuje na tym świecie, nawet we śnie! Ach, my, biedaki!… Masz tu jeszcze pieniądze, Maryś, żołd i to, com dostał od kapitana.

MARIA

99

Bóg ci zapłać, Franku.

WOYZECK

100

Muszę iść. Do wieczora, Maryś! Bądź zdrowa!

MARIA

sama, po chwili
101

A przecież zły ze mnie człowiek. Dźgnęłabym się. — Ach! Co za świat! Wszystko w końcu diabli wezmą — chłopa i babę.

GABINET DOKTORA

Woyzeck, Doktor.

DOKTOR

102

Czegóż to ja dożyłem, Woyzeck? I to się nazywa honorowy człowiek? Aj! Aj! Aj!

WOYZECK

103

Co takiego, panie doktor?

DOKTOR

104

Już ja widziałem, Woyzeck! On szczał na ulicy, szczał na ścianę jak pies! To za to mu daję trzy grosze na dzień i wikt, Woyzeck? To źle! Świat staje się zły, bardzo zły!

WOYZECK

105

Natura, Wolność, CiałoCo robić, panie doktor, jak kogo natura przyprze!

DOKTOR

106

Natura przyprze, natura przyprze! Natura! Czyż nie dowiodłem, że musculus constrictor vesicae[22] podlega woli? Natura! Woyzeck! Człowiek jest wolny! W człowieku indywidualność dojrzewa do wolności! Moczu nie móc utrzymać! (potrząsa głową, zakłada ręce w tył i przechadza się tam i z powrotem) Czy on już zjadł swój groch, Woyzeck? Tylko groch, tylko strączkowe owoce, do kroćset, niech on sobie zapamięta! Będzie przewrót w nauce — rozbiję ją w puch. Mocznik 0,10, salmiak[23], hyperoxyd[24] — Woyzeck, czy on mógłby się teraz wyszczać? Niech no on tam wejdzie i spróbuje!

WOYZECK

107

Nie mogę, panie doktor.

DOKTOR

przesadnie
108

Ale na ścianę szczać! Lekarz, NaukaMam na piśmie, umowa jak wół! — Widziałem, widziałem na własne oczy — wytknąłem właśnie nos przez okno, aby promienie słoneczne mogły wpadać do dziurek i abym mógł obserwować proces kichania. Idzie wprost na niego. Nie, ja się nie gniewam, gniew zdrowiu szkodzi, gniew to nie naukowa rzecz. Jestem spokojny, zupełnie spokojny, mój puls ma swoje normalne 60 i wszystko to mówię mu z najzimniejszą krwią. Też coś, któż by się to na człowieka gniewał, na człowieka! Gdyby to był przynajmniej jakiś odmieniec, który mi zdycha! Ale, Woyzeck, on przecież nie powinien był szczać na ścianę!

WOYZECK

109

Widzi pan, panie doktor, czasem to się może mieć taki charakter, taką budowę. — Ale z naturą to inna rzecz, widzi pan, z naturą strzela palcami to jest coś takiego, jak by to powiedzieć, na ten przykład…

DOKTOR

110

Woyzeck, on znowu zaczyna filozofować.

WOYZECK

poufale
111

Panie doktor, widział pan już coś z podwójnej natury? Gdy słońce stało wysoko i było tak, jakby świat palił się w ogniu, przemówił do mnie jakiś głos straszny.

DOKTOR

112

Woyzeck, on ma zwykłą aberratio[25].

WOYZECK

kładąc palce na nosie
113

Bedłki, w tym cała rzecz! Czy pan widział kiedy, jak na ziemi rosną bedłki i układają się figury, w tym coś jest, tak — gdyby to mógł ktoś odczytać!

DOKTOR

114

Woyzeck, on ma dobrą idée fixe[26], cenną aberratio mentalis partialis[27], drugą species! Bardzo pięknie rozwinięte! Woyzeck, on dostanie podwyżkę! Druga speciesidée fixe przy stanie na ogół normalnym! Czy on robi wszystko jak zawsze? Goli swego kapitana?

WOYZECK

115

Tak jest!

DOKTOR

116

Je groch?

WOYZECK

117

Dokumentnie, panie doktor! Pieniądze za strawne[28] dostaje kobieta.

DOKTOR

118

I pełni służbę?

WOYZECK

119

Tak jest!

DOKTOR

120

Bardzo z niego interesujący okaz! On otrzyma jeszcze dodatek na tydzień, Woyzeck, niech on się tylko dzielnie trzyma. Niech pokaże puls. Dobrze.

IZBA MARII

Maria, Tamburmajor.

TAMBURMAJOR

121

Maryśka.

Flirt, ZmysłyMARIA

patrząc na niego znacząco
122

Idź no kawałek! — Ale bo też pierś jak u byka. Broda jak u lwa. Takiego niełatwo znaleźć. Mogę się pysznić przed wszystkimi babami!

TAMBURMAJOR

123

A co dopiero w niedzielę, jak włożę wielki pióropusz i białe rękawice! Do stu piorunów! Książę mówi zawsze — człowieku, kawał draba z niego!

MARIA

drwiąco
124

Ho, ho, ho! staje naprzeciwko niego Chłop na schwał!

TAMBURMAJOR

125

A z ciebie baba jak mur. Do licha! Może byśmy tak założyli hodowlę tamburmajorów, co?

Obejmuje ją.

MARIA

126

Puszczaj!

