Theme
Nuda
in work
Przygody Sindbada żeglarza
↓ Expand fragment ↓W głębi komnaty stała złocista otomana, a na niej spoczywała piękna królewna, która właśnie, paląc...
↑ Hide fragment ↑W głębi komnaty stała złocista otomana, a na niej spoczywała piękna królewna, która właśnie, paląc nargile, ziewała tak czarownie, że nie mogłem oderwać oczu od jej wdzięcznych i porywająco słodkich poziewań.
Przed królewną, obok otomany, stał złoty stolik. Na złotym stoliku tkwił złoty półmisek, na złotym półmisku leżało kilka diamentów, w których natychmiast poznałem diamenty z wiadomej mi kotliny. Królewna spojrzała na mnie i ziewnęła rozkosznie. Oczarowany i ośmielony tym niezaprzeczenie rozkosznym ziewnięciem, zbliżyłem się do niej o krok jeden. Tym razem królewna ziewnęła bardzo gościnnie i zachęcająco. Odpowiedziałem na ziewnięcie uprzejmym skinieniem głowy i przyklękiem na jedno kolano, aby powitać królewnę, która, jak się domyśliłem, była na pewno królewną nie z tej, to z innej bajki.
Widząc, że ukląkłem, królewna ziewnęła radośnie i białą, cudną rączką przesłoniła niezwłocznie wpół otwarte usta, jakby na znak, iż radość, którą mi okazała, była mimowolna i nieumyślna. Zrozumiałem ten ruch królewny i, powstawszy z kolan, zbliżyłem się jeszcze o krok jeden.
— Naucz mnie — szepnąłem — naucz mnie twego imienia, bo jest mi tak samo nieznane, jak ty i twoja dusza i dźwięk twego głosu!
Królewna w odpowiedzi ziewnęła wymijająco.
— Powiedz, kim jesteś? — szeptałem nadal. — Skąd pochodzisz? Czemu przebywasz w dziupli, która należy do olbrzymiego Roka? Jakie są twe przeznaczenia?
Królewna ziewnęła tajemniczo i, wziąwszy z talerza jeden z diamentów, wsunęła go do ust, zgryzła dość łakomie i przełknęła.
Zdumiony — cofnąłem się o krok i zawołałem:
— Co czynisz, nieoględna! Połknięty diament może twój królewski żołądek przyprawić o niestrawność śmiertelną! Niechże posłyszę dźwięk twego głosu! Mów do mnie co prędzej, bo skonam u stóp twoich z zachwytu i ciekawości.
Królewna ziewnęła przychylnie i rzekła:
— Nie chce mi się mówić. Jestem znudzona i właściwie nie mam nic do powiedzenia.
Głos jej atłasowy, jedwabny, aksamitny tak mnie oczarował, że stałem przez chwilę w milczeniu, aby się do woli rozkoszować dźwiękiem tego głosu.
— Zgaduję! — zawołałem nareszcie. — Zgaduję, że zły los związał twe życie osobliwe z życiem drapieżnego Roka. Jesteś przezeń uwięziona i potężny ptak zmusza cię do ślubu, na który nie chcesz się zgodzić nawet pod groźbą śmierci! Domyślam się, że przebrzydły skrzydlak nie umie ani ocenić, ani do głębi zrozumieć twej duszy. Jesteście zbyt niedobrani, abyś mogła z nim dłużej przebywać. Czyż nie mam słuszności?
Królewna ziewnęła zadumanie i rzekła:
— Może i masz słuszność, bo mówisz z zapałem. Dotąd nie myślałam o tym, że ptak ten nie rozumie mej duszy. Teraz, pod wpływem twych słów, zaczynam o tym myśleć i przypuszczam, iż masz słuszność.
— Otworzyłem ci oczy po raz pierwszy w życiu! — zawołałem z niepohamowaną radością.
— Zapewne — otworzyłeś, a w każdym razie po raz pierwszy w życiu. Nic mnie jednak tak nie znudziło, jak ten wypadek, żeś mi otworzył oczy!
I królewna ziewnęła żałośnie.
— Nudzi mnie wszystko — ciągnęła dalej. — Nudzi mnie to, że pochodzę od niewiadomych rodziców, i to, że mnie podobno matka moja ukryła zaraz po urodzeniu w dziupli, aby się pozbyć dziecka, które jej było ciężarem. I to mnie nudzi, że wychował mnie ptak Rok, karmiąc codziennie najsłodszymi diamentami, które mój żołądek trawi doskonale. Nudzi mnie wreszcie samo trawienie diamentów, chociaż nie znoszę innych potraw, zaś łasa jestem bardzo na diamenty.