Theme
Tajemnica
in work
Przygody Tomka Sawyera
↓ Expand fragment ↓Tomek z zachwytem przyklasnął pomysłowi, który był głęboki, ciemny, budzący grozę i jak najbardziej odpowiedni...
↑ Hide fragment ↑Tomek z zachwytem przyklasnął pomysłowi, który był głęboki, ciemny, budzący grozę i jak najbardziej odpowiedni do nocy, otoczenia oraz okoliczności, w jakich chłopcy się znaleźli. Podniósł z ziemi małą, czystą deszczułkę, którą zauważył w świetle księżyca, wyciągnął z kieszeni kawałek ołówka, usiadł w miejscu oświetlonym przez księżyc, i przygryzając język, z trudem nagryzmolił następujące słowa:
Huck Finn i Tomek Sawyerpszysięgają, że o tej sprawienie pisną ani słófkai niech zaras trópem padnąjeżeli się wygadają.Huck był pełen podziwu dla Tomka za jego łatwość pisania i piękny styl. Wydłubał szpilkę z klapy marynarki i już miał ukłuć się w palec, gdy Tomek zawołał:
— Stój! Nie rób tego! Szpilka jest z miedzi, może być na niej grynszpan.
— Co to jest grynszpan?
— Trucizna. Wiesz już? Połknij tylko, a zobaczysz!
Tomek odwinął nitkę z jednej ze swych igieł, po czym obaj ukłuli się w duży palec i wycisnęli po kropelce krwi.
Po długim gnieceniu Tomkowi udało się napisać małym palcem początkowe litery swojego imienia i nazwiska. Potem pokazał Huckowi, jak się pisze H i F. Akt przysięgi został zatwierdzony. Wśród groźnych ceremonii i potężnych zaklęć zakopali deszczułkę pod ścianą. Uznali, że teraz usta mają zamknięte na kłódkę, a klucz od niej został wyrzucony.
↓ Expand fragment ↓— Powiedz im, Joe, powiedz… nie ma innej rady…
Huck i Tomek stali jak skamieniali, z...
↑ Hide fragment ↑— Powiedz im, Joe, powiedz… nie ma innej rady…
Huck i Tomek stali jak skamieniali, z przerażeniem słuchając zeznań Joego, który najspokojniej w świecie podawał swoją wersję wydarzeń. Myśleli, że lada chwila grom z jasnego nieba strzeli w tego nikczemnego kłamcę, i dziwili się, że sprawiedliwość tak długo każe na siebie czekać. A kiedy pół-Indianin skończył relację i w dalszym ciągu był cały i zdrowy, ich nieśmiały zamiar, aby złamać przysięgę i ocalić życie biednemu, oszukanemu więźniowi — zgasł i rozwiał się bez śladu. Doszli bowiem do wniosku, że zbrodniarz Joe zaprzedał duszę diabłu, więc ten, kto by go ruszył, śmiertelnie naraziłby się mocom piekielnym.
— Dlaczego nie uciekłeś? Po co tu przyszedłeś? — zapytał ktoś Pottera.
— Nie mogłem… nie mogłem… — zajęczał Potter. — Chciałem uciekać, ale coś mnie tu samo przygnało — i znów się rozpłakał.
Parę minut później, w czasie przesłuchania pod przysięgą, Joe z takim samym spokojem powtórzył swoje zeznania. I tym razem grom go nie zabił, co ostatecznie upewniło chłopców, że musiał zaprzedać duszę diabłu. Pół-Indianin stał się dla nich niesamowitym, budzącym dreszcz grozy człowiekiem. Patrzyli na niego, jak urzeczeni. W duchu postanowili sobie śledzić go po nocach, ilekroć tylko nadarzy się sposobność, w nadziei, że uda im się chociaż jednym okiem spojrzeć na jego straszliwego pana.
Joe pomógł podnieść ciało zamordowanego i położyć na wóz, który miał je zabrać. Tłum zadrżał z przerażenia, gdyż w tym momencie rana zaczęła lekko krwawić. Chłopcy łudzili się, że może ta okoliczność skieruje podejrzenia we właściwą stronę, ale nic z tego. Ludzie wytłumaczyli to sobie inaczej:
— To jasne jak słońce, przecież obok ofiary stał Muff Potter!
Straszna tajemnica i wyrzuty sumienia odebrały Tomkowi sen.