Korzystały z dnia krótkiego ptaki niebieskie i białe mewy, którym Bóg uciekać
kazał przed ciemnością, i wielkimi tłumami leciały, jęcząc.
Więc spojrzał na nie Anhelli i zawołał: gdzie wy lecicie, o mewy?
I zdawało mu się, że w jęku ptaków usłyszał głos odpowiadający mu: lecimy do
ojczyzny twojéj!
Czy każesz nam pozdrowić kogo? Czy usiadłszy nad jakim miłym domem, zapiać w
nocy pieśń nieszczęścia?
Aby się obudziła matka twoja lub który z krewnych twoich i zaczęli płakać w
ciemności z przerażenia,
Myśląc o synie, którego pożarła kraina grobowcowa, i o bracie, którego
pochłonęło nieszczęście.
Taki był głos ptaków i rozkruszyło się serce w Anhellim, i upadł.
A słońce utonęło pod ziemią, i tylko jeszcze najwyżéj lecące ptaki świetniały na
szafirowym niebie jak róż białych girlandy ulatujące ku południowi.
Anhelli był umarły.