Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do specjalnych publikacji współczesnych autorek i autorów wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur.
Theme
Żona
in work
Wyżebrana godzina
↓ Expand fragment ↓— Niech i tak będzie. Widywałem je zatem dość często i każdą w innych kołach. Panienki...
↑ Hide fragment ↑— Niech i tak będzie. Widywałem je zatem dość często i każdą w innych kołach. Panienki te nie znały się pomiędzy sobą; nawet na balach publicznych nie spotykałem ich nigdy jednocześnie. Istniał przecież pomiędzy nimi jeden wspólny rys: chciały sobie w karnawale wytańcować męża, tak, jak ja obrałem tę porę roku na wytańczenie sobie żony. Nie widując ich przeto razem, nie miałem żadnego dotykalnego, że tak powiem, punktu porównania, ani orientacji. Gdy byłem przy pannie Anieli, zdawało mi się, że zapominam o Barbarze i Celinie; ale gdy nazajutrz zobaczyłem Barbarę, szła w kąt Aniela i Celina — i tak omne trinum perfectum. Sytuacja stawała się w wysokim stopniu męcząca. Gdyby chociaż która z nich była się we mnie zakochała… to może i przeważyłoby szalę. Ale nie… Takie karnawałowe panny są znakomicie opancerzone… Miłość… to dobre latem dla zabicia wiejskich nudów; od tego są kuzynkowie-studenci, przyjeżdżający na wakacje, lub korepetytorowie młodszych braci… Ale karnawał… to coś całkiem serio. Że każda z tych trzech panien z pośpiechem byłaby mi oddała swą rączkę, o tym wiedziałem doskonale: byłem zbyt dobrą partią. Wybór tedy ode mnie zależał… Chodziło tylko o to, aby był trafny… aby padł na tę… dobrą… tę… najlepszą. Należało się więc upewnić… znaleźć sposób wysondowania ich dobroci… Długo przemyśliwałem nad tym; wreszcie znalazłem!
↓ Expand fragment ↓Patrzyłem na Elę i myślałem, jaka szczególna ironia losu każe tej dziewczynie być wszędzie i...
↑ Hide fragment ↑Patrzyłem na Elę i myślałem, jaka szczególna ironia losu każe tej dziewczynie być wszędzie i zawsze nie na miejscu. Jak ona wyglądała z kartami w ręku i proboszczem naprzeciwko, ta nimfa o greckim profilu i wschodnim marzycielstwie w oczach! I mimo woli przypomniały mi się te piękne owady, co się nad chłodami stawów w letnie skwary ważą, co się w blaskach słońca dla jednej chwili miłości budzą i w niej giną… Ona podobnież zdawała się stworzoną po to, żeby jakiemuś wybrańcowi piękna, artyście, stać się krótkim dniem natchnienia, rozkoszy, szczęścia, i zniknąć, zanim by ochłodły jego usta, otrzeźwiała wyobraźnia, rozpłynąć się w mgle, spełniwszy swe efemeryczne przeznaczenie. Tak! Miała wielką słuszność odrzucając Kazimierza. Nie była żoną dla niego, nie była żoną dla każdego w ogóle, kto by przekładał ciepły szlafrok nad romantyczne fałdy hiszpańskiego płaszcza. Jej należało urodzić się przed wiekami pod niebem jońskich archipelagów i w taki oto wieczór letni iść w pomarańczowe gaje z kochankiem i pękiem róż w dłoniach, ofiarę Cytherei złożyć i więcej już z nich do życia codziennego nie wrócić. I gdy w dalszym ciągu zastanawiałem się, ile już podobnych wieczorów strawiła przy tym stoliku karcianym, w sposób dobry dla starej dewotki, ile zim przewegetowała jej egzotyczna młodość między tymi dwiema zacnymi, lecz grubymi naturami, między krotochwilnym proboszczem a gospodarną ciotką, z niekochanym i odtrącanym konkurentem, za całe urozmaicenie, które tylko mogło ją drażnić, nie pozwalając jej zapomnieć zupełnie, że jest młodą i piękną i że istnieje rzecz taka jak miłość na świecie, to wzdrygnąłem się, jak gdybym patrzał na pogrzebioną żywcem Antygonę. I znowu powtórzyłem, z wciskającą mi się coraz głębiej do serca litością:
↓ Expand fragment ↓Myliłby się jednak kto by sądził, żem się czuł nieszczęśliwym w małżeństwie. Różowy koliberek miłości...
