Dzieciaki korzystające z Wolnych Lektur potrzebują Twojej pomocy!
Na stałe wspiera nas jedynie 428 osób.
Aby działać, potrzebujemy 1000 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?
Motyw
Antysemityzm
w utworze
Cywil w Berlinie
↓ Rozwiń fragment ↓Za kogóż innego niż za Niemkę może się uważać osiemdziesięciokilkuletnia staruszka, która, choć rodem z...
↑ Zwiń fragment ↑Za kogóż innego niż za Niemkę może się uważać osiemdziesięciokilkuletnia staruszka, która, choć rodem z Łodzi, wyszła za mąż do Berlina, mając niespełna dwadzieścia lat? Jest i była zawsze bezwyznaniowa, więc nawet symbol synagogi dla niej nie istniał. Odkąd jest Niemką, przeżyła dwie wojny: 1870 i 1914. Podczas obu musiała drżeć o życie najbliższych. W wojnie światowej miała trzech synów i zięcia. Jeden syn poległ. Dwaj inni byli ranni i otrzymali wysokie odznaczenia wojenne. Jednego z nich wojna zaskoczyła w Ameryce Południowej. Przemycał się z powrotem do Niemiec z narażeniem życia i tylko po to, żeby wstąpić do wojska. A teraz jako docent uniwersytetu w Lipsku, pozbawiony możności zarobkowania, no i nawet pracy naukowej (laboratoria i biblioteki są dla niego zamknięte), musiał wyjechać do Paryża, gdzie szuka jakiegoś zajęcia i boryka się z wielkimi trudnościami materialnymi. Prawie identyczny los spotkał drugiego pozostałego przy życiu syna; tylko że ten jest w Pradze i ma nadzieję dostać pracę w Zurychu. Przecież ludzie ci włożyli w Niemcy zbyt wiele kapitału uczuciowego, żeby od razu móc zobojętnieć.
↓ Rozwiń fragment ↓Lekarze opierali swój budżet głównie na wynagrodzeniach wypłacanych im przez kasy chorych. Używam liczby mnogiej...
↑ Zwiń fragment ↑Lekarze opierali swój budżet głównie na wynagrodzeniach wypłacanych im przez kasy chorych. Używam liczby mnogiej, bo poza ogólnokrajowymi czy „rzeszowymi” kasami istniało jeszcze mnóstwo różnych Krankenkasse, prowadzonych dla swoich członków przez poszczególne związki i organizacje. Z wszystkich tych stanowisk lekarze pochodzenia żydowskiego zostali, z nadzwyczaj rzadkimi wyjątkami, usunięci. Pozostała im więc praktyka prywatna. Ale co się okazuje? Niemiecką izbą lekarską owładnęli hitlerowcy. Mogą więc każdego wykreślić z listy lekarzy uprawnionych do pełnienia swego zawodu. Każdy lekarz otrzymał kwestionariusz zawierający około stu pięćdziesięciu pytań. Pytania te dotyczą między innymi przynależności rasowej własnej, żony oraz swoich i żony rodziców i dziadków. Należy odpowiedzieć, czy się było kiedykolwiek czynnym komunistą czy socjalistą; co się robiło podczas wojny i czy się na niej straciło ojca lub syna. Każdy lekarz poszlakowany rasowo, politycznie lub bez zasług wojennych, jeżeli będzie dalej chciał prowadzić praktykę, może być uznany za znachora i odpowiednio karany.
