Pałac Kazanowskich, klasztor i dzwonnica zdobyte. Sam Piotr Opaliński, wojewoda podlaski, ukazuje się wśród krwawych tłumów przed pałacem na koniu.
— Kto nam przyszedł w sukurs z pałacu? — krzyczy, chcąc przekrzyczeć gwar i wycie ludzkie.
— Ten, który pałac zdobył! — mówi potężny mąż, ukazując się nagle przed wojewodą. — Ja!!!
— Jak waści zowią?
— Zagłoba.
— Vivat Zagłoba! — ryczą tysiące gardzieli. Lecz straszliwy Zagłoba ukazuje krzywcem zabrukanej szabli na bramę.
— Nie dosyć na tym! — woła — tam! do bramy! Działa ku murom i na bramę, a my naprzód! za mną!
Rozszalałe tłumy rzucają się w kierunku bramy, wtem — o cudo! — ogień szwedzki, zamiast się wzmagać, słabnie.
Jednocześnie głos jakiś donośny rozlega się niespodzianie z wierzchołka dzwonnicy.
— Pan Czarniecki już w mieście! Widzę nasze chorągwie!!!
Ogień szwedzki słabnie coraz bardziej.
— Stój! stój! — komenderuje wojewoda.
Lecz tłumy go nie słyszą i biegną na oślep. Wtem biała chorągiew ukazuje się na Bramie Krakowskiej.