Ortografię i interpunkcję dostosowano do obecnie obowiązujących norm. Zmiany są stosunkowo nieznaczne, ponieważ starano się zachować archaiczny charakter tłumaczenia Siemieńskiego.
Usunięto tzw. e pochyłe
mię -> mnie
Z nim płynąc! -> Z nim płynąć (bł. źródła)
HomerOdysejatłum. Lucjan Siemieński
Pieśń pierwsza
Zgromadzenie bogów. Rady Ateny dla Telemacha
1Muzo! Męża wyśpiewaj, co święty gród Troi
Zburzywszy, długo błądził i w tułaczce swojej
Siła
[1] różnych miast widział, poznał tylu ludów
Zwyczaje, a co przygód doświadczył i trudów!
5A co strapień na morzach, gdy przyszło za siebie
Lub za swe towarzysze stawić się w potrzebie,
By im powrót zapewnić! Nad siły on robił,
Lecz druhów nie ocalił: każdy z nich się dobił
Sam, głupstwem własnym. Czemuż poświęcone stada
10Heliosowi
[2] pojadła niesforna gromada?
Za karę bóg też nie dał cieszyć się powrotem.
Jak było? Powiedz, córo Diosa
[3], coś o tem!
Wszyscy inni, uszedłszy srogiego pogromu,
Krwawych burz i bitw morskich, wrócili do domu;
15Jego tylko, serdecznie do swoich, do żony
Tęskniącego, trzymała w skale wydrążonej
Nimfa Kalypso, z bogiń najcudniejsza kształtem,
Pragnąca go małżonkiem przy sobie mieć gwałtem.
ZemstaA nawet kiedy nastał w czasów kołowrocie
20Ów rok, iż z woli bogów o prędkim powrocie
Do Itaki mógł myśleć, to jeszcze i wtedy
Nie ujrzał swoich, końca nie widział swej biedy.
Zgoła wszystkim niebianom żal było tułacza;
Posejdon
[4] sam mu tylko mściwy nie przebacza
25I wciąż, póki nie wrócił do dom, ścigał w tropy.
Szczęściem bóg ten był odszedł aż na Etyjopy
Zamieszkujące ziemi rubieże ostatnie,
A rozpadłe w dwóch ludów połowice bratnie:
Z tych jedni wschód, a zachód drudzy zamieszkali;
30A gdy ci hekatombę
[5] sutą wyprawiali
Z byków i kóz, Posejdon godował
[6] wraz z nimi.
W pałacu swym bogami zasiadł i w te słowa
Mówił on, rodu bogów i ludzkiego głowa,
35Że myśl jego Ajgistem
[8] gładkim
[9] zaprzątniona,
Którego zabił Orest
[10], syn Agamemnona
[11].
Więc o nim myśląc, tak się ozwał w bogów radzie:
Co dozna złego; chociaż sam swoją głupotą,
40Idąc wbrew Przeznaczeniu, ugrzęza w to błoto!
Toż i ninie
[12] Ajgistos, w przekór wyrokowi,
Czyż nie porwał małżonki Agamemnonowi
I nie przywłaszczył sobie, a wracającego
Męża czyliż nie zabił? Wszakżem go od tego
45Długo naprzód hamował, grożąc srogą karą
Przez czujnego Hermesa
[13], aby żadną miarą
Nie ważył się zabijać ani brać mu żony,
Gdyż przez Oresta Atryd
[14] będzie odemszczony,
Gdy ten w lata dojrzeje, zatęskni do swoich.
50Tak go przestraszył Hermes, lecz napomnień moich
Nie słuchał twardy Ajgist; swoje zrobił gwałtem,
Aż dziś za wszystkie grzechy zapłacił ryczałtem”.
Więc na to mu Atene rzekła sowiooka:
„Ojcze, o mój Kronidzie
[15]! Cześć tobie wysoka,
55Że on zdrajca wziął karę słuszną za swe zbytki:
Oby tak każdy ginął, jak on zbrodniarz brzydki!
Za to serce się kraje, gdy na myśl mi przydzie
Ów nasz dzielny Odysej, co tyle lat w biedzie,
Siedzi tam udręczony, tęskniący za domem,
60Na ostrowiu lesistym, wkoło mórz ogromem
Oblanym, kędy
[16] nimfa mieszka tam urodna,
Córa Atlasa
[17], morze znającego do dna,
Barkiem dźwigającego wielkie słupy
[18] one,
Na których wisi z ziemią niebo zawieszone.
65Ona to stęsknionego tułacza wciąż trzyma,
Czaruje go pochlebstwem, pieszczotą, oczyma,
By się wyrzekł Itaki. On się nie wyrzeka,
I byle dym itacki ujrzeć choć z daleka,
Już by umarł bez żalu! Ciebież to nie wzrusza,
70O mój Olimpski! Za nic masz Odyseusza
Tyle ofiar nam danych pod Troją, gdzie nawy
[19]
Argejskie
[20] stały? Zeusie! Bądźże nań łaskawy!”
ZemstaOdpowiedział jej na to Kronid gromowładny:
„Jakiż to z ust twych wyraz wymknął się nieskładny?
75I jaż bym Odyseja w pamięci zagubił
Najmędrszego, co tyle obiat
[21] składać lubił
Nam nieśmiertelnym, panom na niebie szerokiem?
Li
[22] Posejdon go ściga zemstą krok za krokiem
Nieubłaganą za to, że mu tam Kyklopa
[23]
80Polyfema oślepił, najduższego chłopa,
Mocnego jak bóg który w Kyklopów czeredzie;
Więc, że Polyfem z nimfy Toosy ród wiedzie,
Córki Forkisa, morskich strażnika pustkowi,
Co w pieczarze poddała się Posejdonowi,
85Gdzie ją napadł — z tych przyczyn Posejdon wre złością
I nie zabić Odysa, ino przeciwnością
Chce go znękać, w powrocie do dom mu przeszkadzać.
Na to sposób: na wiecę
[24] bogów pozgromadzać
I powrót mu zapewnić. Posejdon gniew złoży;
90Sam on nic nie podoła przeciw sile bożej,
Gdy wszyscy nieśmiertelni na niego powstaniem”.
Na to Atene
[25] z takim ozwała się zdaniem:
„Ojcze Kronidzie! Władco władnących mocarzy!
Jeśli na wiecu bogów ten wyrok przeważy,
95Żeby Odys powrócił do ojczystych śmieci,
To pchnijmy argobójcę Hermesa, niech leci
Tam, na ostrów
[26] Ogygii, i niech nimfie onej
Pięknowłosej oznajmi wyrok niecofniony
O powrocie Odysa do dom i bez zwłoki.
100Ja tymczasem obrócę na Itakę kroki,
W synu ducha poostrzę, rozbudzę w nim żywy
Ogień męstwa, by zaraz na koło Achiwy
Bujnokędziorne
[27] zwołał, a tych zalotników
Odprawił — czy już nie dość baranów i byków
105Krętorogich mu zjedli? Potem pchnę mołojca
[28]
Do Sparty i na Pylos
[29] piaszczysty. Niech ojca
Tam szuka i pozbiera o nim różne wieści,
Przy tym wśród ludzi sławy nabędzie i cześci”.
To rzekłszy podwiązała złociste sandały
110Pod stopki sobie; nimi ponad morskie wały,
Ponad bezbrzeżne stepy buja z wiatru wiewem.
W dłoń pochwyciła oszczep z ciężkim długim drzewem
o miednym
[30] grocie; tłumy mężów nim obala,
Gdy ją, córę strasznego ojca, gniew zapala.
115I tak zbiegła ze szczytów Olimpu, aż wreszcie
Stanęła u bram zamku Odysa, tam w mieście
Itace, w ręku oszczep dzierżąca spiżowy,
Niby tafijskie
[31] książę: Mentes, gość domowy.
Więc przed gankiem ujrzała dziarskich zalotników,
120Igrających wesoło ciskaniem kamyków,
I na skórach tych wołów, co sami pobili,
Porozwalanych. W dworze rojem się kręcili
Keryksi
[32], czeladź: jedni mieszali na poły
W kraterach
[33] wino z wodą; owi tarli stoły
125Smokliwymi
[34] gąbkami; ci nieśli zastawy
I rozdzielali mięsne biesiadnym potrawy.
Gościa zoczył Telemach podobien do bożka,
Siedzący tam śród gachów
[35]; wżdy
[36] myśl jego gorzka,
Bo ciągle obraz ojca stał mu przed oczami:
130Oby wrócił, ład zrobił raz z tymi gachami
I wypędził ich z domu! to i cześć odzyska,
I jak pierwej — zawładnie u swego ogniska.
O tym siedząc śród gachów myślał, aż Palladę
[37]
Ujrzawszy, pobiegł do wrót szybko, choć nierade
[38]
135Serce w nim, że gościowi tak długo kazano
U wrót czekać. Więc ścisnął przez gościa podaną
Prawicę, a odjąwszy mu z niej włóczń spiżową,
Przemówił doń i takie rzucił lotne słowo:
„Rozgość się, cudzoziemcze; w domu moim witaj!
140Zjedz co wprzódy, a potem o co zechcesz pytaj”.
To rzekłszy szedł — a Pallas za nim. Gdy tak w dwoje
Wstąpili na wysokie zamkowe pokoje,
Wzięty oszczep w osobnym postawił skarbczyku,
Opierając go o słup, gdzie innych bez liku
145Odysowych oszczepów stało w ładnym szyku.
Zaś samą w krześle sadził i roboty drogiej
Kobierzec jej podesłał, nożnik
[39] dał pod nogi,
Obok niej na chędogiej
[40] sam zasiadłszy ławie,
Lecz daleko od gachów, by gość przy tej wrzawie
150Niesfornej tłuszczy obiad mógł spokojnie spożyć,
A też, by się z myślami o ojcu otworzyć.
Służebna wraz przyniosła w nalewce
[41] złocistej
Na srebrnej misie wodę i lała zdrój czysty
Jej na ręce; stół gładki postawiła przed nią;
155A z spiżarni różnego jadła niepoślednio
Zniosła skrzętna szafarka, toż chlebne pieczywo;
Potem krajczy podawał przeróżne mięsiwo
W kopiastych misach, kubki postawił przed nimi,
A keryks
[42] je dolewał: wciąż były pełnymi.
160Już rzesza butnych gachów weszła do świetlice,
Długim rzędem zasiadła stołki i ławice;
Keryksi wodę do rąk nosili, a chlebne
Kosze na stół stawiały dzieweczki służebne,
Pachołcy w czasze wino leli zielonawe —
165I wszyscy się rzucili rękoma na strawę;
A najadłszy, napiwszy do syta, marzyli
Rozkosznicy o nowej dla się krotochwili
[43].
Do pląsów ich ochota i do piosnek brała,
Bez czego by się żadna uczta nie udała.
170Więc keryks dał cytarę
[44] Femiowi do ręki,
Co umiał najsławniejsze wywodzić piosenki;
A choć mu wobec gachów śpiewać się nie chciało,
Brząknął w struny i dumę
[45] zanucił wspaniałą.
Wtenczas Telemach, schylon ku Atenie głową,
175Rzekł z cicha, by nie doszło do nich jedno słowo:
„Miły gościu! Co-ć powiem, niech cię nie pogniewa:
Patrz, jak gawiedź przy śpiewkach i pląsach używa,
Bezkarnie trawiąc mienie po wielkim człowiecze,
Którego białe kości deszcz w polu gdzieś siecze
180Lub nie grzebione ciało liżą morskie fale.
UcieczkaO, gdyby niespodzianie stanął tu w swej chwale,
Każdy by z nich bez targu za dobrych nóg dwoje
Zrzucił z siebie ten ciężar złota i te stroje.
Lecz snadź
[46] rodzaj ten śmierci był mu przeznaczony,
185I nic go już nie wskrzesi! A choć i w te strony
Czasem wieść się zaplącze o jego powrocie,
Lecz któż by wierzył baśniom! — A teraz się do cię
Zwracam, byś ciekawości mojej też dogodził.
Z jakiegoś ludu, miasta? Mów mi, gdzieś się rodził?
190Jakeś się dostał? Czyjże okręt do Itaki
Przywiózł cię? Co za jedne te twoje flisaki
[47]?
Bo przecież się tu dostać nie mogłeś piechotą.
Jedno
[48] by prawdę wiedzieć, zapytuję o to.
Pierwszyś to raz w Itace? Czy też ongi może
195Bywałeś tu za ojca mojego w tym dworze,
Kiedy się doń zjeżdżało siła
[49] zacnych osób,
A on wszystkich w gościnny podejmował sposób?”
Na to mu sowiooka
[50] córa Diosowa
Rzekła: „Wszystko, co-ć powiem, prawda aż do słowa.
200Mentes jestem, Anchiala mienię się być synem,
A sam władam żeglownych Tafijotów
[51] gminem.
Teraz tutaj przybyłem; mam liczną osadę
[52]
I do obcojęzycznych ludów morzem jadę,
By za towar żelazny kupić miedź w Temezie.
205Od miasta podal stoi okręt, co mnie wiezie,
W zatoce Rejtron, u stóp Nejonu leśnego.
Chlubię się, żem był nieraz gościem ojca twego.
Możesz o to Laerta spytać, twego dziadka;
Staruch pono do miasta zagląda dziś z rzadka,
210Samotnie doganiając na wsi dni ostatka,
Przy starce
[53], co go karmi strawą i napitkiem,
Gdy w wieczór wróci do dom zmordowany zbytkiem
Łażenia, jak dzień długi, śród winnicznych wzgórzy.
Otóż słysząc, że ojciec twój wraca z podróży,
215Tu-m zaszedł. Że go nie ma? Snadź
[54] szkodzą mu bogi;
Bo przecież umrzeć nie mógł Odysej nasz drogi.
Pewnie na jakiej wyspie, wkoło oceanem
Oblanej, gdzieś tam kiśnie pod twardym tyranem
Lub śród dziczy, co gwałtem trzyma go w niewoli.
220
ProroctwoOtóż chciałbym o jego powróżyć ci doli
Z tych przeczuć, jakie w duszę wlali mi niebianie:
Być może, iż co powiem, nareszcie się stanie;
Acz-em nie wieszcz i z lotu ptaszego nie wróżę,
To wiem, że wnet się skończą te jego podróże:
225Wróci nasz tułacz, wróci w własny próg domowy;
A choćby go trzymały żelazne okowy,
Wyłamie się, ucieknie; wszak nie bity w ciemię!…
O jednej tylko prawdzie, proszę, oświeć-że mnie:
Tyżeś-to w tej osobie własny syn Odysów
[55]?
230Podobieństwa w nim wiele masz z oczu i rysów.
Widywałem go nie raz, nie dwa, jeszcze wprzódy,
Nim pod Troję popłynął na boje i trudy
Z herojami Achai, co tam popłynęli.
Odtądeśmy z Odysem już się nie widzieli”.
235
„Dowiedz się, gościu, z ust mych prawdy bez ogródki:
Że on jest ojcem moim, tak matka powiada.
Ja nie wiem. Tej pewności nikt z nas nie posiada.
Wolałbym jednak synem być po szczęsnym człeku,
240Co by we własnym gnieździe sędziwego wieku
Dopędzał. Lecz tu u nas mówią pospolicie,
Że ten najnieszczęśliwszy z ludzi dał mi życie”.
Na to mu sowiooka tak odpowiedziała:
„Z woli bogów niepróżna ród twój czeka chwała,
245Jeśli Penelopeja takiego ma syna!
UcztaWprzód jednak rzeknij prawdę: jaka to przyczyna
Tych godów i hałasów? Co to wszystko znaczy?
Czy stypa, czy wesele? Bo przecież inaczej
Zwykła uczta wygląda. Patrząc na te gbury
250Szumiące, jakby dwór ten nogami do góry
Przewrócić chcieli, każdy przy zdrowym rozumie
Wszedłszy tu, zapomniałby języka w tym tłumie”.
Więc roztropny Telemach jął
[56] mu się spowiadać:
„Cudzoziemcze! Jak widzę, pragniesz mnie wybadać.
255Słuchajże! Ongi dom ten cnotą, dostatkami
Słynął, póki on jeszcze przebywał tu z nami.
Znikł ze świata, w bezślednym
[57] gdzieś ukrył się mroku.
Ja sam może bym jego tak nie płakał zgonu,
260
Lub na ręku przyjaciół skończył już po wojnie.
Wtenczas przynajmniej ludy achajskie przystojnie
Pamięć by bohatera uczciły mogiłą —
Moje imię z nim razem w prawnukach by żyło.
265Ale on srogim harpiom
[59] dostał się w zdobyczy;
Bez widu, słychu przepadł. A syn cóż dziedziczy?
Łzy i ból. Nie dość, że już płaczę nieboszczyka,
Los mnie jeszcze innymi kolcami dotyka:
Ilu władyków bowiem panuje w tej stronie
270Na lesistym Zakincie, Samie, Dulichionie
[60],
I wszyscy, co na skalnej Itace rej wodzą,
Zalecają się matce mojej, dom nasz głodzą.
Ona zaś ni odmawia, ni spełnić się śpieszy
Tych ślubów! A tymczasem od drapieżnej rzeszy
275Dobytek mój pożarty; wkrótce i mnie schłoną!”
Na to, że była gniewem Atene wzburzoną,
Rzekła: „Przebóg! O, jakże nam tu nie dostaje
[61]
Twojego ojca! Zaraz starłby w proch tę zgraję,
Niechby przybył i we drzwiach tej izby się zjawił
280W hełmie, ze szczytem
[62], kopie dwie ku nim nastawił,
Taki, jakim go pierwszy-m raz poznał przed laty
W domu u nas, gdzie wesół hulał, chwat nad chwaty,
Z Efyry gdy od Ila wracał Mermeryda
[63],
Dokąd jeździł okrętem myśląc, że mu wyda
285Do zatrucia pierzastych strzał mordercze trutki;
Wżdy Ilos dać mu nie chciał, z tej jedno
[64] pobudki,
Że mu strach było ściągnąć za to bogów karę;
Więc dał mu je mój ojciec, lubiąc go nad miarę.
Otóż gdyby się Odys naraz zjawił taki,
290Gardła by, klnąc żeniaczkę, dały te junaki!
Lecz w tajnych dotąd losach zapisane stoi,
Czy on wróci, czy pomści, czy nie, krzywdy swojej
W tym tu miejscu. Więc tobie najpierw przykazuję,
Abyś precz z domu wymiótł te rozpustne szuje.
295O mój chłopcze! Do słów mych przywiąż udział żywy:
Zaraz jutro na wiecę powołaj Achiwy
[65],
Przemów do nich; na świadki wezwij bogów w niebie;
Gachom rozkaż, by każdy powracał do siebie,
A matce — jeśli pragnie drugiego małżeństwa —
300Niech powraca do domu ojca, do rodzeństwa;
Tam wesele jej sprawią, dadzą sute wiano,
Jak przystoi wyprawiać córę ukochaną.
PodróżTobie zaś radzę, jeśli rada moja waży:
Uzbrój łódź, weźmij z sobą dwudziestu wioślarzy
305I ruszaj, byś o ojcu mógł dostać języka
Tak z ludzkiego posłuchu, jak od posłannika
Zeusowego, co każdą wieść roznosi lotem.
Wstąp do Pylos, wypytaj Nestora
[66], a potem
W Sparcie da ci Menelaj
[67] nowin rozmaitych.
310Ostatni on z Achiwów wrócił miedziokrytych.
Gdy się dowiesz, że ojciec zdrów wraca z podróży,
To choćbyś jak był smutny, wycierp rok, nie dłużej,
Tutaj w domu. Przeciwnie, jeżeli doprawdy
Już on nieżyw — to wrócisz tu na wyspę zawdy
[68]
315kurhan
[69] mu usypiesz, stypę jak należy
Sprawisz, i matce męża poszukasz w młodzieży.
A gdy wszystko to spełnisz, jak na cię przystało,
Wtedy obejrz się dobrze, myślą zważ dojrzałą,
Jak byś mógł zalotniki wytracić w tym dworze
320Bądź fortelem, bądź wstępnym bojem. O, niebożę!
Trzeba ci już dziecięce porzucić zabawy.
Czyś nie słyszał, do jakiej Orest doszedł sławy
Między ludźmi, że zgładził Ajgista, mordercę,
Który mu ojca zabił? I tyś, moje serce,
325Wzrostem, kształtem wybujał:
Sława co umiesz, czas dowieść,
Aby późny potomek z dzieł twych uplótł powieść.
Lecz już mi trzeba wracać na okręt w zatoce;
Czeladź
[70] się oddaleniem moim gdzieś kłopoce.
Pamiętaj, com ci mówił, chłopcze, myśl o sobie!”
330Młodziuchny mu Telemach odrzekł w tym sposobie:
„Gościu mój! Mówisz do mnie iście tak serdecznie,
Jakby ojciec do syna; zachowam to wiecznie.
Przecież zaczekaj kęsek, choć w drogę ci pilno;
Wykąp się wprzód, dla duszy weź strawę posilną,
335Abyś idąc na okręt powracał wesoły,
Obdarzon upominkiem, jakim przyjacioły
Wzajem się obdarzają”.
Atene mu na to:
„Nie zatrzymuj mnie; dłuższa zwłoka dla mnie stratą.
340Dar, który mi przeznaczasz, przyjmę za powrotem,
Bym go zawiózł do domu i również klejnotem
Cennym ciebie obdarzył”.
I Zeusowa córka
Rzekłszy to, sowiooka, w powietrze wprost furka
345Niby ptaszę skrzydlate, do piersi chłopięcej
Wlawszy siłę i męstwo, że odtąd goręcej
Niż wpierw myślał o ojcu. Uczuć miotan mnóstwem,
Domyśliwał się w duchu, że rozmawiał z bóstwem…
Teraz boskie pacholę do gachów wróciło,
350Gdzie śpiewał sławny gęślarz. W izbie cicho było,
Słuchali — a on śpiewał powrót opłakany
Spod Troi od Ateny
[71] na Greków zesłany.
Kiedy w górne komnaty doszedł śpiew ponury
Do uszu Penelopy, Ikariosa córy,
355Śpiesznie zbiegła po schodach na dolne pokoje,
Wżdy nie sama, przy sobie miała panien dwoje,
I gachom się zjawiła postać cnej matrony
Stojąca w progu izby wysokosklepionej,
Na lica zapuściła z głów namiotkę
[72] cienką,
360Z lewej i prawej miała służebną panienkę,
I do boskiego piewcy rzekła, płacząc rzewnie:
Co ludzi, bogów sławią, a u piewców słyną.
Więc jedną z takich zabrzmij; a oni niech wino
365Piją milcząc. Tej nie chcę tylko pieśni jednej.
Taką boleścią serce przenika mnie biednej
Już i tak udręczonej tym płaczem ustawnym
Po małżonku, w Helladzie i na Argos
[73] sławnym”.
PoezjaTelemach odrzekł na to: „Matko ukochana!
370Za cóż-eś na miłego pieśniarza zdąsana?
Czy że śpiewa, jak czuje? Nie on winien temu,
Raczej Zeusa obwiniaj, że daje każdemu
Mistrzowi takie tylko, jak sam chce, natchnienia.
Nie wiń go, że nam śpiewa Greków utrapienia.
375Azaliż nie tej pieśni słuchamy najchętniej,
Co czymsić nowym w sercu słuchacza odtętni?
Raczej ty się do pieśni nastrój w duszy swojej.
Przecież nie sam to Odys nie wrócił spod Troi
— Tylu innych herojów przepadło bez wieści.
380Lepiej wróć do się, pilnuj roboty niewieściej,
Wrzeciona i krosienek. Naganiaj, by żwawo
Dziewczęta pracowały. Rozkaz mężów sprawą,
A i moją. Jam przecież pan tutaj we dworze”.
I cofnęła się matka w zdumionej pokorze
385Mądrą synowską mowę rozważając w sobie,
A wszedłszy do swych komnat da folgę
[74] żałobie,
Pamięć męża rzewnymi oblewając łzami,
Póki Pallas jej powiek nie potrzęsła snami.
W ciemnej izbie znów wrzawę wszczęli zalotnicy.
390Każdy z nich rad się dobrać do niej, do łożnicy.
Lecz Telemach słowami powściągnął zbytników:
„Matki mej zalotnicy, niechajcie tych krzyków!
Nie lepiej-ż przy tych godach zażyć krotochwili,
I takiego pieśniarza nie stokroć-że milej
395Słuchać, kiedy boskimi dźwięki nas czaruje?
Jutro w rynku
[75] na wiecę wszystkich powołuję,
By obwieścić mój rozkaz krótko, węzłowacie:
Fora ze dwora! Innych schadzek czy nie macie,
Gdzie byście swój lub cudzy zjadali dobytek?
400
Aby mi nie zostawić w domu kęsa chleba,
To i mnie zjedzcie! Zaklnę nieśmiertelne nieba,
A może Zeus te psoty równym spłaci płatem,
I wszyscy gardło dacie na miejscu tu, na tem!”
405Tak mówił. Oni wargi przygryźli. Skąd taka,
Dziw im, wzięła się buta dziś u Telemaka?
Więc Antinoj, Eupejta syn, nabrał go z góry:
„Pewnie cię, Telemachu, nauczył bóg który
Tak hardo się odzywać tutaj w naszym gronie?
410Obyś tylko w Itace nie dał mu, Kronionie
[76],
Panować, choć na niego władza spada z ojca!”
Na to mu wręcz odcięła roztropność mołojca:
„Antinoju! Czczej sprzeczki z tobą nie prowadzę,
Lecz jeśli Zeus ją da mi, to wezmę tę władzę.
415Alboż to zostać królem masz za rzecz tak podłą?
Zaprawdę nic w tym złego: otworzy się źródło
Dochodów, zbogaciejesz i sam wzrośniesz w cześci.
Przecież achajskich kniaziów niemało się mieści
Na tej wyspie, bądź młodych, bądź w starym już wieku,
420Aby to berło wzięli po wielkim człowieku.
Dla mnie dość, żebym dom mój utrzymał spokojnie
I sługi, które Odys wziął łupem na wojnie”.
Eurymach, syn Polyba, na to się ozowie:
„O tym, mój Telemachu, rozstrzygną bogowie,
425Kto na przyszłość itackim ma władać ostrowem
[77].
Ty dzierż swoje i panuj w ognisku domowym.
A póki mężów stanie w tym naszym zakątku,
Nikt by nie śmiał cię gwałtem ograbiać z majątku.
Jednak chciałbym o gościa tego spytać — powiedz,
430Co zacz? Z jakiej to ziemi wziął się ten wędrowiec?
Gdzie ród jego? Dziedziczne kędyż leżą włości?
Czy o powrocie ojca przywiózł wiadomości?
Czy też we własnej sprawie tu go co przygnało?
Czemu naraz
[78] gdzieś przepadł, a do nas nieśmiało
435Zbliżał się? Z twarzy przecież wyglądał szlachetnie”.
Na to roztropny młodzian Telemach odetnie:
„Eurymachu! Już ja się ojca nie spodziewam!
I przestałem już wierzyć wieściom, choć je miewam.
We wróżby też nie wierzę. Choć tam matka pyta
440Sprowadzanego często o przyszłość wróżbita.
Ten zaś gość znał mojego rodzica za młodu,
Zwie się Mentes, Anchiala syn, z bitnego rodu.
Dziś żeglownym Tafijcom włada berłem błogim”.
Tak mówił przeczuwając, że ten gość był bogiem.
445I gachy znów śpiewkami, wesołymi skoki
Szaleli, aż wieczorne zbliżyły się mroki.
A gdy już czarne mroki zapadły i chłody,
Każdy poszedł się wyspać do swojej gospody.
Telemach do sypialnych również szedł pokoi,
450W gmachu z pięknym widokiem; ten w podwórzu stoi.
A szedł zakłopotany szukać snu, do łóżka;
Przed nim z smolnym łuczywem szła dobra staruszka
Eurykleja, Opsowa córka. Opsa spłodził
Pejsenor. Gdyż Laertes, kiedy w kupno wchodził
455Swych włości, razem o nią zawarł był ugodę
I za dwadzieścia wołów kupił dziewczę młode,
Które to w domu chował w pańskiej uczciwości.
Wżdy
[79] nigdy jej nie dotknął, bojąc się zazdrości
Żony swej. Teraz ona świeciła łuczywem
460Telemachowi; sercem kocha go pieściwem,
Gdy jeszcze od dziecięcych niańczyła go latek.
On, skoro drzwi otworzył do swoich komnatek,
Siadł na pościeli, zrzucił z siebie chiton
[80] miękki
I roztropnej staruszce oddał go do ręki;
465A ta, złożywszy gładko fałdzik przy fałdziku,
Zawiesiła przy łóżku na ściennym gwoździku,
Po czym wyszła, drzwi srebrnym przyciągła pierścieniem,
Zasuwkę zasunęła szarpnąwszy rzemieniem
[81].
On noc całą w wełnianym puchu ócz nie mruży;
470Pallas radziła podróż: myślał o podróży.
Pieśń druga
Zgromadzenie mieszkańców Itaki. Wyjazd Telemacha
1Gdy świt różanopalcą urodził Jutrzenkę,
Syn Odysa się z łoża porwał, wdział sukienkę
[82]
Chędogą, a przez ramię zawiesił miecz srogi,
Pięknymi postołami
[83] białe opiął nogi
5I wyszedłszy z komnaty, jak niebianin śliczny,
Wydał rozkaz keryksom, aby okoliczny
Lud kędziornych Achiwów na wiecę zwołali;
Więc na głos ich Achaje zewsząd się ściągali.
A gdy już powołani gromadnie się znidą
[84],
10Wstąpił pośród nich, w ręku ze spiżową dzidą,
Wżdy nie sam, lotnych chartów parę miał przy sobie.
Pallas taki nadała blask jego osobie,
Że lud wszystek się cieszył z młodzieńca widoku;
Zasiadł prestoł
[85] ojcowski; starce
[86] cofli kroku.
15Heroj Ajgyptios zaczął rzecz przed zgromadzeniem.
Był to zgarbiony starzec mądry doświadczeniem,
Którego syn Antifos z Odysem w wyprawie
Na Ilion
[87] koniorodny pociągnął, i w nawie
Jednej z nim pożeglował, kopijnik wyborny,
20Lecz go Polyfem w jamie rozdarł
[88] — na wieczorny
Kąsek sobie ów złośnik chłopaka zostawił.
Krom
[89] niego, miał trzech innych: Eurynomos bawił
[90]
Z zalotnikami; doma
[91] dwaj gospodarzyli —
Przecież syna, co zginął, płakał każdej chwili.
25Więc stary płacząc tak się ozwał do słuchaczy:
„Itakanie! Niech słucha, kto mnie słuchać raczy.
Nie było u nas sejmów ni żadnej narady,
Odkąd cny Odys wywiódł pod Troję osady
[92];
Któż więc zwołał nas ninie
[93]? Kto miał powód jaki?
30Zrobiłaż to starszyzna czy nasze junaki?
Czyżby który wieść dostał, że wracają nasi?
Niechaj mówi, co słyszał, ciekawość ugasi.
A może jaką sprawę publiczną chce wnosić?
Zawsze czyn to szlachetny, i niech mu Zeus dosyć
35Darów nasypie, ile serce jego żąda!”
Telemach z słów tych wróżbę pomyślną przegląda,
A nie mogąc dosiedzieć, wpadł w pośrodek tłoku,
Żądny słowa. Wtem keryks Pejsenor, na oku
Mając go, zaraz berło podsunął do ręki;
40On zwrócił się do starca i na znak podzięki
Rzekł:
„Cny starcze, ów sprawca wnet ci się przedstawi:
Jam was zwołał w najcięższym smutku, co mnie dławi.
Lecz o powrocie naszych nie wiem nic takiego,
45Co bym mógł wnieść do ludu tu zgromadzonego,
Tym mniej o pospolitej kraju radzić rzeczy;
Ino powiem o sobie.
BiedaDom mój się niweczy
Podwójną klęską. Naprzód stradałem rodzica:
Pod berłem jego niegdyś kwitła ta ziemica;
50A teraz znowu cierpię nad domem w upadku —
Lada chwila, a koniec mienia i dostatku!
Matkę moją obsiadła rzesza zalotników;
Wszystko to syny naszych przedniejszych władyków,
A każdy od jej ojca Ikariosa stroni —
55Przecież, żeby prosili, dałby sute po niej
Wiano i rękę temu, kogo sam wybierze.
Wtomiast
[94] woleli u nas obrać sobie leże,
Rznąć z naszych obór woły, owce, kozy tłuste
Na biesiady, ognistym winem swą rozpustę
60Skrapiać i wszystko chłonąć — a nie ma nikogo,
Kto by jak Odys plagę odwrócił tę srogą.
Ja jej sam nie odwrócę; sił nie mam na tyle
I nie wiem, czy odwagą podołam ich sile.
Oj, dałbym sobie radę, gdyby sił po temu!
65Co się święci, znieść trudno i najcierpliwszemu.
Dom mój do szczętu złupion! Ujmijcież się przecie
Krzywd mych, jeśli się wstydać sąsiadów nie chcecie
Dokoła mieszkających; wszak was bogi mściwe
Mogłyby skarać za ich gwałty niegodziwe.
70Za nie się Zeus olimpski, za nie Temis
[95] nasza
Pomści, co ludzkie rady wspiera lub rozprasza!
Pofolgujcie mi, błagam! Czyż mało wam na tem,
Że własne utrapienie moje dla mnie katem?
Miałżeby kiedy Odys, rodzic mój poczciwy,
75Umyślnie was obrazić, pancerne Achiwy,
Że na mnie wetujecie swe dawne obrazy
I podszczuwacie gachy? Wolałbym sto razy
Widzieć dom mój, dobytek, przez was pochłonięty:
W tym nieszczęściu ocalić można by choć szczęty;
80Bo dopóty bym chodził od chaty do chaty
Krzycząc: «Wróćcie, co moje!», aż bym odbił straty,
Gdy ninie
[96] tylko zgryzot poicie mnie jadem!”
ŁzyRzekłszy to o ziem cisnął berło; łzy mu gradem
Z ócz się polały. Lud się łez jego litował:
85Wszyscy wkoło milczeli i nie występował
Nikt z gromiącą pogróżką przeciw jego mowie,
Tylko syn Eupejtesa, Antinoj, tak powie:
„Chłopcze ostrojęzyczny, wyrwałeś się hardo
Z potwarzą; chcesz nas okryć wstydem i pogardą.
90Cóż zalotnicy złego-ć zrobili? Gdzie wina?
Raczej w twej matce, chytrej niewieście, przyczyna.
Wszak trzy lata minęły, a na czwarty ma się,
Jak zalotnych Achiwów czczą nadzieją pasie;
Wszystkim coś obiecuje; tym, owym majaczy
95Słodkimi konszachtami, lecz myśli inaczej.
PodstępNa taką się jej dowcip zdobył niespodziankę,
Że umyślnie w swej izbie cienką, długą tkankę
[97]
Nałożyła i rzekła do zalotnej młodzi:
— Jeśli wam po Odysie o mą rękę chodzi,
100To pokąd nie dokończę tej szaty, nie prędzej
Ślub być może — bo żal by marnować mi przędzy.
Sztukę tę dla Laerta przeznaczam, gdy stary
Usnąwszy niezbudzonym snem pójdzie na mary;
Nie chcę, by mnie achajskie ganiły kobiety,
105Gdyby on, pan tak wielki, leżał nieokryty.
Tak mówiła, i wszyscy wierzyli mądrosze
[98].
Odtąd w dzień przy krosienkach tkała tam po trosze,
Lecz w noc przy żagwiach
[99] pruła, co we dnie utkała,
I tak nas przez trzy lata wciąż oszukiwała.
110Gdy czwarty rok przyniosły pór odmienne lica,
Przez jedną z pokojówek wyszła tajemnica.
Wpadamy — na gorącym uczynku schwytana,
Pruła to czasu nocy, co utkała z rana.
Więceśmy ją zmusili dokończyć tej pracy;
115A zatem ogłaszamy wręcz, wszyscy junacy,
Dla twojej wiadomości i zgromadzonego
Ludu: Wyślij precz matkę! Niech sobie jakiego
Męża wybierze sama lub ojciec wybierze.
Bo jeśli ma nas długo trzymać w poniewierze
120I liczyć na swój dowcip, dany od Pallady
[100],
Tworzenia ślicznych tkanin, wybiegów i zdrady,
O czym-to nie słyszano nigdy za lat dawnych,
Acz w Achai bywało tyle niewiast sławnych:
125Wżdy żadna tak w swej sztuce nie była obłudna
Jak Penelopa. Chytrość nabawi ją szkody,
Bo póty łupić będziem twe mienie i trzody,
Dopóki nie przestanie trwać w swoim uporze,
Jakim ją niebo natchło. Dla niej uróść może
130Sława stąd — wżdy majątek przepadnie do licha.
A jeśli wśród Achiwów nie znajdzie żenicha
[104],
Żaden z nas nie ustąpi krokiem z tego domu,
Ani do swoich, ani narzuci się komu!”
MatkaRoztropny mu Telemach na to wręcz odpowie:
135„Matkę wygnać to w mojej nie mieści się głowie,
Wygnać dawczynię życia, co mnie wykarmiła —
Czy tam ojciec mój żyje, czy go śmierć zabiła!
Trudno mi także spłacić Ikariowi wiano
[105],
Gdybym tak samowolnie wygnał ukochaną.
140Oj, dałby mi on za to! A gorzej demony
[106]
Pomściłyby się, jeśli klątwa wypędzonej
Wezwie Erynie
[107]; ludzie by mną pogardzali!
Nigdy syn z domu swego matki nie oddali.
A jeśli wam ta mowa moja serca bodzie,
145To precz z dworu! Na innej osiąść wam gospodzie,
Gdzie byście swój lub cudzy zjadali dobytek!
Lecz jeśli na tym rozkosz wasza i pożytek,
Żeby mi nie zostawić w domu kęsa chleba,
To i mnie zjedzcie! Zaklnę nieśmiertelne nieba!
150A wtedy Zeus te psoty równym spłaci płatem
[108],
I wszyscy gardło dacie na miejscu, tu, na tem…”
Tak rzekł. A
OmenZeus, szerokogrzmiący pan błękitu,
Zesłał dwa orły k'niemu lotem z góry szczytu.
Zrazu oba bujały z wiatrami po niebie
155Rozpostartymi skrzydły, blisko obok siebie,
Dopiero gdy zawisły nad zgiełkliwym rynkiem,
Nuż trzepotać się w miejscu i kręcić się młynkiem,
Topiąc w te czaszki tłumu złowrogie oczyska.
Biły się szponmi, pierze drąc z karku i pyska —
160W końcu przez gmachy miejskie wionęły na prawo.
Lud się dziwił patrzący na tę bójkę krwawą,
I sam się w duchu pytał, co znaczą te dziwy,
Gdy Haliterses zabrał głos, witeź sędziwy,
Syn Mastora, nad niego nie znajdzie wróżbita,
165Z lotu ptaków on przyszłe losy wie i czyta;
Więc wobec sejmujących to otworzył zdanie:
Proroctwo„Co wam powiem, słuchajcie słów mych, Itakanie!
Choć, co powiem, najwięcej w zalotniki mierzy.
Im to grozi zagłada! Kto chce, niech mi wierzy.
170Odyseja co ino nie widać z powrotem;
Już on gdzieś niedaleko i rozmyśla o tem,
Jak by gachom zgotował śmierci ukaranie.
Przy nich się niejednemu po skórze dostanie
Z okolicznych mieszkańców Itaki górzystej;
175Więc trzeba ich hamować — wniosek oczywisty.
Albo niech sami siebie wezmą w tęgie kluby
[109],
A to ich uratuje od niechybnej zguby.
Doświadczony ja wróżbit, co mówię, nie myli,
A czy się już nie spełnia wróżba onej chwili,
180Kiedy Argów pod Troję odpływały nawy,
A i Odys należał z nimi do wyprawy —
Że po wielu przygodach on sam bez drużyny,
Od swoich nie poznany, wróci do rodziny
Aż po latach dwudziestu. Wszystko to się stanie”.
185Eurymach, syn Polyba, zgromił to gadanie,
Mówiąc: „Starcze! Idź do dom! ot, wróżyłbyś lepiej
Synom swym, czej
[110] się jakie licho ich nie czepi.
Umiem ja niż ty trafniej wróżyć z takich znaków,
Któż nie wie, że pod słońcem lata dużo ptaków,
190Choć nie wszystkie coś wróżą! Odys dawno w ziemi
Gdzieś spoczywa; a ciebie z wróżbami twojemi
Niechby licho porwało! Nie bajałbyś tyle
Przepowiadając rzeczy drażniące niemile,
Jątrzące Telemacha serce i tak gniewne,
195Żeby jakim kubanem
[111] ujął cię zapewne.
Lecz wiedz, starcze — a wróżba ta ziści się pono:
Jeśli tego chłopaka, mimo doświadczoną
Starość chciałbyś do burdy podbuntować jakiej,
Tedy krok ten zuchwały da mu się we znaki.
200Niech co chce robi, gachom nic zrobić nie może,
Za to tobie pokutę nałożym, nieboże,
Tak twardą, że ci nigdy nie wyjdzie z pamięci.
Ty zaś, mój Telemachu, słuchaj dobrej chęci
I rady: Matkę przymuś, niech wraca do ojca!
205On jej sprawi wesele, wyda za mołojca
I córze ukochanej da przystojne wiano.
Inaczej Achajczyki nigdy nie przestaną
Pożądać Penelopy. Czyż boim się kogo?
Telemach nam nie straszny, choć gada tak srogo.
210Nawet nas wróżby twoje, staruchu, nie straszą,
Na wiatr rzucone. Wzgardęś tylko zyskał naszą.
Zatem do szumnych biesiad wracamy, i w domu
Nigdy ładu nie dojdziesz, dopóki z nas komu
Ręki matka nie odda. Owoż tak jak pierwej
215Dobijać się o rękę jej będziem bez przerwy
I nikt z nas w inne progi pewno nie zawita,
Choćby była niejedna do wzięcia kobieta”.
Na to roztropny młodzian Telemach odpowie:
„Słuchaj mnie, Eurymachu! Słuchajcie, gachowie!
220O nic was tu nie błagam, bo i słów nie staje,
Gdy o tym wiedzą bogi i wszystkie Achaje.
Statek mi tylko dajcie z dwudziestą osady,
A puszczę się na morze szerokie na wzwiady:
Będę w Sparcie, a pierwej w piaszczystym Pylosie,
225Aby się o rodzica coś wywiedzieć losie;
Może od kogo z ludzi lub od posłannika
Zeusowego dostanę o ojcu języka.
Gdy się dowiem, że żyje i wraca z podróży,
To jeszcze nań poczekam tęskny rok najdłużej
230Tutaj w domu; przeciwnie, jeżeli doprawdy
Już on nieżyw, powrócę na tę wyspę zawdy,
I kurhan mu usypię, stypę jak należy
Sprawię, i matce męża poszukam w młodzieży”.
To rzekł i usiadł młodzian. Mentor powstał zatem.
235Cnego on Odyseja był druhem i bratem;
Odys mu na odjezdnem dał pieczę majątku,
Przykazał posłuszeństwo — a on strzegł porządku.
Więc w dobrej wierze starzec takie otwarł zdanie:
„Co powiem, posłuchajcie słów mych, Itakanie!
240
Władza, LudŹle to, kiedy pan, w ręku którego jest władza,
Ma serca prawość, dobry, poddanym dogadza;
Przeciwnie, złym być winien, okrutnym zbytnikiem,
Kiedy pamięć boskiego Odysa już w nikim
Tu u ludu nie żyje, chociaż nam królował
245Łagodnym berłem i nas jak ojciec miłował.
Mniej przeto za złe biorę zalotnej czeredzie,
Że w chytrym zaślepieniu pusty żywot wiedzie,
Szarpiąc mienie Odysa; za to kiedyś szyje
Dadzą, dziś się łudzący, że Odys nie żyje.
250Atoli reszcie gminu za złe mam, że siedzi
Niemy i nawet słowem nie karci gawiedzi;
Liczniejszy, a tej garstki nie okiełzna drobnej”.
Na to syn Euenora Lejokrit rzekł złobny
[112]:
„Mentorze! Podżegaczu! Głupstwa pleciesz w szale;
255Lud szczujesz na nas. To ci się nie uda wcale,
Żebyś liczbą miał wydrzeć nam zaszczyt biesiady!
Sam Odysej podobno nie dałby nam rady,
Gdyby tutaj się zjawił i naszych sokołów
Brał się rugować z dworu od godowych stołów.
260Nie ucieszyłoby to nawet jego żony,
Choć spragnionej do męża. Padłby porażony
Ciosem wnet, zaczepiając silniejszych liczebnie.
Widzisz więc, żeś się z mową wyrwał niepotrzebnie.
Dość tego, idźcie do dom, każdy do swej pracy.
265Telemacha tam w drogę wyprawią już tacy,
Jak Mentor, Haliterses — oni, co od ojca
Datującą się przyjaźń mają dla mołojca.
Lubo
[113] sądzę, że z nami posiedzi on dłużej,
Łowiąc wieści, i tej tam zaniecha podróży”.
270Tak rzekł — i dał odprawę wiecującej rzeszy.
Rozprószyły się tłumy, każdy do się śpieszy,
Zalotni zaś na dworzec Odysa wtargnęli.
Telemach na brzeg morski poszedł i w topieli
Ciemnych, wód umył ręce, Ateny wzywając:
275„Bóstwo, Ty, które wczoraj dom nasz nawiedzając
Rozkazałaś mi łodzią puścić się na morze
Za wieścią o mym ojcu zgubionym, co może
Wraca do nas: lecz zamiar psują mi Achiwi,
A najbardziej gachowie gwałtowni i chciwi”.
280Tak się modlił. Wtem Pallas stanęła na jawie,
Mentorowi podobna w głosie i postawie,
I do młodziana rzekła uskrzydlone słówko:
„Na przyszłość, Telemachu, nie trwóż, nie drwij główką!
Jeśliś po ojcu dostał moc i serce dzielne,
285Którym słowa i czyny siał on nieśmiertelne,
Tedy podróż ta dla cię nie będzie daremną,
Lecz jeśli w żyły swoje wziąłeś krew nikczemną
I Odys z Penelopą ciebie nie spłodzili —
Nigdy nie dopniesz tego, co chcesz, chęć omyli.
290Zaprawdę, mało synów, co się w ojców wdali,
Mniej lepszych, a moc takich, co podli i mali.
Więc gdy nadal nie stchórzysz i nie podrwisz głową,
Ani całkiem utracisz mądrość Odysową,
Tedy na pewne tuszę
[114], żeć dzieło uwieńczy;
295A tym, co gachy robią, gardź, niech cię nie dręczy.
Głupcom tym sprawiedliwość ni mądrość nieznana;
Nie przeczuwają śmierci, a już zgotowana
Wisi nad nimi; wszyscy na jeden raz padną,
Więc twój wyjazd nie trafi na przeszkodę żadną;
300Ja bowiem, jako z ojcem miałem przyjaźń dawną,
Jadę z tobą i łódź ci przysposobię spławną.
Tymczasem wracaj do dom, z gachami się zadaj,
Podróżną żywność gromadź, w naczynia układaj,
Wino w dzbany, a mąkę, co chłopom moc daje,
305Pakuj w wory skórzane. Ja zaś sobie zraję
[115]
Tam i sam między ludem nieco ochotnika.
A że w morskiej Itace wiele się spotyka
Tak starych, jak i nowych na wybrzeżu łodzi,
Więc wybiorę najlepszą; gdy się nałagodzi
310I opatrzy, wraz spuścim łódź na pełną wodę”.
Tak rzekła Kronionowa córa. Chłopię młode
Na głos bogini rusza śpiesznymi krokami
Ku domowi, po drodze bijąc się z myślami.
W domu zastał tłum gachów, jak sobie w najlepsze
315W dziedzińcu kozy łupił, smalił tłuste wieprze.
Aż oto i Antinoj ze śmiechem ku niemu
Pomknął, ścisnął za rękę i rzekł po swojemu:
„Telemachu wymowny, zagorzała głowo!
Nie gorsz się postępkami naszymi ni mową.
320Jedz, pij razem tu z nami, tak samo jak wprzódy,
A o podróż Achajom zostaw wszystkie trudy:
Łódź ci dadzą, wioślarzy, byś w boskim Pylosie
Prędzej się mógł dowiedzieć coś o ojca losie”.
Roztropny mu Telemach na to odpowiedział:
325„Nigdy bym, Antinoju, przy godach nie siedział
Z zuchwalcami, by z nimi zażyć krotochwile!
Czyż wam mało, gachowie, żeście mi już tyle
Przetrawili majątku, pókim był dziecięciem?
Dziś, gdym podrósł i własnym zrozumiał objęciem,
330Co świat gada — a piersi męskie duch rozpiera —
Zobaczę, czy nie przyjdzie na was straszna Kera
[116],
Bądź do Pylos
[117] pojadę, bądź zostanę z wami.
Wżdy jadę! Ta się podróż, jak tuszę
[118], uda mi,
Choćby na cudzej łodzi, bo swego okrętu
335Ni flisów nie mam, przez was złupiony do szczętu”.
To rzekł i rękę umknął z jego dłoni zdradnej,
A gachy, sposobiące w izbie stół biesiadny,
Drwili zeń; ów i drugi językiem szermował,
Aż jakiś tam pyszałek z tym się wysforował:
340„Coś Telemach się bierze do nas nie na żarty!
Pewnie oprawców z Pylos albo też ze Sparty
Zmówi na nasze gardła, gorąco kąpany!
Może też do Efyry, w ów kraj wychwalany,
Kopnie się po mordercze, z ziół dobyte trutki,
345I do wina nam wmiesza? Oj, żywot nasz krótki!”
Po nim znów inny śmiałek tak się naigrawa:
„Kto wie, czy mu na dobre wyjdzie ta wyprawa,
I czy go, jak Odysa, nie pochłoną wały
[119]?
Uważcie, jaki kłopot byłby stąd niemały:
350Trzeba by się spuścizną dzielić i dom ładzić,
Żeby matkę z małżonkiem nowym w nim osadzić”.
Tak mówili, gdy młodzian w wysokosklepienne
Skarbce zaszedł ojcowskie, gdzie miedź, złoto cenne
W kupach leżały; w skrzyniach suknie pochowane,
355W łagwiach
[120] oliwa wonna; toż dzbany gliniane
W rząd, o ścianę oparte, stały z winem starem,
Tym najsmaczniejszym, niemal że boskim nektarem
Odysa, jeśli tenże trudy i przygody
Złamie i kiedyś wróci do własnej zagrody.
360Sklepy te drzwi warowne zamykały szczelnie
Na dwie kłódki
[121]. Szafarka w nich krząta się dzielnie
Dzień i noc, pańską własność mająca w dozorze,
Eurykleja Opsówna — Ops po Pejsenorze.
Telemach ją do sklepu
[122] zwołał i rzekł: „Nuże,
365Matulu! Nalej winem gliniane mi kruże
[123],
Wystałym i najlepszym, jakie ma piwnica,
Krom tego, co je chowasz dla mego rodzica,
Gdyby kiedyś powrócił do nas w zdrowia pełni.
Nalej takich dwanaście i zatkaj najszczelniej;
370Toż
Tajemnicaw miechy gęstoszyte mąki mi nabierzcie —
Dość będzie cienko mlonej nabrać miar dwadzieście;
Wżdy o tym nic nie trzeba mówić do ostatka.
Sami to wszystko zróbcie; a w wieczór, gdy matka
Pójdzie sobie na górę i spać się układnie,
375Będę mógł te przybory powynosić snadnie
[124],
Gdyż wyjeżdżam do Sparty; lecz pierwej w Pylosie
Chciałbym się o ojcowskim coś dowiedzieć losie”.
To rzekł, a Eurykleja łzami się zalewa,
Głośno łkając, w te słowa k'niemu się odzywa:
380„Synku! Cóż znowu do cię przystąpiło? Za czem
Miałbyś gdzieś w świat za oczy puszczać się tułaczem,
Panicz, jedynak? Kiedy nie ma wątpliwości,
Odysej daleko złożył swoje kości!
A oni, gdy odjedziesz, nastąpią-ć na życie,
385I aby twój majątek posiąść, zgładzą skrycie.
