Pan Fogg i jego partnerzy wrócili do gry. Żaden z nich nie uskarżał się na długość podróży. Z początku Fix wygrywał, jednak tego ranka szczęście sprzyjało dżentelmenowi. Atuty i honory wpadały mu do rąk. W chwili, gdy chciał zagrać w piki, jakiś głos zza ławki zaprotestował.
— A ja bym wyszedł w karo!
Pan Fogg, pani Aouda i Fix podnieśli głowy. Pułkownik Proctor stał przed nimi.
Pułkownik i dżentelmen, spojrzawszy na siebie, od razu się poznali.
— A, panie Angliku! — wykrzyknął pułkownik. — To pan chciał grać w piki!
— I gram — odparł chłodno pan Fogg, bijąc dziesiątką pikową.
— A ja chcę, żeby pan wyszedł w karo! — protestował pułkownik rozdrażnionym głosem.
Zrobił ruch ręką, jakby chciał schwycić karty, i dodał:
— Pan nie ma pojęcia o tej grze.
— Może będę zręczniejszy w innej — rzekł Phileas Fogg, wstając.
— Możesz spróbować, synu Johna Bulla! — odparł brutalny Amerykanin.