TAMBURMAJOR

127

Ty bestio!

MARIA

gwałtownie
128

Ręce przy sobie!

TAMBURMAJOR

129

Diabeł ci z oczu patrzy.

MARIA

130

Niech będzie. Wszystko jedno!

ULICA

Kapitan, Doktor.

KAPITAN

idzie ulicą zadyszany, zatrzymuje się; sapie, rozgląda się.
131

Nie pędź pan tak, panie doktorze! Nie wiosłuj tak laską. Za śmiercią gonisz? Dobry człowiek, co ma czyste sumienie, nie chodzi tak prędko. Dobry człowiek — chwyta Doktora za surdut pozwól, że uratuję jedno życie ludzkie.

DOKTOR

132

Pilno mi, pilno!

KAPITAN

133

Doktorze, jest mi tak smutno, jakaś melancholia mnie ogarnia i wciąż chce mi się płakać, kiedy widzę mój mundur wiszący na ścianie.

DOKTOR

134

A pan sam? Hm! nabrzmiała, tłusta, gruba szyja, apoplektyczna kompleksja! Lekarz, NaukaTak, panie kapitanie, może pan dostać apopleksji cerebri[29]. Możliwe jednak, że tylko po jednej stronie, tak jest, może pana sparaliżować tylko z jednego boku, a w najlepszym wypadku może pan mieć paraliż mózgu i czeka pana tylko wegetacja. Tak! Oto w przybliżeniu widoki pańskie na najbliższe cztery tygodnie! Poza tym mogę pana zapewnić, że dostarczy pan jednego z bardziej interesujących wypadków; jeśli Bóg pozwoli, że język pański będzie tylko częściowo obezwładniony, wówczas dokonamy nieśmiertelnego eksperymentu.

KAPITAN

135

Doktorze! Nie strasz pan! Ludzie już umierali z przestrachu, samego tylko przestrachu. Widzę już ludzi z cytrynami[30] w rękach, ale wszyscy powiedzą — to był dobry człowiek, dobry człowiek. Tak, panie Gwóźdźdotrumny.

DOKTOR

podsuwa mu kapelusz.
136

Co to jest, panie kapitanie? To jest pusty łeb, czcigodny panie Wiechciuodmusztry!

KAPITAN

wypychając pięścią połę surduta, imituje kukłę.
137

A co to jest, doktorze? Bałwan. Ha, ha, ha! zacny panie Gwóźdźdotrumny! No, ale bez obrazy! Ja jestem dobry człowiek, lecz jak zechcę, to też potrafię! Powiadam panu, doktorze, jak zechcę…

Przechodzi Woyzeck i chce ich wyminąć.
138

Hej, Woyzeck. Cóż on tak pędzi mimo nas? Niech no on przystanie, Woyzeck. On lata po świecie niczym otwarta brzytwa, można się naciąć na niego! Biegnie, jakby miał do golenia cały pułk kastratów i czekała go szubienica za jedno choćby zacięcie. Ale co do długich bród — cóż to ja chciałem powiedzieć, Woyzeck — długie brody…

DOKTOR

139

Długie włosy na brodzie. Już Pliniusz mówi o tym — trzeba żołnierzy od tego odzwyczajać.

KAPITAN

mówi dalej
140

PlotkaHa, długie brody! Cóż on na to, Woyzeck? Czy nie znalazł on przypadkiem włosa z brody w swoim talerzu? Ha, ha, ha! On mnie przecież rozumie? Ludzki włos! Z brody jakiegoś sapera — albo podoficera — albo jakiegoś tamburmajora… Hę, Woyzeck? Ale on ma porządną kobietę, co? Nie tak jak inni.

WOYZECK

141

Tak jest! Co pan chce powiedzieć, panie kapitanie?!

KAPITAN

142

Jaką minę robi ten huncwot! Może tam i nie w zupie, ale jak się pośpieszy i za róg skoczy — to znajdzie jaki tam na czyichś ustach — niby włos! Na ustach, Woyzeck. — Och! I ja kiedyś wiedziałem, co to miłość! Woyzeck, cóż on tak zbladł jak kreda!

WOYZECK

143

Panie kapitanie, biedny ze mnie człowiek. Nic poza tym nie mam na świecie! Panie kapitanie, jeśli pan żarty sobie stroi…

KAPITAN

144

Żarty? Ja? Niechże cię! Żarty? Durniu…

DOKTOR

145

Puls, Woyzeck! Mały, ostry, urywany…

WOYZECK

146

Panie kapitanie! Czasem ziemia jest komuś gorąca jak piekło — mróz, mróz — załóżmy się, że w piekle jest mróz… To niemożliwe! Ludzie, ludzie! To niemożliwe!

KAPITAN

147

Ośle, cóż to, czy on chce się zastrzelić? Gotów mnie jeszcze przebić wzrokiem! Ja chcę dobrze dla niego, bo on jest dobry człowiek. Woyzeck dobry człowiek!

DOKTOR

148

Muskuły twarzy stężałe, napięte, chwilami drgające. Podniecony, wzburzony.

WOYZECK

149

Idę — wszystko możliwe! Człowiek — wszystko możliwe! Ładna pogoda, panie kapitanie. Niech pan spojrzy, ładne, mocne, szare niebo; miałoby się gdzie wbić kołek i obwiesić na nim. Przynajmniej wiedziałby człowiek, czego się trzyma! Tak i znowu „tak” — i „nie”. „Tak” czy „nie”, panie kapitanie? Czy „nie” ponosi winę za „tak”, czy „tak” za „nie”? Zastanowię się nad tym.

