Młodzieńcze, gdziekolwiek jesteś, w którym powstaje coś, co mrowiem przechodzi po skórze, korzystaj z tego, że cię nikt nie zna! A kiedy przeczą tobie, którzy cię za nic mają, a kiedy poniechają
cię zupełnie ci, z którymi obcujesz, i kiedy wytępić chcą ciebie gwoli twych myśli kochanych —
czym jest to wyraźne niebezpieczeństwo, które
cię skupia w tobie, wobec przebiegłego później
wroga, sławy, która cię unieszkodliwia, ponieważ
cię rozsypuje!
Nie proś nikogo, aby mówił o tobie, nawet nie
pogardliwie. A gdy czas idzie i czujesz, jak imię
twoje krąży wśród ludzi, nie bierz go poważniej
niż wszystko, co znajdujesz w ich ustach. Pomyśl:
zepsuło się — i zdejmij je. Inne przybierz, jakiekolwiek, aby cię Bóg zawołać mógł w nocy. I zakryj
je przed wszystkimi.
Ty najsamotniejszy, postronny, jakże cię dogonili na twojej sławie. Jak to dawno, kiedy przeciwni tobie byli z całej duszy — a oto obchodzą
się z tobą jak z równym sobie. A słowa twoje ciągną
za sobą w klatkach swojej pychy i na placach pokazują, i drażnią je trochę z bezpiecznych swoich
miejsc. Wszystkie twoje straszne drapieżniki.