↑ Hide fragment ↑Myliłby się jednak kto by sądził, żem się czuł nieszczęśliwym w małżeństwie. Różowy koliberek miłości wyfrunął wprawdzie bardzo prędko z naszego gniazda, ale opiekuńcze bóstwa zesłały nam na jego miejsce szarego i spokojnego ptaka, który zowie się Przyzwyczajeniem. Żyliśmy jak tysiąc innych stadeł. Żona widziała we mnie dostarczyciela tej sumy przyjemności i potrzeb, jakie stanowiły filozofię jej życia, ja widziałem w niej ładną kobietę, pokaźną przedstawicielkę mego domu i sumienną strażniczkę niego honoru. Biorąc rzeczy rozsądnie, czegóż było więcej żądać?
↑ Hide fragment ↑— Żona czy chce czy nie chce musi mieć we wszystkim męża na względzie, bo tu o nią zarazem chodzi. Zaniedba mu dom? No, to będzie sama mieszkała w nieładzie. Da mu zły obiad? Sama wstanie głodna od stołu. Zdradzi go? W rezultacie gorzej sama na tym wyjdzie niż on. Co do mnie, nigdy nie mogłam zrozumieć tych kobiet, które dlatego, że im ktoś czule w oczy popatrzy, narażają się na tysiączne nieprzyjemności, na ciągłą obawę skandalu i często na sam skandal w ostatku. Romans dla mężatki, to największy w świecie ambaras. Jeżeli więc dba o własne bezpieczeństwo i spokój, powinna być wierną mężowi. Takie jest moje przekonanie. Jednym słowem, mąż ciągnie zyski ze wszystkich przymiotów żony, ze wszystkiego co jej samej do umilenia i uwygodnienia życia służy. Nawet jej toalety robią mu reklamę. I jakby tego nie dość było, wolno mu używać na własną rękę ile się da. Może poza domem robić co mu się podoba, stworzyć sobie inną rodzinę, zaniedbywać żonę, zapomnieć nawet jak dzieciom na imię, bawić się, rzucać pieniędzmi, a do domu przynieść zły humor i pustą portmonetkę. Wszystko to jego przywileje!
↓ Expand fragment ↓— Najzupełniej. To jest, aby być z panem szczerą, muszę się przyznać, że z początku czegoś...
↑ Hide fragment ↑— Najzupełniej. To jest, aby być z panem szczerą, muszę się przyznać, że z początku czegoś mi niby brakowało. Czego? Sama nie wiem, bo Ignaś był zawsze dla mnie bardzo dobry i kochał mnie, i wszystko, ale ja byłam jakaś dziwna… Nudziło mi się na wsi; nie wiedziałam nigdy o czym z nim rozmawiać… to nie tak, jak z panem, cośmy nieraz godziny całe przerozmawiali… pamięta pan? Ja wtedy byłam jeszcze pasjonowana do rozmaitych rzeczy, które wcale nie obchodziły Ignasia. Po obiedzie, na przykład, lubiłam z jaką godzinkę poczytać, a on… lubił wtedy drzemać. Z początku myślałam, że go do mego upodobania nakłonię, próbowałam na głos czytywać, ale regularnie nim pierwszą stronicę przewróciłam, mój pan mąż już chrapał. Nic dziwnego… w polu cały dzień. A mnie to raziło przecież na razie. Lecz z czasem oswoiłam się… czytałam sobie po cichu, a potem…