Ot! Siedź lepiej na swoim! Nikt cię stąd nie goni
Szukać strachu i burzy na bezdennej toni”.
„Nie trap się, nianiu! Boską spełniam tylko wolę.
390Wżdy przysiąż, że mej matce nie powiesz, co robię
Aż w jedenastej albo aż w dwunastej dobie,
Chyba gdyby kto doniósł lub mnie zawołała;
Nie chciałbym, by się łzami psuła jej płeć biała”.
To rzekł. Ona na wielkie bogi mu przysięgła,
395A przysiągłszy, największym zaklęciem się sprzęgła.
I wino jęła
[125] toczyć wraz w kruże gliniane,
Mąkę zsypywać w miechy gęsto zeszywane.
On zaś poszedł do izby, gdzie gachów biesiada.
Teraz na inny fortel bierze się Pallada:
400Wziąwszy kształt Telemacha obiegła dokoła
Ulice miasta, wszystkim przykazując zgoła,
Kogo tylko spotkała, by gdy noc zapadnie,
Nie omieszkał przy łodzi stawić się gromadnie;
W końcu zaś u Nemona, co go Fronios rodzi,
405O łódź prosiła, on jej nie odmówił łodzi.
Zgasło światło Heliosa, mrok poczernił szlaki;
Bogini łódź na morze pchnęła i wszelaki
Sprzęt zniosła, bez którego żaden nie wybieży
Okręt na morze; potem podal
[126] od wybrzeży,
410Aż do ujścia zatoki, łódź tę podprowadzi
I napomnienia daje zebranej czeladzi.
Sen, WinoZnowu na inny fortel Pallada się wzięła:
Śpiesznie w dworzec boskiego Odysa wionęła
I tam gachom snem słodkim zaprószyła oczy,
415Że niejeden z pijących, gdy go sen zamroczy,
Czaszę z ręki upuścił. Więc się zataczając
Na spoczynek do miasta poszli, nie mieszkając
[127].
Wtedy Zeusowa córa o oczach błękitnych
Wywoła Telemacha z głębi komnat szczytnych
[128],
420Mentorowi podobna i z głosu, i twarzy:
„Telemachu, tam garstka pancernych wioślarzy
Czeka już; brak im ciebie tylko, a odpłyną.
Spieszmy się, by z wyjazdem nie spóźnić się ino!”
To wyrzekła Atene i śpiesznie szła przodem;
425On za boginią równym też podążał chodem.
A gdy tak do korabiu doszli, co w przystani,
Czekali kędzierzawi flisy tam zebrani.
Do nich więc świętej mocy Telemach rzekł: „Ano!
Chodźcie, mili, po żywność już przygotowaną
430U mnie w domu… Przed matką cała rzecz ukryta;
Krom starki jednej, żadna nic nie wie kobieta”.
Rzekł — i przodem podążył; oni za nim w ślady
Znieśli żywność do łodzi burtownej
[129] na składy,
Ustawiając w tym szyku, jak rozkaz im dany,
435Aż i sam wszedł na pomost, przez nią poprzedzany.
Pallas siadła u steru, a tuż przy bogini
Siadł Telemach. Więc linę odczepiwszy, inni
Weszli także na statek i zasiedli ławy.
Atene im wiatr zaraz zesłała. łaskawy:
440Zefir
[130] wiejący czuby fal czarniawych gładzi.
Telemach wciąż do miłej przemawiał czeladzi,
By śpiesznie ład czyniła; więc robią, co każe:
Sosnowy maszt wbijają w drążonym ligarze
[131],
Wyprostowują, z dołu biorą w mocne sznury,
445I na rzemieniach żagle podciągną do góry.
Jakoż płótna wiatr nadął, i wełny
[132] z łoskotem
Bijąc o boki nawy, gdy nurt pruła lotem,
Coraz śpieszniej ją gnały po wodnym odmęcie.
A tak, gdy umocnili sprzęty na okręcie,
450Wnieśli po sam czub winem napełnione czary,
Z nich bogom nieśmiertelnym zlali część ofiary;
Najwięcej zaś Atenie obiat się dostało.
Bogini z nimi była do rana, noc całą.
Pieśń trzecia
1
Wybiegł Helios z jeziora promiennej pościeli
Na spiżowy strop nieba. I już dniem się bieli
Dla bogów i dla ludzi ziemia karmicielka,
Gdy do Pylos przybyli. Murów moc tam wielka
5W grodzie Neleja
[133]! Właśnie lud dawał ofiarne,
Zabijane na brzegu morskim, byki czarne
[134]
Posejdonowi. Dziewięć ław było zajętych,
Po pięćset w każdej; dziewięć byków też zarżniętych
Przed każdą. Bogu na cześć udźce popalono
10I skosztowano trzewiów. Nawa w chwilę oną
Przybijała do lądu. Flisy żagiel stroczą
[135],
A statek przycumują, i wszyscy wyskoczą
Na brzeg wraz z Telemachem, którego prowadzi
Bogini jasnooka i z cicha tak radzi:
15„Teraz, chłopcze, już nie czas chować wstydne lica,
Gdyś się puścił na morze odszukać rodzica,
Czy go ziemia gdzie grzebie, czy co z nim się stało;
Przeto do rycerskiego Nestora
[136] idź śmiało.
Zobaczym, jaką radą on ciebie wspomoże,
20Pewna, że nie okłamie — on kłamać nie może”.
Na to znowu roztropny Telemach odpowie:
„Jakże pójdę i jak się pokłonię królowi?
Niewprawnym w gładkie słowa, a będąc młokosem
Wstyd mi obcesem pytać starca z białym włosem”.
25Błękitnooka rzekła mu na to Pallada:
„Nie trwóż się: trochę serce przez ciebie zagada,
Trochę natchnie bóg który. Bo tak z różnych rzeczy
Wnoszę, żeś jest u bogów w osobliwej pieczy”.
To powiedziawszy Pallas pośpieszyła przodem,
30A za nią wraz Telemach zdążał raźnym chodem.
Do ław przyszli — starszyzna pylijska w nich siedzi,
Nestor z synami; pełno krząta się gawiedzi:
Ci piekli mięso, inni na rożny je kładli.
Ujrzawszy gości hurmem przeciw nim wypadli,
35Podali ręce, gwałtem ciągnęli przybyłych.
Syn Nestora, Pejsistrat, pierwszy gości miłych
Witał: wziąwszy za ręce, do jadła prowadził
I na piasku, na skórach miękkich ich posadził
Przy swym ojcu i bracie swoim Trasymedzie.
40Przed każdym trzewiów nakładł, toż z czaszą wyjedzie
Złotą, nalał w nią wina i taką przemową
Uczcił błękitnooką córkę Diosową:
„Módl się, gościu, do bóstwa nad słonymi wody!
Jemu gwoli
[137], jak widzisz, sprawiamy te gody;
45Gdy zaś spełnisz libację
[138], jak obyczaj każe,
Towarzyszowi swemu ku takiej ofiarze
Podaj czasz z winem słodkim. Wszak on bogów chwali:
Bo jakżeby się ludzie bez bogów ostali?
Lecz że młodszy od ciebie, a mój równolatek,
50Więc pierwej ciebiem poczcił, jego na ostatek”.
To rzekłszy, w rękę dał jej czaszę pełną wina.
Ujęło to Atenę, że od niej zaczyna:
Widać młodzian roztropny i chowan w karności —
Zatem tak się modliła do mórz wszechmocności:
55„Usłysz mnie, Lądowstrzęsco! Usłysz, Posejdonie!
Czej
[139] cię szczerą modlitwą do życzeń mych skłonię:
Najpierw daj Nestorowi, synom jego sławę,
Mężom pylijskim pokaż oblicze łaskawe
Za pyszną hekatombę, daną-ć z taką częścią,
60A nam dwom daj powrócić do dom z dobrą wieścią
I cel osiągnąć naszej podróży w te kraje!”
Po tej prośbie i drugą spełnia, bo oddaje
Telemachowi czaszę podwójną
[140], złocistą.
I syn Odysa zmówił modlitwę strzelistą.
65Gdy właśnie z rożnów zdjęto pieczone mięsiwa,
Każdy kęs dostał; uczta była to prawdziwa:
Kto spragniony się napił, kto głodny nasycił.
Gereński
[141] witeź
[142], sławny Nestor, rzecz pochwycił:
„Teraz wolno mi spytać przybyłych tu gości,
70Kto są — bo już podjedli sobie do sytości.
Mówcie, co wy za jedni? Skąd morzem płyniecie?
Czy dla handlu, czyli też błądzicie po świecie,
Ot tak sobie, łotrzyki
[143], postrach tych wybrzeży,
Narażający głowy własne dla grabieży?”
75Wraz roztropny Telemach tak odparł bez mała,
A odważnie, bo ducha Atene mu wlała,
Żeby pytał o ojca, a czej na ślad wpadnie,
I żeby się sam młodzian pokazał też ładnie:
„O Nestorze, Achiwom przodkujący w sławie!
80Pytasz nas, skąd jesteśmy? Zaraz ci objawię:
Z Itaki podnejońskiej po mokrej wód fali
W sprawie własnej, nie ludu, tuśmy się dostali,
Szukać wieści o ojcu mym, boskim Odysie,
Lecz nie wiem, czy ją schwycić kiedy uda mi się.
85Wszak on niegdyś, zarówno jak ty i jak twoi,
Bywał w jednej wyprawie i zburzył gród Troi.
Wiadomo zaś o innych, którzy się tam bili,
Gdzie i jak głowy swoje w boju położyli;
Alić Kronion śmierć jego skrył tak, że ochota
90Opuszcza poszukiwać, kędy zbył żywota:
Czy na lądzie od wrażych mężów on zabity,
Czy utonął w zhukanych falach Amfitryty
[144]?
Przeto błagam cię, kornie do kolan się kłonię,
Powiedz, co wiesz! Czy byłeś sam przy jego zgonie?
95Czy też słyszałeś o tym od podróżnych ludzi?
Tylko niech twoja litość próżno mnie nie łudzi!
Mów prawdę, bez ogródki, jak widziały oczy.
Błagam cię! Jeśli niegdyś do usług ochoczy
Ojciec mój ci dopomógł czynem albo mową
100Pod Troją, gdzie i głodno było, i niezdrowo,
W imię zasług zaklinam, mów prawdę prze bogi!”
Na to mu bohaterski Nestor:
„O mój drogi!
Kiedyś mi już przypomniał te biedy i znoje,
105Które-śmy przebywali przyszedłszy pod Troję —
Bądź w korabiach
[145] po ciemnej tłukąc się otchłani,
Za łupem przez Achilla
[146] wciąż gnani a gnani,
Bądź gdyśmy dobywali ów gród Pryjamowy —
Najmężniejsi z Achiwów dali tam swe głowy:
110Tam legł Ajas
[147], ów witeź jak Ares waleczny;
Tam Achilles, tam Patrokl
[148], druh jego serdeczny,
Boskiej rady młodzieniec; tam i syn mi zginął,
Antiloch
[149], chłopiec dziarski, szlachetny — a słynął
Wśród Achiwów oszczepem i rączością biegu.
115Lecz to kęs tylko nieszczęść długiego szeregu!
Bo gdzież śmiertelnik, co by zrachował je kiedy!
Choćbym pięć, sześć lat duszkiem opowiadał biedy
Wycierpiane pod Troją, końca byś nie czekał,
Lecz zmęczony do domu czym prędzej uciekał.
120Przez lat dziewięć fortelów, zdrad używszy siła
[150],
Nic my nie zrobili; moc boża ich zbiła.
W wojsku naszym Odysej w podstępy obfity
Nie miał równego sobie, nie w ciemię on bity!
Wszystko zwietrzył, wymyślił, ten twój ojciec wielki —
125Jeśliś tylko syn jego? Wżdy jak dwie kropelki
Podobnyś doń, i mową. Dziw mi nie do wiary,
Żeby młodzian tak dobrze mówić mógł jak stary.
O, wtenczas my z Odysem trzymali się w zdaniu,
Czy to na radzie wodzów, czy ludu zebraniu,
130Jedna myśl nas roztropna wiodła i ostrożna,
Byle Grekom dać zysku najwięcej jak można.
A gdy w końcu Pryjamów gród upadł na pował
[151],
Zeus tedy straszny powrót do domu zgotował
Argejcom. Że nie każdy był cny i roztropny
135Między nimi, stąd wielu spotkał los okropny
Przez zawziętość Zeusowej córy
[152] jasnookiej,
Co w dwóch synach Atreja
[153] wznieciła szeroki
Rozbrat. Obaj zwołują walne zgromadzenie
Wbrew zwyczaju, bo dzienne już gasły promienie;
140I gdy Grecy nietrzeźwe łby z sobą przynieśli,
Oni nuż im dowodzić, dlaczego się zeszli.
Menelaps achajskim radził towarzyszom
Przez morskie grzbiety wracać k'ojczystym komyszom
[154];
Agamemnon to ganił, radząc rzesze zbrojne
145Trzymać w miejscu, a palić hekatomby hojne,
Aby gniew obrażonej odwrócić bogini.
Szaleniec! Wiedział przecież, że próżno to czyni,
Bo gniew bogów nieprędko daje się przebłagać.
Więc brew w brew, ostrym słowem zaczęli się smagać,
150Co pancerni Grekowie słysząc, skoczą z wrzawą
Dzieląc się w dwa obozy: na lewo i prawo.
Noc przespali, w zburzonych sercach złe zamiary
Knując wzajem, gdy na nich Zeus gotował kary.
Skoro świt, pół nas sudna
[155] zepchnęło na morze
155Znosząc w nie sprzęt, kobiety
[156], wszystko co kto może.
Drugie pół się zostało Greków na wybrzeżu
Przy swym Agamemnonie, narodów pasterzu.
My pod czas brzeg obiegłszy pełnymi żaglami
(Któryś z niebian wód przestwór wygładził przed nami),
160Płyniem tak do Tenedu
[157]. Tam obiatę bogi
Wzięły sutą; lecz Zeus nam przeciął morskie drogi
Posyłając na Greki drugą niezgód chmurę,
Że zaraz się zwróciły wstecz sudna
[158] niektóre
Pod wodzą Odyseja, tej przemyślnej głowy,
165Snadź
[159] aby przyjść do łaski Agamemnonowej.
Widząc to, z mymi sudny pierzchłem niemieszkanie
[160];
Czułem, że tu coś złego chcą spłatać niebianie,
Pierzchnął i syn Tydeja
[161], pociągnąwszy drugich;
W końcu płowy Menelaj dognał nas, gdy w długich
170Naradach w Lesbie
[162] radzim, którędy nam płynąć
Do dom? Czy skalny Chios
[163] powyżej ominąć
W kierunku Psyrii
[164] — wtedy Chios mieć będziemy
Z lewej — gdy zaś od Chios niżej się weźmiemy,
Zawsze wichrów Mimasu zarwać nam potrzeba.
175Więc modlim się do boga, by znak nam dał z nieba,
Którędy? On nam kazał tam wprost na Eubeę
[165]
Zmykać, w skok zmykać, nim się morze rozszaleje.
Wnet też wiatr nadął żagle; pędzimy co mocy
Po rybim tym gościńcu, aż o późnej nocy
180Do Gerajstu
[166] zawiniem. Wraz byczych pośladków
Palimy dużo bogom, za tę bez przypadków
Przebytą drogę. Właśnie dzień czwarty nie mijał,
Jak Tydyd Diomedes
[167] do portu zawijał
W Argos, razem ze swymi. Ja, do Pylos dalej
185Płynąc z wiatrem, który mi bogowie zesłali,
Przybyłem, o mój synu, bez wieści wszelakiej,
Nie wiedząc, kto z nich żyje, a kto umarł taki…
Jednak tyle, co mogłem, w domu zakopany,
Schwycić, opowiem wiernie bez żadnej odmiany.
190Najpierw więc Myrmidońcy
[168] dostali się do dom
Szczęśliwie — syn Achilla dowodził tym rodom.
Również i Filoktetes
[169] Pojasa syn sławny.
Toż Idomeneus
[170] przywiódł do Krety huf sprawny,
Ocalon w bojach, żaden nie padł mu w podróży.
195
Słyszałeś, w swoim kącie siedzący za światem:
Jak Ajgist
[171] nieszczęsnego zgładził, był mu katem,
Za co mściwym odwetem odebrał karanie.
Dobrze, gdy po zabitym ojcu syn zostanie.
200Syn też jego na zbójcy krzywdę powetował,
Zgniótł Ajgista, który mu ojca zamordował.
Ty zaś, chłopcze, z postawy zuch i nie ułomek,
Dzierż się ostro, a późny uczci cię potomek”.
Na to mu wręcz roztropny odpowiedział młodzian:
205„Nestorze, blaskiem chwały w Achai przyodzian!
Srogą zaprawdę zemstę wziął on. Jego chwała
Szeroko rozbrzmi, w pieśniach wnuków będzie brzmiała.
O, czemuż i mnie bogi tych sił nie użyczą,
Abym mógł zetrzeć gachów zuchwałość zbrodniczą,
210Co mnie swymi psotami dzień w dzień gorzej pieką.
Ale cóż! Takie szczęście ode mnie daleko!
Nie miał go ojciec, nie mam i ja, cierpmy dłużej”.
Na to mu stary Nestor z Gereny odwtórzy:
„Kochanku! Kiedyś o tę rzecz potrącił w mowie,
215Słyszałem, że twą matkę obsiedli gachowie
I w domu na złość tobie psoci lada chłystek.
Powiedz, czy dobrowolnie to znosisz, czy wszystek
Lud cię nie lubi, widząc, żeś karą dotknięty?
Któż wie, czy on nie przyjdzie, nie zetrze natręty
[172]
220Bądź sam, bądź pomoc dadzą przyjazne Achiwy?
Wpadł w łaskę, jak nasz Odys. O, jakżeż oń dbała
Tam pod Troją, gdzie reszta Achiwów marniała.
Wierz mi, nigdym nie widział, żeby bóstwo komu
225Tak jak jemu sprzyjało i tak po widomu.
Niechby cię też Atena wzięła pod swe skrzydła,
Niejednemu by z gachów żeniaczka obrzydła”.
Więc Telemach mu na to: „Starcze, zbyt to wiele,
Coś rzekł, bo się nie spełni nigdy — mówię śmiele.
230I dziw mi, że nadzieją łudzisz się tak błogą;
Bogowie, choćby chcieli, nic tu nie pomogą”.
Na to Atene, córa ozwie się Zeusowa:
„O chłopcze! Z ust twych jakież wymknęły się słowa!
Bóg i tym, co najdalej, kiedy chce, pomaga.
235
Śmierć, LosKtóż nie rad by z ojczyzny, gdzie go nędza smaga,
Bodaj i najpóźniejszym powrotem się cieszyć,
Niż wróciwszy za wcześnie śmierć sobie przyśpieszyć,
Jak ów król, co gdy wrócił w miły próg domowy,
Padł od zdrajcy Ajgista i swej białogłowy!
240Lecz śmierci przeznaczenia bogowie nie mogą
Odwrócić od najdroższej głowy, od nikogo,
Jeśli w sen wieczny czarna pogrąży godzina”.
Na te słowa Telemach tak się wraz odcina:
„Mentorze, już nie mówmy o tym, dość my smutni…
245On nigdy już nie wróci! Bogowie okrutni
Od dawna wyrok śmierci wydali na niego!
Wżdy Nestora zapytać mam o coś innego.
Wszak on i sprawiedliwość, i mądrość posiada,
I, jak mówią, trzy wieki ludzkie
[173] ludom włada.
250Przeto mam go za obraz bóstwa na tej ziemi.
Nestorze Neleido
[174]! Prawdę powiedzże mi,
Jak zginął Agamemnon, król szeroko władny?
Gdzie był wtedy Menelaj, przez jakiż szkaradny
Podstęp Ajgist tęższego od siebie mógł zabić?
255Nie stałoż się to w Argos? Może dał się zwabić
W obce miejsce i tam mu nastąpił na zdrowie?”
Zagadnion tak rycerski Nestor mu odpowie:
„Najchętniej, o mój synu, powiem prawdę całą.
Uważ, a łatwo pojmiesz, co by się to stało,
260Gdyby Atryd Menelaj wracając spod Troi,
Żywym zastał Ajgista i w mocy miał swojej!
Nikt by jego był trupa nie nakrył mogiłą,
Psy by i dzikie ptactwo w sztuki roznosiło
Leżącego za miastem gdzieś tam w polu gołym,
265Żadna Achajka jednej łzy by nad warchołem
Nie zroniła. Bo gdyśmy na bój głowy nasze
Nieśli, on siedział w Argos, bujnym w końską paszę,
I Agamemnonowi bałamucił żonę.
Zrazu mu Klytajmestra za umizgi
[175] one
270Okazała pogardy wiele i obrazy
Jako pani roztropna i całkiem bez zmazy.
Był tam pieśniarz, któremu mąż idąc w bój krwawy
Kazał przy niej odbywać straż małżeńskiej sławy,
Lecz że bóg jej nie bronił od tych samołówek
[176],
275Więc Ajgist piewcę wywiózł na pusty ostrówek
I wydał go drapieżnym ptakom na pożarcie,
Potem ją na swój dworzec wprowadził otwarcie,
Gdzie obiatował
[177] bogom woły i barany,
A złotem, pawołoką
[178] zdobił świątyń ściany,
280Przez wdzięczność, że mu sztuczka udała się trudna.
Wtenczas od brzegów Troi właśnie nasze sudna
[179]
Niosły mnie z Menelajem, przyjaciół do zgonu.
Lecz gdy do attyckiego przylądu, Sunionu,
Dążym na Menelaja okręcie, bez duszy
285Padł sternik — Feb go z swojej tak ustrzelił
[180] kuszy
[181],
W chwili, gdy w ręku trzymał rudel okrętowy.
Sławny to sternik, Frontis, syn Onetorowy,
Co okręt umiał z każdej wyprowadzić burzy.
Więc Menelaj, choć spieszył, zabawił się dłużej,
290Aby sługę pochować, jak chce obrzęd święty.
Wreszcie i on za nami ruszył swe okręty
Przez ciemne wody, dotarł przylądka Malei
[182] —
Lecz tam piorunny Zeus go nawiedził z kolei
Smutną żeglugą, zesłał wichry, niepogody,
295Aż w góry niebotyczne spiętrzyły się wody.
Słowem rozprószył nawy, część zagnał ku Krecie,
Gdzie nad Jardanem siedzą Kydońcy, jak wiecie,
Gdzie od granic Gortyny
[183] z wód czarnej przepaści
Strzela skała i piersią odpiera napaści
300Bałwanów, które Notos
[184] wprost na Fajstos
[185] wzdyma —
A głaz drobny potęgę wód tych w ryzie trzyma.
Tam zagnał ich najwięcej, ludzie ocaleli,
Sudna rozbite poszły na dno tej gardzieli.
Lecz pięć naw z Menelajem o błękitnej prorze
[186]
305Do Egiptu aż zagnał prąd wichru i morze.
A kiedy on po obcych ziemiach tak się włóczył,
Złote skarby zgromadził, płodami objuczył,
Wtenczas Ajgistos zabrnął w zbrodnie niesłychane:
Zabił Atrydę, jarzmem obciążył poddane
310I przez lat siedm w Mykenie
[187] jak król rozkazywał.
W ósmym dopiero Orest z Aten, gdzie przebywał,
Wrócił na jego zgubę i w zbójcy Ajgiście
Pomścił śmierć swego ojca, potem uroczyście
Wyprawił pogrzeb matce, szkaradnej kobiecie,
315
W tym dniu właśnie Menelaj wrócił wojowniczy
W korabiach pełnych złota i innej zdobyczy.
Toż i ty niezbyt długo baw w dalekich krajach,
Kiedyś swój tam majątek przy onych hultajach
320W domu liszył
[190], bo oni rozdrapać go mogą
W twej niebytności. Podróż przypłaciłbyś drogo!
Z tym wszystkim do Meneli
[191] radzę jechać tobie.
On po długiej włóczędze powrócił na dobie
[192]
Z stron zapadłych, skąd człowiek rzadko ma nadzieję
325Wrócić, gdy go zapędzą prądy i zawieje,
Hen! za morza, skąd nawet potrzebują ptaki
Przez rok lecieć. Taki to zapadły kraj, taki!
Ty zaś, jeśli chcesz płynąć, śpieszże się do łodzi;
Chcesz lądem? Każdy z synów moich ci wygodzi
[193],
330Da wóz i konie, jeszcze zawieźć cię gotowy
Aż do Lakedajmony
[194] tej Menelajowej.
Prośże go, proś na wszystko, niechaj szczerze gada;
Kłamać pewno nie skłamie, łepak
[195] to nie lada”.
Tak mówił — a już słońce gasło w-nocnym mroku;
335Na to rzekła Atena o błękitnym oku:
„Zaprawdę, starcze, z ust twych mądre słowa płyną.
Lecz krajcie no ozory i mięszajcie wino,
By uczcić bogów, głównie uczcić Posejdona
Przed snem obiatą; pora bowiem już spóźniona;
340W ciemnościach światła zgasły; pofolgujmy godom,
Niepięknie prażnikować
[196] długo, pójdźmy do dom”.
Tych słów córy Zeusowej wszyscy usłuchali,
Keryksowie im wody na ręce nalali;
A pachołcy, gdy wina w kratery naleją,
345Rozdają je czaszami, obchodząc koleją,
W końcu spalą ozory, libację stojący
Spełnią; a gdy już napój rozgrzał ich gorący,
GośćAtena z Telemachem (postać jego cudna!)
Wybiera się na nocleg do swojego sudna;
350Lecz Nestor nie zezwalał i karcił słowami:
„Ani Zeus nie dopuści, ni bogowie sami,
Abym was mógł na okręt odprawić w tej chwili.
Czyż ja to hołysz
[197] jaki albo żebrak? Czyli
[198]
Nie stać mi już na płaszcze, okrycia wełniane
355Dla gości, kiedy u mnie są podejmowane?
Nie troszcz się; tu nie braknie nakrycia ni płaszcza,
Jażbym pozwolił, żeby syn Odysów zwłaszcza
Szedł na statek? Rzecz taka nigdy się nie stanie,
Pókim żyw, a i po mnie dość synów zostanie,
360Aby w domu umieli gości przyjąć pięknie”.
Na to Zeusowa córa modrooka rzeknie:
„Cny starcze! Dobrze mówisz; Telemach ci wierzy
I usłucha twej rady, bo tak się należy;
Pójdzie z tobą i w twoich komnatach wypocznie,
365Ja zaś muszę na okręt udać się niezwłocznie,
Pokrzepić towarzysze, zarządzić człowiekiem.
Bo ja tam na okręcie jeden starszy wiekiem;
Inni poszli z przyjaźni ku nam, chłopcy młodzi;
Żaden z nich Telemacha wiekiem nie przechodzi.
370A tak przenocowawszy tam, na ciemnej nawie,
Skoro świt się do zacnych Kaukonów
[199] wyprawię,
By od nich ściągnąć różne tam należytości.
Ty zaś gościa, którego zamek twój ugości,
Wypraw wozem do Sparty; niech go z synów jaki
375Zawiezie, a każ rącze zaprząc im rumaki”.
Tak mówiła Atena. Gdy wtem niespodzianie
Wionął orzeł, tłum wszystek w podziwieniu stanie.
Zdumiał się i sam starzec patrząc na to dziwo,
Ujął dłoń Telemacha i rzekł mową tkliwą:
380
Gdy nad chłopcem już krążą niebieskie potęgi.
Czyś baczył, że nikt inny nie mógł być przy tobie,
Tylko Diosa córa we własnej osobie?
Tak sama się i ojcem twym opiekowała.
385O sprawże to, bogini! Spraw, niech spłynie chwała
Na mnie, na moje dzieci, miłą połowicę;
Za to dam ci roczniaczkę, gładką jałowicę.
Co jeszcze byka nie zna, jarzma ani troszki —
Tęć dam w ofierze, złotem każę okuć rożki”.
390Tak błagał, a modlitwa doszła do Ateny,
I sławny rycerz Nestor, staruszek z Gereny,
Swoich synów i zięciów otoczony kołem,
Szedł na zamek; a kiedy przybyli tam społem,
Rzędem zajęli krzesła, wspaniałe siedzenia.
395Starzec znowu lał w krater dla ich pokrzepienia
Wonne wino, staraniem szafarki chowane
Lat jedenaście, pierwszy raz co odetkane.
Ten napój starzec miesza i obiatę czyni
Egidowładcy
[201] córze, Palladzie bogini.
400Gdy spełnił, a już każdy napił się do woli,
Wszyscy się spać do gospód rozeszli powoli
Krom Telemacha. Tego syna przyjaciela
Nestor w zamku zatrzymał, łoże mu wydziela
Pysznie rzeźbione w jednym z przewiewnych przysionków
[202].
405Tuż przy nim spał Pejsistrat; z rodziny tej członków
On jeden w zamku mieszkał, jako nieżonaty.
Sam zaś Nestor wysokie zajmował komnaty
Wraz z królową, zdobiącą małżeńską łożnicę.
Ledwo Jutrzenka krasne wychyliła lice
410Z mroku świtu, już Nestor rzucił senne łoże;
Wyszedł i siadł na białych kamieniach
[203] na dworze,
Co stały przed pałacu wchodowymi drzwiami
Lśniące jakby oliwą. Dawnymi czasami
Siadywał tam Neleus, człowiek bożej rady,
415Lecz zmarł; w podziemny Hades przeniósł się cień blady.
Teraz siadł Nestor. Posoch
[204] trzymała prawica.
Pasterza mężów. Syny ujrzawszy rodzica:
Echefron, Stratios, Persej, wybiegli co żywo,
Toż Aretos, Trasymed zdążał nieleniwo;
420Nareszcie i szóstego nie zabrakło brata,
Bo oto i najmłodszy przybiegł, Pejsistrata.
Ci zaraz Telemacha przy ojcu uprzejmie
Posadzili, a Nestor taką rzecz podejmie:
„— Żwawo, dzieci! Spełnijcie duszy mej pragnienie;
425Chciałbym się przypodobać bogini Atenie,
Gdyż na tym tam prażniku
[205] na cześć Posejdona
Widocznie oczom moim zjawiła się ona.
Niech który w pole skoczy, wolarzowi każe
Przywieść tutaj jałówkę, którą dam w ofiarze.
430Drugi do Telemacha łodzi bież i sprowadź
Wszystką czeladź — dwóch zostaw, ci mogą pilnować.
Do Laerka złotnika pobieży mi trzeci,
By złotem róg jałówki okuł. Reszta dzieci
Zostanie z nami, każdy będzie tu potrzebnym,
435Czy jadło przysposobić, czy kazać służebnym
Znieść tutaj stołki, drzewo, dzbany z świeżą wodą”.
Rzekł — wszystko się rozbiegło. Jałówkę już wiodą
Z pola, a z Telemacha przybyła też łodzi
Jego drużyna. Również i złotnik nadchodzi,
440Niosąc ze sobą wszystkie narzędzia, mistrz tęgi,
Tak młotek, jak kowadło i krzywe obcęgi
Do misternej roboty. Na ten obrzęd święty
Zbiegła i Pallas. Nestor złotnikiem zajęty
Dał mu złota, a sztukmistrz złotem okuł rogi
445Jałówce, więc boginię cieszy dar ten drogi.
Echefron, Stratios dzierżą za róg jałowicę,
Aretos z komnat wyniósł kwiecistą
[206] miednicę
Pełną wody, a w lewej miał ziarna jęczmienne
W króbce
[207]. Już Trasymedes wzniósł ramię wojenne
450Zbrojne w topór nade łbem jałoszki ofiarnej.
Perseusz w misę zbierać miał strumień krwi czarnej.
Ojciec ręce umywszy miotał jęczmień święty,
A na ogień skręt sierści z łba krowie wycięty.
OfiaraA kiedy się pomodlił i nasiał jęczmienia,
455Wraz
[208] przystąpił Trasymed i siłą ramienia
Palnął — aż topór ugrzązł w karku, przeciął żyły
I powalił ofiarę. Z krzykiem się modliły
Wszystkie córki, synowe, obok Eurydyki
Żony Nestora, córy Klimena władyki.
460Syny, za łeb jałoszkę dźwignąwszy, trzymali,
Aż dorżnął ją Pejsistrat. Czarna krew się wali
I duch cielsko opuścił. Rąbiąc ją w kawały
Wyjmują polędwicę i dwakroć w tłuszcz biały
Obwinąwszy, jak zwyczaj, nałożą wysoko
465Drobniejszymi gnatami, z kapiącą posoką.
Starzec je tak na stosie spalił, winem polał
Ciemnym, a synów orszak ofiarę okolał
Z pięciozębnymi widły
[209]. Spaliwszy te mięsa,
Trzewia do ostatniego aż spożywszy kęsa,
470Resztę w drobniejszych sztukach na rożny nawlekli
I takowe przy ogniu obracając piekli.
Tymczasem Telemacha, ślicznego młodziana,
Kąpała Polykasta, panienka sudana
[210],
Najmłodsza z Nestorówien, a po wziętej wannie
475Namaściwszy oliwą odziała starannie
Piękną szatką i w chiton
[211] miękki otuliła…
Gdy wszedł, jasność od niego jak od bożka biła.
Szedł więc i przy pasterzu mężów siadł Nestorze…
Już z rożnów zdjęto mięso upieczone w porze,
480I rzucili się wszyscy na biesiadę oną;
Lecz poważniejsze tylko krzątało się grono
Około wina, które z krateru czerpali
I biesiadnikom w złotych czarach podawali.
Aż zgaszono pragnienie, nasycono głody.
485Wtedy gereński starzec krzyknął:
„Kto tam młody,
Niech skoczy, długogrzywe konie tu przywiedzie,
Do kolasy założy, bo nasz gość odjedzie!”
Tak rzekł. Synowie rozkaz spełniają w tej chwili:
490Piorunem do kolasy konie założyli,
A szafarka w nią chleba i wina nakładła,
Toż wybornych łakoci królewskiego jadła.
Wskoczył tedy Telemach na rydwan zaprzężny.
Rzeszowódca Pejsistrat, Nestora syn mężny,
495Obok niego usiadłszy lejce schwycił w dłonie,
Klasnął z bicza, i lotem puściły się konie
Pólmi, od grodu Pylos coraz dalej mknące,
Dzień cały szarpiąc jarzmo kark ugniatające.
Nareszcie zaszło słońce, cień poczernił szlaki,
500Gdy do zamku Diokla, do Feraj junaki
Wraz przybyli. Orsiloch, syn Alfejosowy
Zrodził tego Diokla. Nocleg tam gotowy
Znaleźli, i gościnne przyjęcie im dano.
Ze wschodzącą nazajutrz Jutrzenką rumianą
505Znów wyjechali obaj w zaprzężnej kolasie
Przez bramę; aż w przedsionkach turkot rozlega się.
Z klaskiem bicza koniki ruszyły z ochotą,
Między pszeniczne łany mkną i mkną, aż oto
U kresu drogi dzielne stanęły rumaki.
510Właśnie Helios się schował, cień poczernił szlaki.
Pieśń czwarta
1
Wąwozami wjechawszy w gród Lakedajmony,
Skręcili wprost na zamek, kędy mąż sławiony,
Menelaj, huczne sprawiał wesele dla syna
I dla córki. Tę oddał, choć jego jedyna,
5Synowi Achillesa
[212], wojów gromiciela.
Z nim ją bowiem zaręczył w Troi przed lat wiela,
A niebianie złączyli parę k'sobie skłonną.
Właśnie ją dziś odesłał koleśno i konno
W sławny gród Myrmidonów. Dla syna zaś swego
10Wziął w Sparcie Alektora córę. Syna tego
Megapentesem zowią — chłop silnej prawicy —
A miał go w starych latach z jednej niewolnicy,
Gdyż Helenę bogowie zrobili bezpłodną,
Odkąd powiła córkę Hermionę, godną
15Ze złotą Afrodytą równać się w piękności.
Tak więc Menelaj w gronie przyjaciół i gości
W komnatach swego zamku hucznie biesiadował.
Był tam i cudny pieśniarz, co swojej wtórował
Pieśni na gęśli, i dwaj skoczkowie tam byli,
20Co na miarę tej pieśni w środku się kręcili.
Zaś Telemach z Nestora synem przed wrotyma
[213]
Pierwszymi, co do zamku wiodły, konie wstrzyma.
Spostrzegł ich Eteonej, sługa przywiązany
Do Atrydy, i poznał, że to ktoś nieznany.
25Prędko więc na pokoje bieżał z wieścią nową,
Przybliżył się do pana i rzekł lotne słowo:
„Jacyś tam obcy ludzie, o mój jasny panie!
Jest ich dwóch; wyglądają iście jak niebianie!
Rozkaż, czy wyprząc konie mamy im, czy dalej
30Odprowadzić
[214], by indziej gościny szukali?”
Eteoneju! Gadasz, jak gdyby to nie ty,
Tylko dziecko, co głupie powtarza wyrazy!
Czyż to my gościnności ludzkiej tyle razy
35Nie doznali obadwa przed naszym powrotem?
Zeus mógłby znów nas karać, gdyby zabyć
[215] o tem.
Śpiesz się więc wyprząc konie i dać im wygody,
A tych gości zaprosić na weselne gody”.
Tak rzekł, a ten z komnaty wybieżał i zwołał
40Innych sług, zabierając po drodze, co zdołał.
Z nimi wyprzągłszy konie, pomęczone oba,
Wwiódł do stajen i mocno przywiązał u żłoba.
Owsa im zmieszanego z jęczmieniem wsypano,
Po czym wóz postawiono pod błyszczącą ścianą,
45A gości na królewskie wiedziono komnaty.
Oni z podziwem patrzą na terem
[216] bogaty;
Bowiem jako blask słońca, księżyca miganie
Oczom się ich wydało Atrydy mieszkanie.
A gdy widokiem oczy i serca napaśli,
50Do łazien myć się w wannach gładkich obaj zaszli;
Tam ich dziewki umyły, namaściły rączo,
Oblókłszy w chiton z wełny, okrywszy opończą
[217].
To odbywszy, szli zasiąść przy Atrydzie krzesła.
Zaraz jedna z służebnic złoty kubek wniesła,
55A w nim wodę; tę lejąc do miednicy srebrnej
Na ręce, przysunęła im stolik potrzebny.
Poważna też szafarka z zapasy różnymi
Przybywszy, te przysmaki stawiła przed nimi,
A krajczy na kopiastych misach wniósł pieczyste
60I inne mięsa, czasze podał też złociste.
„Cni goście! Jedzcie smacznie; potem będę pytał,
Gdy się już posilicie, coście to za jedni?
Ród wasz, jak się domyślam, wcale niepośledni,
65Idzie od królów, co to z Zeusa się wywodzą,
Z podłej bowiem krwi tacy, jak wy, się nie rodzą”.
To rzekł i sam im podał tłusty comber
[219] wołu
Pieczonego — a był to przysmak jego stołu —
Więc do zastawionego dobrali się jadła.
70A najadłszy, napiwszy, gdy już chęć odpadła,
Do swego towarzysza, nachylony głową,
Telemach mu na ucho mówił takie słowo:
Bogactwo„Patrzaj no, Nestorydo, patrzaj, serce moje,
Jakim blaskiem spiżowym sieją te pokoje!
75Co tu złota, bursztynu
[220], srebra, słoniej
[221] kości!
Nie wiem, czy jest świetniejszy dwór Olimpskiej Mości.
Nieprzebrane bogactwa! Aż mi ćmią się oczy”.
Snadź domyślił się Atryd, o czym rzecz się toczy
Między nimi, bo na nich zawołał: „Hej, młodzi!
80Niech nikt śmiertelny z Zeusem w zapasy nie chodzi,
Bowiem wieczne są jego dostatki i dwory.
Ze mną rzecz inna; każdy, kto chce, mógłby zbiory
Moje przesadzić
[222] lub nie; chociaż się niemało
W ośmioletniej zamorskiej włóczędze zebrało,
85Kiedym Fenicję, Egipt, Cypr, a nawet strony
Toż Libię, gdzie jagnięta z rożkami się rodzą,
A owce w ciągu roku trzykroć z płodem chodzą.
90Mięsa dość, brodzą niemal i w mleku, i w serze,
Bo jak rok długi, ciągle doją się maciorki.
Otóż gdym się tam ganiał i ładował worki
Złotem, tutaj tymczasem brata mi zabito
Skrycie, podstępem, w zmowie z nikczemną kobietą!
95Jakoż mi to dziedzictwo obmierzłe się stało.
Wolałbym mieć z tych skarbów trzecią cząstkę małą,
Byle żyli ci męże, co na polach Troi
Legli podal
[225] od Argos, przyjaciele moi.
Jakkolwiek po nich tęsknię i myślami wodzę,
100Przecież po żadnym serce nie płacze tak srodze
Jak po jednym; odbiega sen i chęć do jadła,
Gdy o nim myślę. Komuż cięższa dola padła
Niż Odysowi? Nadeń któż więcej biedował?
Los go stworzył do cierpień samych; mnie zachował
105Do smutków po przepadłym, który gdzieś się kryje,
A nie wiemy, czy żyje jeszcze, lub nie żyje.
Pewnie stary Laertes co dzień po nim płacze,
Toż mądra Penelopa, i to nieboraczę
Syn Telemach, którego przy piersi zostawił”.
110Mówiąc to w taką rzewność gościa swego wprawił,
Że łza w rzęsach zawisła z wspomnieniem rodzica:
Jakoż w płaszcz purpurowy ukrył smętne lica,
Z czego odgadł Menelaj zaraz, kto on taki,
I w głębi duszy sposób układał dwojaki:
115Bądź dać mu się wypłakać za straconym ojcem,
Bądź wprzódy o tej rzeczy pogadać z mołojcem.
Owoż gdy to roztrząsał w ducha tajemnicy,
Weszła Helena z wonnej wychodząc świetlicy
[226],
Jak Artemida zbrojna w pęki strzał pierzaste.
120Zaraz z krzesłem misternym podbiegła Adraste;
Alkippe jej kobierzec miękki podesłała,
Filo koszyczek niosła — Helena go miała
Od Alkandry, Polyba żony, co za dawnych
Lat żył w Tebach
[227] egipskich, bogactwami sławnych;
125On to dwie srebrne wanny, trójnogów
[228] po parze,
Talentów
[229] dziesięć złotem Meneli dał w darze.
Helenie się od żony dostał dar bogaty:
Złota kądziel i koszyk ów podługowaty
Z srebra plecion, a złotą obciągnion obwódką.
130Filo go postawiła przed nią tuż, bliziutko,
A w tym koszyku motków przędzy było pełno,
Na wierzchu była kądziel z fijołkową wełną.
Helena więc usiadłszy wsparła nogi obie
Na podnóżku, pytając męża w tym sposobie:
135„Czy wiemy, Menelaju, jaki ród tych gości,
Co przyszli w domu naszym szukać gościnności?
Mylęż się lub nie mylę — lecz czuję to przecie,
Że dwóch mężczyzn, dwóch kobiet nie spotkałam w świecie
Tak podobnych do siebie — dziw to niesłychany! —
140Jak ten oto młodzieniec, u nas tu nie znany,
Z Telemachem, Odysa synem, podobniutki.
Pamiętam, on przy piersi był wtedy malutki,
Kiedy z wami, Achiwy, w kraj daleki Troi
Odys szedł krew przelewać gwoli hańby mojej”.
145Na to płowokędziorny odrzekł jej Atryda:
„To, co z domysłów mówisz, mnie prawdą się wyda:
Takie ręce i nogi, tak oczy patrzące
Miał Odys, a i takie włosy się kręcące.
Toż gdym przed chwilą wspomniał tu Odyseusza
150I mówił, jakie trudy niezłomna ta dusza
Zniosła dla mnie, aż oto łza mu z oka kanie
[230],
I w purpurowym płaszczu ukrył pomieszanie”.
Na to mu Nestoryda Pejsistrat powiedział:
„Atrydo Menelaju! Królu! Ot, byś wiedział,
155Że to syn Odyseja, syn jego prawdziwy;
Lecz boi się uchybić, przeto tak wstydliwy
I nie chce, kiedy mówisz, przerwać obcesowo,
Taką mu radość wlewa boskie twoje słowo.
Mnie tutaj posłał Nestor, ten ojciec mój drogi,
160Abym mu towarzyszył w domu twego progi,
Gdzie ojca przyszedł szukać tak w słowie, jak w czynie;
Bo dziecko cierpi dużo, gdy ojciec mu zginie,
A sierotę opuszczą przyjaciele domu,
Jak Telemacha. Ojca nie ma on, nikomu
165Nie chce się ująć za nim, by odwrócić ciosy”.
Na to znów Menelaos odrzekł płowowłosy:
„Prze bogi! Toż mym gościem syn wielkiego męża,
Co za mnie w tylu bitwach dobywał oręża!
Jam go chciał za powrotem nad wszystkie Achiwy
170Osypać, gdyby morzem powrót nasz szczęśliwy
Obudwom był zachował Zeus, bóg gromowładny.
W Argos miałem mu miasto, dwór zbudować ładny,
A z Itaki dobytek i syna sprowadzić
I ludność stamtąd zabrać i w mieście osadzić,
175Wyprzątnąwszy najbliższe, co berłu mojemu
Podlega. Jakże by to sprzyjało częstemu
Widywaniu się z sobą, by ten węzeł święty,
Który nas łączył, nigdy nie był już rozcięty,
Chyba śmiercią, gdy obu wtrąci w cień ponury.
180Lecz szczęścia tego bóg mi pozazdrościł który,
Gdy jemu do powrotu pozamykał wrota”.
SmutekTo rzekł, i wszystkich rzewna objęła tęsknota;
W płacz Helena Argejka, a córa Kroniona
[231];
W płacz Telemach; Meneli źrenica zwilżona
185Także łzą; łza się kręci w oku Pejsistrata,
Bo w duszy cień mu stanął Antilocha, brata,
Co go syn zamordował Eosy świetlanej
[232]!…
O nim myślał i mówił, choć niezagabany
[233]:
„Atrydo! Ciebie Nestor w najmądrzejszych rzędzie
190Zawsze kładł i obstawał tak w domu, jak wszędzie.
Gdziekolwiek między nami rzecz
[234] o tobie była;
Przeto powiem ci szczerze, że mi się zmierziła
Ta płaczliwa wieczerza: wszak i jutro wstanie
195Kiedy kto opłakuje swego nieboszczyka.
Zaszczyt też to jedyny, co zmarłych spotyka.
Że po nich włosy strzygą
[235] i łzy leją żywi.
Wszak i jam brata stradał. znali go Achiwi;
Był jeden z lepszych, pewnie znałeś go choć trocha.
200Jam go nie znał; lecz wszyscy chwalą Antilocha
[236].
Że do biegu i kopii
[237] był nieporównany”.
Na to mu Menelaos odrzekł: „Mój kochany!
Mówisz dobrze, już lepiej i mędrzec nic powie.
Nie zawsze się tak uda nawet i starcowi.
205Po takim ojcu nic dziw, że syn mówi k'rzeczy.
Zaraz poznać krew męża, którego w swej pieczy
Zeus miał i błogosławił mu od urodzenia.
Toż w małżeństwie, i teraz łaski swej nie zmienia.
Gdy starość jego w takie pociechy ubierze
210Jak syny mądre, sławne oszczepem szermierze.
Zabądźmy więc na teraz tych płaczów i nędzy;
Lepiej pobiesiadować. Hej! Dajcie co prędzej
Wody na ręce; jutro czas upatrzym sobie
Pomówić z Telemachem o naszej żałobie”.
215Rzekł — i Asfalion
[238] ręce wodą mu polewał,
Gorliwie on Atrydę swego obsługiwał.
Po czym wszyscy obsiedli zastawną biesiadę.
NarkotykiWtem Helena skoczywszy do głowy po radę
Pijącym przymieszała czar taki
[239] do wina,
220Że gniewów, smutków, zgryzot przeszłych zapomina,
Kiedy kto pokosztuje z zaprawnego
[240] kruża.
W dzień ten nigdy łza w oku nie stanie mu duża,
Choćby drogiego ojca i matkę pochował;
Nigdy, choćby kto miednym
[241] mieczem zamordował
225Brata mu albo syna, przed jego obliczem —
Taki to czar był, napój niezrównany z niczem!
Dostała go Helena od Tona małżonki,
Polydamny, w Egipcie, gdzie ziemia korzonki
Osobliwe wydaje na leki lub trutki:
230Toż każdy tam znachorem nie z innej pobudki,
Tylko że zna te leki — istny ród Pajona
[242].
Jakoż czar przymieszawszy, rozkazała ona
Podawać go i w słodkiej ozwała się mowie:
„Atrydo Menelaju! A i wy, synowie
235Mężnych ojców! Zeus zwykle rozdaje na przemian
Raz złe, raz dobre, jako pan wszechwładny ziemian;
Przeto mając przed sobą tę oto wieczerzę,
Jedzcie i gwarzcie, ja wam za to coś powierzę.
Nie myślę wszystkich bojów z początku do końca
240Wyliczać, w których walczył Odys, nasz obrońca,
Tam na ziemi trojańskiej, dla Greków tak wrażej.
Raz on sam się umyślnie poranił po twarzy,
A zarzuciwszy łachman jakiegoś tam ciury,
W sam rój swych nieprzyjaciół wkradł się w miasta mury
245I udawał żebraka. Któż by podejrzewał
W nim hetmana, co z Greki na nawach przybywał?
Tak więc wszedł między Trojan i był niepoznany —
Jam go jedna poznała mimo tej odmiany;
Ciągnę z niego — na próżno! Wykręty miał chytre.
250Lecz gdy w łaźni go skąpię i oliwą wytrę,
Szaty dam i przysięgnę na wszystkie świętości,
Nie pierw rozgłosić w mieście o jego bytności,
Póki nie wróci do naw i namiotów greckich —
Dopiero mi się zwierzył z zamiarów zdradzieckich.
255Potem łbów on trojańskich siła z karku zrzucił
I dostawszy języka, cało do swych wrócił.
W Ilijonie płacz niewiast rozległ się żałośny,
Tylko jam się cieszyła — bo już mi nieznośny
Stał się pobyt wśród cudzych; płakałam jak dziecię
260Po domu; złorzeczyłam samej Afrodycie
[243],
Że mnie od swoich w obcą zagnała tu stronę,
Matkę córce, mężowi z łoża biorąc żonę;
A mąż ten i rozumem, i kształtem wyborny!”
Na to jej Menelaos rzekł płowokędziorny:
265„Zaprawdę, powieść twoja, Heleno, jest szczera
[244].
Znało się niejednego w życiu bohatera
Czyny i myśl — po świecie daleko bywałem —
Lecz takiego, jak on był, nigdy nie spotkałem
Męża, który by nosił serce tak niezłomne.
270Dość, gdy niebezpieczeństwa i śmiałość przypomnę,
Kiedyśmy wszyscy wodze w koniu wydrążonym
Siedzieli, jak wiszący grom nad Ilijonem.
Wtedy tyś przyszła. Pewnie zły duch ci to szeptał,
Co chciał, żeby Trojanin pobił nas i zdeptał.
275Przyszłaś — Deifob
[245] przyszedł, pomnę, z tobą społem:
Trzykroć naszą kryjówkę obeszliście kołem;
Macałaś
[246], wyzywałaś różnymi imiony
Wodzów greckich, udając głos każdego żony.
W środku konia jam siedział, Tydyd
[247], Odys trzeci;
280Wtem słyszymy, a z zewnątrz twój głos nas doleci.
Obaśmy się zerwali, wyskoczyć gotowi
Z tej kryjówki i boki rozsadzić koniowi
Lub odezwać się na głos, lecz Odys nas wstrzymał;
Pohamował i innych, choć ten, ów się zżymał…
285Antiklos tylko gwałtem chciał dać znak o sobie,
Lecz Odys go pochwycił zaraz w bary obie,
Gębę zatkał… Przytomność ta nas ocaliła.
Szczęściem Atene z miejsc tych cię uprowadziła”.
Jemu na to Telemach z odpowiedzią śpieszy:
290„Atrydo Menelaju, boski wodzu rzeszy!
