To, co stanowi stały nastrój człowieka, jego wewnętrzną harmonię lub dysharmonię, dźwignię moralną, zakrój charakteru, sumienie, drugą naturę — zbiór niewzruszonych, w życie wcielanych zasad i nawyknień — to dać mu powinien i może tylko dom rodzinny, i to wyrabiać się w nim musi znacznie wcześniej, niż on do szkoły pójdzie, znacznie wcześniej, niż czytać zacznie.
Dobre nawyknienia, zdrowe zasady, czyste uczucia, szlachetne chęci, wszystkie życiowe i moralne siły rosnąć muszą razem z dzieckiem, rosnąć w nim i rozwijać się razem z jego mózgiem, nerwami, mięśniami. Ono nie powinno uczyć się ich na pamięć, ani nawet czysto rozumowo, ale nimi oddychać, nimi nasiąkać, w nich żyć, tak jak musi żyć w czystym powietrzu, jeśli ma mieć płuca zdrowe.
Tylko taka moralność, która wsiąknie w krew, stanie się jego własną, tak jak własny jest jego system nerwowy, może być dla rodziców gwarancją, że ich dziecka świat nie zepsuje i życie nie złamie.
Do nabycia tej moralności prowadzi tylko jedna droga — przyzwyczajenie. Jak nauki przyswajamy sobie przez pracę umysłową, tak cnoty wyrabiamy przez nawyknienie, które dla charakteru jest tym, czym pamięć dla umysłu.