Odchodzi dużymi krokami, najpierw powoli, potem coraz szybciej.

DOKTOR

pędzi za nim
150

Fenomen! Woyzeck, podwyżka!

KAPITAN

151

Zupełnie mi się przez tych ludzi w głowie mąci! Jakże biegnie! Ta długa tyka wyrywa[31] jak cień pająka[32]. A krótki kuśtyka. Wysoki jest jak błyskawica, a mały niczym grzmot. Ha, ha! groteska, groteska.

IZBA MARII

Woyzeck, Maria.

WOYZECK

wpatruje się w Marię i potrząsa głową
152

Hm! Nic nie widzę, nic nie widzę. O, to by było widać, to by można rękami namacać!

MARIA

zastraszona
153

Co ci to, Franku? Zbzikowałeś!

WOYZECK

154

Grzech, tak opuchły i wzdęty — to musiałoby tak śmierdzieć, że wszystkie aniołki wykurzyłoby do nieba! Ale ty, Maryś, masz czerwone wargi! czerwone wargi i żadnego wrzodu na nich? Jesteś piękna — jak grzech. Ale czy to grzech śmiertelny może być piękny?

MARIA

155

Franek, bredzisz!

WOYZECK

156

Czort! Tu on stał? Tak? tak?

MARIA

157

Ano, że dzień długi, a świat wiekowy, z pewnością niejeden stał na tym miejscu.

WOYZECK

158

Widziałem go!

MARIA

159

Można dużo widzieć, gdy się ma dwoje oczu, a ślepym się nie jest i słońce świeci.

WOYZECK

160

Dziewka!

Zamierza się na nią.

MARIA

161

PrzemocWara! Raczej nożem dźgnij, ale ręki nie podnoś! Własny ojciec się nie ważył, jak mi dziesięć lat było i jakem na niego spojrzała.

WOYZECK

162

ZazdrośćMaryśka! — Nie, to by było widać! Człowiek jest otchłanią; w głowie się kręci, gdy się spojrzy… Oby tak było! Chodzi jak sama niewinność. No, cnoto, masz znamię na sobie. Wiem to? wiem to? Kto to wie?

Odchodzi.

KORDEGARDA

Woyzeck, Andrzej.

ANDRZEJ

śpiewa
A u naszej gospodyni dziewka co się zowie.
Dzień i noc, dzień i noc
165
Siaduje w ogrodzie.

WOYZECK

166

Andrzej!

ANDRZEJ

167

No?

WOYZECK

168

Ładna pogoda!

ANDRZEJ

169

Świąteczny czas![33] Muzyka za miastem. Dziewczęta tam już dawno poszły… Tańce… z chłopaków aż się kurzy, w to mi graj!

WOYZECK

niespokojnie
170

Tańce, Andrzeju? Oni tańczą?

ANDRZEJ

171

Od proga do stoga.

WOYZECK

172

Tańczą, tańczą…

ANDRZEJ

173

A niech tam.

śpiewa
W ogrodzie siaduje,
175
Do żołnierzy zęby szczerzy —
Na chłopców czatuje.

WOYZECK

177

Andrzej, nie mam spokoju.

ANDRZEJ

178

Wariat!

WOYZECK

179

Muszę iść! Wszystko mi się kręci w oczach. Tańce. Będzie jej gorąco! Psiamać! Andrzej!

ANDRZEJ

180

O co chodzi?

WOYZECK

181

Muszę iść, muszę zobaczyć.

ANDRZEJ

182

Ty niespokojny duchu! Względem dziewki?

WOYZECK

183

Idę, idę! Tu mi za gorąco.

KARCZMA

Okna pootwierane. Tańce. Przed karczmą ławki. Chłopcy.

PIERWSZY CZELADNIK

śpiewa
Mam na sobie tylko koszulinę cudzą.
185
Moja dusza nieśmiertelna mocno cuchnie wódą.

DRUGI CZELADNIK

186

Niezabudko! Bracie, czy mam ci po przyjaźni dziurę w naturze zrobić? Bracie! Muszę ci dziurę w naturze zrobić, muszę ci wszystkie pchły na ciele powytracać. Bracie! ze mnie też chłop, ty wiesz…

PIERWSZY CZELADNIK

187

Moja dusza, moja nieśmiertelna dusza cuchnie mocno wódą! Nawet z pieniędzy robi się gnil[34]. Niezabudko, jakiż piękny ten świat! Bracie, musiałbym ceber łez wypłakać! Chciałbym, żeby nasze nosy zmieniły się w pełne flaszki, abyśmy mogli sobie nawzajem wlać je w gardziołka!

CHŁOPCY

śpiewają
Raz jechał strzelec z doliny Renu
Lasem zielonym, konikiem wronym…
190
Hop, hop! Z tropu w trop! Hop, hop!
Dalejże w jary, dalej w dąbrowy,
Strzeleckie serce radują łowy!
Hop, hop! Z tropu w trop! Hop, hop!
Woyzeck staje przy oknie, zaziera do środka. Maria i Tamburmajor przesuwają się w tańcu obok niego, nie dostrzegając go.

WOYZECK

194

On! Ona! Diabli!

MARIA

mijając go w tańcu
195

Mocniej! Mocniej!

