Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Szacowany czas do końca: -
Karl Arnold Kortum, Jobsjada
  1. Alkohol: 1
  2. Bieda: 1
  3. Chłop: 1
  4. Dzieciństwo: 1
  5. Dziecko: 1
  6. Książka: 1
  7. Lekarz: 1
  8. Nauka: 1 2
  9. Pan: 1
  10. Pieniądz: 1 2
  11. Poezja: 1
  12. Proroctwo: 1 2
  13. Rodzina: 1
  14. Samobójstwo: 1
  15. Sen: 1
  16. Sługa: 1
  17. Teatr: 1

Uwspółcześniono ortografię i interpunkcję, dostosowując je do norm współczesnych. Wyjątek uczyniono dla form typu „tem”, „temi” itd. umieszczonych w pozycji rymowej.

Karol Arnold KortumJobsjadaEpos komicznetłum. Maria Konopnicka

Rozdział pierwszy

1

Przedmowa, przy czym autor postanawia opisać historię nieboszczyka Hieronima Jobsa, a także książkę swoją w świat z ojcowskim błogosławieństwem wyprawuje.

By nudne chwile skrócić mnie i tobie,
Mój czytelniku, oto się sposobię
Do opisania, jako żył
5
Jobs Hieronimus i kim był.
Dowiesz się tedy[1], gdy jesteś ciekawy,
Jak dziwne były życia jego sprawy
I jak — gdziekolwiek padła kość —
Mógł Hieronimus w sławę rość.
10
Nie wszystko wszakże w karty się te wkłada,
A tylko, co już niezbędnie wypada,
Gdyż książki mało, by na jaw
Dać pełny regestr[2] jego spraw.
Wiem wprawdzie o mym bohaterze wiele,
15
Część przecież tylko tutaj z tobą dzielę
I opisuję, czym się rad[3]
Od przyjścia wsławiał na ten świat.
A iż w świętego Apollina[4] darze
Mam kunszt składania wierszyków po parze,
20
Więc zamiast prozy, jak mógłbym,
Wybrałem raczej piękny rym.
Nie zawsze wprawdzie wiersz mój stoi w rzędzie,
I stać też z miarą tu i z wagą będzie,
Lecz niech zawczasu każdy wie,
25
Że się to luźny burlesk[5] zwie.
PoezjaWszak z rodu jeszcze od Hans-Sachsa[6] szewca —
Praszczura[7] mego — jestem sobie piewca,
A kiedy piszę, to jak w dym
Do pióra mego leci rym.
30
Więc śmiać się wcale z czego tutaj nie ma,
Ksiądz Baka[8] przecież pisał też poema,
W którym tak forma, jak i treść
Nie warte za mną butów nieść.
Są wprawdzie u mnie strofy kulejące,
35
Na krótkich zbytnio stopach, jak zające,
Lecz inne za to lecą w cwał
Na nazbyt długich, jak Bóg dał.
Dość biedy także podjąłem i trudu,
By stanąć mogła zacnie przed sąd ludu
40
Ta księga, zdobna w wiele kart,
Na których obraz wiersza wart.
A kiedym nie mógł nowych znaleźć w miarę,
Tam, gdzie popadłem, brałem też i stare,
Które — jak łatwo sprawdzić wam —
45
Plus-minus wchodzą do swych ram.
Choć Chodowiecki[9] rylcem ich nie żłobił,
Takem dobierał i takem sposobił,
By przepchnąć mogły akurat
To dzieło przez ciernisty świat.
50
Nie ryli mi ich w miedzi sławni mistrze,
Lecz rymy do nich nie są też najczystsze;
Tak więc zgodzone rzeczy dwie
Nie będą w książce czubić się.
KsiążkaWięc nie chcę cię tu już wstrzymywać dłużej,
55
o księgo moja, w twej na świat podróży,
Wszak wiele gorszych niźli ty
Przed sam się ołtarz pcha na mszy.
A na ostatek, na wszelki przypadek,
Jako autor i twych zalet świadek,
60
To, na co serce ojca stać —
Krzyż ci na drogę chcę tu dać.
Niechaj ci niebo pochód da zwycięski,
Wskroś krytyk, molów, fidybusów[10] klęski
I innych, które niszczą druk,
65
Zwyczajnych księgom szkód i trwóg!
Miejże wśród Szwabów i wśród inszych nacji
Tłum czytelników pełnych admiracji,
Aby pisanie, papier, druk
Nie szły na marne, chowaj Bóg!
70
Z wszech zaś każdemu, kto płaci i czyta,
Piękny komplement pal zaraz z kopyta,
A krytykowi, co cię zjeść
Zechce, oświadczaj swoją cześć.
Przy czym pokornie, jako ci przystoi,
75
Mędrcowi temu ku obronie swojej
Rzeknij jak cichy, skromny gość:
«I sam wszak bredni piszesz dość».

Rozdział drugi

78

z którego czytelnik dowiaduje się o rodzicach bohatera, jak się urodził, a także o dającym do myślenia śnie, jaki miała matka jego.

Zanim się dalej puszczę et cetera[11]
80
O rodzie powiem mego bohatera,
A także słówko albo trzy
O miejscu, w którym zaczął dni.
Mieszkał ród jego w Szwabii, w zacnym mieście,
Gdzie domów było co najmniej ze dwieście,
85
I gdzie Jobs senior, chłop na schwał,
Pierwszy głos w Radzie miejskiej miał.
Bogacz to był. Miał krowy, mnogie stada,
Dzieci uczciwa była też gromada,
Chłopców i dziewcząt cały huk —
90
Żył więc Jobs senior, jako mógł.
Handelek winny miał na samym rogu,
Był miły ludziom, sobie, Panu Bogu,
A czy w Ratuszu, czy też gdzie,
Obchodzić z groszem umiał się.
95
Z wyznania prawy był to luteranin,
Nie zaś kancista[12] lub jaki wolfianin,
A to z przyczyny, iż na świat
Bez filozofii patrzył rad.
W naukach przecież spore miał zasługi,
100
Do szkoły chodził rok jeden i drugi,
Wyższą więc mądrość posiadł stąd
Niż panów Radnych cały rząd.
Współbraci nieraz chętnie wspierał w nędzy,
Gdy fant[13] był pięćkroć więcej wart pieniędzy,
105
Brał dziesięć od sta[14], nie pruł żył,
Był niski, pocił się i tył.
Miastu swych ojców wiernie czynem służył,
Jadł, pił, z cybucha godnie fajkę kurzył
I ulubiony «Morgenblatt»
110
Przy cienkiej kawie czytał rad.
Podagrę[15] miewał w stopie i w kolanie,
Na żółci srodze cierpiał też ulanie,
Urząd swój przecie dźwigał rad,
Właśnie jak Atlas[16] dźwiga świat.
115
Matka, co miała herb w swym starym rodzie,
Najwymowniejszą damą była w grodzie,
Sucha, a taka pełna cnót,
Że ni w tył bez nich, ani w przód.
Lecz jak się i jagniętom skromnym zdarza,
120
Gdy już odejdą wreszcie od ołtarza,
Przy sposobności tak i siak
Dawała władzy swojej znak.
Że różnie w domu było, łaski nieba,
Tłumaczyć przecież mężom nie potrzeba,
125
Lecz mimo swarów, mimo zwad,
Przykład z tej pary mógł brać świat.
Mieli więc — żyjąc różnie, jak się dało —
Progeniturę[17] wielce okazałą,
Kiedy Jobsowi żona znów
130
Szepnęła w ucho kilka słów.
Czas leci chyżo… Jutro goni wczora…
Rozlicza pani — bliski czas i pora!
Więc przysposabia cały kram,
A resztę zrobi bocian sam.
135
Jemu powierzmy zatem ową sprawę,
A ja zdarzenie zaiste ciekawe
Lub raczej treść opowiem snu,
Który, jak raz, pasuje tu.
Sen, ProroctwoMądry, kto wieszczych snów nie lekceważy!
140
Tak w Testamencie zawżdy[18] czynią starzy,
Tak czyń i teraz każdy z was,
Choć się kaducznie[19] zmienił czas.
Pani Jobsowa śpi w łożu i marzy
(A we śnie wielce było jej do twarzy),
145
Wtem zdało jej się — strzeż ją Bóg! —
Że zamiast dziecka rodzi — róg.
Zlękła się srodze, aż owy róg właśnie
Jak nie zachrapie! jak na głos nie wrzaśnie!
Więc biedna pani się co tchu
150
W potach zbudziła z swego snu.
Ledwo dzień błysnął, bieży do sąsiadki,
Co dar wróżenia ze snów miała rzadki,
Ta z rady w radę zgadła wraz,
Że chłopak będzie, i to — bas.
155
A jako znaczyć tamten róg nie może
Nic, tylko właśnie dzielne sługi boże,
Więc oczywista, iż ten syn
Z ambony będzie karcił gmin!
Czy miała słuszność — trudno dzisiaj dociec.
160
Wierzyła matka, wierzył i pan ociec.
My dajmy chłopcu dojść do lat,
A przedtem jeszcze — przyjść na świat.
Wśród betów, sznurków, jaśków i poduszek,
Chust, powijaków, powłoczek, pieluszek,
165
W trzydziestym września, w termin sam,
Zapukał gość do życia bram.
Ach, co za radość kwitnie w całym dworze,
Jak się senator cieszył — dobry Boże! —
Kiedy mu babka pod sam nos
170
Podetkła z dzieckiem pieluch stos!

Rozdział trzeci

171

jak panią położnicę Jobsową nawiedziły przyjaciółki i co pani Schnepperle dziecku przepowiedziała.

Dziecko Więc gdy w połogu — jako wyżej mowa —
Legła z Jobsiątkiem swym pani Jobsowa,
Spał nasz bohater przy niej tuż,
175
Ani się troszcząc, że żył już.
Jak domownicy szli go w ręce chwytać,
O tym się nie da ni pisać, ni czytać:
Krewni, sąsiedzi, każdy miał
W szczęściu tym udział — lub mieć chciał.
180
W pokoju pani wciąż huczy jak w ulu
(Nie miała biedna czasu stęknąć z bólu),
A wkoło łóżka taki brzęk,
Jak gdy się pszczoły zwiążą w pęk.
Jużci minęły trzy dni od tej biedy,
185
Jak Jobsek przyszedł na świat boży, kiedy
Na placek z kawą w zmierzchu czas
Rój przyjaciółek przybył wraz.
Choć wszystkie, które tu widzicie, damy
Był to miasteczka kwiat i zaszczyt samy,
190
Przecież wymową chlubi się
Nad inne pani Schnepperle.
Sam Jobs senator był jejmości kumem[20]!
Szła o pogodzie wpierw dysputa z szumem,
Potem o rzeczach, które też
195
Równie są ważne wzdłuż i wszerz.
Wreszcie o zdrowie (choć to z staroświecka)
Zaczęto pytać i matki, i dziecka,
Jaki apetyt, brzuszek miał,
Czy krzyczał w nocy, czy też spał?
200
Tu mu z aplauzem oddano honory,
Że taki ciężki, tłusty był i spory,
I wychwalano w jeden głos
Grzeczność nad wiek, oczy i nos.
Wtem rzecze pani Schnepperle: «Dla Boga!
205
— Mówiła przez nos nieco dama droga —
Ksiądz z niego będzie, mówię wam…
Już ja się na tych rzeczach znam.
Proroctwo Niedawno właśnie książkę w ręku miałam
(Trochę z niej nawet tu owdzie czytałam) —
210
Otoż powiada książka ta,
Co która fizys[21] znaczyć ma.
Pełno tam było różnych dziwnych twarzy,
Mędrców i głupców, zacnych i zbrodniarzy,
Ten miał nos krzywy, tamten brew,
215
Był nawet wielbłąd, pies i lew.
Jeśli więc tylko tu nie jestem w błędzie,
To mędrcem chłopiec lub proboszczem będzie,
Bo uszy, co odstają tak,
Talentów wielkich pewny znak!
220
Już dzisiaj zatem mogę przepowiedzieć,
Że w książkach będzie dniem i nocą siedzieć,
Pisać je nawet może sam…
Już ja się na tych rzeczach znam!»
Mówiła jeszcze zacna pani wiele,
225
Co ja się przecież pominąć ośmielę,
A inne damy razem znów
Krzyk swój łączyły do jej słów.
Aż się skończyła tak miła wizyta,
Gdy kawa z plackiem została wypita
230
I damy, wiodąc dalej rzecz,
Jak przyszły, tak i poszły precz.
Pani Jobs wszakże, z ciężkim bólem głowy,
Do serca wzięła kumy swojej mowy,
Gdyż głos był, że się dama ta
235
Na magii, jak aptekarz, zna.

Rozdział czwarty

236

jako dzieciątko było chrzczone i jak imienia Hieronima dostało.

Gdy przeszło czasu jeszcze mało wiele,
Chłopiec się zdawał żądać chrztu w kościel
Bo hałasował, krzyczał tak,
240
Że najwyraźniej dawał znak.
Ani spać nie chciał, ani nawet drzymać[22],
Ani gałganka z cukrem w ustach trzymać,
Tylko wciąż wrzeszczał, co miał sił,
Jak gdyby za to płatny był.
245
Tak gdy poznano, że dziecko chrztu woła,
Sam Jobs senator poszedł do kościoła
I ceremoniał cały wnet
Od «a» zamówił aż do «zet».
Zaraz też w kuchni wszczęły się narady;
250
Swędy, pieczenie, torty, marmelady,
Piwo i wino, wódka, miód —
Wszystkiego tego było w bród.
Aż kumotrowie, krewni i sąsiady,
Babka, znajomi i kościelne dziady,
255
Wszyscy stanęli pięknie wraz,
Gdy oznaczony przyszedł czas.
Był więc zakrystian, pleban z formularzem,
Chłopak z ampułką[23], stułą, trybularzem[24],
A także panów Radnych rząd
260
I magistracki świetny sąd.
Trudno mi w regestr wpisywać tu gości,
Co udział wzięli w tej uroczystości,
I tylko jedno powiem to,
Że wszystko jakby z płatka szło.
265
Lecz kiedy miano już do stołu siadać,
Spór powstał, jakie dziecku imię nadać:
Piotr, Walter, Kuno czy też Hans,
Czy Jost, czy Herman, czyli[25] Franz?
Żadne z tych imion, choć ich jest niemało,
270
Wszystkim się przecież podobać nie chciało,
Jednych Hans raził, drugich Piotr,
Josta chce kuma, Franza kmotr.
Powstało tedy znaczne zamieszanie,
Gdy każdy z gości wyjawiał swe zdanie,
275
Krzycząc, iż dziecka twarz i wzrost
Imienia jego żąda wprost.
Dopieroż pleban, co nie od parady
Miał głowę, rzecze: «Nie ma innej rady,
Tylko w kalendarz zajrzeć nam,
280
Co chłopak sobie przyniósł sam».
Bez dalszych tedy sporów zdjęto z ściany
Kalendarz lipski, dobrze już zszarzany,
Gdzie pod trzydziestym września w dół
Święty Hieronim stał jak wół.
285
Wnieśli więc goście, a także kumowie,
Powszechny wiwat za plebana zdrowie,
In pleno[26] godząc całą rzecz,
Jakby ją ostry przeciął miecz.
Zaczem chrzest w dobrym odbył się porządku,
290
Do kresu swego krocząc od początku:
Sól, woda, olej, z świecy dym —
I oto nowy Hieronim!
A by uświetnić tę rodzinną scenę,
Jak mógł, tak każdy czynił sobie bene[27]
295
I aż do nocy prawie pół
Dzban był w robocie, fajka, stół.

Rozdział piąty

297

jak poczynało sobie dziecię Hieronim w tych życia swego nadobnych[28] momentach.

Póki Hieronim w powijakach leżał,
Nie dbał, czy szedł czas, czyli zgoła bieżał,
300
Tylko jadł papkę albo ssał,
A jak nie krzyczał, to znów spał.
Lecz i te nawet rzeczy tak niewinne
Inaczej czynił niźli dzieci inne,
Bo jadł, ssał, sypiał miły zuch
305
Za tęgich chłopców trzech lub dwóch.
I tego przecież było mu za mało,
Więc krzyczał nieraz i godzinę całą,
Jakby ze skóry darł go kto
Albo go szczypał, albo co.
310
Wszyscy więc w domu, tak młody, jak stary,
Poznali zaraz, że to były czary,
Że ktoś uroki rzucił złe,
I że odczynić trzeba je.
Wnet się zabrano do odjęcia czaru,
315
Aptekarz dodał nieco rabarbaru,
A babka, czyniąc krzyża znak,
Związała w smoczku tarty mak.
Było więc z dzieckiem kłopotów niemało,
Lecz matce wszystko miłym się zdawało,
320
Bo chłopiec w oczach prawie tył,
Rósł i na podziw silny był.
Te mi się tylko udało znać fata
Przez bohatera mego pierwsze lata,
A więc dodawszy jeszcze z rok,
325
Nowy w powieści czynię krok.

Rozdział szósty

326

Hieronima sprawy dalsze i jak był do szkoły oddany.

Chociażbym wszakże dodał jeszcze nieco,
Mój czytelniku — lata szybko lecą —
I tak byś straty nie miał w tem,
330
Bo o nich bardzo mało wiem.
DzieciństwoTom tylko czerpnął z wiarogodnych wieści,
Że jadł nasz chłopak, co się tylko zmieści,
Że nie do ucha, lecz do ust
Niósł kufel, a miał tęgi spust.
335
Wcześnie też inne objawiał przymioty:
Lgnął do dziewczątek, z chłopcami darł koty,
A co już łgarstwo, to mu szło,
Jakby chleb z masłem łykał kto.
Pacierz pojmował z nader wielkim trudem,
340
Lecz klątw i przezwisk uczył się jak cudem,
Miały więc z niego tęgi wzór
Sąsiadów dzieci poprzez mur.
Węch mu też dziwnie służył do łakotek,
Do fig, rodzynków, migdałów i plotek,
345
A gdy grosz jaki dostał skąd,
Kupował ciastko i szedł w kąt.
Z rodzeństwem swoim w ciągłej żył rozterce[29],
Ale Jobs senior miał zbyt miękkie serce
I matka jakoś sprawy tej
350
Nie brała nigdy z strony złej.
Tak nasz Hieronim przerósł braci, siostry,
Pięści miał twarde, a język też ostry,
A szło o masło, czy o chleb,
Z miejsca pluł w kułak — i za łeb!
355
Bacząc więc ojciec wczesne te przymioty,
Przy gospodarstwie zdawał mu roboty,
A nasz bohater nosił zdrów
Siano dla wołów i dla krów.
Czasem też konie pławił w stawie rankiem,
360
Czasem po piwo szedł do szynku z dzbankiem.
Przy czym na czworo wokół staj[30],
Gdzie był — w kurnikach brakło jaj.
Tak wyrósł głupi, wesoły i zdrowy,
Miewając z ławki wcale piękne mowy,
365
A choć to przecież tylko żart,
Prawił, jak gdyby prosto z kart.
Słucha matczysko nieraz go i duma,
I przypomina, co wróżyła kuma,
Uważa w sobie głos i gest:
370
Nic — tylko proboszcz w chłopcu jest.
Wszystko się bowiem cudownie składało:
Wzrost, siła, tusza, głos, umysł i ciało,
Że, jak chcesz, próbuj albo mierz,
Pastor jest z niego wzdłuż i wszerz!
375
Zaczem się skończył żywot zbyt wesoły:
Musiał Hieronim do nauk, do szkoły,
Rzecz bo wiadoma, że się ksiądz
Jak wół w ksiąg jarzmo musi wprząc.
Uczył się tedy z okrutnym lamentem,
380
Drąc książki albo plamiąc atramentem,
A te przeklęte A B C
Zatruły młode jego dnie.
Preceptor[31] miejski z wielkim animuszem
Rad się zatrudniał tak rzadkim geniuszem:
385
I on, i jego giętki bat
Otwierał chłopcu wiedzy świat.
Na wdzięczną padło ziarno jego rolę,
A nasz bohater po ciężkim mozole,
Zaledwie dziesięć latek miał,
390
Już abecadło prawie znał.
Lecz kiedy doszedł w wiedzy aż do tego,
By druk mógł czytać albo z pisanego,
I ile wtedy miał już lat,
Trudno jest wiedzieć akurat.
395
Tak kiedy haustem wypił mądrość całą,
Ojcu się jego potrzebnym wydało
(Chłopiec natchnienia nie miał sam),
By do łaciny pukać bram.
Co zatem robił, jak poczynał sobie
400
W tej najburzliwszej życia swego dobie
I jak wojował z dolą złą,
W następny rozdział włożę to.

Rozdział siódmy

403

jak Hieronim z łaciną się potykał i jak mu ona do głowy iść nie chciała.

Jako więc kozioł, gdy nastawi roga,
405
Tak się Hieronim zabierał do wroga,
Od mensa[32] wiodąc swoją rzecz
I deklinując w przód i wstecz.
NaukaZbyt znane belfrów sztuczki i wybryki
Bez zająknienia zbywał z gramatyki,
410
Którą pod ławką trzymał tak,
Jak czyni każdy prawie żak.
Wokabuł[33] umiał coś niecoś z pamięci —
Wszakże nie sami garnki lepią święci —
Zresztą łacina wszawa ta
415
Ni rusz nie chciała iść do łba!
Aż usnął nieraz, gdy jął medytować,
Po licha jemu werba[34] koniugować[35]
I co za taki los jest psi,
Że w kozie[36] siedzi całe dni.
420
Sam Rektor był to hipochondryk stary,
Co dręczył chłopca pensami[37] bez miary,
A jak kij porwał, tak co tchu
Pełniutką skórę nabił mu.
Przy takiej dzielnej uczenia metodzie,
425
Toż przy aresztach o chlebie i wodzie,
Jednemu byłby uczeń rad,
Żeby Rektora porwał kat!
Gdy wszakże spóźnia wola przeznaczenia
Najpobożniejsze człowiecze życzenia,
430
Musiał Hieronim tak i tak
Wyręczać ten pośpiechu brak.
Szły więc rektorskie harcapy[38], peruki
Wprost, incognito[39], na strzępy i sztuki,
Tak iż szacowny wielce mąż
435
Łysiną musiał świecić wciąż.
Jakie zaś w wiedzy wynikały luki,
Kiedy rektorskiej zabrakło peruki,
Nad tym ja tu rozwodzić się
Ani zamyślam, ani chcę.
440
Lecz z kolegami było rozmaicie:
Dobrze z tym, kto miał jedzenie i picie,
Kto nie fundował, temu wnet
Zmierzył Hieronim paskiem grzbiet.
Oddał mu który, choćby nocna pora,
445
Leciał na skargę z płaczem do Rektora,
A kiedy winny w skórę brał,
Bił się piętami, w kułak śmiał.
Tak pędząc dni swe czy w domu, czy w szkole,
Nie chudł Hieronim w zbytecznym mozole,
450
Z Rektora mając smutny wzór,
Że człek w naukach schnie jak wiór.
A iż dwom panom nie należy służyć,
Nad greką przeto nie myślał się nużyć,
Skoro w łacinie dosyć już
455
Napotkał kolców, choć bez róż.
«Dalekim — mawiał — niech będzie ode mnie,
Żebym tę sieczkę pchał w głowę daremnie,
Bo z typto, typteis — tyle stąd
Przyjdzie mi zysku co psi swąd.»
460
Więc gdy do tego jeszcze hebrajszczyznę
Uważał sobie prosto[40] za truciznę,
Tęgie poszycie boże miał,
I rósł — czy siedział, czy też stał.

Rozdział ósmy

464

jako rodzice Hieronima poradzali się rektora i przyjaciół, co z chłopcem dalej czynić.

465
Tak idąc wielkich swych przeznaczeń śladem,
Lat osiemnastu dobiegł coś z okładem,
A iż Jobs senior szedł już w dół,
O głowy przerósł ojca pół.
Co bacząc, starzy poczęli się radzić,
470
Jak by kierować chłopca i prowadzić,
Gdyż wielki na to zdał się czas,
By tyle nauk nie szło w las.
Więc gdy dogodna trafiła się pora,
Jobs senior z boku zagadnął Rektora,
475
Co by o chłopcu myślał i
Przez które na świat pchnąć go drzwi?
Nie chciał mąż zacny, wychudły od postu,
Schlebiać rodzicom, więc rzekł prosto z mostu,
Nie strojąc nawet w uśmiech lic:
480
«Z chłopca nie będzie nigdy nic!
Próżno nauką by się jaką parał[41],
Lepiej więc, by się indziej o chleb starał:
Zrobić go radnym lub go dać
Szewiectwa uczyć, albo grać.
485
Tylem go poznał w szkolnej aplikacji,
Iż twierdzić mogę — dodał — nie bez racji,
Że czy but szyłby, czy by grał,
Świat tak stać będzie, jak i stał.»
Tu łatwo pojąć, iż podobne mowy
490
Nie szły rodzicom bynajmniej do głowy,
Więc oświadczyli państwo Jobs,
Że Rektor głupi, stary mops!
Wezwano tedy przyjaciół do rady:
Szły w kolej kufle i misy, i zwady,
495
Ten pro[42], ten contra[43], co miał sił,
Krzyczał, w ratuszu jakby był.
Więc jak zwykł czynić na sędziowskiej ławie,
Jobs nowy termin naznaczył w tej sprawie,
W którym rozważać miano ją
500
Znowu, tak contra, jak i pro.

Rozdział dziewiąty

501

jak chiromacji[44] i kunsztu świadoma cyganka Urgalinda o radę co i jak czynić z Hieronimem pytana była.

