Wysoko, na skałach niedostępnych jak orle gniazda, strzelały w niebo zamki warowne panów udzielnych. W każdym z nich boginka, na cześć której z przepaską jej u ramienia szedł w bój rycerz. Imię tej, którą niekiedy raz jeden tylko widziały oczy, było słupem ognistym przeznaczenia. O chwałę i honor lub dla zdobycia Beatrice-Laury nadstawiał pierś smętny kochanek.
Zmieniał się obraz, gdy po powrocie z bojów rycerza pani jego serca jako ślubna małżonka wchodziła w progi podniebnych pałaców.
Potrójnym przywilejem obdarzony był w stosunku do żony mąż feudalny: prawem karcenia jej, bodajby nawet chłostą, prawem bezwzględnego opanowania jej i czynów i nieograniczonym prawem do ciała jej.
W Anglii, typowym kraju feudalizmu, mąż mógł sprzedać żonę, odsądzić ją od praw do osobistego majątku. Żona nie mogła w testamencie czynić zapisu mężowi, gdyż jej testament uważany był za akt jego woli, a przecież według prawa mąż sam siebie nie mógł obdarzać… Kult Beatrice z terrorem kodeksu godzono w ten sposób, że gdy ciało żony należało do męża, dusza jej przechodziła na wiekuistą własność platonicznego kochanka. Wdowa po upływie roku i dnia jednego od śmierci męża mogła wziąć ślub powtórny; kobieta, którą mąż opuścił, nie dając znaku życia przez lat sześć, była również wolna. Kochanka jednak musiała dochować wierność duchowemu oblubieńcowi swemu przez całe życie, chociażby wieści o nim zaginęły zupełnie. Kobietę rozwiedzioną wrzucano do klasztorów, ale mężatka, pani ponadskalnych pałaców, z wiedzą męża przyjmowała hołd rycerzy. Mąż, według istniejących wówczas dworskich sądów miłości, nie miał prawa kochać żony; żona za to winna była oddać serce komuś innemu. Kroniki przytaczają fakt, w którym pewna pani, znudzona prześladowaniami zakochanego w niej rycerza, chcąc go się pozbyć, obiecała mu względy z chwilą, w której straci miłość człowieka, związanego z nią ślubem duchowym. Los zdarzył, że w dwa miesiące wyszła za mąż za platonicznego oblubieńca, a wtedy zgłosił się natychmiast tamten drugi, żądając dotrzymania słowa. Wyrok sądu dworskiego, któremu przewodniczyła królowa, orzekł, iż zaspokojenie życzeń rycerza „byłoby chwalebne”.