WOYZECK

bez tchu
196

Mocniej — mocniej! osuwa się na ławę przed domem, łamie ręce[35] ZazdrośćMocniej! Kręćcie się! Tarzajcie się! Czemuż nie zgasi Bóg słońca! Wszystko tarza się w rozpuście, jedno przez drugie! Chłop i baba, człowiek i bydlę! I robią to w biały dzień, robią prawie na dłoni, jak komary. Dziewka! Dziewka! Gorąca, gorąca! Mocniej! zrywa się gwałtownie Bydlak, jak on ją obłapia! Jej ciało! On ją teraz — jak ja kiedyś.

Pada oszołomiony.

PIERWSZY CZELADNIK

w izbie, wlazł na stół i prawi
197

Atoli, gdy pielgrzym staje, nachylony nad rzeką czasu, albo też do mądrości bożej się zwraca i pyta — po co jest człowiek? po co jest człowiek? — Zaprawdę jednak, drodzy słuchacze, powiadam wam, dobrze jest, jak jest, z czegóż bowiem żyć by mieli chłop, bednarz, szewc, doktor, gdyby Pan Bóg nie stworzył człowieka? Z czegóż żyłby krawiec, gdyby to on nie zaszczepił był ludziom uczucia wstydliwości? Z czegóż żołnierz, gdyby nie wyposażył człowieka w potrzebę zabijania? Dlatego nie upadajcie na duchu, najmilsi, tak! tak! Wszystko jest milusie i rozkoszne[36] — ale wszystko, co ziemskie, jest znikome, bo nawet pieniądz obraca się w gnil. Na koniec pozwólcie nam jeszcze, najmilsi słuchacze, wyszczać się krzyżową sztuką, niech zdechnie jakiś Żyd!

Wśród ogólnego krzyku Woyzeck ocknął się i ucieka.

OTWARTE POLE

WOYZECK

198

Kuszenie, SzaleństwoMocniej! Mocniej! Grają skrzypki i piszczałki. — Mocniej, mocniej! Cicho, muzyka! Ha! co? co mówicie? pochyla się nad ziemią Tak — głośniej, głośniej! Teraz słyszę. Przebij — przebij ten wilczy pomiot! Przebij — przebij — ten — wilczy pomiot — na śmierć. — Trzeba? — muszę? — Słyszę ciągle, coraz mocniej! — Zabij — zabij! I wiatr tak mówi — zabij — przebij — na śmierć!

IZBA W KOSZARACH

Noc. Andrzej i Woyzeck śpią na jednym łóżku.

WOYZECK

cicho
199

Andrzej!

Andrzej mruczy przez sen.
Woyzeck potrząsa Andrzejem
200

Andrzej! Andrzej!

ANDRZEJ

201

Co się stało?

WOYZECK

202

Nie mogę spać! Ledwie oczy przymknę, znów ich widzę i słyszę skrzypce mocniej, coraz mocniej! A potem coś gada w ścianie. Nic nie słyszysz?

ANDRZEJ

203

Tak — niech sobie tańczą! Człowiek zmęczony, niech nas Bóg ma w swej opiece, amen.

WOYZECK

204

Wciąż coś gada: przebij! zadźgaj! A przed oczami błyska mi ciągle coś jak nóż!

ANDRZEJ

205

Śpij, wariacie!

WOYZECK

206

Mocniej! Mocniej!

PODWÓRZE U DOKTORA

Studenci i Woyzeck na dole. Doktor w okienku poddasza.

DOKTOR

207

Moi panowie! Siedzę tu na dachu jak Dawid, który ujrzał Betsabę[37]; ale ja nie widzę nic poza suszącymi się w ogrodzie culs de Paris[38] z pensjonatu żeńskiego. Panowie! Doszliśmy do tej ważnej kwestii, dotyczącej stosunku subiektu do obiektu. Gdy weźmiemy jeden z tych obiektów, w którym na tak wysokim stopniu manifestuje się organiczna samoafirmacja boskości, i rozważymy jego stosunek do otoczenia, do ziemi, do kosmosu — gdy więc, proszę państwa, wyrzucę tego kota przez okno, jak ustosunkuje się owa istota do prawa grawitacji zgodnie z własnym instynktem? Woyzeck! ryczy Woyzeck!

WOYZECK

złapał kota
208

Panie doktor, on gryzie!

DOKTOR

209

Ośle! On złapał bestię tak czule, jakby to była jego rodzona babka!

Schodzi na dół.

WOYZECK

210

Panie doktor, ja się trzęsę.

DOKTOR

rozradowany
211

Ha, ha! Dobra nasza, Woyzeck. zaciera ręce, bierze kota Co widzę, moi panowie? Nowy gatunek kociej wszy. Okaz o wiele piękniejszy od dotychczas znanych. wyciąga lupę Panowie, kocia wesz!

Kot ucieka.
212

Moi panowie, to zwierzę nie posiada ani odrobiny zmysłu naukowego… Panowie! W zamian za to możecie obejrzeć coś innego. Widzicie tego człowieka! Od kwartału nie jada on nic prócz grochu! Zauważcie, proszę, skutek — zbadajcie tylko ten nierówny puls, a potem oczy!

WOYZECK

213

Panie doktor, całkiem mi ciemno.

Siada.

DOKTOR

214

Odwagi, Woyzeck! Jeszcze parę dni i wszystko będzie skończone. Badajcie, panowie, dotykajcie!

