pisownia łączna / rozdzielna: Nadwszystko > Nad wszystko
pisownia joty: kamelji > kamelii; procesyą > procesyją (dla rytmu)
fleksja: umarłem > umarłym; różowemi > różowymi; zwoływa > zwołuje; Kładną > Kładą
Klasztor flamandzkitłum. Bronisława Ostrowska
I.
W oddali cichy klasztor. Strzeliste wieżyce,
Czerwony mur grodzący, i te sine dachy —
Odbijające niebo zwierciadłami z blachy —
Ponad cichych łąk kwietnych jasne okolice.
Skroś[1] rzeźbione koronki, zazębień i wschodów
Wstępują w szarą oddal sen Bożego leństwa[2]…
Mają słodki, kapłański ruch błogosławieństwa…
W złotych napisach każde wrót klasztornych miano
Wokół bramic zapartych za wiatrem się słania.
Słodkie imiona, wargą szeptane wietrzaną:
Przybytek bożych kwiatów… przybytek kochania…
OknoNad wszystko ciche okna, co są jak ołtarze
Co w pastelowych tonów łagodnym oparze
Malują sny kwiatowe na szybie zamkniętej.
Zmysły, ReligiaOkna klasztorne! w letnie pogodne wieczory
Kuszące bielą zasłon, jak welony ślubne,
Które zdjąłbyś pod srebrne kadzielnic amfory,
Aby całować wargi wybrane, zalubne.
Lecz te blade kobiety, tam, w serca weselu,
Z ciałem umarłym światu w ciszę cel wygnane,
Kochają ciebie jeno, blady Zbawicielu,
Widząc niebo przez każdą twego ciała ranę.
O, święta ciszo starych murów wirydarza[5],
Gdzie usłyszysz li[6] szelest przesuniętej ławy,
Gdy biała rzesza kobiet w milczeniu rozważa,
Śledząc na krasnych cegłach piasku syp złotawy.
A że zda się ich dłonie są tak nieskalane,
Że tknąć się mogą jeno białego koloru —
Czynią puchy koronek, albo hafty lniane.
Jest czar nieprzewidziany, gdy im powiesz „siostro”,
I patrzysz w płeć ich bladą, tak przezroczej bieli,
Na której ówdzie złote się plamki rozpostrą,
jak na matowym płatku więdnącej kamelii.
WinoNie tknął żaden proch ziemi przeczystego łona,
Bowiem źródło żywota w nich bije — weselnych,
Jako przedniego wina amfora zamkniona,
Co pragnie się rozewrzeć dla warg nieśmiertelnych.
II.
WieczórA gdy śmiercią wieczoru niebiosa się spłonią,
Dzwon łagodnie zwołuje na chór po nieszporze[8]
Jakby ich modły były tą jedyną wonią,
Co jest zdolna ukoić melancholie Boże.
Wszystko w murach klasztoru jest zmierzchem i ciszą,
Przewlekły dzwon wieczorny smętnym zewem gędzie[9],
A one idą: korną procesyją[10] mniszą —
Jako na martwej wodzie płynące łabędzie,
Kładą długie zasłony białe. Tajemnice
Dusz ich skwitają[11] ciche pod gromnic płomykiem:
Że gdy siwy ksiądz w kapach przechodzi kaplicę,
Śnisz ogrojce[12] dziewicze z Bożym ogrodnikiem.
III.
A serce w ciszy modłów ukaja[15] tak łzawe,
Że niejedna z nich długo w samotnej swej celi
Powtarza w letni wieczór kościelne swe „Ave”.
Stojąc w otwartym oknie, gdzie śni noc daleka,
Wznosi skrzydlatą jeszcze zasłonami głowę,
I długo w noc tęsknymi oczyma przewleka
Rozmodlonych gwiazd złotych ziarna różańcowe.