— A długoż to będzie tego chodzenia dzisiaj? — odzywał się, gdy staruszek, odpocząwszy i wysapawszy się na środku uliczki, zabierał się do dalszej przechadzki.
— Jeszcze tylko do końca i z powrotem, mój Murciulku — odpowiadał proszącym tonem jego pan. — Jakiś rześki dziś jestem i nogi mi lepiej służą. Prędzej chodzę, prawda?
— Ano, mógłby się pan ze ślimakiem ścigać.
Staruszek śmiał się, a był to śmiech dziwny, wewnętrzny, najlżejszą grą muskułów nie rozjaśniający zwiędłej, schorowanej twarzy.
— Ze ślimakiem powiadasz? Cha, cha, cha! A z żółwiem to nie? Widzisz, okazalszego sobie biegusa wynalazłem, groźniejszego współzawodnika. Cha, cha, cha!
— Co pan dzisiaj taki wesoły? Mnie tam wcale nie do śmiechu.