Studenci obmacują Woyzeckowi skronie, puls i piersi.
215

A propos, Woyzeck, niech no on dla panów studentów porusza trochę uszami! Dawno już chciałem pokazać to panom. Dwa muskuły są przy tym czynne. Allons[39], zaczynamy!

WOYZECK

216

Ach, panie doktor…

DOKTOR

217

Bestio, czy może mam ci rozruszać uszy? Chcesz tak zrobić jak kot? A więc, moi panowie — oto pewnego rodzaju forma przejściowa do osła. Często spotykana również dzięki wychowaniu kobiecemu i mowie rodzimej. Woyzeck! Ile twoja matka z wielkiej czułości powyrywała ci włosów na pożegnanie? Co za rzadzizna! A może to tak dopiero od kilku dni, czy to nie wskutek grochu? Tak, moi panowie, groch, groch!

DZIEDZINIEC W KOSZARACH

WOYZECK

218

Słyszałeś co?

ANDRZEJ

219

Jest, i to z kamratem.

WOYZECK

220

Coś mówił.

ANDRZEJ

221

Skąd wiesz? Co mam ci gadać? No, śmiał się i powiedział: morowa kobita! Ma ci uda! I… gorąca!

WOYZECK

całkiem zimno
222

Tak? Powiedział to? Co to mi się śniło dziś w nocy, Andrzej? Czy nie nóż? Co za głupie sny człowieka nachodzą!

ANDRZEJ

223

Gdzie[40], Woyzeck?

WOYZECK

224

Wina przynieść kapitanowi. — Ach! Andrzej, a przecież ona była jedna jedyna!

ANDRZEJ

225

Była?

WOYZECK

226

Nic. Adieu!

KRAMIK[41]

Woyzeck, Żyd.

WOYZECK

227

Ta pukawka jest za droga.

ŻYD

228

Nu, kupicie? Nie kupicie? Może co jeszcze?

WOYZECK

229

Co kosztuje ten nóż?

ŻYD

230

BrońZupełnie porządny! Chcecie się nim poderżnąć? Nu, co jest? Dam go wam tak tanio, jak każdy inny. Będziecie mieli swoją śmierć tanio, ale przecież nie można za darmo. Nu? Żebyście mieli niedrogą śmierć.

WOYZECK

231

To może krajać coś więcej jak chleb…

ŻYD

232

Dwa grosze.

WOYZECK

233

Na!

Rzuca pieniądze, bierze nóż; wychodzi.

ŻYD

234

Na! Hihi! Jakby to było nic! A to jest przecież piniądz. Psi syn!

IZBA MARII

OBŁĄKANY

leżąc, opowiada sobie bajkę na palcach
235

Ten pan król ma złotą koronę… Jutro przyprowadzę królowej pani jej dziecko… Kiszka mówi: chodź, wątrobianko…

MARIA

przewraca kartki Biblii
236

Kobieta "upadła", Modlitwa, Sumienie„…I nie znaleźli fałszu w uściech[42] jego”[43]… Boże, Boże, nie patrz na mnie! dalej przewraca kartki „…I przyprowadzili doktorzy i faryzeusze niewiastę, którą zastano na cudzołóstwie, postawili ją pośrodku… A Jezus powiedział: I ja cię nie potępię. Idź, a nie grzesz więcej.”[44] (składa ręce) Boże, Boże! — nie mogę! Boże, daj choć tyle, bym się mogła modlić!

Dziecko tuli się do niej.
237

Ten chłopak rozdziera mi serce. do Obłąkanego Karol! I to się pęta pod słońcem!

Obłąkany zabiera dziecko. Cisza.
238

Franek nie przyszedł, wczoraj nie, dzisiaj nie… Gorąco mi, gorąco. otwiera okno „I stanąwszy z tyłu u nóg Jego, poczęła łzami zlewać stopy Jego i wycierać włosami swej głowy. I całowała stopy Jego i namaszczała olejkiem”[45]bije się w piersi Wszystko umiera! Zbawicielu! Chciałabym namaszczać Twoje nogi — Zbawicielu!

KOSZARY

Andrzej. Woyzeck grzebie w swoich rzeczach.

WOYZECK

239

Ta kamizelka nie należy do munduru. Może ci się przydać, Andrzej!

ANDRZEJ

osłupiały, odpowiada na wszystko
240

Tak jest.

WOYZECK

241

Ten krzyż jest mojej siostry, pierścioneczek także.

ANDRZEJ

242

Tak jest.

WOYZECK

243

Mam święty obrazek, dwa serduszka, szczere złoto. To leżało w Biblii mojej matki, a na tym napisane:

Panie! Jak ciało Twoje najkrwawsze
245
Niech me serce będzie zawsze.
246

Matka czuje tylko jeszcze, jak jej słońce świeci na ręce — to nic.

ANDRZEJ

247

Tak jest!

WOYZECK

wyciąga papier
248

Fryderyk Jan Franciszek Woyzeck, żołnierz i strzelec w drugim regimencie, drugiego batalionu, czwartej kompanii, urodzony w Zwiastowanie Marii Panny, 20 lipca. Mam dzisiaj trzydzieści lat, siedem miesięcy i dwanaście dni.

ANDRZEJ

249

Franek, idź no ty do lazaretu[46]! Musisz napić się wódki z proszkiem — to zabija gorączkę.