Tym przykrzej, że mąż taki, chociaż w piersi nosił
Z spiżu serce, od śmierci on się nie wyprosił!
Lecz czas nam do łożnicy, spoczynek już zda się:
A pokrzepienie w samym znajdziemy wywczasie”.
295To rzekł. Helena zwoła swoje służebnice;
Każe w przysionku wnosić wspaniałe łożnice,
Purpurowe podściółki, znów kobierce dziane,
I do przykrycia płaszcze sposobić wełniane.
One wyszły, trzymając płonące pochodnie,
300I zwinęły się żwawo, ścieląc im wygodnie.
Keryks
[248] zaś Telemacha i syna Nestora
Odprowadził, i spali tam w przysionku dwora.
Zaś Atryda spał wewnątrz zamkowych pokoi
Przy najpiękniejszej z niewiast, przy Helenie swojej.
305Gdy na niebie różane zbudziły się zorze,
Grzmigłos
[249] Menelaj naraz porzucił swe łoże.
Wdział szaty, a przez ramię zawiesił miecz srogi,
A i w kształtne postoły
[250] opiął jasne nogi;
I wyszedłszy z swych komnat, piękny jak bóg który,
310Usiadł przy Telemachu i pytał go z góry:
„Po co, powiedz, przybyłeś w te odległe strony
Przez morskich wód obszary, do Lakedajmony?
W sprawie ludu, czy swojej przybyłeś? Mów szczerze!”
Więc roztropny młodzieniec po nim głos zabierze:
315„Atrydo Menelaju, władco ludów boski!
Przyszedłem tu o ojcu pozbierać pogłoski.
Dobytek mój zniszczony, spustoszone łany,
Wrażych gości dom pełen, biją mi barany,
Biją kozy, rżną stada ciężkonogich byków
320Te gachy mojej matki, hurma najezdników.
Przeto błagam cię, nisko do kolan się kłonię:
Powiedz mi, co o ojca mojego wiesz zgonie?
Byłżeś świadkiem? Czy jaki mówił ci wędrowiec?
On się rodził, by cierpiał, wiem ja to — lecz powiedz
325Po prostu, bez ogródki, jak widziały oczy.
Błagam cię! Jeśli kiedy do usług ochoczy
Ojciec mój ci usłużył czynem albo mową
Pod Troją, gdzie i głodno było, i niezdrowo,
W imię zasług zaklinam, powiedz wszystko wiernie”.
330Na to rzekł Menelaos, wzruszon niepomiernie:
„O bogi! Czyżby w łoże bohatera tacy
Wedrzeć się mieli tchórze podli i ladacy
[251]?!
Podobnie w lwiej komyszy, jeśli złoży łania
Parę młodych, co ledwo nawykły do ssania,
335A sama w góry pójdzie na bujne pastwisko,
Lew tymczasem wróciwszy w swoje legowisko
Z obudwóch tych jelonków zrobi parę łyków —
To samo od Odysa spotka tych nędzników!
Czej
[252] mu kiedyś Zeus-ojciec, Atene, Apollo,
340W tej postaci jak niegdyś na Lesbie pozwolą
Stanąć, gdy szedł w zapaśny bój z Filomelidem
[253]
I Achiwom dał triumf, jego zgniótł ze wstydem —
Niechby się w tej postaci przed gachami zjawił.
Odsądziłby od żony i wszystkich podławił.
345To zaś, o co mnie pytać przyszedłeś na dobie,
Bez ogródki, jak było, wręcz opowiem tobie,
Wszystko, co boski staruch
[254] kiedyś mi powiedział.
Nic z tego nie zataję, wszystko będziesz wiedział.
W Egipcie tam, acz bardzo do domu się rwałem,
350Bogi mnie zahaczyły za to, że nie dałem
Powinnych
[255] ofiar. Źle jest bogów ważyć lekko!
Tam wśród morza ostrówek leży, niedaleko
Od ujścia rzeki, Faros
[256] ludzie go nazwali;
Od rzeki leży na dzień żeglugi, nie dalej,
355Zwłaszcza gdy wiatr pomyślny żegludze tej sprzyja.
Jest tam przystań, i żaden okręt jej nie mija,
By nabrać świeżej wody i dalej pruć fale.
W przystani tej dwadzieścia stałem dni, gdyż wcale
Wiatru dobrego-m nie miał, by puścić okręty
360I przerzynać się nimi przez morskie odmęty.
Wnet by nam było jadła i serca nie stało,
Aż z bóstw jedno z tej cieśni nas wyratowało.
Była to Ejdotea, córka Proteusza,
Władcy mórz, którą widok nędzy mojej wzrusza.
365Ona, gdym się raz odbił od mego narodu,
Co rozległ się po wyspie, trapiony od głodu,
Szukać jadła lub ryby na wędę tam łowić —
Ona zbliży się do mnie, by wdzięcznie pozdrowić,
I rzekła. — Jestżeś dziecko czy człek lekkomyślny,
370Czy też leniuch już taki, aby na umyślny
Głód się skazać i nie móc rzucić wyspy nagiej,
Nim twoich ludzi reszta odbieży odwagi? —
Na to jam odpowiedział w tych słowach bogini:
— Jeśliś bóstwem, niech twoja mądrość mnie nie wini,
375Bo tu z chęci nie siedzę i pewnie bym śpieszył,
Gdybym był względem bogów coś tam nie nagrzeszył.
Przeto mów — nieśmiertelnym tajnego nic nie ma —
Który bóg na tej wyspie w uwięzi mnie trzyma,
I w jaki sposób mógłbym odpłynąć do domu? —
380Tom rzekł; ona pochwyci prędko: — Jeśli komu,
Li
[257] tobie, cudzoziemcze, prawdę całą powiem:
Tu włada morski staruch nad onym ostrowiem,
Proteusz, bóg egipski, co morskich wód łona
Zna wszystkie, najwierniejszy sługa Posejdona.
385Choć mój ojciec, rzecz skrytą o nim ci udzielę:
Dostań go w swoje ręce przez pewne fortele,
A on ci wskaże drogę, da środki niechybne,
Byś mógł doma powrócić przez te szlaki rybne…
Przy tym wielkie u Zeusa ma on zachowanie
[258].
390Gdybyś go chciał zapytać, wywróżyć ci w stanie,
Co złego lub dobrego zaszło w twoim gnieździe,
Kiedyś tu do nas w swojej zapędził się jeździe.
To rzekłszy, odpowiedzi mojej pilnie słucha;
Więc mówię: — Wskaż, jak złapać morskiego starucha,
395Aby się nie wyśliznął, widząc mnie z daleka.
Niełatwo da się bożek pochwycić przez człeka. —
Tak mówiłem; boginka zaś odpowiedziała:
Gościu mój! Tobie prawda należy się cała;
Więc gdy słońce w południe szczyt nieba dogoni,
400Niemylnie bożek morski wypływa z wód toni,
Pod wiatru tchnieniem odzian w bałwan skędzierzony,
I spać idzie w pieczarze w skale wydrążonej;
Plemię zaś Halosydny
[259], rój pletwistych foków
[260],
Z wód wyszedłszy zalega z obu jego boków
405I morskimi wyziewy zasmradza powietrze.
Ja cię tam zaprowadzę, skoro świt się przetrze,
I umieszczę wraz z nimi. Teraz rzeczą twoją
Trzech z okrętów wziąć chłopów, co się nic nie boją,
Bo ten staruch fortele ma zadziwiające:
410Naprzód idzie rachować foki w rząd leżące,
A gdy je tak obejrzał i zliczył piątkami,
Sam kładzie się jak pastuch pomiędzy owcami.
Jakoż gdy obaczycie, że usnął na dobre,
Powstać, w bary go schwycić żylaste i chrobre
415I dzierżeć! On się będzie wymykał na próżno —
Bo czarownik, przywdzieje na się postać różną:
Co na ziemi, co w wodzie lub co w ogniu żyje —
Śmiało tylko, a cisnąć, chociaż jak się wije!
Lecz gdy do was zagada w postaci tej samej
420Jak leżał snem zmorzony w głębi onej jamy,
Wtedy puszczaj starucha, bo już się ukorzy,
I pytaj: który z bogów na ciebie się sroży
I jak przez rybne szlaki wrócisz w swoje strony? —
To powiedziawszy, w bałwan wskoczyła spiętrzony,
425Ja zaś na brzeg piaszczysty szedłem, gdziem miał łodzie,
I tysiąc dziwnych myśli duszę mi przebodzie.
Gdym stanął przy mych nawach, tam, u wód zwierciadła,
Nastąpiła wieczerza; wonna noc zapadła
I na szumiącym brzegu legliśmy pokotem.
430A gdy poranna Zorza zbudziła się potem,
Chodziłem wzdłuż wybrzeża nad morską roztoczą
I modliłem się bogom. Z moich — trzech ochoczo
Poszło za mną, a każdy zuch wielki i cięty.
Tymczasem Ejdotea pornąwszy
[261] odmęty
435Morskie wyniosła stamtąd cztery focze skóry
Świeżo zdjęte; zasadzkę obmyśliła z góry;
I dla każdego dołek wygrzebawszy w piasku,
Siadła nas oczekując. Zszedłem ją o brzasku.
Ona w doły nas kładzie i skórą okrywa.
440Czatujemy — lecz męka była to straszliwa!
Bo z fok tłustych okropnie dusił tran smrodliwy:
W sąsiedztwie tych potworów nie dotrwa nikt żywy!
Lecz boginka sposobik znalazła w potrzebie:
Dała wąchać ambrozję
[262] używaną w niebie;
445Jej wonie brzydki wyziew zupełnie rozwiały;
I w cierpliwym czekaniu przeszedł ranek cały.
Tymczasem stada foków wyłaziły z wody
I rzędem na wybrzeżu kładły się jak kłody.
W południe boski staruch z ciemnych wód łożyska
450Wyszedł, policzył foki, obejrzał je z bliska.
Nas również za potwory liczył, a o zdradzie
Nic się nie domyślając, obok fok się kładzie.
Naraz rwiemy się z wrzaskiem; opasujem śmiele
Bożka ramiona. Lecz on ma swoje fortele:
455Najprzód lew się zeń zrobił grzywiasty, a z tego
W rysia się zmienił, w dzika, w smoka skrzydlatego,
Już drzewem w obłok strzelił, już jak woda płynął.
Dzierżym go, bo ramieniem każdy go owinął,
Aż i zdał się nareszcie, choć miał takie czary,
460I zapytał mnie, głosem zwyczajnym, ten stary:
— Który ci to poradził z niebian, mój Atrydzie,
Żebyś mnie wziął podstępem? Mów, o co ci idzie? —
To rzekł staruch — jam na to jemu odpowiedział:
— Kryjesz się niepotrzebnie, jakbyś sam nie wiedział,
465Że tak długo na wyspie siedzę tu bezludnej,
Głowę tracąc, by z matni wydobyć się trudnej.
Przeto mów, nieśmiertelnym każda rzecz wiadoma:
Jak przez rybny gościniec mógłbym wrócić doma? —
Powiedziałem — i on też z odpowiedzią śpieszył:
470— Nie wiesz-li, żeś Zeusowi i bogom nagrzeszył,
Skąpiąc im hekatomby na samym odjeździe,
Byś rychło i szczęśliwie stanął w własnym gnieździe?
Póty bowiem nie ujrzysz — wyrok niecofniony —
Ni rodziny, ni domu, ni kochanej żony,
475Póki w Egipt nie wrócisz i nad brzegiem rzeki
Nie zjednasz hekatombą u bogów opieki,
U bogów tych tam w niebie; błagaj je obiatą
[263],
Oni podróż pomyślną morzem dadzą-ć za to. —
Staruch skończył, mnie serce aż krajał ból srogi,
480Gdy mi kazał się wracać do Egiptu z drogi
Tak daleko i morzem takim niebezpiecznym!
Jednak w mej odpowiedzi nie byłem mu sprzecznym:
— Dobrze, mój starcze, woli twojej się dogodzi,
Tylko mów czystą prawdę, bo o nią mi chodzi:
485Mów, czy wszyscy Achiwi bez szwanku wrócili,
Ci, których my z Nestorem w Troi zostawili,
Czy też umarł z nich który czasu tej żeglugi,
Czy wśród swoich, gdy wrócił z tej wojny tak długiej? —
To rzekłem, a w odpowiedź takiem słowa schwytał:
490— Czemu mnie o to pytasz? Lepiej byś nie pytał,
Żebym, co wiem, wygadał; bo gdy ci odsłonię,
I łzami się zalejesz, i załamiesz dłonie.
Słuchaj! Wielu z nich żyje, wielu już ubyło:
I tak, dwóch, co knemidnym
[264] Grekom hetmaniło,
495Śmierć znalazło w powrocie; ty staczałeś bitwy.
Jeden gdzieś tam odprawia znów morskie gonitwy,
Ajas z swymi okręty dno morskie zgruntował.
Zrazu wprawdzie Posejdon rozbitka ratował
Z toni morskich w pobliżu gyrejskiej opoki
[265],
500I na wrogu Pallady może by wyroki
Straszne się nie spełniły, gdyby w chełpie
[266] swojej
Nie był bogom nabluźnił, że się ich nie boi.
Lecz Posejdon usłyszał bluźnierstwo pyszałka;
W srogą pięść schwycił trójząb, i spadła ta pałka
505Na skałę Gyry, która pękła w dwa kawały:
Pół zostało, pół drugie odszczypanej skały
Runęło wraz z Ajasem, który bluźnił niebu;
Wzburzony go ocean schłonął bez pogrzebu.
Tak skończył Ajas, wodą zalawszy się słoną.
510Twój brat przed tej bogini mstą nienasyconą
Uszedł wprawdzie na sudnach, broniła go Hera,
Lecz gdy już do przylądka Malei dociera,
Porwała go wichura i niosła z okręty
Jęczącego, daleko, w wielkich mórz odmęty,
515Ku wybrzeżom, gdzie Thyest
[267] żył czasy dawnymi,
Potem Ajgist, syn jego — w ostatni krańc ziemi.
Tu już myślał, że jego nieszczęścia się skończą,
Gdyż bóstwa odwróciły wicher, a on rączo
Gnał do dom. Oj, radośnież na ziemię ojczystą
520Wyskoczył, ucałował, skropił łzą rzęsistą,
I poił się widokiem znanej okolicy.
Aż wtem stróż go dopatrzył z wysokiej strażnicy,
Gdzie go Ajgist osadził, dwa talenty w złocie
Przyrzekł, gdy o Atrydy da mu znać powrocie,
525I rok cały wartował, by niespodziewanie
Nie wpadł, bo byłby sprawił wielkie krwi rozlanie.
Jakoż pobiegł na zamek, dał znać Ajgistowi;
Ten fortelem Atrydę sprzątnąć postanowi:
Dwudziestu chłopów dobrał, ukrył w głębi dworu,
530A gody kazał sprawić sute, dla pozoru;
Sam zaś Agamemnona i konno, i woźno
Jechał witać, zasadzkę uknuwszy nań groźną.
Więc gościa tak ufnego w dom zaprosił sobie
I z nim godując, zarznął jak wołu przy żłobie
[268].
535Nikt z ludzi Atrydowych nie wyszedł tam cało,
Nikt z Ajgistowych; wszystko się wymordowało. —
Skończył, a we mnie serce pękało na ćwierci.
Siadłem, głośno szlochając i wzywając śmierci
Jak zbawienia; Heliosa nie znosiłem blasku.
540A gdym się tak wypłakał, ból wytarzał w piasku,
Znowu do mnie przemówił ów staruch wróżebny:
— Pohamuj łzy, Atrydo; ten płacz niepotrzebny,
Doli swej nie naprawisz łzami. Raczej siły
Zbierz, byś prędzej powrócił do ojczyzny miłej.
545Może zbójcę zastaniesz, a może już katem
Stał się dla niego Orest; pogrzebiesz go zatem. —
Tak gdy mówił, męskiego w pierś wpędził mi ducha.
I w serce bólem strute wstąpiła otucha,
Żem pytał, chcąc co więcej usłyszeć od niego:
550— Już wiem, co dwóch spotkało; jakiż los trzeciego?
Czy go żywcem na morskim pustkowiu kto trzyma?
Nie taj mi smutnej prawdy. Mów, czy go już nie ma? —
To rzekłem, a z ust starca wyszła mowa taka:
— Trzeci to syn Laerta, gniazdem mu Itaka.
555Widziałem go na jednej wyspie; płakał rzewnie
Tam, u nimfy Kalypsy; nie puszcza go pewnie
Ta pani, choć po domu w tęsknicy się skwarzy,
Bo na pustce tej nie ma łodzi ni wioślarzy,
Żeby się przez fal grzbiety mógł dostać do siebie.
560Lecz, Menelaju, Zeusa kochanku, dla ciebie
Śmierci wyroku nie ma w Argos koniorodnym.
Bogowie cię siedliskiem kiedyś uczczą godnym:
Poślą na kraniec ziemi, w Elizejskie Pola
[269],
Gdzie rudy Radamantys mieszka. Tam cię dola
565Czeka błoga: bo życie lekko tam upływa,
Nigdy śniegu, zamieci, nawałnic nie bywa;
Ciągle miły tam Zefir dmucha od zachodu,
Ocean
[270] go posyła; w skwar użycza chłodu.
Tam pójdziesz, bo Helena jest małżonką twoją;
570O ciebie, zięciu Zeusa, bogi bardzo stoją. —
To rzekłszy wraz się rzucił w szumiące głębiny,
A ja szedłem do łodzi z garstką mej drużyny.
Po drodze myśli grały w wzburzonej mi duszy,
A gdym przyszedł, gdzie stała łódź moja na suszy,
575Zgotowano wieczerzę; noc zapadła potem,
I spać my polegali na brzegu pokotem.
Nazajutrz, gdy rumiane zbudziły się zorze,
Jęli my się spychania naw na święte morze;
Nuż maszty wbijać, żagle rozpinać na nawach —
580Sami wreszcie w nie wszedłszy, rzędami na ławach
Usiądziem, w sine nurty bijemy wiosłami.
Tak do rzeki Ajgyptos
[271] syconej deszczami
Przypłynąwszy, złożyłem stuwolną ofiarę
I bogi-m zbłagał, co mnie skazały na karę;
585Nareszcie pamięć brata uczciłem mogiłą.
Tego więc dopełniwszy, miałem odtąd miłą
Drogę do dom; bo wiatry pomyślne mi wiały
I szybko do ojczyzny żagle nasze gnały.
Ty zaś na moim dworze baw jeszcze w gościnie,
590Póki dni jedenaście, dwanaście nie minie;
Wtedy sam cię odeślę, uczczę podarunkiem,
Dam toczony rydwanik, trzy konie z rynsztunkiem,
Przy tym misterną czaszę, byś z niej obiatował
Bogom, a o mnie pamięć stateczną zachował”.
595Na to mu tak roztropny młodzian odpowiedział:
„Nie nalegaj, Atrydo, bym dłużej tu siedział!
Zaprawdę, i rok cały przesiedziałbym chętnie
Bez tęsknoty do domu, tak mi tu ponętnie
Słuchać twych pogawędek i różnych powieści,
600Że radość stąd zaledwie w sercu się pomieści.
Lecz moi towarzysze, których-em zostawił
W Pylos, stęskniliby się, gdybym dłużej bawił.
Co zaś do upominku, przyjmę jaki taki
I schowam; jedno
[272] nie wiem, po co do Itaki
605Brałbym konie; twych stajen są one okrasą,
Tu w równiach potrzebniejsze i dobrze się pasą
Na wąsatych jęczmionach, gdy w mojej ziemicy
Nie ma ni takich równin, ni pastewnych błoni;
610Itaka dla kóz tylko, nie dla chowu koni.
Jednak ją lubię; zgoła na żadnym ostrowie
Chów koni, dla łąk braku i dróg, nie odpowie:
Z wszystkich najmniej skalista Itaka”. Gdy skończył,
Grzmigłos Menelaj uśmiech do swych słów dołączył
615I mówił gładząc ręką młodzieńca po głowie:
w „Dobra krew w tobie, chłopcze; znać to w każdym słowie.
Podarunki ci zmienię chętnie; stać mnie na to:
W mym skarbcu jest wszystkiego suto i bogato,
Łatwo się najpiękniejszy podarek wybierze.
620Myślę o tym misternej roboty kraterze
Z srebra kutym z obwódką złotą — sławnym dziele
Hefajsta. Król Sydonu
[275] lat temu już wiele
Fajdim mi go darował, gdy czasu podróży
Wstąpiłem doń w gościnę — niechże tobie służy”.
625Tak tam obaj gwarzyli z sobą.
A tymczasem
Przed zamkiem Odysowym gachowie z hałasem
Zabawiali się, kręgi
[276] ciskając i groty
630Na majdanie, gdzie często broili pustoty
[277].
Zaś Antinoj, Eurymach, jak bożkowie jacy
Siedzieli, wodze gachów, najtężsi junacy.
Wtem Noemon, syn Fronia, przystąpił k'siedzącym,
Zagabnął Antinoja słowem pytającym:
635„Czy wiesz co, Antinoju, lub nie wiesz nic o tem,
Kiedy z Pylos Telemach będzie tu z powrotem?
Wziął mi łódź, a łódź teraz mnie samemu zda się,
Bo mam jechać na łąki w Elis
[278], gdzie się pasie
Moich dwanaście klaczy z mulnymi źrebaki;
640Jednego z nich sprowadzić chciałem do Itaki”,
Ci zdumieli się słysząc, że w Pylos Nelejskie
Odprawił się Telemach — pewni, że go wiejskie
Zatrzymują uciechy wśród trzód i pasterzy!
Na to Antinoj, chociaż wieści tej nie wierzy:
645„Mów prawdę: kiedy odbił? Skąd wziął towarzyszy?
Czy ochotników, dworską czeladź, czy przybyszy
Nabrał na tę wyprawę tak zręcznie ukrytą?
Opowiedz z szczegółami, wiedzieć trzeba mi to.
A czy biorąc od ciebie statek gwałtu użył?
650Czy dobrowolnie dałeś, kiedy cię odurzył?”
Na to Noemon tak mu całą rzecz tłumaczy:
„Sam łódź dałem i nikt by nie zrobił inaczej,
Proszony od człowieka będącego w smutku;
Trudno jest taką prośbę zostawić bez skutku.
655Poszli też z nim najtęższe zuchy naszej młodzi;
Nad wszystkimi jest sternik Mentor — on dowodzi
Okrętem lub bóg jaki, bo miał bożka postać.
Lecz dziw mi, kędy mógł on nazad
[279] się tu dostać,
Odpłynąwszy do Pylos? Jam go spotkał wczora”.
660To rzekł i w dom ojcowski powrócił.
Jak zmora
Gniew siadł na butnych duszach obu zalotników.
Wraz kazali zaniechać igraszek i krzyków
Gachom, których zwoławszy posadzili wkoło.
665Antinoj, syn Eupejta, rzekł im niewesoło:
„Przebóg! Wielkiego dzieła dokonał zuchwale
Telemach, bo odjechał. Nie marzyłem wcale,
By ten zamiar się udał. Uszedł — zażartował!
Dzieciuch ma okręt; młódź nam najtęższą zwerbował!
670Brońże nas, Zeusie! Wzmógł się i zacznie nas trapić;
Ale nim nas podepce, daj mu pierwej skapieć
[280]!
Lecz łodzi mi potrzeba z dwudziestoma chwaty:
Będzie wracał — ja sam się wyprawię na czaty,
Stanę między Itaką a Samos
[281], w przesmyku;
675Za to szukanie ojca zapłacisz, młodziku!”
Jego mowie przyklasło gachów zgromadzenie
I rzuciło się tłumem w zamkowe podsienie.
Prędko do Penelopy doszły te posłuchy,
Jakie tam zdrady knuli w skrytości złe duchy.
680Wydał ich Medon, keryks, który był za ścianą,
Gdy na dziedzińcu o tej zdradzie rozmawiano.
Wraz też wieść tę chwyciwszy zaniósł do królowej.
Ona, gdy próg przestąpił, zagabła go słowy:
„Keryksie, z czymże pyszni ślą cię tu junacy:
685Czy z rozkazem do niewiast Odysa, by pracy
Zaniechały, a dla nich warzyły wieczerzę?
O, niech się już ta zgraja nigdy tu nie zbierze
I niech już kęs ostatni nasyci te gardła.
Wszak codzienna hulanka do reszty pożarła,
690Co tylko miał Telemach! Któż za lat dziecinnych
Nie słyszał z was od ojców, albo i od innych,
Jak Odysej dla ludu był wylanym
[282] zawsze;
Że jak czyny, tak słowa miał dlań najłaskawsze
I nikogo nie skrzywdził; choć królów rozkoszą,
695Gdy jednych w proch ścierają, drugich z prochu wznoszą.
Lecz mój Odys za ślepym nie szedł urojeniem.
Tylko u was niedobrze dzieje się z sumieniem,
Gdy za tyle dobrodziejstw niewdzięczność zapłatą”.
Cny i roztropny Medon rzekł pani swej na to:
700„Królowo! Zło to wielkie, lecz może być gorzej.
Do gorszego ta zgraja gachów się przyłoży,
Knując spiski; niech Zeus nas od tego zachowa!
Od nich w niebezpieczeństwie syna twego głowa
Może popaść w powrocie, gdyż powiem otwarcie,
705Że do Pylos pojechał, a miał być i w Sparcie,
By się zwiedzieć o ojcu”.
Rzekł — a pod nią nogi
Zatrzęsły się, drży serce, usta ściął ból srogi,
We łzach oczy pływały — co słowo, to łkała,
710Aż w końcu ochłonąwszy tak mu powiedziała:
„Mów, Medonie, i na co jemu te podróże?
Co go zmusza na okręt wsiadać, krajać duże
Obszary tymi końmi, co fal depcą grzbiety —
By nawet imię zgasło z nim razem, niestety!”
715Odrzekł jej na to Medon, ów keryks roztropny:
„Nie wiem, czy bóg go natchnął, czy sam był pochopny
[283]
Do jazdy, by się zwiedzieć o ojcu w Pylosie,
Znaleźć go, lub o jego wiecznie zwątpić losie”.
To rzekłszy, w Odysowe pośpieszył mieszkanie.
720Królową smutek przygniótł, że nie jest już w stanie
Ani usiąść na krzesłach — w izbie ich niemało —
Tylko upaść na progu na poły omdlałą
I zawodzącą płaczem. Dokoła niej panny
Zbiegły się zewsząd, wszczęły lament nieustanny
725Wszystkie, co w domu służą, młode i podżyłe
[284].
A Penelopa rzekła łkając: „Panny miłe!
Wiecie wy, że mnie jedną w świecie z niewiast mnóstwa
Wybrały na ofiarę nieszczęść same bóstwa.
Naprzód stradałam męża. Lew to był prawdziwy,
730Każdą cnotą górował nad wszystkie Achiwy.
Teraz mi jedynaka wicher porwał z domu,
Bez sławy — i odjechał matkę po kryjomu.
Nieszczęsne! Czy mogłyście mieć serce ze skały
I nie zbudzić mnie ze snu, kiedyście wiedziały,
735Że syn mój w noc odpływa na czarnym okręcie?
Gdybym była odgadła takie przedsięwzięcie,
Jego serce łzom matki by się nie oparło —
Zostałby — lub odjechał w domu mnie umarłą.
A teraz mi starego sługi wołać żwawo,
740Doliosa, co go ojciec dał mi był z wyprawą.
Dziś pilnuje on sadu; niech śpiesznie doniesie
Laertowi o wszystkim, co u nas dzieje się.
Może on nam da radę jaką w tej niedoli,
Przemową ich powściągnie od onej swawoli
745Spikniętej
[285] tak na niego jak Odysa plemię”.
Na to jej Eurykleja niańka: „Zabij-że mnie,
O córko! — rzekła — mieczem wywlecz ze mnie duszę,
Lub zostaw żywą. Wszystko powiedzieć ci muszę.
Wiedziałam o odjeździe, wina i żywności
750Dałam w drogę, przysięgłam na wszystkie świętości
Wpierw nie pisnąć ci, aże dwanaście dni minie;
Chyba byś zatęskniła bardzo po twym synie,
Lub kto zdradził wyjazdu jego tajemnicę.
Bo on nie chciał, byś ciągłą łzą szpeciła lice.
755Teraz radzęć, weź kąpiel, oblecz białe szaty
I z pannami do górnej udaj się komnaty.
Tam pomódl się do córy wielkiego Diosa.
Ona mu z głowy strącić nie da ani włosa,
Byleś smutnego starca nie smuciła bardziej.
760Bogi na Arkejsjada ród
[286] nie są tak twardzi;
Przyjdzie taki, co gmachu tego szczyt
[287] podeprze,
I na te żyzne łany przyjdą czasy lepsze”.
Ta mowa żal jej koi, z łez osusza oczy,
Królowa po kąpieli w białe się obłóczy
765Szaty. Idzie do komnat, grono niewiast przy niej —
Święty jęczmień ma w króbce
[288] — modli się bogini:
„Córo egidowładcy, usłysz mnie, niezłomna!
Niegdyś w tym samym zamku mąż mój — czyś niepomna
Jak żertwował
[289] ci tłuste woły i barany!
770Pomnij to i nie dopuść, by ginął kochany
Syn mój — natomiast zetrzyj gachy darmozjady!”
Mówiąc szlochała; płacz jej doszedł do Pallady.
Tymczasem gachy w izbie wszczęli zgiełk okrutny,
A któryś z tej gawiedzi krzyknął, młokos butny:
775„Snadź się już do wesela sposobi królowa,
A nie wie, że na gardło synaczka jej zmowa”.
Tak gwarzyli nie wiedząc, co tam bóg przeznaczy;
Wtem Antinoj przemówił do rzeszy junaczej:
„Powstrzymajcie języki wasze, o szaleni!
780Nie wiecież, że tu w domu możem być zdradzeni?
Milczkiem stąd się wynosić i brać się do dzieła,
Na które jednogłośna zgoda już stanęła”.
Rzekł — i dwudziestu chłopów najtęższych wybierze,
Z nimi szedł do okrętu na morskie wybrzeże,
785A tam zepchnąwszy okręt, gdzie głębsze odmiały
[290],
Wbili maszt, pociągnęli w górę żagiel biały;
W pochwy skórzane
[291] wioseł nawlekli rząd długi;
Różnych oręży zwinne naniosły im sługi.
A gdy okręt już gotów, Antinoj z drużyną
790Wsiadł nań; zjedli wieczerzę, a w nocy odpłyną…
Penelopa w komnatach górnych jak tam padła
W rozżaleniu, tak nie chce napitku ni jadła,
Tylko wciąż o niewinnym przemyśliwa synie:
Czy ujdzie śmierci? Czy też od gachów on zginie?
795Jak lew w tłum ludzi wpadłszy rzuca się z rozpaczą
Tam i sam, a tu łowcę zewsząd go osaczą…
Tak jej myśl się rzucała, póki w snu ramiona
Nie padła, od wewnętrznych trwóg wyswobodzona.
Teraz się Atenaja wzięła myśli nowej.
800Stwarza widmo podobne córce Ikariowej
Iftimie, i tej samej, co ona, piękności,
Której mąż Eumelos miał swe posiadłości
Blisko Feraj. Bogini postać tę udaną
Śle na Penelopeję spłakaną, znękaną,
805Aby łzy jej otarła, zdjęła ból kamienny.
Widmo wemkło się szparką zasuwki rzemiennej,
Stanęło u głów śpiącej i tak szepce z bliska:
„Ty śpisz, Penelopejo, a serce ból ściska.
Wierz mi — nie chcą w rozkoszach żyjący niebianie
810Twoich łez i żałoby. Syn twój wkrótce stanie
Tu w domu. Wszak on bogom nie zawinił niczym”.
Penelopeja marom wyrwana zwodniczym,
Co ją snem kołysały, rzekła jak na jawie:
„Siostro, skąd tu się wzięłaś? Nie pamiętam prawie,
815Kiedy byłaś w mym domu. Mieszkam tak daleko!
A teraz mi powstrzymać każesz łzy, co cieką,
Jęk stłumić, chociaż boleść duszę mi rozdziera.
I to mnie, co straciłam męża, bohatera,
Lwie serce, górujące cnotą ponad Greki.
820Mnie, kiedy mój jedynak, dziecko bez opieki,
Dom opuszcza i leci w świat nie znany sobie!
W cięższej niż po Odysie widzisz mnie żałobie
Po tym chłopcu, tak strach mi, aby tam co złego
Wśród obcych lub na morzu nie spadło na niego,
825Bo źli ludzie czyhają i zabić gotowi
Na drodze, kiedy wracać będzie ku domowi”.
Na to odpowiedziało blade widmo siostry:
„Ukój się, ja ci wyrwę z serca kolec ostry.
Twój syn ma towarzyszkę, a takiej, jak ona,
830Zazdrościłby niejeden, bo niezwyciężona.
Jest nią Pallas, twych cierpień ona się lituje,
Posłała mnie do ciebie i to ci zwiastuję”.
Na to jej Penelopa tę odpowiedź dała:
„Jeśliś bóstwem, z boginią jeśliś rozmawiała,
835To mów mi co o losie biednego małżonka!
Czy żyje? Czy ogląda jeszcze promień słonka?
Lub nieboszczyk już poszedł do cieniów siedliska?”
Blade zaś widmo siostry te słowa jej ciska:
„Tego mówić nie mogę, czy po świecie chodzi,
840Czy zmarł na dobre — próżna gadanina szkodzi”.
Rzekło widmo i szparą zasuwki jak tchnienie
Wymkło się i rozwiało… A wtem i zbudzenie
Przyszło na Penelopę. Zrywa się z pościeli
Z wielką ulgą na sercu — bo już dzień się bieli —
845A sny o rannym doju zwykle są prorocze.
Gachy tymczasem krają wód morskich roztocze
Na Telemacha głowę niosąc cios morderczy. —
Jest tam skała na morzu, co w przesmyku sterczy,
Dzielącym od itackiej wyspy Samos skalną;
850Zwie się Asteris. Przystań z obu stron ma walną,
Gdzie żeglarze się chronić lubią skołatani.
Owoż łódź gachów w tej tam skryła się przystani.
Pieśń piąta
1Eos z łoża ślicznego Titona
[292] gdy wstała,
Na bogów i na ludzi zdrój światła wylała,
A na wiecu zasiedli niebianie zebrani,
Śród nich Zeus, pan wszystkiego, wszyscy mu poddani.
5Atenie na myśl przyszły Odysa cierpienia,
Ninie
[293] jeńca Kalypsy, i do zgromadzenia
Rzekła:
„Ojcze Kronidzie, wy bogowie inni!
Odtąd króle na tronach już by nie powinni
10Być łagodni, łaskawi, dobrzy, sprawiedliwi,
Lecz wściekli zapaleńcy, okrutni i mściwi,
Kiedy już zapomniały o Odysie boskim
Ludy, choć nimi rządził berłem tak ojcowskim.
On na wyspie u nimfy Kalypsy tam siedzi,
15Jeńcem trzyman, i smutną dolą swą się biedzi;
Do domu utęskniony, o powrocie marzy,
A tam ani okrętów nie ma, ni wioślarzy,
Co by go chcieli przewieźć przez morskich fal grzbiety.
Teraz mu jedynaka zabić chcą, niestety,
20W drodze do domu; właśnie o ojcowskim losie
Jeździł się dowiadywać w Sparcie i Pylosie”.
Odpowiedział jej na to Kronid chmurowładny:
„Jakiż to z ust twych wyraz wymknął się nieskładny?
Wszak sama uradziłaś, że gdy Odys wróci,
25Krwawym odwetem gachów zuchwalstwo ukróci.
Raczej nad Telemachem czuwać ci należy,
By bez szwanku dopłynął do swojej macierzy,
A gachy z tej zasadzki wrócili jak zmyci”.
Potem się do Hermesa zwrócił i pochwyci:
30„Hermeju! O mój synu! Gończe doświadczony!
Nieś nimfie pięknowłosej wyrok niecofniony,
Że Odys wrócić musi, mąż wielki cierpieniem,
Wrócić, nie wsparty boskim ni ludzkim ramieniem.
Na tratwie wątłej, bity od wichru i prądu,
35W dni dwanaście do Scherii dostanie się lądu,
Gdzie mieszka lud Feaków niebianom pokrewny:
Tam go przyjmą jak bożka, a stamtąd już pewny
Przewóz znajdzie okrętem na Itakę swoją,
Tam miedzi, złota dadzą, w szaty go ustroją,
40Że bogatszy powróci, niż gdyby łup wzięty
W Ilijonie do domu zawiózł był nietknięty.
Ujrzy swe przyjacioły, zamek swój wysoki,
Swoje pola ojczyste — bo tak chcą wyroki”.
Rzekł — a zwinny Hermejas
[294] wnet się puścił w czwały:
45Już sobie stopy opiął w niebiańskie sandały
Złotolśniące; on nimi ponad wód rozlewem,
Ponad lądów ogromem buja z wiatru wiewem.
Wziął i posoch; posochem
[295] tym śmiertelnych oczy,
Czyje chce, ze snu budzi albo też snem mroczy.
50Dzierżąc go, Argobójca szparkim sunął lotem,
Na Pierii
[296] stanął — k'morzu spuszczając się potem,
Szybował nad powierzchnią, podobien rybitwie,
Co nad odmętem zatok, w ustawnej
[297] gonitwie
Za rybkami, we fali nieraz skrzydło zmoczy:
55Tak i Hermejas bujał po wodnej roztoczy.
Do wyspy
[298] się zbliżając leżącej daleko,
Z wód wychynął i lądem posuwał się lekko
Aż do wielkiej pieczary, boginki siedliska,
Kalypsy długowłosej, którą u ogniska
60Samą siedzącą zastał. Z dala już powiewek
Niósł po wyspie zapachy od płonących drewek
Żywicznych cedru. Głos jej wdzięczną brzmiał piosenką,
Gdy chodząc wkoło krosien, suwała czółenko.
Tę pieczarę maiły różnych drzew gaiki,
65To woniące cyprysy, topole, osiki;
W ich liściach długoskrzydlny ptak nocą się skrywa:
Sowa, krogulec, morska wrona też krzykliwa,
Co tak rada się pluskać u przybrzeżnej wody.
Wino rozkosznolistne pięło się na wschody
70Głazów sklepiennych, gronne zwieszając jagody.
Z czterech krynic
[299] srebrzyste biegły tam poniki
[300],
To razem, to rozpierzchłe tam i sam w wężyki.
Miękkie łąki się słały, przetykane kwiatem
Fijołków i opichu
[301]. Na miejscu tu, na tem,
75Bóg nawet by się cieszył i stanął jak wryty.
Toż i gończy
[302] Hermejas, widokiem podbity,
Stanął i w one wszystkie wpatrywał się czary,
A potem wszedł do pięknej sklepionej pieczary.
Poznała go bogini Kalypso od razu:
80Bóstwo nie zapomina twarzy i wyrazu
Innego boga, choćby mieszkał gdzie najdalej.
Lecz Odysa nie zastał. Odys tam się żali
Siedząc nad brzegiem morza, gdzie zwykle siadywał;
Darł serce westchnieniami, łzami się zalewał,
85Wzrok topiąc ciągle w morze pustynne przed sobą.
Kalypso wraz się gościa zajęła osobą,
W promienne
[303] krzesło sadzi i tak się odzywa:
„Hermes, z złotym posochem
[304] bożek, tu przybywa!
Gość taki! Po raz pierwszy zajrzał w me siedlisko!
90Mów, czego żądasz? Na twe usługi tu wszystko,
Co tylko w mocy mojej lub co jest możliwe;
Zbliż się tylko, przyjęcie znajdziesz tu życzliwe”.
Tak mówiła, trzymając przed bożkiem puchary
Z ambrozją
[305], do niej miesza różowe nektary
[306].
95A on jadł i popijał, Zeusowy ten goniec.
Gdy już głód swój nasycił, skrzepiony, na koniec
Mówił do niej te słowa:
„Po co tu przychodzę,
Bogini, pytasz boga? Woli twej dogodzę
100I o całej tej sprawie zdam rachunek czysty:
Z Zeusa rozkazu jestem, więc nie osobisty
Cel mnie przygnał. Bo któżby na pustynię wodną
Puszczał się, gdzie miast nie ma, co by boga godną
Umiały czcić obiatą lub świetnym stuwołem
[307]?
105Zresztą wiesz, że i bogi muszą kornym czołem
Bić przed piorunnym Zeusem, pełnić rozkaz jego.
Zeus mi rzekł, że u siebie masz najbiedniejszego
Z tych herojów, co dziesięć lat burzyli Troję,
A w dziesiątym, gdy z łupem wracali już w swoje
110Siedziby, tak zgniewali Atenę, że wściekła
Wciąż ich w podróży wichrem i burzami siekła.
Owóż gdy utonęło wszystko, co z nim było,
On ocalał, a morze tu go wyrzuciło.
Przeto rozkaz przynoszę: wypuść go bez zwłoki!
115On daleko od swoich nie umrze. Wyroki
Przeznaczyły mu druhów powitać i ściany
Zamku swego oglądać i ojczyste łany”.
Tak mówił, a boginię strach ogarnął na te
Wyrazy, więc mu słowa rzuciła skrzydlate:
120
Za złe mając nam, każdej bogini niewieście,
Jeśli sobie za męża znajdzie śmiertelnika…
I tak: różana Eos z Orionem
[308] gdy zmyka,
Póty bogami zemsta miota nieustanna,
125Aż w Ortygii
[309] Artemis, złototronna panna,
Chyłkiem podszedłszy, cichą zabiła go strzałą.
Znowu kiedy z Jasjonem Demetrze się chciało
Użyć pieszczot na skibie trzykrotnie zoranej —
Sprawka ta doszła Zeusa — a on rozgniewany
130Rozmachniętym piorunem Jasjona ustrzelił.
Teraz w oczy was kole, że łoże tu dzielił
Ze mną człowiek, któregom wydarła z rąk śmierci,
Gdy łódź jego bóg gromem roztrzaskał na ćwierci
W środku mórz, a on sam się z falami borykał,
135Dzierżąc belkę, bo druhów już mu popołykał
Morski gardziel. Rozbitek dążył więc do lądu,
I tu był wyrzucony od burzy i prąciu.
Przyjęłam go, okryłam opieką serdeczną,
Przyrzekłam nieśmiertelność i młodość dać wieczną;
140Darmo! Kiedy Kroniona woli tej wszechwładnej
Oprzeć się nie potrafi nawet z bogów żadny.
Zeus każe mu stąd jechać — to niech sobie płynie
Mokrym pustkowiem; lecz ja tego nie uczynię,
Bym go wysłała, flisów nie mając ni łodzi,
145Co by go przewieźć mogły przez morskie powodzi.
Chyba radą go wesprę: tego nie utaję,
Niech bezpiecznie w ojczyste powraca się kraje”.
Na to jej argobójczy odpowiedział goniec:
„Wyprawże go natychmiast, pomnąc, jaki koniec
150Spotkałby cię od gniewu Kronida żałośny”.
To powiedziawszy odszedł Hermes wieścionośny.
Nimfa, słysząc ten wyrok Kronionowej woli,
Poszła szukać Odysa onej sprawie gwoli.
On siedział tam na brzegu płacząc; jego oczy
155Nie osychały od łez; a pobyt uroczy
Truła ciągła tęsknica, bowiem do bogini
Serce stracił, a chociaż nocą sypiał przy niej,
To gwałt był, lecz nie z jego, a tylko z jej strony.
Na urwisku więc siedział w dzień osamotniony
160Serce trapiąc westchnieńmi, lamenty, żałobą,
Wzrok topiąc ciągle w morze pustynne przed sobą.
Teraz rzekła bogini, zbliżywszy się k'niemu:
„Biedny mój! Wnet się skończą te smutki, bo czemu
Miałbyś żywot swój skwasić? Wszak jestem gotową
165Stąd cię puścić. Więc tratwy zajmiesz się budową:
Rąb wielkie drzewa; miedzią gdy pospajasz tramy
[310],
Dasz pokład z desek; my zaś chleba, wody damy
I czerwonego wina, byś nie umarł z głodu,
Damy wiatr dobry, suknie chroniące od chłodu.
170Mocna tratwa wytrzyma bijące bałwany,
I ty bez szwanku wrócisz do ziemi kochanej,
Jeśli bogi pozwolą, co w niebie tam siedzą,
A mocniejsi ode mnie, niż ja więcej wiedzą”.
To rzekła, a Odysej stał wszystek zdrętwiały.
175Po chwili z ust mu takie słowa wyleciały:
„Coś innego w zanadrzu swoim chowasz pono,
Gdy chcesz, bym w tratwie przebył otchłań niezmierzoną
Strasznych mórz, kędy nawet i wielkimi sudny
[311]
I przy wietrze pomyślnym przejazd bywa trudny;
180Na tratwę, wbrew twej woli, nie wstąpiłbym nogą,
Chybabyś mi przyrzekła pod przysięgą srogą,
Że w tym nie ma podrywki
[312] na zgubę mą żadnej”.
Bogini śmiechem zbyła ten posąd szkaradny
I ręką pogładziwszy rzekła doń te słowa:
185
Gdy w każdym słowie wietrzysz jakby cel ukryty.
Lecz świadkiem bądź mi, ziemio! Świadkiem nieb błękity,
Stygu
[314] wodo podziemna! — Straszna to przysięga,
Przed nią nawet i bogów zgina się potęga —
190Więc przysięgam, że zgubić nie pragnę ja ciebie,
Tylko myślę i mówię, jak bym sama siebie
Ratować chciała, będąc w takim położeniu:
Twego chcę dobra, czystą czuję się w sumieniu
I litości mam wiele w sercu niezależnym”.
195Rzekłszy to nimfa krokiem pośpieszyła bieżnym
Przodek biorąc
[315]; a Odys szedł w tropy bogini,
I nimfa wraz z kochankiem stanęła w jaskini.
Każe siąść Odysowi w tym samym prestole
[316],
Gdzie Hermes siedział; przed nim co żywo na stole
200Stawi jadło, napitek, zwykłą ludzką strawę,
A sama wprost Odysa zajęła też ławę;
Więc służebne ambrozję i nektar podały
I wzięli się palcami spożyć te kordiały
[317];
A gdy się już najedli, napili do syta,
205Boginka głos zabrała i tak go zapyta:
„Zacny mój Laertydo, przemądry Odysie,
Zatem chcesz jak najprędzej z wyspy wymknąć mi się
I wrócić do ojczyzny? Szczęśliwej ci drogi!
Lecz żebyś mógł przewidzieć, jakie los złowrogi
210Przeznacza ci opały, nim staniesz u celu,
Zostałbyś w tej pieczarze ze mną, przyjacielu,
I nieśmiertelność przyjął, jakkolwiek stęskniony
I niecierpliwy pragniesz powrócić do żony,
Od której pośledniejszą
[318] nie jestem ja przecie
215Ni wzrostem, ni urodą. Czyż marnej kobiecie
Rzecz podobna mnie, bóstwu, chcieć urodą sprostać?”
Na to on, nie chcąc dłużnym odpowiedzi zostać:
„Uśmierz gniew — rzekł — o nimfo! Jaż bym to nie wiedział,
Że między Penelopą a tobą jest przedział?
220Że się równać nie może z twym wzrostem, urodą?
Prosta to śmiertelniczka, a tyś wiecznie młodą!
Mimo to tęsknię do niej; tęsknię coraz więcej,
Aby się dnia powrotu doczekać najpręcej;
Choćby mnie bóg znów jaki pogrążył w bałwany,
225Zniosę mężnie, w cierpieniach jam wypróbowany.
Tylem już przebył, takie przechodził katusze
Na wojnie i na morzu, że i to znieść muszę!”
Rzekł to — wtem zaszło słońce i nastał mrok szary…
Oboje pod sklepienia weszli tej pieczary,
230Rozkoszując miłością spali obok siebie.
A gdy różana Eos błysnęła na niebie,
Odys w chlajnę
[319] i chiton
[320] odział się, a ona
Także wstała, w fałdzistą szatę obleczona
Z lśniącej tkanki
[321]; więc biodra ująwszy w pas złoty,
235Pod namiotką
[322] ukryła włosów bujne sploty —
I myśli, jak Odysa wyprawić na morze.
Jakoż dała mu topór; ostrze w tym toporze
Podwójne a spiżowe; mocna w nim osada,
Gładkim trzonkiem oliwnym
[323] ręka dobrze włada;
240Dodała i siekierę; więc spiesznymi kroki
Wiodła go na kraj wyspy, kędy bór wysoki
Sokorów
[324], olch i jodeł z wyniosłymi szczyty
Daje towar już wyschły, na łódź wyśmienity;
A wskazawszy mu miejsce, kędy był las stary,
245Powróciła Kalypso do swojej pieczary.
PracaI Odys ścinał drzewa — praca szła mu sporo
[325];
Dwadzieścia zwalił; topór gałęzie ciął z korą,
A siekiera równała pod sznur one dyle
[326].
Aż Kalypso mu świdry przyniosła za chwilę:
250Wiercił dziury, toż belki ze sobą szykował,
I tak tratwę wziął w kluby i gwoźdźmi ją skował.
Jak wielki spód korabiu, co go cieśla biegły
W duży obwód założy, tak równie rozległy
Był i statek Odysa przezeń budowany.
255Dał też pomost, o boczne oparłszy go ściany;
Nakrył burtą, ochroną od fal dostateczną,
W środku wzniósł maszt i reją opatrzył poprzeczną,
A dla kierunku rudel
[327] zrobił na ostatku.
Wićmi zaś z wikla
[328] boki obwarował statku
260Od fal napaści. Na dno narzucał do łodzi
Różnych ciężarów. Już też boginka nadchodzi
Niosąc płótna; z nich żagle uszył ręką zwinną;
Jedną liną maszt związał, do żagla dał inną,
I drągami łódź zepchnął w święte wody słone.
265Gdy w dniu czwartym te prace były pokończone,
Więc go w piątym boginka wysyła już w drogę.
Wykąpawszy go, w szatki odziewa chędogie,
Łagiew
[329] wina ciemnego, drugą wody świeżej,
Lecz większą, śle na statek; toż wór pełen spyży
[330]
270Zapaśnej na tę podróż i inne przysmaki.
W końcu zsyła mu wietrzyk powiewem jednaki.
Rad z wiatru, heroj żagiel rozpiął, i był wzdęty.
Siadł u steru i biegle przez ciemne odmęty
Łódź kierował. Nie przyszła nigdy nań drzemota;
275W Plejady, w nie śpiącego wciąż patrzał Boota
[331],
Toż w Niedźwiadka zwanego Wozem; gwiazda ona
Bowiem w miejscu się kręci, patrząc wciąż w Oriona,
A w morzu się, jak inne, nigdy nie zanurzy.
Nimfa z nim się żegnając, tę gwiazdę w podróży
280Kazała mieć na oku wciąż po lewej stronie.
I tak dni siedemnaście pruł bezbrzeżne tonie,
W następnym ujrzał góry feackie w oddali,
Gdyż Feacy
[332] najbliżej tych tam stron mieszkali;
I te góry on widział jak tarczę zamgloną.
285
ZemstaWłaśnie od Etyjopów, gdzie go tak raczono,
Wracający Posejdon, ze Solimskiej Góry
Ujrzał, jak Odys płynął, i wnet gniewu chmury
Wybiegły mu na czoło; wstrząsł się i sierdziście
[333]:
„Oho! — rzekł. — Coś innego bogi oczywiście
290Myślą zrobić z Odysem; znać, żem nie był z nimi!
Bo już się do Feaków zbliża, gdzie z długimi
Nędzami swych przeznaczeń kończąc, do Itaki
Wróci; lecz czekaj! Jeszcze dam ci się we znaki!”
BurzaRzekł i bałwany wzruszył; chmur zgromadził nawał,
295Trójzębem rozkaz wiatrom, jakie są, wydawał,
Aby dęły zaciekle; w tuman ląd i morze
Gęsty obwinął — że się stała noc na dworze.
Toż mrożący Boreasz
[337], i przestwór wód siekły.
300A w Odysie zadrżało serce, drżą kolana;
Westchnąwszy w sobie rzekła dusza nie złamana:
„Biada mi! Czegóż ja tu nie dożyję jeszcze!
