5647 free readings you have right to
— Czy to po łacinie?— Po łacinie.— Którejś zimy przestudiowałam całą gramatykę łacińską. Od biedy mogłabym...
— Czy to po łacinie?
— Po łacinie.
— Którejś zimy przestudiowałam całą gramatykę łacińską. Od biedy mogłabym...
— Czy to po łacinie?— Po łacinie.— Którejś zimy przestudiowałam całą gramatykę łacińską. Od biedy mogłabym łatwiejszych autorów tłumaczyć.— Doprawdy! Nic nie wiedziałem, że mam tak uczoną kuzynkę. I w jakim celu zabrałaś się do tych studiów?— W żadnym, książka mi sama wpadła do ręki. A że nie miałam nic innego do roboty…— Ale co ci z tego przyjdzie? — ponowiłem.Uśmiechnęła się apatycznie.— Co? — powtórzyła, patrząc przed siebie. — Zapewne to samo co z całego życia. — Nic!
— Którejś zimy przestudiowałam całą gramatykę łacińską. Od biedy mogłabym łatwiejszych autorów tłumaczyć.
— Doprawdy! Nic nie wiedziałem, że mam tak uczoną kuzynkę. I w jakim celu zabrałaś się do tych studiów?
— W żadnym, książka mi sama wpadła do ręki. A że nie miałam nic innego do roboty…
— Ale co ci z tego przyjdzie? — ponowiłem.
Uśmiechnęła się apatycznie.
— Co? — powtórzyła, patrząc przed siebie. — Zapewne to samo co z całego życia. — Nic!
Helena Janina Pajzderska, Wyżebrana godzina
Brutalna, sroga natura Murka, pchnęła go bezwiednie na tę drogę, którą już doświadczenie kazało mu...
Brutalna, sroga natura Murka, pchnęła go bezwiednie na tę drogę, którą już doświadczenie kazało mu potem uznać za najodpowiedniejszą do całkowitego owładnięcia Skulskim. Im był krnąbrniejszym, bezczelniejszym, tym tamten bardziej miękł i łagodniał. Czego nie dokazał nawet, anielski, tkliwy urok kobiety młodej i pięknej, która niegdyś kochała go i pragnęła przywiązać do siebie twarde serce, to sprawił teraz szorstki wpływ tego chłopaka o drapieżnych instynktach szakala.Skulski przylgnął ślepo, namiętnie, chorobliwie do tej istoty zepsutej i cynicznej w swym zepsuciu, a serce jego poskramiane tak długo żelazną dłonią egoizmu, zbuntowało się i mściło na swoim gwałcicielu. Ta miłość niespodziana stała się jego najsroższym udręczeniem. On, który dotychczas drwił sobie z ludzkiej sympatii i obchodził się bez niej, — teraz nagle, u schyłku życia, uczuł potrzebę być kochanym, potrzebę gwałtowną, bezwzględną, jak każda reakcja.
Brutalna, sroga natura Murka, pchnęła go bezwiednie na tę drogę, którą już doświadczenie kazało mu potem uznać za najodpowiedniejszą do całkowitego owładnięcia Skulskim. Im był krnąbrniejszym, bezczelniejszym, tym tamten bardziej miękł i łagodniał. Czego nie dokazał nawet, anielski, tkliwy urok kobiety młodej i pięknej, która niegdyś kochała go i pragnęła przywiązać do siebie twarde serce, to sprawił teraz szorstki wpływ tego chłopaka o drapieżnych instynktach szakala.
Skulski przylgnął ślepo, namiętnie, chorobliwie do tej istoty zepsutej i cynicznej w swym zepsuciu, a serce jego poskramiane tak długo żelazną dłonią egoizmu, zbuntowało się i mściło na swoim gwałcicielu. Ta miłość niespodziana stała się jego najsroższym udręczeniem. On, który dotychczas drwił sobie z ludzkiej sympatii i obchodził się bez niej, — teraz nagle, u schyłku życia, uczuł potrzebę być kochanym, potrzebę gwałtowną, bezwzględną, jak każda reakcja.
Przez tydzień Murek chodził jak struty. Nie można się nawet dziwić, że po takiem rozczarowaniu...
Przez tydzień Murek chodził jak struty. Nie można się nawet dziwić, że po takiem rozczarowaniu zaniedbywał się w spełnianiu codziennych obowiązków, których trywialność zbyt rażąco odbijała od jego bajronicznego nastroju. Takim zawiedzionym kochankom to tylko przystoi pić bez upamiętnia, albo awantury robić, a nie wozić podagrycznych staruchów!To też znęcał się nad swoim panem za tę ironiczność losu, ile się dało. Fukał na niego, udawał że nie słyszy, gdy do niego mówił, raz go nawet omal na zakręcie nie wywrócił.Biedny stary w głowę zachodził, co się Murciulkowi stać mogło i łasił mu się jak bity pies.
Przez tydzień Murek chodził jak struty. Nie można się nawet dziwić, że po takiem rozczarowaniu zaniedbywał się w spełnianiu codziennych obowiązków, których trywialność zbyt rażąco odbijała od jego bajronicznego nastroju. Takim zawiedzionym kochankom to tylko przystoi pić bez upamiętnia, albo awantury robić, a nie wozić podagrycznych staruchów!
