Zaczęła więc tu umierająca mówić litanije do Matki Chrystusowéj, i właśnie
wymówiwszy Różo złota! skonała.
I na znak cudu upadła róża żywa na białe piersi umarłéj i leżała na nich, a w
jamie rozeszła się od niéj woń różana i mocna.
Nie śmiał więc Anhelli ruszyć ciała umarłéj, ani złożyć rąk, które były
wyciągnięte, lecz usiadłszy na końcu łoża, płakał.
A oto jakoby o północy stał się wielki szelest, i myślał Anhelli, że reny
szeleszczą, wyjadając mech spod łoża śmierci; lecz inna była przyczyna.
Chmura jakoby duchów ciemnych zatrzymała się nad jamą, śmiejąc się głośno, a
ciemne twarze pokazały się przez rozszczepione lodu sklepienie i krzyczały:
naszą jest!
Lecz róża owa cudowna, dostawszy skrzydeł gołębich, podleciała w górę i
spojrzała na nie oczyma niewinnego Aniołka.
Ciemne więc owe duchy i chmura ich wzniosła się z dachu, krzycząc w ciemném
powietrzu smutne przeklinania, i stała się znów cichość, jaka przystoi w
miejscu, gdzie trup spoczywa.