Zaledwie radni owi, z Panem Bogiem,
Poza Jobsowym znaleźli się progiem,
Los zdarzył — mniejsza skąd i gdzie —
505
Cyganka tędy wlokła się.
Ta ród swój wiodła z starego plemienia,
A Urgalinda było jej z imienia,
Egipt — ojczysty był jej świat,
A matkę na stos powiódł kat.
510
Cyganka z ręki tak umiała czytać,
Że dość ją było o przyszłość zapytać,
Aby być pewnym, co się ma
Stać za lat tysiąc albo dwa.
Niejednej z dziewcząt już przepowiedziała,
515
Że za mąż pójdzie lub tak coś bez mała,
A czy to będzie Franz, czy Fryc,
Wróżyła jakby nigdy nic.
Toż synowcowi, co czekał na spadek,
Ciężki ze stryjem wróżyła przypadek
520
Albo chorobę, albo śmierć
I schedę[45] całą, pół lub ćwierć.
Gdy ją o wróżbę pytał mąż, znudzony
Nazbyt już długą wiecznością swej żony,
Z ręki widziała radość tuż,
525
Jak gdyby wdowcem został już.
Gdy bawidamek szukał u niej rady,
Olejków dusząc wonią i pomady,
Zaraz wróżyła, że na lep
Złapie się wdówka, co ma chleb.
530
Więc jako pieśni co najsłodsza zwrotka,
Mowa jej ludziom taka była słodka,
A tak umiała skręcić ją,
Że czy w tą stronę, czy też w tą.
Wróżby jej różne były wedle pory:
535
Żołnierzom kulka, a pannom amory,
Golcowi[46] zasię złota w bród,
Dewotkom — jasność rajskich wrót.
Z tak wielkim kunsztem i inne posiadła:
Przy wróżbach zawsze coś niecoś ukradła,
540
Pędząc, jak mogła, żywot cny
W czas czy to dobry, czy też zły.
Więc czy jej wieszczyć wypadło czy zwędzić,
W róg kozi mogła bez chyby zapędzić
Sybille[47] one, które świat
545
Ufnością darzył z dawnych lat.
Gdy wpadła dziewka z nowiną do sieni,
Odbiegłszy ognia, rożna i pieczeni,
Wyszła Jobsowa aż przed próg,
Mówiąc: «Sam cię tu przywiódł Bóg!
550
Choć ty nam musisz coś poradzić przecie,
Jak pokierować syna mamy w świecie,
A i to także, jak by tu
Przychylne losy skłonić mu?»
Cna Urgalinda znała już gagatka;
555
Kiedy więc mowę swą skończyła matka,
«Stanie się — rzecze — co ma stać.
Niech panicz przyjdzie rękę dać!»
Wołają. Przyszedł nie zmieszany wcale,
Rad, że się przyjrzy ciekawej kabale[48],
560
Co wskazać miała jego los,
A ręką przedtem utarł nos.
Tutaj! Cyganka zmierzyła oczyma
Tajemne linie dłoni Hieronima
I opatrzyła każdy znak,
565
Mamrocząc przy tym tak i siak.
A kiedy w ciszy upłynęła chwila,
Jako delficka czyniła Sybilla,
Chiromantyczny robiąc gest:
«Oto — wyrzekła — wróżba jest!
570
Stoi nasz panicz przed wielką podróżą,
W której mieć będzie wesołości dużo,
A gdy się wróci, to mu los
Zgotuje — cudny jego głos!
Na rozkoszników puści głos ten strachy,
575
Porwą się przed nim w cudzych łożach gachy[49],
A gdy się ozwie, to go wnet
Usłyszy całe miasto het!
Tak strzegąc pilnie przed jakowąś szkodą
Wszelaką duszę, czy starą, czy młodą,
580
Będzie miał urząd panicz ten,
Żeby ospalcom psuć ich sen.
Cokolwiek powie w uroczystej ciszy,
Mały i duży, każdy go usłyszy,
A gdy zawoła — żaden mu
585
Słowa nie rzecze z swego snu.
Nie wolno mi jest więcej dziś wyjawić.
I tak mnie panicz będzie błogosławić,
Bo mu się spełni wróżba ta,
Jako jest cztery dwa a dwa!»
590
Skończyła. Stoją wszyscy zachwyceni
(Senator przyszedł za żoną do sieni,
I sługa, gniotąc w ręku klops,
I nasz bohater, młody Jobs).
Któż bowiem mógł mieć aż tak ciasną głowę,
595
By wątpić, co zacz kryją słowa owe?
Wszak nie co, tylko wróżba ta
Proboszcza urząd znaczyć ma!
Ledwo że toboł dźwignęła Cyganka:
Tyle Jobsowa podała jej z ganka
600
Grochu, słoniny, chleba, jaj,
Że tylko siadaj, smaż, a kraj!
Tu więc wspomniawszy sobie o Rektorze,
Tak umyślili państwo Jobs w ferworze,
Iż teologiem mu na złość
605
Hieronim musi być, i dość!
Zaraz też w przyszłym żałosnym rozdziale
Musi Hieronim dać rodzicom vale[50],
Do Akademii jadąc tak,
Jak już raz jechał jako żak.

Rozdział dziesiąty

610

jak się Hieronim z rodzicami i rodzeństwem rozstawał i jak na akademię jechał.

Zanim Hieronim z domu w drogę ruszył,
Jobs senior z matką dość głowy nasuszył,
Iżby dość groszy, ksiąg i szat
Miał teologus, jadąc w świat.
615
Gdy wszystko było gotowe do drogi
I rodzicielskie syn żegnać miał progi,
Ciężko się było rozstać im,
Więc szlochał biedny Hieronim.
Ale senator, stary Jobs nasz dobry,
620
Tak płakał rzewnie, jak to czynią bobry,
I w długi uścisk wziąwszy go,
W milczeniu prószył z oczu łzą.
Gdy wreszcie, łkając, zdobył się na słowo,
Taką go żegnał rodzicielską mową:
625
«Niechaj cię, synu, wiedzie Bóg
I niech cię wróci w ojców próg!
Gdyby zaś — czego nie daj, wielki Boże! —
Braknąć ci miało grosza w jakiej porze,
Śmiało, mój synu, napisz mi,
630
A ja, co mogę, przyślę ci!»
Zadrżało na to serce Hieronima,
Zaczął więc mrugać na nowo oczyma,
Przy czym upewnił, że raz wraz
Pisywać będzie w każdy czas.
635
Lecz gorzej było, kiedy biedna matka,
Rozstanie z synem zwłócząc[51] do ostatka,
I nie chcąc go w świat puścić precz
Od serca, gdzie tkwił bólu miecz,
Aż na bok z płaczem wziąwszy Hieronima
640
I patrząc pilnie, czy gdzie kogo nie ma,
Węzełek dała mu do rąk —
Grosz uciułany z kur i z mąk.
Gdy na rodzeństwo przyszła kolej wreszcie,
Wszczął się wrzask taki, jak na pożar w mieście,
645
I nie ustały krzyki wprzód,
Aż znikł Hieronim z przede wrót.
W żalu rodzicom przeszło tak dni wiele,
Ustało w domu Jobsowym wesele,
Zbrzydził senator sobie świat,
650
Sen, fajkę, nawet «Morgenblatt».
Lecz głębiej jeszcze cierpi matka w duszy
I płacze stojąc albo gdzie się ruszy,
Tylko rodzeństwu, ile wiem,
Nie grozi rozpacz niczym złem.

Rozdział jedenasty

655

jak Hieronim konno do stacji pocztowej przybył i jak się w zajeździe z znacznym jednym podróżnym poznał, który się niźnik zwał, a który zbawienne nauki Hieronimowi dawszy, sam się być hultajem pokazał.

Tak więc Hieronim jechał w świat szeroki,
Pachołek za nim i pękate troki[52],
By z najbliższego grodku tuż
Pocztowym wozem ruszyć już.
660
A choć tak gorzko płakał przy rozstaniu,
Jął pogwizdywać przy pierwszym stajaniu
I myśl wesoła przyszła wnet,
Gdy wspomniał Uniwersytet.
Miał bowiem odtąd jako student wolny
665
Do diabła cisnąć cały mozoł szkolny,
A kij rektorski tyleż go
Obchodził teraz, co to źdźbło!
A cóż dopiero, gdy wspomniał talary,
Które na drogę dał mu jego stary!
670
Tych, choć nie liczył, wiedział to,
Że więcej będzie, niźli sto.
Tu nagle sięgnął po węzełek matki
W zanadrze: ten był uwiązany w szmatki,
W czarną i białą, tudzież w pstrą,
675
A wiele sznurków strzegło go.
Co kiedy wszystko rozwinął do treści,
Znalazł tam różnych monet coś trzydzieści,
Złoto i srebro, nawet miedź,
Którą starości kryła śniedź.
680
Tak to matczysko ciułało po trosze
Na złą godzinę jaką owe grosze,
Chowając skrzętnie z dawnych lat
Co rzadszy pieniądz do tych szmat.
Z radości tedy ująwszy się w boki,
685
Rozkazał panicz rozwiązywać troki,
Chociaż do syta w domu jadł,
Zanim na konia w drogę siadł.
A iż to w drodze na nudy podróży
Pieczeń soczysta przednio zawsze służy,
690
Więc do miasteczka zleciał czas,
Jak gdyby właśnie z bicza trzasł.
Już przed zajazdem stuknął wóz pocztowy,
Do drogi prawie tak jakby gotowy,
Tylko mu jeszcze jedną oś
695
I dyszel wprawią czy tam coś.
Hieronim, z jazdy kontent[53] nadzwyczajnie,
Podjezdka[54] swego dał prowadzić w stajnie,
Po czym strawnego[55] groszy sześć
Dał pachołkowi, by mógł jeść.
700
Wszakże przy całym przybycia zapale
O swym posiłku nie zapomniał wcale;
Siadł i w godzinę czy też dwie
Prawie że całkiem najadł się.
A był w oberży, której opis skrócę,
705
Zacny podróżny, pan w wielkiej peruce,
Imć baron Niżnik imię mu,
Z dalekich krajów przybył tu.
Ten gdy młodzieńca z pachołkiem obaczył,
Wnet: kto i skąd był, zapytać go raczył,
710
Na co Hieronim tak i tak:
«Studiosus[56] jestem, choć nie żak!
Do usług Waszej Wielmożności, jadę
Na Akademię, ad parnassum grade[57],
Gdzie Teologii w noc i w dzień
715
Uczyć się będę, bom nie leń!»
«Hm!… Waszmość tedy parasz się nauką! —
Rzekł grzecznie na to owy pan z peruką —
Szczęścia więc życzę. Tylko bacz,
Byś w szkodę nie wpadł, jak ów zacz…
720
Hm!… Akademia!… Znam wysokie szkoły,
Wiem, jako żywot bywa tam wesoły,
Jak tam łotrzyki różne się
Obławiać zwykły, ciągnąc w grę.
Wielu już, wierzaj Waszmość Pan, studentów
725
Wpadło tam w matnię kosterskich[58] wykrętów,
Czas drogocenny, jak na żart,
W winiarni trwoniąc lub u kart.
Ja sam z lat młodych doznałem, niestety,
Co to są damy, asy i walety!
730
A więc się Waszmość frantów strzeż,
I słowa moje w serce bierz!»
Na co Hieronim: «Najłaskawszy Panie,
Zachowam zawsze w pamięci twe zdanie
I twoich mądrych nauk treść
735
Przez życie w sercu będę nieść.
Muszę też wyznać Waszej Wielmożności,
Żem takoż grywał i w karty, i w kości,
Lecz iżem stawiał tak jak nic,
Żaden mnie dotąd nie zgrał fryc[59]
740
«Grę niską — na to pan w wielkiej peruce —
Chwalę. Sam nieraz nawet karty rzucę,
Nic bo nie traci, kto tak gra,
Chociaż mu karta padnie zła.
My dwaj — na przykład — z tak piękną zasadą
745
Spróbować możem, nim konie zajadą
I nim wsiadania przyjdzie czas,
Komu fortuna służy z nas.»
Wnet nasz Hieronim podobał naukę
Zacnego pana i wielką perukę:
750
Cóż szkodzi pulka albo dwie,
Gdy czas w zajeździe dłuży się?
Tu, jakby cudem, zjawiły się karty,
Stół uprzątnięty został i wytarty,
A sam gospodarz wyniósł się,
755
By nie przeszkadzać gościom w grze.
Niskie z początku poszły na stół stawki.
Ale Hieronim zerwał się wnet z ławki
I w pierwszą pulę, gdy mu szła,
Rzucił talara czy też dwa.
760
Zaledwie przecież stawił grubszą sztukę,
Wnet się ku panu, który miał perukę,
Fortuny taki zwrócił los,
Że ciągle pęczniał jego trzos.
Tak kiedy poszły szyldburskie talary
765
(A sto ich było i dziesięć, do pary),
Po dar matczyny sięgnął ów,
By się odegrać jakoś znów.
Fortuna wszakże, brzydząc się przynuką[60],
Najwierniej panu służyła z peruką
770
I zanim się skończyła gra,
Spuścił węzełek aż do dna.
Tak mniej niżeli w trzy zdrowaśki z szmatki
Los wypatroszył «pożegnalne» matki,
Złoto i srebro, nawet miedź,
775
Pan ów w peruce zgarnął w sieć.
Być może, że się jeszcze kiedy wrócę
Do opowieści o panu w peruce,
Co umiał karty znaczyć tak,
Że każda stawka szła mu w sak[61].
780
Ale że teraz czasu było mało,
Więc co tam jeszcze w trokach się zostało,
Dobył Hieronim. Z drżących rąk
Lecą tobołki sukien, ksiąg…
I te już stawiać chciał sztuka po sztuce,
785
Gdy z wielkim żalem dla pana w peruce
Z trąbki pocztylion dobył głos —
I tak ocalił resztę los.
Siadł w wóz Hieronim, związawszy swe juki,
Klnąc w duszy pana i wielkie peruki.
790
I tak rozstali obaj się,
W przeciwne strony dążąc dwie.

Rozdział dwunasty

792

jak Hieronim wozem pocztowym jechał, jak w nim pannę potkawszy miłość ku niej powziął i jak mu panna ta zegarek ukradła.

To, co się dalej działo w dyliżansie
Po tej najpierwszej niefortunnej szansie,
795
Powiem tu naprzód albo wspak,
Rzecz się nie zmieni, tak czy tak.
Biedny Hieronim, dotknięty nauką,
Jaką mu pan dał ów z wielką peruką,
Teraz dopiero poznał, że
800
Łotr to był, co przyczaił się.
Matczyny datek dolegał mu zwłaszcza,
A więc się połą zawinął od płaszcza
I mrucząc: «Niech to porwie bies!» —
Otarł nim kilka rzewnych łez.
805
Po czym w sen zapadł czy też zadumanie,
Kiedy go w nogę całkiem niespodzianie
Panna trąciła, która tam
Była, choć myślał, że jest sam.
Lat jej dwadzieścia zdradzała uroda,
810
Ani za stara była, ni za młoda,
A oczy, włosy, nos i wzrost
Do zachwycenia miała wprost.
Przy czym w jej całej nadobnej postawie
Prócz wesołości nie było nic prawie,
815
Śmiech i swoboda od niej tuż
Wiały, jak gdyby zapach róż.
Gdy się więc panna do niego rozśmiała,
Melancholija pierzchnęła precz cała,
Siadł blisko przy niej, aż mu wnet
820
Ciarki gorące przeszły grzbiet.
Tak kiedy poznał, że tę pannę kocha,
Przepadł gdzieś rozum ten, co go miał trocha,
I poczuł w głowie zamęt tak,
Jakby mu klepki szły na wspak.
825
Nie przeszło nawet ani pół godziny,
Już jej formalne złożył oświadczyny,
Wyznając, iż tak kocha ją,
Jak się w romansach zdarza to.
Nie była panna, ku uciesze jego,
830
Ani zbyt sroga, ani zbyt od tego,
Tak więc Hieronim pomknął się
O piędź coś bliżej czy o dwie.
Nie wiem, czy dalej zaszły jakie sprawy,
Których czytelnik pewno jest ciekawy,
835
Dość, że im milej zeszedł czas,
Niźli każdemu schodzi z nas.
Tak kiedy wreszcie do stacji przybyli,
Żegnać go panna zaczęła w tej chwili,
Lecz co się dalej stało z nią,
840
Później wiadomym będzie to.
Ale gdy trawiąc słodkie przypomnienie
Zajrzał Hieronim znienacka w kieszenie,
Aby zobaczyć, co za czas —
Z panną zegarek zniknął wraz!
845
Mało ten żarcik przypadł mu do smaku.
Szukał w kieszeniach — ani po nim znaku!
Więc się domyślił, że nie co,
Tylko okradła panna go.
I cóż miał, proszę, czytelniku, czynić?
850
Gdzie kogo szukać miał i kogo winić?
Więc postanowił — rychło w czas! —
Być ostrożniejszym drugi raz.
Umyślił także zaraz, gdy przybędzie,
Liścik do ojca wysłać w pierwszym rzędzie,
855
O nowe grosze prosząc w nim
Jako syn wierny, Hieronim.
W tych to zamysłach tudzież w innych wielu
Dobił się wreszcie bohater do celu
I ujrzał miejskiej bramy wał,
860
Gdzie teologiem zostać miał.

Rozdział trzynasty

861

jak Hieronim na akademii teologię studiował pilnie.

Zaledwie przybył Hieronim do grodu,
Wnet się nauki chwyciwszy jak miodu,
Wziął matrykułę[62] i już w skok
865
Był — stante pede[63] — teolog.
Wiadomo, że na Uniwersytecie
W niemieckich miastach tudzież w całym świecie
Pośród studentów bywa, że
Niejeden głupi trafi się.
870
Tak i w tym grodzie podobnie się działo.
Studentów było z stron różnych niemało,
Więc też i głupich tęga maść
Zginąć nie mogła ani paść.
In primo[64] byli tam teologowie,
875
Item[65] medycy i filozofowie,
Toż i juryści[66] obu praw[67]
Zasiedli długie rzędy ław.
Większość ich przecież, zamiast studia owe,
Co insze wcale[68] kładła pilnie w głowę,
880
A iżby ciężar w miarę mieć,
Puszczała złoto, srebro, miedź.
W lot nasz Hieronim tryb ten wyrozumiał,
Najgłośniej krzyczał i najtężej szumiał,
A tak hulanki pierwsze zniósł,
885
Jakby na bursza[69] z pieluch rósł.
Nie gorzej niźli akademik każdy
Żył on in floribus[70] dzień po dniu zawżdy[71],
A kiedy przyszła miła noc,
Najtęższej flaszy zdzierżył[72] moc.
890
Wino a fajka, to mu było życie!
Głos też wyrobił sobie znakomicie
I ryczał basem niby tur:
Gaudeamus igitur[73].
Więc, choć nowicjusz, prędko nabrał sławy
895
Jako i wierny studiosus, i prawy,
A gdy się trafił milczek, nur,
Wnet mu stawiano go za wzór.
Znali tam zwłaszcza fantazję panicza
I stróż, i pedel[74] sowiego oblicza,
900
I filistrowie, których też
Kochał Hieronim, jak psa jeż.
Kiedy pereat[75] wrzasnąć przyszło komu,
Krzyczał, aż drżały wszystkie szyby w domu,
A stąd rósł honor coraz mu,
905
Jak rośnie w lesie grzyb po dżdżu.
Latem na koniu jeździł za rogatki,
A zimą w łyżwach na lód leciał gładki,
Wszelkiej uciechy biorąc kwiat,
Jakby dla niego istniał świat.
910
Cóż kiedy wiosną przybyły wyprawy!
Więc — na majówki, na wieś, na murawy,
Gdzie jędrnych dziewcząt zawsze dość
I gdzie jest miły taki gość!
Toż kiedy wracał, wtedy bez ochyby
915
Śpiącym filistrom wybijał gdzie szyby,
Grał w bilard, w kości, w karty lub
Fuchsów[76], frajerów darł za czub.
W podmiejskich szynkach też miał znajomości,
Tam gdzie spod stołu wyciągają gości,
920
Za to na kursach zjawiał się
Raz, dwa na semestr, i to nie.
Długów — tych miewał, co włosów na głowie
(Pożyczać lubią paniczom łyczkowie[77]),
A gdy oddawać przyszedł czas,
925
Szedł łyczek za drzwi, a dług w las.
Co mu zostało z książek i z odzieży,
Poszło na fanty, na grosz zawsze świeży,
Który potrzebny jest jak chrzest,
Kiedy kto prawym burszem jest.
930
Nierzadko wprawdzie siadywał w karcerze,
A guzy co dzień i sińce miał świeże,
Zaś relegacja nad nim precz
Na włosku była niby miecz.
Trzy latka przeszły mu w takim sposobie,
935
A nasz Hieronim raz wraz listy skrobie,
Ojcu i matce przykrząc się
O jaką setkę albo dwie.
Więc ku nauce potomnych studentów
Jeden podaję z owych dokumentów,
940
Co, wytrzęsiony kędyś z ksiąg,
Do mych przypadkiem doszedł rąk.

Rozdział czternasty

942

który podaje kopię listu, jaki — obok wielu innych tejże treści — student Hieronim do rodziców pisał.

Rodzina, Bieda«Drodzy rodzice!
Niniejszym donoszę,
945
Że mi już dawno wyszły wszystkie grosze,
A iż jest bardzo trudny czas,
O drobną pomoc proszę Was.
Chociażby tylko dukatów trzydzieści
Przyślijcie, bom już wysechł od boleści,
950
Iż się obywać muszę tak,
Jak najuboższy jaki żak.
Straszna jest tutaj na wszystko drożyzna:
Stół, opał, pokój, światło i bielizna,
Na wagę złota wszystko tu.
955
Więc czekam, jako kania dżdżu.
Pojąć tam nawet tego nie możecie,
Co za koszt jest w tym Uniwersytecie,
Same kolegia — suma już…
Więc tu bez grosza ani rusz.
960
Jak wół pracuję od rana do nocy,
Nie odmawiajcie mi przeto pomocy
I te trzydzieści, albo i
Więcej, przyślijcie prędko mi!
Suknie, kapelusz, pończochy, trzewiki,
965
Fryzjer i szwaczka, krawiec i szewczyki,
Atrament, pióra, papier, lak[78],
Kosztuje wszystko drogo tak!
Pieniędzy, które przysłać mi raczycie,
Użyję godnie — klnę się na me życie,
970
Drodzy Rodzice, gdyż ja sam
o najdrobniejszy grosik dbam.
Insi studenci tracą na zabawy,
Ja żyję w ciszy i unikam wrzawy,
I nie otwieram zgoła drzwi,
975
Z księgą zamknięty całe dni.
Nie dbam o strawę, a choć stół mam lichy,
Tak się umartwiam, jak to czynią mnichy,
Herbatą tylko krzepiąc się,
Gdyż grosz wydawać — boli mnie.
980
Więc ci studenci, którzy pieniądz tracą,
Wprost nienawidzą mnie, choć nie wiem za co.
Mówią: «Na księdza rodził się,
Tak w księgach siedzi całe dnie!»
Niejedno ja tu od nich ścierpieć muszę
985
I tylko smutek i łzy w sobie duszę,
Z mej pobożności młodzież drwi —
Więc przysyłajcie prędzej mi!
Co dzień ja pełnych dziesięć godzin z rzęda
Trwam na kolegiach jakoby z urzędu,
990
Dnia resztę, mimo głowy ból,
Nad książką ślęcząc niby mól.
Lecz profesorów wszystkich jestem chlubą,
Chwalą mnie oni, i to bardzo grubo,
Radząc to nawet, bym tak sił
995
Nie targał w pracy, z ludźmi żył.
A choć mi o tym, najkochańsi moi
Rodzice, wiele mówić nie przystoi,
To przecież śmiało powiem Wam:
Najlepsze z wszystkich stopnie mam.
1000
Ale od pracy aż mi głowa pęka,
Mózg od myślenia, od pisania ręka.
Tak się tu uczę. (À propos!
Śpieszcie z przesyłką, proszę, tą.)
W niczym ja sobie tutaj nie folguję[79],
1005
I rozum kształcę, i zmysły hamuję,
Tak że i noce, tak jak dni,
Na medytacji schodzą mi.
Mam zamiar nawet wstąpić na ambonę
I słowem wzruszyć tłumy zgromadzone,
1010
Bom na dysputach wprawił się,
Iż mało kto prześcignie mnie.
Śpieszcie się tedy, Rodzice kochani,
Przysłać dukaty, które, jak deszcz kani,
Tak mi potrzebne — widzi Bóg! —
1015
A wrócę księdzem w ojców próg.
Donoszę przy tym, iżem instruktora
Wziął sobie, aby nie tracić wieczora.
Dziesięć talarów płacę go —
Więc mi przyślijcie jeszcze to.
1020
Nadto, kochani Rodzice, donoszę,
Że się mój surdut drze z tyłu po trosze,
Więc choćbym nie chciał, muszę chcieć
Na nowy z dziesięć także mieć.
Toż i z pantofli wiszą mi już łaty,
1025
I szlafrok w strzępy zdarł się aż do waty,
I z lewej nogi prawy but
Aż do napiętka jest — kaput!
A jako mając prawie bosą nogę
Na me kolegia wcale iść nie mogę,
1030
Proszę, by ojciec dodał mi
Cztery luidory[80] albo trzy.
Nie wspominałem także do tej pory,
Że wprost śmiertelnie byłem tutaj chory,
Zapewniam wszakże, iż dziś znów
1035
Prawie kompletnie jestem zdrów.
Lecz ów medicus, który mnie kurował,
Osiem talarów sobie narachował,
A zaś olejki, proszki et
Altra[81] uczynią dziesięć wnet.
1040
Ale że leki ani też doktory
Nie opłacone są aż do tej pory,
Dodajcie, proszę, abym mógł
Jak można prędko spłacić dług.
I pilnowaczka, która mnie w chorobie
1045
Tej mojej strzegła, też coś liczy sobie,
Więc złota sztukę, albo dwie,
Przyślijcie jej — na imię me.
Toż za cytryny, lody, konfitury
Dla pokrzepienia subtelnej natury
1050
Dukata-m winien, aż mi wstyd,
Cukiernikowi, co jest Żyd.
Te więc pozycje, o których tu mowa,
Rad bym był spłacić od jednego słowa,
Gdyż nade wszystko cenię ład,
1055
Długów się strzegąc bardzo rad.
Tak więc przyślijcie mi bez czasu straty
Summa summarum[82], a także dukaty,
Których trzydzieści może mi
Plus minus starczy na te dni.
1060
Tu-m wspomniał sobie jeszcze tę drobnostkę,
Iż w lewej nodze zwichnąłem był kostkę
I ramię-m złamał prawie wpół,
Ze schodów spadłszy na sam dół.
Więc mi chirurgus talarów dwanaście
1065
Coś porachował za balsam i maście,
I za spirytus, i za perz,
I to więc mi przyślijcie też.
Tym się wszelako nie trap, Ojcze drogi,
Bom już i ręce wygoił, i nogi
1070
I na kolegia co dzień znów
Chodzę, jak kiedy byłem zdrów.
Dzisiaj mi tylko z żołądkiem najgorzej.
Mówią mi na to tutejsi doktorzy,
Iż skutkiem wielkiej pracy mej
1075
W trzewiach nabyłem wady złej.
Każą mi oni — choć się nie znam na tem —
Ciepły burgundus[83] z cukrem i z muszkatem[84],
Lecz by się wzmacniać winem tak,
Jest mi pieniędzy na to brak.
1080
A więc dodajcie jeszcze z dwa dukaty
Tak na burgundus, jak i na muszkaty,
A ja zaręczam słowem, że
Wyleczę z moich cierpień się.
Mam też tu jeszcze małe długi wreszcie,
1085
Tak ze trzydzieści talarów coś, w mieście:
Tę bagatelkę także wraz
Przyślijcie mi tu, proszę Was.
Gdybym zaś przy tym, na inne wydatki,
Mógł dostać jaką drobnostkę od Matki,
1090
Cztery luidory, albo trzy,
Bardzo by miło było mi.
Czyli oboje cieszycie się zdrowiem,
Niechaj i o tym z odpisu się dowiem,
Lecz w każdym razie: dobrym, złym,
1095
Pieniędzy czekam w liście tym.
Tu kończę pisać już i nader czule
Siostry i braci mych do serca tulę
I uściśnienia łączę im.
Wasz przywiązany
1100
Hieronim.
Jeszcze post scriptum — obracam stronicę:
Najukochańsi i drodzy Rodzice,
Nie zwłóczcie, błagam Was co sił,
Bo z czegóż tutaj będę żył?
1105
Miałem ja w skrytce w szufladzie, w komodzie,
Coś dziesięć koron francuskich w odwodzie,
Lecz oto, z wielkim żalem mym,
Chwycił je jakiś anonim.
Nie powinniście wszak pozwolić na to,
1110
Abym niewinnie był dotknięty stratą,
Gdyż, drogi Ojcze, wiesz to sam,
Jakże ja tracić na tym mam?
Lecz żeby w pełni Was ukontentować[85],
Odnajdę łotra, choćby się miał schować
1115
W ziemię, i prosto na stryk dam!
Niech dynda!
Zawsze Wasz ten sam.»

