Sam jeden człowiek ów, który się był nauczył pod wodą oddychać, nie stracił
nadziei; albowiem uważniej głosu słyszanego pilnując, przekonał się, iż ten jakoby od Krakowa ku Gdańskowi spodem wody wędruje.
Upatrzywszy więc czas i minutę… gdy anioł podwodny (ciągle idący) był mu
najbliższy… rzucił się w toń, ofiarowawszy wprzód Bogu życie swoje.
I wobec tej garstki ostatniej — która jeszcze na brzegu stała smutna,
zniechęcona i bez nadziei, a jeszcze trzymała w ręku mosty gotowe i odwagę miała
rozpaczy — zjawił się rybak ów podwodny, lecz jakby umarły, a niesiony na rękach
przez anioła jasnego — przez Ojczyznę!…
A Ojczyzna szła do miasta, niosąc ciało jego i mówiąc: „Nie umarł, ale śpi, a
tylko w omdlałość wpadł, gdy mnie pod wodą twarz w twarz zobaczył i samotny się
ujrzał, że mnie jeden wyciągnąć niezdolny.
Oto przez wolę i miłość jednego człowieka, który się domyślił drogi, po której
pójdę, wyratowaną jestem i żyć będę na wieki.”