Nimfy słowa, jak widzę, sprawdzają się wieszcze:
Gdy przed powrotem do dom, mówiła, że w biedzie
305Będę wielkiej na morzu. Ot, do tego idzie!
Cóż tu chmur na niebieskie strony Zeus napędza!
Jak morze wzdyma! A jak wichr każdy by jędza
Szaleje! Teraz pewnie kres mój ostateczny!
Trzy, cztery kroć szczęśliwszy każdy Grek waleczny,
310Co legł pod Troją, walcząc za swoje Atrydy!
Czemużem nie legł z nimi? Czemu ostrzem dzidy
Nie przepędził mnie który, kiedym bronił trupa
Pelida, a mnie grotmi parła Trojan kupa!
Byłbym pogrzeb miał piękny, w Achai bym słynął,
315Gdy teraz taką nędzną śmiercią będę ginął!”
Mówił to — wtem spiętrzony bałwan się nań rzucił
Wściekle, z góry w łódź lunął, zakręcił, przewrócił,
A i jego z pomostu zmiotło; ster mu z pięści
Wyrwało, a masztowe drzewo, na dwie części
320Zgruchotane, runęło wichrem, co szaleje
I co jednym podmuchem zdarł żagiel i reje.
Długo nurzał się w głębi Odys, choć co siły
Chciał wzbić się ponad wały
[338], które go topiły.
Lecz darmo! Od Kalypsy suknie dane darem,
325Nasiąknąwszy, ciągnęły na dno swym ciężarem.
Przecież wybił się na wierzch: morską wodę usty
Wypluł — z czaszki się lała całymi upusty.
Wżdy w tej trwodze o tratwie nie zapomniał wcale:
Dopadł do niej, przez wzdęte przebiwszy się fale,
330I od śmierci niechybnej był uratowany.
Tam i sam statkiem jego miotały bałwany;
Jak Boreasz w jesieni suche osty miecie
Polem, a te, splątane, trzymają się przecie:
Tak i tratwą wichura tu i owdzie miota;
335Boreasz ją na pastwę posyła do Nota,
Eur cisnął Zefirowi, by ją ścigał dalej.
Widząc to, Leukotea
[339] nad nim się użali;
Jest nią Ino
[340], Kadmosa
[341] pięknostopna dziewa,
Wpierw ludzką znała mowę, a teraz przebywa
340W morskich toniach, gdzie cześć ją jak bóstwo otacza.
Otóż się użaliwszy biednego tułacza
W postaci wodnej kurki z topieli pomknęła,
Siadła na tratwie, ludzką mową mówić jęła:
Opieka„Biedny! Pewnieś obraził boga, Ziemiowstrzęscę
345Posejdona, że klęskę zsyła ci po klęsce;
Jednak on cię nie zgubi, choć w zemście okropny.
Rób tylko, co ci powiem, jeśliś człek roztropny:
Ciśń te suknie, a tratwę zdaj na wolę burzy;
Potem skocz w wodę i płyń jak możesz najdłużej
350Ku lądowi Feaków; tam pomoc ci dadzą.
Ot przepaska! Nią opasz piersi — pod jej władzą
Świętą możesz się nie bać śmierci, choć jak bliskiej;
A tak, kiedy rękoma namacasz brzeg niski,
Odwiąż ją i od brzegu podal rzuć tą szmatą
355W toń morską, a twarz odwróć, byś nie patrzał na to”.
Rzekłszy, boginka dała mu przepaskę świętą.
Sama zaś odleciała znów na falę wzdętą
Podobna kurce wodnej i znikła pod wodą.
Więc boski tułacz Odys zdumiał się przygodą,
360A westchnąwszy pomyślał sobie w duchu dzielnym:
„Biada mi! Jeśli sprawa z jakim nieśmiertelnym,
Co mnie znowu chce podejść, bym rzucił ten statek?
Wżdy
[342] nie usłucham; bowiem, niech raz ziemi płatek
Ujrzę w dali, to pewno znajdę tam zbawienie.
365Tak zrobię; to najlepsze i tego nie zmienię.
Więc dopóki wiązanie mocno trzyma belki,
Póty dotrwam i udar
[343] zniosę, choć jak wielki;
Lecz jeśli łódź bałwany na cząstki roztłuką,
Wpław pójdę i tą może ocalę się sztuką”.
370Gdy to umysłem w sercu ważył na dwie strony,
Lądowstrzęsca Posejdon słał nań wał spiętrzony;
Ogrom jego rósł nad nim i lunął nań z góry.
A jako wicher plewy rozmiata i wióry
Z kupy, i tu i owdzie po polu je pędzi,
375Tak rozmiótł jego tratwę. Odysej krawędzi
Belki uczepion, siedział jak na koniu na niej.
Z darowanych przez nimfę wyzuł się ubrani,
Pierś obwiązał przepaską daną z napomnieniem;
Potem w nurt skoczył, fale rozcinał ramieniem
380I raźnie płynął.
Widzi to morskich bóg toni,
Chmurnie głową potrząsa i te słowa roni:
„Płyńże, płyń! Przez te wały przebijaj się w trudzie,
Póki się nie dostaniesz między zbożne ludzie.
385Myślę, że ci tą biedą dałem się we znaki!”
To rzekłszy biczem zaciął grzywiaste rumaki
I do Ajgaj
[344] wnet przybył, gdzie miał gmach wspaniały.
Wtem Atenę już inne myśli podleciały:
Nagle wiatry, co dęły, naraz w kluby bierze,
390Ucisza je i każe iść na swoje leże.
Li
[345] Boreasza pędzi, by wiał jego drogą
I fale łamał przed nim, póki na ląd nogą
Feacki on nie wstąpi, ocalon z rozbicia.
Tak przez dwa dni, dwie straszne noce, broniąc życia
395Od fal napaści, z morzem bił się bez ustanku.
Aż gdy w dniu trzecim Zorza zeszła o poranku,
Naraz wiatr ucichł; niebios pogodne błękity
Odbijała wód szyba, a on, falą wzbity
W górę, mógł już wyraźnie brzeg lądu rozpoznać.
400Radość to, jakiej dziatwa może tylko doznać,
Gdy jej ojciec, gorączką śmiertelną trapiony,
Już, już kona, okrutnie męczon przez demony,
Naraz wraca do zdrowia; niebo gwoli dzieci
Uzdrawia go. Toż radość w oczach mu zaświeci,
405Gdy ujrzał ląd i lasu rąbek. Więc dołoży
Rąk i nóg, by do brzegu dobił się tam skorzej.
Lecz na odległość, w jakiej głos człowieczy sięga,
Huk go doszedł; fal morskich tłukła tak potęga
O skalisty brzeg mocą bijąc niesłychaną,
410Aż kipiało, ląd białą obryzgując pianą.
Nie ma tam ni przystani, ni lichej zatoki,
Jedno
[346] brzeg straszny, rafy, wiszące opoki.
W Odysie aż się serce wstrzęsło, nogi drżały;
Więc westchnąwszy, tak myślał w głębi duszy śmiałej:
415„Biada mi! Zeus zaledwie we mnie wlał otuchę
Ląd wskazując, gdym morską przebrnął zawieruchę,
Aż tu wybrnąć z tej toni już nie wiem którędy:
Zębate skały sterczą, wre i kipi wszędy
Wściekły żywioł — przede mną brzegu gładka ściana,
420A głębia wciąż niezmierna i nie zgruntowana
Nogami, aby dobrnąć i łapać się brzegu,
Jeśli wprost pójdę, bałwan pochwyci mnie w biegu
I o skalistą ścianę rozbije na trzaski.
A nużbym ją wyminął i szukał, gdzie płaski
425Brzeg się ściele, albo też jaka przystań głucha?
Aż drżę! Może mnie znowu porwać zawierucha
I odrzucić daleko na rybne przestwory,
Lub czart jaki napędzi na mnie te potwory,
Żywione tam w otchłaniach świętej Amfitryty
[347].
430Wiem-ci ja, że Posejdon to mój wróg zabity
[348]!”
Gdy tak rozważa w sercu i na rozum bierze,
Wał potężny nim rzucił o skalne wybrzeże;
Kości by mu zgruchotał i skórę zdarł z ciała,
Gdyby Atene myśli mu tej nie poddała,
435Że się obojgiem ramion o skałę owinął
I uwisł, póki bałwan z rykiem go nie minął,
Czym na razie się zbawił, lecz bałwan z powrotem
Oderwał go, na pełne morze rzucił potem.
A jak polip, wyrwany z miejsc, gdzie był wrośnięty,
440Ma żwirem i głazami oblepione pręty:
Tak do skały przylepła z dwóch rąk uczepionych
Zdarta skóra, i Odys wśród tych fal spiętrzonych
Byłby pewnie utonął w przekór przeznaczeniu,
Lecz Pallas myśl ratunku dała w okamgnieniu.
445Jakoż wychynął na wierzch wełn, co o brzeg biły,
I wzdłuż płynąc, spoglądał, czy gdzie ląd pochyły
Nie pokaże się albo jaki port zaciszny.
I tak dotarł do ujścia jakiejś rzeki pysznej.
Więc w tym miejscu mógł łatwo przybić już do lądu,
450Bo i skał tu nie było ni wiatru, ni prądu.
Otóż ujrzawszy rzekę, tak się modlił w duszy:
Modlitwa„Ktokolwiek jesteś, panie, błagam, niech cię wzruszy
Dola moja! Posejdon topi mnie zawzięty!
Przecież i wobec bogów człek taki jest święty,
455Co błaga o ratunek w ostatniej potrzebie —
Ja się do rzeki twojej tulę i do ciebie.
Zlituj się, władco, pieczy twej polecam siebie!”
To rzekł — i bóg zhukane fale pohamował,
Wodę przed nim wygładził, a jego ratował
460Wciągając na brzeg. Fale ze sił go wyssały,
Bo mu ręce opadły, nogi pod nim drżały;
W każdym członku obrzmiałość; z ust mu woda słona
I z nosa wybuchała; pierś tchu pozbawiona.
Omdlał więc; od zmęczenia upadł jak skostniały —
465Lecz gdy westchnął i siły znowu mu wracały,
Odwinął z piersi oną przepaskę zbawienną
I cisnął poza siebie w tę słoność bezdenną.
Prąd ją porwał i uniósł; przepaskę tę chwyta
Już czekająca Ino. Więc z rzeki koryta
470Wyszedł Odys, w sitowie padł, i macierz ziemię
Całując, westchnął, jakby z duszy zrzucał brzemię:
„Biada mi! — rzekł. — Co cierpię! Co jeszcze mnie czeka,
Jeżeli mnie nad rzeką noc już niedaleka
Zaskoczy! Ten szron mroźny, wilgne rosy nocne
475Do szczętu zjedzą ciało, i tak już niemocne,
Gdyż od rzeki wiatr zimny dąć będzie o świcie.
Lecz gdybym tam, na wzgórka zarosłego syczycie,
Układł się w gęstwi, mrozu bezpieczen rannego
I zwątlenia, a zażyć mógł tam snu smacznego,
480To znów strach, by drapieżne zwierze mnie nie zjadły”.
Te myśli mu do smaku snadź
[349] lepiej przypadły,
Bo wszedł w las, co obrastał wzgórek, położony
Tuż nad wodą. Tam znalazł kierz
[350] gęsto-zielony
Z płonki i owocnego splecion oliwnika.
485Nigdy przezeń wilgotny wiatr się nie przemyka,
Nigdy pod nim słoneczny upał nie dokuczy;
Sklepień tych nie przebije deszcz ulewnej tuczy
[351],
Taki gąszcz tam. Odysej wpełznął zgięty nisko
I rękami jął
[352] mościć z liści legowisko
490Szerokie, bo tam liścia leżało tak dużo,
Że dwóch, trzech ludzi skryć się mogłoby przed burzą
Lub śnieżycą, chociażby szalała najsrożej.
Patrząc na swoje łoże, rad był tułacz boży;
Legł więc w środku i liścia nagarnął na siebie.
495Jak ten, co pod popiołem szarym żar zagrzebie
W pustym polu, gdzie blisko nie mieszka nikt z ludzi,
Ma zarzewie i już się po ogień nie trudzi:
Tak i Odys się w liściach zagrzebał po uszy.
Atenea mu słodkim snem oczy zaprószy,
500By po srogim zmęczeniu wstał rześki i lekki:
Sen nasławszy, znużone zwarła mu powieki.
Pieśń szósta
Przybycie Odyseusza do Feaków
1Usypiał boski tułacz Odys; sen już spada
Twardy na złamanego trudem. Wraz
[353] Pallada
Idzie w grodziec Feaków, leżący precz dalej.
Przedtem oni w szerokiej Hyperii
[354] mieszkali,
5Gdzie wojenne Kyklopy
[355] mając za sąsiady,
Wciąż nękanych od pewnej ratując zagłady,
Wywiódł ich Nausitoos
[356], on, bogom podobny,
I osadził na Scherii, kędy kraj zasobny,
A od ludzi daleki; miasto zamknął w tyny
[357],
10Zbudował domy, chramy, grunt rozdał na gminy —
Lecz Kerą
[358] zwalon, zstąpił w Hadesa podziemie.
Dziś mądry król Alkinoj wziął w rządy to plemię.
Zatem Pallas Atene w jego dworzec dąży,
A powrót Odyseja na myśli jej ciąży.
15Szła prosto; do panieńskich komnat się przemyka,
Gdzie córka Alkinoja śpi, piękna Nausyka,
Boginiom równa wzrostem a wdzięczna jak one.
Niepośledniej urody dwie dziewy uśpione
Leżały tam przy odrzwiach błyszczących podwoi.
20Pallas jak lekki powiew do łóżka dziewoi
Przemknie się, do głów schyli, coś do niej przygwarza,
Wziąwszy na się kształt córki Dymasa żeglarza,
Druhny jej najmilejszej i jej równolatki —
I mówiła bogini odziana w kształt gładki:
25
Praca„Oj, Nausyko! Toż z ciebie leniuszek nie lada!
Drogie szatki, bielizna precz brudem przypada,
A wesele za pasem! Miejże co pięknego
Dla drużbów, co-ć powiodą do pana młodego,
A i dla się — bo zwykle strój czysty u ludzi
30Zyszcze imię, w rodzicach ucieszenie budzi.
Dalej zatem do prania! Wyprzedź ranne zorze!
By raźniej poszła praca, każda ci pomoże,
Ja pierwsza. Raj panieński się kończy; wszak swaty
Ociebie już zachodzą od młodzi bogatej
35I przedniejszej, bo przecież ród twój niepośledni!
Nuże! Poproś rodzica pierw, nim się rozedni,
Aby ci kazał muły zaprząc w wóz drabiaty;
Nałożysz nań sukienki, przepaski, makaty.
Jechać będzie wygodniej: pieszo zbolą nogi;
40Przecież pralnie
[359] od miasta taki kawał drogi”.
To powiedziawszy Pallas sowiooka wraca
Znowu na szczyt Olimpu, do bogów pałaca,
Gdzie nigdy burza nie grzmi, deszcz ścian nie obija,
Śnieżna zamieć nie prószy — tylko się przewija
45Nieustanna pogoda, ni to namiot lity:
Tam bogom raj wesela płynie niepożyty;
Tam wróciła Atene napomniawszy śpiącą.
Wstała Jutrznia, poświatą swą złotem kapiącą
Budząc Nausykę. Panna swoim snom się dziwi,
50Prędko z komnat do komnat bieży, by co żywiej
Rodzicom opowiedzieć. Zastała rodzice:
Matka przy ogniu siedzi, wkoło służebnice,
I lekuchnym wrzecionem krasną wełnę skręca;
Z ojcem zbiegła się w progu; właśnie go książęca
55Walna rada wzywała, i szedł zasiąść w radzie;
Zabiegła mu i w uszy taką prośbę kładzie:
„Dobry tato, każ dla mnie zaprząc wóz, a długi,
Z wartkimi koły; pilno mi jechać do strugi
Prać bieliznę; bo tyle już jej się zebrało!
60Wszak i tobie przystoi bieliznę mieć białą,
Gdy siadasz w zgromadzeniu dostojnych Feaków.
Wszak i doma jest pięciu dorodnych junaków,
Dwóch żonatych, trzech jeszcze chłopiąt już niemałych,
Twych synów; ci chcą zawsze chodzić w szatach białych
65Na pląsy, a wszystkiemu radź tu, moja główko!”
Tak mówiła, a wtrącić wstydno jej by słówko
O weselu. Lecz ojciec domyślił się tego
I rzekł: „Nie bronię-ć, córko, ni mułów, ni czego;
Natychmiast niech parobcy wóz zaprzęgną mułmi,
70Wysoki, wyplatany i z wartkimi kółmi”.
To rzekłszy krzyknął; czeladź
[360] przyskoczyła żwawo:
Wóz koleśny
[361] wytoczon stoi przed wystawą;
Wiodą muły; zaprzężna idzie w dyszel para.
Nausykaa z komory znosi co niemiara
75Cienkich szat i bielizny, wóz naładowywa;
Matka zaś pełny koszyk smacznego pieczywa
I jarzynek tka w rękę; była i łagiewka
[362]
Skórzana z winem w drogę (na wóz siadła dziewka);
O dzbanuszku z oliwą matka też pamięta,
80By wyszedłszy z kąpieli ona i dziewczęta
Miały czym się namaścić. Ot! już wzięła wodze,
Biczem klasła w powietrzu. Z turkotem po drodze
Pokłusowały muły, ciągnąc ciężar z panią,
Wżdy nie samą; i dziewki siedziały tuż za nią.
85Owoż gdy przyjechały nad brzeg ślicznej rzeki,
Gdzie w cembrzyny kamienne sączą się poniki
[363]
Wód nieprzebranych, miejsca dla praczek wygodne,
Prędko muły wyprzęgą i puszczą swobodne
Na paszę w słodką trawę, co z taką rozkoszą
90Wyściela brzegi rzeki. Potem z woza znoszą
Bieliznę i po sztuce w ocembrzone wody
Kładą, depcąc nogami
[364], piorą na wyprzody.
Wypłukawszy do plamki wszystko jak należy,
Rozpościerają rzędem wzdłuż ciepłych wybrzeży
95Nad morzem, kędy fale gładki żwirek ścielą.
Skończywszy, wraz się chłodzą zdroistą kąpielą,
Oliwą maszczą członki, potem na trawniku
Siądą do smacznej strawy, a szatki w wietrzyku
Niech schną tymczasem.
ZabawaGdy tak spożyły łakotki,
100Staną do piłki, z głowy odrzucą namiotki
[365].
Pustującym
[366] piosenkę zaśpiewa królewna,
Rzekłbyś, że z Artemidą
[367]-łowczynią pokrewna,
Rada, gdy z rąk jej padnie odyniec lub łania;
105A nimfy, pól mieszkanki, pod pani swej bokiem
Pustują wkoło; Leto
[370] cieszy się widokiem,
Że nad wszystkie celuje
[371] wzrostem i obliczem,
I snadno poznać, czym jest w orszaku dziewiczym:
Owo tak rej wśród swoich królewna prowadzi.
110Lecz kiedy o powrocie do dom już coś radzi,
Zaprzęga muły, suche już składa odzieże,
Wtedy Pallas-Atene na sposób się bierze,
By Odysej się zbudził, zobaczył dziewicę
I przez nią był wprowadzon w Feaków stolicę.
115Więc ku dziewkom rzucona piłka z rąk Nausyki
Leci, cel swój omija i pada w głąb rzeki,
A one w śmiech i wrzaski. Odys ze snu rwie się,
Usiadł — strwożone serce te myśli mu niesie:
„Biada mi! Do jakichże dostałem się krajów?
120Między dzicz nieochajną
[372] i kupę hultajów,
Czy też między gościnny lud do cnót nałożon?
A toż co za niewieści wrzask? Niby dziwożon,
Co rade zamieszkują skał wierzchy wyniosłe
I źródła rzek, i łęgi trawami zarosłe.
125Blisko gdzieś tu żyć muszą mówiące istoty:
Dalej! Zobaczmyż tedy, skąd one chichoty?”
To powiedziawszy Odys wypełznął na raku
[373]
Z gęstwi, silną prawicą z najgrubszego krzaku
Liściastą gałąź udarł, by nią okryć ciało.
130I tak sunął jak górski lew, kiedy zuchwało
Kroczy w deszcz, zawieruchę; we łbie gorą ślepie,
Aż przydybie gdzieś bydło, trzodę owiec w stepie
Albo w boru jelenia, a gdy głód doskwiera,
Dusić drobną chudobę
[374] do obór się wdziera:
135Otóż tak szedł Odysej ku pannom — nie żeby
Nie zważał na swą nagość, ale szedł z potrzeby.
Straszny im zdał się morskim owalany błotem!
Widząc go, wszystkie w nogi i na wzgórek potem;
Jedna Nausyka stoi. Atene jej tchnęła
140Męską odwagę w duszę, członkom strach odjęła.
Nie rusza się i czeka. Odysej sam nie wie,
Czy ma paść do nóg wdzięcznie patrzącej nań dziewie,
Czyli
[375], jak stał, z daleka wznieść prośbę pochlebną
O pokazanie drogi i odzież potrzebną.
145Ta myśl w ciężkim kłopocie przyszła mu wybornie;
Więc jako był, z daleka, pochlebnie, pokornie
Błagał o przebaczenie, aż do nóg jej padnie
I zaczął rzecz swą prawić mądrze i układnie:
„Błagam cię, czyś jest bóstwem, czy panną śmiertelną!
150Jeśliś jedną z tych bogiń w niebiesiech udzielną,
Tedy zdasz mi się córą wielkiego Kroniona,
Z Artemidy kibicią
[376] i wzrostem jak ona;
A jeśliś jest śmiertelną mieszkanką padołu,
Błogosławiony ojciec z twą matką pospołu,
155Błogosławieni bracia! Jakże im gdzieś rośnie
Serce przy tobie! Jak się rozpływa radośnie,
Gdy w skocznym korowodzie ujrzą twoją postać!
Lecz szczęściu oblubieńca cóż mogłoby sprostać,
Jeśli za hojne wiano
[377] zawiezie cię do dom?
160Różnym ja się, przeróżnym napatrzył narodom,
A równej nie znam tobie. Cześć i podziw razem!
Niegdyś widziałem w Delos, przed żertwiennym
[378] głazem
Feba, latorośl palmy
[379]: jak ty w górę strzela —
Bom się i tam zapędził także z ludu wiela
165W tej tułaczce, gdzie zbieram same łzy i znoje —
I stałem w podziwieniu przed nią, jak tu stoję:
Ziemia nigdzie też palmy nie wydała takiej!
Owoż równe zdumienie i podziw jednaki
Ima
[380] mnie, gdy ci objąć ze czcią chcę kolana:
170Tak wielka moja nędza, iście niesłychana.
Wczoraj po dniach dwudziestu jam z morzem się rozstał;
Dni bowiem tyle rwał mnie prąd, a wicher chłostał
Wciąż od wyspy Ogygii, aż z demoniej psoty
Wyrzuconym jest tutaj na nowe kłopoty.
175Dużo jeszcze mam cierpieć, dużo z bogów woli!
ProśbaA choć ty się ulituj! Po długiej niedoli
Ciebie pierwszą spotykam; wszak i duszy żywej
Nie znam, zamieszkującej ten gród i te niwy.
Wskaż mi drogę do miasta; okryj nagie ciało,
180Choćby płachtą z bielizny! — i to by się zdało —
Dadzą-ć męża i domek, przenajświętszą zgodą
Pobłogosławią! Skarb to najcenniejszy w świecie,
Gdy małżonka z małżonką zgodna miłość splecie,
185Duch jeden włada domem; wróg na to się krzywi,
Cieszą druhy! A oni nad wszystkich szczęśliwi!”
Białoramienna panna w te ozwie się słowa:
Darmo! Woli Zeusowej
[381] nikt się nie wybiega,
190I czy pan, czy chudzina losowi podlega;
Od niego padł i tobie; znoś z pokorą brzemię!
A teraz, kiedyś nogą wstąpił w nasze ziemie,
Okryjem cię, niczego-ć nie będzie brakować,
Co tylko obcy tułacz może potrzebować,
195Do miasta wskażę drogę, dam ludu nazwisko:
My, Feaki, tę ziemię zamieszkujem wszystką;
Jam córka Alkinoja; wyższego tu nie ma:
On władzy i potęgi w ręku berło trzyma!”
To rzekła i na dziewki zawoła z daleka:
200„Stójcie już, stójcie! Za cóż uciekać od człeka?
Czy myślicie, że do nas jako wróg przychodzi?
Zaprawdę, nie urodził się ani urodzi
Taki, co by nieprzyjaźń wniósł do naszych progów
I spokój zmieszał. Wszak my, kochani od bogów,
205Siedzimy na odludziu, w krąg morzem oblani,
Prawie na krańcu świata, nikomu nie znani.
Ugościć raczej trzeba przybysza, gdy bieda
Aż tu go zapędziła. Wszak dziećmi Kronida
[382]
Są tułacze. Dar mały często uszczęśliwi:
210Sam tu, dzieweczki! Gość nasz niechaj się pożywi;
I wykąpać go trzeba w rzece, gdzie zaciszna”.
Na jej głos dziewki wrócą, i idą z niepyszna
Prowadzić Odyseja w cienisty brzeg rzeki,
Posłuszne rozkazaniu swej pani, Nausyki.
215Więc chiton przygotują i inne sukienki
[383];
W złotej bańce oliwy podadzą też miękkiej
I każą do kąpieli iść mu kryształowej.
Na to rzecze Odysej: „Miłe białogłowy!
Ustąpcie kęs
[384] na stronę: sam sobie poradzę;
220Z barków sól spłuczę, ciało oliwą wygładzę;
O, bo też dawno takiej wygódki pragnąłem!
Lecz się kąpać nie mogę przy was żadnym czołem
[385],
Moja nagość mnie wstydzi przed płcią pięknowłosą”.
To rzekł — one ustąpią i pani doniosą.
225Boski tułacz obmywa sól morską w strumieniu,
Na grzbiecie, na oboim przyschłą mu ramieniu;
Ze skroni gęsty namuł zgarnia do ostatka;
A gdy po łaźni przyszła oliwa nań gładka,
Wdział szatki w podarunku od panny mu dane,
230I wraz
[386] Pallas-Atene — cudo niesłychane! —
Wzrost mu daje i młodość; bujny kędzior z głowy
Rozsypie mu na barki, by kwiat hiacyntowy.
A jako cienkim złotem srebro się obleka
W ręku ucznia Hefajsta
[387], umnego złotnika,
235Co z kruszcu tworzy dziwy — w takie same czary
Obleka go bogini; i piękny bez miary
Poszedł na brzeg nadmorski i siadł w swojej krasie.
Ujrzawszy go, królewna wielce zdziwiła się;
Więc po cichutku prawi do drużyny swojej:
240„Słuchajcie no, dziewczęta! Tak mi się coś roi,
Że nie wszystkich on bogów gniewem obarczony,
Kiedy w błogosławione nasze zabiegł strony.
Z początku zdawał mi się człowiek dość codzienny,
A teraz jak bóg który, niebianin promienny.
245O, gdyby mi się trafił mąż, co by mu sprostał,
Z młodzi naszej!… Lub gdyby on sam moim został!
Ależ jadło, napitek co tchu mu zanieście!”
Na rozkaz pani żwawo kopną się niewieście
[388]:
Niosą jadło i napój zastawiają przed nim;
250A Odysej zajadał i pił z niepoślednim
Łakomstwem, bo nic w ustach nie miał już od dawna.
Teraz Nausyka inną robotą zabawna
[389]
Włożyła na wóz szatki poskładane zręcznie,
Ochocze muły w dyszel zaprzęgła i wdzięcznie
255Zachęca Odyseja, i z wozu tak prawi:
„Cudzoziemcze, ku miastu zbieraj się, a żwawiej!
Zawiodę cię do dworu, gdzie ojciec mój stary;
Tam poznasz i przedniejsze feackie bojary
[390].
Acz sam zdasz się roztropny, przyjm rady ostrożne:
260Póki szlak idzie polem między łany zbożne,
Póty razem z dziewkami pośpiesznym pochodem
Będziecie szli za wozem; ja pojadę przodem.
Lecz kiedy wjedziem w gród nasz tynem ogrodzony,
Znajdziesz przystań wyborną z obojej tam strony
265Wąskiej grobli; koraby na warsztatach swoich
Leżąc tam, zawalają drogę z stron oboich.
Jest też przy Posejdona chramie
[391] plac szeroki,
Wymoszczony płytami ciosanej opoki,
Gdzie się przysposabiają we wszystko okręty,
270W płótno żaglowe, w liny, wiosła, inne sprzęty.
U Feaków łuk, kołczan nie na wiele służy;
Za to maszty i wiosła, korab do podróży —
W to im graj! To ich duma mknąć po modrej fali!
PlotkaLecz przy tym są złośliwi, pewnie by wyśmiali
275Gdzie nas z boku; u gminu nietrudno o baśnie,
I widząc nas, zły język mógłby mówić właśnie:
— Jakiż obok Nausyki przybylec się kręci?
Skąd go wzięła? Oj, z tego coś się nam wyświęci!
Czy nie okręt zaniesion do brzegu tu jaki
280Nam go przyniósł? Wszak goście u nas rzadkie ptaki!
Pewniej to bożek który zeszedł na wezwanie
Modłów jej aż tam z nieba, i przy niej zostanie.
Najpewniej, że gdzieś sama jeździła daleko
I znalazła małżonka; boć wiemy, jak lekko
285Waży sobie zaloty feackich paniątek! —
Tak by ludzie gadali; pozór daje wątek
Do obmów i ja sama zganiłabym w innej,
Gdyby się z uległości rodzicom powinnej
[392]
Wyłamawszy, przed ślubem z mężczyzną zadała.
290Lecz słuchaj mojej rady, chcesz, by się udała
I ojciec mój w ojczyste odprawił cię progi:
Gdy więc gaj topolowy ujrzysz podle drogi,
Poświęcony Atenie — w gaju strumyk dzwoni,
Niżej futor
[393] i sady ojcowskie wśród błoni,
295A stamtąd już do miasta nie dalej nad staje
[394] —
Tam więc usiądź, gdzie miły chłodek ronią gaje,
I czekaj, póki w mieście i domu nie staniem.
Lecz skoro drogę naszą wymierzysz czekaniem,
Pośpieszaj w gród Feaków i pytaj — rzecz twoja —
300O mieszkanie mojego ojca, Alkinoja.
A nietrudno ci będzie; lada żak
[395] najmniejszy
Wskaże ci, bo z feackich dworów najpyszniejszy
Dwór mego ojca, nawet różni się w strukturze.
A gdy się tam dostaniesz i wnijdziesz w podwórze,
305przebiegniesz wielką izbę
[396] — dalej masz na stronie
[397]
Komnatę mojej matki; przed nią ogień płonie:
Ona kręcąc wrzeciono z purpurową wełną
Siedzi o słup oparta; przy niej kobiet pełno.
Tam również i mój ojciec przed ciepłym kominem
310Siedzi jak bóg na tronie i krzepi się winem.
Tego pomiń, wprost tylko matce do nóg padnij,
Jeśli chcesz dnia powrotu doczekać się snadniej,
Choćbyś na końcu świata gdzie mieszkał najdalej.
Bo skoro ona nędzy twojej się użali,
315Bądź pewny z przyjacioły mieć prędką uciechę,
Witać pola rodzinne i ojczystą strzechę”.
Tak mówiła królewna i nagli do biegu
Muły błyszczącym biczem. Więc od rzeki brzegu
Kopnęły zrazu kłusem, potem mniej się śpieszą;
320By zaś Odys z dziewkami mógł nadążyć pieszo,
Toczy się wóz ni prędko, ni nadto powoli.
Słońce już gasło, kiedy do gaju topoli
Przybyli — więc Odysej usiadł w świętym gaju;
Nuż modlić się Atenie, jak to miał w zwyczaju:
325„Choć raz usłysz mnie, córo Diosa wszechwładna!
Nie wysłuchana jeszcze z gorących próśb żadna,
Odkąd na ląd mnie cisnął groźny Burzywoda.
Spraw, spraw, niechaj feacki lud rękę mi poda!…”
Tak się modlił. Atene słyszy skargi rzewne,
330Lecz się mu nie objawia; boi się zapewne
Brata swojego ojca. Gniewu on nie złoży,
Aż póki w dom nie wróci Odysej nasz boży.
Pieśń siódma
Odyseusz przychodzi do Alkinoosa
1
Tak się tam modlił Odys losem bity srodze,
Gdy pannę rącze muły uniosły po drodze
W miasto wiodącej. Jakoż przed dwór okazały
Ojcowski gdy zajedzie, muły się wstrzymały
5U pierwszej bramy. Bracia, piękni jak niebianie,
Wybiegli wszyscy razem na jej powitanie
I muły wyprzęgali, i wyprane szaty
Z wozu znosili. Panna do swojej komnaty
Szła wprost, gdzie ogień stara nieciła już niańka,
10Eurymedusa, ongi apejrejska branka.
Z Apejry
[398] w łódź feacką przed laty porwana
I przywieziona tutaj na dar godny pana,
Dostała się królowi, co Feakom włada,
Za którym jak za bogiem lud wszystek przepada;
15Wyniańczyła mu córkę białą jak lilija —
Teraz warząc wieczerzę, przy ogniu się zwija.
OpiekaWięc Odys się do miasta zbierał, gdy bogini
Atene czuwająca nad nim mgłę uczyni
I schowa go, by z dumnych Feaków tam który,
20Spotkawszy go, nie złajał lub nie spytał z góry.
Co zacz? A więc gdy w miejskie wchodził już ulice,
Zabiegła mu Atene sowiooka, lice
Wziąwszy na się dzieweczki młodej, z dzbankiem w dłoni;
A gdy stanęła przed nim, on ozwał się do niej:
25„Dzieweczko, wskaż mi, proszę, w tym mieście nieznanem,
Gdzie tu dwór Alkinoja, co tutaj jest panem?
Jam człek cudzy
[399] i nędzarz srodze nieszczęśliwy,
Z dalekich krain idę, więc i duszy żywej
Nie znam pomiędzy ludźmi tu mieszkającymi”.
30
ObcyNa to rzekła Atene z oczami lśniącymi:
„Chcesz, dziadku, to ci wskażę, kędy
[400] idzie ścieżka
Do dworu; tam w bliskości i ojciec mój mieszka.
Idź za mną, wżdy ostrożnie, ja cię poprowadzę;
W nikogo nie patrz, z nikim nie gadaj, tak radzę.
35Na przybysze tutejszy mieszkaniec zawzięty.
Obcy nigdy tu nie był gościnnie przyjęty.
Lud ten puszy
[401] mnogością żeglujących łodzi,
Po morzu wciąż upędza i daleko chodzi;
Bo lądotrzęs
[402] Posejdon dał im dar już taki,
40Że ich nawy jak myśli lotne lub jak ptaki”.
Powiedziawszy to Pallas szła przed nim co żywo,
A Odysej jej śladem zdążał nieleniwo.
Więc żeglownych Feaków uszedł jakoś wzroku,
Gdy samym środkiem miasta przerznął się w ich tłoku,
45Straszna bowiem i pięknie trefiona
[403] bogini
Ćmi ich oczy i wkoło niego mgłę uczyni.
A Odysej się dziwił korablom
[404] w przystani:
Moc ich taka! Toż placom, gdzie męże zebrani,
I długim murom miejskim w ostrokół warownym,
50I wszystkiemu się dziwił dziwem niewymownym.
A tak gdy przed królewski szczytny dworzec
[405] przyszli,
Atene jasnooka ozwie się w tej myśli:
„Oto, dziadku wędrowny, dwór, o który pytasz,
Masz przed sobą; tu w kole biesiadnym powitasz
55Władyki tego kraju — wszystko ród Zeusowy.
Idź prosto, nie trwóż sobą i nie trać nic głowy.
Śmiały idzie przebojem i przeto wygrywa,
Mniejsza, czy cudzoziemcem do obcych przybywa.
Wszedłszy tam, naprzód panią pozdrowić się godzi;
60Zwie się Arete; z jednych rodziców pochodzi,
Co mąż jej, bo Posejdon Nauzyta, ich dziada,
Spłodził na Periboi, jak o tym wieść gada —
Najpiękniejszej kobiecie, a najmłodszej córze
Króla Eurymetona, co to chłopy duże
65Giganty
[406] rządził, które do szczętu wygubił,
A i sam zginął. Otóż Posejdon ją lubił,
Z nią miał syna Nauzyta, władcę tych Feaków,
Który to znowu spłodził dwóch dziarskich junaków,
Reksenora z Alkinem. Wżdy pierwszy żył mało,
70Bo po godach weselnych Feb
[407] zabił go strzałą
I jedna tylko po nim została dziewoja
Arete, a dziś żona króla Alkinoja.
Mąż ją czci; żadna w świecie bardziej nie uczczona
Trzymająca rząd domu mężowskiego żona —
75A tę cześć tak serdeczną odbiera bez zmiany
Od samego Alkina, od dziatwy kochanej,
Od ludu, co bożyszczem nazywa ją swojem,
Że gdy w mieście ją ujrzy, pcha się do niej rojem.
Bo to i rozum piękny, i dowcip tej pani:
80Umie radzić, przejednać tych, co pogniewani.
I jeśli na ciebie okiem popatrzy łaskawem,
Toś wygrał i przyjaciół obaczysz niebawem,
I wrócisz w progi własne do rodzinnej ziemi”.
Rzekłszy to córa Zeusa z oczyma sowiemi
85Rzuciła smugi
[408] Scherii rozkosznej i lotem
Minąwszy mórz pustkowia i Maraton
[409] potem,
Przebiegając w Atenach ulice i place,
Weszła w Erechteusza
[410] zamczyste pałace.
Odys w królewskie gmachy podążył w tej dobie
[411]
90I długo stał przed nimi i rozważał sobie,
Czy ma nogą przestąpić pański próg spiżowy,
Gdzie jak promień słoneczny lub blask księżycowy
Wnętrze komnat pałało. Ściany, wyłożone
Miedzią, biegły to w jedną, to w drugą znów stronę,
95Od progu w głąb i głębiej; wkoło gzyms niebieski;
Wewnątrz w każdej świetlicy drzwi ze złotej deski;
Próg miedny
[412] odrzwia srebrne dźwigał, a sklepienie
Ze srebrnej belki. U drzwi też złote pierścienie,
MaszynaPsy złote i psy srebrne z obu stron podwoi,
100Co je Hefajstos
[413] ukuł, ten mistrz w sztuce swojej,
Leżały — rzkomo
[414] Stróże domu swego pana;
Ani śmierć, ani starość stróżom tym nie znana.
Od progu w głąb i głębiej, w rząd poustawiane
Pod ścianami szły stołki; na stołkach zaś dziane
105Kobierce, ręką niewiast misternie wyszyte.
Tam siadają feackie pany znamienite
Jedząc, pijąc; nie zbywa nigdy im na niczem.
Na podstawach dokoła z młodzieńczym obliczem
Stały złote posągi trzymając kagańce
[415]
110Gościom przyświecające przy nocnej hulance.
Pięćdziesiąt tam niewolnic krzątało się w dworze.
Te obracały żarna, mieląc płowe zboże,
Inne przy krosnach, kądziel znowu przędły inne,
Jak liście na topoli, wciąż w ruchu, wciąż czynne,
115Zbijały pasma tkanin mocno, aż z warsztatów
Tkackich tłustość ściekała. Bo jak tęższych chwatów
Nad Feaki do morskich wypraw nie ma w świecie,
Tak dowcipem nie sprosta feackiej kobiecie
Żadna inna w tkaninach misternej roboty:
120Atene im wyłącznie dała te przymioty.
OgródZa dziedzińcem sad duży ciągnął się od brony,
Czteromorgowy, wkoło płotem ogrodzony,
Kędy drzewa wysokie i kwieciem okryte
Rodzą granaty, gruszki, jabłka smakowite,
125Słodkie figi. Toż drzewa oliwne tam były,
Przez rok cały tak zimą, jak latem rodziły,
Bo w ciepławym zefirze, co tam wciąż powiewa,
Jeden owoc się kluje, drugi już dojrzewa,
Jabłko idzie po jabłku, gruszkę gruszka spycha,
130Figa figę, i owoc zawsze się uśmiecha.
Widać tam i winnicę, bujną w winogrona,
Część jej duża na upał słońca wystawiona,
Ażeby schły jagody; więc jedne w kosz biorą,
Drugie tłoczą. Wiośnianki
[416] dochodzą niesporo
[417].
135Tu kwiat ledwie, tam już się rumienią jagody.
Za sadami warzywne leżały ogrody,
Grzędy ziół wonnych, kwiatów pstrokatych bez liku.
Są dwie krynice. Jedna wije się w poniku
[418]
Przez sady, druga pańskie podwórze obmywa
140— Z niej wody na potrzebę lud miejski używa.
Taka to nad królewskim domem łaska bogów!
Długo Odys tułaczy stał zdumion u progów.
A gdy wszystkiemu w duszy dość się nadziwował,
Próg przekroczył i w wnętrze komnat tych wstępował.
145Tam feackich bojarów
[419] zastał godujących
I ostatnią z czasz winnych obiatę lejących
Na cześć Argosobójcy. Zwykle biesiadnicy
Robią to, aby smaczny sen znaleźć w łożnicy.
Boski Odysej izbę prędkim mierzył krokiem,
150Od Ateny
[420] odziany leciuchnym obłokiem,
Aż dopadł Alkinoja — siedział przy Arecie,
ProśbaI gdy Odysej dłońmi kolana jej splecie,
Naraz zeń święty obłok zsunął się ze wszystkiem
I w izbie zmilkli goście — zdumieni zjawiskiem,
155Patrzali na przybysza. On wniósł prośbę, którą
Miał w tych słowach: „Areto, Reksenora córo!
Błagam twego małżonka, ciebie i tych gości,
Ja tułacz — niechaj bogi dadzą wam w pełności
Zdrowia, szczęścia, by jeszcze i na wasze dziatki
160Godność od ludu dana spadła i dostatki —
Przez litość wrócić do dom pomóżcie mi prędzej!
Długo, długo się tułam w sieroctwie i nędzy”.
To rzekł i na ognisku wraz usiadł w popiele
[421]
Przy ogniu. Goście zmilkli, chociaż ich tam wiele.
165Aż wreszcie przerwał ciszę mąż najstarszy laty,
Siwy Echenej, w słowa wymowne bogaty.
Dawnych wieków pamiętny, znał obyczaj stary,
Więc się zaraz odezwał mądrze i do miary:
„Ej! Nie godzi się, królu, bo to nie w zwyczaju,
170By w popiele siadywał gość z cudzego kraju.
Czekając na twój rozkaz, chowamy milczenie;
A zatem podnieś gościa, na srebrne siedzenie
Posadź tu obok z nami. Keryksom
[422] każ w kruże
[423]
Wino lać, cześć oddamy bogu, co grzmi w górze:
175Wszak pod jego opieką stoją nieszczęśliwi;
A klucznica z spiżarni gościa niech pożywi”.
Wzruszyła się tą mową Alkinoja dusza.
Powstał i niezłomnego dłoń Odyseusza
Wziąwszy, podniósł z popiołu, posadził przy sobie
180Na miejscu Laodama, co gościa osobie
Musiał ustąpić, chociaż ojca ukochanek.
Służebna na srebrzystej misie złoty dzbanek
Pełny wody przyniosła i ręce nią zmyła
Gościowi, po czym gładki stół mu przystawiła.
185Potem skrzętna klucznica przyniosła mu chleba
I rozmaitych potraw z spiżarni, co trzeba,
A boski tułacz Odys jadł i spijał głodny.
Do keryksa tak mówił Alkinoj, pan godny:
„Pontonoju, lej wino gościom, rozdaj kruże,
190Aby obiatę
[424] bogu złożyć, co grzmi w górze
I wszystkich nieszczęśliwych pod skrzydła swe bierze”.
Rzekł, i Pontonoj wino po pełnym kraterze
Znowu gościom podawał. A tak gdy ofiary
Każdy część wylał i sam napił się do miary,
195Przemówił znów Alkinoj do wszystkich, co byli:
„Posłuchajcie, kniaziowie i władycy mili!
Mówię do was, co serce podaje do głowy:
Podjadłszy idźcie do dom na sen wywczasowy.
Jutro więcej starszyzny zwołamy na koło,
200Aby obcego gościa uraczyć wesoło,
A przy tym obiatami zjednać sobie bogi
I obmyślić, jak wróci ten człek w swoje progi,
Aby wolen tułaczych niewygód i trosek
[425]
Z pomocą naszych ludzi do rodzinnych wiosek
205Dostał się. A już mniejsza, czy drogi stąd kawał,
Aż gdy stanie na miejscu — niech się tam rozlicza
Z wyrokami przeznaczeń, jakie tajemnicza
Nić mu snuje przez twarde prządki
[426] uprzędziona,
Kiedy na świat dziecięciem wyszedł z matki łona.
210Lecz jeśli to zbieg z nieba który nieśmiertelny,
To znak, że bogi mają jakiś cel oddzielny.
Zwykle bowiem w widomej postaci się jawią,
Zasiadają wraz z nami, jedzą, piją, bawią,
Zwłaszcza jeśli ich sutym uczcimy prażnikiem
[427],
215Lub też zszedłszy się w drodze z samotnym pątnikiem
[428],
Biorą kształt ludzki, chętnie kumają się z nami,
Toż z grubymi
[429] Kyklopy albo z Gigantami
[430]”.
GłódNa to mądry Odysej odpowiedział skromnie:
„O Alkinoju! Nie myśl, proszę cię, tak o mnie.
220Przecieżem do żadnego niepodobien boga,
Ani wzrostem, ni kształtem, chudzina uboga.
Lecz jeśli kogo znacie z chodzących po świecie
Najnieszczęśliwszym, to mnie równać z nim możecie.
A i więcej bym cierpień naliczył i biczy,
225Którymi wyrok bogów ćwiczył mnie i ćwiczy.
Wżdy pozwólcie, niech zjem co, choć w oczach łza stoi.
Nic głodnego żołądka pono nie ukoi.
— Głód największym tyranem, ciągle się napiera
[431]
Nie dbając, czy ból jaki duszę ci rozdziera.
230Że mi się serce kraje, nic to mu nie szkodzi:
Jeść! Pić! co chwila woła żołądek, ten złodziej!
I wszystko, com wycierpiał na starość i z młodu,
Zapominam, dopóki nie napasę głodu…
Więc błagam was, władycy, gdy ranek zaświta,
235Wyprawcie mnie do domu biednego rozbita
[432]!
Zniósłszy tyle już życia nie żal by mi było,
Gdybym ujrzał włość moją, dworzec, czeladź miłą!”
To rzekł i jego mowie przytuszą
[433] książęta
— Odesłać go do domu rzecz słuszna i święta.
240Więc wylawszy obiatę, gdyż sami dość pili,
Na smaczny wypoczynek do dom podążyli.
Boski Odysej w izbie pozostał godowej,
Obok króla posadzon i obok królowej,
Gdy służebne ze stołów sprzątały naczynia.
245Więc rzekła doń Arete, ta biała kniahinia
[434],
Poznawszy na nim chiton
[435] i piękny odziewek,
Który sama utkała z pomocą swych dziewek —
Zagabnęła go lotnym słowem w tym sposobie:
„Gościu! Pozwól, żeć jedno zapytanie zrobię:
250Coś zacz? Skąd się tu wziąłeś? Czemu w tym ubiorze?
Mówiłeś wżdy, że-ć na ląd wyrzuciło morze?”
Na to jej mądry Odys dał taką odpowiedź:
„Trudno mi od początku robić całą spowiedź
Tych bied, jakimi bogi ścigają mnie srodze,
255Jednak twej ciekawości, królowo, dogodzę.
Stąd daleko na morzach jest ostrów
[436] niewielki,
Zwan Ogygią, siedziba srogiej zwodzicielki,
Kalypso pięknowłosej, a córki Atlasa.
Każdy bóg jej unika, człek tam nie popasa;
260Mnie tylko nieboraka demon zagnał do niej,
Kiedy piorun Zeusowy na pełnych mórz toni
Roztrzaskał mi łódź moją. W dom mnie swój przyjęła,
Gościnnie nakarmiła, potem wmawiać jęła,
Że mi da nieśmiertelność, a z nią młodość wieczną —
265Lecz się broniłem od niej odmową stateczną.
Siedem lat mnie trzymała — i nieraz łza padła
Na ambrozyjne
[437] szatki, które na mnie kładła.
A gdy ósme już lato nadeszło w lat toku,
Sama nagli na odjazd. Nie wiem, czy z wyroku
270Zeusa, czy że jej serce doznało odmiany,
Dość, że na wątłej tratwie, wićmi powiązanej,
Wysłała mnie, żywnością, winem i odziewkiem
Niebiańskim opatrzywszy; i ciepłym powiewkiem,
Dmącym na jej rozkazy, gnała mnie przez wody.
275Całe dni siedemnaście płynąłem bez szkody,
W osiemnastym ujrzałem zarosłych gór czuby
Tej tu ziemi — i widok weseli mnie luby!
Biedny! Nie przeczuwałem, jak srogie opały
Zgotował mi Posejda gniew zapamiętały.
280Jakoż wnet rwącym wichrem pomieszał mi szlaki:
Wzdął wielkie morze, bałwan cisnął na mnie taki,
Żem na tratwie od strachu wzdychał i dygotał,
Aż wichr wpadając na nią do szczętu zgruchotał.
Wpław poszedłem i ramion użyłem za wiosła,
285W końcu mnie wieja
[438] z falą na wasz brzeg doniosła.
Alić tam, gdym wychynął, bałwanem porwany,
Byłbym się w proch roztrzaskał o brzeżnych skał ściany;
Tyle, żem się w czas
[439] cofnął i przylądek z dala
Opłynąwszy, na rzekę trafiłem; jej fala
290Cichszą, brzeg płaski, bez skał, do wyjścia dogodny.
Wyszedłszy, bez tchu padłem. Gdy nastał mrok chłodny,
Zaraz brzegi strumienia opuściwszy, w głuche
Krze zalazłem, zgarniając na się liście suche,
A ległszy, sen mi długi zesłał bóg w tej dobie.
295Zmordowany, pod kołdrą liścia spałem sobie
Przez noc całą, poranek przeszedł i południe,
Zaczynało zapadać. Spojrzę k'brzegom morza:
Tam igrały dziewczęta — między nimi hoża
300Córa twa, istne bóstwo, dzieliła zabawę.
Ją więc błagam, i serce znalazłem łaskawe.
Przyjęła mnie, nad podziw, nad wiek swój sędziwa,
Choć wiek młody zazwyczaj nieroztropny bywa.
Ona i jeść mi dała, i wino ogniste,
305I obmyła w strumieniu, i w te szatki czyste
Oblokła. Ot i szczerą zrobiłem ci spowiedź”.
Na to mu Alkinoos taką dał odpowiedź:
„Gościu! Wżdy
[440] córka moja za to sprawę zda mi,
Że-ć nie odprowadziła tu z swymi dziewkami:
310Przecieżeś się o pomoc naprzód uciekł do niej?”
Na to odrzekł Odysej: „O, niechże bóg broni,
Królu, żebyś naganiać miał to dziecko złote.
Właśnie że mnie ze sobą wziąć miała ochotę,
Jednom się temu oparł z wstydu i bojaźni,
315Czy mój widok twojego gniewu nie podrażni:
Obcy człowiek tak łatwo w podejrzenie wpada!”
Alkinoos mu na to tak wręcz odpowiada:
„Przecież, gościu, krwią serce nie kipi tak u mnie,
By o nic wrzało: gniew mój hamuję rozumnie.
320Obyż za sprawą Zeusa, Ateny i Feba
Mąż jak ty, i jakiego właśnie mi potrzeba,
Trafił się dla mej dziewki, a dla mnie za zięcia!
Zostałby zawsze z nami. Ręka jej do wzięcia,
Wiano sute, dom, włości — wszystko wziąłbyś po niej.
325Lecz gwałcić cię ja nie chcę. O, niech nas bóg broni
Od takiego postępku! Wiedz, że na jutrzejszy
Dzień twój odjazd naznaczam, nie żaden późniejszy.
A teraz spać się połóż, niech cię sny kołyszą!