Rozdział piętnasty

1118

w którym podaje się kopia odpowiedzi piśmiennej senatora Jobsa na list przytoczony powyżej.

Co zaś senator na to odpowiedział,
1120
Cny czytelniku, chcę, byś także wiedział:
«Najukochańszy synu mój,
List otrzymałem dzisiaj twój.
Na to, co piszesz w nim, tak ci odpowiem:
Twoją nauką cieszę się i zdrowiem
1125
I to mi tylko nie jest w smak,
Że znów pieniędzy czujesz brak.
I kwartał jeszcze nie minął, jak sądzę,
Gdyś dostał z domu dość znaczne pieniądze
I nie wiem, gdzie u licha są?
1130
Wór masz dziurawy czy też co?
Miło mi wiedzieć, iż się tak mozolisz
I z księgą niźli z hultajami wolisz,
Lecz to zachmurza moją twarz,
Że chcesz dukatów tyle aż.
1135
Uwierzyć prawie trudno, by w tej porze
— Na tę uwagę pozwolisz mi może —
Na Akademii student miał
Tyle wydawać. Skąd by brał?
Wiem, że kolegia kosztują i księgi,
1140
Że nikt ci darmo swej nie da mitręgi[86],
Lecz na to miałeś fundusz Waść,
A mnie też tutaj trudno kraść.
Stół, pokój, światło, opał i bielizna
— Każdy to chyba razem ze mną przyzna —
1145
Także atrament, pióra, lak
Nie mogą drogie być aż tak!
PieniądzCieszy mnie, iż się od kompanii onych
Rozpustnych z dala trzymasz i szalonych,
Że siedzisz w domu wpośród ksiąg
1150
I nie wypuszczasz pióra z rąk.
Lecz kiedy przy tym żyjesz li herbatą,
Toż po kaduka potrzebny ci na to
Owych dukatów taki huk,
Że byś i hulać za nie mógł?
1155
Że zaś koledzy cię niesprawiedliwie
Tak prześladują, to się mocno dziwię,
Bo kto wydaje to, co ty,
Ten chyba sam ze wszystkich drwi.
Kiedy ci w pracy nikt nie może sprostać,
1160
To po ojcowsku radzę ci tak zostać,
Aby ten drogi nauk czas
Nie szedł z pieniędzmi razem w las.
Wszelako nie chcę i w tym widzieć zbytku,
Który jest wrogiem wszelkiego pożytku;
1165
Ucz się, lecz ucz się wedle sił,
Niejeden mądral głupcem był.
Nie wiem, do czego wziąłeś instruktora,
Siedząc w kolegiach z ranka do wieczora,
Do głowy mi nie idzie to,
1170
Tym mniej, gdy sam mam płacić go.
Na to już zresztą przystałbym najprędzej,
Bo w takich rzeczach nie szczędzę pieniędzy,
Lecz za talarów dziesięć, hm…
Nie zdają jakoś, proszę cię!
1175
Surdut — zapewne, że go sprawić trzeba,
Gdy ten się drze już z dopuszczenia nieba.
Lecz za talarów dziesięć, hm…
Zbyt cienkie sukno miałbyś w nim.
A kto na księdza idzie, ten się szatą
1180
Nie miałby pysznić, według mnie, bogatą.
Więc grubszy towar, nawet part[87],
Mógłby ci służyć nie na żart.
Toż i na inne sztuki toalety,
Na te pantofle, szlafrok czy mankiety,
1185
Chcesz, abym także trzasnął ci
Cztery luidory albo trzy.
Wszakże jeżeli ja mam płacić owe
Słone dodatki twe toaletowe,
Na cóż posyłać jeszcze mam
1190
Owe dukaty, powiedz sam?
O twej śmiertelnej chorobie-m się z żalem
Dowiedział, drogi Hieronimie! Alem
Zaraz pomyślał, że to źle,
Iż w lekarstw tyle wdałeś się.
1195
Nieraz już ja to sprawdziłem na sobie,
Że jest najlepszy rumianek w chorobie;
Że, zwłaszcza w młodych latach, to
Sama natura spędza zło.
LekarzA te doktory wszelkie i leczenia
1200
Tak są kosztowne, że do obrzydzenia,
I myślę, że się tego chrzest
Nie ima, kto doktorem jest.
Tej pilnowaczce, która cię w chorobie
Strzegła, a dzisiaj tyle liczy sobie,
1205
Daj pół talara srebrem, to
Ukontentujesz pewno ją.
Chyba ci insze usługi jakowe
Też oddawała w te czasy niezdrowe? —
Co muszę wnosić z sumy tej,
1210
Jaką mi każesz płacić jej.
Toż i w cukierni trzeba redukować,
A nie tak zaraz talary sumować,
Gdyż za talara albo dwa,
Kto zje konfitur — mdłości ma.
1215
Wszystkie ja owe łakotki, słodycze,
Wprost za truciznę dla żołądka liczę.
Kleik i kasza, to mi to
Przedni posiłek w chwilę złą.
Żeś spadł ze schodów, także źle się stało,
1220
Bo i to kosztów pociąga niemało.
A więc w przyszłości, proszę cię,
Dobrze o poręcz wspieraj się.
Ten twój chirurgus odarł cię ze skóry,
Bo jak mi balwierz[88] mówił tu niektóry,
1225
I pół czątego[89] miałby dość
Za wykręconą w nodze kość.
Cieszy mnie wszakże wiadomość niemało,
Że z tym złamaniem ręki się udało,
Gdyż plebanowi piękny gest
1230
Niezbędny przy kazaniu jest.
Za to żałuję, że ze swym żołądkiem
Nienależytym cieszysz się porządkiem.
I mój żołądek, bierz go czart,
Od sedenterii[90] diabła wart!
1235
Burgund wszelako, także muszkatele,
Te kosztów tylko sprawiają zbyt wiele.
Ziarnko jałowca albo dwa
Przednio żołądek wzmacniać ma.
A gdy prócz tego talarów trzydzieście
1240
Na długi żądasz, które masz na mieście,
Skąd te urosły, licho wie,
Gdyś wszystko zliczył, co i gdzie.
Wszakżeś wypisał różne specjały,
Łokciowy[91] regestr dosławszy ich cały!
1245
Nie bagatelka, jak zwiesz je,
Są te talary, wcale nie.
Prócz tego żądasz czegoś i od matki,
Abyś na inne jeszcze miał wydatki;
Lecz zauważyć tylko chciej:
1250
Tobie to miłe, a nam — mniej!
Bo cóż byś z owych trzydziestu dukatów
Miał ekspensować[92] wreszcie, u stu katów?
A za luidory, których chcesz,
I nam potrzeba żyć, jak wiesz!
1255
Zbytnie są także i twoje wywody
Co do tych koron skradzionych z komody
Dalipan[93], więcej boli mnie
Zwrot straty, niźli strata cię.
Co zaś do mego ukontentowania,
1260
By łotra wieszać, to znów jestem zdania,
Że anonimus — kat go zwie! —
Poprawić jeszcze może się.
Nadto ci tutaj nadmienię w sekrecie,
Że sprawiedliwość już nie jest na świecie
1265
Tak ostra jako była wprzód,
Gdy kata trzymał każdy gród.
Teraz, mój synu, za tak drobną winę
Nie ciągną zaraz na czarną drabinę,
U nas przynajmniej bywa tak,
1270
Że łotr jest wolny jako ptak.
Lecz kiedy będziesz pieniądze znów chował,
Radzę, byś lepiej zamki wypróbował,
Gdyż nic nie kusi ludzi tak,
Jak grosz, któremu stróża brak.
1275
Lepiej my na tym rozumiem się, starzy,
I złodziej u nas tu nie gospodarzy,
Bowiem na rygle i na klucz
Zamknięte wszystko. Stąd się ucz!
Przecież by jakoś wspomóc cię w potrzebie,
1280
Raz jeszcze chętnie tu wysłucham ciebie
I pod pieczęcią w mieszku ślę
Dobrych złotówek kopy dwie.
Muszę ci jednak zapowiedzieć z góry,
Że nieprzyjazne różne koniunktury
1285
Sprawiają, iż jest trudno mi
Coś więcej nad to przyrzec ci.
W handelku pustka, że nikt wiary nie da,
Lecz kto dziś pić ma, kiedy wszędzie bieda!
A co z radcostwa, osób sześć
1290
Ledwie że syto może zjeść.
Dobrze więc zrobisz, synu, gdy się wrócisz
I Akademię ową już porzucisz;
A to tym bardziej, iż i tak
Rozumu pewno ci nie brak.
1295
Gdybyś albowiem dłużej miał studiować
I, co strzeż Boże, tyle ekspensować,
Kij-by mi przyszło chyba wziąść
I w kruchcie między dziady siąść!
Więc nas obojga piszę ci imieniem,
1300
Iż cię tu czekać będziem z utęsknieniem,
Matka szczególnie z całych sił
Pragnie, byś jeszcze dziś tu był.
Chciałbym ci donieść jakowe nowiny,
Lecz u nas wszystkie jednakie godziny.
1305
Na Ratusz chodzę w każdym dniu,
Choć coraz częściej brak mi tchu.
Właśnie in pleno[94] radziliśmy o tem,
Jak z rynku śmiecie usunąć wraz z błotem,
Ale decyzja jeszcze się
1310
Odwlokła lub są raczej dwie.
Matka na zęba cierpiała tu srodze,
Aż musiał wyrwać z pieńkiem go niebodze
Chirurgus jeden sławny, co
Rwie lepiej, niż tu nasi rwą.
1315
Co do twej siostry Grety, ta z rejenta
Ma przy tutejszym sądzie konkurenta.
Rzecz dość daleko zaszła już
I Greta grubsza wszerz niż wzdłuż.
Stary nasz proboszcz po dawnemu kwęka,
1320
Więc to jest może Opatrzności ręka,
Bo gdyby długo nie miał żyć,
Mógłbyś plebanem po nim być.
Ta mała Kasia naszego sąsiada
Wciąż się o ciebie rozpytuje rada;
1325
A że ma stary grosze, to
Mogłoby z tego i być co!
Twoje rodzeństwo pozdrawia cię szczerze,
Siostry i bracia, wszyscy w równej mierze,
Więc nie zapomnij przywieźć im
1330
Gościńca[95] za powrotem swym.
Ja ci wraz z matką uścisk ślę stokrotny!
Twój wierny ojciec,
Hans Jobs,
Dożywotny
1335
Prezes szyldburskich miejskich Rad,
Senator pro tempore[96].
Dat.»

Rozdział szesnasty

1338

jako Hieronim, nauki rzuciwszy, do ojczyzny wracał jak się rzecz z rozumem jego miała pięknie i dokładnie w poniższym miedziorycie przedstawione.

A jako wiecznie, co i sami wiecie,
1340
Nikt zaś nie siedzi w Uniwersytecie,
Więc gdy minęło trzy coś lat,
Wracał Hieronim rad nie rad.
Co z pakowaniem, mało miał roboty:
Wziął rękawice, napierśnik, forboty[97],
1345
Szpadę i gałkę na jej szpic,
Zresztą nie było nic a nic.
Do ksiąg mu także niepotrzebna paka,
Bowiem się żadna nie znalazła taka.
Stare kazanie, na nim kurz,
1350
To były całe skrypta[98] już.
Kolega jeden mu je skomponował
I wiersz po wierszu do głowy wpakował,
By kto z nich księdzem będzie wprzód,
Mógł na czas każdy uczyć lud.
1355
Więc gdy tak spojrzał na mantelzak[99] próżny,
Jakoś się młody zamyślił podróżny,
Zbyt bo z tej pustki mógł być znan
W całej nagości rzeczy stan.
Więc po ratunek gdy skoczył do głowy,
1360
Przyszedł mu koncept dobry, choć nienowy:
Powie rodzicom, że — ot kto —
W powrotnej drodze okradł go.
Tu westchnął. Mogło bowiem się przygodzie,
Że ojciec pytać zechce i dochodzić
1365
W jakąś fatalną chwilę złą,
Czego się uczył, jak i co.
Więc spuścił głowę i pierwszy raz zasię
Żal go ogarnął, ale żal po czasie,
Że jak chcesz, próbuj, naprzód, w tył,
1370
Tak głupi został, jak i był.
Ale frasunki żadne i wzdychania
Pomóc nie mogły teraz do odstania
Tego, co się już stało raz,
Gdy pożądany minął czas.
1375
Więc żeby nieco rozerwać te żale,
Sprawił Hieronim swym kolegom vale[100],
Grzecznej kompanii dawszy fest
«Na kredę» — co najłatwiej jest.
Raz zatem jeszcze do białego rana
1380
Jadła i piła drużyna dobrana,
Szumiąc, śpiewając, póki świt
Nie zgasił świateł, uczty syt.
Lecz na to hasło zapłakał Hieronim
Ściskając druhów, bo czuł, że już po nim.
1385
Że czy tak pójdzie, czy też tak,
Zawsze na jakiś trafi hak.
Zanim mu jednak przyszła jechać pora,
Po zaświadczenie poszedł do Rektora,
Jako trzy lata, co miał sił,
1390
W tej Akademii pilnym był.
Dał mu je Rektor (niepochlebne wcale),
Lecz nie czytając, co stoi w szpargale,
Skoro łacinę ujrzał w nim,
Wtłoczył go w kieszeń Hieronim.
1395
Puszczam go tedy, niechaj z Bogiem jedzie.
Ty zaś, lektorze[101], na rozdziału przedzie
Raz jeszcze obacz, jeśli chcesz,
Stan jego wiedzy wzdłuż i wszerz.

Rozdział siedemnasty

1399

jak się Hieronim z nauk w butach i w ostrogach do rodzinnych pieleszy powrócił.

1400
Więc dnia jednego, po obiedzie właśnie,
Kiedy senator czekając, aż zaśnie,
W starym fotelu z fajką siadł,
Kontent, że sobie smaczno zjadł,
I gdy na sługę pani Jobs tymczasem
1405
Małym się w kuchni bawiła hałasem,
I kiedy w domu stronach dwóch
O złym nie myślał żywy duch —
Nagle przed ganek zajechał galopem
Jeździec, który się zdał sążnistym chłopem,
1410
I usłyszano zaraz szczęk,
Jak gdyby we drzwiach zamek pękł.
A takie groźne były owe dźwięki,
Że Jobs senator puścił fajkę z ręki,
Tylko że nie zbił jej o włos,
1415
A pani — coś odjęło głos.
Przecież ją prędko oprzytomnił z trwogi
Jeździec, który już przestępował progi,
W sztylpach[102], w ostrogach, tak jak był
I jak go drożny przysuł[103] pył.
1420
Patrzą się starzy, a nie śmieją pytać,
On też nie mówi, kogo mają witać,
Aż dobry ojciec poznał go
I chwycił w swe objęcia — z łzą.
Tu różnych rzeczy brak mi, bym mógł zadość
1425
Tak wielką śpiewać i gwałtowną radość,
Która wstrząsnęła starym tak,
Że mało go nie trafił szlag.
Jak w febrze[104] matka tak się trzęsła cała,
Drżały jej ręce i głowa jej drżała,
1430
Szczęście ją prawie zbiło z nóg,
Iż syna znów jej wrócił Bóg.
Tak w zbytku uczuć milczeli oboje,
Stojąc i lejąc rzęsistych łez zdroje,
Po czym witania i znów łzy
1435
Zajęły coś kwadransów trzy.
Zbiegł się dom cały: dzieci senatora
Stoją ciekawe — Greta była chora —
Co za pan taki, jak i co,
Lecz żadne nie poznało go.
1440
Zabawnie było widzieć, jak z daleka,
By[105] na obcego zerkali człowieka,
Zgadując, że to może wuj,
A może cudzy, może swój.
Z zmieszaniem siostry i ze strachem w oku
1445
Na rękawice, na szpadę przy boku
Patrzą, nie wiedząc, kto by był,
I ku drzwiom się cofają w tył.
Tak się Hieronim zmienił przez te lata,
W których zażywał w Akademii świata!
1450
Podbródek piękny tudzież brzuch,
Na brodzie zasię tęgi puch.
Wielki kapelusz z białym pióropuszem,
Kozłowa westa[106] z takimże podbrzuszem
I krótki kolet[107], przy tym pas —
1455
Dziwnie go stroił na ten czas.
Toż pętle, sznury, zwieszone u szpady
(Tak dla obrony, jak i dla parady),
Dobrej do sztychu i do cięć,
Lat mu przydały najmniej z pięć.
1460
Dodajmy jeszcze tej marsowej[108] minie
Zjeżone dziko włosy na czuprynie,
Toż kresy przez twarz tak i tak,
Kawalerskiego męstwa znak.
W niemym zdziwieniu ten rynsztunek cały
1465
Oczy starego Jobsa oglądały,
Gdyż mniemał, że syn od trzech lat
Zażywa czarnych księżych szat.
Insze też rzeczy starego raziły
W tym teologu, co mu był tak miły,
1470
Gdyż co trzy słowa lub co dwa,
Klął tak Hieronim, że to ha!
Dał mu senator wnet do zrozumienia,
Aby hamował nieco nawyknienia,
Gdyż musi, kto chce księdzem być,
1475
Wciąż na duchownej stopie żyć.
Gdy w chwilę później o kufer zapytał,
Najpierw Hieronim zębami zazgrzytał,
Potem się zaklął w żywy pień,
Że go okradli w biały dzień.
1480
Przykro senator przyjął tę nowinę,
Spojrzał spod oka, poskrobał łysinę
I mruczeć zaczął, tylko że
Matka wmieszała tutaj się.
I zaraz — jako w młynie czyni woda —
1485
Trzepać zaczęła, że to jest przygoda,
Że dziecko nic nie winne, że
Każdemu może trafić się.
W mieście tymczasem od posła do posła,
Jak ogień, wieść się tak prędko rozniosła
1490
I nim mrok zapadł, jeszcze wprzód
Wiedział o szczęściu cały gród.
Wszystkie umysły były poruszone.
Kto szedł, drugiego zaraz brał na stronę[109],
A stanął? Zaraz drugi z nim:
1495
«Czy wiesz? Powrócił Hieronim.»
Wesoło wieczór przeszedł w starym dworku.
O kufrze mowy nie było ni worku,
Jak gdyby to był tylko mit.
Chciał ojciec… matka zaraz: «Cyt!»
1500
Jadł więc Hieronim i pił, co się zmieści;
Najosobliwsze zmyślając powieści,
I powiadając wszystko het,
Wypróżnił kapciuch[110] ojca wnet.

Rozdział osiemnasty

1504

jak Hieronim, czarne suknie wraz z peruką wziąwszy, duchownej postawy nabrał i jak pierwsze kazanie prawił.

1505
Ale nazajutrz gdy do rannej kawy
Zasiadł był każdy wesoły i żwawy,
Kiedy Hieronim nawet wstał,
A na podwórku kogut piał,
Senator rzecze: «Jakoś nie przystoi,
1510
Abyś, mój synu, zażywał tej zbroi,
I, moim zdaniem, ubiór twój
Na inny trzeba zmienić strój.
Przed wszystkim innym księdzu nie wypada,
Żeby po piętach szczękała mu szpada,
1515
A i ostrogi, ile wiem,
Też w powołaniu na nic tem.
Także i westa, kolet, szarawary[111]
Ze służbą bożą nie idą do pary,
I pióropusza, jak to wiesz,
1520
Nie nosi żaden pleban też.
Gdyby cię tedy na mieście widziano
Z onym żeleźcem bijącym w kolano,
Każdy by myślał, chcąc nie chcąc,
Żeś jest kirasjer[112], a nie ksiądz.
1525
A i to przyznasz, iż peruka krótka,
Nie zaś czub taki jakoby u dudka,
Duchownych strojem bywa głów,
Więc copf[113] ten trzeba zgolić znów.
Dzisiaj więc jeszcze zrzucisz suknie stare,
1530
A krawiec przyjdzie i weźmie ci miarę
Na teologa czarny strój
I na płaszcz długi, synu mój.
Kazałem także wezwać perukarza,
Który na głowach zna się od ołtarza
1535
I dobrze swą rozumie rzecz —
Ten ci czuprynę zgoli precz.
Zaraz szanowną to ci nada postać.
Z klątwami także nie może tak zostać…
Gdzieżeś ty słyszał, by ksiądz znów
1540
Diabłami sadził od dwóch słów?»
Słuchał Hieronim tej ojcowskiej mowy
Gwiżdżąc przez zęby kurancik[114] jakowy,
Lecz wszystko, jak Jobs senior chciał,
Przeperswadować[115] sobie dał.
1545
I zanim dzień ten dobiegł aż do zmroku,
W płaszczu, w peruce przedstawił się oku,
Przy czym obojczyk biały mu
Matka przypięła też co tchu.
Tak uduchownion od czuba do pięty,
1550
Stanął Hieronim niby jaki święty,
A taki z suknią duch wszedł weń,
Że już na drugi kazał dzień.
Bóg zdarzył właśnie, że była niedziela,
Więc na ambonę, wobec ludu wiela,
1555
Wszedł Hieronimus jakby nic.
Ani byś poznał, że to fryc[116].
Bo jak w szesnastym rozdziale już stało,
Jedno mu z skryptów kazanie zostało,
Które mu w głowę włożył druh
1560
Tak dzielnie jak sam Święty Duch.
Kazanie było, że choć wal z armaty!
Naszpikowane jak comber[117] w cytaty,
Tak mądre, że ni żadna z dam,
Ni mówca nie rozumiał sam.
1565
Lecz urok mowy był nie tylko w słowie,
Orator wygląd miał też, co się zowie,
A głos donośny, śmiały gest
Zdradzały, co za mistrz to jest.
Aplauz więc słuszny zyskał w całym mieście,
1570
W którym, jak wiemy, domów było dwieście,
Chwiał z dziwu głową cały gmin:
«Na co to wyrósł Jobsów syn!
Kto by, u kata, mógł mieć to na względzie,
Że z tego osła taki mówca będzie,
1575
Toć go tu przecie każdy znał,
Że tylko bił się, kradł i łgał!»
Toć i krewniacy stojąc w całej kupie
Patrzą, jak dawne to chłopczysko głupie,
Niby z rękawa, sypie grad
1580
Nauk zbawiennych, mądrych rad.
A któż rodziców wypowie zachwyty!
Stał Jobs senator i patrzał, jak wryty:
«A co, mosanie[118]? Jaki łeb!
I Demostenes[119] przy nim kiep!»
1585
Lecz matka, z szczęścia topniejąc w łzach cała,
Wnet przyjaciółkom szeptem wiedzieć dała,
Że u nich schab dziś na ten fest
I migdałowe ciasto jest.
Więc się ruszyli wszyscy wprost z kościoła
1590
Do gościnnego państwa Jobsów stoła,
By na dzielnego mówcy cześć
Po przyjacielstwie pić i jeść.
Tak, zachwyceni nowym apostołem,
By Hieronimus — uradzili społem —
1595
Wnet, jak optima forma[120] chce,
Na kandydata podał się.
Prawdą jest, że tu dla wymagań gminu
Obejść nie może się bez egzaminu,
Lecz cóż egzamin, nawet dwa,
1600
Przy wiedzy, jaką młodzian ma!
Odwłóczyć wszakże by z tym nie potrzeba,
Gdyż pleban (przychyl mu tam, Boże, nieba! )
Ledwo że zipie, jest jak cień
I umrzeć może lada dzień.
1605
Gdy więc — jak losy łatwo wypaść mogą —
Wszystkich śmiertelnych stary pójdzie drogą,
Dobrze już teraz pewność mieć,
Kto po nim Piotra weźmie sieć.
Chciał nasz bohater nieco oponować,
1610
Lecz wszyscy jęli[121] ściskać go, całować,
Tak że się bronić nie miał sił,
Choć egzaminów wrogiem był.
By więc uciszyć zabobonną trwogę,
Pił to na jedną, to na drugą nogę,
1615
Choć ojciec dawał głową znak,
Że księdzu nie przystoi tak.

