Więc oto wiedz, że przed pięcią dniami upadła skała i zawaliła jeden z
korytarzów, gdzie pracował człowiek pewny stary z pięcią synami, a strażnicy nie
chcą jéj rozwalić prochem, mówiąc: to długa praca, niech umrze.
A my stajemy co dnia przy owéj skale słuchać, czy jeszcze żyją, lecz nie słychać
nic w téj jaskini, nawet jęku.
Jeżeliś jest człowiek boży, odwal kamień, może jeszcze żyje ojciec lub które z
dzieci jego.
Spraw przynajmniéj zadziwienie katom naszym, uwolniwszy tych ludzi, albowiem
pomrą z głodu.
Przyprowadzili więc Szamana ku owéj skale i stało się wielkie milczenie, a
Szaman, podniósłszy oczy w górę, modlił się.
I przyszedł wiatr podziemny, i wywrócił skałę, tak że otworzyła się czeluść
ciemna i głęboka, a żaden w nią nie śmiał wstąpić najpierwszy.
Więc Szaman, wziąwszy kaganiec, wszedł do lochu po rozwalonych kamieniach, a za
nim Anhelli i więźniowie.
I okropny ujrzeli widok! Oto na ciele najmłodszego syna leżał ojciec, jak pies,
co położy łapy na kości i gniewny jest.
A oczy tego ojca otwarte błyszczały jak szkło, a czworo innych umarłych leżało w
bliskości, leżąc jedni na drugich.
I spojrzawszy na nie, Szaman rzekł: co uczyniłem? Oto ojciec żyje, a synowie
pomarli już. Dlaczegożem się modlił!