One przez ciche morze ci potowarzyszą.
330Popłyniesz w kraj swój do dom, i gdzie chęć powieje,
Choćby nawet i dalej gdzie poza Eubeę
[441],
Co ma leżeć najdalej, jak mówią ci, którzy
Z Radamantysem
[442] w tej tam bywali podróży,
Wożąc go do Tityosa
[443] z Gai zrodzonego —
335Na tę drogę im dosyć było dnia jednego:
Bez trudu i na powrót do dom go odwieźli.
Sam zobaczysz i przyznasz, że wcale
[444] są nieźli
I tęgo wyćwiczeni ci moi żeglarze,
Sudnami
[445] bujający po wodnym obszarze”.
340Słowa te Odys przyjął jak wieszczbę radosną
I tę modlitwę usty jął odmawiać głośno:
„Ojcze Zeusie! Spraw, żeby Alkinoj mógł ino
[446]
Spełnić to, co obiecał. A iście nie zginą
Jego czyny i sława pójdzie po rozłogach
[447],
345A ja przecie w ojczystych raz ujrzę się progach!”
Gdy taką między sobą rozmowę tam toczą,
Białoramienna pani dziewkom swym ochoczo
Słać kazała dla gościa pod wystawą
[448] łóżko,
Wymościć je prześliczną z czerwieni poduszką;
350Na to kobierce, płaszcze znów na to wełniane
Dać do przykrycia. Dziewki z tym powyprawiane
Wybiegły z izby, sobie pochodniami świecą;
A gdy się uporały dla gościa z łożnicą,
Wróciły, zapraszając Odysa w te słowa:
355„Gościu! Idź spać: łożnica czeka cię gotowa”.
Słysząc to rad był Odys, że sobie wypocznie,
I na miłe wywczasy
[449] udał się niezwłocznie.
Tak złożył boski tułacz głowę do snu skłonną
Na łożu, pod wystawą
[450] szczytną, echem dzwonną.
360Zaś Alkinoj spał wewnątrz zamkowych pokoi
Przy zdobiącej małżeńskie łoże żonie swojej.
Pieśń ósma
1Ledwo rumianopalca rankiem błysła Zorza,
Święta moc Alkinoja porwała się z łoża.
Wstał i Odysej, grodów burzyciel on gracki,
I obaj z Alkinojem szli na plac feacki
5W niewielkiej od okrętów leżący oddali;
Tam na gładkich kamieniach obaj posiadali.
Atenea tymczasem i chwili nie traci.
Gród przebiega w keryksa
[451] dworskiego postaci,
Przemyślna, chcąc zapewnić powrót Odysowi.
10Kogo spotka, każdemu takie słowo powie:
„Nuże! Spieszcie feackie kniazie i władyki
Na plac zborny
[452] wysłuchać przybylca supliki
[453],
Co niedawno zawitał w dom króla Alkina,
Morzem wyrzucon, kształtem bogów przypomina”.
15Tak rzekła, ciekawością serca rozpłomienia —
I wnet się zapełniły na placu siedzenia
Tłumem ludu. Zdziwione patrzały gromady
Na syna Laertesa, co sztuką Pallady
Miał czoło i ramiona w boski blask ubrane,
20I wzrost dłuższy, i rysy prawie młodociane,
By Feaki zachwycił swą wdzięczną postawą
I ze szermierskich igrzysk wyszedł z czcią i sławą,
Bo do nich go na próbę wyzwą Feakowie.
A gdy już plac okryło ludu wielkie mrowie,
25Zagaił je Alkinoj następnymi słowy:
„Władycy, kniazie, ludu feackiego głowy!
Mówię do was, co serce szepcze mi w skrytości:
Człek zachoży
[454], mnie nie znan, w domu moim gości;
Nie wiem — z zapadnej
[455] przyszedł, czy od wschodniej strony?
30Dość, że prosi, by do dom mógł być odprawiony.
Wyprawmyż go, jak zwyczaj, w tę podróż niezwłocznie,
Bo nikt obcy, co pod mym dachem tylko spocznie,
Nie trapi się czekaniem, by mógł jechać dalej.
Ot byśmy ciemny okręt z najnowszych wybrali
35I spuścili na morze; dobrać młodych flisów,
Pięćdziesięciu dwóch, znanych z dawniejszych popisów,
A gdy do ławic wiosła raz przymocujecie,
Wrócicie na ląd, w moim teremie
[456] podjecie
Sobie na drogę. Wszystko znajdzie się na razie.
40Rozkaz ten dla mołojców — zaś berłowi kniazie,
Jacy są, pójdą ze mną i w zamkowej sali
Gościa naszego będziem wraz podejmowali.
Niech się nikt nie wymawia. Przyzwać mi pieśniarza
Demodoka; pieśń jego cudnie się wydarza
45I weseli. On serce z boga ma natchnione”.
Rzekł — i sunął samopierw; za nim uberlone
Kniazie szli. Keryks pobiegł dać znać pieśniarzowi.
Flisów pięćdziesiąt i dwóch, wszyscy doborowi,
Jak król kazał, ruszyło na brzeg wód pustynnych,
50Gdzie na wybrzeżu okręt leżący wśród innych
Zepchnęli spiesznie w morza co głębsze odmiały,
Maszt wbili, zawiesili nad nim żagiel biały,
Toż wiosła powprawiali w tulejki skórzane,
Żagl rozwiną — i wszystko sprawnie wykonane.
55Więc zaciągnąwszy okręt na głębię w przystani,
Poszli, do Alkinoja teremu zwołani.
Już w dziedzińcach, przysionkach, izbach się roiło
Od gości; dużo starych i młodych tam było.
Król dał skopów
[457] dwanaście na godowe stoły,
60Osiem świń białokływych i dwa ciężkie woły.
Te łupią i już warzą biesiadne potrawy.
Muzy kochanek, dobrem i złem obdarzony:
Bo mu wzrok wziąwszy, dała dar śpiewu pieszczony.
65Więc Pontonoj w srebrzystym sadził go krzesełku,
Pod filarem, pośrodku ucztujących zgiełku;
Dźwięczną formingę
[458] upiął na kołku, powyżej
Głów Demodoka; wziął go za rękę i zbliży,
By ją zmacał — a przed nim na stoliku kosze
70I czasz wina postawił, aby pił po trosze.
Biesiadnicy wraz stoły godowe zasiedli,
A gdy się już do syta napili, najedli,
Muza piewcę natchnęła sławić cnych heroi.
Więc z pieśni rozsławionej aż do nieb podwoi
75Wybrał spór Odyseja z Achillem
[459] Pelidą,
Ongi, gdy na bankiecie bogów z sobą idą
W zapasy na języki, ku uciesze żywej
Agamemnona, że się skłóciły Achiwy.
Bowiem ten znak Apollon wskazał mu wyrokiem,
80Gdy kamienny próg Pyto
[460] przestąpił był krokiem,
Aby pytać wyroczni. Jakoż od tej pory
Greków z Trojany straszne powaśniły spory
W moc wyroków Zeusowych.
85Demodok, w tejże chwili Odysej się zrywał,
Ręką by chwycić za płaszcz fałdny, purpurowy,
I twarz sobie nim zakryć, ściągnąwszy od głowy,
Bo nie chciał łez Feakom pokazać, jak ronił.
A gdy pieśniarz pieśń swoją do końca wydzwonił,
90Prędko łzę starł i zsunął płaszcz z głowy i twarzy,
Wziął czasz, podwójną bogów obiatą obdarzy;
A gdy pieśniarz znów zaczął, pobudzon przez gości,
Uradowany śpiewem przecudnej piękności
Odysej znowu głowę w płaszcz skrył, by nikomu
95Nie dać poznać, że łzami płakał po kryjomu.
Alkinoj tylko odgadł jego pomieszanie
Siedząc obok i słysząc głębokie wzdychanie.
Więc się król do swych gości tak ozwał na razie:
„Dość my się, dość, feackie władyki i kniazie,
100Przy tej wspólnej biesiadzie już naweselili
Dźwiękiem gęśli, wtórzącej godom tym najmilej;
By gość nasz miał co dodać do przygód podróżnych
I opowiadać doma, jak słyną Feaki
105Z gonitw, skoków, zapasów i walk na kułaki”.
Rzekł i wyszedł, a za nim wyszła gości rzesza.
Keryks dźwięczną formingę
[461] na kołku zawiesza,
A pieśniarza za rękę wyprowadza z sali,
Wiedzie drogą, po której kniaziowie zdążali,
110Idący na szermierskie patrzeć się igrzyska.
I szli tak wśród wielkiego gminu zbiegowiska
Aż na plac. Tam w zapasy z sobą wystąpili
Co najprzedniejsi z paniąt, zaraz się schwycili.
Akroneos, Okyalos, dalej Elatreus,
115Nautej, Prymnej, Anchialos, z nimi Eretmeus,
Anabesinoj, Pontej, Prorej wyzwał Thona,
Amfial, syn Polineja, co zrodzon z Tektona
I Euryal waleczny jak Ares, bóg wojny;
Toż Naubolides wzrostem, kształtem tak przystojny
120Jak żaden, chyba tylko Laodam jedyny.
Wreszcie Alkinoosa dziarskie, rosłe syny:
Laodamas, toż Halios, Klytonej, w zawody
Spróbują, kto do mety dobiegnie z nich wprzódy:
Od miejsca aż do kresu wytknięto im gony.
125Kopną się, i biegł z nimi polem kurz wzniecony.
Alić wszystkich Klytonej pozostawił w tyle:
Jak dwa muły sprzęg wołów prześcigną
[462], o tyle
On swych braci przegonił i przypadł do celu.
W twardych zapasach siłę sterało tam wielu!
130Zaś Euryjal szermierzy
[463] co najlepszych pobił;
Amfijal najbujniejszy skok ze wszystkich zrobił;
W miotaniu kręgiem
[464] jeden Elatreus miał szczęście;
Laodamas najkrzepszy z wszystkich był na pięście.
Gdy widok tych tam igrzysk serca już nasycił.
135Syn Alkina Laodam te słowa pochwycił:
Siła, Bieda„Sam tu, moi! Spytajcie ot gościa, czy zna się
Na szermierce? Czy szermierz? Kształtem zacny, zda się,
Bo te lędźwie, te łydy, te żylaste bary,
Kark gruby, pierś wypukła mówią, że chłop jary
[465]
140I ognisty — lecz widać, że zjadła go nędza;
Woda morska to ponoś najzjadliwsza jędza
I najtęższego chłopa naraz z nóg obala”.
Na to wyszła odpowiedź ta z ust Euryjala:
„Trafnieś rzekł, Laodamie: jeśliś tak ochoczy,
145Idź sam do niego, powtórz mu to samo w oczy”.
Więc gdy syn Alkinoja usłyszał zachętę,
Przedarł się do Odysa przez tłumy ściśnięte:
Sport„Gościu! Pójdź z nami, w szrankach spróbuj się! — powiada —
Jeśli umiesz; lecz pewnie tyś szermierz nie lada.
150Jakaż piękniejsza sława człeka wyżej wzbije,
Niż gdy rąk i nóg siłą przeciwnika zbije?
Więc spróbuj, i te myśli chmurne strząśnij z duszy.
Odeślem cię niebawem — okręt twój wyruszy
Przygotowan w przystani, czeladź też gotowa”.
155Na to przebiegły Odys odparł mu w te słowa:
„Czemu mnie wyzywacie? Czy z urągowiska?
Moje troski mi bliżej niźli te igrzyska,
Bom się dużo nacierpiał, i tak się wciąż biedzę,
Że jeśli w zgromadzeniu waszym tutaj siedzę,
160To wciąż rwę się do domu i błagam w tęsknocie
Króla i lud: niech radzą o moim powrocie”.
Na to Euryjal tak mu z przekąsem odrzecze:
„Zaprawdę, tobie z oczu nie patrzy, człowiecze.
Byś się znał na szermierskich, szlachetnych zabawach.
165Z tych-eś raczej, co żywot swój trawią na nawach
[466]:
Możeś patron okrętu, włóczęga kupczący,
Stróż ładugi
[467], towary sam dozorujący
Łapigrosz! Wcale miny nie masz na szermierza”.
Odysej na to wzrokiem ukośnie go zmierza:
170„Nie znam cię, lecz źle mówisz, jak młokos zuchwały!
Wiedz, że bogi nie wszystko na raz wszystkim dały.
Tak urodę, jak rozum, jak wymowę świetną,
Toż niejeden, co postać wziął lichą i szpetną,
Otrzymał z łaski bogów taki dar mówienia,
175Że gmin się nim zachwyca, gdy bez zająknienia
Tnie wdzięcznie i po prostu — podziwia go mnóstwo,
Idącego przez miasto tłum wita jak bóstwo!
Inny znów, chociaż kształtem niebianom podobny,
Nie potrafi się w sposób wysłowić nadobny.
180Toż i ty, taki śliczny, że nawet bogowie
Piękniejszego nie stworzą, a pustki masz w głowie:
Głupim słowem aż do dna rozdarłeś mi serce,
Choć mogę ci zaręczyć, żem nie fryc
[468] w szermierce,
Jakeś twierdził. Jam niegdyś z pierwszymi się mierzył,
185Pókim młodości mojej i ramionom wierzył.
Dzisiaj troski przysiadły; cierpiałem zbyt wiele
W bitwach z ludźmi, toż morskie zjadły mnie topiele.
Lecz i dziś niezłomnego znajdziesz zapaśnika
We mnie: tak mnie twa mowa boli i dotyka”.
190
Krąg ciężki i nabity, i nie tak maleńki
Jak te, które Feakom służą do zabawy.
Zamłyńcował nim, cisnął szparko z ręki prawej,
Aż warknął — i aż głowy pochylą Feaki
195Do ziem, te zawołane na morzach flisaki —
Tak głaz huczał, i dalej poza metę padnie,
Puszczon z ręki. Atene, gdzie upadł, znak kładnie
I — przemieniona w człeka ku niemu się zwraca:
„Cudzoziemcze! I ślepy, co rękami maca,
200Znalazłby głaz twój: z wszystkich najdalej on leży,
Nie zmieszany z innymi. O, niech się nie mierzy
Nikt tu z tobą! Zwycięstwo zawsze jest przy tobie!”
Tak rzekła, a Odysej cieszył się sam w sobie,
Że tu, wśród obcych, znalazł kogoś tak chętnego;
205Weselszy też do tłumu rzekł zgromadzonego:
„Dalejże! Kto dorzuci, gdzie ja? Wnet krąg drugi
Puszczę, może przeleci przestwór równie długi.
Do każdej walki, kto ma serce i ochotę,
210Czy na pięści, na siłę, wyścigi — przyjmuję.
Krom
[470] Laodama, z każdym sił mych popróbuję;
On mój opiekun, z takim nikt się nie boryka.
Zaiste, ja takiego miałbym za nędznika,
Który by dobrodzieja, co go przyhołubił
215Na czużynie
[471], w bój wyzwał — sam on by się zgubił.
Zresztą każdemu stanę, nie pogardzę nikim
I na siłę się zmierzę z każdym przeciwnikiem.
Nie myślcie, że szermierka obca dla mnie sztuka;
Umiem przecież cięciwę napinać u łuka.
220Już ja mojego człeka najpierwszy ustrzelę
W kupie wrogów, chociażby towarzyszów wiele
Stało przy mnie i groty na wroga miotało.
Li Filoktet
[472] nade mną miał wyższość niemałą,
Gdy pod Troją w rzucaniu strzał my się ćwiczyli,
225Lecz kto inny mnie sprostać niech się i nie sili.
Słowem — każdy, kto żyje i chleb je na świecie.
Z herojami przeszłości nie równam się przecie
— Jam nie Herakles ani Eurytos
[473] z Ojchali —
Bo ci łucznicy niemal bogom wyrównali.
230Toteż Eurytos nagle zmarł, nim w jego progi
Starość weszła — Apollon zastrzelił go srogi
Za wyzwanie, by z sobą o lepsze strzelali.
Niż inny strzały, oszczep umiem posłać dalej;
Tylko w pieszych gonitwach może Feakowie
235Pobiliby mnie wreszcie, bom ja sterał zdrowie
W burzach morskich, łódź moja zbyt skąpo żywności
Miała z sobą; dlatego zwątlały mi kości”.
Rzekł — oniemieli wszyscy i nastała głusza,
Gdy Alkinoj tak mówił do Odyseusza:
240„Mile nam jest, mój gościu, słuchać twej spowiedzi.
Znać to, że dzielność męska w piersi twojej siedzi,
Boś się wzburzył, gdy mąż ten ubódł cię w tym kole.
Nikt już twojej szermierskiej sławy nie ukole,
Kto ma trochę oleju i gada też k'rzeczy.
245Zatem słuchaj, co-ć powiem, i miej to na pieczy,
Byś powtórzył przed mężmi, gdy zasiędziesz kiedy
W zamku swym pośród żony, dzieci, sług czeredy.
A wspomnisz nasze cnoty, wiekopomne dzieła,
Które nam łaska bogów z naddziadów natchnęła:
250Że w zapasach na pięście nie szukamy sławy,
Li w gonitwach, w żegludze słyniem z wielkiej wprawy;
Kochamy się w biesiadach, pląsach, gęśli graniu,
W zmianie stroju, toż w łaźniach i odpoczywaniu.
Dalejże! Popiszcie się, feaccy skoczkowie!
255Gość nasz swojej drużynie kiedyś to opowie
Za powrotem do domu, jacy to my, jacy
Żeglarze, skorochody
[474], skoczki i śpiewacy!
Niech poskoczy tam który, formingę przyniesie
Dla Demodoka; u mnie gdzieś tam znajduje się”.
260Tak mówił Alkinoos; keryks pobiegł śpieszno
Do zamku po formingę dźwięczną a ucieszną.
Teraz dziewięciu stróżów
[475] powstało z swej ławy:
Lud ich wybrał, im oddał porządek zabawy;
Ci do pląsów szeroki plac przysposobili.
265Keryks z dźwięczną formingą wrócił się po chwili;
Demodok wszedł do środka, a tam stały grona
Dziarskiej młodzi, co w pląsach ślicznie wyćwiczona
Puszczała się w tan boski. Odys patrzał z boku,
Dziwiąc się nóg miganiu w leciuchnym poskoku.
270
— Jak się raz z sobą zeszli w Hefajsta komorze;
Co Ares jej nadawał, nim mu splamił łoże.
Jak do Hefajsta Helios
[478] przybiegł i obwieścił,
275Że widział, jak małżonkę jego Ares pieścił.
PodstępHefajstos, gdy wieść przykra doszła jego ucha,
Wszedł do kuźni, a ziejąc zemstą z głębi ducha
Na pień wstawił kowadło, jął
[479] kuć takie pęto,
Co by go nie zerwano i nigdy nie zdjęto.
280A skuwszy na Aresa te zgubne okowy,
Wszedł do sypialni swojej i swej białogłowy
I łowczą sieć rozwiesił wkoło popod ścianę.
Inne znowu z pułapu szły ponapinane,
Cieniutkie, jak pajęcze, nikt ich nie dostrzeże,
285Nawet bóg sam, tak sztuczne były te więcierze
[480].
W taką więc samołówkę osnuwszy łożnicę
Udał, że idzie Lemnu
[481] nawiedzić stolicę,
Którą z wszystkich swych grodów najwięcej miłował.
Niepróżno złotolejcy
[482] Ares nań czatował,
290Bo gdy spostrzegł, że Hefajst oddalił się z domu,
On do mieszkania mistrza wpełznął po kryjomu
Palon żądzą ku pięknej Kyterze
[483]. Zaś ona
Tylko co powróciwszy od ojca Kroniona
Siedziała w swej sypialni. Ares wpadł tam do niej
295I rzekł, rękę bogini ściskając w swej dłoni:
Podstęp„Pójdź, o luba, do łoża w uściski rozkoszy!
Hefajsta nie ma, on nas pewnie tu nie spłoszy,
Bo u dzikich Sintijów bawi się na Lemnie”.
Tak mówił — a ją łoże ciągnęło przyjemnie.
300Więc poszli i zasnęli. Aż wtem na nich zleci
Cała matnia misternych Hefajstowych sieci,
Że się ruszyć ni dźwignąć nie mogło z nich żadne.
Więc poniewczasie pęta zobaczyli zdradne.
Wkrótce przybył i bożyc ów chromy na nogi,
305Co nie doszedłszy Lemnu zawrócił się z drogi.
Helios
[484] ich wyszpiegował i pobiegł doń z wieścią.
On też wrócił, a serca targany boleścią
I gniewem rozjuszony, stanąwszy u progów
Krzyczał wzywając w pomoc wszystkich z nieba bogów:
310„Ojcze Zeusie, bogowie szczęśliwi i wieczni!
Pójdźcie tu się przypatrzyć, co płodzą wszeteczni,
Jak mnie, chromego człeka, Zeusowa Kipryda
[485]
Oszukuje, z tym łotrem pieści się… ohyda!
Czemu? Bo prostonogi i przystojnych liców,
315A ja krzywy
[486]. Nie moja wina, lecz rodziców…
O bodajby mnie nigdy byli nie spłodzili!
Patrzcie-no, jak się w moim łożu rozgościli
I rozkoszują. Serce aż pęka mi z żalu!
Ostatni to raz ona przy swoim chabalu
[487].
320A choć się tak związali, chętka ich porzuci
Do schadzek, niechże leżą we dwójkę okuci,
Aż jej ojciec mi odda, com zapłacił za nią,
Gdym narzeczony słębił
[488] tę bezwstydną panią.
Ślicznać ona, ni słowa, lecz gamratka
[489] szczera!”
325
ŚmiechTak rzekł — a bogów orszak w dom jego się zbiera:
Wszedł Posejdon lądotrzęs, Hermes wieści zwiastun,
Toż Apollon, dalekonośnej kuszy
[490] piastun.
Z bogiń żadna nie przyszła — wstyd im tej swawoli…
A więc stanęli we drzwiach bogi, dawce doli —
330I śmiech ogromny napadł niebian tam zebranych,
Gdy ich sztuką Hefajsta widzą powiązanych.
I gwarzył jeden z drugim — tak gwarzyli oni:
„Złe nie płuży
[491], powolny rączego dogoni,
Kiedy Hefajst Aresa, co jest znany przecie
335Za najchyższego z bogów tam, w olimpskim świecie,
Złapał sztuką, choć chromy. Masz, cudzołożniku!”
Takie były rozmowy na bogów sejmiku.
PożądanieWtem Apollon pytanie do Hermesa wniesie:
„A tyż, gończe i synu Diosa, Hermesie!
340Chciałżebyś w takie twarde dostać się powicie,
By pieszczotek przy złotej zażyć Afrodycie?”
Na to Hermes odpowiedź już miał na języku:
„Bodajby tak się stało, mój celny łuczniku!
Niechby trzykroć mnie gęstsze pęta omotały,
345Niechby bogów i bogiń zbiegł się Olimp cały
Na ten widok, to jeszcze spałbym przy tej złotej!”
To rzekł, a w gronie bogów wszczęły się chychoty.
Li
[492] Posejdon się nie śmiał, on prośbą szturmował
Hefajsta, by z tych więzów Aresa rozkował,
350Mówiąc do niego, słowa posyłał skrzydlate:
Przysięga„Uwolń go, ręczę za nim. Na bogi się, na te
Powołuję. On da ci, jaką chcesz zapłatę”.
Na to mu bożek ognia na dwie nóg kulawy:
„Daj pokój, Posejdonie, nie właź do tej sprawy!
355Nędzna poręka, która ręczy za nędznikiem.
Cóż bym robił z olimpskim, jak ty, poręcznikiem
[493],
Jeśli Ares od długu i oków ucieknie?”
Ziemiowstrzęsca Posejdon na to mu odrzeknie:
„ — Hefajście! Gdyby Ares raz zwolnion z okowy
360Uciekł ci, dług za niego jam spłacić gotowy”.
Na to znów chromy bożek: „A, to inna sprawa.
Nie ufać słowu nie mam ni czoła, ni prawa”.
Rzekłszy to Hefajst pęta zdjął z nich rąk swych siłą.
A oni zmiarkowawszy
[494], że pęto zwolniło,
365Wyskoczyli wraz z łoża. Ares w trackie kraje
[495]
Pognał, ona do Cypru, tam, w pafijskie gaje,
Gdzie ma wonny żertwiennik
[496], leci uśmiechnięta.
Tam ją kąpią Charyty
[497], tam ją maści święta
Oliwa, jaką bogi maszczą się wieczyste.
370I w szatki ją obloką cudowne i czyste. —
Tak śpiewał boski piewca. Odys duszą całą
Radował się tej pieśni, z nim się radowało
Serce feackie, dzielni cieszą się żeglarze.
375Kazał pląsać: nikt w tańcu im by dwom nie sprostał.
Owoż jeden i drugi piłkę w ręce dostał
Ukraszoną, misternej Polyba roboty.
Pierwszy, wznak się wygiąwszy, popod chmur namioty
Cisł ją w górę; zaś drugi w poskoku się rzucił,
380W lot ją schwytał wprzód jeszcze, nim na ziemię wrócił.
Pokazawszy na piłce te sztuki tak wielkie,
Zaczęli pląsem deptać ziemię karmicielkę
I przeginać się różnie. Młódź sypła oklaski
W krąg stojąca, i pochwał podniosły się wrzaski.
385Więc do Alkina boski Odysej tak powie:
„Sława ci, Alkinoju! Cześć tobie, królowi!
Mówiłeś, że świat nie ma równych twym tancerzy.
Zdumion przyznaję: sława tobie się należy”.
Świętą moc Alkinoja gładka mowa cieszy,
390Toż zwrócił się tym słowem do feackiej rzeszy:
Dar„Słuchajcie mnie, feackie władyki, kniaziowie!
Jak widzę, gość ten siła rozumu ma w głowie.
Piękny mu upominek jakiś dać wypada.
Gdy więc dwunastu kniaziów co przedniejszych włada
395W państwie mym, ja trzynasty jeszcze się przyłożę;
Niech każdy z nas na suknię i chiton
[498] się zmoże
I na złota talencik dla gościa w ofierze.
Znieścieże to na kupę — on z sobą zabierze
I z sercem ucieszonym pójdzie na biesiadę.
400Euryjal też od siebie mógłby go za zwadę
Nieprzystojną tak słowem, jak datkiem przeprosić”.
Rzekł i wszystkim ten pomysł podobał się dosyć,
Bo wnet każdy keryksa
[499] po dary wyprawił,
A Euryjal królowi tak swą rzecz przedstawił:
405„Szerokowładny królu, mocarzu Alkinie!
Chętnie ja się dla gościa, jak każesz, przyczynię.
Miecz mu dam w upominku: srebrne on ma jelce
[500],
A pochw z kości słoniowej, błyszczącą się wielce
Świeżą rzeźbą, a sądzę, że dar znamienity”.
410I miecz srebrnymi gwoźdźmi dokoła nabity
Dał Odysowi, mówiąc te słowa skrzydlate:
„
SłowoCześć ci, ojcze wędrowny! Jeśli mi rogate
Słówko się wymkło, niechże na wiatry poleci,
A tobie bóg pozwoli dom, żonę i dzieci
415Ujrzeć znowu, po biedzie w tułaczce przebytej!”
Więc Odysej mu na to: „Szczęśliwym bądź i ty,
Druhu mój! Błogosławieństw spodziewaj się z nieba,
I oby za tym mieczem tęsknić ci nie trzeba
[501],
Któryś mi w upominku z dobrym słowem wmiesił
[502]”.
420I miecz srebrnogwoździsty przez ramię przewiesił.
Słońce zaszło, przybywa darów coraz więcej;
Keryksi je na zamek odnoszą książęcy,
Gdzie syny
[503] Alkinoja, przyjmujący datki
W ręce swe, składali je u stóp zacnej matki.
425Zaś Alkinoj wiódł z sobą resztę zgromadzenia
Na dwór swój, gdzie zasiadło wspaniałe siedzenia.
I świętej mocy Alkin tak rzekł do Arety:
„Kochanko! Najśliczniejsze znieś mi tu sepety
[504]
I włóż w nie płaszcz i chiton czyściutko uprany;
430Postaw na ogniu z wodą kociołek miedziany,
Aby gość, się skąpawszy, obejrzeć mógł one
Upominki, przez zacne Feaki zniesione,
I weselszy wieczerzał przy formingi dźwięku.
Jeszcze mu ten pucharek złoty, co ma w ręku,
435Daruję; każdym razem o mnie niech wspomina,
Ilekroć na cześć bogów strząśnie cząstkę wina”.
Król to rzekł — zaś Arete służebnicom każe
Prędko trójnożny kocieł postawić na żarze.
I one wraz kąpielne wstawiły naczynie,
440Wlały wodę, podłożą drewek — i obwinie
Płomień boki; wnet syczy kociołek rozgrzany.
Już królowa gościowi sepet darowany
Wyniosła z swej komory i kładła do skrzynki
Złota, szaty feackie, piękne upominki;
445Zaś od siebie płaszcz z pysznym włożyła chitonem,
I mówiła do niego słowem uskrzydlonem:
„Obejrzyj dobrze wieko; węzeł zawiąż mocny,
By kto w drodze nie ukradł, gdy zaśniesz w czas nocny
Słodkim snem, na twym ciemnym okręcie płynący”.
450Gdy to usłyszał Odys, tułacz biedujący,
Wraz wieko przywarł, węzeł zadzierzgnął misterny;
Od Kirki mial ten węzeł sztuczny
[505], nieotwierny.
Weszła klucznica, sprasza gościa do kąpieli
Ciepłej w wannie. Ten widok serce mu weseli;
455Dawno on już kąpieli nie miał tak wybornej,
odkąd rzucił pieczarę Kalypsy kędziornej,
Bo tam nań jak na bożka chuchano ustawnie
[506].
Więc go dziewki wymyły, namaściły sprawnie,
W piękne szatki oblokły, dały płaszcz z chitonem.
460Wyszedł z łaźni z pijących połączyć się gronem.
Nausykaa w sklepionej izbie u podwoi
Stała tam, siejąc boski blask piękności swojej,
I w Odysową postać wpatrując się z dziwem,
Zaczepiła go, słowem przemówiła żywem:
465„Bywaj zdrów, cudzoziemcze! Do dom gdy wrócicie,
Wspomnijcie czasem o mnie: winniście mi życie”.
Na to mądry Odysej do niej się odzywa:
„O Nausiko! Królewska córo urodziwa!
Niech mi Zeus, gromowładny mąż Hery
[507], dozwoli
470Do dom wrócić, raz skończyć pasmo mych niedoli,
A będę cię tam wielbił modłą nieustanną
Jak bóstwo: tyś mi życie ocaliła, panno!”
To rzekł — i obok króla usiadł on Alkina.
Właśnie mięso krajano i mieszano wina,
475Gdy wszedł keryks, prowadząc przy sobie pieśniarza
Demodoka, którego lud wielce poważa,
I posadził go w środku o filar wspartego.
PoetaOdys rzekł do keryksa — gdy sztuk wieprzowego
Tylko co urżnął grzbietu, sobie wziął niemało,
480A kawałek, słoninką co obrosły białą,
Podał: „Ten kąsek zanieś tam Demodokowi;
Powiedz mu, że gość smutny sam go wnet pozdrowi.
Wszak, gdzie tylko na ziemi ludzie zamieszkują,
Pieśniarzy cześć otacza, wszyscy ich miłują;
485Bo to Muzy uczniowie i jej ulubieńce”.
To rzekł, i keryks mięso w Demodoka ręce
Włożył, a ten przysmakiem tym się uradował.
Tymczasem tłum biesiadny hucznie biesiadował;
A gdy się najedzono, napito do syta,
490Zaraz do Demodoka Odys się przypyta:
„Demodoku! Ja-ć
[508] wyżej nad śmiertelnych cenię;
Czy Muza, czy Apollon
[509] dał ci to natchnienie,
Żeś tak dokładnie nasze Achiwy wyliczył,
Gdzie byli, co robili, i jak los ich ćwiczył.
495Nuże dalej, zaśpiewaj o koniu drewnianym,
Przez Epeja z Ateną wspólnie zbudowanym,
Jak do Troi wprowadził Odys zdradnie dzieło
Pełne zbrojnych, od których to miasto runęło.
Jeśli i to porządkiem opowiesz mi jeszcze,
500Tedy wszystkim ja ludziom, jacy są, obwieszczę,
Że to bóg, bóg cię natchnął nieśmiertelnym pieniem!”
To rzekł; a gęślarz boskim nuż śpiewać natchnieniem:
Jak jedni, na burtowne wsiadłszy już okręty
Odbijali, gdy obóz trawił pożar wszczęty;
505Jak inni razem z sławnym Odysem Achaje
W koniu siedzą, przez Trojan oblężeni zgraje,
Bo wróg sam tego konia wciągnął był do grodu:
Nad tym koniem, trojakie dając o nim zdanie:
510Raz, aby gmach wydrążny dać na porąbanie;
Znów, by z murów zamkowych strącić go na skały
Lub dla bogów zachować pomnik okazały —
Co się też wkrótce spełnić miało w rzeczy samej,
Bo Troi przeznaczeniem runąć, jeśli w bramy
515Swe puści konia, w którym tylu tam heroi
Greckich siedziało, skrytych na zagładę Troi.
Dalej śpiewał, jak Grecy po mieście hulali,
Gdy się z brzucha zdradnego konia wysypali,
Jak na mury zamkowe leźli ci i owi,
520Jak Odys w Deifoba dworzec, Aresowi
Podobien, wpadł z Atrydą Menelem we dwójkę,
Jak twardą mu tam przyszło z wrogiem stoczyć bójkę,
Jak go zmógł, bo Atene wsparła go ramieniem.
ŁzyTak śpiewał boski piewca. Odys z rozrzewnieniem
525Słuchał go; łzy mu z powiek lunęły nawałem.
Jak zawodzi niewiasta nad mężowskim ciałem,
Zabitym pod murami, co je piersią bronił,
By dzień hańby od dzieci i miasta odgonił;
Ona widząc, jak z śmiercią męczy się, jak kona,
530Obejmuje go, wyje — a tu rozjuszona
Kupa wrogów włóczniami plecy jej okłada
I wlecze w jasyr
[510], gdzie ją trud czeka i biada,
Gdzie ból rozpaczy krasę z lic kwitnących wyssie:
Taki ból łzy wyciskał i tobie, Odysie!
535Aleś się przed drugimi z tymi łzami chował,
I tylko Alkinoos jeden coś miarkował
Obok siedząc, gdy łkanie doszło uszu jego;
Zatem tak się do grona ozwał biesiadnego:
„Posłuchajcie, co powiem, władycy i kniazie!
540Demodokos niech śpiewać przestanie na razie;
Jego pieśni nie wszystkim przypadły do smaku,
Bo odkąd wieczerzamy przy boskim śpiewaku,
Odtąd nasz gość ustawnie i wzdycha, i jęczy;
Domyślam się, że w duszy jakiś go ból dręczy.
545Więc nie śpiewaj! Tu wszyscy, gość i gospodarze,
Wesołymi być winni, tak obyczaj każe.
Wszak dla zacnego gościa jest i ta biesiada,
Te dary, okręt — zgoła, co dusza dać rada.
Bo każdy brata widzi w tułaczu znękanym,
550Kto nie jest całkiem z uczuć litości obranym.
ImięWięc też wykrętnym słowem nie wywodź mnie w pole
I mów mi czystą prawdę, tę najlepiej wolę.
Mów, jakim cię nazwiskiem zwie ojciec i matka,
Mieszkaniec okoliczny i twoja czeladka?
555Przecież nikt bez nazwiska po świecie nie chodzi:
Czy to pan, czy chudzina, ma je, gdy się rodzi.
Każdy, co go powiła macierz, ma nazwisko.
Jakże zwiesz naród, jak kraj, jak własne siedlisko,
Jeśli chcesz w zgadującej myśl odpłynąć nawie?
560Feakom bo sterników nie potrzeba prawie
Ni steru, co gdzie indziej jest w każdym okręcie:
Nasze same zgadują myśl pana i chęcie,
Trafią w najdalsze kraje, znajdą wszystkie grody
Wśród mgieł i nocy czarnych, a lecą przez wody
565Morskie najchyżej. Również nie mamy obawy,
By burza potopiła i potłukła nawy.
Mam to jeszcze od ojca mego nieboszczyka,
Nauzyta, że Posejdon wciąż na nas się wścieka
O tę śmiałą odwózkę gości w ich tam strony,
570Za co kiedyś nasz okręt dobrze opatrzony,
A do dom wracający, strzaska na roztoczy
Morskiej, a gród nasz górą ogromną zamroczy.
Tak wróżył starzec — czy zaś Posejdon to zrobi,
Lub nie? zależy, jak go serce usposobi —
575A więc proszę, mów prawdę gołą jak należy:
Gdzieś bywał i do jakich dotarłeś rubieży?
Nazwij ludy i miasta, które zwędrowałeś,
Gdzie łotrów, a gdzie gburów, a gdzie dzicz spotkałeś?
Gdzie znowu lud gościnny, bogów miłujący?
580
Gdy usłyszysz o Grekach lub Ilionu losach?
Nie poradzisz — zginęli! Wyrok ten w niebiosach
Padł na nich, aby w pieśniach pokoleń ożyli.
Czy i tobie tam kogo z twych bliższych zabili
585Pod Troją? Teść twój może lub zięć dali głowy,
Ludzie zacni, a z takich, co po krwi rodowej
Najdrożsi nam bywają? A możeś też stracił
Przyjaciela, co-ć szczerą wzajemnością płacił?
O! taki druh szlachetny, z dawna doświadczony,
590Nie mniejszej bywa ceny, co i brat rodzony”.
Pieśń dziewiąta
Opowiadania u Alkinoosa. Przygoda z Kyklopem
1Na to przemądry Odys rzekł mu: „O Alkinie!
Potężny, najsławniejszy królu w tej krainie!
ImięZaprawdę pieśń ta serce do głębi przeszywa,
I ten pieśniarz cudownie, ni bóg jaki, śpiewa.
5Do wielkich też rozkoszy życia ja to liczę,
Gdy u ludu tchnie szczęściem wesołe oblicze,
Gdy w zamku godowników
[511] zasiada rząd długi
I słucha dźwięku gęśli, a kręcą się sługi
Z mięsiwami i chlebem, a leją cześniki
[512]
10Z krużów wino, roznosząc między biesiadniki.
Ma to dla mnie, jak rzekłem, powab niezrównany.
Ależ ty chciałeś poznać los mój opłakany.
Czy na to, bym znów płakał nad sobą, tułaczem?
Od czegóż by tu zacząć, a skończyć ci na czem,
15Kiedy tyle bied spadło na mnie w tym ucisku?
Więc ci powiem, boś pytał, o moim nazwisku,
By kiedyś, jeśli ujdę dnia zguby ostatniej,
Łączył nas w oddaleniu nawet węzeł bratni:
Jam jest Odys Laertyd
[513], z fortelów mych znany,
20U ludzi pod niebiosa prawie wysławiany.
Mieszkam zaś na Itace jasnej — nad nią czołem
Sterczy leśny Neriton
[514]; liczne wyspy kołem
Obsiadły ją i leżą jedna blisko drugiej,
Jak: Same, leśny Zakynt, Dulichionu smugi
[515].
25Itaka ku północy czub swój stromo jeży,
Inne k’jutrzni i słońcu w morzu legły wyżej.
Skała to, lecz młodzieży dostarcza ognistej
Nie znam też nic milszego nad ten kąt ojczysty…
RodzinaMogła długo mnie trzymać Kalypso, bogini,
30W grocie swej, chcąc, bym brał ją, mężem został przy niej.
Mogła ajajska
[516] Kirka przez chytrość i czary
Pod małżeńskie w swym zamku ciągnąć mnie kotary,
Lecz gra się nie udała, byłem nieugięty…
Ojczyzna, ojciec, matka — skarb wielki i święty
35Takim nawet, co mają włości i dostatki
W obcej ziemi, daleko od ojca i matki.
A więc słuchaj: opowiem powrót nieszczęśliwy
Spod Troi, jak mnie trapił Zeus swoimi gniewy.
Z Ilionu ku Kikonom zagnan wieją wściekłą,
40Zburzyłem Ismar, gród ich; mężów się wysiekło,
A łup wzięty w dobytku i brankach kazałem
Między nas wszystkich równym rozrzucić podziałem,
Po czym mówię do naszych: — Umykać co duchu! —
Lecz głupcy radom moim nie dali posłuchu,
45I nuż wino lać w siebie i rznąć u wybrzeży
Kozy, owce i woły zajęte w grabieży.
Tymczasem niedobitki pomoc u sąsiednich
Wziąwszy sobie Kikonów, chłopów na schwał przednich
I bitnych a ćwiczonych w rzemiośle dwojakiem,
50Bo każdy bić się umiał konno i pieszakiem
[517],
Ci zatem, w takiej liczbie jak na wiosnę liście,
Wpadli na nas o brzasku. Tu już oczywiście
Ociężała nad nami gniewem ręka boża.
Bój się wszczął przy okrętach, tuż u brzegu morza,
55I miednymi
[518] oszczepy kłuto się nawzajem.
Póki słońce na niebie, póty się nie dajem,
Bo choć oni liczniejsi, siły równe obie;
Lecz gdy słońce zniżone stanęło na dobie
Wyprzęży wołów
[519], wtenczas wróg nas parł nawałą.
60Achiwi się cofnęli, naszych napadało
Dość. Z każdej nawy sześciu zabito pancernych —
My reszta uszli cało tych rąk ludożernych.
ŻałobaZ ciężkim na duszy smutkiem płynęliśmy dalej:
Bo choć trwoga minęła, żal tych, co zostali.
65Odbijając od lądu o tym pamiętano,
By każdego imiennie trzykroć wywołano,
Który, zabit od wroga, na polu się wala;
BurzaGdy wtem na nasze nawy przyszła sroga fala:
Pędził ją Borej
[520], wolą wzburzon chmurowładną.
70I mgły gęste wraz
[521] na ląd i na morze padną,
Z nieba noc się stoczyła, a nasze okręty,
Aż maszty się pokładły, tak mkną przez odmęty.
Wichr w żagle wpadłszy rwał je na troje, na czworo;
Lecz z obawy wywrotu zwijamy je skoro
75I wiosłując z mozołem, dopychamy łodzie
Do brzegu, gdzie dwie doby na tej niepogodzie
Staliśmy, ciągłą pracą i smutkiem już zbici.
W dniu trzecim, gdy rumiana Eos nam zaświeci,
Dźwignąwszy maszty, żagiel zawiesiwszy biały,
80Siedzimy w nawach, które wiatr i sternik gnały,
A jam w powrót szczęśliwy nie tracił nadziei.
Lecz prąd morski płynących około Malei,
Toż Borej
[522] — jak nas schwycą, tak w przeciwną stronę
Od Kyterów odrzucą. Więc przez wody słone
85Dni dziewięć wciąż pędzony wichry zajadłemi,
Aż w dziesiątym nareszcie dobiłem do ziemi
Lotofagów, co lotos
[523] jedzą. Na wybrzeże
Wysiadłszy, zapas wody każdy z nas nabierze,
Po czym-eśmy przy statkach do obiadu siedli;
90A gdy się towarzysze napili, najedli,
Wyprawiłem ich na ląd, by dokładnie wiedzieć,
Jaki lud chlebojedny mógł w tej ziemi siedzieć.
NarkotykiDwóch ludzi, keryks trzeci, razem trzech wysłańców
Poszło i wnet spotkało gromadę mieszkańców.
95One zaś Lotofagi jakby z przyjaciółmi
Obeszli się z naszymi — częstują ich ziółmi
Lotosu, tak iż który skosztował tej strawy,
Wracać nie chciał, o celu zapomniał wyprawy,
Tylko by w Lotofagów rad zostać ziemicy,
100Jeść lotos i rodzinnej wyzbyć się tęsknicy.
Kazałem więc przemocą zbiegów ująć w pęta;
I choć rzewnie płakali, przywlec na okręta,
Gdzie do ław ich przykuto. Innych zaś z drużyny
Zapędziłem na pokład, dla prostej przyczyny,
105By który się lotosu nie dorwał i potem
Wyrzekał się powrotu. Jakoż wszyscy lotem
Do wioseł się rzucili i zająwszy ławy,
Toń rybną bili wiosłem — i pomknęły nawy.
Stamtąd-eśmy płynęli, płynęli wciąż smutni,
110Aż do ziemi Kyklopów. Łotrzy to okrutni,
Gdyż całkiem się spuściwszy na opatrzność bożą,
Nie pracują nic w roli, ni sieją, ni orzą.
Nie orany, nie siany grunt tam nader płodny,
Daje jęczmień, pszenicę, winograd dorodny,
115Gdyż deszczyk Diosowy często tam przepada.
Zresztą wieców nie znają, prawo tam nie włada.
Kyklop zwykle w jaskiniach, na gór samym szczycie
Mieszka, i rozkazuje jak pan swej kobiecie
I dzieciom, zaś o drugich nie ma troski żadnej.
120Wprost przystani ostrówek ciągnie się tam ładny.
Od gniazd kyklopskich ani blisko, ni daleko,
Zarosły, a pod chaszczów buja tam opieką
Mnóstwo kóz dzikich, stopą ludzką nie płoszonych;
Bo łowiec
[524], co zwykł w kniejach brodzić niezmierzonych
125Lub drapać się po skałach, omija ostrówek,
Toż i rolnik, a pasterz nie wpędza swych krówek.
Nikt też pustką stojącej wyspy nie posiada:
Ludzi nie ma, kóz tylko chodzą po niej stada.
Łodzi czerwonodzióbych Kyklopy nie znają
130Ani też zręcznych cieślów u siebie chowają
Do budowania statków żeglownych, któremi
Jeździliby przez morze do różnych miast ziemi,
Jak bywa między ludźmi, że jedni po drugich
Jeżdżą, ważąc się morskich podróży, tak długich:
135Tacy by tę wysepkę, gdzie rodzi się wszystko,
Przemienili cudownie w wygodne siedlisko.
Wszak tam łąk wzdłuż wybrzeży ciągnie się niemało
Miękuchnych, tam by wino jak raz się udało;
Orka łatwa, i pewno nie jednym zachodem
140Żniwa by się odbyły, bo grunt tłusty spodem.
Przystań dobra, bez liny żeglarz się obchodzi,
Kotwicy nie zarzuca, nie cumuje łodzi,
Bo ta stoi bezpiecznie, aż póki żeglarzy
Potrzeba nie przynagli lub wiatr, co się darzy.
145Wyż przystani jest źródło bijące z kamienia;
Przejrzyste jego wody gaj topól ocienia.
Tam lądujem. Bóg któryś powiódł nas tą drogą
W ćmę nocną, gdy najlepsze oczy nic nie mogą,
Bowiem mgła na okręty spadła — nawet z góry
150Księżyc nam nie przyświecał, schowany za chmury.
Nikt więc tego ostrowu nie widział na oczy,
Jak nie widzi tej wełny
[525], co k'lądu się toczy,
Dopiero kiedy o brzeg wytnie nawy bokiem.
Przybiwszy, zwiniem żagle, potem jednym skokiem
155Jesteśmy już na ziemi, gdzie przy huku fali
Snem-eśmy aż do boskiej Jutrzenki przespali.
Nazajutrz, gdy świt zrodził Jutrzenkę różaną,
Przebiegamy wzdłuż, w poprzek, wyspę nam nie znaną.
I wnet nimfy, Zeusowe córy, kozie stada
160Nagnały nam: dla głodnych posiłek nie lada.
Więc skoczym na okręty po łuki, po strzały,
Toż oszczepy, i na trzy dzielim się oddziały.
Strzelamy. — Bóg szczęśliwe zdarzył polowanie:
Jak dwanaście naw miałem, tak się im dostanie
165Po sztuk dziewięć na każdą; dla mnie zaś samego
Wybrano sztuk dziesiątek. Więc nic już dnia tego
Nie robim, tylko głód nasz sycim tą zwierzyną;
Od rana do wieczora w czaszach krąży wino.
A mieliśmy na statkach przechowane duże
170Zapasy czerwonego napoju, bo w kruże
Każdy go nabrał sobie, gdyśmy rabowali
Gród Kikonów. Tak pijąc, w niewielkiej oddali
Widzim skały kyklopskie: wychodzą z nich dymy,
Głosy ludzkie i owiec beczenie słyszymy.
175A gdy słońce zapadło i noc przyszła potem,
Na brzegu, falą bitym, legliśmy pokotem
Do snu, aż zaświtała Jutrzenka różowa.
Zbudziłem towarzyszy i rzekłem te słowa:
— Zostańcie, towarzysze wy drudzy, ja płynę
180Na mej łodzi i moją zabieram drużynę,
Aby dotrzeć do skał tych i zbadać, kto taki
Siedzi w nich: czy dzicz jaka, jakie hajdamaki
[526]
Drapieżne, z praw świętością w wiecznej nieprzyjaźni,
Czy lud gościnny, w bożej żyjący bojaźni —
185Tak rzekłem i na pokład wsiadam, zaś czeladzi
Każę linę odwiązać; statek się obsadzi;
A oni, posiadawszy na ławach rzędami,
Słoną toń morza biją raz po raz wiosłami.
Gdyśmy się już z kyklopskim zrównali wybrzeżem,
190Na samym końcu lądu pieczarę spostrzeżem,
Co obrosła chaszczami lauru, gdzie kóz trzoda
I owiec nocleg miewa; jest tam i zagroda,
Zrobiona z brył ogromnych, ze skał w ziemię wbitych,
Także i z gonnych
[527] sosen, z dębów niepożytych.
195Tam to mieszkał wielkolud, który swoje stada
Sam pasie, nie widuje żadnego sąsiada
I znać nie chce, więc żyje tylko sam ze sobą.
Karmiąc własne swe serce chytrością i złobą
[528].
Potwór to był szkaradny; równego pachołka
200Nie znaleźć między ludźmi: do góry wierzchołka,
Obrosłego borami, porównać go raczej,
Co nad garby wystrzelon, z dala już majaczy.
Dałem rozkaz czeladzi tej, co zostać miała
Na pokładzie, by statku czujnie pilnowała;
205A sam chwatów dwunastu dobrawszy wychodzę.
Wziąłem też z sobą bukłak z winem mocnym srodze,
Które Maron Ewantycz
[529] był mi podarował,
Kapłan Feba (Ismarem Feb się opiekował),
Bośmy mu w tym rabunku ni dziatek, ni żony
210Nie wycięli; chronił go bugaj
[530] poświęcony
Febowi, w którym mieszkał. Za to dał mi darem
Siedem talentów złota, obdarzył pucharem
Ze srebra najczystszego. Jakby nie dość na tych
Darach — dał wina krużów dwanaście uchatych:
215Boski kordiał, o którym nie wiedział nikt w domu
Z służebnych ludzi, tak go trzymał po kryjomu,
Li on wiedział i żona, i jedna z szafarek;
Toż gdy się nim chciał raczyć, napełniał pucharek
I takowy wlewając w stągiew wody czystej,
220Jeszcze miał napój myszką trącący, ognisty,
Co, byle cię zaleciał, łechtał podniebienie.
Tegom wina wziął w bukłak, przy tym pożywienie
W biesagi
[531], na przypadek, gdyż mi coś mówiło
W duchu, że przyjdzie spotkać człeka z straszną siłą
225I gbura, który żadnych praw nad sobą nie ma.
Weszliśmy więc w pieczarę, ale w niej olbrzyma
Już nie było: snadź trzody pognał na pastwisko.
My tymczasem w tym gnieździe przetrząśliśmy wszystko.
Jakie tam serów kosze! Co jagniąt, koźlątek
230Po chlewach! Każde miały osobny swój kątek:
Tu starki, tu jagnięta, a tam średniolatki,
Odgrodzone osobno; wszędzie gwałt serwatki
Po saganach i skopkach, w które podój zbierał.
Widząc to, każdy z druhów srodze się napierał,
235Bym dał im nabrać serów i drapnąć. Znów drudzy
Chcą na okręt gnać z obór ten dobytek cudzy,
Potem rozwinąć żagle i umykać cwałem.
Puszczam to mimo uszu — czemuż nie słuchałem!
Chciało mi się go poznać, być jak gość podjętym —
240Lepiej było się nigdy nie spotkać z przeklętym!
