Ale co tam! nie dla mnie on, nie dla mnie!
— Proś o niego świętego Mikołaja; wiem od ciotki, że najlepszy to w takich terminach protektor. Bacz jeno, byś go nie obraziła, innych bałamucąc.
— Już nigdy nie będę, jeno tyle! odrobinę!
Tu Anusia pokazywała na palcu, ile sobie pozwoli, i małą sobie wyznaczała porcję, co najwięcej na pół paznokcia, by świętego Mikołaja nie obrazić.
— Ja nie przez pustą swawolę to czynię — tłumaczyła się panu miecznikowi, który także począł jej bałamuctwo do serca brać — ale muszę, bo jeżeli nam ci oficyjerowie nie pomogą, to się nigdy stąd nie wydostaniem.
— Ba! Braun nigdy nie dopuści.
— Braun pogrążon! — odrzekła cienkim głosikiem i spuszczając oczy.
— A Fitz-Gregory?
— Pogrążon! — odrzekła jeszcze cieniej.
— A Ottenhagen?
— Pogrążon!
— A von Irhen?
— Pogrążon!
— Niechże waćpannę las ogarnie!… To widzę z jednym Ketlingiem tylko nie umiałaś sobie dać rady…
— Nie cierpię go! Ale kto inny da sobie z nim rady. Zresztą, obejdzie się bez jego pozwolenia.
— I waćpanna myślisz, że jak zechcemy uciekać, to oni nie przeszkodzą?
— Pójdą z nami!… — odrzekła, wyciągając główkę i mrużąc oczy, Anusia.