Rozdział dziewiętnasty

1617

jak Hieronimus na kandydata egzamin składał i jak mu się to powiodło.

Gdy zamiar stanął jako mur forteczny,
Zaczęto listy pisać w gród stołeczny
1620
I wkrótce przybył cały kler,
Od wielkich figur aż do zer.
Pot zimny zrosił Hieronima czoło,
Gdy to fatalne objęło go koło
Jako obława w puszczy ta,
1625
Co zwierza dobyć z kniei ma.
Tak się więc tedy miało ku wybiciu
Najokropniejszej z godzin w jego życiu,
A choć na kuraż[122] jadł i pił,
Coraz jej bliższym, biedak, był.
1630
O Muzo, panno, bacz, byś mi bez błędu
Opowiadała tu według urzędu
Imię każdego z mężów tych,
Co wnet go mieli brać na sztych.
Najpierwszy tedy był tu ksiądz Inspektor,
1635
Tak w teologii mocny jako Hektor[123],
Coś poznał zaraz, bo za dwóch
Miał okazały, tęgi brzuch.
Wysoką godność zyskał przez zasługi,
Urząd cierpliwie dźwigał, jak nikt drugi,
1640
Jeśli miał słabość — bez niej któż? —
To, że mu piwa pachniał kruż[124].
Tuż ksiądz Asesor szedł w honorze po nim.
Zbladł zobaczywszy go biedny Hieronim,
Bowiem jak osa cienki był,
1645
A usta ściskał, co miał sił.
Prócz duchownego pan ten miał obroku
Drobne facjendy[125] pieniężne na oku.
Sam chudy — mieszek tylko tył —
Jadł skąpo, wino kwaśne pił.
1650
Za nim ksiądz Prefekt, w piśmie nader biegły,
Który cytaty ciskał niby cegły,
A Ojców świętych sypał tak,
Jak drugi z sita trzęsie mak.
Toż pastor Kluger, znany z obyczaju
1655
Ascetycznego w całym szwabskim kraju,
W Postyllach[126] taki tęgi chwat,
Że mógł przejechać na nich świat.
Za nim ksiądz Beff siadł, wyborny lingwista,
Choć nie tak ścisły naśladowca Chrysta…
1660
Trudno! Ułomny człowiek jest,
Choć grzech Adamów[127] — maże chrzest.
Tuż pastor Szrajer za nim, mocny w radzie
Czy na ambonie, czy to na biesiadzie.
Tego kucharka na mil sześć
1665
Słynie, tak daje dzielnie jeść.
Toż Kloc wielebny, człowiek prawie święty.
Miał on w młodości swojej jakieś męty,
Lecz teraz się sklarował tak,
Jakby przez filtrów tęgi sak.
1670
Ten w ostrych karbach trzymał swoją trzodę,
Czy to barany, czy owieczki młode,
A przecież — jak Bóg jeden wie! —
Kozieł w niej nieraz trafił się.
Za nim wielebny Sztraf, co sprawiedliwie
1675
Bacząc swych granic czy w siewie, czy w żniwie,
W procesy — chociaż nie chciał sam —
Właził, gdy mu się worał cham.
Ten praw obojga był przy tym doktorem,
Tak teologiem, jako też jurorem,
1680
Pozwy, wyroki pachły mu
Jako wiosenna gałąź bzu.
Prócz wymienionych egzaminatorów
Przybyło także nieco spektatorów[128],
Diety bowiem niezłe szły,
1685
A człek bez grosza zawsze mdły[129].
Gdy więc ten cały zbór[130] duchowny kołem
Wielebnych panów wziął miejsce za stołem,
Rektor jak słońce świecił sam,
Insi jak gwiazdy — tu, to tam.
1690
Wszedł Hieronimus nieco chwiejnym krokiem
I oddał ukłon w milczeniu głębokiem,
Czując, jak ciarki mu przez grzbiet
Idą od głowy w pięty het…
Poprawił Rektor z powagą peruki
1695
I jął młodzieńca pytać o nauki:
Kiedy je kończył, jak i gdzie,
Prosząc, by śmiało zbliżył się.
Tu nasz Hieronim nieco w duchu ożył,
Atestat w ręce Wielebnego złożył,
1700
Który czytając wznosił brwi
Jak człowiek, gdy kto z niego drwi.
Chociaż pisany bowiem po łacinie
Był i po grecku — kogóż fatum minie,
Gdy go złe losy zgubić chcą? —
1705
Inspektor nieco pojął go.
Nie tyle wprawdzie, by wielbić Iliadę,
Znał on greczyznę, lecz dał sobie radę
Z tym dokumentem i wnet go
Odczytał coram populo[131].
1710
Co czyniąc, zacny pan ów miał na względzie,
Że krótsza sprawa i jaśniejsza będzie,
Gdy nie dość pewnym mogło być,
Czy każdy chwyci wątku nić.
Tak tu więc przyszedł moment właśnie praw[132]
1715
Gdy, czytelniku nazbyt już ciekawy,
Poznasz nareszcie papier ten,
Który ci może odjął sen.
Stała w nim najpierw godność profesora
Jak wół, a przy niej, choć to nie obora,
1720
L. B. S., cielcom równe trzem
(Lectori Bemol Salutem[133]!)
Niżej dopiero świadectwo tej treści:
«W Wszechnicy naszej lat trzy, dni trzydzieści
Był pan Hieronim Jobsius,
1725
Św. Teologii studiosus.
Gdy wszakże teraz wraca już do domu —
Nie wiem na jaki pożytek i komu —
I żąda, bym na piśmie dał,
Co robił tu i jak się miał,
1730
Rzeczą przystojną mi się być wydało,
Abym przysługę tę mu oddał małą
I stwierdził, jako przez ten czas
Na mym kolegium był tu raz.
Czy zaś privatim[134] poświęcał się wiedzy,
1735
To sam wie chyba i jego koledzy,
Gdyż trudno cały boży rok
Za drabem takim iść krok w krok.
A choć mnie różne dochodziły wieści,
Nie będę tutaj przytaczał ich treści
1740
Przez chrześcijaństwa miłość, któr-
Ej wszak sam Chrystus dał nam wzór.
A teraz życzę, niechaj mu się wiedzie,
Niech prędko od nas i w zdrowiu odjedzie
I niech go niebo w pieczy ma! »
1745
Tu podpis i zakrętów dwa.
Jak więc szeroko otwarły się oczy,
Jak każdy wzrokiem po sąsiadach toczy
Po tym czytaniu, pojmie sam
Każdy czy z panów, czy też z dam.
1750
Lecz któż, na szczęście mego Hieronima,
Młodości wspomnień na dnie duszy nie ma?
Komu nie pachnie luby kwiat
Akademickich, pięknych lat?
Więc i Wielebni, zwiesiwszy swe głowy,
1755
Czynić musieli rachunek jakowy,
Bo po milczeniu małym tem,
Chrząknąwszy, przeszli wprost ad rem[135].
Pierwszy Inspektor uczynił początek.
Kichnął — miał katar już lat cos dziesiątek —
1760
Utarł donośnie chustką nos,
Kaszlnął i w ten sens zabrał głos:
«Jako tutejszy dziekan i inspektor,
I zebranego kolegium dyrektor,
Pytam: Quid episcopus sit[136]
1765
A że chrząkano, dodał: «Cyt!»
Na co Hieronim: «Biszof — tak się zowie
Przyjemny napój, wielebni panowie!
Wino czerwone, cukier, no
I sok pomarańcz tworzy go.»
1770
Gdy Jobs kandydat wymówił te słowa,
Jedna po drugiej zachwiała się głowa.
Pierwszy Inspektor chrząknął: «Hem!»,
Insi — secundum ordinem[137].
AlkoholTu ksiądz Asesor zabrał głos w tej sprawie:
1775
«Pan Jobs kandydat powie mi łaskawie,
Co to apostoł znaczy, i
Wszystkich wyliczyć zechce mi!»
Rzecze Hieronim prędko: «Apostołem
Zwiemy dzban tęgi stawiany za stołem,
1780
Z którego w mniejsze można lać.
A wiele ich? — Jak kogo stać!»
Gdy Jobs kandydat przemówił w te słowa,
Jedna po drugiej zatrzęsła się głowa.
Pierwszy Inspektor chrząknął: «Hem!»,
1785
Inni — secundum ordinem.
Teraz ksiądz Prefekt brał swą kolej w słowie.
Ten rzekł: «Kandydat niechaj mi odpowie,
Kto to Augustyn święty był,
Jak ten Kościoła Ojciec żył?»
1790
Rzecze Hieronim: «Nie słyszałem zgoła,
Aby Augustyn był Ojcem Kościoła!
To, owszem, stary pedel[138] nasz,
Któremu kiedyś dałem w twarz!»
Zaledwie wszakże przemówił w te słowa,
1795
Jedna po drugiej zatrzęsła się głowa.
Pierwszy Inspektor chrząknął: «Hem!»,
Insi — secundum ordinem.
Teraz ksiądz Kluger wystąpił z pytaniem:
«Z jakich to części, kandydata zdaniem,
1800
Kazanie dobre składa się?
Czy ich ma cztery, trzy czy dwie?»
Myśli Hieronim, brodę wsparł na pięści,
Wtem rzekł: «Kazanie mieć musi dwie części:
Tę, której sam nie pojmie bies,
1805
I tę, co wzrusza lud do łez!»
Zaledwie wszakże przemówił w te słowa,
Jedna po drugiej zachwiała się głowa.
Inspektor pierwszy chrząknął: «Hem!»,
Insi — secundum ordinem.
1810
Tu ksiądz Beff głosem tak ciężkim jak ołów
Spytał: «Jakie są gatunki aniołów
I czym się różni każdy chór
Pod względem godeł, skrzydeł, piór? »
Teraz Hieronim uczuł się w kłopocie.
1815
«Trudno mi — rzecze — znać wszystkich w istocie,
Ten wszakże, który mi jest znan,
Na szyldzie stoi, trzyma dzban.»
Gdy Jobs kandydat przemówił w te słowa,
Jedna po drugiej zachwiała się głowa.
1820
Inspektor pierwszy chrząknął: «Hem!»,
Inni — secundum ordinem.
Tu ksiądz Kloc spytał wpośród chrząkań licznych:
«Ile koncyliów ekumenicznych
Było i co też o nich wie
1825
Pan Jobs kandydat — lub też nie? »
Rzecze Hieronim: «W Uniwersytecie
Na ekonomię nie chodziłem przecie!
Lecz się musiałem tęgo wprząc
Do teologii jako ksiądz!»
1830
Zaledwie wszakże wymówił te słowa,
Jedna po drugiej zatrzęsła się głowa.
Inspektor pierwszy chrząknął: «Hem! »,
Insi — secundum ordinem.
Ale ksiądz Kuffer — niech mu Bóg odpuści! —
1835
Wyrwał pytanie z piekielnych czeluści:
«Manichejczycy[139] byli kto?
Jako kacerze[140] myślą co? »
Parsknął Hieronim: «Hultaje myślały,
Że przed odjazdem dług oddam im cały.
1840
Lecz ja nie głupi! Nogi w pas —
I tak-em ich przepędził w las!»
Gdy Jobs kandydat wymówił te słowa,
Jedna po drugiej zachwiała się głowa.
Pierwszy Inspektor chrząknął: «Hem! »,
1845
Insi — secundum ordinem.
O co się jeszcze mężowie uczeni
Pytali, zmilczę dla braku przestrzeni,
Protokolista bowiem sześć
Bitych arkuszy musiał nieść.
1850
Nadmienię tylko, że czy z dogmatyki,
Czy z polemiki, czy z hermeneutyki,
Bez zająknięcia, jak na strzał,
Jobs z odpowiedzią zawsze stał.
Ale na wszystkie przecież jego słowa
1855
Jedna za drugą precz trzęsła się głowa,
Pierwszy Inspektor mówił: «Hem! »,
Inni — secundum ordinem.
Gdy posiedzenie było ukończone,
Odszedł Hieronim posłany na stronę,
1860
Głodny, że byłby wilka zjadł,
Chociaż zupełnie z siebie rad.
Sędziowie zasię jęli radzić pilnie,
Czy Jobs Hieronim może być usilnie
Zalecon w ten duchowny stan,
1865
Czy kandydatem ma być zwan.
Nad podziw prędko poszła ta robota,
Tak jednogłośnie padły wszystkie wota,
Lecz by nie mogły plotki rość,
Milczkiem rzucono losów kość:
1870
Jobs Hieronimus i w najdalsze lata
Nie może zyskać stopnia kandydata,
Ale ze względu na cny ród
Niech rzeczy stoją tak jak wprzód.
Jakoż minęło czasu bardzo wiele,
1875
A nikt w miasteczku, nawet przyjaciele,
Nic nie wiedzieli, jak i co,
I kandydatem zwali go.

Rozdział dwudziesty

1878

jako autor, za długość poprzedniego rozdziału pokornie Czytelnika przepraszając, obiecuje tym krótszym uczynić ten, który nastąpi, rozdział, którego argumentum[141] dłuższe jest niż on sam i który bez szczególnej straty Czytelnika i szkody dla dzieła mógłby pominiętym zostać.

Na czytelników oddany usługi,
1880
Kornie przepraszam za rodział zbyt długi,
Ten za to, który idzie tuż,
na tych się słowach kończy już.

Rozdział dwudziesty pierwszy

1883

jak Jobs senior Hieronima w ojcowskim strofował[142] gniewie i jak prędko potem z zbytniej alteracji[143] żyć przestał.

Otóż to widzieć trzeba było komu,
1885
Co się w Jobsowym działo teraz domu,
Gdy już i matki doszła wieść,
Że schab za wcześnie dała zjeść.
Ale co czynił Hieronimów ociec,
Mój czytelniku, chciałbyś pewno dociec.
1890
Otóż ci powiem: stary pan
Wpadł w nader wielkiej pasji stan.
Sczerwieniał cały od karku do czuba,
Szyja mu krótka wzdęła się i gruba,
Aż żując wściekły żal i gniew,
1895
«Hultaju — krzyknął — bądź więc szew-
Cem! Na toż tyle łożyłem zachodu
I pełne garście talarów jak lodu,
Tak że z twej łaski dzisiaj sam
To tylko, co na sobie, mam?
1900
Myślałem, głupi, ja i twoja matka,
Przy tobie dożyć dni naszych ostatka,
Iż księdzu, jak wiadomo jest,
Zysk niesie czy to śmierć, czy chrzest.
Tak my grosz w ciebie tkali, jak do skrzyni!
1905
Co ujmiesz sobie — myślę — czas przyczyni…
A tyś, hultaju, był jak wór
Bez dna, a tylko pełen dziur!
Wszystko, coś pisał do mnie z tego miasta,
Z tej Akademii, łgarstwo jest i basta!
1910
Boś ty tam tylko jadł i pił,
I osłem tak jak w domu był.
Owe kolegia i owe nauki,
Od których głowa pękała ci w sztuki,
I medytacje w każdą noc —
1915
Łgarstwo. Jak byłeś, jesteś kloc!
Toż i żołądka z sedenterii bóle,
I te szperania po księgach jak móle,
I te herbaty, coś je pił —
Łgarstwo, boś cymbał, jakeś był!
1920
Płakać mi teraz z ranka do wieczora,
Iżem zacnego nie słuchał Rektora,
Gdy mówił, że ci owce strzyc
I być pastuchem, więcej nic!
Byłbym przynajmniej nie doszedł do nędzy,
1925
Nie cisnął w błoto tak wiele pieniędzy,
Które — bogdajżeś licha zjadł! —
Tak dobrze, jakbyś z mieszka kradł!»
Tak to senator unosił się w gniewie,
Słowami sycąc swej pasji zarzewie,
1930
Już się do kija nawet brał,
Jak rodzicielski afekt[144] chciał.
Ale iż kogo pasja tak ognista
Chwyci, na zdrowiu rzadko ten korzysta,
Więc Jobs sięgając, gdzie miał bat,
1935
Nagle się zachwiał, na ziem padł.
Dawno on miewał podagrę[145] w kolanie
Od tłustych potraw i żółci ulanie.
Urząd radziecki, zbytek snu
Tę dyspozycję dały mu.
1940
Teraz więc wszystko tak się w nim wzburzyło,
Że szlag go trafił z piorunową siłą.
Na ustach piana, oczy w słup
I do wieczora już był trup.
Wrzask powstał w domu i lamenty, zaczem
1945
Ryknął Hieronim też ogromnym płaczem,
Bo chociaż tępy, pojął on,
Że sam przyśpieszył ojcu zgon.
Tu mógłbym zażyć dość szeroko pióra,
Ale że wszelka materia ponura
1950
Mierzi[146] nam księgi, tudzież płacz —
Więc wieczny pokój dać mu racz!

Rozdział dwudziesty drugi

1952

jako Hieronim o włos, że instruktorem młodego barona nie został.

Choć dni czternaście przeszło już od chwili,
Jak Jobsa krewni do grobu złożyli,
1955
Biadała jeszcze wdowa wciąż:
«Ach, mój nieboszczyk drogi mąż! »
Hieronim za to na matczynym wikcie
Prędko wydobrzał po onym konflikcie
I rad był całe życie swe
1960
U jej fartucha trzymać się,
Gdyby miał tylko pewność pożądaną,
Że w żłobie swoim znajdzie zawsze siano;
Gdy jednak matka stara już
I co dzień słabsza, to więc cóż?
1965
Rzeczy fatalną wprost przybrały postać!
Znikła nadzieja, by plebanem zostać,
Kazanie swe coś razy sześć
Prawił, lecz to nie daje jeść.
Dewotki wprawdzie były mu łaskawe,
1970
Na likier proszą, na babkę, na kawę,
Nowości wszakże i te chcą.
Nie ma — to dają kawę złą.
Nieraz wysoki umysł, wielkie serce
Szukały szczęścia swojego w belferce,
1975
Więc i Hieronim myśl tę miał,
Gdy z betów dnia któregoś wstał.
Nie była mu w tym fortuna przeciwną,
Przez kombinację albowiem dość dziwną,
Jak rzuca kitę lis pod nos,
1980
Szczęście to pomknął mu sam los.
Była to bowiem akurat ta pora,
Gdy baron pewien szukał instruktora
Za czątych[147] na rok sześć i pół
I wikt na drugi z służbą stół.
1985
Instruktor miał mieć piękne obyczaje,
Znać pięć języków tudzież obce kraje,
Toż filozofię, kunszty i
Mocnym być w geografii.
Poetą miał być także i fizykiem,
1990
Toż historykiem i matematykiem,
Taniec, muzykę też znać miał
I et cetera[148] — co by chciał.
Także i to mu przeszkadzać nie miało,
Gdyby rysować umiał, choćby mało,
1995
I na rapiry rąbał się,
Bo za cóż brałby myto swe?
Zaczem Wielmożność jego kazać raczył,
By Jobs się stawił; a gdy go obaczył,
Zapytał, czy za czątych sześć,
2000
Gmach tej instrukcji może wznieść?
Odrzekł Hieronim: «Najłaskawszy panie,
Być instruktorem — ciężkie to zadanie!
I osiem czątych, według mnie,
Mało jest za nauki te.
2005
By wszakże wstęp mieć do dalszego względu,
Tak mozolnego chwycę się urzędu
I z godnym synem zaraz chcę
Instrukcję całą zacząć tę.»
Tak więc pomyślnie i prawie w dwa słowa
2010
Stanęła z Jobsem barona umowa
I tylko o to jeszcze szło,
Czy też instruktor umie co
Z nauk tych, w które za osiem dukatów
Latorośl młodą wielkich antenatów[149]
2015
Miał wtajemniczać, aby czas,
A także pieniądz nie szły w las.
Wszakże drobnostka ta, jak to niektóre
Drobnostki czynią, urosła wnet w górę,
Za którą lis ów kitę skrył,
2020
Choć jej tak blisko Jobs nasz był.
Koniunktur bowiem arcydziwnych zbiegiem
Przeróżnych pytań zaskoczon szeregiem,
Hieronim tak pomieszał się,
Że ani «be» wprost, ani «me».
2025
W pokoju tedy został odpuszczony
I powracając na próg swój rodzony,
Życzył, ażeby porwał kat
Barona, wiedzę, cały świat.
Zaś ich Wielmożność szukali usilnie
2030
Wzdłuż, wszerz i w poprzek, upatrując pilnie,
Jeśliby na warunki te
Instruktor jaki znalazł się.
Czy jednak do tej godziny i pory
Pedagog jaki objawił się skory
2035
Za osiem czątych i za wikt
Na drugim stole — nie wie nikt!

Rozdział dwudziesty trzeci

2037

jako Hieronim pewnego starego pana, który miał pokojową z dźwięcznym imieniem amalia, skrybentem[150] został i jako się na urzędzie tym chwalebnie aż do następnego rozdziału sprawował.