Rozpaliliśmy ogień, obiatę składamy.
Gomółek coś podjadłszy czekamy, czekamy —
Aż oto wrócił z trzodą, dźwigając straszliwą
Wiązań drzew wysuszonych, na kuchnię paliwo,
245I cisnął pod pieczarą z łoskotem. My w strachu
Pokryli się po kątach podziemnego gmachu.
On tymczasem w głąb jamy zapędzał maciory
Przeznaczone do doju, a zaś do obory,
Będącej tam w podwórku na zewnątrz pieczary,
250Zamknął kozły i tryki
[532]; potem, wziąwszy w bary
Głaz ogromny, zawalił nim do jamy wniście
[533].
I dwadzieścia dwa wozy, mocne oczywiście,
Czterokoleśne, tego nie dźwigłyby głazu,
Którym on otwór jamy zawalił od razu!
255Siadłszy potem, jął owce i kozy beczące
Doić lub pod nie sadzać jagnięta, ssać chcące.
Co gdy sprawił, połowę nabiału przeznacza
Na twaróg, który w gęstych koszach sam wytłacza;
Resztę trzyma w saganach, aby napój chłodny
260Mógł mieć na podoręczu, gdy spragnion lub głodny.
A gdy tak z swą robotą uporał się pięknie,
Rozniecił ogień, a nas spostrzegłszy, tak rzeknie:
— Co za jedni? I skąd tu morzem przybywacie?
Czy za kupią
[534]? Czy szczęścia na morzu szukacie
265Niby morskie łotrzyki, co to słoną wodę
Prują sobie na zgubę, a drugim na szkodę? —
Tak rzekł olbrzym, a serce tłukło się nam z trwogi
Na ryk mowy i widok postaci tej srogiej.
Przecieżem się na słowo zdobył: — My Achiwi
270Spod Troi wracający — rzekłem — nieszczęśliwi!
Siłaśmy burz na wodzie doznali w przeprawie,
Zbici z drogi, nie możem do dom trafić prawie.
Cóż robić? Z woli Zeusa ten los nam przypada!
My spod Agamemnona króla, on nam włada,
275Pan wielkiej sławy; równej nie ma nikt na świecie,
Gdyż zdobył gród potężny, wyciął na pomiecie
[535]
Ludów tyle. My wszakże do stóp ci się kłonim
Błagając, byś nas przyjął (bo kędyż się schronim?)
I opatrzył twych gości, jak obyczaj każe.
280Bój się bogów! Nie odmów, gdy proszą nędzarze!
Zeus mści się krzywdy gościa, skargę jego słyszy,
On podróżnemu w drodze zawsze towarzyszy! —
Tak rzekłem. Jędzon
[536] na to tę odpowiedź da mi:
— Głupiś, alboś z daleka przyszedł, że bogami
285Chcesz mnie straszyć i radzić, bym im cześć oddawał:
Kyklop nigdy na niebie pana nie uznawał,
Nigdy żadnych bóstw świętych. My lepsi niż oni.
Strach przed Zeusem twej głowy pewnie nie obroni
Ani twych towarzyszy; o gniew ten nie stoję;
290Jeśli mi chętka przyjdzie zjeść was, zrobię swoje.
A tymczasem mów, kędyś zostawił swą nawę?
Czy blisko, czy daleko? zdaj mi wierną sprawę! —
Chytrze mówił. Jam przecież zrozumiał podrywkę
[537]
I naprędce podobnąż ułożyłem śpiewkę:
295— Lądowstrząsacz Posejdon, on to mi na skały
Tych brzegów okręt rzucił i strzaskał w kawały,
Bo od morza wichr straszny ciągle na nas pędził.
Mnie tylko i mych druhów od śmierci oszczędził. —
Tom rzekł, a jędzon milcząc jął oczyma strzelać
300I ręce wyciągnąwszy tam, gdzie stała czeladź,
Dwóch pochwycił i o ziem cisnął jak szczenięty,
Aż z czaszek mózg na ziemię bryznął rozpryśnięty;
On zaś, w sztuki podarłszy ciała, na wieczerzę
Pożarł je jak lew górski, a nawet się bierze
305Do trzewiów, szpik wysysa i ogryza kości.
Na ten widok do Zeusa tam na wysokości
Wznosim ręce i stoim jak spiorunowani.
Lecz olbrzym, gdy w kałduna
[538] utopił otchłani
Ludzkie mięso i mleko, którym je zalewał,
310Jak długi między trzodą legł i odpoczywał.
Wtedy w sierdziste serce myśl wpada mi taka:
Nuż podejdę, a z pochew dobywszy tasaka
W pierś go pchnę, gdzie osierdzie leży przy wątrobie?
Lecz niechałem, o innym myśląc już sposobie,
315Gdyż wszyscy byśmy śmierci stali się ofiarą,
Niezdolni tego głazu ruszyć żadną miarą,
Którym on był zawalił otwór do swej jamy.
Więc wzdychając porannej Zorzy wyglądamy.
Kyklop, gdy zórz porannych zabłysła pochodnia,
320Rozniecił ogień, doił, jak zwyczaj miał co dnia,
Owce i kozy, matkom podsadzał jagnięta;
Zgoła gdy już robota była uprzątnięta,
Dwóch ludzi znów mi porwał, sprawił do śniadania,
A zżarłszy ich, swą trzodę z jaskini wygania.
325Jak nic głaz ów odsunął i znowu zastawił:
Rzekłbyś, że się z pokrywką u kołczana bawił.
I wielkolud gwizdając poszedł z trzodą swoją
W góry. A mnie tysiączne zamiary się roją
Do zemsty; byle pomoc dała mi Pallada!
330Z wszystkich jednak najlepszą ta zdała się rada:
Pod obórką znalazłem drzewo jakieś duże,
Z oliwnika ucięte; snadź, nim zeń wystruże
Maczugę, chciał wysuszyć i rzucił ten kawał,
Który nam się na oko tak spory wydawał,
335Jak na brzuchatej, gnanej dwudziestoma wiosły
Łodzi z ciężką ładugą bywa maszt wyniosły.
Drąg ten, długości masztu, grubości masztowej
Uciąłem był na sążeń — zachęcając słowy
Mych ludzi, aby kół ten do gładka siekierą
340Ociosali; do czego rączo się zabierą.
Jam zaś koniec zaciosał i w ognistym żarze,
Ażeby hartu nabrał, osmalić go każę.
Po czym ożóg ten w mierzwę
[539] przed wzrokiem Kyklopa
Skryłem, albowiem mierzwy pełna była szopa.
345Schowawszy, wzywam czeladź, by losem ciągnęła,
Którym z nich padnie ze mną zabrać się do dzieła
I ożóg wbić mu w ślepie, zawiercić co siły,
Gdy spać będzie. I losy na czterech trafiły,
Których sobie życzyłem — ja sam byłem piąty.
350O mroku wrócił Kyklop w domowe zakąty,
Kozy swoje i owce wygnał w głąb jaskini,
Matki razem z trykami, co zwykle nie czyni,
I w wewnętrznej zagrodzie nic nie pozostawił:
Coś wietrzył lub bóg który na to go naprawił.
355Głaz uchylon, gdy z paszy wracały bydlęta,
Teraz spuścił, i brama szczelnie już zamknięta.
Zasiadł więc i jął kozy i owce beczące
Doić lub pod nie sadzać jagnięta ssać chcące.
Z pracą gdy się uporał prędko, znowu bierze
360Dwu naszych i sporządza sobie z nich wieczerzę.
PodstępWidząc to, jam się zbliżył doń o kroków parę
I rzekłem, niosąc w ręku wina pełną czarę:
— Pij, Kyklopie! Po mięsie ludzkim wino służy!
Pij duszkiem! — Tego wina miałem zapas duży
365Na statku, lecz w rozbiciu dla ciebiem ocalił
Ten bukłak, abyś mojej biedy się użalił
I odesłał do domu. Lecz cóż! Tobą miota
Gniew taki, że nikomu nie przyjdzie ochota
Z śmiertelnych próg twej jamy przestąpić bezpiecznie.
370Oj, Kyklopie! Tyś ze mną obszedł się niegrzecznie! —
Tak rzekłem; on wziął czaszę, wychylił do spodu,
I smakując, o drugą prosił tego miodu:
— Nalej jeszcze i gadaj, jak cię zowią, brachu,
Abym wet za wet mógł cię ugościć w mym gmachu.
375Wiedz jednak, że i nasza ziemia także rodzi
Winogrady, a boży deszczyk tu przechodzi
Dość często, więc jeść mamy, ile sobie życzym:
Lecz ambrozja i nektar przy twym winie niczym! —
380I tak trzykroć nalaną pił głupiec trzykrotnie.
Lecz gdy mocniej ów napój jął mu łeb zawracać,
Zacząłem pochlebnymi słowy z lekka macać:
— Chcesz wiedzieć? Więc ci powiem, jakie miano noszę;
Toż wzajem o gościniec obiecany proszę.
385
Nikt[540] — to moje nazwisko; Niktem woła matka,
Woła rodzony ojciec i woła czeladka. —
Rzekłem — a na to jędzon
[541] odrzekł: — Słuchaj, bratku!
Nikt zjedzon będzie; jednak zjem go na ostatku,
A tych tam pierwej pożrę — ot, masz podarunek! —
390Ledwo rzekł, runął na wznak: powalił go trunek.
Grzbietem tarzał się w kurzu; sen ciężki kamieniem
Przygniótł go, z paszczy wino lało się strumieniem,
Mięs kęsy wycharkiwał gardłem pijaczysko.
Wraz też kół wydobywszy, wsadziłem w ognisko
395Ostrzem, a serca druhów krzepiłem, by który
W samej chwili działania nie wlazł gdzie do dziury.
Już też i kół oliwny, acz mokry, w tym żarze
Rozgrzał się, i na ostrzu płomień się pokaże.
Więc wyciągam go szybko; przy mnie moje zuchy
400Stali tuż, i bóg jakiś dodał im otuchy,
Bo razem pochwyciwszy, Kyklopowi w oko
Wbili go. Jam na ożóg wdrapał się wysoko
I kręcił — tak, jak świder okrętową belkę,
Gdy jeden nim kieruje, a drudzy za szelkę
405Z dołu ciągną — on leci pędem wirującym:
Tak i my tym ożogiem jak żar pałającym
Wiercim w ślepiu, aż ostrze krwią się zakurzyło;
Rzęsy, brew szczotkowatą zarzewie spaliło,
Wszystkie włókna trzeszczały, skwarząc się w źrenicy.
410Jako kowal siekierę okutą w kuźnicy
Kładzie w wodę do hartu, straszny syk powstaje,
Przez co mistrz swej robocie trwałą dzielność daje:
Tak syczało kyklopskie oko pod ożogiem.
Srodze zawył, aż wyciem odtętniła srogiem
415Pieczara. My ze strachu wleźli w kąt głęboko.
Kyklop z oka kół wyrwał zbryzgany posoką
I od siebie precz cisnął w zajadłej wściekłości,
I jął
[542] na gwałt Kyklopy wołać, co w bliskości
Mieszkali po pieczarach skał wietrznych. Ci, owi
420Usłyszawszy krzyk wielki, w pomoc Kyklopowi
Przybiegli, i jaskinię obiegłszy dokoła,
Pytali, co się stało i po co ich woła:
— Polyfemie! co tobie, że w tej nocy ciemnej
Tak wyjesz i nam spędzasz z powiek sen przyjemny?
425Czy ci jaki śmiertelnik skoty twoje kradnie?
Czy samego morduje gwałtem albo zdradnie? —
Polyfem na to z jamy tak im odpowiada:
— Nikt mnie zdradą morduje! To nie gwałt, lecz zdrada! —
Oni na to: — Jeżeli ciebie tu w jaskini
430Nikt zdradą nie morduje, ni gwałtu nie czyni,
Toś chory z Zeusa woli
[543], nic ci nie pomożem.
Módl się do ojca twego, który włada morzem
[544].
Tak mówili i poszli. Serdecznie się śmiałem,
Że zmyślonym nazwiskiem tak ich oszukałem.
435Tymczasem jęcząc z bólu, stękając bez przerwy,
Kyklop wrota namacał, i lekko jak pierwej
Podniósł głaz, usiadł w bramie i szukał, rękami,
By się który nie wymknął z naszych wraz z owcami.
Miał on mnie za wielkiego głupca oczywiście.
440Nuż ja łeb sobie łamać, jak tu znaleźć wyjście,
By mych druhów i siebie wydobyć z tej toni,
A jedna myśl za drugą jak goni, tak goni:
UcieczkaGra o życie. Jakiegoż zażyć tu fortelu?
Znalazłem go, i lepszym zdał mi się od wielu.
445W jamie były tam tryki wełniste, kudłate,
Wypasione a rosłe i kasztanowate;
Te powiązałem wiklą wyjętą z barłogu,
Na którym sypiał Kyklop, wróg ludziom i bogu.
Po trzy związałem z sobą: człeka niósł środkowy,
450Dwa boczne miały bronić ukrytej tam głowy;
Trzy zatem niosły druha jednego pod sobą.
Jam zaś sobie upatrzył capa
[545], co ozdobą
Był trzody; temu na grzbiet zarzuciwszy ręce,
Tułowiem się pod jego wełnisty brzuch skręcę,
455A dłoń w kudły-m omotał. Radzi z wynalazku,
Z biciem serca czekamy zórz porannych brzasku.
Gdy już dzień zwiastowały blaski różowawe,
Ruszyły naprzód samce, by lecieć na trawę,
Jarki
[546] zaś po obórkach dawały znać bekiem,
460Że ich wymiona przez noc powzbierały mlekiem.
Wtedy okrutny jędzon, choć z bólu się wścieka,
Siadł w progu; macał pilnie grzbiet każdego tryka,
Lecz ani się domyślał, żem ja popod brzuchy
Wełnistych tryków moje popodsadzał druhy!
465Za trzodą szedł cap z wolna na samym ostatku,
Krom kudłów mnie, człowieka, dźwigał on w dodatku.
Jędzon go, jak poprzednio macając po grzbiecie,
Rzekł doń: — O mój koziołku, nie choryś ty przecie?
Dziś wybiegasz ostatni, a zawsze, bywało,
470Tyś pierwszy na pastwisko gnał przed trzodą całą,
Za trawką, kwiatkiem, zawsześ pierwszy szedł do wody;
Przed innymiś się śpieszył w wieczór do zagrody,
A teraz ty ostatni! Jakże cię obchodzi
To moje oko, które wydarł mi ten złodziej,
475Co mnie winem upoił, ten Nikt z swą hołotą!
Nie ujdzie mi, te pięści łotra jeszcze zgniotą!
Żebyś ty mówić umiał jak ja, capku miły,
Powiedziałbyś, gdzie one zbóje się pokryły.
O, czemuż go nie trzymam! Jakżebym go cisnął
480O ziem, aż po tych ścianach mózg by się rozprysnął!
I kalectwo to, które ten Nikt, ten morderca
Zadał mi, stokroć lżejsze byłoby dla serca!
Tak rzekł Kyklop i capa wraz puścił na paszę.
Gdy uszedł dobry kawał, zaraz się odpaszę
485Od mego capa; również robię i z drugimi.
Więc gdyśmy się ujrzeli naraz bezpiecznymi,
Zajmujemy te spasłe i udziaste tryki
I pędzim je na okręt krętymi przesmyki.
Widząc nas wracających, z radości aż skaczą
490Nasi w nawie, zgubionych za to rzewnie płaczą;
Alem ich wnet uciszył, dając znać na migi,
Że to nie czas, i każę w okręt na wyścigi
Ładować naszą zdobycz wełnistą i dalej
Odbijać precz od lądu. Co gdy wykonali,
495Zasiedli długie ławy i robiąc wciąż wiosły
Rozbijali te ciemne fale, co nas niosły.
Więc w odstępie, że jeszcze głos mógł dolatywać,
Zacząłem z nawy mojej Kyklopa wyzywać:
— Ej, Kyklopie! Nie tchórz to, jak widzisz, niebożę,
500Ten, któremuś ty druhów pożarł w ciemnej norze!
Przecież raz na cię przyszło, zbrodniarzu bez sromu,
Coś śmiał podróżnych gości zjadać w własnym domu!
Za to Zeus cię ukarał, karzą inne bogi. —
Na to rozżarł się jeszcze srożej Kyklop srogi:
505Sam czub wyniosłej góry urwał; cisnął skałą,
Lecz dalej poza okręt padła — szło o mało,
A byłby koniec rudla strzaskał nam — aż morze,
Które ciśnięta skała do gruntu rozporze,
Buchło w górę bałwanem; a ten nas do lądu
510Parł gwałtem, okręt nie mógł przemóc tego prądu.
Alić ja, w garść żerdzisko chwyciwszy ogromne,
Odsadzę się od brzegu, drużynę upomnę,
By się miała do wioseł, bo tu śmierć nas czeka.
Ledwiem znak dał, wiosłują potężnie człek w człeka.
515Gdyśmy się dwakroć dalej na pełne
[547] wybili,
Chcę znów łajać Kyklopa, lecz mnie obskoczyli
I za ręce trzymają, i proszą druhowie:
— Szaleńcze! Ty chcesz jątrzyć gbura? Co ci w głowie?
Dopiero pocisk jego nawę naszą pędził
520Ku brzegom, gdzie śmierć pewna! Ot-byś nas oszczędził,
Bo gdy jędzon
[548] słóweczko choć jedno usłyszy,
Strzaska belki, łby strzaska twoich towarzyszy
Tą skałą, gdyż w rzucaniu mistrz to doskonały! —
Te mowy mego ducha przecież nie złamały,
525Gdyż, zwrócon do Kyklopa, tak mu słowy grożę:
— Kyklopie! Jeśli kiedy człowiek (co być może)
Spyta cię, kto ci oko wybił, kto tak sprawny,
Powiedz mu: Odyseusz, grodoburca
[549] sławny,
Co mieszka na Itace, oka mnie pozbawił! —
530Tak krzyczałem. On wyjąc ze skał do mnie prawił:
Proroctwo— Biada mi! Stara wróżba spełnia się nade mną!
Przed czasy wieszcz tu mieszkał, który przyszłość ciemną
Zgadywał, syn Euryma, Telem jego miano,
A był rosły i piękny; więc się udawano
535Do niego, by odkrywał tajniki przyszłości:
Tak wróżbił on Kyklopom do późnej starości.
On i mnie, co się ziszcza, wywróżył dokładnie,
Że jakiś tam Odysej oślepi mnie zdradnie.
Czekałem więc na męża groźnego wejrzenia,
540Dużego wzrostu, siły potężnej ramienia —
Aż tu karzeł, nikczemny człeczyna się zjawił,
I ten, winem spoiwszy, oka mnie pozbawił.
Zbliż się tu, Odyseju! Gościniec
[550] dam tobie,
U Posejdona powrót bezpieczny wyrobię!
545Posejdon ojcem moim, on z tego się chlubi,
On jeden wzrok mi zwrócić mógłby, gdyż mnie lubi,
On tylko, a nie żaden bóg lub dusza żywa. —
Skończył — jam odparł na to: — O, czemuż mi zbywa
Na tej mocy, bym z ciebie wywlec mógł nikczemny
550Duch i żywot i w Hades zapędził podziemny?
Mówię ci szczerą prawdę, jak prawdą jest i to,
Że Posejdon nie wprawi oka, co-ć wybito! —
I tak się do mórz władcy modlił: — Posejdonie!
555Usłysz mnie, Ziemiotrzęsco, usłysz, czarnogrzywy
[551]!
Jeślim syn twój, a tyś jest rodzic mój prawdziwy,
I Ścigaj tego Odysa, zakaż nieść go wodom
Do Itaki, i nigdy niech nie wróci do dom!
A choćby przeznaczenie oglądać mu dało
560Ziemię ojców, dom własny i w nim pozostałą
Rodzinę, to najpóźniej, po tułaczce długiej,
Jak nędzarz, bez nikogo z drużyny, bez sługi,
Na niewłasnym okręcie niech wróci do domu
I zastanie we własnym gnieździe pełno sromu! —
565Modlił się, i Posejdon dał ucho tym modłom.
Kyklop zaś podniósł większy niż wprzód skały odłom,
Cisnął nim zamaszyście co sił, wżdy przesadził:
Pocisk padł za okrętem; omal nie zawadził
O rudel, byłby strzaskał sam koniec; wtem morze,
570Które ciśnięta skała aż do dna rozporze
[552],
Bałwanem nas na pełne gnało, a tak gnani,
Zabiegliśmy nareszcie do dobrej przystani.
Zawinąwszy więc znowu na ostrów
[553], gdzie łodzi
Naszych reszta została, gdzie czas tęskno schodzi
575Mym druhom czekającym powrotu z wyprawy,
Stanęliśmy przy wyspie u piaszczystej ławy,
A wysiadłszy ze statku na pobrzeże kręte,
Wysadzamy tam skoty Kyklopowi wzięte
I dzielim, by wziął każdy równą część zdobyczy.
580Lecz ogół towarzyszy z góry sobie życzy,
Abym onego capa dla siebie zachował:
Przetom go na wybrzeżu zaraz obiatował
Wszechwładnemu Zeusowi, panu tego świata,
I spaliłem mu lędźwie. Lecz moja obiata
585Wzgardzona! Zeus zamierzył pogrążyć w odmęty
I wierną mi drużynę, i lotne okręty!
Na wybrzeżu dzień cały siedzimy do mroku,
To przy mięsnej biesiadzie, to przy winnym soku;
Lecz gdy słońce zapadło, a noc przyszła potem,
590Do snu na brzegu morza legliśmy pokotem.
Nazajutrz, wraz z Jutrzenką zbudzony różową,
Idę na okręt, wzywam czeladź okrętową,
By co prędzej od lądu odczepiała liny.
I już nie brak nikogo z mej wiernej drużyny,
595Już i ławy zasiadła długimi rzędami,
I rozbijała ciemną toń morza wiosłami.
Stamtąd dalej, wciąż dalej płyniem, nieszczęśliwi;
Trapi nas strata druhów, cieszy, żeśmy żywi”.
Pieśń dziesiąta
Przygody u Ajola, Lajstrygonów, Kirki
1„Przybywamy do wyspy Ajolii, zagnani
Wiatrem. Syn Hippodata
[554], Ajol
[555] mieszkał na niej.
Był to przyjaciel bogów i od nich
[556] kochany.
Pływającą tę wyspę strzegą w okręż
[557] ściany
5Spiżowych wałów, nie mniej i pobrzeżne skały.
Dzieci miał on dwanaście, które się chowały:
Sześć ślicznych cór i synów też sześciu. Z synami
Pożenił swoje córy, braci ze siostrami.
Więc przy ojcu i matce siedziały te stadła
10W wonnych gmachach, gdzie stoły gięły się od jadła
I napitku, a fletni odgłos brzmiał w przysionkach.
Tak we dnie; a zaś w nocy męże przy małżonkach
Śpią w łożach, zaścielonych pięknymi makaty
[558].
Wszedłem wtedy w to miasto, potem w ich komnaty,
15Gdzie przez miesiąc gościłem. Ajol rozpytywał
O Ilion, nasze nawy, czym przygody miewał
W podróży; jam wyprawy opowiadał dzieje,
Wszystkie na lądzie, morzu przebyte koleje.
WiatrWreszcie, gdym o odprawę prosił do podróży,
20Nie odmówił i zapas dał na drogę duży,
Toż z dziewięcioletniego byka miech skórzany,
W którym prąd wściekłych wiatrów leżał jak spętany,
Zeus bowiem wszystkie wiatry dał pod jego strażę,
Że gdy chce, je ucisza albo dąć im każe.
25Miech ten on sam zawiązał taśmą srebrnolitą,
By wiatr nie mógł się wymknąć szczelinką ukrytą.
Mnie zaś w drogę wiać kazał tylko Zefirowi,
Nieść nawy i podróżnych prosto ku domowi.
Lecz inaczej się stało, gdyż niebezpieczeństwo
30Ściągnęliśmy na siebie przez własne szaleństwo.
Dziewięć dni, dziewięć nocy gdy tak fale prujem,
W dziesiątym już i ziemię ojców odgadujem.
Już i ogień strażniczy
[559] widać, miga w dali —
Gdy wtem mnie znużonego mocny sen powali:
35Sam bowiem ster trzymałem, nie dając nikomu
Wyręczyć się, by pewniej zapłynąć do domu.
Aż tu między drużyną ten, ów podejrzywa,
Że w tym miechu skarb jakiś wielki się ukrywa,
Dany mi od Ajola, że w dom wiozę zbiory.
40I takie między nimi były rozhowory
[560]:
— Dziwna rzecz, jak on lubion, jak uczczony wszędzie
W każdym kraju i miejscu, gdziekolwiek przybędzie!
Już z Ilionu on wywiózł wielkie kosztowności,
A my, cierpiąc z nim równe trudy i przykrości,
45Wracamy do dom z niczym: taka nasza dola!
Teraz znów upominek dostał od Ajola,
Dar przyjaźni. Więc pokąd trwa jego drzemota
[561],
Zobaczym, ile w miechu ma srebra i złota. —
Tak prawili, i zgubna zwyciężyła rada:
50
WiatrSkoro miech rozwiązali, srogi wichr wypada,
Rwie okręty, zapędza precz na pełne morze,
Daleko od ojczyzny. Wtem oczy otworzę,
Cucę się i niezłomny sercem myślę sobie,
Czy mam skoczyć z okrętu, zginąć w mokrym grobie,
55Czy cios ten znieść spokojnie i żyć? Więc zważywszy,
Zniosłem go — i na pokład padłem twarz zakrywszy,
A tak orkanem gnane wróciły okręta
Znów do Ajolii. Nuż w płacz moje niebożęta!
Wysiedliśmy na brzegi i wody nabrano,
60Potem tuż przy okrętach obiad zgotowano,
A gdy strawą, napitkiem duch się w nas rozbudzi,
Wziąwszy z sobą keryksa
[562] i jednego z ludzi,
Ruszyłem wprost do zamku. Tam widzę Ajola,
Jak siedzi przy biesiadzie i jak go okolą
65
Sunę i w progu siadam. Oni pełni trwogi
Pytają: — Co tu robisz? Jakież cię demony
Trapią? Wszak przez nas hojnie byłeś opatrzony
Na podróż, byś do swojej mógł wrócić rodziny! —
70Tak prawią, a ja na to: — Nie z mojej to winy,
Lecz z druhów, jam był usnął, oni mnie zgubili!
W was nadzieja — ratujcie, przyjaciele mili! —
Myślałem, że ich ujmę przez pochlebne słowo,
Lecz milczeli; li Ajol zgromił mnie surowo:
75— Precz stąd, precz mi z tej wyspy, poczwaro obrzydła!
Nie godzi się ugaszczać ni brać pod me skrzydła
Takiego, co ścigany zemstą wielkich bógów!
Tyś ich gniewem obciążon: wynoś się z mych progów! —
Rzekł i wzdychającego precz wypędził z domu.
80Co zrobić? Płyniem dalej, smętni, pełni sromu.
Wioślarzom dłoń opada, serce im omdlewa,
Widzą błąd swój, pomocy nikt się nie spodziewa.
Sześć dni i tyleż nocy tłuczem się po wodzie,
W siódmym przy lajstrygońskim
[563] stanęliśmy grodzie
85Lamos, gdzie krzykiem pastuch pastucha ostrzega,
Że wraca lub że z trzodą na paszę wybiega.
Tutaj, kto by spać nie mógł, brałby dwie nagrody,
Raz jako pastuch bydła, znów jak pastuch trzody;
Bowiem dzienne i nocne blisko leżą pasze.
90Znalazły tam wyborną przystań nawy nasze:
Skał niebotycznych ściana przystań tę zamyka
I tylko wąskim wnijściem okręt się przemyka,
Gdzie dwie skały ogromne z dwóch stron w morze wbiegły.
Tam zawinęły nawy i przystań zaległy,
95Jedna tuż obok drugiej linami do lądu
Przywiązane: gdyż nigdy nie bywa tam prądu
Wełn
[564] wielkich albo małych, wody gładko stoją.
Jam tylko do przystani nie wszedł z nawą moją
I zewnątrz ją upiąłem cumą do opoki.
100Potem wdarłem się na wierzch skały, skąd szeroki
Widok był — lecz pustynia przede mną tak dzika,
Że nie ma ani śladu bydła lub rolnika;
Widać tylko, jak z ziemi dym słupem się wije.
Więc wysłałem na zwiady spytać, kto tam żyje?
105Jacy ludzie, jedzący chleb z ziarna bożego?
Dwóch wybrałem, keryksa dodałem trzeciego.
Ci poszli i trafili na drogę, po której
Wozy z drzewem spuszczano w miasto z wielkiej góry.
Pod miastem dziewczę oni napotkali młode,
110Córę lajstrygońskiego Antifa, jak wodę
Schodziła brać w Artakii szemrzącej krynicy;
Bowiem stąd biorą wodę mieszkańcy stolicy.
Zbliżywszy się więc do niej, witali pytaniem:
Kto tu król i pod czyim ten lud panowaniem?
115Ona im dwór ojcowski wskazała w oddali.
Tam wszedłszy, w onym domu kobietę zastali
Ogromną jak grzbiet góry — strach padł na nich blady.
Ta, gdy małżonka swego wywołała z rady,
Przyszedł Antif; ci wietrzą, jaki los ich czeka,
120Gdyż porwał i od razu zjadł jednego człeka,
Dwaj zaś drudzy uciekli co żywo na nawy.
Antif w mieście narobił zaraz strasznej wrzawy;
Na ten ryk Lajstrygony kupami wielkimi
Wypadli; to nie ludzie, lecz prawie olbrzymi.
125Ci lecą z brzegu staczać skał srogie kawały
Na dół, kędy okręty nasze w porcie stały;
I straszny na okrętach zrobił się tam zamęt,
Naw gruchotanie, mężów konających lament.
Wróg ich ciała ponizał jak ryby na tyki,
130By pożreć. — A jam podczas tej zabijatyki
Skoczył i miecz od boku wyrwawszy szeroki,
Odciąłem linę, którą okręt do opoki
Był przywiązan: na czeladź naglę, aby żwawo
Wiosłowała, bo wszyscy przypłacim to krwawo.
135I okręt rączo pomknął — tak śmierci się boją.
Spod wiszarów
[565] wywiodłem przecież nawę moją
Na pełne, kędy wróg nas nie oskoczy snadno;
Za to inne okręty wszystkie poszły na dno!
Żeglujemy więc dalej smutni, nieszczęśliwi —
140Trapi nas strata druhów, cieszy, żeśmy żywi.
Więc u wyspy Ajai stajem. Mieszka na niej
Kirka, pięknokędziorna, gadająca pani,
Złowrogiego Ajeta
[566] rodzona siostrzyca.
Obojgu ojcem Słońce, co ziemi przyświeca,
145Matką jej Persa, którą Okeanos rodzi.
Tam cichutko pod brzegi okręt nasz podchodzi
I zawija: bóg któryś użyczył pomocy.
Na brzegu wypoczniemy przez dwa dni, dwie nocy,
Bośmy pracą zmęczeni, a niedolą zbici.
150Lecz w trzecim, gdy różana Jutrzenka zaświeci,
Biorę oszczep, a mieczem przypasan do boku
Wyszedłem na szczyt skały i patrzę, czy oku
Nie zjawi się człek jaki lub głos jego schwycę.
I kiedym tak z wiszaru
[567] patrzał w okolicę,
155Ujrzałem, jak słup dymu z ziemi się podnosił
Poza lasem: tam Kirka mieszka, z tegom wnosił.
I zaraz rozważałem w głębi mego ducha,
Czy mam dotrzeć do miejsca, gdzie ten dym wybucha.
Więc gdy się z niepewnymi myślami szamocę,
160Stanęło, że wprzód zajrzę do nawy w zatoce,
By drużynę nakarmić i w kraj wysłać szpiegów
[568].
Z tą myślą gdym do morskich przybliżał się brzegów,
Jakiś bóg się zlitował mego utrapienia
I zesłał mi z ogromnym porożem jelenia,
165Co przybiegł, wyskoczywszy z leśnego czaharu
[569],
By w strudze z słonecznego ochłodzić się skwaru.
W lot go też ugodziłem przez sam środek krzyży:
Grot miedziany przepędzon brzuchem wyszedł niżej;
Rycząc wił się, dopóki nie skonał, zabity.
170Oparłszy się oń nogą, grot, którym przeszyty,
Wywlokłem i rzuciłem tuż obok zwierzyny,
Sam zaś nad strugą gibkiej naciąwszy wikliny,
Ukręciłem powróseł sążnistych kilkoro,
I wiążę srogiej bestii do kupy nóg czworo;
175A zarzuciwszy na się, dźwigałem na grzbiecie,
Wspierając krok oszczepem, gdyż ciężar to przecie
Nie lada, aby jeden człowiek mu podołał.
Więc doniósłszy do nawy, towarzyszy-m zwołał
I tak do nich mówiłem:
180— Druhowie kochani!
LosChoć niedola nas głobi
[570], to nikt do otchłani
Hadesa pójść nie pójdzie wpierw, nim go dosięże
Dzień przeznaczeń. Więc ducha nie tracić nam, męże!
I póki na tym statku co pić i jeść mamy,
185Uważajmy, a głodnej śmierci
[571] się nie damy. —
Rzekłem, a oni mojej usłuchali mowy.
Na brzegu morskim wszystkie odkryły się głowy,
Podziwiają jelenia tuszę, wzrost wysoki,
A kiedy go na wszystkie oglądnęli boki,
190Ręce sobie umyli i strawę biesiadną
Sporządzali. Tak przez dzień, aż gdy mroki padną,
Używamy na mięsie i na słodkim winie.
A kiedy słońce zaszło, ziemię noc obwinie,
Spać się kładziem na brzegu, bitym morską falą.
195Nazajutrz, skoro krasne zorze się rozpalą,
Zwołuję ich na radę i tak się ozowię:
— Słuchajcie, nieszczęść moich wspólnicy, druhowie
Nikt z nas nie wie, gdzie wieczór, gdzie poranne zorze:
Nikt nie wie, kędy Helios chowa się pod morze
200I gdzie wschodzi. Dlatego myślmy o sposobie,
Co począć? Choć sposobu nie widzę na dobie
[572].
Właśnie z szczytu wiszarów
[573] widziałem na oczy,
Że to wyspa, w niezmiernej wód morskich roztoczy
Pływająca, nizina równa, pośród której
205Widziałem, jak za borem dym wił się do góry. —
Gdym to rzekł, wszyscy smutni i jakby z nóg ścięci,
Gdyż Antif lajstrygoński stanął im w pamięci,
Nie mniej Kyklop łakomy na mięso człowiecze.
Nuże w płacz, łza rzęsista po twarzach im ciecze;
210Lecz te łzy woli mojej złamać nie zdołały.
Wraz pancerną drużynę dzielę w dwa oddziały
I dowódców wyznaczam. Nad jednym oddziałem
Sam byłem, zaś nad drugim Eurylocha
[574] dałem.
I losujemy z sobą, wstrząsając spiżowy
215Szyszak, z którego wypadł los Eurylochowy.
Ten dwudziestu dwóch wziąwszy, ruszył w drogę dalej,
Płacząc po nas, bo żal im nas, cośmy zostali.
Zamek Kirki znaleźli w dolinie prześlicznej,
Cały z ciosu, wyniesion nad kraj okoliczny;
220
Kirka je tak przyswoić umiała ziół sokiem.
Toteż one potwory na drużynę naszą
Nie rzuciły się, owszem, kornie się im łaszą,
Jako psy, gdy gospodarz kęski im rozdaje
225Po skończonej biesiadzie. Takież obyczaje
Mają tu lwy i wilki, chociaż ich paszczęka
Zawsze straszna, i każdy potwora się lęka.
Wszedłszy zatem w dziedziniec pani pięknowłosej,
Doleciały ich z komnat jakieś dźwięczne głosy:
230To śpiew Kirki; śpiewając na krosnach wyszywa
Dzieło cudne: cudowną praca bogiń bywa.
Wtem Polites do swoich tak rzekł (chłop to dzielny,
Przed innymi miał u mnie szacunek rzetelny):
— Bracia! Tutaj ktoś żyje i przy krosnach śpiewa
235Śliczne pieśni, aż echo po zamku odbrzmiewa.
Bogini czy niewiasta — wołajmy, niech gada! —
Tak rzekł, i wołać na nią poczęła gromada.
Jakoż się promieniste otwarły podwoje,
Ona wyszła, w komnaty zaprosiła swoje.
240I, głupcy, w próg jej weszli wszyscy, krom jednego
Eurylocha; ten został zwietrzywszy coś złego.
Ona gości swych sadza w krzesła, stół zastawia
Serami, a miód złoty z mąką im przyprawia,
Toż i wino pramnejskie
[576]; lecz durzące zioła
245Miesza w nie, by o domu zapomnieli zgoła.
Więc gdy zjedli, wypili, Kirka ich dotyka
Różdżką — i do świńskiego zapędza karmnika.
Bowiem łby ich, szczecina, kwiczenie, kształt cały
Były świńskie; li człecze mózgi im zostały.
250Smutnie w chlewach leżącym rzuciła bogini
Żołądź, bukiew
[577], derenie, zwykły karm dla świni.
Euryloch przypadł zdyszan do czarnego statku,
O tym, jaki ich spotkał, donosząc przypadku;
Lecz i słowa wybełtać
[578] nie mógł, mimo chęci,
255Taki ból gardło ścisnął: łza się tylko kręci
W oczach mu, co świadczyło o mocy cierpienia.
Długo go wypytujem, wreszcie z osłupienia
Wyszedł i wypowiedział, co ich tam spotkało:
— Cny Odysie! Twej woli zadosyć się stało.
260Bór przeszedłszy, w dolinie znaleźliśmy śliczny
Dworzec
[579] z ciosu
[580], z widokiem na kraj okoliczny.
Ktoś w nim mieszkał, bo śpiewy przy krosnach słyszano:
Bogini czy niewiasta? Więc na nią wołano.
Wyszła, we drzwiach stanąwszy do komnat zaprasza,
265I próg jej przekroczyła głupia gawiedź nasza.
Jam został, gdyż mi w niesmak szły te zaprosiny;
A tak naraz straciłem wszystkich z mej drużyny:
Próżnom czekał i czekał, żaden nie powrócił! —
Skończył, a jam co żywo na siebie zarzucił
270Miedny miecz, srebrnokuty, łuk ze strzał sajdakiem
[581].
I każę się tym samym poprowadzić szlakiem.
Ale on się oburącz u kolan mych wiesza
i te lotne wyrazy roniąc z łkaniem miesza:
— O! nie wleczże mnie z sobą, ty boski Odysie!
275Czuję, że sam nie wrócisz, że nie uda ci się
I tamtych wyprowadzić. Uchodźmy bez zwłoki!
Uchodźmy, nim nas straszne dosięgną wyroki! —
Tak błagał, a ja tymi słowy go odprawię:
— Chcesz zostać, Eurylochu, to cię i zostawię,
280Jedz i pij tu przy nawie na lądu krawędzi;
Ja sam idę, konieczność jakaś mnie tam pędzi. —
Rzekłem, i precz odszedłem od brzegu i łodzi.
Tak idąc, sama droga w dolinę przywodzi,
Gdzie był dwór czarownicy Kirki. Już podchodzę
285Pod zamek, kiedy Hermes
[582] zjawił się na drodze
Z złotą laską i w kształty młodzieńcze przyodzian;
Wyglądał jak w rozkwicie pierwszym piękny młodzian.
Więc rękę mi podawszy, tymi zagadł słowy:
— Dokąd to, nieszczęśliwcze, dążysz przez parowy
290Po nieznanym gościńcu? U Kirki tam siedzą
Ludzie twoi zamknięci w chlewach, z świńmi jedzą.
Czy może chcesz ich odbić? Ej! prędzej być może,
Że nie wskórasz, i z nimi zamkną cię, niebożę.
Lecz nic to! Ja z tej biedy wybawię-ć koniecznie,
295Dam ci czar, z którym możesz iść do niej bezpiecznie,
Gdyż moc jego od ciebie oddali cios wszelki.
Jednak wyucz się pierwej zdrad tej zwodzicielki:
Choć w jadło wmiesza trutkę, choć wino zaprawi,
Przemienić cię nie zdoła, to ziółko cię zbawi
300Od zdradzieckich jej czarów. Weź przestrogę drugą:
Gdyby cię Kirka chciała dotknąć różdżką długą,
Dobądź wraz wiszącego u boku bułata
[583],
Rzuć się na nią i pogroź, że ją miecz rozpłata.
Zlęknie się i nuż wabić zacznie do łożnicy —
305Ty się nie droż i kładź się w łóżko czarownicy,
Byś i druhów wybawił, i sam był podjęty,
Lecz niechaj wprzódy bogom wykona ślub święty,
Że już ci czarodziejskich sideł nie chce stawić,
Aby rozbrojonego męskiej siły zbawić. —
310Tak rzekł Hermes i ziółko pokazał mi one
Z ziemi wyrwane, dziwną mocą obdarzone:
Korzonki miało czarne, kwiat białości mleka,
Moly zwie się u bogów. Dotąd nie ma człeka,
Który by je wykopał. Wszystko w mocy bożej!
315Po czym Hermes do górnych olimpskich przestworzy
Pognał przez leśny ostrów; jam w zamek się kwapił
[584]
I w drodze się myślami sprzecznymi wciąż trapił.
Wreszciem stanął pod bramą wiodącą w mieszkanie
I wołam; snadź
[585] ją moje dobiegło wołanie,
320Gdyż wyszła i drzwi jasne otwarła przede mną.
Zaprosiła — więc wszedłem, lecz z trwogą tajemną.
Posadziła mnie w krześle z srebrnymi gwoździami,
Postawiła podnóżek zaraz pod nogami,
W złotej czaszy wyniosła wino zielonkawe.
325Już soków czarodziejskich wlała w nie przyprawę,
Częstowała; jam wypił — lecz nie czułem zmiany —
Po czym różdżką mnie dotknie: — Precz, zaczarowany! —
Rzekła — ruszaj do chlewa leżeć na barłogu
Wraz z tamtymi! — Jam na to polecił się bogu,
330Miecza-m dobył i obces rzuciłem się do niej,
Grożąc, że ją zabiję. Ona się nie broni,
Tylko z krzykiem przestrachu i zgięta we dwoje
Błagała, dłońmi stopy obejmując moje:
— Ktoś jest? Z jakiego ludu? Który kraj cię rodzi?
335Dziwno mi, że mych czarów moc tobie nie szkodzi,
Gdyż nikogo z śmiertelnych ten napój nie szczędził,
Ktokolwiek aby kroplę przez zęby przepędził.
O, zaprawdę, ty w piersi masz serce ze spiży!
Czyś ty nie Odys? Pomnę, co mi on bóg chyży
340Z złotą laską powiadał, że i tu zawinie
Lotny okręt, że na nim Odysej przypłynie
Wracający spod Troi. Jeśli tak, to schować
Tobie miecz — lepiej w łożu obojgu kosztować
Słodyczy i miłością łączyć się wzajemnie,
345Bym ufność miała dla cię, a tyś ufał we mnie. —
Tak mówiła — jam na to twardo: — Rzecz nielekka
Żądać, Kirko, miłości ode mnie, od człeka,
Któremuś przemieniła druhów w nierogate
[586],
A teraz mnie samego wabisz w tę komnatę
350Do łożnicy, ażebym bezbronny, w pieszczotach
Zbył dzielności, zapomniał o rycerskich cnotach.
Do łożnicy mnie żadną nie wciągniesz potęgą;
Nie dam ci się, bogini! Póki pod przysięgą
Nie zaręczysz, że nic mnie złego tu nie czeka.
355Rzekłem, a ona przysiąg żądanych nie zwleka…
I kiedy uroczyste śluby bogom czyni,
Wtedy wszedłem w wspaniałą łożnicę bogini.
Na dworze czarodziejki cztery śliczne panny
Kręcą się przy bogini w służbie nieustannej.
360Ród ich boski, córami są źródeł i gajów
[587]
I świętych wpadających do morza ruczajów.
Jedna z nich krzesła mości, z wierzchu ścieląc cenne
Purpurowe kobierce, a na spód płócienne.
Druga do pysznych siedzeń przysuwa stoliki
365Szczerosrebrne, ustawia złociste koszyki —
W krużu srebrnym znów wino miesza trzecia dziewa
I napój weselący po czarkach rozlewa.
Czwarta wodę przyniosła i ogień rozżarzy
Pod trójnogiem, gdzie woda na kąpiel się warzy,
370A gdy się ta w miedniku
[588] dobrze już zagrzeje,
Nimfa w wannę mnie sadza, strumień wody leje,
Łagodnie mi obmywszy głowę i ramiona,
Aż członkom powróciła krzepkość ich wrodzona.
Po tej łaźni znów miękką oliwą wyciera,
375Chlajnę
[589] na mnie zarzuci, w chiton
[590] mnie ubiera
I prowadzi w komnatę do srebrnego krzesła
Z podnóżkiem i w nie sadza. Teraz znowu wniesła
Służebna na miednicy nalewkę złocistą,
Z której lała na ręce moje wodę czystą.
380Gdym się umył, stoliczek gładki mi przystawi,
A za nią i klucznica z Chlebami się zjawi,
Stawia misy przekąsek, jakie ma spiżarnia
I jeść każe. Lecz wstręt mnie do jadła ogarnia,
I w głębokiej zadumie siedzę tak bezwładny.
385Kirka zaraz spostrzegła, żem potrawy żadnej
Rękami ani ruszył, tylko w myślach tonę.
Więc zbliża się i słowa mówi uskrzydlone:
— Czemuś to jak mruk siedział u stołu, Odysie?
Tu masz wino, przysmaków pełno w każdej misie,
390A tyś nie tknął, i czemu? Porzuć próżną trwogę,
Przysięgłam ci na bogi, więc zdradzić nie mogę. —
Tak mówiła. Jam na to: — Niech cię to nie dziwi,
Kirko, że człek, co w sercu sprawiedliwość żywi,
Za nic strawy nie dotknie i ust nie napoi,
395Póki wolnymi braci nie obaczy swojej.
Chcesz-li przeto, bym jadła skosztował i wina,
Wypuść ich, niech tu stanie przede mną drużyna. —
Rzekłem; a ona z różdżką czarodziejską w dłoni
Wyszła, pootwierała chlewy i wygoni
400Dziewięcioletnie wieprze z każdego karmniku,
Druhy moje; ci Kirkę obiegli wśród kwiku,
Ona zaś do każdego, tak jak stali kołem,
Poszła i czarodziejskim wraz dotknęła ziołem.
Zaraz szkaradnej szczeci zbyły się ich ciała,
405Skutku onych uroków, jakie im zadała.
Znów ludźmi są jak pierwej, tylko odmłodnieli,
Urośli, i na twarzach dziwnie wypięknieli.
Od razu mnie poznali, ściskali za ręce,
I nuż w płacz, lecz z radości po tak ciężkiej męce.
410Płacz w zamku się rozlega — Kirka płacze z nimi,
Potem do mnie się zbliża, słowy mówiąc tymi:
— O przemądry Odysie, słuchaj rady mojej!
Idź nad morze, gdzie okręt twój w zatoce stoi,
Niech go zaraz na suche wciągną wysypisko
[591],
415Potem w dołach zakopią sprzęt, ładugę wszystką,
W końcu ty z pozostałą czeladzią wróć razem. —
Tak rzekła; jam posłuszny poszedł za rozkazem
Śpiesznie do naszej nawy, co stała w przystani,
I zastałem tam druhów, co stali zebrani
420W kupę, i narzekali, że im życie zbrzydło.
Tak w zagrodzie cielęta — kiedy z paszy bydło
Powraca do obory na noc — rwą się z klatek
[592],
Pędzą i przypadają z bekiem do swych matek:
Podobnie moje druhy, skoro mnie obaczą,
425Przypadają i do mnie tuląc się, w głos płaczą.
Wżdy nie smutku, radości były to oznaki;
Iście, jakby przeniosło ich co do Itaki,
W kraj rodzinny, gdzie każdy rodził się i chował.
Chórem krzyczą, jam ledwo ich słowa zmiarkował:
430— O nasz boski! Twój powrót tyle nas weseli,
Jakbyśmy już na naszej Itace stanęli.
Lecz mów! Jaki los spotkał naszych towarzyszy? —
Tak wołali; jam odparł, gdy się zgiełk uciszy:
— Wpierw łódź naszą wyciągnąć na to wysypisko,
435Potem w doły pochować, co w łodzi jest, wszystko.
A kiedy się to zrobi, zbierać się bez zwłoki,
Iść za mną, gdyż pójdziemy na dworzec wysoki
Bogini; towarzyszy waszych tam ujrzycie
Jedzących i pijących: wesołe im życie. —
440Rzekłem — i na mój rozkaz każdy iść gotowy,
Li
[593] Euryloch takimi odwodził ich słowy:
— Gdzie to iść mamy? Jakaż pokusa was pędzi
W zamek Kirki na zgubę? Ona nie oszczędzi
Żadnego; wszystko zmieni w lwy, wilki i wieprze,
445Przemienionych wraz zmusi służyć jej w najlepsze,
Obchodzić wkoło zamek, wartować pod bramą.
A czyż tam u Kyklopa w jamie nie to samo
Spotkało tych, co oślep z Odysem tam leźli?
Przez jego to szaleństwo biedni śmierć znaleźli! —
450Skończył, a jam się w duchu łamał z przedsięwzięciem:
Mam-li z pochew obnażyć miecz ostry i cięciem
Łeb mu strącić z tułowia — o, niechajże spadnie,
Choć to bliska krew moja! Lecz tu mnie opadnie
Drużyna; dłoń wstrzymuje i błaga słowami:
455— Witeziu
[594]! Rozkaż tylko, on nie pójdzie z nami,
Zostawim go przy łodzi na piasek wciągniętej,
A ty prowadź nas, wodzu, w Kirki zamek święty! —
Tak mówili i ze mną ruszyli szeregiem.
Euryloch, nierad zostać sam jeden nad brzegiem,
460Poszedł także; snadź zląkł się gniewów moich gromu.
Tymczasem pozostałych druhów w swoim domu
Ugaszczała boginka; do łaźni ich wzięto,
Namaszczono oliwą, pięknie ogarnięto
W chlajny, w chitony. A tak zeszliśmy ich w chwili,
465Gdy w biesiadnej komnacie jedli, wino pili.
Po wzajemnych uściskach, gdy każdy przygody
Opowiedział już swoje, nuż płakać w zawody,
Aż zamek się rozlegał wzdychaniem i płaczem.
Wtem bogini się do mnie zbliżyła cichaczem
470I rzekła: — Cny Odysie, przebiegły i sławny!
Przestańcież już raz jęczeć, rzućcie płacz ustawny
[595];
Wiem ile bied znieśliście, prując słone wody,
I wiem, jakie na ziemi wróg wam zadał szkody;
A że u mnie nie zbywa na mięsie i winie,
475Krzepcie się, a duch dzielny do piersi wam wpłynie.
Taki sam, jak był ongi, gdy ojczyste skały
Żegnaliście. Dziś każdy mdły
[596] i osowiały,
Tylko burz, nędz minionych karmi się widziadły,
A wesołości nie zna — cierpienia was zjadły. —
480Tak rzekła i skłoniła wszystkich nas ku sobie.
Więc rok cały, jak doba idzie tuż po dobie,
Przy winie, smacznej strawie siedzim tam gościną.
Lecz gdy Hory
[597] obiegną krąg roku i miną,
Wiele przeszło księżyców, dni minęło wiele,
485Wyzwali mnie na tajne słówko przyjaciele:
— Niebaczny! Mógłżeś zabyć
[598] o ojczyźnie drogiej,
Jeśli los ci przeznaczył żywym wrócić w progi
Twego zamku i smugi rodzinne powitać? —
Tą mową męskie serce umieli tak schwytać,
490Że gdy z słońca zachodem cień okrył nas szary,
Jam z Kirką wszedł pod pyszne łożnicy kotary
I błagałem pokornie, ściskając kolano:
— Bogini! Spełń raz świętą przysięgę mi daną,
Że do dom nas odprawisz: tęskni mi drużyna;
495Dzień w dzień łzami, żalami powrót przypomina,
Ilekroć twarz odwrócisz lub nie jesteś z nami. —
Tak rzekłem, a bogini tę odpowiedź da mi:
— Bystrogłowy Odysie! Nie chcę ja was dłużej
Zatrzymywać u siebie, lecz wprzód do podróży
500Innej się przygotujcie: trzeba wam z kolei
Zwiedzić gmachy Hadesa
[599], kraj Persefonei
[600],
Gdzie z duszą tebańskiego pogadasz wróżbity,
Ślepego Tejresjasza
[601] — duch to znamienity!
