Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 466 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Szacowany czas do końca: -
Marcin Sendecki, parcele
Mój fryzjer oglądał w TV serial o Jezusie →

    Marcin SendeckiParcele




    1
    Miasto, zepsuty mięsień; pasterze prowadzą
    kobiety, wózki i kosze porzeczek. Miękkie dzieci
    wirują na placu. Głodny, nieruchome (rozmnażajcie się,
    czyńcie mnie sobie poddanym).




    5
    Dotykanie się; kiedy wesołe chustki żegnają
    żołnierzy, wychodzimy z kina i idziemy w lewo.
    (Poruszać ustami, otwierając drzwi). Znowu mówi
    przeze mnie specjalny pułkownik i obudzony śmierdzę
    szpitalem i śniegiem. To zwykłe; chłopiec w oknie
    10
    naśladuje motor, kot śpi za ścianą z pyskiem pełnym ryb.




    Skrzep słońca, sadzy i sytego mrozu; patrzę,
    kiedy mówisz. Nie wiedzieć, że nisko porusza się
    śnieg i nazywam płaszcz, popiół i resztę przedmiotów.




    Maciek Tanner otwiera pudełko z tektury

    Czarny pokój, w którym wewnętrzna partia
    15
    metodycznie krwawi. Każdy wieczór się kończy
    poprzednim wieczorem. Dwór w skrzynkach,
    łechtaczki z wolframu.




    Pies, piłka.
    (kolory lżejsze niż spalona
    20
    skóra; odkryte, starte)
    Odwrócone.




    Mój fryzjer oglądał w TV serial o Jezusie

    Bardzo mądry człowiek. I jak on,
    skubany, cuda kombinował. Wszystko
    ustawione, samemu nie sposób. Płacę.
    25
    Idę do drzwi. Sam wkładam czapkę. Padam.
    Podnoszę się. I widzę to jasno, podeszwy
    moich butów są śliskie jak lód.




    Skaleczenia, ciepłe; budynki w kropli żywicy
    wyplutej z pociągu. W każdym z nich kłębek nici,
    30
    fiołkowa twarzyczka. Wyciągnij lepkie palce, jeden
    ruch, najmniejszy.



    Tytuł

    Andrzejowi Sosnowskiemu
    Więc weź i wskaż. Dwóch z wózkiem
    do szafy. Albo do śmieci. Normalnie,
    35
    pod wierzbę. Do sutereny. Tam, wiesz,
    gdzie baniak i fikuśna kłódka.
    Allo, panowie? Panowie jesteście?
    To trzeba teraz biureczko na trzecim,
    a reszta z Różą, przejść się po obiekcie.
    40
    Krzesełka, z sześciu. Nie ma się
    najlepiej. Dniówka za jutro. Niech
    się wskaże sam.




    Wszystko mniejsze. Wysiadłem z tramwaju
    i porównuję krajobraz z instrukcją. Kiosk.
    45
    Gawron. Dziewczynka wkłada w usta dwa
    różowe palce. Nie sposób się zgubić.
    Drzwi brzydkie. Schody brudne. Policzyłem
    stopnie: cztery, więc brudu niewiele. Dzwonię.
    Zostaję tam, wewnątrz. Wychodzę. Ciemniej. Nie
    50
    ma nawet śniegu. Niezbyt dobrze widać, ale
    przeczytałem, że tramwaj się zjawi
    za dwanaście minut. W kieszeni mam książkę,
    zapałki i tytoń. Nic mi nie wiadomo.




    Fragment

    Każdy wers tego wiersza ciągnie
    55
    w inną stronę. Tedy szczur
    biega między linijkami, podczas
    gdy tytuł – wymierzony w słońce – pławi
    się w morzu wirtualnych listków.
    Tak dobrze? To daj.




    60
    Popiół, pomarańczowe
    łupiny w pokoju, na schodach.
    Na łóżku z fotografii. Twój pies
    śmierdzi, nim otworzysz drzwi.




    Prawie trójkątne, natarczywe okno. Chustki
    65
    kobiet wymienionych w liście, na stole. Prostokątnym,
    pudełko zapałek. Długie jak fiord, jak narty z hikory.
    Oddzielne. Dziąsła, źrenice i więzadła kobiet.




    Maciek Tanner, rytmy

    Ciepło w ustach. Wszyscy
    dla mnie dobrzy. Wykrzykuje
    70
    wszystko i wszystko się zwija,
    więdnie i ląduje tu. Wszystko
    dobre. Kartofle, listy, kopanie
    kartofli. Nie opowiem ci żadnej
    prawdziwej historii.





    W (

    75
    upić się szybko i spać; sekretny
    ogród w poszarzałej ziemi. Ukryte
    w kaszlu, w kilku taktach płuc). Mam
    w ustach benzynę, pielęgnuję, palę.



    Marcinowi Świetlickiemu
    80
    Dobranoc, ciemno. Tłuszcz klaszcze
    w szklance. Nieładne zęby gryzą jabłko z wosku.
    Sztućce, talerze i paznokcie śliskie. Jest
    sen. I we śnie się moszczą pocztówki błyszczące:
    motyl, syrena, wąż z podwójnym prąciem.




    85
    Księżyc nad stawem. Nowe
    domy sterczą. Dosyć ciągle widno,
    pusto. Chcę, żebyś zobaczyła, więc
    wyciągam rękę i mówię: no, tak.




    Sukienki, zdrobnienie. Za chwilę
    90
    uwierzą, że metro cieknie pod kwartałem
    markiz. Południe jest plamą i rośnie w kierunku
    szyldu rzeźnika i korzennych sklepów.




    Beztroski, plecami wsparty
    o stalową siatkę. Kirkut. Mieszkańcy
    95
    wzgórza: pies, krowa i kret. Naczynia (krynico
    radości). Gwiazda prowadzi poszczególne stada.




    Lustro

    Dla Marcina Barana
    Wszystkie fotografie bez wątpienia wierne. Światło
    się zmieni i skreśli kolory. Bury kark cerkwi i złupiony
    100
    park sczernieją, podobne zębom miejscowej ludności. Sporządza
    raport, wciska szpilki w mapę, którą rysował, zamykając oczy.
    Chory ze śmiechu. Przeniesiony znikąd.




    x