To też znęcał się nad swoim panem za tę ironiczność losu, ile się dało. Fukał na niego, udawał że nie słyszy, gdy do niego mówił, raz go nawet omal na zakręcie nie wywrócił.
Biedny stary w głowę zachodził, co się Murciulkowi stać mogło i łasił mu się jak bity pies.
Dźwignął się na wózku i obracał głowę na wszystkie strony, wytężając swe małe, przygasłe oczy...
Dźwignął się na wózku i obracał głowę na wszystkie strony, wytężając swe małe, przygasłe oczy w przestrzeń zaćmioną.— Wszędzie pusto jak w grobie! — zamruczał.Wzdrygnął się mimo woli. Jak w grobie! Skąd mu to porównanie? A jeżeli Murek nie wróci? A jeżeli go tu noc zaskoczy, noc na deszczu i chłodzie, to cóż to jest innego niż śmierć! Cóż to jest innego niż grób? O! Boże! O Boże miłosierny!Strach go ogarnął. Czuł, że nie wysiedzi na tym wózku okropnym, że musi jakim bądź sposobem ratować się, uciec przed czyhającym nań niebezpieczeństwem.Rozpaczliwie zaczął się z pod fartucha gramolić. Pójdzie szukać tego niegodziwca, tego rozpustnika, tego — on przecież tu gdzieś być musi. Niepodobna, aby wyszedł z ogrodu, aby go tak nikczemnie porzucił.
Dźwignął się na wózku i obracał głowę na wszystkie strony, wytężając swe małe, przygasłe oczy w przestrzeń zaćmioną.
— Wszędzie pusto jak w grobie! — zamruczał.
Wzdrygnął się mimo woli. Jak w grobie! Skąd mu to porównanie? A jeżeli Murek nie wróci? A jeżeli go tu noc zaskoczy, noc na deszczu i chłodzie, to cóż to jest innego niż śmierć! Cóż to jest innego niż grób? O! Boże! O Boże miłosierny!
Strach go ogarnął. Czuł, że nie wysiedzi na tym wózku okropnym, że musi jakim bądź sposobem ratować się, uciec przed czyhającym nań niebezpieczeństwem.
Rozpaczliwie zaczął się z pod fartucha gramolić. Pójdzie szukać tego niegodziwca, tego rozpustnika, tego — on przecież tu gdzieś być musi. Niepodobna, aby wyszedł z ogrodu, aby go tak nikczemnie porzucił.
Ten chłopiec, którego tak kochał, porzucił go nikczemnie na pastwę nocy i samotności. Czy to...
Ten chłopiec, którego tak kochał, porzucił go nikczemnie na pastwę nocy i samotności. Czy to możliwe, aby ludzkie serce do tego stopnia niewdzięcznym było? Czy postąpiłby z nim w ten sposób jego syn, albo wnuk, albo chociaż ten siostrzeniec, ten biedny student w suchotach? Nie! Głos krwi zawsze się odezwać musi, a Murek, to był obcy; wśród cudzych najmniej cudzy — więcej nic.Tłum najróżnorodniejszych myśli, wspomnień, rwących się lub płatających dziwacznie, rozsadzał mu głowę. Chciał się nad jedną jakąś myślą zatrzymać, bo go to wirowanie o zawrót przyprawiało — nie sposób! Uciekała wnet, a za nią pędziła druga, trzecia, pędziła prędzej, niż ten deszcz pędził z wysoka na ziemię, niż wiatr, co się znów zerwał, po gałęziach, niż ciemność po niebie.
Ten chłopiec, którego tak kochał, porzucił go nikczemnie na pastwę nocy i samotności. Czy to możliwe, aby ludzkie serce do tego stopnia niewdzięcznym było? Czy postąpiłby z nim w ten sposób jego syn, albo wnuk, albo chociaż ten siostrzeniec, ten biedny student w suchotach? Nie! Głos krwi zawsze się odezwać musi, a Murek, to był obcy; wśród cudzych najmniej cudzy — więcej nic.
Tłum najróżnorodniejszych myśli, wspomnień, rwących się lub płatających dziwacznie, rozsadzał mu głowę. Chciał się nad jedną jakąś myślą zatrzymać, bo go to wirowanie o zawrót przyprawiało — nie sposób! Uciekała wnet, a za nią pędziła druga, trzecia, pędziła prędzej, niż ten deszcz pędził z wysoka na ziemię, niż wiatr, co się znów zerwał, po gałęziach, niż ciemność po niebie.
Przez długą chwilę ludzka ta postać, rozpłaszczona na ziemi, czarna w obejmujących ją ciemnościach, szamotała...
Przez długą chwilę ludzka ta postać, rozpłaszczona na ziemi, czarna w obejmujących ją ciemnościach, szamotała się boleśnie, próbując podźwignąć; twarz żółta, straszna, wykrzywiona męczarnią ostatnich wysileń, obryzgana błotem, unosiła się z ponad kałuży i opadała w nią z pluskiem, któremu towarzyszyło okropne charkotanie; ręce w uwalanych mokrą ziemią rękawiczkach, wyprężały się i oślizgiwały — wreszcie wszystko ucichło, znieruchomiało.
Loading