Theme
Przemoc
in work
O krasnoludkach i sierotce Marysi
↓ Expand fragment ↓— Hej, Kuba, Wojtek, wstawajta, nicponie, a duchem! Nie widzita, że się ociec wrócił?
Zaroiły się...
↑ Hide fragment ↑— Hej, Kuba, Wojtek, wstawajta, nicponie, a duchem! Nie widzita, że się ociec wrócił?
Zaroiły się chłopcy w słomie i oczy przecierać zaczęły, szepcąc sennym głosem:
— Tatuńciu! A coście nam przywieźli z jarmarku?
Ale chłop był zły i nie do rozmów mu było.
— Kijam przywiózł! — rzekł tedy ostro.
A wtem Kubuś na słomie siadł i rzecze:
— Tatuńciu, widziałem króla.
A Skrobek:
— Królaś widział? A jakiż to król był?
Na to chłopiec:
— A Trzejkrólowy!
— No, to ci się tylko tak śniło! — rzecze Skrobek, który nie chciał, żeby dzieci o Krasnoludkach wiedziały i sąsiadom powiadały.
Ale chłopiec nie dał się z tropu zbić.
— Ale! — zawołał. — Nie śniło mi się, tatuńciu, tylko żem sprawiedliwie króla widział! Koronę złotą miał, królewskie obleczenie, brodę w pas i taką berlicę w ręku złocistą, że to aż blask od niej szedł jak od samego słońca. Sprawiedliwiem, tatuńciu, króla widział! Szedł i po drodze złoto siał.
Tu zaczął się bić w piersi chłopiec i przysięgać, jako mu się to nie śniło; ale Skrobek ofuknął go, tupnąwszy z gniewem nogą:
— Dam ja ci króla, próżniaku jeden, aż ci się kij przyśni! Wstawajcie mi duchem, a po chrust do boru biegajcie, bo go już mało! Rozumiecie?!
— Rozumiemy — odrzekli Wojtuś i Kubuś, a wygrzebawszy się ze słomy, w wiaderku się umyli, koszuliny krajką przepasali, uklękli, pacierze odmówili, po czym rękę ojca ucałowali i wziąwszy za pazuchę kilka wczorajszych kartofli, ku progowi szli.
A Skrobek rzemień z siebie odpasał, do góry go podniósł i pyta:
— Widzita, co trzymam w garści?
— Jużci widzim — chłopcy na to z nieśmiałością wielką.
— Cóż to jest?
— Ano… rzemień.
— Do czego?
— Ano… do bicia.
— A bicie boli?
— Oj, boli, tatuńciu, boli!
I nuż piąstkami oczy trzeć, za kolana obejmować ojca, do płaczu się krzywić.
Ale Skrobek rękę z rzemieniem opuścił i rzecze:
— Pamiętajcie to sobie, jeden z drugim, co wam teraz powiem: jak mi który parę z gęby puści o tym królu, to mu takie cięgi tym rzemieniem sprawię, że w niebie będzie słychać! Rozumiecie?
— Oj, rozumiemy, rozumiemy, tatuńciu! — szlochali obaj chłopcy, coraz silniej obejmując ojcowskie kolana. — Oj, nie piśniem i słówka! Ano, nie bijcie nas też, nie bijcie, tatuńciu złocisty!
— No, dobrze już! — rzecze chłop i rzemień na ławę ciśnie. — A teraz marsz po chrust!