Wśród kondycyi[151] wszelkich na tej ziemi,
Pomiędzy, owszem, stanami wszystkiemi
2040
Jest bez wątpienia wdowi stan
Jako najcięższy dobrze znan.
Tam, gdzie niewieście braknie męża głowy
Trudno jest w domu o statek[152] jakowy
I niech haruje, jako chce,
2045
Ciężko jej idzie, nawet źle.
Dochodów nie ma, wydatki wciąż rosną,
Być wdową — też jest niewieście żałosno,
Więc dom się każdy zmienia bez
Męża w dolinę gorzkich łez.
2050
Doznała tego i pani Jobsowa,
Po senatorze Jobsie smętna wdowa,
Której już w pierwszych parę lat
Przybyło zmarszczek, trosk i łat.
Że się Hieronim przyczynił do tego,
2055
To nic w tym nie ma, zaprawdę, dziwnego;
Ciężka to sprawa, gdy z rąk bab
Pieczeni patrzy taki drab.
Toteż choć nasza utrapiona wdowa
Kawą i plackiem żyć była gotowa,
2060
Musiała mięsa mieć na stół
Funtów ze sześć lub pięć i pół.
Lecz jak fortecę zbyt wielka załoga
Ogłodzi, tak też i ona, nieboga,
Dodała nieraz kości, żył,
2065
Byle gagatek syty był.
Dopieroż gdy się porcje przykurczyły
I biedę w domu poczuł synek miły,
Oglądać pilnie zaczął się,
By tłuściej mógł opływać gdzie.
2070
A iż to zwykle głupcy i pijani
Są przez Opatrzność jakoby wybrani,
Znalazł się stary szlachcic gdzieś,
Co go do siebie wziął na wieś.
Pan ten żył sobie w kawalerskim stanie
2075
(Do ciszy w domu miał upodobanie),
Tak samo trawiąc[153] rentę swą
Jak insi, co posiedli ją.
Brał ongi udział w siedmioletniej wojnie,
Lecz że z młodości żyć lubił spokojnie,
2080
Więc w garnizonie tylko był,
Podając zawsze wrogom tył.
Jako miłośnik cichego spokoju,
Wnet z wojennego otarł czoło znoju,
Lecz za zasługi dzielne tak
2085
Brał pensję i miał Legii znak.
Przyjemnie było słuchać, kiedy prawił,
Gdzie, kiedy, w jakim zwycięstwie się wsławił
I w rejteradzie[154] jak o włos,
Że go w niewolę nie dał los.
2090
A iż bezkarnie nikt z Marsem[155] nie żyje,
Próbował czasem, jak mu fuzja bije
Czy do szaraka, czyli znów
Do wołokitów, luźnych psów.
Tak burgund[156] stary, jak i polowanie
2095
Cieszyły pana w bezżenności stanie,
Miał pokojową przy tym, co
Także cieszyła nieraz go.
Tak szczędząc mądrze sił ułomnych ciała,
Nie dbał, choćby się ziemia gdzie zarwała,
2100
Dwom wiernym sługom, jakie miał,
Dawno kłopoty wszystkie zdał.
Sługa, PieniądzJednym w tej parze był fenomen prawy[157],
Rządca, pańskiego grosza nieciekawy,
A drugim sługą zwykł tam być
2105
Skrybent[158], co lekko mógł też żyć.
Rządca skrybentów odmieniał bez miary,
By znaleźć sobie socjusza[159] do pary,
Co by z nim służby dzieląc los,
Nie wszędzie przecież wtykał nos.
2110
Już był się znalazł nawet i takowy,
Lecz oto zawód i ambaras nowy,
Bo coś po roku, choć był zdrów,
Poszedł ad patres[160] skrybent ów.
Tu rządca, z domem Jobsów dawno znany
2115
(Kto wie, czy nawet nie był pokumany),
Na Hieronima zwrócił wzrok,
Biorąc go tak, jak był — en bloc[161].
Czuł on, iż godnym drab będzie ich grona,
Rekomendował go więc in persona[162]
2120
Wpierw pokojowej, potem wnet
Panu, a to od «a» do «zet».
Z dźwięcznym Amalii pokojowa mianem
Zalecić Jobsa przyrzekła przed panem,
Gdyż się zdolniejszym, niż ów wprzód,
2125
Zdał jej na pierwszy oka rzut.
Jedno spojrzenie, wiadomo, pozwala
Objąć zalety takiego drągala,
Co nic nie robił, tylko tył,
Gdy antecessor[163] cherlak[164] był.
2130
Tak więc gdy wdała się w to pokojowa,
Wdzięcznymi gesty poparłszy swe słowa,
Rzecz oczywista, iż pan, rad
Umizgom[165] takim, dał swe fiat[166].
A iżby wszystko było jak należy,
2135
Do swej go raczył dopuścić wieczerzy
I ocierając z wąsów sos
Tak najłaskawiej zabrał głos:
«Ten obowiązek u mnie jest skrybenta:
Na czeladź[167] baczyć, na konie, bydlęta,
2140
I wszystko pisać jak i co:
Dochód i rozchód z sumą swą.
Jeżeli Waszmość mnie ukontentujesz[168],
Gdy poznam, że swą powinność sprawujesz,
Czterdzieści bitych na rok wam
2145
Dobrych talarów w srebrze dam.
Jeślić te punkty zdają się przystojne[169],
Możesz Waść u mnie życie mieć spokojne,
A i to wiedzą sługi me,
Że akcydensik[170] trafia się.
2150
Z góry wszelako ostrzegam Waszmości:
Żadnych konszachtów i poufałości
Z mą pokojową nie masz mieć,
Jeśli tu zostać będziesz chcieć.
Twój antecessor (racz mu tam dać, Panie,
2155
Światłość wieczystą i odpoczywanie! )
Lubił umizgi, żarty, i
Więcej wiadomym jest coś mi.
Lecz że to trzmiel był i cherlak w tym względzie,
Machnąłem ręką: niech tam już i będzie! —
2160
Przez szpary patrząc na to, co
Z mą pokojową łączy go.
Dziewczę to, nader przebiegłe i żywe,
Jest aż do zbytku przy tym pożądliwe
I, jak miarkuję[171], może chcieć
2165
I z Waścią jakieś szepty mieć.
Pięć lat coś temu, jeśli pamięć służy,
W jednej ją z moich spotkałem podróży;
Tak mnie żywością wzięła swą,
Żem pokojową zrobił ją.
2170
Więcej w tej kwestii, tak mi się więc zdaje,
Mówić mi prawie że nie pozostaje.
Rozumiesz Waszmość, czego chcę:
Zgoda? — To zgoda. Nie? — To nie!»
Jako but głupi byłby nasz Hieronim,
2175
Nic się spodziewać nie można by po nim,
Gdyby warunków pańskich tych
Nie przyjął, dobrych jak i złych.
Więc postąpiwszy na urząd skrybenta,
Bacząc na konie, na czeladź, bydlęta,
2180
I pisząc, co pisanym być
Miało, w tym domu począł żyć.
Przed wszystkim regestr[172] uformował długi
I wciągał w niego czeladzi zasługi,
Także co przyniósł pański łów
2185
Albo co ukradł ten czy ów.
Toż i pachciarskie[173] wpisywał udoje,
I co adwokat wziął za trudy swoje,
I co pan sędzia ekstra brał,
Gdy wyrok w sprawie dawać miał.
2190
Toż myto[174] krawca, cnotliwej Amalii,
Gdy przyszło suknie rozszerzać jej w talii,
Albo gdy która z dworskich krów
Cielę wydała na świat znów.
Toż i felczera[175], gdy puszczał od mdłości
2195
Krew pokojowej lub czasu słabości
Ratował; także ile kur
Jaj zniosło — pisał tam, jak mur.
Niemniej gdy przyszło responsować[176] listy,
Do których pan sam miał wstręt oczywisty,
2200
Skrybent załatwiał prędko tak,
Jakby responsów miał gdzie sak.
Dla osób słabych w stylu i koncepcie
Jest zacna księga: przy jej więc recepcie
Tak pisał listy Hieronim,
2205
Że nikt w paragon nie szedł z nim.
Wszak od tej pracy dość czasu zbywało,
By jadł, pił, ile strzymać mogło ciało.
A że na miękkich betach spał,
Całe tak życie żyć by chciał.

Rozdział dwudziesty czwarty

2210

jako na sekretarstwie tym Hieronim ciekawych doświadczał przypadków i jak wypędzony precz został.

Mój czytelniku! Te nasze praszczury[177]
Nie były głupcy, jak myśli niektóry.
Z ich przypowieści, owszem, słów
Rozum wyziera, i to zdrów.
2215
Wiele zbawiennych rad też spotkać można
W owych przysłowiach dawnych, prosto z rożna,
Co jeszcze teraz świecą się,
Jakby kto złotem powlókł je.
Toż gdybyć przyszło w obcym jakim kraju
2220
Badać mądrości ojców i zwyczaju,
O przypowieści pytaj wprost,
Bo to przez wieki — pewny most.
«Póty dzban wodę nosi — mówią starzy —
Aż mu się ucho urwać komu zdarzy. »
2225
A także mówią: «Nie chwal dnia,
Aż się za górę słońce ma.»
Lustr[178] tej mądrości dawnej okazale
Sprezentowany będzie w tym rozdziale
I to mi tylko przykro, że
2230
Na Hieronimie skrupi[179] się.
Jak w niebie żył on coś więcej pół roku
Na dobrej gracji, na tłustym obroku[180],
A spał jak gdyby wprost za dwóch,
Po szyję tonąc w ciepły puch.
2235
Tak to opływał jako pączek w maśle,
Aż się na biedę swoją wreszcie zaśle-
Pił w pannie, której, jako jest
Wyżej, dał dźwięczne imię chrzest.
Z tej spojrzeń, wzdychań tudzież przypadłości,
2240
Które mieć zwykły niewiasty w miłości,
Poznał, jako ta panna mu
Sprzyjać zaczęła też co tchu.
Rzecz dziwna! Z bliska kiedy patrzył na nią,
Zdawało mu się, że już gdzieś tę panią
2245
Widział był kiedyś; ale gdzie,
Tego domyślić nie mógł się.
Tak się sam z sobą bijąc w niepewności,
Szybkie postępy czynił w znajomości,
Szło bowiem o to, żeby się,
2250
Czy znał, upewnić — czy też nie.
Tak grunt badając ten, pewnego rana,
Wbrew zaleceniom i warunkom pana,
Oświadczył afekt[181] pannie tej,
Jako mu życie nic bez niej.
2255
A na toż panna wyznała, że ona
Tymże afektem jest właśnie ruszona
I że to łatwo jest jak nic,
Bo pan jest stary, głupi fryc[182].
Poczęli tedy mile gruchać sobie,
2260
W tym ostrożności wszelako sposobie,
Który by zawsze ustrzegł ich
Od oczu i od uszu złych.
Amalii nawet panna nosząc miano,
Zdała się wcale[183] w tym rutynowaną
2265
I sprytu miała dość i sił,
Aby pan także kontent był.
Szły więc krawaty, mankiety, żaboty[184],
Chustki, szaliki, zapinki, forboty[185]
Ledwo pomyślał sobie co,
2270
Wszystko miał skrybent z panną tą.
Raz w sekretarskim kiedy się urzędzie
Na dłuższej u niej zatrzymał gawędzie,
Zegarek piękny z skrytki gdzieś
Wyjęła panna, mówiąc: «Weź!»
2275
Wdzięcznie z rąk panny wziął skrybent dar miły,
Alić, spojrzawszy, zakrzyknie co siły:
«Do diabla! Wszakci to ten sam!
Toż ten zegarek dobrze znam.»
Spuściła panna oczęta na chwilę,
2280
Zaś do skrybenta rozśmiała się mile,
Rzekąc, iż student, co zna go,
Zegarkiem tym obdarzył ją.
Na to Hieronim, zdumiony wykrętem:
«Do licha! Ja to byłem tym studentem!
2285
Jechałem właśnie z panną i
Zegarek ten skradziono mi!»
Puściła panna tę uwagę płazem,
Rzekąc: «A, to my już jeździli razem! » —
I bardzo mile jęli[186] wraz
2290
Wspominać ów dawniejszy czas.
Ileż to było śmiechu, wesołości,
Gdy im tak gwiazda zabłysła młodości
I ów dyliżans, który był
Pierwszą areną panny sił.
2295
Teraz oboje już się nie dziwili
Sympatii, którą od ujrzenia chwili
Poczuli nic nie wiedząc, że
Od lat tak dawnych znają się.
Wielce ich owo zbliżyło odkrycie,
2300
Wręcz przeznaczone widzieli w nim życie
I mniej się teraz strzegli już,
Pędząc dni z sobą pełne róż.
Szła panna w ogród albo do piwnicy,
Wciąż skrybent jej się pilnował spódnicy,
2305
Czy to poranek, czy też noc —
Taka przeznaczeń bywa moc.
Także i ona, gdy miał co rachować
Lub zapisywać, szła mu asystować,
Tak że ją ciągle w pobok miał,
2310
Czyli to siedział, czy też stał.
Tak żyjąc z miłym w przyjaznym zbliżeniu,
Nie zapomniała panna o jedzeniu:
Nerki, wątróbki, wszystko to
Na stronę dla skrybenta szło.
2315
Nie wiedzieć także jak i której pory
Maślacza[187] ważne znikały gąsiory,
A burgund z miejsca, w którym stał,
Tak szedł, jak gdyby nogi miał.
Dni te rozkoszy płynące potokiem
2320
Pod pańskim przez pół otworzonym okiem
Złą stronę miały jedną tę,
Że całe mógł otworzyć je.
Były już znaki na niebie i ziemi
Ostrzegające grzmoty dalekiemi
2325
I już się stary chmurzył pan,
Lecz wodę jeszcze nosił dzban.
Aż raz (wiecznego na świecie nic nie ma! )
Wezwał pan przed się nagle Hieronima
I rzekł mu gniewnie: «Cóż to waść
2330
Po cudzych miedzach chodzisz kraść? »
Grzmotnął się w piersi Hieronim kułakiem,
Jako o niczym myśli nie miał takiem
I jako woli iść stąd precz,
Niż z panną ową mieć tę rzecz.
2335
Zaraz więc słońce wybłysło zza chmury,
Pan się rozmarszczył (był miękkiej natury)
I rzekł: «A toś mi wybił ćwiek!
Jak tak, to siedź tu choćby wiek. »
A że niesłusznie sekretarza sfukał,
2340
Szedł do komody i spinki w niej szukał
Albo breloka, albo co,
Lecz była, jakby wymiótł ją.
Zmienił od tego ranka skrybent życie,
W cieniu smakując rozkoszy i skrycie,
2345
A w dzień regestry trzymał tak,
Że i w makówkach liczył mak.
Przecież w niewiele dni od owej pory
Pan, czy z trafunku[188], czy też że był chory —
Dość że zupełnie nie mógł spać
2350
I postanowił w nocy wstać.
Może rumianku mógł zapotrzebować,
A sam nie wiedział, jak by go zgotować,
Może z lawendy kropli chciał —
Dość że niepokój jakiś miał.
2355
I tak wędrując po domu jak Marek
I świecy niosąc przed sobą ogarek,
Aż do komnatki zaszedł tam,
Gdzie pannę myślał zastać sam.
Aliści nagle straszny krzyk wybucha.
2360
Puścił pan świecę, a podniósł cybucha:
«Fur batalionów, beczek sto
Milionów diabłów! A to co?!»
Skąd wrzask ten powstał, o co, nie wiem zgoła,
Bo świeca zgasła, noc była jak smoła.
2365
Szloch słychać panny, prośby, lecz
Skrybent przed świtem musiał precz.
O mały figiel, że i pannę samę
Los za otwartą nie wyrzucił bramę,
Lecz się zaklęła panu, że
2370
Nic nie wie co, jak albo gdzie!
Wszakże kandydat z tej alternatywy
Z kilkorgiem guzów uszedł ledwo żywy,
Choć się na święty klęła chrzest
Panna, że też niewinny jest.

Rozdział dwudziesty piąty

2375

jako Hieronim u pewnej pobożnej damy, która tercjarką[189] będąc grzesznym ku niemu zapłonęła afektem, kondycję wziął i jak damę tę wraz z kondycją porzucił.

Szczęście to jeszcze, że nim zrejterował[190]
Hieronim, dary panny w tłumok schował,
Gdyż w oną pierwszą chwilę złą
One żywiły właśnie go.
2380
Gdy wszakże przejadł wszystkie upominki,
Koszule, chustki, mankiety i spinki,
Musiał chcąc nie chcąc, aby żyć,
Znów na kondycji jakiejś być.
Mieszkała wtedy w ustronnym zamczysku
2385
Dama, o której nic nie wiem nazwisku
I tegom tylko świadom, że
Pisała tercyjarką się.
Dama nie była już w swym pierwszym maju,
Lecz pobożnego nader obyczaju,
2390
Pacierze trzepiąc cały dzień,
Czy przez próg szła, czy też przez sień.
Służebne także miała koło siebie,
Z którymi wiodąc rozmowy o niebie,
Gdy się zachrypłą czuła być,
2395
Ratafię[191] wówczas zwykła pić.
Grzech, by najmniejszy, mając w obrzydzeniu,
Śpiewała psalmy przed i po jedzeniu,
Także po kawie zaraz szła
Psalm jeden śpiewać lub też dwa.
2400
Tak więc ten zamek brzęczał od pacierzy,
Czy przed śniadaniem, czy też po wieczerzy,
Czy w nocy, czy też we dnia pół,
Jak wiosną brzęczy ul od pszczół.
Wraz z panią wiodąc życie tak chwalebne,
2405
Na wiór tam wyschły niewiasty służebne,
Gdyż wszelkie winy karcił wprost
Suchy albo też z wodą post.
Na zamku wszakże od dłuższego czasu
W niewieścim chórze brakowało basu,
2410
Co było przykre damie tej
Na drodze pobożności jej.
Do zbawiennego wprawdzie dążąc celu
Prezentowało się tam basów wielu,
Lecz trafić żaden nie mógł tak,
2415
Żeby to damie poszło w smak.
Jeden za stary, drugi był zbyt młody,
Ten ciężki, gruby, ów cienkiej urody,
To ślepy, głuchy, to znów zyz[192],
To kuternoga[193] albo łys.
2420
Aż się Hieronim odważył nareszcie
Do usług stawić pobożnej niewieście.
Ta, gdy spojrzała tylko raz,
Rzekła: «W sam raz to dla mnie bas! »
Nie był za stary bowiem ni za młody,
2425
Ni nazbyt gruby, ni cienkiej urody,
Ni ślepy, głuchy, ani zyz,
Ni kuternoga, ani łys.
Toż szaty jego, duchowne w połowie,
Tudzież okrągła peruka na głowie
2430
Tak przemówiły za nim, że
Na zamku zaraz został się.
Jak najpomyślniej poszła śpiewów próba:
Spośród dyszkantów[194] wyszła nuta gruba,
Jak gdy rechcącym żabom wtór
2435
Poda na zmianę z płotu kur.
Cóż mówić, kiedy po śpiewaniu w chwilę
Hieronim z księgi odczytał postyllę[195]
Ku zbudowaniu wiernych dusz,
Że lepiej pastor nie mógł już.
2440
A co najbardziej zachwyciło panią,
To statek spojrzeń podnoszonych na nią
I ta powaga, która tu
Tak pasowała pięknie mu.
Co dzień też duch jej gorętszy się stawał.
2445
«Bratem» nazwawszy go chciała, by dawał
Rady, nauki ciągle jej,
Czy w tej okazji, czy też w tej.
Tak duchownego łakoma obroku,
Ciągle go dama trzymała przy boku,
2450
Szukając nauk tudzież rad,
Które, jak umiał, dawał «brat».
A iż się często w świeckie jakie rzeczy
Plątał, więc dama miała to na pieczy,
Aby bez świadków być z nim i
2455
Zamykać dobrze wszystkie drzwi.
Nie chciała bowiem powagi ujmować
Temu, co w chórze miał przecież basować,
A gdy zawinił, jego post
Na innych dama kładła wprost.
2460
Tak zadość działo się sprawiedliwości,
A «brat» Hieronim gdzieś na osobności
Choćby i w piątek pieczeń miał,
Wina, likiery i co chciał.
Opływał tedy w tym cnotliwym domu,
2465
Jak mało w świecie udaje się komu,
We wszelkie dobro jego duch
I znowu jadł i pił za dwóch.
To tylko mierził[196] sobie, że od damy
Na krok iść nie mógł i nigdy być samy.
2470
Tak go ta dobra dusza już
Opanowała, że ni rusz!
Kiedy czytania zajmuje go praca,
Dama jest przy nim i kartki przewraca,
I do ramienia tuli się,
2475
Już na kanapie, już też gdzie.
To znów śpiewania uniesiona żarem
W ramiona całym pada mu ciężarem,
Takim dyszkantem piszcząc, że
Boże wszechmocny zmiłuj się!
2480
Długi czas ślepy byl Hieronim na to,
Z ową przejrzałą świątkując Hekatą[197].
Wreszcie miarkować począł sam,
Co myśli ta najlepsza z dam.
A tak przeraził się odkryciem owem,
2485
Że głos utracił na chwilę wraz z słowem
I tak skamieniał jako głaz
Wobec tej damy jakiś czas.
W oczach mu bowiem stanęły jak żywe
Z piękną Amalią chwile zbyt szczęśliwe,
2490
Każdy nadobny, pulchny wdzięk,
Gdy dama była jako sęk.
Powinien wprawdzie patrzeć był przez szpary
Na owe wieku konieczne przywary
I tej historii nie brać wszak
2495
Z podeszłą damą ściśle tak.
To nakazywał bratni obowiązek
Tudzież duchowy jego z damą związek.
Cóż żółte zęby albo płeć
Wspólnego z duchem mogą mieć?
2500
Nie mogąc wszakże przezwyciężyć wstrętu,
Uciekł Hieronim pewnego momentu
I znów na zamku śpiewa dwór —
Ale bez basu — psalmów chór.

Rozdział dwudziesty szósty

2504

jako Hieronim jeden fortunny i jeden niefortunny przypadek miał i jak raz w życiu coś dobrego zrobił.

2505
A że na drodze do miłego nieba
Mało mamony lub wcale nie trzeba,
Ulżył Hieronim damie tej,
Co mógł, unosząc w torbie swej.
Za to albowiem, że śpiewywał w chórze,
2510
Że damę trzeźwił w zbyt rzewnej lekturze,
Gdy mu w ramiona chciała paść,
Musiał być płatny, nie mógł kraść!
Tak z pełnym trzosem, nie bojąc się głodu
Wędrował luzem od grodu do grodu,
2515
W której wędrówce poznał też
Niejedną karczmę wzdłuż i wszerz.
Gdzie kompanija za kuflem na ławie,
A gospodyni nie wstrętna zabawie,
Gdzie na kominie suche drwa,
2520
Brał wypocznienie dzień lub dwa.
Raz się zdarzyło, że przed nocą samą
Znów przed gościnną taką stanął bramą,
A widząc, że stateczny gmach,
Przestąpił próg i wszedł pod dach.
2525
Najpierwsza w Szwabii gospoda to była:
Małoś tam dostał, choć chcieć mogłeś siła,
A zaś gospodarz, prawy mąż,
Podwójną kredą[198] pisał wciąż.
Zastał Hieronim podróżnych w gospodzie,
2530
Co tam przybyli o słońca zachodzie,
A z oczu im patrzyło to,
Że kupcy i przejezdni są.
Jeden z nich nawet znajomym się zdawał,
Ale że plastra na gębie miał kawał,
2535
Tak to zmieniało rysy, że
Hieronim w zdaniu wahał się.
Kupcy, światowi ludzie, wnet życzliwie
Proszą, by zasiadł przy winie, przy piwie,
Które im w kufle karczmarz lał,
2540
Co za szynkwasem z butlą stał.
Kiedyż, jeżeli nie przy winie gadać?
Jął różne sztuczki ten z plastrem powiadać,
Z których Hieronim tak się śmiał,
Że się za oba boki brał.
2545
Więc rozweselon nie taił tak samo,
Co mu na zamku zdarzyło się z damą,
Rozpowiadając wszystko to,
Czego tam zażył, jak i co.
Kupcy nawzajem szczerze się uśmiali
2550
I też od śmiechu za boki się brali,
Zwłaszcza gdy zaczął prawić, jak
Napchał dukatów pełny sak.
Wesoło czas im przeszedł do wieczora,
Iż kiedy spania zbliżyła się pora,
2555
Chrapnął Hieronim nasz jak miech —
Tak wino zmogło go i śmiech.
Zaledwie jednak chrapnął, gdy panowie
Kupcy zaczęli macać mu wezgłowie
I spod poduszki mieszek ten
2560
Zabrali; tak miał mocny sen.
Zbudził się rano z wesołym obliczem
Nie myśląc, Boże uchowaj, o niczem,
Lecz kiedy sięgnął po swój trzos,
Na głowie mu się podniósł włos.
2565
Z początku szkodzie swej nie wierzył prawie,
Myśląc, że kupcy owi ku zabawie
Tę wyrządzili psotę mu,
I pytać o nich szedł co tchu.
Ale gospodarz machnął tylko ręką:
2570
Kupcy? Ci jeszcze przed słońca jutrzenką
Poszli cichutko, żeby mu
Nie spłoszyć porannego snu.
Ryknął lamentem okrutnym Hieronim,
Jęcząc i krzycząc, że teraz już po nim,
2575
I począł garścią włosy rwać
Jak pietruszczaną z grzędy nać.
Aż się gospodarz ulitował tego
Jęku a krzyku, a płaczu rzewnego
I tylko surdut zabrał mu
2580
Za ekspens[199] jadła, picia, snu.
Bezpłatną nawet radę dodał przy tem,
By dłuższym tu się nie przykrzył pobytem,
Gdyż w karczmie nie ma miejsca dość,
By go zawalał goły gość.
2585
Z przypadku tego miejmy tę naukę,
Że los jak magik nieraz wytnie sztukę.
Tu masz, tu nie masz! Tak to czas
Doczesne dobra zmienia wraz.
Wczoraj był jeszcze gościem pożądanym
2590
W gospodzie owej i wielmożnym panem,
A dzisiaj za próg musiał wnet,
Bez tynfa[200], nagi mając grzbiet.
W pierwszej więc chwili chciał już kości rzucić
I na złość losom do damy się wrócić,
2595
Gdzież bowiem miał się w biedzie tej
Puścić i w tej nagości swej?
Gdy przecież wspomniał całą jej postawę,
Kościste łokcie i oczy kaprawe,
Tak nagły w sobie uczuł dreszcz,
2600
Że ruszył w pole, choć był deszcz.
Już tak dni kilka błąkał się na ślepo,
Śpiąc w rowach, żyjąc wygrzebaną rzepą,
Nie wiedząc, co to chleb, co dach,
Zmizerowany, że aż strach!
2605
Ale jak zwykle na tym świecie bywa,
Że bieda sama łeb sobie urywa,
Tak i bohater smętny nasz
Przyjazną losu ujrzał twarz.
Na dzień coś czwarty, w przedwieczornej porze,
2610
W blisko nad drogą czerniącym się borze
Krzyki posłyszał, jakby kto
Na pomoc właśnie wołał go.
Nie myśląc wiele skoczył więc w gęstwinę,
Złamawszy gibki dębczak czy grabinę,
2615
I biegł co siły tam aż, gdzie
Straszny mu prospekt[201] zjawił się.
Czwórka się koni rwała u karocy,
Furman na ziemi bez ducha, bez mocy,
W karecie pani mdleje i
2620
Krzycząc ratunku — leje łzy.
Tuż u powozu pan walczy na pięście
Z dwoma zbójami, ale na nieszczęście
Z daleka to już było znać,
Że rady sobie nie mógł dać.
2625
Biegnąc, Hieronim po oznakach różnych
Poznał od razu swych kupców podróżnych.
Jakże nie wzniesie kij by cep,
Jakże nie lunie ich przez łeb!
«Złodzieje! — wrzaśnie — gdzie moje talary?!»
2630
Padł zaraz jeden puściwszy z ust pary,
A drugi widząc, iż jest źle,
Jakby wiatr poniósł — puścił się.
Chciał go Hieronim zaraz z kijem ścigać,
Lecz łotr się tylko cieniem zdawał migać
2635
Między drzewami, które go
Prędko zakryły gęstwą swą.
Trudne, zaprawdę, są do opisania
Łzy młodej pani i podziękowania
Pana, co w pięknej szubie stał
2640
I jeszcze się na nogach chwiał.
Oboje państwo, dzięk czyniąc mu rzewnie,
Uściskaliby Hieronima pewnie,
Ale bohater mężny nasz,
Dni cztery miał nie mytą twarz.
2645
Już do zachodu mieć się chciało słońca,
A jeszcze dziękom tym nie było końca,
Gdyż wdzięcznym sercem państwo to
Za zbawiciela miało go.
I nie pytając, co jest przykład rzadki,
2650
O brak surduta i insze przydatki,
Proszą, by z nimi jechać chciał,
A w domu ich nagrodę brał.
Hieronim nie był w ciemię pałką bity,
Więc się skłoniwszy za takie zaszczyty,
2655
Obu rękami chwycił los,
Co go znów kitą machnął w nos.
Nie tracąc tedy zbyt drogiego czasu,
Zdjął odzież zbója, co leżał wśród lasu.
Ta pokazała się być wprost
2660
Na tuszę jego tudzież wzrost.
Lecz kto wypowie radość jego wielką,
Gdy razem z westą[202] czy też kamizelką
Znalazł i cały mieszek swój,
Jak spod poduszki wziął go zbój.
2665
Więc spojrzy bliżej, plaster odpadł z twarzy
Rabusia. Czy śni, czy też tylko marzy?
Wszak mu nie obce rysy te…
«Ach — krzyknie — łotrze! Znam ja cię!
Tyś to ów pan jest, co w wielkiej peruce
2670
Talary moje wziął sztuka po sztuce,
Gdym w Akademię wstąpić miał
I w karty z tobą, bratku, grał!
Więc my się z sobą teraz skwitowali!»
Tu siadł na kozioł, gdyż państwo czekali,
2675
I ważąc w głowie myśli te,
Jechał tak milę czy też dwie.
Zanim ten rozdział do kresu dobieży,
Mój czytelniku, wiedzieć ci należy,
Iż tylko jednym czynem tym
2680
Mógł się pochwalić Hieronim.

