I wszystko by się skończyło najpomyślniej w świecie, gdyby nie Plotka.
Była to ruda suczyna, podobna z długości nóg do Tiuzdejka. I, jak on, zawsze kwaśna niby ocet siedmiu złodziei.
A kłótliwa była, nie daj Boże!
O każdy drobiazg się spierała, wszystko, co się działo, zawsze jej było nie w smak. Ciągle ją ktoś krzywdził, zawsze się skarżyła, labiedziła, jęczała, skomlała.
Uparta była jak kozioł.
W całym mieście wiedziano o tym, że kiedyś, gdy jej pani nie chciała Plotki wziąć ze sobą na spacer, przez złość zjadła jej dwie pończochy i poszewkę.
No tak, zjadła.
Nie lubił Plotki nikt z porządnych psów. Jeśli się kiedyś przyplątała do lepszego psiego towarzystwa, wiedziano, że koniec zabawy. Trzeba się było wynosić do domów.