WOYZECK

250

Tak, Andrzej, gdy cieśla wióry zbiera, któż wie, komu przyjdzie złożyć na nich głowę.

ULICA

Maria przed domem z Dziewczętami, Babka, później Woyzeck.

DZIEWCZĘTA

Jak pięknie świeci słonko dziś,
Jak pachnie ziemia, kwitnie kłos!
Miedzą wśród pól, łąkami szli —
Po dwóch, po dwóch, po dwóch…
255
Szli pośród traw, szli pośród zbóż —
Fleciści wprzód, skrzypkowie tuż,
Czerwone buty każdy miał
I szli, i szli — i szli…

PIERWSZE DZIECKO

259

Nieładne.

DRUGIE DZIECKO

260

Coś innego. Ale co?

PIERWSZE DZIECKO

261

Mario, zaśpiewaj nam.

MARIA

262

Nie mogę.

PIERWSZE DZIECKO

263

Dlaczego?

MARIA

264

Dlatego.

DRUGIE DZIECKO

265

Ale dlaczego dlatego?

TRZECIE DZIECKO

266

Babciu, opowiadaj!

BABCIA

267

Chodźcie, małe szkraby! — Rozczarowanie, Samotność, Życie jako wędrówkaByło sobie raz biedne dziecko i nie miało ani ojca, ani matki — wszystko mu pomarło i nie było nikogo na świecie, a ono wędrowało i szukało dzień i noc. A że nie miało nikogo już na świecie, chciało iść do nieba. Księżyc spojrzał na nie tak mile, a gdy przyszło w końcu do księżyca, to był to kawałek zgniłego drzewa. Wtedy chciało iść do słońca, słońce spojrzało na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do słońca, to był to zwiędły słonecznik. Wtedy postanowiło pójść do gwiazd. Gwiazdy popatrzyły na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do gwiazd, to były to złote muszki wbite na ciernie przez dzierzbę. Wtedy dziecko chciało wrócić znów na ziemię, ale gdy przyszło do ziemi, to ziemia była przewróconym gliniakiem. Tak więc zostało samiusieńkie i przysiadło, i zaczęło płakać. I siedzi tam aż dotąd i jest samo, samiusieńkie.

WOYZECK

pojawia się
268

Mario!

MARIA

przestraszona
269

Co się stało?

WOYZECK

270

Mario, chodźmy. Czas już.

MARIA

271

Gdzie?

WOYZECK

272

Bo ja wiem?

DROGA LEŚNA NAD STAWEM

Woyzeck, Maria.

MARIA

273

Tam na lewo idzie się do miasta. Ciemno.

WOYZECK

274

Ty tu zostaniesz, Mario! Chodź, siądź sobie!

MARIA

275

Ale ja muszę iść.

WOYZECK

276

Nie schodzisz już sobie więcej nóg do krwi.

MARIA

277

Coś ty taki…

WOYZECK

278

Czy pamiętasz, Maryś, jak to dawno, odkąd się znamy?

MARIA

279

Na Zielone Świątki dwa lata.

WOYZECK

280

A jak myślisz, długo to jeszcze potrwa?

MARIA

281

Muszę iść przygotować wieczerzę.

WOYZECK

282

Morderstwo, ZazdrośćZimno ci? A przecieżeś gorąca. Jakie gorące masz usta! Gorący twój dech dziewki! A przecież niebo bym dał za to i zbawienie wieczne, by móc cię nieraz jeszcze całować! Drżysz z zimna? Kto już zimny, nie czuje zimna. Już nie zmarzniesz od rosy porannej.

MARIA

283

Co ty gadasz?

WOYZECK

284

Nic.

Milczenie.

MARIA

285

Patrz, jak czerwono wschodzi księżyc!

WOYZECK

286

Jak żelazo we krwi.

MARIA

287

Co ci, Franek? Takiś blady.

Woyzeck zamierza się na nią nożem.
288

Franek, stój! Na miłość boską! Ratunku! Ratunku!

WOYZECK

przebija ją nożem
289

Masz! Masz! Nie chcesz umrzeć? Tak! Tak! — Ha, jeszcze drga, jeszcze nie? Mocniej. przebija ją jeszcze raz — Nie żyjesz? Umarła! Umarła!

Wypuszcza nóż i ucieka.

KARCZMA

WOYZECK

290

Tańczcie, a wszyscy! tańczcie, dalejże! skaczcie, poćcie się i śmierdźcie, a przecież raz was wszystkich jeszcze diabeł weźmie!

śpiewa
Raz sobie trzej jeźdźcy nad Renem jechali,
Po drodze do okna karczmarki pukali.
Mam piwo pieniące i wino mam w czarach,
Mam także córeczkę, co leży na marach.
295

Ej, Kasiu! tańczy z nią Chodź, siadaj sobie. Gorąco mi, gorąco! ściąga bluzę Tak to bywa! Jedną diabeł porwał, a drugą zostawił. Kasiu, gorącaś! Dlaczego? Poczekaj tylko, też jeszcze będziesz zimna! Bądź rozsądna! A umiesz śpiewać?

KASIA

śpiewa
Do szwabskich stron nie ciągnie mnie,
Nie noszę długich spódnic, nie —
Bo długi strój, trzewiczki w szpic
Nie zdadzą dziewce się na nic.

WOYZECK

300

E, co tam buty! Można i na bosaka pójść do piekła!