Rozdział dwudziesty siódmy

2681

jako Hieronim do baraniej woli przybył i jak nauczycielem w szkole tamtejszej został.

Pan w pięknej delii[203] oraz młoda pani
Bardzo do siebie byli przywiązani,
Przed rokiem bowiem ledwo lub
2685
Mniej nieco — wzięli z sobą ślub.
Pan był dziedzicem licznych posiadłości
Cum krzakis, boris[204] i czynszowych włości,
Ale swój pański trzymał dwór
W Baraniej Woli do tych pór.
2690
By mu się żona w domu nie nudziła,
W sąsiedztwie wizyt musiał składać siła[205],
Jeżdżąc to blisko, to znów w dal,
Chociaż mu koni było żal.
I dziś, gdy w boru mieli tę przygodę,
2695
Z balu wracało to małżeństwo młode,
Kiedy z gęstwiny nagle zbój,
Cugle chwyciwszy, krzyknął: «Stój!»
Zaraz furmana cisnęli o piasek,
Zaczem podniosła pani srogi wrzasek,
2700
Zwłaszcza że z zbójów jeden tuż
Z szyi jej łańcuch ściągał już.
Krzyczy więc pani, co ma gardła: «Rety!»
Pan skoczył wtedy ze stopni karety
Broniąc się zbójom, co miał sił,
2705
Lecz bez pomocy padłby był.
Taką powieścią skracając swą drogę,
Tulił pan drżącą dotychczas niebogę,
A zaś Hieronim tak był rad,
Jakby narodził się na świat.
2710
I on powiadał też państwu nawzajem,
Jakowym kształtem albo obyczajem
Dotąd na bożym świecie żył
I jak mu los przeciwny był.
Tak z górki prędko, a w piasku powoli,
2715
Aż do Baraniej dobili się Woli,
W który Hieronim wpadłszy kraj
Myślał, że mu się otwarł raj.
Odzież, honory i traktament[206] wszelki,
Tytuń, wędliny i wina butelki,
2720
Co tylko wypić mógł i zjeść —
Miał więcej, niż podobna znieść.
Tak spoczywając przez tygodni parę,
Mile wdzięczności przyjmował ofiarę,
A zaś na przyszłość przyrzekł pan
2725
Przystojny mu obmyślić stan.
Traf zdarzył właśnie, że w tamtejszej szkole
Zmarł nauczyciel po długim mozole;
Tej kolatorstwo[207] że pan miał,
Mógł dać prezentę, komu chciał.
2730
Nauka, Pan, ChłopW pierwszej uczono abecadła klasie,
Sylabizować z wolna w drugiej zasię,
A ten, kto umiał czytać druk,
Wychodził z niej jak biały kruk.
Wszelką sposobność zaś do głębszej wiedzy
2735
Rozumnie z swojej oddalił pan miedzy,
Bo chłop uczony — każdy wie —
Hardy i krnąbrny robi się.
Kalendarz nawet jeśli czytać umie
I swój katechizm mały gdy rozumie,
2740
Tą chamską, twardą głową swą
Już myśli, że jest Bóg wie co.
Od tych mądralów uchowaj nas, Boże!
Wnet się na pańskie spóźnia, krzywo orze,
A z dziesięciną, z czynszem, to
2745
Zaraz zatargi jakieś są.
Miał nauczyciel, prócz kilku talerów,
Brać mytem masło, jaj kopę[208] i serów,
Kur, kaczek, gęsi także w bród,
Stancję, paliwo, grzyby, miód.
2750
Toż na rok nowy, gdy szedł gratulować,
Zwykł go pan także czymś niczymś darować,
I na obiedzie zostać się
Mógł, jeśli miejsce było gdzie.
Tak zaszczycony pańskim zaufaniem,
2755
Z krząkaniem chłopów i w głowę drapaniem,
Objął Hieronim urząd ów,
W Baraniej Woli siadłszy znów.
Z początku wprawdzie godność ta nie tyle
Cieszyła mistrza i nudów miał chwile,
2760
Kiedy w zakute głowy te
Wkładać mu przyszło A B C.
Gdy jednak rano czyli też wieczorem
Miał swą wygodę i korzyść ze dworem,
Gdy mógł tam smaczno jeść i pić,
2765
Wnet postanowił belfrem być.
Owszem, gdyby tak nadal zostać miało,
Zamknąć karierę na tym chciał już całą,
Baraniej Woli żywot swój
Dając i zacnej pracy znój.
2770
Lecz że to umysł nad miarę był czynny,
Przedsięwziął szkole kierunek dać inny,
Gdyż wiele starych błędów tam
W naukowości znalazł sam.
Zaczął z chłopami wnet deliberować[209],
2775
Jak szkołę ową trzeba zreformować.
Nie wyszło jednak dobro stąd,
Tak reform zgubny bywa prąd.

Rozdział dwudziesty ósmy

2778

jako Hieronim, autorem się stawszy, nowe abecadło wydał i jak za to przez baraniowolskich chłopów przed dziedzicem oskarżony został.

Już w pierwszych czasach swojego urzędu
2780
Spostrzegł Hieronim z niejednego względu,
Iż abecadło stare to
Zbyt ciężko dzieciom w głowę szło.
Tu brakowało przecinka, tu kropki…
Kto cierpiał na tym, jak nie biedne chłopki?
2785
Toż z numeracji błędnej kart
Był elementarz diabła wart.
Jak zaczął myśleć i skrobać się w głowę,
Tak na wydanie odważył się nowe,
Która edycja, zbywszy śniedź
2790
Błędów, ten tytuł miała mieć:
«Nowe, nie znane dotąd Abecadło
I powiększone, jak z potrzeb wypadło,
Które autor puszcza w świat,
Jobs Hier. Św. Teol. Kandydat.»
2795
Na pierwszej stronie, zaraz na początku,
Do liter w dawnym stojących porządku
Dodał autor: ef-ef-te,
Tudzież es-ce-ha i es-pe.
Lecz na ostatniej z stron w elementarzu,
2800
Tam gdzie był kogut w starym egzemplarzu,
Ostrogi odjąć z nóg mu dał,
By też reformę jakąś miał.
Chcąc zaś umilić dzieciom wiedzy kraje,
Tuż przy kogucie dał uczynić jaje
2805
W gnieździe, co tak bieliło się,
Jakby kur świeżo zniósł był je.
Wieść o reformie kiedy się rozniosła,
Wnet się znaleźli zoile[210] z rzemiosła.
Ci rzekli: «Starych rzeczy się
2810
Trzymać! Bo nowe — czort je wie!»
Lecz mędrsi chłopi jęli[211] głową kiwać,
Okładkę z tyłu, z przodu opatrywać,
Tylko czekając, aż z nich gdzie
Pokaże swoje rogi — złe.
2815
Jako więc w lecie, w upalny dzień żniwa,
Z dala się burza grzmotami odzywa,
A błyskawice znaczą dom,
Gdzie z prędka upaść może grom,
Tak groźny pomruk szerzył się powoli
2820
W Baraniej, dotąd tak spokojnej, Woli
I słychać było szumy już
Nadciągających nad nią burz.
Widział na każdym nasz Hieronim kroku,
Jako był wszystkim chłopom solą w oku,
2825
Na pana wszakże liczył, że
W złej chwili za nim ujmie się.
Ale nie w ciemię bici malkontenci
Wnet zmiarkowali[212], co się to tu święci,
I ze swej strony wnieśli znów
2830
Skargę do dworu, w sens tych słów:
«Tak jak zebrani, wszyscy czynszownicy
Baraniej Woli tudzież zagrodnicy
To zażalenie mamy cześć
Na pana profesora wnieść.
2835
Skarżym się tedy, jako powinności
Nie patrząc swojej w różne się nowości
Z tutejszej szkoły stratą wdał
I że na odwrót wszystko chciał.
A tak jak żaden przykładu dobrego,
2840
Pomiędzy chłopy we wsi, nie miał z niego,
Więc o to także mamy cześć
To zażalenie swoje wnieść.
A żeby tylko tu, na tym papierze,
Wykazać, co jest główniejsze w tej mierze,
2845
O tę skarżymy najprzód rzecz,
Że w głowach dzieciom mąci precz.
Nasz elementarz dawny sam skasował
I nowy własną mocą wyformował,
Ostrogi, które kur w nim miał,
2850
Odjąwszy, choć tak Bóg sam chciał.
Przy czym, nieznośnym dla dziecisków kształtem,
Ef-ef-te, es-pe, es-te wpisał gwałtem
Między litery dawne sam,
Które spokojnie stały tam.
2855
Choć nikt nie widział z ojca i praojca,
Żeby zaś kogut zniósł jaje do kojca,
Tak mu podłożył zmyślnie, że
Przewraca dzieciom w głowach się.
Trudno jest tedy, aby takie sprawy
2860
Ze szkolnej były nauczane ławy.
Na co podatek dajem i
Niedawno kowal okuł drzwi?
Przykro, po wtóre, i to nam jest bardzo,
Że obyczajem dawnym w szkole gardzą,
2865
Co właśnie skarga nasza ta
O głowie oślej mówić ma.
Od dawna w szkole była ośla głowa,
A który z książki nie umiał ni słowa,
Temu kładziono zaraz ją
2870
I dzieci nam bawiło to.
Panu Jobsowi było tego mało
I oto co się z oślą głową stało:
Kark jej przyprawił, nogi, chwost,
Całego osła zrobił wprost.
2875
Więc matki o to podniosły żal srogi.
Po licha dźwigać kark mają i nogi,
Kiedy bez tego w szkole nam
Łeb ośli starczył zawsze sam.
Po trzecie: Często pan profesor wytnie
2880
W gębę którego niesłusznie i zbytnie,
Tak że już jeden całkiem zgłuchł,
A nic nie słyszy znowuż dwóch.
Po czwarte: Jeszcze to tam jest pół biedy
Z gospodarskimi dziećmi; ale kiedy
2885
Na zagrodnickie trafi, to
Dwa razy mocniej wali go.
Po piąte: Szuka po kieszeniach dzieci,
A niech z nich jabłko czy orzech wyleci,
Wnet za łakomstwo karze je,
2890
A sam zabierze to i zje.
Po szóste: Co tam sądzić sprawy czyje,
Ale profesor z Bartkową tak żyje,
Jakoby Bartkiem w chacie tam
Był, a nie zasię Bartek sam.
2895
Po siódme: Często do karczmy zagląda,
Jest chłop — to zaraz, by fundował, żąda.
W karty też lubi, nocą gra,
Od wójta wygrał złotków dwa.
Nie wszystko piszem my tutaj przytomni[213],
2900
A tylko co się z grubsza nam przypomni.
Gdyby zaś pisać wszystko w rząd,
Zbyt ciężki byłby z tego swąd.
Niech więc Wielmożny Pan w tę suplikację[214]
Wejrzy i nasze wyrozumie racje,
2905
Iż w żaden żywy sposób chcieć
Nie możem pana Jobsa mieć.
Oczekujący łaskawego skutku
W wielkiej żałości piszem się i smutku
Baraniej Woli… (jako wzwyż),
2910
A zaś za podpis kładziem krzyż.»

Rozdział dwudziesty dziewiąty

2911

jak skarżący się chłopi od dziedzica rezolucję wzięli i jak obietnicą kuny[215] uciszeni zostali, wszystko w kancelaryjnym stylu pięknie wypisane.

— Poszło dwóch chłopów z co najtęższą głową,
Niosąc pisanie ze skargą takową.
Tym rezolucję raczył dać
2915
Pan, którą zaraz będziem znać:
«Przykro się bardzo dowiaduję o tem,
Że zamiast orką albo też omłotem
Chłopi zajmują piórem się
I swoją skargą nudzą mnie.
2920
Jakaż bo korzyść ma wyniknąć z tego,
Nauczyciela że skarżycie swego,
I to tak ciężko, że ja sam
Nie wiem, co o tym myśleć mam.
A chociaż skarga, podana w ten sposób,
2925
Tych, co czcić macie, dotyczy się osób,
Przecież na każdy zarzut wasz
Ojcowską swą zwracamy twarz.
W żadnym wszelako nie widzim powodu
Do zaburzenia całego narodu
2930
Ani też rzeczy, by w ten kształt
Aż taki we wsi robić gwałt.
Primo[216]: Dał, prawda, pan Jobs abecadło
Nowe dla szkoły, a stare upadło.
Ale dość bliżej przyjrzeć się,
2935
By uniewinnić nowość tę.
Prawda i to jest, że kogut u nogi
W elementarzu starym miał ostrogi;
W drugiej edycji będę chciał,
By znowu swe ostrogi miał.
2940
Co się dodanych liter znów dotyka,
To je i dawna ma też gramatyka,
Tylko je jedno różni — to,
Że tam na trzeciej stronie są.
Prawda, że kogut jaj nie niesie; ale
2945
Kapłon kurczęta wodzi doskonale
I jaje pewno będzie znak,
Że jest kapłonem[217] w książce ptak.
Że — pro secundo[218] — zamiast oślej głowy
Wprowadził osła, to znak jest takowy,
2950
Że wy i dzieci, cała włość,
Jesteście osły w rząd — i dość!
Tertio[219]: Że chłopak jeden nic nie słyszy,
A dwóch ogłuchło z jego towarzyszy
Od bicia w gębę, tego się
2955
Nie chwali tutaj ani gdzie.
Co zaś na niego skarżycie pro quarto[220],
Aprobowania też mego nie warto.
Lepiej by zrobił, gdyby bił
Wszystkich zarówno, co ma sił.
2960
Jeśli zaś dzieciom kieszenie wytrzęsa
Czy to z orzechów, czy z jabłek, czy z mięsa,
Czyni — pro quinto[221] — także to
Z intencją dobrą, a nie złą.
Żołądek dzieci, rozmiękczon zbyt papką,
2965
Uszkodzi łatwo czy orzech, czy jabłko,
A nauczyciel, jedząc to,
Niejedno wam oszczędził zło.
Gdzie zaś — pro sexto[222] — mowa jest o owej
Historii z Bartkiem i jego Bartkowej,
2970
O piciu w szynku, o grze kart,
Pan Jobs by za to cięgów wart.
Ale jest naszą najłaskawszą wolą,
By zmilczeć, bo wam języki posolą,
A ten, kto o tym piśnie mi,
2975
Do kuny[223] pójdzie na dwa dni.
Reszta zażaleń będzie rozpatrzona
I sprawiedliwość wszystkim wymierzona,
Jak tylko mnie z podróży Bóg
Przywiedzie znów na ojców próg.
2980
Aż do tej pory rozkazuję srogo
Nie atakować o nic i nikogo,
Bo nie przepuszczę, jakem pan!
W dworze Baraniej Woli dan.»

Rozdział trzydziesty

2984

jak się pewnej środy wzburzenie chłopów uczyniło w baraniej woli, jako się tam wielkie i dziwne pokazały znaki i jak hieronim kijem z nauczycielstwa wypędzony został.

2985
Gdy rezolucja doszła do poznania
Baraniej Woli, wzniosły się szemrania
I głuchy pomruk, jakby gdzie
Miś z legowiska ruszył się.
Nikomu teraz już nie były tajne
2990
Jobsa na dworze łaski nadzwyczajne
I to, że w jawny sposób mu
Nic nie poradzą chłopy tu.
W karczmie się tedy schodzić jęli ciszkiem,
Kuflem się albo stukając kieliszkiem
2995
I radząc szeptem, jak i co
Uczynić, by wysadzić go.
Przed wszystkim dzieci do szkoły nie dali.
Igrają[224] po wsi i więksi, i mali,
Raz wraz kułaków słychać trzask,
3000
Płacz, bijatykę, śmiech i wrzask.
Ale mądrzejsi z chłopów jęli radzić,
Jak by tę sprawę całą przeprowadzić,
By kijem sobie zrobić sąd
I Jobsa precz wygonić stąd.
3005
Tak dzielny wniosek wnet piwem zapito
I ręką w rękę z klaskaniem przybito,
Termin dla sprawy dając tej,
Jak pan w podróży będzie swej.
Aż do tej pory, poprzysięgli chłopi,
3010
Kto się odezwie, gromada go skropi.
Tak się spiskowców rozszedł sąd
I tylko z fajek został swąd.
Zanim się wszakże to, co wyżej, stało,
Widziano w Woli Baraniej niemało
3015
Znaków cudownych, jak się snadź
Przed katastrofą zwykło dziać.
Kiedyś, na przykład, na kościelnej wieży
Sowa usiadła, gdy był księżyc świeży,
I z całej siły wrzasła tak,
3020
Że strach! A to był pierwszy znak.
Toż wójt, wracając z karczmy podchmielony,
Wyraźnie słyszał o północy dzwony
I widział, jak się komin chwiał,
Co lat pięćdziesiąt prosto stał.
3025
Toż u młynarza ulęgło się cielę,
Co miało nogę o jedną za wiele,
A psy tak na nów wyły, że
Jakby już wojna była gdzie.
Baby na bagnach widziały świetliki,
3030
Po nocach im się śniły nieboszczyki,
A koń ławnika w biały dzień
Rozniósł półdrabki[225], choć był leń.
Wszystko to zdało się wprost ukazować,
Że los już karty zaczyna tasować,
3035
Co zmiarkowali chłopi, lecz
Gdy już się stała owa rzecz.
Aż raz — a wtedy była prawie środa —
Jak kiedy tamę wiosną zerwie woda,
Buchnęło po wsi, że już czas,
3040
I chłopi się ruszyli wraz.
Najpierwej każdy, nie mówiąc nikomu,
Zbroił się w rzemień albo kańczug[226] w domu,
Ten brał kłonicę[227], a ów kij,
A hasło mieli: Tęgo bij!
3045
I baby także chwyciły ożoga[228],
Łopat, skrobaczów i mioteł od proga.
Garnki, skorupy, wszystko się
W wojnie przydawa, każdy wie.
Tak się zebrali gromadą w porządku,
3050
Chłopy w rezerwie, baby na początku,
Po flankach dzieci tu i tam
Krzyczą, a w środku wójt był sam.
Jeszcze Hieronim w tej porannej dobie
Pod pierzynami dwiema leżał sobie,
3055
Kiedy go nagły zbudził wrzask
I wschodzącego słońca blask.
Zerwał się z betów słysząc te łoskoty,
Przez grzbiet mu ciarki przebiegły i poty,
Zmiarkował bowiem drżąc jak liść,
3060
Że tu o skórę może iść.
Zaledwie kubrak pochwycił i buty,
Już drzwi wywalał drąg jakiś okuty.
A zanim pludry[229] wciągnąć mógł,
Już ciżba wparła się na próg.
3065
Skoczył do kuchni, chciał uchodzić z drogi,
Aż baby za nim trzaskają ożogi[230],
Miotły i garnki, także kij
Dokłada chłopstwo, krzycząc: «Bij!»
Tutaj pośpieszam zapuścić zasłonę
3070
Na profesorstwo Jobsa zniweczone,
Bo chociaż nogi wziął za pas,
Przecież do pomsty mieli czas.
Biegł nasz Hieronim przez łąki, przez pola,
Za nim jak długa — het — Barania Wola,
3075
Tłum bab i chłopów, który mu
Wrzeszczał na drogę: «Hu!… A hu!…»
Tak wygoniwszy go aż do granicy,
Poszli do karczmy wszyscy zapaśnicy.
Każdy po kuflu lub po dwóch
3080
Był w sprawie tej najpierwszy zuch.
Lecz starsi chłopi coś kręcili głową,
Miarkując kunę za napaść takową,
Kiedy na ojców swoich łan
Baraniowolski wróci pan.

Rozdział trzydziesty pierwszy

3085

jako Hieronim, w ucieczce swojej do Bawarii się kierując nową przeszkodę miał i jak ukochaną amalię w jednym teatrum spotkał. Bardzo w czytaniu przyjemny.

Jako więc zając, kiedy obławnicy
Puszczą go z kniei, choć z grzbietu turzycy[231]
Nadrą mu charty pełen pysk,
Rad bywa mając to za zysk,
3090
Tak i Hieronim, z owej awantury
Iż tanim kosztem wywinął się skóry,
Rad był, że nawet każdy guz
Miał za kozerę[232] i za tuz[233].
A że siąść nie mógł, a kłaść się też zdradno,
3095
Bo nuż z kijami skąd chłopy wypadną,
Wlókł się powoli, szkoły klnąc,
A grzbiet i boki sobie trąc.
«Ach! — stękał przy tym — życia mego póki,
Już w autorstwo nie wdam się ni w druki,
3100
Bo takich krytyk jeszcze dwie,
A diabli-by już wzięli mnie!»
Na szczęście swoje to Hieronim wiedział,
Że pan w Bawarii z żoną młodą siedział.
Co rychlej zatem śpieszył tam,
3105
Gdzie go nie sięgnie żaden cham.
Wszakże iż w świecie różne są przygody,
A łódź nie zawsze płynie z biegiem wody,
I Hieronima projekt ten
Los rozwiał także jako sen.
3110
Nadspodziewanie bowiem w jednym mieście,
Gdzie maści kupił za groszy dwadzieście,
W teatrum jednym spotkał był
Pannę, po której w żalu żył.
Nieba! Jakże się oboje cieszyli,
3115
W niespodziewanej ujrzawszy się chwili!
Cały paradyz[234] mało że
Nie runął, tak cieszyli się.
Ledwie Amalia rolę swą skończyła,
Zaraz mu z krzykiem na szyję skoczyła
3120
I pocałunki dwa lub trzy
Dały im posmak lubych dni.
Oboje razem wszystko wiedzieć chcieli,
Jakim sposobem i skąd się tu wzięli.
W kwaterę panny zatem szli,
3125
A wszedłszy, wnet zamknęli drzwi.
Tu się Hieronim jął spowiadać pannie
Z przypadków swoich dziwnych nadzwyczajnie,
Od chwili gdy go w ową noc
Przepędził stary, głupi kloc.
3130
I co na zamku czynił i doznawał,
I jako panią basem swym napawał,
Jak mu rabusie wzięli trzos,
Jak go odzyskać dał mu los;
Jak od napaści państwo oswobodził,
3135
Jak go posadą w szkole pan nagrodził,
Jak Abecadło nowe tam
Zmyślił i w druku wydał sam;
Jak mu na skutek tej wybornej księgi
Baraniowolskie chłopstwo dało cięgi
3140
I jak w teatrum wreszcie tem
Spotkał ją, co miał prawie snem.
Tu kiedy panna wysłuchała tego
Opowiadania, uściśnie miłego,
O sobie samej dużo też
3145
Opowiadając wzdłuż i wszerz.
Jak po rozstaniu w melancholię wpadła,
Chęć do napojów straciwszy i jadła,
Jak pan lokaja przyjął zaś,
Co mu na imię było Jaś;
3150
Jako ów lokaj bardzo był zabawny,
Jak przy nim humor powrócił jej dawny
I jak pan, za złe wziąwszy to,
Wyrzucił z kufrem w nocy ją;
Jako intryga w tym widoczna była
3155
Kucharki, co się do pana mizdrzyła[235],
I jako panna w złości swej
Chlusnęła ukrop w oczy jej;
Jak potem, mając zapasik w kalecie[236],
Tu się i ówdzie błąkała po świecie,
3160
Aż komediantów owych raz
Spotkawszy, jest tu jakiś czas;
Jak jej co wieczór huczne brawa biją,
Jak się rozstała tu z melancholiją,
Bo czy dyrektor, czy też kto
3165
Z aktorów, zawsze bawi ją.
Jeśli zaś skracam to opowiadanie,
Za złe nie bierzcie, panowie i panie,
Panna albowiem godzin dwie
I pół — akurat wiodła je.