A adwokaci? W Berlinie na trzy tysiące sześciuset adwokatów było około dwóch tysięcy ośmiuset podpadających pod dzisiejszą klasyfikację jako Żydzi (jedna czwarta krwi żydowskiej wystarcza). Zastosowano do nich na ogół te same zasady co do urzędników państwowych, tak że pozostało około tysiąca siedmiuset Żydów, którzy zasadniczo zachowali prawo praktyki i występowania w sądach. Ale skądinąd dano do zrozumienia tym wybrańcom losu, że o ile zjawią się w sądzie, „burzliwe elementy patriotyczne”, za które przecież nie sposób odpowiadać, zbiją ich po prostu na progu, a jeżeli nawet by to się nie zdarzyło, wykluczone jest, aby obrońca Żyd wygrał dziś sprawę w jakimkolwiek sądzie odrodzonych Niemiec. Bieda, i to beznadziejna, zagląda więc też do większości domów mecenasów berlińskich; i tylko kilka największych znakomitości wzięło sobie Aryjczyków na Strohmannów, by ci występowali w sądach. Ale i to długo nie trwało. Izba Adwokacka zabroniła swym członkom utrzymywania jakichkolwiek zawodowych stosunków z prawnikami, którzy utracili prawo do praktyki. Jest surowo zakazane zakładać spółkę lub wspólną kancelarię z adwokatem niearyjskiego pochodzenia, a każdy taki stosunek, o ile istnieje nie dłużej jak od września 1930 roku, musi być natychmiast rozwiązany.
↓ Rozwiń fragment ↓Idę do jednego z żydowskich sklepów, przyglądam się wystawie i już chcę wejść, gdy bardzo...
↑ Zwiń fragment ↑Idę do jednego z żydowskich sklepów, przyglądam się wystawie i już chcę wejść, gdy bardzo zażenowana pani stojąca przy wejściu, typowa tercjarka, bez wieku i czarno ubrana, zagaduje mnie porozumiewawczym szeptem: Verzeihen Sie, aber es ist ein jüdisches Geschäft. Odpowiadam, że dziękuję, że wiem, i wchodzę. Pytam pannę sklepową, która wygląda zupełnie na Aryjkę, czy ta damska warta zawsze tak sterczy. Mówi mi, że nie, że nigdy przedtem, że to tylko może chwilowo, dopóty, dopóki jeszcze jest taki duży zjazd ludzi nieznających dobrze miasta. Jestem zapewne pierwszym klientem, gdyż przyjmują mnie prawie z rozrzewnieniem, chociaż z pewnym lękiem. Pytam, czy sklepy żydowskie były zamknięte dobrowolnie i dowiaduję się, że był rozkaz. Zrozumiałem jednak od razu, że niczego więcej się nie dowiem, bo i tych skromnych informacji udzielono mi po pewnym wahaniu i niechętnie. Obszedłem wszystkie sklepy, które w przeddzień były jeszcze zamknięte. Paniusie pilnowały wszędzie. Były tego samego pokroju, co sprawujące opiekę nad dziewczętami na dworcach. Dobre, zacne, ideowe. Wychował je sobie Gauleiter Frankonii, Streicher, za pomocą „Stürmera”.
↓ Rozwiń fragment ↓Ale wchodzi Streicher. Gruby, niski pan o orlim nosie i niskim czole. Jest z zawodu...
↑ Zwiń fragment ↑Ale wchodzi Streicher. Gruby, niski pan o orlim nosie i niskim czole. Jest z zawodu nauczycielem i na nauczyciela wygląda. Solennie, choć szybko, z rączką do góry, przechodzi przez całą salę, po czym przedstawiają mu nas wszystkich po kolei. Przeważająca liczba obecnych kłania mu się w pas — są wyraźnie zaszczyceni. Po przejściu przed „naszym frontem” staje za stołem i mówi przez pół godziny. Jest to fanatyk o gwałtownym sposobie wysławiania się. Nazywa, na przykład, dziennikarza, który zjawił się jakoby niepowołanie na podobną konferencję w roku zeszłym i jakoby przeinaczył jego słowa: Ein Schweinehund. Przemawia do zebranych jak do apostołów, którzy rozjadą się po świecie wzmocnieni tym wszystkim, co widzieli w