KASIA

śpiewa
O, fe, mój skarbie, to takaś ty!
Zabierz talara i sama śpij!

WOYZECK

303

Tak, prawda. Jeszcze bym się pokrwawił.

KASIA

304

Ale co to masz tu na ręku?

WOYZECK

305

Ja? ja?

KASIA

306

Czerwone! Krew!

Otaczają ich ludzie.

WOYZECK

307

Krew? Krew?

KARCZMARZ

308

Uu — krew!

WOYZECK

309

Zdaje mi się, żem się — zaciął, tu, w prawą — rękę…

KARCZMARZ

310

Ale skądże wzięło się na łokciu?

WOYZECK

311

Bo obtarłem.

KARCZMARZ

312

Prawą rękę o prawe ramię? Aleś zgrabny!

OBŁĄKANY

313

Phy. A wtedy olbrzym rzekł: Tu coś pachnie ludzką krwią! Fe, już śmierdzi!

WOYZECK

zrywa się
314

Do diabła, czego chcecie? Co was to obchodzi? Co się gapicie? Na bok — albo kogoś diabli wezmą. Myślicie, że zabiłem kogo? Mordercą jestem? Co się gapicie? Gapcie się na siebie! Z drogi!

Wybiega.

NAD STAWEM

WOYZECK

sam
315

Nóż? Gdzie nóż? Tu go zostawiłem. — On mnie zdradzi! Bliżej, jeszcze bliżej! — Co to za miejsce? Słyszę coś. Tu coś się rusza, cicho! — Tu niedaleko. Maryś! Maryś! Cisza. Dokoła cisza. Coś taka blada? Cóż to za czerwony sznur masz na szyi? U kogo wysłużyłaś sobie ten czerwony naszyjnik, jak i kolczyki swym grzechem? Czarna byłaś od tego, czarna! Wybieliłem cię? Czemu tak dziwnie zwisają ci czarne włosy — !? — Nie plotłaś dziś warkoczy?… — Nóż, nóż! Jest? Tak. biegnie do wody Tak! Tu na dno! rzuca nóż w głąb Wpadł w ciemną wodę jak kamień. — Nóż, on leży za blisko, znajdą go, gdy się będą kąpać. wchodzi do stawu i rzuca daleko Nie mogą go znaleźć, ale latem, jak będą szukać muszli na dnie? Ba, zardzewieje, któż rozpozna. Trzeba go było złamać! Ale muszę się obmyć. Jestem we krwi. Tu plama — i tu także.

Nadchodzą ludzie.

PIERWSZY

316

Stój!

DRUGI

317

Słyszysz? Tam!

PIERWSZY

318

Jezu, to był głos!

DRUGI

319

To woda w stawie. Woda woła. Już dawno nikt nie utopił się. Chodź! — Niedobrze tego słuchać.

PIERWSZY

320

Stękło[47] — jakby człowiek umierał.

DRUGI

321

Straszno! Parno, a mgła szara. Chrząszcze bzykają jak pęknięte dzwony! Uciekajmy!

PIERWSZY

322

Nie, za głośno, za wyraźnie! Chodźmy! Chodźmy![48]

Przypisy

[1]

Woyzeck — dzieło niedokończone, pozostawione przez zmarłego bardzo młodo autora we fragmentach; kolejność scen nie jest pewna; dwa fragmenty zostały pominięte przez tłumacza: scena bójki w karczmie oraz końcowe Paralipomena. [przypis edytorski]

[2]

tamburmajor (daw.) — dowódca orkiestry wojskowej lub doboszów. [przypis edytorski]

[3]

Wywoływacz — niem.: Marktschreier: kramarz; naganiacz; szalbierz. [przypis edytorski]

[4]

Starzec z katarynką — w tekście sztuki: Stary Człowiek. [przypis edytorski]

[5]

Gospodarz — w tekście sztuki: Karczmarz. [przypis edytorski]

[6]

pierwszy rzemieślnik, drugi rzemieślnik — w tekście sztuki: Pierwszy i Drugi Czeladnik. [przypis edytorski]

[7]

Obłąkany Karol — w tekście sztuki: Obłąkany. [przypis edytorski]

[8]

Babcia — w tekście sztuki Babka lub Babcia. [przypis edytorski]

[9]

Komisarz policji — w nieprzetłumaczonym fragmencie (Paralipomena): Policjant. [przypis edytorski]

[10]

naszemu bratu — niem. unsereins: ludzie tacy jak my, naszego pokroju; ktoś taki jak ja. [przypis edytorski]

[11]

naszemu bratu zostaje tylko natura — niem. es kommt nur so die Natur: to bierze się tylko tak z natury. [przypis edytorski]

[12]

wolna okolica (niem. Freies Feld) — otwarta przestrzeń; dalej to samo wyrażenie jest tłumaczone jako otwarte pole. [przypis edytorski]

[13]

bedłka (daw.) — grzyb nieszlachetny, niejadalny albo gorszego gatunku; w oryg. niem. Schwamm, tu: grzyb (dziś częściej: gąbka). [przypis edytorski]

[14]

farmazoni (niem. Freimaurer, fr. franc-maçons) — masoni, wolnomularze. [przypis edytorski]

[15]

capstrzyk — tu: przemarsz formacji wojskowej z orkiestrą przez miasto wieczorem w przeddzień uroczystości. [przypis edytorski]

