Theme
Dziecko
in work
Wyżebrana godzina
↓ Expand fragment ↓Mała Lucia obudziła się z ciężkiego, chorobliwego snu; ciemnowłosą główkę, wtuloną w garbate ramionka, obraca...
↓ Expand fragment ↓I zaczęli naradzać się nad wyborem imienia dla maleństwa, co nie było rzeczą łatwą, ile...
↑ Hide fragment ↑I zaczęli naradzać się nad wyborem imienia dla maleństwa, co nie było rzeczą łatwą, ile, że jak się okazało, urodziło się ono bezpłciowym; rodzice zaś nie tylko nie zamierzali ukrywać tego faktu, lecz, przeciwnie, chcieli, aby wszyscy mogli się od razu domyślać. Należało więc wybrać imię nijakie.
— Nazwijmy je Złoto — zaproponowała matka.
— Hm! — odpowiedział ojciec — Lękam się, czy imię to nie da pola do większych jeszcze nieporozumień. Wiesz przecież, że nasze dziecko nie będzie mogło nigdy wstąpić w związki małżeńskie. A gdy zaczniemy wołać na nie „Złoto”, drzwi nam się nie zamkną od swatów. Bo Złoto zawsze i wszędzie jest pożądane, a najbardziej w małżeństwie.
— Masz słuszność — przytaknęła znowu żona ze spokojnym przejęciem.
I zamyślili się oboje, troszkę strapieni.
— Ja byłbym za tym — przemówił po chwili ojciec — żeby je nazwać Zwyrodnienie. To ściśle określi stan rzeczy i nikt nie będzie nam się naprzykrzał, ani miał do nas pretensji.
Ale tym razem matka zaprotestowała.
— Co też ty mówisz — rzekła z taką dozą oburzenia, na jaką zdobyć się mogła. — Spojrzyj tylko, jakie ono prześliczne. Włoski, jak wykąpane w słońcu; oczęta niby dwa chabry, a usteczka jak rozłupana wisienka. Jestem pewna, że gdy się zacznie uśmiechać i gaworzyć, nie będzie piękniejszego dziecka na świecie. To już lepiej nazwijmy je Biedactwo, bo bądź co bądź niewesoło zapowiada mu się życie.
I przy tych słowach wciągnęła głębiej powietrze w piersi; co było embrionem nieznanego podówczas westchnienia.
— Wesołość jest zbytkiem, bez którego wybornie obejść się można — zauważył mąż sucho. — Grunt w tym, żeby mieć spokojny i dostatni byt i nie doznawać fizycznych dolegliwości.
— Masz słuszność — przytwierdziła żona po raz trzeci, choć z pewnym wahaniem i dodała: — Co nie przeszkadza, że dziecko nasze pięknieje w oczach, więc dajmy mu na imię Cacko.
— Czy chcesz, żeby się nim ludzie bawili? — zapytał mąż surowo, a widząc, że spuszcza głowę, jakby zawstydzona, rzekł łagodniej:
— Niech się tymczasem nazywa po prostu Dziecko. Gdy dorośnie, samo sobie wybierze imię, jakie uzna za najstosowniejsze.
I tak się stało. Dziecko rosło i było naprawdę tak cudne, że nie tylko macierzyńskie serce radowało się na jego widok.
Było w nim też coś takiego, że ludzie procesjami ciągnęli do domu jego rodziców, by na nie popatrzeć. I wtedy matka bywała zarzucana pytaniami, czy to jest dziewczynka czy chłopczyk i nieodmiennie rumieniąc się mimo woli odpowiadała:
— To jest Dziecko.