Persefona mu z życiem nie wzięła rozumu,
505I on jeden jest mądrym wśród mar czczego
[602] tłumu. —
Po tej mowie na serce padł mi smutek wielki;
Siadłem, płacząc, na łóżku, i jak zbawicielki
Wzywam śmierci, niech zaraz wtrąci mnie w noc wieczną!
A gdym łzami ukoił tę boleść serdeczną,
510Dopiero się na taką odpowiedź odważę:
— O Kirko! Któż mi drogę przez morze pokaże?
Któż żywy do Hadesu mógł dopłynąć w nawie? —
Takem rzekł, ona na to odparła łaskawie:
— O mój mądry Odysie! Niech cię nie obchodzi,
515Kto ma być w tej żegludze przewodnikiem łodzi!
Maszt tylko zatknij, podnieś z żaglem białym reje
I czekaj, aż z północy dobry wiatr powieje.
Z nim płynąć! Gdy ocean przemkniesz niezbrodzony,
Natrafisz na brzeg płaski, gdzie gaj Persefony
520Pełen olsz, topól gonnych
[603] a i wierzb jałowych
[604].
Tam z okrętem na głębiach stań oceanowych,
A sam idź w gmach Hadesa. Podwójnym korytem,
Co z Stygu
[608] wody bierze, wpadają u skały,
525Gdzie z ogromnym łoskotem łączą się ich wały.
OfiaraCny Odysie! W pobliżu onej tam opoki
Dół wykopiesz na łokieć długi i szeroki.
Nad dołem czyń obiatę zmarłym: niech weń ścieka
Jedna tam zlewka miodu przaśnego i mleka
[609],
530Druga wina, a trzecia wody, mąki białej,
Potem ślubuj, by cienie zmarłych cię słyszały:
Że gdy wrócisz, w Itace dasz na stos żertwienny
Jałowicę bez skazy i inny dar cenny;
A na cześć Tejresjasza — że pod nóż ofiarny
535Pójdzie najlepszy z trzody baran, całkiem czarny.
A gdy dostojne mary przegłaszczesz zaklęciem,
Zarzniesz im czarną owcę wraz z czarnym koźlęciem,
Łbami ku Erebowi
[610], oblicze zaś swoje
Odwrócisz w górę rzeki; i niebawem roje
540Duszyczek nieboszczyków zaczną się tam znęcać.
Ty zaś swoją czeladkę masz słowy zachęcać,
Niech w lot obie owieczki miednym nożem ścięte
Obłupi, na stos rzuci i potęgi święte
Hadesa, Persefony wezwie, bijąc czołem.
545Ty zaś miecza dobywaj i groź ostrzem gołem
Marom zmarłych, by do krwi nie lazły rozlanej
Wpierw, nim przyjdzie Tejresjasz przez cię wywołany.
Wnet też stanie przed tobą, o pasterzu ludów!
Ów prorok, i wywróży, ile jeszcze trudów
550Czeka cię, wskaże drogę, usunie przeszkody,
Byś mógł wrócić do domu przez te słone wody. —
Skończyła, a gdy z brzaskiem Zorzy Noc uciekła,
Zaraz mnie w miękką chlajnę
[611] i chiton
[612] oblekła,
Siebie zaś srebrnolitą przyodziawszy szatką,
555Powłóczystą i cienką, spięła kibić
[613] gładką
Złotym pasem misternej złotniczej roboty,
I pod zasłoną skryła bujnych włosów sploty.
A jam z izby do izby biegł przez gmach zamkowy,
Śpiącą jeszcze drużynę tymi budząc słowy:
560— Wstawajcie wy, słodkimi snami kołysani!
Zbierać się! Taki rozkaz naszej boskiej pani. —
Tak rzekłem, do posłuchu kłoniąc moje chwaty,
Lecz i tu się bez smutnej nie obyło straty,
565Głowy tępej, a z wrogiem nietęgi w rozprawie
Spać był poszedł osobno na zamkowe szczyty,
Aby chłodu tam zażyć, gdyż winem był spity.
Usłyszawszy on łoskot i zgiełk w dolnym gmachu
Zerwał się i zapomniał w tym pierwszym przestrachu
570Znaleźć wschody
[614], zejść po nich bez żadnej mitręgi,
Lecz prosto z dachu skoczył i połamał kręgi —
Dusza poszła do Hadu rozstawszy się z ciałem.
Więc gdy całą drużynę przy sobie już miałem,
Wyruszam i tak mówię idąc: — Przyjaciele!
575Nie myślcie, że nam droga do domu się ściele,
Do ziemi ojców. Kirka każe w inne strony
Płynąć nam, w kraj Hadesa
[615], srogiej Persefony,
By tam z duszą pogadać wieszcza Tejresjasza
[616]. —
SmutekSłysząc to, lamentować pocznie wiara nasza
580I nuż tarzać się w kurzu, nuż z głowy rwać włosy.
Ale mnie nie złamały ich płaczliwe głosy.
Więc od nawy stojącej u morskiej przystani
Idziemy wszyscy smutni, ponurzy, spłakani.
Szła i Kirka z koziołkiem i barankiem czarnym,
585A wiążąc je u łodzi — sama cieniem marnym
Gdzieś wionęła. Nie dojrzy oko śmiertelnika
Bóstwa, gdy niewidome
[617] robi się i znika”.
Pieśń jedenasta
1
„Przybywszy nad brzeg morza łódź tam zostawioną
Spychamy najpierw z brzegu w boską otchłań słoną.
Maszt dźwignion już białymi odął się żaglami,
Więc owce na łódź bierzem, a nareszcie sami
5Wsiadamy; zasmuceni lejem łzy żałoby.
Wtem od lądu na okręt nasz błękitnodzioby
Kirka wiatr nam nasłała; żagle już nadyma
Ten przewodnik żeglugi, jak lepszego nie ma.
Rączo też sprzęt zniesiony w nawie porządkujem
10I zdani na wiatr dobry i ster, morze prujem
Pełnym żaglem; przez cały dzień szparko się płynie
Do zachodu, gdy szlaki wodne noc obwinie.
Tak dotarłszy do samych oceanu krańcy,
Widzim kraj. Kimmeryjscy siedzą w nim mieszkańcy
[618].
15Którzy w mgle i ciemnicy brodzą ustawicznej:
Nigdy bowiem nie spojrzy na nich Helios
[619] śliczny,
Ani kiedy na niebo ugwieźdzone wkracza,
Ani kiedy ku ziemi ze szczytów się stacza;
Zawsze też lud ten nędzny w grubej nocy brodzi.
20Więc wywlókłszy łódź na brzeg, wybieramy z łodzi
Obie owce, i ruszym brzegiem oceana
W tę stronę, co od Kirki była nam wskazana.
OfiaraTam Euryloch, Perimed dzierżą owce obie
Ofiarne, a jam miecza dobył i nim robię
25Dół w ziemi, jeden łokieć szeroki i długi;
Dokoła libacyjne
[620] zmarłym leję strugi:
Najpierw sam miód i mleko, potem słodkie wino,
W końcu wodę zmieszaną z mąki odrobiną.
I ślubowałem marom zmarłych, że gdy stanę
30W Itace, wraz jałówkę dam im nieskalanę
Na żertwę
[621] i na stosie spalę coś cennego;
Tejresjaszowi nadto zabiję czarnego
Barana, co rej wodzi w całej mej oborze.
PokoraA gdym tak cienie zmarłych przebłagał w pokorze,
35Onym owcom pokornym podciąłem gardziele,
I krew w ten dół ściekała.
DuchWnet duszyczek wiele
Tam się złazić poczęło z Erebu
[622] otchłani.
Młode pary, toż starce latami złamani,
Panieneczki miłością młodocianą strute,
40Widma dzielnych witeziów
[623] oszczepami skłute,
Pozabijane w boju, w pokrwawionej zbroi.
Cały ten tłum do dołu ciśnie się i roi.
Wrzeszcząc tak, że aż przestrach blady mnie owionie.
Więc czym prędzej drużynę do pracy nagonię
45I każę obie owce, co leżą zarznięte,
Obłupić, dać na ogień, potem strasznie święte
Błagać. Sam zaś, dobywszy miecz mój wyostrzony,
Wysunąłem się, broniąc marom nieboszczyków
50Krwi tej lizać, nim brzmienie wyrocznych tajników
Tejresjasz mi objawi, gdy nań przyjdzie pora.
Lecz pierwsza przyszła do mnie dusza Elpenora.
On bowiem nie pogrzebion w ziemi do tej chwili.
W domu Kirki my zwłoki jego zostawili,
55Nie opłakane, ani nawet pogrzebione —
Inne sprawy myśl naszą rwały w inną stronę.
Widząc go, jam zapłakał, litością się kruszę,
I zagabałem
[626] tymi słowy biedną duszę:
— Mówże, jakeś się dostał w te ciemne przestwory?
60Nogi-ż niosły cię prędzej niż mnie okręt skory? —
Takem pytał; on na to mówił płacząc rzewnie:
— O przemądry Odysie! Jakiś demon pewnie
Zdradził mnie, a zgubiło wina nadużycie,
Żem zapomniał, zaspany na zamkowym szczycie,
65Znaleźć wschody, zejść po nich bez żadnej mitręgi,
I prosto-m z dachu skoczył, łamiąc kark i kręgi,
Aż dusza ze mnie poszła w ten mrok hadesowy.
TrupBłagam cię, klnę na wszystkie najdroższe ci głowy,
Na małżonkę, na ojca, co-ć chował i bawił,
70Na syna Telemacha, coś w domu zostawił,
Że gdy, jak wiem, opuścisz kraj Persefonei
I powrócisz na nawie do wyspy Eei,
Więc sobie zaraz wspomnij, że tam moje ciało
Nie pogrzebione w zamku Kirki się zostało.
75Nie dajże mu się walać, nim odjedziesz w drogę,
Gdyż gniew bogów na głowę twoją ściągnąć mogę.
GróbPrzeto spal mnie w tej zbroi, którą się nosiło,
Złóż popioły nad morzem i nakryj mogiłą.
Niech o mnie nieszczęśliwym wieki wspomną sobie!
80Zrób to wszystko i zatknij wiosło na mym grobie,
Którem z towarzyszami dzierżył, gdym był żywy.
Tak mówił, a jam na to: — O mój nieszczęśliwy!
Wszystko, co tylko żądasz, wypełnię najchętniej. —
W ten sposób rozmawiając, obaj stoim smętni:
85Ja po jednej, miecz trzymam i przystępu bronię
Do krwi tej, a duch smutny po drugiej był stronie.
MatkaNiebawem cień mej matki ku mnie się pomyka,
Żyła ona, gdym z domu szedł pod Ilion święty.
90Jej widok łzy wycisnął, tak byłem przejęty,
A jednak ją odpędzam mieczem od rozlanej
Krwi, choć z żalem, nim przyjdzie wieszczek wywołany.
I oto już się dusza Tejresjasza jawi
Z posochem
[629] złotym w ręku. Poznał mnie i prawi:
95— O synu Laertesa, Odysie, i czemu
Świat rzuciłeś i słońcu uciekłeś jasnemu,
Aby widzieć umarłych i grozy siedlisko?
Zejdź na bok albo miecz swój nastawion spuść nisko,
Niech się krwi tej napiję i przyszłość wygadam. —
100Tak rzekł, jam się usunął i do pochew wkładam
Mój miecz srebrnogwoździsty. Wieszcz czarnej posoki
Napił się i jął
[630] przyszłe obwieszczać wyroki:
— Cny Odysie! ty wrócić chciałbyś na okręcie
Do domu — lecz bóg jeden stoi ci na wstręcie
[631];
105
ProroctwoOd gniewu Ziemioburcy nikt się nie wymiga:
Tyś mu syna oślepił — więc zemstą cię ściga.
A jednak wrócisz kiedyś w domowe pielesze;
Hamuj tylko sam siebie i druhów twych rzeszę,
Bo gdy przez rozhukane burzą morskie szlaki
110Przybijesz łodzią swoją do wyspy Trinakii,
Ujrzysz tam jałowice tuczne na rozłogu,
Pasące się na chwałę słonecznemu bogu
[632].
Jeślibyś je oszczędził, pomny mej przestrogi,
Może byś wrócił kiedy z trudem w ojców progi.
115Lecz jeśli nie oszczędzisz, zginą twoi męże,
Zginie okręt, acz ciebie zguba nie dosięże.
Przecież późno, jak nędzarz wrócisz, bez drużyny,
Cudzym statkiem, a w domu zastaniesz ruiny,
Zuchwalców, co twe mienie i dostatek trwonią,
120Co za twoją małżonką podarkami gonią.
Lecz ty przyjdziesz, ukrócisz harde zalotniki:
Naprzód chytrym fortelem pomieszasz im szyki,
Potem miecz twój w krwi gachów
[633] po jelce
[634] się zbroczy.
Co gdy spełnisz, weź wiosło, idź z nim w świat za oczy
125Szukać ludzi, którzy nic o morzu nie wiedzą,
Którzy nieosoloną strawę zwykle jedzą,
Długowioślanych łodzi też nie znają wcale
Ni wioseł, istnych skrzydeł muskających fale.
Lecz abyś się nie zmylił, określę dokładnie:
130Jeśli ktoś w obcej ziemi, widząc cię, zagadnie,
Że na barkach łopatę dźwigasz, złóż to brzemię
I wygładzone wiosło natychmiast wbij w ziemię,
A sam do Posejdona módl się; mórz władyka
Niech ma obiatę
[635] z kozła, toż z wieprza i byka.
135Po czym wrócisz i bogom dasz hojne ofiary,
Zamieszkującym niebios niezmierne obszary,
A wszystkim po kolei. Na koniec przez morze
Przyjdzie śmierć, aby lekko, gdy starość cię zmoże
[636],
Zabrać z sobą, z pośrodka narodu i drużby
140Przez cię uszczęśliwionej. Niemylne to wróżby! —
Taki los już mi pewnie bogi naznaczyły;
Lecz powiedz, szczerej prawdy dowiedzieć się muszę:
Tam oto mej nieboszczki matki widzę duszę,
145Siedzącą nad krwi strugą: milczy, i synowi
Ani w oczy popatrzy, ani słowa powie.
Cóż robić, o mój królu, żebym był poznany? —
Powiedziałem, a na to rzekł wieszcz wywołany:
— Jak zrobić? — Rzecz to łatwa; zaraz dam ci sposób:
150Pozwól tylko tym marom nie żyjących osób
Krwi tej liznąć, a każda powie, co ma na dnie;
Lecz gdy wzbronisz, zamilknie i w głębiach przepadnie. —
Tak mówił duch Tejresja i gdy mi nawróżył,
Znowu się w ciemne gmachy Hadesu zanurzył.
155Jam został sam nad dołem; minął czas niedługi,
Aż przyszła matka moja pić z tej krwawej strugi,
Poznała mnie i smutną powitała mową:
— Synu! Jakżeś się dostał w tę noc hadesową,
Kiedyś żyw? Wam żyjącym strach patrzeć na one
160Srogie rzeki wałami
[637] wzdętymi pędzone!
Najbardziej na Okean
[638], którego nie zbrodzi
Nikt a nikt pieszo, chyba w wydrążonej łodzi.
Czyś ty się tu zabłąkał, wracając ze swymi
Na okręcie spod Troi drogami błędnymi?
165Czy dotąd nie widziałeś ni domu, ni żony? —
Tak pytała; jam na to, do głębi wzruszony:
— O matko! Jam z potrzeby wszedł w te kraje blade,
By ducha Tejresjasza zapytać o radę.
Jeszczem ani w Achai
[639] nie był, ni w Itace,
170A tylko na włóczędze ciągłej żywot tracę,
Odkąd z Agamemnonem pod tabunną
[640] Troję
Wyszedłem staczać krwawe z Trojanami boje.
Lecz mów mi szczerą prawdę, o matko kochana!
W jakiż sposób napadła cię śmierć nieprzespana?
175Zjadła-ż ciebie choroba? Czy łucznica ona,
Artemis, lekką strzałę wbiła ci do łona
[641]?
Mów o ojcu, o synu moim, co zostali:
Czy godność moją dzierżą, czyli też ją zdali
Komu z mężów, zwątpiwszy, czy żyję na świecie?
180
ŻonaPowiedz, co tam małżonka moja myśli przecie?
Siedzi-ż jeszcze przy synu i z nim gospodarzy?
Czy poszła za którego z achajskich mocarzy? —
Tak pytałem, a matka rzekła w odpowiedzi:
— Ona zawsze stateczna sercem, dotąd siedzi
185W zamku twym, gdzie dni wszystkie wśród tęsknej żałoby
Płyną jej, a na płaczach schodzą nocne doby.
Godności twej nikt nie wziął, a królewskie włości
Telemach zawsze trzyma, uprawia w cichości;
Czasem na ucztę sprasza, jak czynić należy
190Temu, który najwyższą władzę w kraju dzierży,
Osiadł sobie i w mieście nigdy nie postanie.
Łoże jego nie świeci makatą tam żadną
Ni chlajnami
[642]; na zimę ma izbę czeladną,
195W której sypia; zazwyczaj na ziemi w popiele
Kładnie się przy ognisku i łachman podściele;
W łagodniejsze zaś lato i jesień owocną
Rad chodzi po winnicach sypiać porą nocną,
Kędy sobie ze suchych liści łoże mości.
200A nim zaśnie, wciąż duma o losów srogości
Sprzysiężonych na ciebie, i w serce się wpija
Nowy ból, a lat ciężar do reszty zabija.
Synu! Mnie nie zabiła Artemidy
[643] strzała,
205Co tak niespodziewanie i lekko przeszywa;
Mnie nie zjadła choroba, co duszę wyrywa
Z ciała bólem żartego, tylko, drogie dziecię,
Ciągła tęskność po tobie wyssała mi życie. —
Tak rzekła.
DuchWe mnie drżała chęć niepowściągniona
210Marę matki nieboszczki pochwycić w ramiona:
Trzykroć chciałem ją objąć myśląc, że przygarnę,
Trzykroć umkła
[644] mi z ręku i znikła jak marne
Senne widmo, a serce i rwie się, i goni
Tym gwałtowniej. Więc rzekłem tymi słowy do niej:
215— O matko! Nie broń-że mi rozkoszy uścisku!
Czemuż się nie uściskać w tym cieniów siedlisku!
Niechby serca strapione w łzach zmieszanych razem
Ulgę sobie znalazły. A może obrazem
Złudnym tak Persefona przede mną majaczy,
220Bym poznał całą bezdeń mej nędzy tułaczej? —
Rzekłem, a matka słowy zakwili tkliwemi:
— Synu! Najnieszczęśliwszy z ludzi na tej ziemi!
Nie zwiodła cię tym widmem groźna Persefona
[645],
Lecz takim jest człek każdy, gdy życia dokona,
225Kiedy ciała i kości z sobą nic nie sprzęga;
Wszystko strawi płomieni niszcząca potęga,
Odkąd z białymi kośćmi życie się rozbrata,
A dusza, jak sen lekka, w otchłanie ulata.
Teraz na świat powracaj i w pamięci żywej
230Chowaj to! Kiedyś żonie opowiesz te dziwy. —
Gdyśmy tak rozmawiali, przyszły z różnej strony
Dusze niewiast, wypełzłe z krain Persefony,
Wszystko żony i córy mężów wielkiej sławy.
Cienie te obstąpiły dokoła dół krwawy.
235Widząc to przemyśliwam, jak pytać po jednej,
I na trudność ten sposób zdał się odpowiedny,
Żem wydobył miecz długi, wiszący u boku,
I wzbroniłem duszyczkom pić we krwi potoku.
Więc po jednej puszczałem, o miano rodowe
240Pytając. Takem poznał te mary grobowe.
Pierwsza pomknęła na mnie Tyro urodziwa,
Zacnego Salmoneja córą się nazywa,
A Kreteja małżonką. Ta czasy dawnymi
Kochała się w Enipie, z wszystkich rzek na ziemi
245Najpiękniejszej, i często biegła na wybrzeże
Enipu. Więc Posejdon na się postać bierze
Tego bożka i w rzeki wirowym zakręcie
Napadł ją — ona w boskie gdy wpadła objęcie,
Z obu stron buchła w górę fala purpurowa
250I wzdąwszy się sklepieniem przed ludźmi ich schowa.
Z miłosnego uścisku gdy panna się cuci,
Dłoń jej ściska i takie słowa bożek rzuci:
— Chwała ci za ten uścisk rozkoszy jedyny.
Rok nie przejdzie, a dzielne urodzisz mi syny.
255Z niebiany dzielić łoże jest błogosławieństwem.
Opiekuj się jak matka tych chłopiąt maleństwem,
A teraz idź do domu, nie mów nic przed nikim,
Żeś była z Posejdonem, wielkim mórz władnikiem
[646]! —
Rzekł i wskoczył, a fala nakryła go wzdęta.
260Tyro zaszedłszy w ciążę powiła bliźnięta:
Peliasa i Neleja. Tak jeden jak drugi
Wyszli z czasem na dzielne Kronionowe sługi.
Pelias siedział na Jolku, sławnym z owiec chowu,
A Nelej na Pylosie
[647]. Innych synów znowu
265Powiła Kretejowi ta królewska żona,
Jak Ajsona z Feresem, toż Amytaona.
Chełpiącą się, że z Zeusem dzieliła łożnicę,
Że dała mu Amfiona i Zeta, co z czasem
270Siedmiobramny gród Tebów wznieśli, murów pasem
Obwiedli; gdyby bowiem murów tych nie było,
Nie mogliby obronić Tebów własną siłą.
Po niej przyszła Alkmena
[650], żona Amfitriona,
Którą Zeus pochwyciwszy w miłosne ramiona,
275Spłodził z nią Heraklesa, męża serca lwiego.
Jawi się i Megara
[651], córka zuchwałego
Krejona, za mąż dana Amfitryjonidzie,
Co słynął niezłomnością.
280Edypa, Epikasta
[652], sławna strasznym czynem,
Gdyż w obłędzie dzieliła łoże z własnym synem,
Co ojca swego zabił. Bóstwa im na psotę
Przed ludźmi kazirodną wykryły sromotę.
Choć Edyp w pięknych Tebach Kadmejami rządził
285Wyrok bogów na pasmo zgryzot go osądził.
Ona zaś w Hades poszła, gdy z rozpaczy wielkiej
Uwisła w zadzierzgniętym powrozie u belki,
A tak na syna głowę zwaliła te nędze,
Jakich skrzywdzonej matce dostarczyły jędze.
290Widziałem także Chloris
[653], piękność znamienitą,
Drogimi podarkami Neleja podbitą.
Ona z cór Amfionowych, który w Orchomenie,
Grodzie Miniów
[654] panował, najmłodsze stworzenie;
Jako pani Pylosu, a Neleja żona
295Powiła mu dzielnego Nestora, Chromiona,
Potem Periklimena. W końcu przyszła Pera,
O którą rój sąsiednich kniaziów się napiera,
Lecz Nelej li takiemu da ją, jeśli jaki
Znajdzie się, co u króla Ifikla z Filaki
300Stado krów krętorogich uwiedzie spod straży —
Sęk twardy, jednak pewien wieszczek się odważy
I rusza — ale bóstwa snadź
[655] mu nie sprzyjały,
Gdyż schwytan przez pastuchy jęczał czas niemały
W więzach — i tak dni wiele przesiedział zamknięty.
305Aż gdy rok dobiegł kresu, kazał zdjąć mu pęty
Król Ifiklos w nagrodę, że wieszczek objawił
Przyszłość mu. Snadź tak Kronion wolą swoją sprawił.
Ta mężowi dwóch dziarskich chłopaków powiła:
310Kastora, co najdziksze ujeżdżał rumaki,
Polydeuka, co bił się sławnie na kułaki.
Obadwaj dotąd żyją w karmiącej nas ziemi,
Gdyż pod ziemią uzacnił ich Zeus przed innymi.
Dzień przeżywszy mrą w drugim, i tak wciąż koleją
315Mrąc i żyjąc, jak bogi w chwale swej jaśnieją.
Ifimedę
[657] Aleja żonę też widziałem —
Pyszną, że się Posejdon kochał w niej z zapałem —
Dwa syny mu powiła, lecz ci zmarli młodo:
Otosa i Efialta, głośnych swą urodą,
320Gdyż ród ludzki przerośli ciał swoich długością,
A krom
[658] Oriona nikt im nie sprostał pięknością;
W dziewięciu bowiem leciech mierzyły ich bary
Dziewięć łokci
[659], a znowu dziewięć sążni
[660] miary
Miał z nich każdy co najmniej od czuba po stopy.
325Nie darmo samym bogom groźnymi te chłopy
Stali się, chcąc przebojem w olimpijskie progi
Wtargnąć i roznieść wojny, mordy i pożogi —
I spełniliby, gdyby nie ich wiek zielony…
Lecz syn Zeusa z prześlicznej Lety urodzony
330Obu grotem ustrzelił, nim jeszcze puch młody
Zasiał się i zacienił im skronie i brody.
Ta zgubnego Minosa córa dziwnie ładna,
Którą ongi Tezeusz, gdy z Krety ostrowu
[664]
335Chciał do Aten uwozić, zbył swego połowu,
Gdyż na wysepce Dii Artemis ją grotem
Swym ubiła, jak świadczył Dyjonizos o tem.
Więc Majra
[665] i Klymene, toż pełna sromoty
Przyszła i Erifyle
[666], co za stroik złoty
340Sprzedała swego męża.
Już mi niepodobna
Wszystkie zwać po imieniu, opisać z osobna
Te sławnych bohaterów i dziewki, i żony,
Bo i nocy by brakło, zwłaszcza że spóźniony
345Czas nagli do spoczynku; a czy się położę
Tam w łodzi, z towarzyszmi, czy gdzie tu, w komorze,
Łasce waszej i bożej podróż mą oddałem”.
Skończył, a w zgromadzeniu naraz oniemiałem
Nastała uroczysta cisza w izbie ciemnej.
350Wtem ozwał się Arety głos białoramiennej:
„Jakże wam się wydaje mąż ten, o Feaki?
Przy tym wzroście i kształcie ciała rozum taki!
On gość mój — ależ wolno uczcić go każdemu.
Po cóż naglić z odprawą? Lepiej potrzebnemu
[667]
355Tułaczowi nie skąpić, kiedy z łaski nieba
Każdy z was chowa skarby większe, niż potrzeba”.
Na to do zgromadzonych starzec siwogłowy
Echeneos się zwrócił i rzekł tymi słowy:
„Mężowie! Do serc waszych mowa ta przypada;
360Mądrze radzi królowa, słuchać ją wypada,
Lecz prawo do rozkazu służy li królowi”.
Na to mu Alkinoos tym słowem odpowie:
„Com przyrzekł, to i spełnię, pókim żyw i czuję,
I póki tym żeglownym Feakom panuję.
365Lecz gość nasz, choć mu do dom tak śpieszno, niech z nami
Choć do jutra zabawi
[668]; ja się z podarkami
Tymczasem dlań uwinę. Na jego odprawie
Nam tu wszystkim zależy, najwięcej mej sławie,
Jako temu, co włada i stoi na czele”.
370Na to odparł mu Odys obfity w fortele:
„O potężny Alkinie, królu pełny chwały!
Choćbyście mnie zmusili siedzieć tu rok cały,
Bylem powrót miał pewny, sute opatrzenie,
Przystałbym
[669]. To by nawet podniosło znaczenie
375Wracającego do dom, a z mieszkiem niepróżnym.
Nie umiano by sobie rady dać z podróżnym
W Itace: z taką cześcią byłbym tam witany”.
Na to Alkin: „Odysie! Choć jak gość nieznany
Wszedłeś tu, jednak sądząc z postaci i twarzy,
380Nie patrzysz
[670] na oszusta z rzędu tych nędzarzy,
Jakich po chleborodnej ziemi moc się kręci,
I trzeba czy nie trzeba, kłamią bez pamięci.
Lecz ty i słowem wdzięczny, duszą nieobłudny,
Wieszcza krojem w powieści opowiadasz cudnej
385Wojsk argejskich niedolę i twą osobistą.
Otóż wyznaj mi szczerze, niech wiem prawdę czystą:
Czy ci się oni boscy męże pokazali,
Coś z nimi szedł pod Ilion, co tam głowy dali?
Teraz noc długa, bardzo długa — a do spania
390Jeszcze nie czas, więc ciągnij swe opowiadania
I do boskiej Jutrzenki; mnie to nie unuży,
Choćbyś przygód swych powieść przewlókł jak najdłużej”.
CzasNa to odrzekł mu Odys: „O królu Alkinie!
Bohaterze, którego sława wszędy słynie!
395Jest czas i na gawędy, jest czas i na spanie;
Lecz gdy chcesz, abym dalej mówił, niech się stanie
Tobie gwoli: opowiem ową dolę smutną
Mych przyjaciół, co śmiercią zginęli okrutną,
Bo choć uszli pod Troją krwawego pogromu,
400Śmierć znaleźli z rąk niewiast z powrotem do domu.
Owoż, gdy na skinienie groźnej Persefony
On tłum cieniów niewieścich zniknął rozpierzchniony,
Widziałem, jak Atrydy
[671] duch przyszedł posępny,
A z nim pomknął i orszak duchów nieodstępny
405Tych wszystkich, co w Ajgista
[672] zamku dali głowy.
Ledwo krwi się tej napił cień Agamemnonowy,
Wraz
[673] mnie poznał, w głos łzami zaszlochał rzewnymi,
Ręce ku mnie wyciągnął, chcąc przygarnąć nimi;
Lecz darmo! Już z nich siła życia uleciała,
410Dająca niegdyś gibkość członkom jego ciała!
Na ten widok serdeczne łzy mi się polały
I usta moje tymi słowy go witały:
— Sławny synu Atreja, o Agamemnonie!
Któż cię wtrącił w te śmierci nieprzespane tonie? —
415Czy Posejdon cię zabił wśród morskiej przeprawy,
Nasyłając orkany i wichry na nawy?
Czyliś na lądzie zabit od wrażych warchołów,
Gdyś im zajmował
[674] stada baranów i wołów?
Czy gdy w żon swych i grodu stawali obronie?
420Takem mówił. On na to odpowiedział: — O nie!
Nie, Laertio Odysie, w fortele obfity,
On nie nasłał orkanów ni wiatrów, gdym płynął,
Anim od wrażych ludzi na lądzie nie zginął:
425Jeno
[675] Ajgist, ten wspólnik mej występnej żony,
Śmierć mi zadał. W gościnę przezeń zaproszony,
Byłem zabit na godach jako wół u żłobu.
Moich zaś towarzyszów, również bez sposobu
Obrony, zarzynano jakby wieprzów trzody,
430Które w gościnnym domu zwykle rzną na gody
Czy weselne, czy inne, czy na wielkie święto.
Musiałeś nieraz widzieć, jak to ludzi rznięto
W pojedynkach lub w bitew zaciętych natłoku,
Ale wszystko to niczym przy onym widoku,
435Kiedy to wkoło stołów zastawnych i kruży
[676]
Wiliśmy się po ziemi w krwi czarnej kałuży.
Wtenczas srodze mnie przeszył jęk córki Pryjama,
Przy mnie, już konającym. Jam wzniósł ręce obie
440I za miecz schwycił; ona wydarła, i sobie
Precz poszła. Nawet powiek moich nie przywarła,
Gdym skonał, ani szczęk mych, otwartych do garła!
KobietaNie wiem, czy obrzydliwsze na świecie jest zwierzę
Nad kobietę, gdy w taką zbrodnię się ubierze,
445Jak w oną, na małżonku własnym dokonaną.
Jam marzył, że gdy wrócę, radość niespodzianą
Sprawię dzieciom, czeladce, wszystko mnie powita.
Alić ta przeniewiercza zbrodniarka kobieta
Nie tylko sama siebie, lecz rodzaj niewieści
450Zbezcześciła, te nawet, co warte są cześci! —
Skończył, a jam mu na to: — Och! Sroży się, sroży
Od dawna nad plemieniem Atreja gniew boży!
Zeus za narzędzie zguby niewiastę obiera —
Wszak przez oną Helenę tylu już umiera,
455A przez tę Klytajmestrę i tyś żywot stradał! —
Tak rzekłem. On mi na to znowu odpowiadał:
— O, nigdy nie poddawaj się pod rząd kobiecy!
Z czułości jej nie zwierzaj żadnej tajemnicy!
Udziel coś, a rzecz ważną w sobie zamknij szczelnie.
460Lecz ciebie twa małżonka nie zdradzi bezczelnie,
Bo szlachetność i zacne mieszkają pochopy
[679]
W sercu Ikariosowej córy, Penelopy.
Kiedyśmy szli na wojnę, tyś ją kobieciną
Młodą w domu zostawił, u piersi z chłopczyną,
465Który dziś już w poważnych mężów wstąpił grona.
Ojciec go wracający przyciśnie do łona
I syn szczęśliwy ojcu rzuci się w objęcia!
Mnie nawet żona moja widokiem dziecięcia
Oczu napaść nie dała, zgładziła mnie wprzódy!
470Ale powiedz mi szczerze, szczerze, bez obłudy!
Czyś co o mego syna nie zasłyszał losie,
Bądź w Orchomenie
[680], bądź też w piaszczystym Pylosie,
Bądź w Sparcie na Atrydy Menelaja dworze?
Gdyż mój Orest
[681] na ziemi żyw jeszcze w tej porze. —
475Tak pytał; jam mu na to: — Atrydo! Daremnie
Chcesz mnie zbadać, gdyż nic się nie dowiesz ode mnie:
Bo nie wiem, a na próżno gadać nie przystało. —
Gdy nas dwóch tak na przemian z sobą rozmawiało,
Mieszając w nasze smutki łzę rzewną co chwila,
480Pomknęła ku nam dusza Pelida
[682] Achilla,
Za nią dusza Patrokla
[683] z Antilocha
[684] duszą,
Wreszcie Ajas
[685], co kształtem i olbrzymią tuszą
Wszystkie gasił Danaje — Achilla nie liczę.
Owóż duch Ajakidy
[686] od razu oblicze
485Poznał moje i taką powitał mnie mową:
— Laertiado Odysie! O zuchwała głowo!
Na jakiż czyn się zrywasz, większy niźli wszystko,
Coś zrobił! Po co wszedłeś w to zmarłych siedlisko,
Gdzie z ludzi tylko cienie mdławe i bezwiedne?
490Tak mówił, jam mu słowo posłał odpowiedne:
— O Achillu! Ty chwało i ozdobo nasza!
Przyszedłem tutaj gwoli
[687] wieszcza Tejresjasza,
By wróżył, czy rodzinną Itakę zobaczę!
Dotąd bowiem wciąż życie pędziłem tułacze,
495I nogą nie postawszy w Achai ni w domu.
Równać z nas? Jak bóg czczony byłeś ty na ziemi,
A dziś, będąc w Hadesie, trzęsiesz umarłemi;
Przeto nie masz ty czego na swój zgon narzekać. —
500Rzekłem; on z odpowiedzią nie dał na się czekać:
— Odysie! Ty chcesz w śmierci znaleźć mi pociechę?
Wolałbym do dzierżawcy iść pod biedną strzechę
Na parobka, i w roli grzebać z ciężkim znojem,
Niż tu panować nad tym cieniów marnych rojem!
505Lecz mów mi, co słyszałeś o grackim mym synie:
W domu-ż siedzi, czy w boje chodzi, męstwem słynie?
StarośćToż mów, jakie o wielkim Peleju masz wieści?
Czy Myrmidony zawsze chowają go w cześci?
Czy Hellada i Ftyja
[688] czci mu swej uwleka,
510Że stary, a na ręce i nogi kaleka?
O, czemuż ja nie taki, jak niegdyś bywało,
Gdym żył i na trojańskim polu błyszczał chwałą,
I w obronie Achiwów wycinał narody!
Obym na jedną chwilę znów silny i młody
515Stał się i naraz w domu zjawił się rodzica!
Starłaby tych zuchwalców synowska prawica,
Którzy śmieli królewskiej uwłaczać mu cześci! —
Tak Achilles. Jam na to: — Żadnej, żadnej wieści
Nie miałem o Peleju; ale słuchajże mnie,
520Opowiem ci o synu twym Neoptolemie
Wiele rzeczy ciekawych, których byłem świadkiem,
Gdyż ja sam go przywiozłem własnym moim statkiem
Ze Skyros
[689] do pancernych Achiwów pod Troję.
Tam on w radach wojennych zwykle słowo swoje
525Rzucał pierwszy; przemawiał i mądrze, i zdrowo;
Li
[690] Nestor go pobijał lub ja sam wymową.
A gdy przyszło na miecze rozprawiać się krwawo,
WalkaNigdy nie został w tyle pomiędzy czerniawą
[691],
Ino szedł naprzód, męstwem nad innych górował;
530Siła też wrogów w boju obalił na pował
[692].
Wszystkich tych nie policzę, z nazwisk nie wymienię,
Których, broniąc Danajów, posłał między cienie.
Li wspomnę Eurypyla
[693], co go miednym grotem
Przebódł wskroś, bohatera, z nim dużo pokotem
535Ktejców o ziem powalił — sprawka to kobieca;
Nigdym nie widział człeka wabniejszego lica
Niż Eurypyl; li Memnon
[694] piękniejszy od niego.
Potem kiedyśmy w konia wleźli drewnianego,
Co go Epej wyciosał, a mnie dozór dano,
540Kiedy ma być zamkniętą, kiedy otwieraną
Ta kryjówka, mieszcząca książęta i wodze,
OdwagaNiejeden tam z Achiwów na los płakał srodze
I dygotał ze strachu, lecz u twego syna
Nie widziałem łzy jednej; nic go nie ugina,
545Bo ni razu z bojaźni nie zbladł mu rumieniec.
Przeciwnie, nieraz prosił mnie ten zapaleniec,
Bym go puścił z kryjówki; za oszczep miedziany,
Za miecz chwytał i rwał się wysiekać Trojany.
W końcu, gdyśmy Pryjamów
[695] wzięli gród wysoki,
550On łupów i podarków nawiązawszy w troki,
Oddalił się na okręt, i żadną już strzałą
Ani mieczem draśnięty, z walk tych wyszedł cało,
Co dziw! Bo Ares
[696] w bitwie ślepe sypie cięcia! —
Rzekłem, a duch Achilla, ajackiego księcia
[697],
555Na asfodelu
[698] mroczną łąkę się oddalił,
Uradowan, żem syna męstwo tak wychwalił.
Inne zaś, co tam były, nieboszczyków cienie
Stały smutne, na swoje płacząc przeznaczenie;
DumaA tylko cień Ajasa, syna Telamona,
560Stał podal
[699]. Jego postać srodze zachmurzona
Przez to, żem go w zapasach przemógł i nagrodą
Wziął zbroję Achillesa
[700], którą głosów zgodą
W dank
[701] dali mi Trojańce i Pallas-Atene,
A Tetys
[702] przeznaczyła za zwycięstwa cenę.
565Było lepiej mi nigdy zwycięzcą nie zostać,
Niżby miała pod ziemię pójść ta wielka postać
Ajasa, co nad Greków wzrósł takimi czyny,
Że tylko go Achilles prześcigał jedyny.
Więc zagabłem
[703] Ajasa, witając serdecznie:
570— O synu Telamona! A czybyś miał wiecznie
Gniewać się i po śmierci o zbroję, coś stracił,
Którą tylu klęskami Grek potem opłacił?
Bo z tobą, kiedyś runął, ty baszto warowna!
Jak po śmierci Achilla, żałość niewymowna
575Ogarnęła Achiwów: wciąż płaczą za tobą!
Wszystkiego Zeus nawarzył; on to swoją złobą
[704]
Trapił wojska danajskie i ciebie tu wpędził.
Lecz zbliż się do mnie, królu! Rad
[705] bym pogawędził,
Zbliż się, już byś to z serca stary gniew wyrzucił! —
580Rzekłem; on milczał. Po czym k'Erebu się zwrócił
I odszedł, ginąc w tłumie martwych nieboszczyków.
Może byłbym od niego dobył co z tajników
Lub wzajem on ode mnie, lecz właśnie pragnąłem
Poznać dusze, co przyszły i stały nad dołem.
585Syn Zeusa, boski Minos
[706], wpadł w oko najpierwej.
Siedzący z złotym berłem sądził on bez przerwy
Dusze zmarłych. Te stojąc, siedząc z obu boków
W bramie gmachu Aisa
[707], słuchały wyroków.
Po nim znów olbrzymiego Oriona
[708] ujrzałem.
590Na łące asfodelu pędził on nawałem
Zwierzynę wszystką, jaką w kniejach pozabijał,
Gdy żył i w ręku pałką spiżową wywijał.
KaraWidziałem i Tityosa
[709], syna Gai świętej —
Zalegał dziewięć stajań
[710] leżąc rozciągnięty.
595Dwa sępy, jeden z prawej strony, drugi z lewej,
Choć ich spędzał, spod skóry darły z niego trzewy.
Kara za Leto
[711], Zeusa boską nałożnicę,
Którą on był znieważył, gdy ta okolicę
Panopej
[712] przechodziła, do Pyto w podróży.
600
KaraWidziałem i Tantala
[713]. Staw widziałem duży,
Kędy stał zanurzony aż po samą brodę.
Choć pić chciał, nie mógł ust swych zanurzyć w tę wodę,
Bo ilekroć się schylił, by jej nabrać usty
[714],
Tylekroć uciekała, ino się grunt pusty
605Został pod nim, wysuszon przez duchy złowrogie.
Nad nim i drzew gałęzie wisiały rozłogie
[715],
Pełne jabłek rumianych, słodkich fig i gruszek,
Toż granatów, oliwek, lecz byle staruszek
Wspiął się, aby rękami uszczknąć owoc który,
610Wichr się zrywał, gałęzie podbijał do góry…
KaraSyzyfa takżem widział, i to w strasznych mękach;
Ogromną bryłę skały dźwigał on na rękach
I wtaczał ją na górę z mordęgą niemałą,
Podsadzając się pod nią, a gdy się zdawało,
615Że ją wtoczył już na szczyt, skręcała się skała
I z łoskotem piorunu znów na dół spadała,
A on znów ją pod górę wtaczał. Krwawym potem
Członki jego okryte, twarz kurzem i błotem.
Po czym Heraklesowe widmo tuż przy dole
620Stanęło, on sam bowiem siedział w bogów kole
Na niebiańskiej biesiadzie z Hebą
[716] na pieszczocie.
Wkoło widma, mar roje, ni to ptaków krocie
Spłoszonych, wciąż szeleszczą… On jak noc ponury
Stal z łukiem i napinał bełt
[717] nastrzępion pióry,
625Groźnie patrząc i gotów grot miotać za grotem,
Przez pierś jego pas wisiał rzemienny, a złotem
Rżniętym w cudne figury zdobny i łyszczący:
Był tam niedźwiedź, odyniec, lew groźnie patrzący,
Toż szermierki i bitwy, rzezie krwi niesyte,
630Dość, że kto dzieło takie stworzył znamienite,
Niech się już o piękniejsze nie kusi daremnie!
Herakles wraz
[718] mnie poznał, gdy się wpatrzył we mnie,
I tak do mnie przemówił jego cień markotny:
635Czy i ciebie tak samo okrutny los gniecie,
Jak mnie nękał, gdym jeszcze na jasnym żył świecie?
Syn ja Zeusa, a nędze były mym udziałem,
Wysługiwać się chłopu podłemu
[719] musiałem,
Który mnie robotami obarczał twardymi:
640Kazał mi po psa
[720] chodzić aż tutaj w głąb ziemi,
Myśląc, że w drodze zginę od samego strachu.
Jam przecież wyprowadził psa z Aisa
[721] gmachu,
Bo Hermes
[722] i Pallada
[723] szli tam razem ze mną… —
Rzekłszy to zaraz odszedł w Hadesu głąb ciemną.
645Jam został oczekując, czy się nie pokaże
Kto z dawnych bohaterów lub też inne twarze,
Z którymi by się rada spotkać dusza moja;
Lecz się zaczęły ściągać takie mar gromady,
650A i z takim łoskotem, że mnie lęk zdjął blady;
Bałem się Persefony, czy ta z swej czeluści
Potwornego łba Gorgi
[726] na mnie nie wypuści.
Więc-em pobiegł na okręt, napędził drużynę,
By wsiadała, cumową odczepiła linę.
655Ta, rozkazom posłuszna, rzuciła się w pędy
I przy wiosłach ław długich wnet zasiadła rzędy;
A okręt zrazu prądem mknął po oceanie,
Potem z wioseł pomocą — w końcu wiatr powstanie”.
Pieśń dwunasta
Syreny, Skylla i Charybda, bydło Heliosa
1
„Skoro okręt nasz prądy oceanu minął
I na bezkresny przestwór wód morskich wypłynął,
Pędzim k'wyspie Ajai, gdzie Eos się rodzi,
Gdzie mieszka z swym orszakiem i gdzie Helios wschodzi;
5A stanąwszy u brzegu przy piaszczystej ławie,
Wysiadamy z okrętu, znużeni w przeprawie,
Spać się kładziem i śpimy do jutrzenki świtu.
Pchnąłem do zamku Kirki część druhów, by zwłoki
10Elpenora przynieśli tu nad brzeg zatoki.
Potem drzew naścinawszy na wzgórku nad morzem
Ze łzami i żalami na stosie go złożem.
A gdy trupa i oręż ogień strawił razem,
Sypiem nad nim mogiłę, nakrywamy głazem,
15A na wierzchu mogiły zatykamy wiosło.
Wszystko, cośmy zrobili, prędko się doniosło
Do Kirki. O powrocie już uwiadomiona,
Sama wnet przyszła strojna; za nią panien grona
Niosły czerwone wino, kołacze, mięsiwa.
20Bogini przystąpiwszy, do nas się odzywa:
— Wy żywi, a w umarłych chodziliście kraje!
Śmierć dwukrotna! Na jednej inny poprzestaje.
Oj, wy śmiałki! A nuże, syćcie wasze głody,
Godujcie; za to jutro, gdy wstanie dzień młody,
25Dalej w drogę! Ja sama powiem, jak i kędy
[728],
Byście znów przez szaleństwo nie popadli w błędy
Ani w niebezpieczeństwo na wodzie lub ziemi —
Rzekła i nam dodała serca słowy temi.
Jakoż przez ten dzień wszystek, nim słońce zapadło,
30Wyprawiliśmy stypę: piło się i jadło.
Lecz kiedy już wieczorna nadeszła godzina,
A spać legła przy cumach korabnych drużyna,
Wtenczas z sobą mnie na bok odwiodła bogini,
Usiadła na trawniku, jam też siadłszy przy niej,
35Opowiadał jej całą podróż szczegółowie
[729].
Na co mi boska Kirka w tych słowach odpowie:
— Kiedyś tak wszystko sprawił, posłuchać ci zda się,
Co powiem i co bóg sam przypomni ci w czasie.
Ty w kraj Syren zajedziesz, czarownic, co zdradzą
40Tych wszystkich, jacy tylko o nie tam zawadzą.
Szaleniec, kto się zbliży i Syren tych śpiewy
Usłyszy! On nie ujrzy nigdy, póki żywy,
Ni małżonki, ni dziatek, ni ziemi rodzinnej:
Tak go sczaruje śpiew tych Syren słodkopłynny,
45Które siedzą na łące, a wkoło nich gnaty
Ludzkie leżą stosami i ciał wyschłych szmaty.
Ty je mijaj, i zalep uszy towarzyszy
Woskiem miodnego plastru! Niech żaden nie słyszy
Głosu ich; lecz jeżeli sam byłbyś ciekawy
50Posłuchać, to powrozem każ do masztu nawy
Przywiązać się a mocno, za nogi i ręce,
A wtedy się przysłuchaj dwóch Syren piosence.
Lecz gdybyś się wyrywał, wołał, by zdjąć pęty,
To masz być jeszcze mocniej powrozem ściśnięty.
55Gdy tak szczęśliwie miniesz Syrenie pobrzeże,
Nie wytykam
[730] ci drogi. Czy okręt obierze.
Drogę w prawo lub w lewo, sam rozważysz sobie,
Która lepsza. Ja tylko opiszę ci obie:
Na jednej z wód wyłażą skał stromych urwiska,
60Wzdęty wał Amfitryty
[731] o nie się rozpryska.
Skały te zowią bogi w swej mowie: błędnymi…
Żaden ptak ni gołąbka nie przemknie nad nimi
Z ambrozją, którą niesie dla ojca Kroniona,
Żeby od gładkiej skały nie była schwycona,
65Lubo
[732] Zeus, gwoli liczby, zawsze nową stwarza.
Tutaj niechybna zguba czeka na żeglarza:
Ciała ludzkie i belek okrętowych szczęty
Schłoną albo płomienie, albo mórz odmęty.
Jeden li tylko okręt Argo, sławion wszędy,
70Gdy wracał od Ajeta, mógł się przemknąć tędy —
Lecz te rafy i Argo
[733] by nie oszczędziły,
Gdyby nie pomoc Hery
[734] — Jazon
[735] był jej miły.
Dalej są dwie opoki
[736]: jednej szczyt się jeży
Aż w niebiosa, a na nim gruby obłok leży,
75Co nie znika ni latem, ni czasu jesieni;
I ten szczyt się nie złoci od słońca promieni.
Nań się wdrapać lub zejść zeń — nie w ludzkiej to sile,
Choćby kto rąk dwadzieścia a i nóg miał tyle;
Głaz bowiem jak ociosan, gładki z każdej strony.
80We środku ma jaskinię; otwór jej zwrócony
Ku ciemnościom Erebu
[737]. Więc oną jaskinię
Okręt twój, Odyseju, niechaj tak ominie,
By z pomostu w ten otwór żadna nie doniosła
Strzała, ciśnioną ręką łucznika z rzemiosła.
85
PotwórW tej jamie Skylla siedzi, słychać ją z daleka;
Skomli jakby miot szczeniąt i jak one szczeka.
Okropna to poczwara, i nikt jej widoku
Nie zniesie; sam bóg nawet nie dotrzyma kroku.
Łap dwanaście szkaradnych jest u tej bestyi,
90I sześć szyj wyciągniętych, a na każdej szyi
Łeb sprośny, w paszczy zębów trzy rzędy, a przy tym
Gęstych, a chropoczących przeraźliwym zgrzytem.
Zwykle na dnie pieczary leży tułów spory,
A łby tylko wystawia z głębi onej nory,
95I łapczywie czatując w paszcze swoje chwyta
Delfina, psa i wszystko, co ma Amfitryta
W swoim państwie podwodnym, wszystko, co się zdarzy,
Nie pochlubił się dotąd nikt z tylu żeglarzy,
By nie miał od niej szkody; każda jej paszczeka
100Zwykle z łodzi unosi jednego człowieka.
Blisko od niej zobaczysz drugą taką skałę,
Lecz niższą, bo przerzucisz przez nią każdą strzałę.
Jest tam figowe drzewo ze skały zwieszone,
Pod nim groźna Charybda łyka morze słone;
105Trzykroć w dzień je wyrzuca, trzykroć wciąga w siebie.
A gdy wciąga, o! niechże nie będzie tam ciebie!
Już by i sam Posejdon nie mógł cię ratować.
Pamiętaj, Odyseju, łódź swoją sterować
Najbliżej popod Skyllę, gdyż większym jest zyskiem
110Sześciu ludzi utracić niż zginąć ze wszystkiem. —
OdwagaSkończyła, a jam na to tak jej odpowiedział:
— Boginio! chciej odsłonić prawdę! Niechbym wiedział,
Czy uchodząc Charybdy łakomego garła,
Mógłbym Skyllę ukarać, że moich pożarła? —
115Tom mówił, a bogini rzekła tymi słowy:
— Ty byś i Skyllę wyzwać na rękę gotowy;
Ty byś się porwał, śmiałku, i na same bogi.