Rozdział trzydziesty drugi

3170

jak Hieronim aktorem zostać chciał i jak go do tego namawiała panna.

Pannę przez ten czas pilnie obserwując
Hieronim, oraz wdzięki jej smakując,
Zapomniał o Bawarii wnet
I o tym, że ma siny grzbiet.
3175
Natomiast powziął zamiar — nieustannie
Przy tej tak miłej sobie bawić[237] pannie
I komediantem także być,
Ażeby razem mogli żyć.
Poznawszy panna ten zamiar, niezwłocznie
3180
Utwierdzać go w nim i namawiać pocznie,
I apologiem[238], który tu
Kładę, zachwalać teatr mu:
«Z własnego ci to mówię doświadczenia,
Że stan aktorski jest do zazdroszczenia,
3185
Właściwie by go winien świat
Za wszelkich stanów uznać kwiat.
W nim panorama jest prawie[239] żywota:
Jak wszystko, plącząc, wije się i mota
I jak raz dobrze, to znów źle
3190
Ludziom na świecie dzieje się.
To wyprawiają na nim komedyje,
To znów żałosną dają tragedyję,
To śmiech, to łzy, to płacz, to śpiew.
To wino leją, to znów krew.
3195
Tutaj się widzi losów krotochwile[240]:
To nędzarz jesteś, to bogacz za chwilę,
Toś młody, to znów starzec lub
Z czerstwego[241] chłopa — jesteś trup.
Toś niewolnikiem, to znowu mocarzem,
3200
To mędrcem, to znów głupim roztrucharzem[242],
To pana masz, to sługi gest,
Toś zimny, toś gorący jest.
To generałem jesteś, to żołnierzem,
To kapucynem, to znowu balwierzem[243],
3205
To żebrzesz, to masz zamek i
Przed żebrakami mocne drzwi.
TeatrTo filozofem jesteś, to znów kupcem,
To szambelanem[244], to zwyczajnym głupcem,
Toś jest gospodarz, to znów gość,
3210
A śmiechu nigdy nie ma dość.
To pastor z ciebie jest, to organista,
To polihistor[245], to znowu dentysta,
To król, to znów poddany, tak
Że łachman nosisz albo frak.
3215
Przy tej odmianie ciągłej łatwo dowieść,
Iż życie bieży jak ucieszna powieść,
Z której wnet możesz poznać kart,
Że jeden kiep[246] drugiego wart.
Jeśli aktorzy uwiną się żwawo,
3220
Klaszczą im wtedy i wołają: brawo!
A gdy kurtyna spada już,
Wieńce rzucają na nich z róż.
Jeżeli wszakże pomylą się w roli,
Pisków, sykania i krzyków dowoli;
3225
Schodzących z sceny za ten grzech
Aż za kurtynę ściga śmiech.»
Na to Hieronim: «Każde twoje słowo
Pięknie maluje mi kondycję nową
I coraz więcej gustu mam
3230
W takim teatrum grywać sam.»
Słysząc to, panna za rękę go wiodła
Do dyrektora, co sam czyścił siodła,
Bo, jak wypadło w jednej z ról,
W orszaku wjeżdżać miał jak król.
3235
Tu, prezentując go nader życzliwie,
Wspomniała z lekka i nie chcąc o piwie,
Przy którym, jako zwyczaj jest,
Na komedianta Jobs wziął chrzest.

Rozdział trzydziesty trzeci

3239

jak Hieronim naprawdę aktorem został i jak od panny dla huzara pewnego poniechany, w desperację wpadłszy, teatrum owe porzucił.

3240
Szerokie teraz otwarło się pole
Dla Hieronima, który różne role,
Jak się to zaraz tu da znać,
W teatrum owym począł grać.
Łotrów, świętoszków, bawidamków szczwanych,
3245
Kosterów[247], burdów, studentów pijanych,
Tchórzów i gachów[248] grał tak, że
Myślałbyś — na nich rodził się.
Tak w przyrodzonym czując się żywiole,
Aplauz zyskiwał za każdą swą rolę
3250
I od oklasków cały gmach
Trząsł się od zrębu po sam dach.
Toż pedagogów arcyświetnie grywał,
A kiedy jako autor występywał,
Złudzenie było takie, że
3255
Teatrum całe trzęsło się.
Lecz filozofa kiedy objął rolę
Lub gdy jak Filon[249] z fujarką szedł w pole,
Na próżno tylko tracił czas:
Widz zimny wtedy był jak głaz.
3260
Szlachetnych panów także psuł ze szczętem,
Do ról się dłuższych nie cieszył talentem,
Uczciwych i rozumnych słów
Uczył się bardzo trudno znów.
Tak przechodziło życie Hieronima
3265
W różach i cierniach, gdyż bez nich nic nie ma,
A na osłodę doli złej
Także w objęciach panny swej.
Że ta mu rola najbardziej w smak była,
O tym nikt, nawet panna nie wątpiła,
3270
I on ją z wszystkich wolał ról,
Choć bywał czasem wódz lub król.
Ale, jak mówi przypowieść prawdziwa,
Iż to, co świeci, rzadko złotem bywa
I że za światłem idzie cień,
3275
A noc przychodzi, gdzie był dzień,
Tak i Hieronim, w pannie rozkochany,
Rychło takowej doświadczył odmiany
I nim się spodział, jak i co,
Już mu umknęło szczęście to.
3280
Traf bowiem zdarzył, iż huzar[250] jakowy
Ujrzawszy pannę zawrotu wnet głowy
Dostał, jak to się często dość
Zdarza, gdy wąsy mają rość.
A iż paniczyk zasobny był w złoto
3285
I wielce panny zachwycił się cnotą,
A panna rozum miała snadź[251],
Iż, kiedy dają, trzeba brać,
Gdy nadto, jak to widzieliście sami,
Z coraz nowymi była wariacjami,
3290
Jako muzyczny motyw, ta
Panna, o którą tu szła gra —
Więc choć Hieronim miarkując, co znaczy
Ów huzar, armię całą klął w rozpaczy
I z pistoletu, który miał
3295
Zapał[252] bez kurka[253], strzelać chciał,
To tylko zyskał, płacząc nieustannie,
Że tej wesołej całkiem obrzydł pannie
I że w kwaterę swą co tchu
Wstępu wzbroniła zgoła mu.
3300
Więc w desperacji takowej bohater,
Ziejąc ogniami zazdrości jak krater,
Rzucił teatrum, poszedł w świat,
Krzyknąwszy pannie: «Bierz cię kat!»
Co zaś do panny, ta ze swym huzarem
3305
Życia się miłym napawała darem,
Aż zmarła młodo w dwa coś lat,
Pączek wydawszy, jako kwiat.

Rozdział trzydziesty czwarty

3308

jak Hieronim do rodzinnego Schildburga wróciwszy, wiele tam odmian zobaczył i jak mile przyjęty został.

Tak więc raz jeszcze Jobs kandydat, srodze
3310
Strapion, na bitej obaczył się drodze,
Lecz nigdy żadnej drogi swej
Tak nie przeklinał jako tej.
SamobójstwoNiewierność bowiem i zmienność tej panny
Tkwiła mu w sercu jak cierń nieustanny
3315
I gdyby nie to, że był tchórz,
Byłby gdzie może wisiał już.
Lecz desperatom kiedy braknie ducha,
To brak postronka, to gałąź za sucha,
Więc postanowił Jobs nasz żyć,
3320
Aby mógł jeszcze jeść i pić.
Tak, brew zmarszczywszy i w obliczu srogi,
Wahał się chwilę na rozstaju drogi,
Nie wiedząc, którą iść by miał,
Bo i tu, i tam także chciał.
3325
Jedna w Bawarię wiodła, lecz nie wiedział,
Czyli[254] by pan tam jeszcze z żoną siedział,
Druga w ów szwabski zasię gród,
Skąd swój początek wziął i ród.
Lecz jak zraniony ptak, kiedy z daleka
3330
Do gniazda swego leci a ucieka,
By tam skrył ranę, którą strzał
Niecnotliwego łowca dal,
Tak wypędzony z uciech dawnych raju
Do rodzinnego wziął wracać się kraju
3335
I (niech pochwalon będzie Bóg!)
Wkrótce przestąpił ojców próg.
Ałe zaledwie przeszedł przez rogatki
(Gdzie dał grosz celny, dziurawy i gładki),
Począł się wahać, czy by to
3340
Był Schildburg dawny, czy też co?
Bo chociaż mile został powitany,
Na każdym kroku spostrzegał odmiany,
Gdyż i tu w ciągu owych lat
Nie stał, lecz naprzód bieżał świat.
3345
Przy życiu wprawdzie jeszcze matka była,
Lecz w niedostatku i ubóstwie żyła,
Z niespań, z kłopotów, z łez i z trosk
Wyżółkłszy tak jak gdyby wosk.
Brat jeden poszedł ad patres[255] i w grobie
3350
Za miastem leżał od lat paru sobie.
Drugi założył mały kram,
W którym sprzedawał nici sam.
Trzeci wziął żonę najbrzydszą w tym grodzie,
Lecz za to w mleku opływał i miodzie,
3355
Choć miewał jako księżyc znów
Pełnię na twarzy albo nów.
Najstarsza siostra także męża miała
(Czas — ten nie stoi, lecz leci jak strzała!),
Który tak samo fajkę ćmił,
3360
Jak Jobs senator, kiedy żył.
Co zaś do Grety, która konkurenta
Miała przy sądzie tamtejszym, rejenta[256],
I szersza była wszerz niż wzdłuż —
Sporego chłopca miała już.
3365
Rejent się tylko za miastem gdzieś bawił
I narzeczoną wraz z synkiem zostawił,
Gdyż nie był ten wciągniętym fakt
Do rejentalnych żadnych akt.
Najmłodsza, Ester, była do pomocy
3370
Matce, swą wiosną dom ciesząc sierocy
I kwitnąc jako polny kwiat,
Gdy się ze świata wrócił brat.
Tak więc, choć w trwodze i biedzie szło życie,
Miłym dla wszystkich było to przybycie,
3375
Gdyż dawno o nim przepadł słuch
Ani go widział żywy duch.
Lecz że nie chciało starczyć w żywy sposób
Mięsa i chleba w domu na pięć osób,
Radzić poczęto o tym, gdzie
3380
Mógłby Hieronim udać się.

Rozdział trzydziesty piąty

3381

jako Hieronim stróżem nocnym w Schildburgu został i jak się matce jego sen jej i wróżba cyganki sprawdziły.

Właśnie w Schildburgu dni temu niewiele
Był pochowany przy samym kościele
Grodu całego nocny stróż,
3385
Co się wysłużył dobrze już.
A iż się żaden rząd ostać nie może
Bez należytej straży w nocnej porze,
Magistrat przeto radzić jął,
Skąd by nowego stróża wziął.
3390
Lecz kandydatów choć było niemało,
Którym się ono beneficjum[257] śmiało,
Wszyscy musieli krzyknąć: pas!
Kiedy Hieronim puścił bas.
Kumy i krewni krzywili się trocha,
3395
Bo go od dziecka ci znali jak śpiocha,
Przy którym, niż się zbudzi, wprzód
Z dymem pójść może cały gród.
Gdy przypomniano wszakże senatora,
Ozdobę miasta tego, Jobs-seniora,
3400
Jak miał handelek dobrych win —
Od wszystkich gałkę[258] dostał syn.
I ten mu tylko warunek kładziono,
Aby Jobs junior, pro publico bono[259],
Z posadą, którą objąć miał,
3405
Po nieboszczyku wdowę brał.
Gdy bowiem służąc grodowi lat wiele
Stróż dawny żonę zostawił i cielę,
Słusznym się wszystkim zdało być,
By też sieroty mogły żyć.
3410
Już więc, by służby nagrodzić mu owe,
Już, by pocieszyć dobytek i wdowę,
Gród postanowił dodać ją,
Kto by posadę dostał tą.
Wdowa dopiero miała lat trzydzieście
3415
I nie najbrzydszą była w całym mieście.
Hieronim (tak mu obrzydł świat! )
Zgodził się, mówiąc: «Pal tam kat!»
Zaraz weselej zrobiło się w grodzie,
Gdy w godzin kilka po słońca zachodzie
3420
Młody czy stary słyszeć mógł
Nocnego stróża głos i róg.
Gdy bowiem zegar uderzył na wieży,
Brał dech Hieronim z głębi, jak należy,
I wołał hucząc niby grom
3425
(Stróżować mógłby grodom dwom!):
«Już jedenasta bije na kościele,
Pilnujcie ognia, cni obywatele!
Już jedenastą bije dzwon,
Strzeżcie złodzieja, córek, żon!
3430
Młody i stary, polecaj swe rzeczy
Opiece boskiej, a miej je na pieczy!
Dzwon jedenastą wybił już!
Słuchaj, co woła stróż!… stróż!… stróż!…»
I co godzina to samo do rana,
3435
W nazwaniu godzin tylko była zmiana.
Najpierw uderzał z wieży dzwon,
A po nim: «Strzeżcie ognia, żon!»
Tak, spać nie dając mężom i niewieście,
Sprawował straż swą Hieronim w tym mieście,
3440
Włócząc po ścianach długi cień,
A za to śpiąc znów cały dzień.
Jakoż w tym czasie, gdy trąbił i wołał,
Żaden z złodziei nic ukraść nie zdołał,
Więc klął go jawnie cały cech
3445
Łotrzyków miejskich: «Bogdajś zdechł! »
Obywatele także się budzili
Spać nie mogący spokojnie ni chwili,
Niejeden przeto, zbawion snu,
Kilka kop diabłów też słał mu.
3450
Najsroższy wszakże wstręt i bardzo wielki
Do stróża miały cne obywatelki
I nagłych zlęknień było tam
Niemało wśród co młodszych dam.
Ledwie jakowej zażywać słodyczy
3455
Jęły w skrytości, aliści ów krzyczy
I budzi mężów, ojców, strach
Puszczając w cały cichy gmach.
Klęły więc panny go i też mężatki,
Lecz się ciekawie wyśniwał sen matki
3460
(Patrz rozdział drugi), gdy na świat
Miał znowu Jobsom przyjść ten chwat,
I co Cyganka wróżyła im obca,
Kiedy o losy pytano ją chłopca —
Wszystko sprawdziło się tu tak,
3465
Że jasny był najmniejszy znak.
Pani Schnepperle za to wróżba cała
(Patrz rozdział trzeci) na wiatr się rozwiała,
W najmniejszej mierze nawet się
Nie iszcząc przez rozdziały te.
3470
Z tego naukę takową brać mamy:
Tak pani Schnepperle, jak inne damy,
Nazbyt się chwalą z onych ksiąg
Branych niekiedy do swych rąk.

Rozdział trzydziesty szósty

3474

jako Hieronima wszystkim przyrodzona śmierć spotkała i jak z nim raz autorowi uczyniła spokój. Rozdział tak dobry, jak najlepsze nad grobem kazanie.

3475
Niejedną wiosnę prześpiewali ptacy,
Gdy pierwszy z Ojców Kościoła, Horacy[260],
Wyrzekł, iż w zamki pyszne śmierć
Tak samo puka jak i w żerdź.
Ów tekst trza w takim rozumieć sposobie:
3480
Co żyje, wszystko kiedyś legnie w grobie.
Tak król jak żebrak i tak pan
Jak sługa musi z śmiercią w tan!
Śmierć dawno oczy zgubiła w kostnicy
I między dwojgiem nie czyni różnicy,
3485
A tak bezstronny jest jej sąd,
Że sławy już nabrała stąd.
Śmierć dzieli równo uśmiechy i względy
Na chłopskie chaty i dworskie urzędy,
Czy żebrak, czyli[261] sułtan jest —
3490
Jeden dla wszystkich miewa gest.
Śmierć idzie prosto z ostrą swoją kosą,
Czy masz ostrogi, czyli chodzisz boso,
Czy jasna pani, czy od krów
Dziewka — jednaki dla niej łów.
3495
Niczym potęga dla niej, ni nauki,
Korony zdziera i zdziera peruki;
Doktorski biret[262], ośli łeb —
Wszystko to dla niej jeden kiep.
Czy to żelazo, czy uczta, czy dżuma,
3500
Sto ma sposobów, sto przyczyn wyduma:
Czy miłość, czyli wściekły pies —
Zawsze uczyni z nami kres.
To nagły przestrach, to długa choroba,
Doktor, aptekarz, to razem znów oba,
3505
To radość, to trucizny jad,
Choć nie wie, służy śmierci rad.
To proces, wyrok, to zmysłów utrata,
To popędliwa żona, to armata,
To stryczek, to znów dziki zwierz
3510
(Od czego nas tu, Boże, strzeż!).
Nic nie obroni nas od tej mizerii:
Proch ni reduty, ni setki baterii,
Bo czy to twierdza, wał czy miecz,
Śmierć nie dba, czyni swoją rzecz.
3515
Komendant siedmiu otoczon murami
I wielki wezyr[263] stu odaliskami[264],
Jak Diogenes[265] w beczce swej —
Wszyscy się godzą na ząb jej.
Tak było zawsze za ludzkiej pamięci
3520
I w księgach stoi, że śmierć karki kręci:
Czy Jakub Bohme[266] jest, czy znów
Z arystotelskich[267] która głów.
Poczwarny Ezop[268] w równej idzie cenie
Przy Endymionie[269] i pięknej Helenie[270],
3525
A król Salomon[271], tak jak Job[272],
Musi, gdy śmierć nań krzyknie: hop!
Toż Jobs senator z cesarzem Henrykiem
I Hans-Sachs[273], co był moim poprzednikiem,
I Dawid, tak jak Goliat drab,
3530
Darmo się bronią, gdy śmierć chap!
Tak wariat, jak i Marek Aureli[274],
Tak błazen, jako przeor w swojej celi,
Tak Samson[275], jak i Don Kiszot[276],
Musieli przez jej skakać płot.
3535
Tak Kartusz[277], jak i Aleksander Wielki
(Jeden drugiego wart jak dwie kropelki),
I Cezar, tak jak Hannibal[278],
Musieli wszyscy na ten bal.
Toż August Mocny, król Polski i Sasów,
3540
Też nolens volens[279] swych wyrzec się wczasów[280]
Tak musiał, jak i perski szach,
Kiedy prosiła ich w swój gmach.
Podobnie Kserkses[281] z wojskiem swoim wiernym,
Także Putyfar[282] z żoną i koszernym
3545
Mięsem, i pani de Chantal[283],
I mchem porosły Matuzal[284].
Wszyscy musieli iść na czarne mary:
Kalwin[285] i przeor ów od Świętej Klary,
I patriarcha Abraham,
3550
I Erazm[286] (patrzaj Rotterdam).
I młynarz Miarka, i adwokat Fapke,
I junkier[287] pruski — poszli w tę pułapkę,
I nawet stary rejent Schratt,
Co w Regensburgu z schodów spadł.
3555
Wszyscy polegli pod jej kosą ostrą:
Albertus Magnus[288], Hipokrat[289], Cagliostro[290],
Galen[291], doktorzy obu praw
Z salernitańskich spadli ław.
Żaden nie uszedł niezbędnego drzewca:
3560
Ni Nostradamus[292], ni chłopak od szewca,
I tak Swedenborg[293], jak i Faust[294]
Musieli do niej wypić haust.
Orfeusz[295] poszedł razem z muzykanty,
Z Germany Tacyt[296], Molier[297] z komedianty,
3565
Apelles[298], Fidiasz[299], rad nie rad,
Musiał, gdy chciała, iść w jej ślad.
I Midas poszedł z uszami wielkiemi,
I Homer, piewca Olimpu[300] i ziemi,
I Tamerlanus[301] kusztyk[302], i
3570
Tancerz powietrzny, pan Vestri.
Ach, czytelniku! Straszydło to szpetne
Pożera nawet i damy szlachetne!
I Penelopa[303], Dido[304], Ksan-
Typa[305] w ten z śmiercią idą tan.
3575
Miły Demokryt[306], hipochondryk Tymon[307],
Herod, Pilatus[308] i czarownik Symon[309],
Sokrates, co miał tęgi łeb,
Poszli — ten mądry, a ten kiep!
Rosynant[310] nawet razem z Bucefałem[311],
3580
Abul-Abassa[312] słoń z bogactwem całem,
Osieł Baalamów[313], Bayarda koń[314]
Padły, gdy ich ta sięgła dłoń.
Summa summarum[315], gdy z tyłu i z przodu
Tyle zacnego poległo narodu
3585
I żadna z kronik wprzód czy w tył
Nie piszę, by wyjątek był —
Wnioskować z tego najlogiczniej mogę,
Że wszyscy pójdziem kiedyś w ową drogę,
Co, czytelniku, ani cię
3590
Nie minie, ni — co gorsza — mnie.
Takim to właśnie porządkiem i ładem
I Hieronimus za ojców szedł śladem,
I jego śmierć przybyła zgnieść,
Gdy lat czterdzieści miał, dni sześć.
3595
Dostał on kiedyś, trąbiąc dżdżystej nocy,
Febry[316] i byłby pewno bez pomocy
Niczyjej w tydzień jaki, zdrów,
Chodził i nocą trąbił znów.
Lecz na nieszczęście doktor pewien słynny
3600
Dał mu eliksir życia, czy też inny,
I artis lege[317] wysłał go,
Gdzie wymienieni wyżej są.
Wielki się na to lament podniósł w mieście,
Domów żałobą okryło się dwieście,
3605
Gdyż od dawnego czasu już
Nie był w Schildburgu taki stróż.

Przypisy

[1]

tedy (daw.) — więc, zatem. [przypis edytorski]

[2]

regestr — rejestr, spis. [przypis edytorski]

[3]

rad (daw.) — chętnie. [przypis edytorski]

[4]

Apollo (mit. gr.) — przewodnik dziewięciu muz, bóg sztuki, wróżbiarstwa i gwałtownej śmierci. [przypis edytorski]

[5]

luźny burlesk — określenie konstrukcji rytmicznej niemieckiego oryginału. [przypis edytorski]

[6]

Sachs, Hans (1494–1576) — niemiecki poeta z Norymbergi, syn rzemieślnika, zwolennik reformacji. [przypis edytorski]

[7]

praszczur — przodek. [przypis edytorski]

[8]

Baka, Józef (1707–1780) — jezuita, polski poeta późnego baroku; na temat wartości jego dorobku wciąż toczą się ożywione dyskusje. [przypis edytorski]

[9]

Chodowiecki, Daniel (1726–1801) — malarz i rysownik polsko-niemieckiego pochodzenia. [przypis edytorski]

[10]

fidybus — kilkakrotnie złożony kawałek papieru, stosowany do zapalania fajki. [przypis edytorski]

[11]

et cetera a. et caetera (łac.) — i tak dalej. [przypis edytorski]

[12]

kancista — zwolennik filozofii Immanuela Kanta. [przypis edytorski]

[13]

fant — przedmiot oddany w zastaw. [przypis edytorski]

[14]

dziesięć od sta — dziesięć procent. [przypis edytorski]

[15]

podagra — choroba pociągająca za sobą bóle stawów, zwł. wielkiego palca u nogi. [przypis edytorski]

[16]

Atlas (mit.gr.) — tytan podtrzymujący sklepienie niebieskie. [przypis edytorski]

[17]

progenitura (z łac.) — potomstwo. [przypis edytorski]

[18]

zawżdy (daw.) — zawsze. [przypis edytorski]

[19]

kaducznie — diabelnie. [przypis edytorski]

[20]

kum — ojciec chrzestny. [przypis edytorski]

[21]

fizys (daw.) — twarz. [przypis edytorski]

[22]

drzymać — dziś popr.: drzemać. [przypis edytorski]

[23]

ampułka — dzbanuszek, w którym w czasie mszy podaje się kapłanowi wino i wodę. [przypis edytorski]

[24]

trybularz — kadzielnica. [przypis edytorski]

[25]

czyli — czy z partykułą pytajną -li. [przypis edytorski]

[26]

in pleno (łac.) — w pełnym składzie. [przypis edytorski]

[27]

bene (łac.) — dobrze. [przypis edytorski]

[28]

nadobny (daw.) — piękny. [przypis edytorski]

[29]

rozterka — tu w dawnym znaczeniu: spór, konflikt. [przypis edytorski]

[30]

staje — dawna miara odległości. [przypis edytorski]

[31]

preceptor — nauczyciel. [przypis edytorski]

[32]

mensa (łac.) — stół. [przypis edytorski]

[33]

wokabuły (z łac.) — słówka. [przypis edytorski]

[34]

verbum (łac.) — czasownik. [przypis edytorski]

[35]

koniugować — odmieniać przez osoby, czasy, tryby itp. [przypis edytorski]

[36]

koza — areszt (bądź przypominające go pomieszczenie w szkole). [przypis edytorski]

[37]

pensum — tu: zadanie domowe. [przypis edytorski]

[38]

harcap — warkocz przy peruce. [przypis edytorski]

[39]

incognito (łac.) — tu: bez ujawniania osoby sprawcy. [przypis edytorski]

[40]

prosto — po prostu. [przypis edytorski]

[41]

parać się — zajmować się czymś. [przypis edytorski]

[42]

pro (łac.) — za. [przypis edytorski]

[43]

contra (łac.) — przeciw. [przypis edytorski]

[44]

chiromancja — wróżenie z ręki. [przypis edytorski]

[45]

scheda — spadek. [przypis edytorski]

[46]

golec — biedak. [przypis edytorski]

[47]

Sybilla (mit. gr.) — wieszczka przepowiadająca przyszłość. [przypis edytorski]

[48]

kabała — tu ogólnie: wróżba. [przypis edytorski]

