Jarosław Lipszyckamera obskóra[1]
1
1więc dobrze będziemy
zmieniać perspektywę emocjonalny odjazd
i zwolnione tempo przeżuwania
słów całkiem przyzwoicie wypełnionych treścią
5żołądkową
gorzką i pestkówką będziemy
wyciągiem z sennego wiśniowego serca
(jak proporzec chorągiew pułk zabójczych myśli
na sekundę
10niebo zawisło w wyciągniętych i unieruchomionych gipsem rękach)
aż pękną brzuchy mięsożernych słów
i kanibale zaludnią puste sieci neuronowe miast
spojrzeć w lustro zaznaczyć pianą kraniec strefy cięcia i mocno pociągnąć ostrzem
obraź obraz
15te lustra popękały i nie będziemy się mogli tłumaczyć iluzją wyobrażeniem spacerem i potem
staniemy twarzą w twarz ręka w rękę policzek
nie obraź tego sobie zbyt wyraźnie to prawdziwy polip w gardle
2
jeden ucieka drugi ściga go wzrokiem
krok zagubionych kotów i rozbitych małżeństw
20kiedy najpierw wbija się nóż między dwie płaskie skorupki a potem
z ostrym trzaskiem (a fe! kt) przekręca
maszynka do mięsa
nagie jądro rozpaczliwie się kurczy pod cytrynowym sokiem
25czyn niegodny synów Noego
sos wsiąka w serwetki i w końcu
żadnych uczuć wyższych
3 (albo chmury argonu)
ten trudny styk rozumu i niedowiarka
który trzeba spawać w osłonie gazów szlachetnych (bardzo)
30trzeba spać i być w tym śnie zaszlachtowanym
żeby się przebrała
i wreszcie wyszła
ten trudny styk na którym parują bity nikną okręty z ekranów radarowych
udar słoneczny wielkie waciane palce i głowy
35ciągle te rozchwiane głowy