— A teraz powiedz mi, czemu tak postąpiłeś z tym biednym stworzeniem?
— Zrobiłem to z litości nad nim, bo nie ma cioci.
— Nie ma cioci? Słuchaj, ancymonie, co ma do tego ciocia?
— Bardzo dużo. Gdyby miał ciocię, to ona sama by go ogniem prażyła, wypalała z niego wnętrzności bez miłosierdzia, jakby był tylko marnym człowiekiem!
Ciotka Polly doznała nagle męki wyrzutów sumienia. To ukazało jej sprawę w nowym świetle: co było okrucieństwem wobec kota, mogło być okrucieństwem także wobec chłopca. Serce ciotki zmiękło, a oczy zaszły łzami; poczuła skruchę i żal. Położyła Tomkowi rękę na głowie i powiedziała miękko:
— Ja chciałam jak najlepiej, Tomku. I przecież ci to pomogło.
Tomek spojrzał jej w oczy z powagą, pod którą skrywał się ledwie dostrzegalny szelmowski uśmiech.
— Wiem, że chciałaś dla mnie jak najlepiej, ale ja również nie chciałem zrobić krzywdy Piotrusiowi. Jemu też to pomogło. Jeszcze nigdy nie skakał tak wysoko…
— Och, idź już sobie, pókim dobra. Spróbuj choć raz być grzecznym chłopcem. Lekarstw już nie potrzebujesz.