[49]

gach (daw., gw.) — kochanek. [przypis edytorski]

[50]

vale (łac.) — żegnaj. [przypis edytorski]

[51]

zwłóczyć — zwlekać. [przypis edytorski]

[52]

troki — rzemienie do przywiązywania bagażu. [przypis edytorski]

[53]

kontent (daw.) — zadowolony. [przypis edytorski]

[54]

podjezdek — mały a. marny koń. [przypis edytorski]

[55]

strawne (daw.) — pieniądze przeznaczone na posiłek. [przypis edytorski]

[56]

studiosus (łac.) — student. [przypis edytorski]

[57]

ad parnassum grade — zniekszt. łac. gradus ad Parnassum, tj. krok na Parnas. [przypis edytorski]

[58]

kosterski (daw.) — typowy dla graczy w kości, hazardzistów. [przypis edytorski]

[59]

fryc — tu: nowicjusz. [przypis edytorski]

[60]

przynuka (daw, gw.) — zachęta. [przypis edytorski]

[61]

sak — worek, tu: trzos. [przypis edytorski]

[62]

matrykuła (daw.) — legitymacja studencka. [przypis edytorski]

[63]

stante pede (łac.) — natychmiast (dosł.: na jednej nodze). [przypis edytorski]

[64]

in primo (łac.) — po pierwsze. [przypis edytorski]

[65]

item (łac.) — również, także. [przypis edytorski]

[66]

jurysta (daw.) — prawnik. [przypis edytorski]

[67]

obu praw — tj. prawa świeckiego i kanonicznego. [przypis edytorski]

[68]

wcale (daw.) — całkiem. [przypis edytorski]

[69]

bursz — członek korporacji studenckiej. [przypis edytorski]

[70]

in floribus (łac.) — pośród kwiatów. [przypis edytorski]

[71]

zawżdy (daw.) — zawsze. [przypis edytorski]

[72]

zdzierżyć (daw.) — wytrzymać. [przypis edytorski]

[73]

Gaudeamus igitur (łac.) — cieszmy się więc (początek popularnej pieśni studenckiej). [przypis edytorski]

[74]

pedel (daw.) — woźny. [przypis edytorski]

[75]

pereat (łac.) — niech zginie. [przypis edytorski]

[76]

fuchs a. fuks— tu: początkujący student. [przypis edytorski]

[77]

łyk (pogardl.) — mieszczanin. [przypis edytorski]

[78]

lak — topliwa substancja stosowana do pieczętowania listów. [przypis edytorski]

[79]

folgować (daw.) — pozwalać sobie na coś. [przypis edytorski]

[80]

luidor (daw.) — złota moneta francuska. [przypis edytorski]

[81]

et altra (łac.) — i inne. [przypis edytorski]

[82]

summa summarum (łac.) — uwzględniając wszystko razem. [przypis edytorski]

[83]

burgund — wino z Burgundii. [przypis edytorski]

[84]

muszkat a. muszkatel — rodzaj słodkiego wina. [przypis edytorski]

[85]

ukontentować (daw.) — zadowolić. [przypis edytorski]

[86]

mitręga (daw.) — ciężka praca, trud. [przypis edytorski]

[87]

part — płótno parciane. [przypis edytorski]

[88]

balwierz (daw.) — fryzjer a. cyrulik. [przypis edytorski]

[89]

cząty (daw.) — czerwony złoty. [przypis edytorski]

[90]

sedenteria — prawdop. pseudonaukowe określenie biegunki, z łac. sedere, tj. siedzieć. [przypis edytorski]

[91]

łokciowy (daw.) — długi. [przypis edytorski]

[92]

ekspensować (daw.) — wydawać. [przypis edytorski]

[93]

dalipan — dalibóg (zwrot oznaczający: słowo daję, na pewno). [przypis edytorski]

[94]

in pleno (łac.) — w pełnym składzie. [przypis edytorski]

[95]

gościniec (daw.) — prezent, zwł. przywieziony z podróży. [przypis edytorski]

[96]

pro tempore (łac.) — tymczasowo. [przypis edytorski]

[97]

forbot (daw.) — frędzel. [przypis edytorski]

[98]

skrypta (daw.) — pisma. [przypis edytorski]

[99]

mantelzak — worek troczony z tyłu siodła, zwykle służący do przewożenia płaszcza. [przypis edytorski]

[100]

vale (łac.) — żegnaj. [przypis edytorski]

[101]

lektor — tu: czytelnik. [przypis edytorski]

[102]

sztylpy — wysokie, skórzane buty do jazdy konnej. [przypis edytorski]

[103]

przysuć (daw.) — przysypać. [przypis edytorski]

[104]

febra — gorączka połączona z dreszczami. [przypis edytorski]

[105]

by (daw.) — tu: jak. [przypis edytorski]

[106]

westa (daw.) — kamizelka. [przypis edytorski]

[107]

kolet — obcisły, skórzany kaftan męski. [przypis edytorski]

[108]

marsowy (daw.) — groźny, wojowniczy. [przypis edytorski]

[109]

na stronę — na bok. [przypis edytorski]

[110]

kapciuch (daw.) — woreczek, w którym trzymany jest tytoń. [przypis edytorski]

[111]

szarawary — rodzaj szerokich, bufiastych spodni. [przypis edytorski]

[112]

kirasjer — żołnierz ciężkiej jazdy. [przypis edytorski]

[113]

copf — z niem. Zopf, tj. warkocz. [przypis edytorski]

[114]

kurancik — tu: piosenka bądź aria. [przypis edytorski]

[115]

przeperswadować — wytłumaczyć. [przypis edytorski]

[116]

fryc — tu: nowicjusz. [przypis edytorski]

[117]

comber — pieczeń z kością. [przypis edytorski]

[118]

mosanie (daw., pot.) — mości panie. [przypis edytorski]

[119]

Demostenes (384–322 p.n.e.) — mówca i polityk grecki, przeciwnik dominacji dynastii macedońskiej. [przypis edytorski]

[120]

optima forma (łac.) — najlepsza forma. [przypis edytorski]

[121]

jąć (daw.) — zacząć. [przypis edytorski]

[122]

na kuraż (daw.) — dla odwagi. [przypis edytorski]

[123]

Hektor — bohater Iliady Homera, syn Priama i Hekaby, króla Troi, brat Parysa i Helena, najdzielniejszy obrońca Troi. [przypis edytorski]

[124]

kruż — dzban. [przypis edytorski]

[125]

facjenda (daw., z łac.) — interes. [przypis edytorski]

[126]

postylla (daw.) — zbiór kazań (z łac. zwrotu nawiązującego do czytania z Pisma św. post illa verba, tj. po tych słowach). [przypis edytorski]

[127]

Adamów (daw.) — Adamowy, Adama. [przypis edytorski]

[128]

spektator (z łac.) — widz. [przypis edytorski]

[129]

mdły (daw.) — słaby. [przypis edytorski]

[130]

zbór — tu: zgromadzenie. [przypis edytorski]

[131]

coram populo (łac.) — w obliczu ludu. [przypis edytorski]

[132]

praw (daw.) — właściwy. [przypis edytorski]

[133]

Lectori […] Salutem (łac.) — pozdowienia dla czytelnika. [przypis edytorski]

[134]

privatim (łac.) — prywatnie. [przypis edytorski]

[135]

ad rem (łac.) — do rzeczy. [przypis edytorski]

[136]

quid episcopus sit (łac.) — kim byłby biskup? [przypis edytorski]

[137]

secundum ordinem (łac.) — w dalszej kolejności. [przypis edytorski]

[138]

pedel (daw.) — woźny. [przypis edytorski]

[139]

manichejczyk — zwolennik manicheizmu, gnostyckiej doktryny popularne w III w. n.e., której wyznawcą był przez pewnien czas św. Augustyn. [przypis edytorski]

[140]

kacerz (z niem.) — heretyk. [przypis edytorski]

[141]

argumentum — tu: streszczenie. [przypis edytorski]

[142]

strofować — udzielać nagany. [przypis edytorski]

[143]

alteracja (daw.) — niepokój, wzburzenie. [przypis edytorski]

[144]

afekt (daw.) — uczucie. [przypis edytorski]

[145]

podagra — choroba pociągająca za sobą bóle stawów, zwł. wielkiego palca u nogi. [przypis edytorski]

[146]

mierzić (daw.) — brzydzić. [przypis edytorski]

[147]

cząty (daw.) — czerwony złoty. [przypis edytorski]

[148]

et cetera a. et caetera (łac.) — i tak dalej. [przypis edytorski]

[149]

antenat — przodek. [przypis edytorski]

[150]

skrybent — tu: sekretarz. [przypis edytorski]

[151]

kondycja (daw.) — stan. [przypis edytorski]

[152]

statek — tu: stabilność. [przypis edytorski]

[153]

trawić (daw.) — zużywać. [przypis edytorski]

[154]

rejterada — odwrót, ucieczka. [przypis edytorski]

[155]

Mars (mit. rzym.) — bóg wojny. [przypis edytorski]

[156]

burgund — wino z Burgundii. [przypis edytorski]

[157]

prawy (daw.) — prawdziwy. [przypis edytorski]

[158]

skrybent — tu: sekretarz. [przypis edytorski]

[159]

socjusz (z łac.) — towarzysz. [przypis edytorski]

[160]

ad patres (łac.) — do ojców. [przypis edytorski]

[161]

en bloc (fr.) — w całości. [przypis edytorski]

[162]

in persona (łac.) — osobiście. [przypis edytorski]

[163]

antecessor (łac.) — poprzednik. [przypis edytorski]

[164]

cherlak (daw.) — słabeusz. [przypis edytorski]

[165]

umizgi — zaloty. [przypis edytorski]

[166]

fiat (łac.) — niech się stanie. [przypis edytorski]

[167]

czeladź (daw.) — służba. [przypis edytorski]

[168]

ukontentować — zadowolić. [przypis edytorski]

[169]

przystojny (daw.) — tu: odpowiedni. [przypis edytorski]

[170]

akcydens — tu: dodatkowa premia. [przypis edytorski]

[171]

miarkować (daw.) — orientować się. [przypis edytorski]

[172]

regestr — rejestr, spis. [przypis edytorski]

[173]

pachciarski (daw.) — dotyczący dzierżawców. [przypis edytorski]

[174]

myto — tu ogólnie: opłata. [przypis edytorski]

[175]

felczer — osoba wykonująca proste zabiegu medyczne. [przypis edytorski]

[176]

responsować (z łac.) — odpowiadać na. [przypis edytorski]

[177]

praszczur — przodek. [przypis edytorski]

[178]

lustr (daw.) — blask. [przypis edytorski]

[179]

skrupić się (daw.) — (o karze, przekrości itp.) spaść na kogoś, skupić się na kimś. [przypis edytorski]

[180]

obrok — tu: wyżywienie. [przypis edytorski]

[181]

afekt (daw.) — uczucie. [przypis edytorski]

[182]

fryc (pogardl.) — Niemiec. [przypis edytorski]

[183]

wcale (daw.) — całkiem. [przypis edytorski]

[184]

żabot — ozdoba ze zmarszczonego materiału, umieszczana zwykle na froncie koszuli. [przypis edytorski]

[185]

forbot (daw.) — frędzel. [przypis edytorski]

[186]

jąć (daw.) — zacząć. [przypis edytorski]

[187]

maślacz — rodzaj słodkiego wina węgierskiego. [przypis edytorski]

[188]

trafunek (daw.) — traf, przypadek. [przypis edytorski]

[189]

tercjarka — członkini stowarzyszenia świeckich powiązanego z jednym z katolickich zakonów. [przypis edytorski]

[190]

zrejterować — uciec. [przypis edytorski]

[191]

ratafia — nalewka owocowa na spirytusie. [przypis edytorski]

[192]

zyz — zezowaty. [przypis edytorski]

[193]

kuternoga — kulawy. [przypis edytorski]

[194]

dyszkant — wysoki i piskliwy głos. [przypis edytorski]

[195]

postylla (daw.) — zbiór kazań (z łac. zwrotu nawiązującego do czytania z Pisma św. post illa verba, tj. po tych słowach). [przypis edytorski]

[196]

mierzić (daw.) — brzydzić. [przypis edytorski]

[197]

Hekate (mit. rzym.) — bogini czarów; tu przen.: wiedźma. [przypis edytorski]

[198]

podwójną kredą — prawdop.: zawyżając ceny. [przypis edytorski]

[199]

ekspens (z łac.) — wydatek. [przypis edytorski]

[200]

tynf (daw.) — drobna moneta polska. [przypis edytorski]

[201]

prospekt (daw.) — widok. [przypis edytorski]

[202]

westa (daw.) — kamizelka. [przypis edytorski]

[203]

delia (daw.) — wierzchnie okrycie męskie, podbite futrem. [przypis edytorski]

[204]

cum krzakis, boris — z krzakami i borami (makaronizm). [przypis edytorski]

[205]

siła (daw.) — wiele. [przypis edytorski]

[206]

traktament (daw.) — poczęstunek. [przypis edytorski]

[207]

kolatorstwo — status spadkobiercy fundatora kościoła, dający wpływ na obsadę stanowisk. [przypis edytorski]

[208]

kopa — 60 sztuk. [przypis edytorski]

[209]

deliberować (daw.) — rozważać. [przypis edytorski]

[210]

zoil — surowy, złośliwy krytyk. [przypis edytorski]

[211]

jąć (daw.) — zacząć. [przypis edytorski]

[212]

zmiarkować (daw.) — zorientować się. [przypis edytorski]

[213]

przytomny (daw.) — obecny. [przypis edytorski]

[214]

suplikacja — prośba, błaganie. [przypis edytorski]

[215]

kuna — żelazna obręcz na głowę lub rękę skazanego, przypinanego nią do słupa. [przypis edytorski]

[216]

primo (łac.) — po pierwsze. [przypis edytorski]

[217]

kapłon — wykastrowany kogut. [przypis edytorski]

[218]

pro secundo (łac.) — po drugie. [przypis edytorski]

[219]

tertio (łac.) — po trzecie. [przypis edytorski]

[220]

pro quarto (łac.) — po czwarte. [przypis edytorski]

[221]

pro quinto (łac.) — po piąte. [przypis edytorski]

[222]

pro sexto (łac.) — po szóste. [przypis edytorski]

[223]

kuna — żelazna obręcz na głowę lub rękę skazanego, przypinanego nią do słupa. [przypis edytorski]

[224]

igrać — bawić się. [przypis edytorski]

[225]

półdrabek (daw., gw.) — belka w drabinie, podtrzymująca szczeble. [przypis edytorski]

[226]

kańczug — rzemienny bicz na krótkim trzonku. [przypis edytorski]

[227]

kłonica — element konstrukcyjny wozu drabiniastego. [przypis edytorski]

[228]

ożóg — pogrzebacz. [przypis edytorski]

[229]

pludry (daw.) — rodzaj krótkich spodni. [przypis edytorski]

[230]

ożóg — pogrzebacz. [przypis edytorski]

[231]

turzyca — tu: sierść. [przypis edytorski]

[232]

kozera (daw.) — kolor atutowy w grach karcianych. [przypis edytorski]

[233]

tuz (daw.) — as w talii kart. [przypis edytorski]

[234]

paradyz — najwyższa galeria w teatrze. [przypis edytorski]

[235]

mizdrzyć się (pot.) — przymilać się do kogoś, zwł. w nieprzyjemny sposób. [przypis edytorski]

[236]

kaleta (daw.) — skórzany woreczek na pieniądze, mocowany do pasa. [przypis edytorski]

[237]

bawić (daw.) — przebywać. [przypis edytorski]

[238]

apolog — dziś popr.: apologia. [przypis edytorski]

[239]

prawie (daw.) — prawdziwie, naprawdę. [przypis edytorski]

[240]

krotochwila (daw.) — żart. [przypis edytorski]

[241]

czerstwy (daw.) — zdrowy, silny. [przypis edytorski]

[242]

roztrucharz (daw.) — handlarz końmi. [przypis edytorski]

[243]

balwierz (daw.) — fryzjer a. cyrulik. [przypis edytorski]

[244]

szambelan — wysoki urzędnik dworski. [przypis edytorski]

[245]

polihistor — człowiek wszechstronnie wykształcony. [przypis edytorski]

[246]

kiep (daw.) — głupiec. [przypis edytorski]

[247]

kostera — gracz w kości, hazardzista. [przypis edytorski]

[248]

gach (daw., gw.) — kochanek. [przypis edytorski]

[249]

Filon — konwencjonalne imię pasterza z sielanki. [przypis edytorski]

[250]

huzar — kawalerzysta z lekkiej jazdy. [przypis edytorski]

[251]

snadź (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]

[252]

zapał — tu: zapalnik. [przypis edytorski]

[253]

kurek — element zamka broni palnej, odpowiedzialny za odpalenie naboju. [przypis edytorski]

[254]

czyli — czy z partykułą pytajną -li. [przypis edytorski]

[255]

ad patres (łac.) — do ojców. [przypis edytorski]

[256]

rejent (daw.) — notariusz. [przypis edytorski]

[257]

beneficjum — tu: stanowisko przynoszące zyski. [przypis edytorski]

[258]

gałka — głos (od ówczesnej metody głosowania tajnego z pomocą białych i czarnych gałek). [przypis edytorski]

[259]

pro publico bono (łac.) — dla dobra publicznego. [przypis edytorski]

[260]

Horacy — właśc. Quintus Horatius Flaccus (65–8 p.n.e.), poeta rzymski, znany głównie jako autor czterech ksiąg pieśni. [przypis edytorski]

[261]

czyli — czy z partykułą pytajną -li. [przypis edytorski]

[262]

biret — sztywna czapka bez daszka, stosowana obecnie przez uczonych i prawników w sytuacjach oficjalnych. [przypis edytorski]

[263]

wielki wezyr — naczelny dowódca armii tureckiej. [przypis edytorski]

[264]

odaliska — niewolnica w haremie sułtana. [przypis edytorski]

[265]

Diogenes z Synopy ok. (413–323 p.n.e) — filozof grecki, przedstawiciel cynizmu. [przypis edytorski]

[266]

Böhme, Jakub (1575–1624) — mistyk i filozof religii, jego najważniejsze dzieło to Aurora. [przypis edytorski]

[267]

arystotelski — tu: mądry jak Arystoteles. [przypis edytorski]

[268]

Ezop — legendarny grecki autor bajek zwierzęcych. [przypis edytorski]

[269]

Endymion (mit. gr.) — syn bogini Selene, słynny z pięknego wyglądu. [przypis edytorski]

[270]

Helena — bohaterka Iliady Homera. najpiękniejsza kobieta na ziemi, żona Menelaosa, króla Sparty. Z jej powodu toczyła się wojna trojańska. Została porwana przez Parysa, który rozsądził między Herą, Ateną i Afrodytą na korzyść tej ostatniej, ogłaszając ją najpiękniejszą z bogiń. Ręka Heleny miała być jego nagrodą. [przypis edytorski]

[271]

Salomon (bibl.) — syn Dawida, słynny z mądrości król Izraela. [przypis edytorski]

[272]

Job a. Hiob (bibl.) — człowiek doświadczony przez Boga nieszczęściami w celu wypróbowania jego wiary, główny bohater Księgi Hioba. [przypis edytorski]

[273]

Sachs, Hans (1494–1576) — niemiecki poeta z Norymbergi, syn rzemieślnika, zwolennik reformacji. [przypis edytorski]

[274]

Marek Aureliusz (121–180) — cesarz rzymski, filozof, zwolennik stoicyzmu. [przypis edytorski]

[275]

Samson (bibl.) — siłacz i wojownik izraelski, walczący z Filistynami, usidlony przez kochankę Dalilę. [przypis edytorski]

[276]

Don Kiszot a. Don Kichote — błędny rycerz, bohater powieści Miguela de Cervantesa. [przypis edytorski]

[277]

Kartusz — niejasne. [przypis edytorski]

[278]

Hannibal Barkas (247–183 p.n.e) — kartagiński dowódca wojskowy, wsławiony serią ostatecznie przegranych wojen z Rzymem. [przypis edytorski]

[279]

nolens volens (łac.) — chcąc niechcąc. [przypis edytorski]

[280]

wczas (daw.) — odpoczynek. [przypis edytorski]

[281]

Kserkses (ok. 517–465 p.n.e) — władca Persji, wsławiony dwoma nieudanymi kampaniami przeciw Grecji. [przypis edytorski]

[282]

Putyfar (bibl.) — Egipcjanin, który kupił Józefa jako niewolnika. [przypis edytorski]

[283]

de Chantal (1572–1641) — zakonnica francuska, jedna z założycielek zakonu wizytek. [przypis edytorski]

[284]

Matuzal — właśc. Matuzalem, postać biblijna sławna z długiego życia. [przypis edytorski]

[285]

Kalwin, Jan (1509–1564) — teolog szwajcarski, twórca jednej z ważniejszych gałęzi protestantyzmu (zwanej kalwinizmem lub ewangelizmem reformowanym). [przypis edytorski]

[286]

Erazm z Rotterdamu — własc. Gerrit Gerritszoon, zm. 1536, filozof, filolog i pedagog, jeden z czołowych przedstawicieli renesansowego humanizmu. [przypis edytorski]

[287]

junkier — pruski właściciel ziemski. [przypis edytorski]

[288]

Albertus Magnus — Albert Wielki, zm. 1280, dominikanin, teolog i filozof scholastyczny. [przypis edytorski]

[289]

Hipokrates z Kos (ok. 460–ok. 370 p.n.e.) — lekarz grecki, jeden z pionierów medycyny naukowej. [przypis edytorski]

[290]

Cagliostro — właśc. Giuseppe Balsamo (1743–1795) włoski awanturnik, alchemik i okultysta. [przypis edytorski]

[291]

Galen — właśc. Claudius Galenus (ok. 130–200 n.e.), rzymski lekarz greckiego pochodzenia, postać ważna dla rozwoju naukowej medycyny. [przypis edytorski]

[292]

Nostradamus (1503–1566) — fr. lekarz, matematyk i astrolog, najbardziej znany jednak jako autor wierszowanych proroctw. [przypis edytorski]

[293]

Swedenborg (1688–1772) — szwedzki naukowiec i mistyk mający wizje Sądu Ostatecznego. [przypis edytorski]

[294]

Faust — postać literacka, naukowiec sprzedający diabłu duszę w zamian za wiedzę, bohater tytułowy dramatu J. W. Goethego. [przypis edytorski]

[295]

Orfeusz (mit. gr.) — śpiewak i poeta, który odważył się zejść do Hadesu, próbując uratować swą żonę, Eurydykę. [przypis edytorski]

[296]

Tacyt (ok. 55–120) — najwybitniejszy historyk rzymski, jego główne dzieła to Dzieje i Roczniki. [przypis edytorski]

[297]

Molier — właśc. Jean Baptiste Poquelin (1622–1673), aktor i najwybitniejszy komediopisarz francuski. [przypis edytorski]

[298]

Apelles (ok. 370–ok. 300 p.n.e) — najsłynniejszy malarz starożytnej Grecji, nadworny portecista Filipa Macedońskiego i Aleksandra Wielkiego. [przypis edytorski]

[299]

Fidiasz (ok. 490–ok. 430 p.n.e.) — rzeźbiarz grecki. [przypis edytorski]

[300]

Olimp — góra w Grecji, tradycyjnie uważana za siedzibę bogów. [przypis edytorski]

[301]

Tamerlanus — właśc. Timur Chromy (1336–1405), wódz mongolski, twórca imperium i założyciel dynastii Timurydów. [przypis edytorski]

[302]

kusztyk (daw.) — kulawy. [przypis edytorski]

[303]

Penelopa — opisywana w Odeysei Homera żona Odyseusza, znana z wierności. [przypis edytorski]

[304]

Dido — Dydona, założycielka i pierwsza królowa Kartaginy wg Eneidy Wergiliusza. [przypis edytorski]

[305]

Ksantypa — legendarna żona Sokratesa, której przypisywano złośliwość i brzydotę. [przypis edytorski]

[306]

Demokryt z Abdery (ok. 460 p.n.e.–ok. 370 p.n.e.) — filozof grecki, jako pierwszy wprowadził hipotezę istnienia atomów. [przypis edytorski]

[307]

Tymon — prawdop. bohater sztuki Williama Shakespeare'a Tymon Ateńczyk, który był jednak mizantropem, nie hipochondrykiem. [przypis edytorski]

[308]

Pilatus — Piłat. [przypis edytorski]

[309]

Symon — Szymon Mag, wg Dziejów Apostolskich usiłował kupić dar udzielania Ducha św., od czego pochodzi współczesne pojęcie symonii (kupczenia godnościami kościelnymi). [przypis edytorski]

[310]

Rosynant — koń Don Kichota. [przypis edytorski]

[311]

Bucefał — koń Aleksandra Wielkiego. [przypis edytorski]

[312]

Abul-Abassa — słoń podarowany Karolowi Wielkiemu przez kalifa Harun-al Raszida. [przypis edytorski]

[313]

Osieł Baalamów (bibl.) — oślica Balaama przemówiła do swego właściciela, by nakłonić go do spełnienia woli Bożej. [przypis edytorski]

[314]

Bayarda koń — Bayard był legendarnym koniem, zmieniającym rozmiar, gdy przyszło mu dźwigać więcej jeźdźców. [przypis edytorski]

[315]

summa summarum (łac.) — uwzględniając wszystko razem. [przypis edytorski]

[316]

febra — gorączka połączona z dreszczami. [przypis edytorski]

[317]

artis lege a. częściej lege artis (łac.) — zgodnie z regułami sztuki. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca