Obaj więc „walili równo”, pocąc się i dysząc. Wreszcie Tomek krzyknął:
— Padnij, padnij! Czemu nie padasz?
— Nie chce mi się! Czemu ty sam nie padasz? Przecież więcej oberwałeś niż ja!
— No i co z tego? Ja nie mogę polec, bo tego nie ma w książce. Tam jest napisane: „Potem potężnym ciosem w plecy powalił nieszczęsnego Guy'a z Guisborne”. Musisz się odwrócić, żebym mógł ci zadać cios w plecy.
Powaga książki była nietykalna, więc Joe bez słowa odwrócił się, otrzymał przepisany cios i poległ.
— A teraz — powiedział Joe wstając — musisz pozwolić, że ja też cię zabiję. To będzie sprawiedliwie.
— To niemożliwe. Tego nie ma w książce.
— To jest zwyczajne świństwo, wiesz?
— Czekaj, Joe, możesz być bratem Tukiem, albo Muchem, synem młynarza, i okładać mnie kijem. Albo jeszcze lepiej, ja będę szeryfem z Nottingham, a ty przez chwilę bądź Robin Hoodem, i zabij mnie.
To było do przyjęcia. Joe zgodził się i odegrano te przygody.