[16]

oto wyszedł dym od ziemi jakoby z pieca — cytat z Apokalipsy św. Jana (Ap 9,2), w Biblii Gdańskiej ten werset brzmi: I otworzyła studnię przepaści; i wystąpił dym z onej studni, jakoby dym pieca wielkiego, i zaćmiło się słońce i powietrze od dymu onej studni. [przypis edytorski]

[17]

frędzla (niem.: Quaste) — tu: ogon; chłop z ogonem to małpa w ludzkim ubraniu. [przypis edytorski]

[18]

kirasjer — żołnierz jazdy ciężkiej; nazwa związana z wyrazem kirys, oznaczającym zbroję osłaniającą tułów. [przypis edytorski]

[19]

fechtunek — w oryg. niem.: schlagen: bić, uderzyć, powalić. [przypis edytorski]

[20]

wspaniałomyślnie i powoli — niem. grossartig und gemessen: uroczyście i z godnością. [przypis edytorski]

[21]

Czym ci dziewka — czy uważasz mnie za dziewczynę lekkich obyczajów. [przypis edytorski]

[22]

musculus constrictor vesicae (łac.) — zwieracz pęcherza. [przypis edytorski]

[23]

salmiak a. chlorek amonu — substancja używana jako składnik leków na kaszel, szamponów i konserwant. [przypis edytorski]

[24]

hyperoxyd — nadtlenek. [przypis edytorski]

[25]

aberratio (łac.) — zboczenie, zaburzenie. [przypis edytorski]

[26]

idée fixe (fr.) — natrętna myśl. [przypis edytorski]

[27]

aberratio mentalis partialis (łac.) — częściowe zaburzenie umysłowe. [przypis edytorski]

[28]

strawne (daw.) — pieniądze przeznaczone na koszty utrzymania. [przypis edytorski]

[29]

cerebri (łac.) — mózgu. [przypis edytorski]

[30]

Widzę już ludzi z cytrynami w rękach — w niemieckiej kulturze cytryna może symbolizować krytykę. [przypis edytorski]

[31]

wyrywać (tu daw. pot.) — pędzić, biec. [przypis edytorski]

[32]

wyrywa jak cień pająka — niem. greift aus, als laeuft der Schatten von einem Spinnbein: pędzi jak przemykający cień pajęczej nogi. [przypis edytorski]

[33]

Świąteczny czas! — niem. Sonntagswetter: niedzielna pogoda. [przypis edytorski]

[34]

gnil (daw.) — zgnilizna, coś zgniłego. [przypis edytorski]

[35]

osuwa się na ławę przed domem, łamie ręce — niem. fährt heftig auf, sinkt zurück, schlägt die Hände ineinander: zrywa się gwałtownie, opada z powrotem na ławę, potrząsa rękami; gesty wyrażające bardziej wzburzenie niż rozpacz. [przypis edytorski]

[36]

milusie i rozkoszne — niem. lieblich und fein: uroczo i wspaniale. [przypis edytorski]

[37]

Dawid, który ujrzał Betsabę — scena z Biblii (2Sm 11,2): Dawid, król Judy (w latach ok. 1010–970 p.n.e.), z dachu swojego pałacu zobaczył kąpiącą się Batszebę (Betsabę), żonę Uriasza, i zapragnął jej. Wysłał więc Uriasza na pewną śmierć w walce, a następnie uczynił Batszebę jedną ze swoich żon. Bóg ukarał za to Dawida śmiercią pierwszego syna z tego związku; drugim synem Batszeby i Dawida był Salomon, następca tronu. [przypis edytorski]

[38]

cul de Paris (fr.) — element stroju modny na początku oraz w końcu XVIII w., poduszki podkreślające mocno krągłość pośladków, noszone pod spódnicą. [przypis edytorski]

[39]

allons (fr.: chodźmy) — tu: no dalej; naprzód. [przypis edytorski]

[40]

gdzie — tu: dokąd idziesz. [przypis edytorski]

[41]

Kramik — w źródle scenę „Kramik” poprzedza scena w bójki karczmie, gdzie Woyzeck zostaje pokonany przez Tamburmajora. [przypis edytorski]

[42]

w uściech — daw. forma Msc. lm., dziś: w ustach. [przypis edytorski]

[43]

I nie znaleźli fałszu w uściech jego — cytat z Biblii, z Księgi Izajasza (Iz 53,9), powtórzony też w Pierwszym Liście św. Piotra (1P 2,22), gdzie odnosi się do Jezusa Chrystusa. [przypis edytorski]

[44]

I przyprowadzili doktorzy (…) Idź, a nie grzesz więcej — scena z Biblii, z Ewangelii wg św. Jana (J 8,3-11). [przypis edytorski]

[45]

I stanąwszy z tyłu u nóg Jego (…) namaszczała olejkiem — cytat z Biblii (Łk 7,38). [przypis edytorski]

[46]

lazaret — szpital wojskowy. [przypis edytorski]

[47]

stękło — dziś popr. forma: stęknęło. [przypis edytorski]

[48]

Nie, za głośno, za wyraźnie! Chodźmy! Chodźmy! — po tej kwestii w źródle następuje jeszcze scena „Paralipomena do «Woyzecka»”, pokazująca spotkanie Woyzecka z synkiem, którym opiekuje się nadal Obłąkany Karol, oraz rozmowę dzieci, które idą obejrzeć trupa Marii na miejscu zbrodni. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca