Już w XVII w. następuje gwałtowny zwrot w opinii. Wyrazicielka jej, pani de Maintenon, uważana za jeden z wybitniejszych umysłów współczesnych, powstaje ostro przeciw wyższemu wykształceniu kobiet. „Czytanie — pisze — więcej przynosi szkody młodym dziewczętom aniżeli pożytku, bo książki wzbudzają niezadowoloną ciekawość”. Z historii, według niej, powinna poznać kobieta co najwyżej imiona panujących, żeby nie pomieszać króla angielskiego z hiszpańskim, perskim lub syjamskim.
Wieki niewoli i ujarzmienia zrobiły swoje: straciwszy instynkt swobody i niezależności, stała się kobieta sama najzawziętszym wrogiem wyzwolenia swego. Dzielnie wtórują jej najtęższe umysły męskie. Czterej myśliciele XVIII w.: Montesquieu, Rousseau, Voltaire, Diderot, każdy na swój sposób wypowiada się przeciw kobiecie. Diderot widzi w niej tylko zmysłową kurtyzanę; Montesquieu zachwyca się czarem jej i wdziękiem, poza którym nie przyznaje jej nic. Voltaire twierdził, że „idee są jak zarost, którego nie posiadają młodzieńcy i kobiety”. Rousseau pisze: „Kobieta została stworzona, aby podobać się mężczyźnie; mniej bezwzględną koniecznością jest, aby on jej się podobał; wartością jego — władza i siła; to jedno starczy, aby przykuć do niego”.
Kto nie zna aforyzmu Lessinga, również z XVIII w., że „kobieta, która myśli, jest również śmieszna, jak mężczyzna, który się czerwieni”?