— Zapewne — rzekła moja żona z namysłem. — I ja bym najwięcej w takie nagłe wyleczenie wierzyła. To pewna, że mnóstwo już było takich wypadków, że paraliż ustępował pod wpływem jakiegoś gwałtownego wstrząśnienia, przestrachu, niebezpieczeństwa. Bezwładni jak kłody chorzy, uciekają czasem o własnych siłach z palących się domów. Mnie nawet jeden z lekarzy o tym mówił. Ale na to liczyć nie można.
— Dlaczego? — zapytała żywo Ela.
— Dlatego, że nadzwyczajności nadzwyczaj rzadko się zdarzają. Ja się przecież z pierwszego piętra w jego oczach nie rzucę dla eksperymentu.
Zaśmiała się, a mnie dreszcz przejął od tego śmiechu.
— Ale pani powiadasz, że to by mu mogło głos powrócić? — zapytała znów moja kuzynka zmienionym głosem.
— Co takiego?… Żebym skoczyła z pierwszego piętra? Bardzo pani jesteś miła. Dobrze, że tu dom parterowy, bo widzę po twoich oczach, że gotowa byś mnie na próbę wyrzucić przez okno.
— Ach! — zawołała Ela boleśnie — Nie żartuj pani. To takie smutne. Nie, ja pytam, czy… czy… coś takiego niezwykłego, co by się w jego oczach stało, mogłoby mu pomóc?
— Jestem głęboko przekonaną — odrzekła moja żona. — Babka męża mojej siostry miała bratową, która także zaniemówiła i odzyskała głos na ulicy wołając na swoje dziecko, które wpadło pod konie. Ale, jak powiadam, nie ma o tym co myśleć i trzeba mi się z dolą pogodzić.