Norymberdze i bardziej uzbrojeni do walki, jaką będą prowadzili w swoich krajach przeciwko Żydom. Przemawia jak papież do rozjeżdżających się misjonarzy. Ciągle nam powtarza, że zapewne jesteśmy małymi, szarymi, u siebie nieznanymi ludźmi, a poza tym przypuszczalnie jesteśmy bardzo ubodzy, gdyż kto walczy z Żydami, jest zawsze w biedzie. Ale to nasze upośledzenie nie powinno nas zniechęcać, gdyż walka nasza będzie zwycięska i przyjdzie dzień, kiedy wyjdziemy z mroków naszej przeciętności. Nie chodzi też o liczbę nas, bojowników — ale o ducha, jaki nami kieruje. Niemcy nie mają zamiaru zwalczania żydostwa w innych krajach, chcą tylko pomagać w uświadamianiu społeczeństw co do sprawy żydowskiej. Gdy takim społeczeństwom spadną zasłony z oczu, gdy postanowią działać — Niemcy chętnie wypożyczą im swoich specjalistów zaprawionych w walce. Antysemityzm już wisi w powietrzu i w Skandynawii, i w Anglii. Streicher pragnąłby nawet sojuszu z Anglią. Ręka ku Anglii jest przecież wyciągnięta, tylko Anglia tej przyjaznej ręki jeszcze nie przyjęła. (Jest to zdanie dość mętne, w którym dano do zrozumienia, że dzieje się to z powodu wpływów żydowskich). Dalej mówi o żywiołowości antysemityzmu, który sprawia na przykład, że w Szwajcarii pisma antyżydowskie wciąż podlegają konfiskacie i wciąż pojawiają się pod nowymi tytułami. Wreszcie, doprowadziwszy się do odpowiedniego podniecenia, oznajmia nam, co następuje. Ludzie myślą, że zagadnienie żydowskie może być rozwiązane inaczej niż przez krew. Jest to pogląd niesłychanie mylny. Aby zagadnienie żydowskie rozwiązać, należy pójść drogą krwi. Następnie, może pragnąc usprawiedliwić ostrożność ostatnich zdań, które zresztą zyskały sobie wśród obecnych głośne oklaski, Streicher zaczyna tłumaczyć, że Żydzi dochodzili zawsze do wpływów i potęgi po milionach trupów, że wylali już tyle nieżydowskiej krwi, iż należy w imię bezpieczeństwa całego świata wytępić ich doszczętnie. Nawet tradycyjne rysy szatana z bajek są rysami semickimi. To on przecież mówi: „Jeżeli padniesz przede mną na kolana i będziesz się do mnie modlił — dam ci cały świat”. Jedynym pierwiastkiem zła na świecie jest żydostwo, innego nie ma. Teorię tę Gauleiter Frankonii uzasadniał obszerniej w sposób na poły teologiczny. Była jeszcze mowa o Adamie, Ewie i wężu, oraz że tym wężem, któremu trzeba łeb zetrzeć, jest właśnie żydostwo. Po tych groźnych akcentach mówca uderzył w strunę idylliczną. Nakreślił obraz, jak to będzie pięknie, kiedy wszyscy, w czyich żyłach płynie czysta i szlachetna krew aryjska, będą sobie wreszcie braćmi, bo nie będzie komu ich skłócać. Popatrzyłem na salę: w pierwszym rzędzie siedział gruby, oliwkowy, obleśnie wyglądający Włoch z kruczymi włosami, wywalonymi lubieżnie wargami i krogulczym nosem. Nadawał się znakomicie na pierwszą stronę „Stürmera”. Coś bardziej dalekiego od aryjskości trudno było sobie wyobrazić. Ale dla Streichera — to brat.
W ogóle w dzisiejszych Niemczech mówi się o krwi z jakąś zmysłową intymnością, w jakiś łakomy sposób — i zależnie od okoliczności ta krew nabiera szlachetności wina, odżywczości rosołu lub brzydzi jak niedające się wymienić ciecze.
Wyszedłem z tej konferencji, jak się budzi ze złego snu. Nienawiść przeraźliwie wykoślawiła tam wszelkie pojęcie o rzeczywistości. Długo nie mogłem przyjść do siebie. Ta konferencja prasowa to chyba najsilniejsze wrażenie, jakie wyniosłem z Parteitagu.