Bo przecież nieśmiertelnym jest ten potwór srogi:
Nie da on ci się zabić, i nic go nie złamie.
120Jeden środek: uciekać: na nic silne ramię…
Jeśli staniesz pod skałą, by wydać bój Skylli,
Ona sześć łbów powtórnie z czeluści wychyli
I drugich sześciu porwie. Śpiesznie więc przepływaj
Koło niej, a boginkę Kratais przyzywaj,
125Matkę Skylli, co życie dała tej szkaradzie.
Ta ją wstrzyma, i odtąd nie będzie na zdradzie.
Dalej ostrów
[738] Trinakii trafisz: tam na łące
Do boga słonecznego stada należące
Pasą się; jest stad siedem owczych, siedm wołowych,
130A w każdym po pięćdziesiąt; nigdy liczba owych
Nie zwiększa się, nie zmniejsza. Dwie nimfy je pasą:
Lampetia z Faetusą
[739], obie cudne krasą.
Helios je miał z Neajrą. O swe córki dbała
Matka, gdy już podrosły, daleko wysłała
135Aż na ostrów Trinakii, by trzody ojcowskie
I woły ciężkorogie pasły dziewy boskie.
ProroctwoJeśli, na powrót pomny, oszczędzisz te trzody,
To wrócisz, chociaż nędzarz, do swojej zagrody.
Lecz jeśli je naruszysz, twój okręt z drużyną
140Zginąć musi — ty ujdziesz, ale cię nie miną
Nieszczęścia, i choć wrócisz do dom i rodziny,
To późno, biedny bardzo, sam jeden, jedyny. —
Tak mówiła. Wtem jutrznia zabłysła na niebie.
Kirka mnie pożegnawszy odeszła do siebie;
145Ja na okręt zwołałem czeladź rozpierzchnioną,
Kazałem, by od brzegu liny odczepiono.
A gdy wszyscy zasiedli rzędem długie ławy,
Wiosłami pruć zaczęli morski nurt słonawy.
Wtem od ziemi na okręt nasz modrawodziobny
150Wiatr pociągnął, nasłany od Kirki nadobnej,
Pięknowłosej bogini, przewodnik żeglugi.
Ład zrobiwszy na nawie, płyniemy czas długi
Milczący, nieruchomi, na wiatr i ster zdani.
W końcu tak się ozwałem:
155— Druhowie kochani!
Nie jednemu ni kilku zwierzam się wybranym
Z przeznaczeniem, od Kirki mnie przepowiedzianym,
Lecz wszystkim chcę obwieścić, jaką przyszłość wróży;
Czy zginiem, czy szczęśliwie powrócim z podróży?
160Najpierw radzi bogini na śpiewy zwodzące
Głuchym być owych Syren, co siedzą na łące.
Mnie jednemu li
[740] wolno słuch mieć dla ich śpiewu,
Lecz trzeba mnie przywiązać k'masztowemu drzewu
I spętać powrozami za nogi i ręce,
165Bym nie drgnął; lecz jeżeli owe więzy skręcę
Lub zawołam: Puszczajcie! — odmówcie posłuchu
I mocniejszymi pęty skrępujcie co duchu
[741]. —
Tak więc część przepowiedni zwierzyłem drużynie.
Okręt nasz, gnany wiatrem, pod ostrów podpłynie
170Dwóch Syren, a wtem naraz wiatr ucichł i wodne
Fale się wygładziły jak niebo pogodne:
Któryś bóg je uciszył. Poskoczyli nagle
Towarzysze na nogi, aby zwinąć żagle
I na dnie łodzi złożyć; po czym rozbijano
175Nurt wiosłami, aż morze pokryło się pianą.
Jam wtedy miednym nożem krąg wosku na części
Krajał drobno i gniótł z nich gałki w silnej pięści;
Wosk prędko stał się miękki, już samym gnieceniem,
Już rozgrzany gorącym Heliosa promieniem;
180Co zrobiwszy, każdemu zalepiłem słuchy
[742].
Potem do mnie się wzięto; związali mnie druhy
Do masztu powrozami za nogi i barki
I wziąwszy się do wioseł, gnali okręt szparki.
A gdyśmy się zbliżyli do wyspy tej brzegu,
185
Pieszczonymi głosami śpiew zawiodły taki:
— Zbliż się, chlubo Achiwów, Odysie z Itaki!
Zbliż do lądu! Posłuchaj, jak śpiewamy cudnie!
Nikt tu jeszcze na czarnym nie przemknął się sudnie
[743],
190Żeby się nie zatrzymał na dźwięk naszych pieni;
Owszem, wszyscy śpiewaniem tym rozweseleni,
Oświeceni mądrością płyną sobie dalej.
Wiemy, co niegdyś Grecy, Trojanie doznali
Nieszczęść, z bogów naprawy, na Ilionu polach,
195Wiemy o wszystkich ziemskich dolach i niedolach. —
Tak śpiewały, a we mnie już żądza się budzi
Słuchać jeszcze tych śpiewów; więc mrugam na ludzi,
By przyszli mnie rozpętać. — Okręt pędzi chyżo.
Wtem Euryloch, Perimed do mnie się przybliżą
200I przywiążą do masztu silniej powrozami.
Tymczasem wyspa Syren została za nami,
Już ich głosu i śpiewu prawie nikt nie słyszy.
Więc wosk z uszu odlepiał każdy z towarzyszy,
A i mnie z onych pętów też oswobodzili.
205Minąwszy zatem wyspę, ujrzałem w tej chwili
Jakby dym i wełn
[744] wielki łamiący się z grzmotem,
Aż z rąk wiosła wypadły ze strachu i potem
Same biły się z falą; a nawa jak wryta
Wraz stanęła, bo nikt się do wioseł nie chwyta.
210Widząc to, cały pomost przebiegłem i mową
Taką cuciłem martwą czeladź okrętową:
— Bracia! Tyle już nieszczęść przeszliśmy i znamy!
Nic tu nie ma gorszego niż wtenczas wśród jamy
Kyklopskiej, kiedy kamień zawalił nam wniście.
215Jednak stamtąd — pamięta każdy oczywiście —
Jakem wywiódł was głową chytrą a przezorną.
Nuże, chłopcy! Co każę, wykonać mi sforno
[745]!
Wszyscy niech chwycą wiosła, rzędem zajmą ławy
I wiosłują co siły. Może Zeus łaskawy
220Sprawi, że nas ucieczka od śmierci uchroni.
Ty zaś, sterniku, który ster nawy masz w dłoni,
Omijaj — a przestrogę wyryj sobie w głębi —
Owe dymy i wiry, gdzie morze się kłębi,
A bierz się popod skałę, bo gdybyś przypadkiem
225Skręcił tam, koniec z nami byłby i ze statkiem. —
Skończyłem. Oni rozkaz natychmiast spełnili;
Lecz o nieuniknionej nie rzekłem nic Skylli,
Aby drużyna moja, gdyby śmierć spostrzegła,
Zbiwszy się w trwożną kupę, wioseł nie odbiegła.
230Już też i ja, niepomny na rozkaz surowy
Dany od Kirki, chciałem na bój być gotowy.
Jakoż zbroję-m wdział na się, dwa oszczepy w obie
Ręce-m wziął, i stanąłem na okrętu dziobie,
Pewien, że potwór, z skalnej wypadłszy komyszy
[746],
235Stąd zacznie mi porywać moich towarzyszy.
Lecz nigdziem go nie zoczył, choć w szczelinach skały
Aż do znużenia oczy go moje szukały.
Pod strachem wpłynęliśmy w przesmyk, gdzie szła droga:
Tu nam groziła Skylla, tam Charybda sroga,
240Co bezdenną paszczęką słoną wodę żłopie,
A kiedy ją wyrzuca, jak w kotła ukropie
Kipiała ona kołbań
[747] i białymi piany
Po szczyt obryzgiwała obu skał tych ściany;
A znów gdy słoną topiel wciągała do garła,
245Skały się trzęsły, kołbań do dna się rozwarła,
Aż widać było mułu czarnego pokłady.
Struchleli na ten widok; przestrach zdjął ich blady,
Bo już śmierć nieochybna przed oczami stała.
250Z nawy, a wszystko chłopcy i silne, i żwawe.
Owoż gdym się obejrzał na druhów i nawę,
Ujrzałem ręce, nogi w powietrzu drgające
Nad sobą, i ich głowy na mnie wołające:
— Odysie! raz ostatni wyjękli biedacy.
255Na brzegu z długą żerdką siedzący rybacy
Rybom zdradliwą pastwę rzucają do toni,
Wbitą na róg wołowy
[748]; rybki idą do niej
I trzepocące na brzeg porwane są wędką:
Z takim oni trzepotem śmigli w otwór prędko,
260Gdzie ten smok żreć ich począł, a w najsroższej męce
Krzycząc, do mnie błagalnie wyciągali ręce.
Nigdym okropniejszego nie spotkał widoku
W burzach morskich i w przygód przeróżnych natłoku.
Wymknąwszy się z Charybdy i Skylli przesmyku,
265Przybyliśmy do wyspy bożej, gdzie bez liku
Heliosowego bydła na łąkach się pasa;
Moc owiec i jałowic rogatych tam hasa,
Że kiedym był na morzu podal
[749], już się dało
Słyszeć, jak tam w zagrodach to bydło ryczało.
270Zaraz na pamięć przyszły i te słowa wieszcze
Wróżbity Tejresjasza, nie mniej inna jeszcze,
Od ajajskiej bogini dana mi przestroga,
Abym unikał wyspy słonecznego boga.
Więc ze ściśnionym sercem rzekłem: — Przyjaciele!
275Uważajcie, co powiem, wróżby wam udzielę,
Którą duch Tejresjasza dał mi, a i onych
Rad dobrych, od ajajskiej Kirki udzielonych,
Żeby z dala omijać dla nas niebezpieczny
Ostrów, gdzie stada swoje trzyma bóg słoneczny:
280Jakieś bowiem nieszczęście wielkie nas tam czeka.
Więc, chłopcy, opłyniemy ten ostrów z daleka. —
Tak rzekłem; oni smutnie pozwieszali głowy;
Lecz Euryloch gniewnymi napadł na mnie słowy:
— Okrutny! Puszysz
[750] siłą: ciebie z nóg nie zwali
285Trud żaden, członki twoje ukute ze stali.
Przeto drużynie, zbitej pracą i niewczasem,
Nie dasz wysiąść, pokrzepić się snem i popasem
Tam, na ziemi oblanej wodą, i w uporze
Każesz ominąć wyspę, aby w nocnej porze
290Tłuc się po mglistym morzu, nie wiedzieć gdzie, po co?
Przecież najsroższe wichry najzwyklej dmą nocą,
Gdzież się skryjem? Jak pewnej możemy ujść śmierci,
Jeżeli burza przyjdzie, a nawą zawierci
Bądź Not
[751] wściekły, bądź Zefir
[752]? W takiej zawierusze
295Wbrew bogów woli giną okręty i dusze.
Poddajmy się więc nocy, nie będzie na zdradzie;
Wieczerzę przyrządzimy tutaj na pokładzie,
A rano znowu wsiędziem pruć bezbrzeżne wody. —
Rzekł Euryloch i drudzy przyklaśli do zgody.
300Lecz jam zwietrzył od razu, że bies sprawę gmatwa;
Więc rzekłem: — Eurylochu!
PrzysięgaZaprawdę, rzecz łatwa
Przemóc
[753] mnie, kiedy wszyscy idą na przekorę.
Dobrze, lecz wprzód przysięgę od was tu odbiorę,
Że jeśli na tej wyspie na stada traficie
305Jałowic albo owiec, ni jawnie, ni skrycie
Nikt się na nie nie targnie. Głód nas tu nie zmorzy:
Kirka nas opatrzyła w żywność z łaski bożej. —
Rzekłem, oni przysięgę świętą wykonali,
Że bydła nie tkną. Zatem nie płynąc już dalej,
310Zawinęliśmy w przystań wydrążoną nawą
Nie opodal wód słodkich, i drużyna żwawo
Wyskoczyła, wieczerzę na brzegu przyrządza.
A gdy się już nasyci zgłodniała ich żądza,
Nuż opłakiwać pamięć drogich towarzyszy,
315Których Skylla wciągnęła do swoich komyszy;
Aż nareszcie, spłakani, krzepiącym snem zasną.
Trzy części nocy przemkło i gwiazdy już gasną,
Gdy oto chmurowładny Zeus wzbudził wichurę,
Pędzącą zewsząd chmury, że aż w jedną chmurę
320Ląd zawinął i morze, i spadła ciemnica
[754].
O świcie, gdy Jutrzenka wstała krasnolica,
Wciągnęliśmy łódź naszą w wydrążenie skały,
Gdzie nimfy swoje pląsy i zebrania miały,
Po czym zwoławszy swoich, rzekłem do gromadki:
325— Dość żywności i wina jest tu, moje dziatki.
Przeto wara od bydła! Nuż licho się czepi!
Tych jałowic i owiec nie tykać najlepiej,
Bo to własność Heliosa te stada na łące;
Groźny pan, słuch ma dobry, oczy wszechwidzące. —
330Rzekłem; oni uznali moc mego zakazu.
Odtąd Not cały miesiąc dął nam, i ni razu
Inny wiatr okrom Eura
[755] i Nota nie wiewał.
Więc dopóki zapasy każdy rad spożywał,
To i bydła nie tykał, bo i nie czuł głodu;
335Lecz gdy żywność w okręcie wybrano do spodu,
Rozbiegły się po wyspie zgłodniałe biedaki
Łowić, co do rąk wpadło, czy ryby, czy ptaki.
Jam rad samosam
[756] chadzał, modły gorącemi
Prosić bogów o powrót rychły do mej ziemi.
340A gdym raz się od moich odbił i w ustronie
Zaszedł ciche, umyłem, jak się godzi, dłonie,
I do bogów olimpskich pobożniem się korzył,
A te mi sen zesłały, i sen mnie był zmorzył.
Wtenczas właśnie Euryloch nawiązał sieć zdrady:
345— Towarzysze niedoli! — rzekł. — Słuchać mej rady!
Zaprawdę, śmierć dla człeka każda niedogodna,
Lecz żadna tak okropna nie jest, jak śmierć głodna
[757].
Dalej więc! co najlepsze byki z paszy spędźmy
I bogom nieśmiertelnym obiatę poświęćmy.
350A kiedyś, do Itaki gdy wrócim ojczystej,
Cześć powinną
[758] odbierze ten bóg promienisty,
Chram
[759] mu wzniesiem, ozdoby sprawim złotolite.
Lecz jeśli się pogniewa o bydło pobite
I nasz okręt wraz z nami na zgubę przeznaczy,
355A bogi mu pomogą, to wolałbym raczej
Od razu morską wodą zalać sobie duszę,
Niż w tej pustce na długie skazać się katusze. —
Nuż spędzać Heliosowe na obiatę byki,
360Które w pobliżu nawy chodziły po trawie,
Szerokołebne, z wszystkich najpiękniejsze prawie.
Spędzone otoczyli, bóstw potęgi święte
Wezwali, mietli listki na dębie uszczknięte,
Gdyż jęczmienia nie mieli. Owoż gdy skończono
365Modły, bydła nabito, ze skór obłupiono;
Wycięte udźce, tłuszczem dwukrotnie spowite,
Nieociekłymi ze krwi mięsami nakryte,
Wraz z trzewiami w ofiarnym skwarzyli płomieniu,
Lecz że wina zabrakło, wody k'pokropieniu
370Użyto. Więc na stosie gdy udźce zgorzały,
Resztę mięsiw na mniejsze krajano kawały
I wkładano na rożny.
Wtem z drzemoty mojej
Zbudziwszy się, poszedłem ku morskiej ostoi
[760],
375A zbliżając się k'nawie dwakroć owioślonej,
Zalatywał mnie dymek ofiary spalonej.
Struchlałem i tę skargę zaniosłem do nieba:
— Ojcze Zeusie! Wy, bogi! Zguby mej wam trzeba,
Że mnie snem zmorzyliście, aby ci niegodni,
380Nie widząc mnie, bezecnej dokonali zbrodni. —
Wtem Lampetia w powiewnym wionęła rańtuchu
[761],
Do Heliosa wiadomość zanosząc co duchu
O bykach porzezanych. Wstrząsł się Promienisty
I wołał wrząc od gniewu: — Zeusie wiekuisty!
385I wy wszyscy bogowie! Mścijcie się okrutnie
Na drużynie Odysa! Zuchwałe te trutnie
Wycięli moje stada, na które patrzałem
Z lubością, gdy na gwiezdne błękity wjeżdżałem
Lub gdym z niebios się staczał ku ziemskiej krawędzi.
390
Bóg, GniewJeśli kara za rozbój łotrów tych oszczędzi,
Zejdę w mroki Hadesu świecić nieboszczykom! —
Na to Zeus, chmur i wiatrów przewodzący szykom:
— Heliosie! Świeć jak zawsze bogom tu na niebie,
I ziemi, która ludzi wykarmia przez ciebie,
395Wnet ja na ten ich okręt piorun cisnę z góry
W mórz środkowiu
[762] i okręt strzaskam w drobne wióry! —
Rzecz tę wiem od Kalypsy, onej krasawicy,
A jej z tym się Hermejas zwierzył w tajemnicy.
Przyszedłszy więc do nawy i morskiego brzegu,
400Jąłem
[763] ostro strofować wszystkich po szeregu.
OmenLecz cóż począć? Porznięte leżały bydlaki!
Niebawem i złowróżbne zjawiły się znaki:
Skóry same pełzają, na rożnach mięsiwa
Ryczą, a i surowe rykiem się odzywa.
405Sześć dni tak używali na mięsie zbytniki,
Heliosowi najlepsze pozjadawszy byki.
Lecz Zeus Kronion gdy zesłał siódmy dzień z kolei,
Nagle wiatr ustał, srogiej nie było już wiei.
Wsiadamy więc, sterujem na morze otwarte,
410Maszt już dźwignion i jasne żagle rozpostarte.
Gdy za nami Trinakii został smug
[764] zielony,
Nie widzim nic krom nieba i wód z żadnej strony.
Zwiesił się, i noc była na morzu głębokiem.
415Okręt ledwo się ruszał. Zachodni wiatr zadął
Wściekłym gwizdem i zmącił do dna wody padół;
On to liny masztowe zdarł jednym napadem,
I maszt się zwalił; w środek posypał się gradem
Wszystek sprzęt; maszt o tyły okrętu zawadził,
420Łeb strzaskał sternikowi, z pomostu go zsadził,
Że jak nurek w głąb pornął, a zgniecione ciało
Duch opuścił. — Wtem nagle nad nami zagrzmiało!
Piorunem Zeus padł w okręt z łoskotem; wstrząśnięcie
Od góry aż do spodu czuć było w okręcie,
425Toż siarki zapach. Wszystka z pomostu drużyna
Zmieciona, wpadła w morze; szamocąc się wspina,
I znowu się zanurza, niby morskie wrony.
Bóg im nie dał powrócić, żywot ich skończony!
Jam biegał po okręcie, póki bałwan wielki
430Nie odarł żebr
[765] do spodniej przyprawionych belki,
Która sama bujała, aż drzewo masztowe
Spadło na nią. Przy maszcie linę surowcowę
[766]
Postrzegłszy, maszt ten z wręgą
[767] do kupy związałem,
Wsiadłem okrak, i wzdętym falom się oddałem.
435Wkrótce już wiatr zachodni stracił pęd gwałtowny,
Lecz wtomiast Not
[768] się zerwał; mnie strach niewymowny
Ogarnął, bym w Charybdy nie wpadł wir bezdenny.
Tak płynąłem noc całą, aż póki brzask dzienny
Nie odkrył tu Charybdy, a owdzie skał Skylli.
440Charybda słone morze łykała w tej chwili,
Co widząc, figowego jąłem
[769] się konaru.
Uczepion jak nietoperz, nie mogłem z wiszaru
[770]
Nóg oprzeć ani ciału ulżyć oczywiście,
Bo korzenie daleko, a gałęzi kiście
445Szły w górę — całą kołbań
[771] ocieniała figa.
Więc wisiałem czekając, pokąd nie wyrzyga
Wir na powrót tej wręgi, a czekałem właśnie
Niecierpliwie i długo, jak ten, który waśnie
Sądził między młodzieżą zebraną w agorze
450I głodny śpieszył do dom o wieczornej porze:
Tyle zeszło, nim wręgę kołbań wyrzuciła.
Zebrawszy się więc w kupę, skoczyłem co siła
I padłem tuż przy drewnach, które woda niosła;
A dosiadłszy ich, rąk mych użyłem za wiosła.
455Lecz Skyllim już nie spotkał — o dzięki wam, bogi!
Inaczej nigdy śmierci nie uszedłbym srogiej.
Tak dni dziewięć się tłukłem, aż dziesiątej nocy
Przybiłem do Ogygii
[772] przy boskiej pomocy,
Gdzie mieszka pięknowłosa Kalypso, bogini.
460Gościnnie tam przyjęty, długom bawił przy niej.
NudaLecz po co opowiadać przygody wam znane,
Wczoraj w tej tu świetlicy już opowiadane
Tobie i twej małżonce? Mam nieco odrazy,
By jedną rzecz, już znaną, powtarzać dwa razy”.
Pieśń trzynasta
Odyseusz odpływa od Feaków i przybywa do Itaki
1Tak opowiadał Odys. Słodkie zachwycenie
Oniemiło siedzące w izbie zgromadzenie;
Li Alkinoj głos zabrał i rzekł tymi słowy:
„Jeśliś raz nogą wstąpił w zamek mój spiżowy
[773],
5Tuszę
[774], że już nieszczęście nie dojmie ci chłostą,
Bez burz groźnych i przygód do dom wrócisz prosto.
Wy zaś, sąsiedzi moi, co o każdej porze
Przywykliście na moim gromadzić się dworze,
By słuchać piewców pieśni, pić wino czerwone,
10Posłuchajcie, co powiem: w skrzyni tej złożone
Mieszczą się dla naszego gościa piękne szaty,
Misterne złote sprzęty i inny bogaty
Dar, zniesiony przez różne feackie panięta.
Lecz nie dość — niech on szczodrość naszą popamięta:
15Każdy da mu kociołek i trójnóg w dodatku,
Zresztą lud nam powróci koszt tego wydatku,
Gdyż na jednego ciężar byłby to niemały”.
Te słowa Alkinoja w myśl wszystkim trafiały.
Więc każdy na spoczynek pośpieszał do siebie,
20Lecz gdy Eos różana zabłysła na niebie,
Każdy śpieszył na okręt i niósł miedne
[775] sprzęty,
Które sam Alkinoos w mocy swojej świętej
Przyjmował i pod ławą ustawiał w rząd długi,
By zawadą nie były flisom do żeglugi.
25Potem poszli na zamek godować
[776] u stołu;
Alkinoj kazał zarznąć na ofiarę wołu,
Aby dla gościa zjednać chmurnego Kroniona
Spaliwszy lędźwie, stypa suto obchodzona
Wesoło się odbyła, gdyż z ust Demodoka
30Pieśń zabrzmiała, natchnieniem i myślą wysoka.
Lecz Odys często okiem na słonko spoglądał,
Czy nie zaszło, gdyż bardzo domu już pożądał.
Jak oracz, który chodząc za pługiem dzień cały,
Popędza czarne ciołki
[777], a patrzy zgłodniały
35W słońce i rad
[778], gdy zniknie za krańcem zachodnim,
Pośpiesza na wieczerzę, aż nogi drżą pod nim:
Tak i Odys rad wielce był z słońca zachodu
I wraz do zebranego zwrócił się narodu,
A właściwie do króla mówił słowy temi:
40„Sławny królu Alkinie! Okraso tej ziemi!
Libację
[779] odprawiwszy, puśćcie mnie już w drogę
I żegnajcie! Mam wszystko, czego pragnąć mogę:
Pewny odwóz, cennego mnóstwo podarunku,
Snadź
[780] niebo błogosławi, bym już bez frasunku
[781]
45Wierną żonę obaczył i przyjaciół drogich,
A wy, których zostawiam, doznajcie chwil błogich
Przy małżonkach i dziatwie! Wszystko niech wam płuży
[782]:
Pomyślności tej wyspy niech nic nie zachmurzy!”
Tak rzekł witeź. Tę mowę wszyscy mu chwalili,
50Mówiąc, że go odprawić wypada tej chwili.
Więc keryksa
[783] wezwała święta moc Alkina:
„Pontonoju! W te kruże namieszasz nam wina
I podasz je każdemu. My Zeusa na niebie
Wezwiem, gościa wyprawim, niech wraca do siebie!”
55Tak kazał, a Pontonoj w krużach pomieszane
Wino czerpał, roznosił, a kniazie zebrane
Nie ruszając się z miejsc swych, bóstwom, co mieszkają
Na niebie, cząstkę wina z pucharów strząsają.
Po czym wstał boski Odys z pucharem bliźniakiem
[784]
60I kładąc go Arecie do rąk, słowem takiem
Do królowej przemówił: „Królowo! żyj w zdrowiu,
Póki śmierć przeznaczona ludzkiemu pogłowiu
Na starość cię nie zmoże. Żegnaj mi, królowo!
Opływaj zawsze w szczęście i słodycz domową
65Razem z dziećmi, z twym ludem, małżonkiem królewskim!”
Rzekł witeź i za progi odszedł krokiem rześkim.
Alkinoj pchnął keryksa w trop za odchodzącym,
By nie błądził za statkiem u brzegu stojącym.
Areta zaś wysłała trzy służebne dziewki:
70Jedna niosła wyprany chiton i odziewki
[785],
Druga niosła zamkniętą z podarkami skrzynię,
Trzecia nie zapomniała o jadle i winie.
A gdy przyszli do statku u morskich wybrzeży,
Przewoźnicy te dary mieszczą jak należy
75W wnętrzu statku: toż napój i żywność zniesiono;
Posłanie dla Odysa także wymoszczono
Z wojłoków
[786], prześcieradeł, na pokładzie statku,
Przy rudlu
[787], by spokojnie mógł spać. Na ostatku
On wszedł i na posłaniu milcząc się położył.
80Każdy flis zajął ławę, wiosło do rąk włożył,
Przewleczoną przez kamień już odjęto linę
[788],
I wiosła wraz zaczęły pruć morską głębinę.
Odysowi sen słodki wnet spadł na powieki,
Sen, jak śmierć nieprzespany, lecz przyjemnie lekki.
85
Sadzi w górę kopytem, gdy ją bicz pogoni,
I w okamgnieniu znika w szerokim przestworze —
Tak ich okręt się wspinał, dziobem porąc morze
Kipiące spiętrzonymi bałwanami wokół
90I pędził takim lotem, że nawet i sokół
Nie byłby go dogonił, choć najchyższy z ptaków.
Niósł tego po mórz toni ów okręt Feaków
Męża mądrości bożej do ojczyzny drogiej,
Którego uporczywie nękał los złowrogi
95W tylu bojach i w długiej tułaczce po wodach.
Spał teraz i zapomniał o swoich przygodach.
Z zejściem gwiazdy
[789], świecącej najjaśniej w błękicie,
Co zwykle rannej Eos zwiastuje przybycie,
Dobijali do wyspy nad samym świtaniem.
100Pod Forkysa
[790], morskiego starucha, wezwaniem
Jest tam przystań w Itace: dwie groźne opoki
Sterczą u wnijścia, niby wrota tej zatoki,
Odpierające fale, które burza pędzi
W przystań; więc tuż u cichej wybrzeża krawędzi
105Nie cumowanych łodzi stoi rząd spokojny.
Wyżej, gdzie brzeg, tam rośnie oliwnik
[791] w liść strojny;
Jest i ciemna pieczara oliwnika blisko:
Boginek Najadami
[792] zwanych w niej siedlisko.
Wewnątrz dzbany i garnki dwuuszne tam stoją,
110Pszczoły w nich robią miody, jak w ulach się roją.
Są i narzędzia tkackie, kamienne warsztaty:
Boginki purpurowe na nich dzieją szaty;
Środkiem bije zdrój żywy; po bokach dwa wchody:
Jeden, północny, ludziom służy do wygody;
115Od południa — ten święty; stopa śmiertelnika
Przestąpić go nie może, bogom się odmyka.
W tę przystań, przewoźnikom znaną, łódź gdy wpadła
Rozpędzona, połową tułowiu aż siadła
Na brzegu, tak ją parła wioślarzów
[793] tych siła.
120Teraz, gdy z ław drużyna na brzeg wyskoczyła,
Nuże Odysa dźwigać z nawy, na pościeli
Purpurowych kobierców, prześcieradeł bieli;
I złożywszy na piasku w śnie pogrążonego,
Znosiła potem dary, zebrane dla niego
125Przez feackie panięta z natchnienia Ateny.
Więc pod pniem oliwnika sprzęt niemałej ceny
Złożono podal drogi, by kto przechodzący
Nie wziął czego, nim Odys przebudzi się śpiący,
Po czym nazad
[794] odbili.
130Lecz u Posejdona
Dawny gniew na Odysa zawrzał w głębi łona,
Więc rzekł, wolę Zeusową badając w tym względzie:
„Czyż ja, ojcze Kronidzie, tutaj w bogów rzędzie
Mogę cześć mieć, jeżeli człek o mnie nie stoi,
135Jak te Feaki? Ród to przecie ze krwi mojej.
Jam tuszył
[795], że ten Odys nacierpi się dużo,
Nim wróci do ojczyzny, a byłbym go burzą
Niejedną bił w przeprawie do domu z powrotem.
Wszakżeś sam na to przystał i sam radził o tym!
140A oni go przewieźli śpiącego okrętem
Bezpiecznie do Itaki, opatrzyli sprzętem
I złotym, i spiżowym i cienkimi szatki!
Większe ma, niżby z Troi wywiózł był dostatki,
Gdyby z łupem tam wziętym powrócił bez szkody”.
145Na to odrzekł mu władca chmur i niepogody:
„O mój ty ziemioburco! Mówisz nie do rzeczy,
Nikt tu z niebian powinnej czci tobie nie przeczy.
Bo któż by śmiał ujmować czci najstarszej głowie
[796]?
Lecz jeśli z sił swych butni jacyś tam ludkowie
150Robią-ć ujmę — do zemsty masz otwarte pole:
Jak czujesz i jak sam chcesz, ukarz ich swawolę”.
ZemstaNa to znowu Posejdon: „O mój chmurowładny!
Co mówisz, ja bym zrobił bez odwłoki żadnej.
Wżdy
[797] nie chciałbym zasłużyć na gniew twój, bo groźny.
155Więc tylko wracający ten okręt przewoźny
Feacki na otwartym morzu tak uderzę,
Że to im chęć przewózki na zawsze odbierze.
W końcu miasto ich zamknę w krąg wielkimi góry”.
Odparł mu na to Kronion gromadzący chmury:
160„Kochanku! Myśl ta dobra zda się mnie samemu.
Z miasta patrzeć tam będą ku wracającemu
Z Itaki okrętowi… Ty go zamień w skałę,
Kształtu nawy, czym sprawisz zdziwienie niemałe,
A w końcu gród im opasz stromych gór łańcuchem”.
165Na te słowa Posejdon ziemioburca duchem
Biegł do Scherii feackiej i tam zaczajony
Czekał, aż ku brzegowi wiosłami pędzony
Okręt się zbliżył — wtedy Posejdon wyskoczył,
Palnął weń pięścią z góry, na dno morskie wtłoczył —
170Już w skałę obrócony… a sam pognał dalej…
Na brzegu między sobą wtenczas rozprawiali.
Feakowie. Z nich każdy wiosłem sławnie włada.
Więc ten i ów tak mówił do swego sąsiada:
„Biada nam! Ktoś nasz okręt wstrzymał w pełnym biegu,
175Jak wracał, w żywe oczy widzieliśmy z brzegu!”
Tak pytali nie wiedząc, z jakiego powodu,
Aż król do zebranego przemówił narodu:
„Biada mi! Dziś się spełnia los przepowiedziany.
Wiem od ojca, że Posejd, na nas rozgniewany
180Za przewożenie ludzi bezpiecznymi nawy,
Ma kiedyś wracający z podobnej wyprawy
Okręt nasz na błękitnociemnej wód roztoczy
Zatopić, a to miasto górami otoczy.
Tak przepowiedział rodzic — więc wszystko się stanie!
185A zatem radzie mojej dajcie posłuchanie:
Nie przewoźmy nikogo, choćby w nasze bramy
Jaki tułacz zawitał. Na ofiary damy
Posejdonowi byków dwanaście bez skazy.
Może się ulituje, zapomni urazy
190I miasta nam grzbietami gór nie pozamyka”.
Tak rzekł, i każdy w strachu na ofiarę byka
Przysłał i wszyscy stojąc dokoła ołtarza
Błagali Posejdona, wielkich mórz mocarza,
Za ludu feackiego władcą i książęciem.
195Właśnie Odysej ze snu zerwał się ocknięciem
Na rodzinnej swej ziemi, lecz jej nie poznawał,
Bo odkąd ją opuścił, ubiegł czasu kawał.
Przy tym mgłą był opasan, którą nań nasłała
Atena, Zeusa córa — ta bowiem go chciała
200Zmienić do niepoznania, podmówić, by ani
Żona go nie poznała, ni właśni poddani,
Póki by nie ukarał gachów za ich gwałty.
Więc w oczach jego wszystko brało inne kształty,
Tak wijące się ścieżki, jak szklące zatoki,
205Tak drzewa gęstolistne, jak strome opoki.
On zerwawszy się patrzeć w swe ojczyste smugi
[798],
Wzdychał ciężko, po bokach dłonią raz i drugi
Macnął się, i tak mówił słowy żałosnemi
„Biada mi! Gdzie, do jakiej dostałem się ziemi?
210Czy tu mieszka dzicz sama, żyjąca z grabieży?
Czy też naród gościnny, który w boga wierzy?
Gdzie podziać moje skarby? Gdzie i mnie samemu
Schronić się w tej nieznanej krainie? O, czemu
Od Feaków odszedłem! Tam inny król
[799] może
215Byłby mi dał przytułek gościnny w swym dworze
I odesłał do domu. Gdzież ten skarb podzieję?
Tu przecież nie zostawię, skradliby złodzieje…
Ty ich ukarz, o Zeusie! Obrońco jedyny,
Co patrzysz w ludzkie sprawy, a karzesz ich winy!
220Lecz trzeba się obliczyć, czy nie zachwycili
Co z mych skarbów, gdyż z łodzią tak prędko odbili”.
Tak mówił i rachował złoto i nalewki
[800],
I trójnogi
[801], i cienko tkane przyodziewki:
Nic nie brakło. Więc smutny i jak błędny chodził
225Ponad morzem, wciąż wzdychał i płaczem zawodził
Po ojczyźnie.
Wtem drogę zaszła mu Pallada:
Miała postać mołojca, pastuszka od stada,
Wątława, niby rodu królewskiego dziecię;
230Dwakroć ją owijało na barkach okrycie,
W ręku oszczep, na nogach zaś miała postoły
[802].
Odys do niej się zbliżył, spotkaniem wesoły,
I młodzieńca lotnymi słowy zagabywa:
„Witam cię, o mój miły! Pierwsza duszo żywa,
235Którą tutaj spotykam. Nie bądźże mi wrogiem:
Broń mnie i mego mienia! Tyś mi niemal bogiem;
Tak cię błagam, kolana ściskam twe w pokorze!
Chciej powiedzieć otwarcie, jeśli to być może:
Jaki lud tutaj siedzi? Jak się ten kraj zowie?
240Czy na jakim górzystym jestem tu ostrowie?
Czy na lądzie, co w morze językiem się wrzyna?”
Na to mu odpowiedział on piękny chłopczyna:
„Lub niemądryś, lub bardzo przychodzisz z daleka,
Że się o kraj ten pytasz. Przecież nie ma człeka,
245Co by o nim nie wiedział. Kraj to wcale
[803] znany,
I tym, którzy mieszkają tam, od wschodniej ściany,
I tym, co od zachodu, gdzie słońce zagasa.
Kraj to skalny, rumakiem nikt tu nie pohasa.
A choć równin tu nie ma, urodzajna gleba
250Daje wyborne wino i dostatek chleba,
Bo rosy są obfite, ziemię deszczyk zrasza,
A dla bydła i kózek wyborna tu pasza;
W lasach drzewo wszelakie, zawsze szumią zdroje.
Sława tej tu Itaki dobiega pod Troję,
255A mówią, że ta Troja bardzo stąd daleko!”
Gdy skończył, wraz na sercu zrobiło się lekko
Odysowi, że stanął na ziemi ojczystej,
O czym miał z ust Ateny dowód oczywisty;
A więc lotnymi słowy tak ozwał się potem,
260Lecz prawdy nie powiedział, gdyż chytrym obrotem
Chciał jej oczy zaprószyć, wykrętnik
[804] przebiegły:
„
KłamstwoDaleko stąd, za morzem, na Krecie rozległej
Słyszałem o Itace. Teraz tu przybyłem
Z skarbami, drugie tyle dzieciom zostawiłem,
265Zmuszon uchodzić, bowiem przeze mnie zabity
Był syn Idomeneja, biegun
[805] znamienity,
Orsiloch, który sławnych szybkobiegów Krety
Zwyciężał nóg chyżością w wyścigach do mety.
Chciał mnie on z moich łupów wziętych w Troi grodzie
270Obedrzeć — jam ich gwoli
[806] na ziemi i wodzie
Przecież tyle napaści, tyle burz wytrzymał!
Mścił się, żem z jego ojcem pod Troją nie trzymał
Jak sługa i że na bój sam z drużyną chodzę.
Otóż z drugim, gdy z pola powracał, przy drodze
275Zasiadłem, i w pierś wbiłem miedny grot oszczepu.
Nikt nas żywy nie widział, bo już z niebios sklepu
[807]
Noc się czarna spuściła; zabiłem go skrycie.
A kiedym mu tak grotem miednym wywlókł życie,
Wprost na okręt Feników
[808] poszedłem, co stali
280W porcie, i ubłagałem, że mnie obiecali
Za dobry okup przywieźć bądź na brzeg pyloski,
Bądź pod Epejów rządy do Elidy boskiej.
Alić na ich zmartwienie, burzą napadnięci,
Szlak zgubili, lecz zdradzić nie mieli mnie chęci.
285Więc zbłąkani, przybyli z trudem w porze nocnej
W tę przystań, a choć wszystkim dokuczał głód mocny,
Nikt wieczerzy nie warzył, bo skoro wybiegli
Na ląd wszyscy z okrętu, zaraz do snu legli;
Jam zmęczon usnął także, snem przyjemnym zdjęty.
290Oni tymczasem z nawy wynieśli mi sprzęty
I na piasku, gdzie spałem, złożyli, a potem
Okrętem do Sydonu
[809] odbili z powrotem.
Sam zostałem i żałość zdjęła mnie głęboka”.
KłamstwoUśmiechnęła się na to Pallas sowiooka:
295„Ej! byłby to nie lada gracz, skryty a szczwany,
Kto by cię wywiódł w pole! Sam bóg od wygranej
Odstąpiłby zapewne. Porzuć te wybiegi!
Nie kryj się, kiedyś wrócił na ojczyste brzegi,
I nie kłam! Tyś to lubił od małego chłopca.
300Lecz dajmy temu spokój; sztuka to nie obca
Nam dwojgu. Ty dowcipem
[810] i wymową płynną
Najpierwszyś między ludźmi; jam u bogów słynną
Z przebiegłości; a jednak córy Kronionowej
[811],
Ateny, tyś nie poznał, choć nieraz twej głowy
305W niejednej niebezpiecznej broniła przygodzie:
Przez nią miłość zyskałeś w feackim narodzie.
I dziś przyszłam, już aby pomówić, co z tymi
Skarby zrobić, od paniąt feackich danymi
Tobie na drogę do dom, z mojego natchnienia,
310A oznajmić ci przy tym, jak wiele zmartwienia
Czeka cię w zamku twoim.
TajemnicaPrzecierp te boleście
I nie zwierz się nikomu z mężów lub niewieście,
Żeś z tułaczki powrócił. Znoś, choćby najciężej
Znieść ci przyszło, obelgę każdą od tych męży”.
315Na to przebiegły Odys:
„Żaden człowiek żywy
Nie poznałby cię, bóstwo, choć jak przenikliwy!
Bowiem często odmienną postać bierzesz na się.
Wiem jednak, że łaskawą byłaś mi w tym czasie,
320Gdym z Argiwami
[812] mury Ilionu szturmował;
Lecz gdyśmy gród Pryjamów zburzyli na pował,
A z powrotem bóg nasze porozpraszał łodzie,
Nigdym cię już nie widział i w żadnej przygodzie
Nie przyszłaś na mój okręt pomóc mi lub bronić…
325Więc mi przyszło z rozpaczą w sercu światem gonić,
Póki bóstwa się doli mojej nie użalą!
Raz tylko u Feaków, gdziem był rzucon falą,
Słowyś mnie pokrzepiła i do ich stolicy
Prowadziłaś mnie sama… Na imię rodzicy
[813]
330Twojego cię zaklinam! Powiedz, bo nie wierzę,
Żem już w skałach Itaki! Pewnie to wybrzeże
Jakie inne, ty sobie żarty stroisz ze mnie,
Puszczasz tuman
[814] i chcesz, bym uwierzył daremnie.
Mów, mów! czy już na ziemi stanąłem rodzinnej?”
335Na to Atene: „Zawsześ ten sam a nie inny:
Niezmienny i stateczny; dlatego przy tobie
Jestem w każdym nieszczęściu i o każdej dobie,
Boś mężny i ostrożny, a rozum masz duży.
Kto inny wracający z tak długiej podróży
340Jakżeby do dom spieszył, do żony, do dziatek —
A ty nie pytasz nawet o ich los i statek,
Pierwej nim się przekonasz o małżonki cnocie,
Która na zamku siedzi samotna w tęsknocie
I łzami się zalewa dzień i noc nieboga,
345Nigdy też nie wątpiłam, czując, że ta błoga
Chwila przyjdzie, gdy wrócisz, lecz sam, bez drużyny.
Zerwać zaś z Posejdonem nie chciałam z przyczyny,
Że to brat mego ojca. Gniewem on zażarty
Przeciw tobie za syna, i wzrok mu wydarty.
350Pójdź! Pokażę-ć Itakę, abyś nabrał ducha:
Tu zatoka Forkysa
[815], morskiego starucha,
Na jej krańcu oliwnik
[816] rozłożysty, stary.
Stamtąd blisko jest wejście do miłej pieczary
Poświęconej boginkom zwanym Najadami.
355W tej pieczarze ty ongiś czciłeś obiatami
[817]
Hojnymi te boginki… A tam patrz, wysoki
Neriton, co obrosłe lasem dźwiga boki”.
Rzekła i mgły rozwiała: świat widny był wkoło.
Boski tułacz na kraj swój poglądał wesoło,
360Całował żywicielkę ziemię, i do góry
Wzniósłszy ręce, modlił się:
„O Zeusowe córy!
Boginki tego źródła! Już wierzyć przestałem,
Że was kiedy obaczę! A więc sercem całem
365Witajcie! Wnet ja dary złożę wam ofiarne,
Jeśli zwycięska Pallas odwróci dni czarne,
Żyć pozwoli i syna widzieć mi pozwoli!”
Na to rzekła Atenea: „Niech cię już nie boli
Głowa o to! Troskami nie obciążaj duszy!
370Wżdy prędko skarby twoje, gdzie ich nikt nie ruszy,
W cieniu świętej jaskini ukryć nam wypada,
A co dalej masz począć, wynajdzie się rada”.
Taki rzekła Atenea i pod sklepy ciemne
Weszła, by zbadać wewnątrz przechody tajemne.
375Więc Odysej przenosił tam feackie dary:
Szaty cienkie, spiż trwały, toż złote puchary
Na schowek; po czym córa egidnego
[818] boga
Odłamem skały wnijście zamknęła od proga.
A tak siadłszy oboje w oliwnika cieniu,
380Radzili o zupełnym gachów wytępieniu.
Pierwsza Atene wszczęła takie rozhowory:
„Boski synu Laerta! Myślże od tej pory,
Jak masz położyć rękę na wszetecznych gachach,
Co lat trzy gospodarzą jak chcą w twoich gmachach,
385A żonę twą ślubnymi podarkami kuszą.
Ona zaś, lubo
[819] w tobie żyje całą duszą,
Wszystkim robi nadzieję, każdemu swą rękę
Obiecuje, lecz w sercu inną ma piosenkę”.
390We własnym moim domu czyha na mnie zdrada!
Jak Atryd Agamemnon
[820] padłbym tam zabity!
Dzięki tobie wiem wszystko, i zamach odkryty.
Teraz radź: jaką gachom mam wymierzyć karę?
Stój przy mnie, krzep mi ducha i obudzaj wiarę,
395Jak ongi, gdyśmy Ilion burzyli. O, gdyby
Takeś mi pomagała, mógłbym bez pochyby
Na trzystu nawet wrogów rzucić się bezpiecznie!
Z twą pomocą, o święta, wygram ostatecznie”.
Na to rzekła Atene o błyszczącym oku:
400„Pomoc dam, zawsze znajdziesz mnie przy swoim boku,
Gdy się weźmiesz do sprawy. Już dziś widzieć mogę,
Jak niejeden krwią zbryzga i mózgiem podłogę
Z tej zgrai, co twe mienie i dobytek trwoni,
PrzemianaLecz wprzód zmienię twą postać, aby nikt, ni oni
405Nie poznali, kto jesteś: skurczę piękne członki,
Z głów postrącam ci jasnych kędziorów pierścionki,
Na grzbiet łachman narzucę, byś pozór miał wstrętny,
Ten wzrok, taki iskrzący, zmienię w mdły i smętny.
I staniesz przemieniony przed tą gachów zgrają,
410Ni cię żona, ni syn twój, ktoś jest nie poznają.
Naprzód jednak Eumaja masz widzieć, pastucha;
On trzody świń twych pasie, człek dobrego ducha,
Przywiązany, o tobie zawsze rad wspomina,
Kocha Penelopeję i twojego syna.
415Znajdziesz go, jak tam pasie trzodę świń niemałą
U źródła Aretusy, pod Koraksu skałą,
Gdzie to pożywna żołądź i czarne są wody,
Od których porastają w słoninkę te trzody.
Wkręć się tam, zaprzyjaźnij i pytaj o wszystko.
420Ja do Sparty, gdzie dziewcząt uroczych siedlisko,
Pośpieszam; twego syna stamtąd tu nagonię:
U Menelaja bawi on w Lakedajmonie,
Myśląc, że się o tobie coś pewnego dowie”.
Na to przebiegły Odys bogini odpowie:
425„Czemuś mu nie odkryła, coś wiedziała przecie?
Czy żeby na nieszczęścia narazić mi dziecię
I włóczęgę, gdy w domu zgraja go objada?”
Na to błyszczącooka odparła Pallada:
„Nie trujże sobie serca turbacją
[821] daremną;
430On tę podróż w kraj cudzy odbywał wraz ze mną.
Chciałam, by sławy nabył. Nic mu nie zagraża,
Siedzi w zamku Atrydy, swego gospodarza,
I w rozkoszach opływa. Jest wprawdzie zasadzka:
W ciemnej łodzi na niego czyha młódź junacka
435I w powrocie do domu ma go zamordować,
Ale nic z tego; pierwej przyjdzie nam pochować
Pod ziemię niejednego z tych gachów zbytnika”.
Rzekło bóstwo, i z lekka różdżką go dotyka:
W mig się członki skurczyły, postać w dwoje zgięta,
440Płowy włos spadł ze skroni, skóra obwiśnięta
Na wychudłych piszczelach, jak u starców bywa,
A iskrzące się piękne oko we mgle pływa.
Miasto
[822] szat chiton został z siermięgą na grzbiecie,
Brudne, dziurawe, w dymie wędzone rupiecie
[823].
445Ogromną także skórę jelenią, bezwłosną,
Zarzuciła bogini na tę postać sprosną;
Dała kostur, biesagi
[824], z plecionym rzemieniem,
Do noszenia, lecz zdarte już długim noszeniem.
Po tej zmowie oboje poszli w swoje strony:
450Pallas po Telemacha do Lakedajmony.
Pieśń czternasta
1
Odysej od przystani piął się ścieżką w górę
Przez wyżyny lesiste, aż do miejsca, które
Wskazała mu Atena, gdzie ów pastuch siedzi,
Dbalszy o pańskie dobro niż reszta gawiedzi.
5Zastał go, jak na progu siedział wśród zagrody,
Która tu zbudowana dla trzodnej wygody
Na wyżynie, skąd patrzy naokół widziana;
Wybudował ją pastuch pod niebytność pana,
Bez wiedzy Laertesa, bez pani rozkazu.
10Wzniósł mury, ogrom głazu stosując do głazu,
Otarnił, a wańczosy
[825] wkoło dębowemi
Obwiódł, jeden przy drugim wbijając do ziemi,
W środku obejścia chlewów dwanaście zbudował
Obok siebie, w nich na noc trzodę pilnie chował.
15Pięćdziesiąt ryjów w każdej zamykał oborze,
Zwykle same maciory; wieprze śpią na dworze,
Lecz ich szczupło, gdyż liczbę zmniejszały codziennie
Szumne gachów biesiady, na które niezmiennie
Musiał dostarczać wieprzów z najgrubszą słoniną —
20Więc sztuk trzysta sześćdziesiąt w zapasie miał ino
[826];
Przy nich zaś na podwórzu odprawiały wartę.
Ręką jego karmione cztery psy zażarte.
Właśnie krajał on sobie z byczej tęgiej skóry
Chodaki, a pastuchów tu i owdzie w góry
25Powyprawiał: trzech poszło paść nierogaciznę,
Czwarty pognał do miasta jakby za pańszczyznę
Wypasionego wieprza dla zamkowej rzeszy;
Przysmak ten serca gachów nie lada ucieszy.
Wnet Odyseja czujne sobaki
[827] spostrzegły
30I szczekając opadły; lecz on człek przebiegły:
Od razu siadł na ziemi, kij na bok odłożył.
Jeszczeż by tej obelgi na śmieciach swych dożył!
Kiedy widział to pastuch, poskoczył za wrota
Tak żywo, że mu z ręku wypadła robota,
35I nuż krzyczeć, kamieńmi odpędzać sobaki.
I odpędził, a gościa przyjął w sposób taki:
„Co tylko cię nie zjadły te psiska, mój dziadku!
Oj! Byłożby zmartwienie, a i wstyd w dodatku,
Jakbym nie dość goryczy miał w sercu znękanem!
40Małoż człek się napłacze za zginionym panem?
A tu co dzień najtłustsze posyłaj im świnie
Na stoły, kiedy tamten gdzieś tam z głodu ginie
I tuła się w obczyźnie między ludem dzikim,
Jeśli żyw i słonecznym cieszy się promykiem.
45Pójdź więc za mną, mój dziadku, do chaty was proszę,
Abyś chlebem i winem skrzepił się po trosze,
A powiedz mi, skąd jesteś, jakieś przeżył straty?”
Rzekłszy to, boski pastuch powiódł go do chaty,
Posadził, z chrustu wiązki zrobiwszy podnóże,
50Na rozciągniętej koziej od sypiania skórze,
Szerokiej i kosmatej. Odys się ucieszył
Z gościnnego przyjęcia i ze słowem śpieszył:
„Przyjacielu! Zeus da ci, da każdy bóg inny
Wszystko, czego sam pragniesz, żeś taki gościnny!”
55
GośćA tyś mu, Eumaju, odparł słowem takim:
„Grzech byłby i biedniejszym niźli ty żebrakiem
Gardzić i w próg nie puszczać. Tułacz czy ubogi,
Jest pod Zeusa opieką. Datek, choć niedrogi,
Lecz szczery, nam przystoi,
otrokom
[828] służebnym,
60Drżącym ciągle, a zwłaszcza pod jarzmem haniebnym
Tych młokosów. Tamtemu nie dali niebianie
Wrócić do dom. U niego miałem zachowanie
[829]:
On byłby mnie osadził na chlebie łaskawym,
Jaki dobrzy panowie dają sługom prawym —
65Chatę, kawałek ziemi i żonę serdeczną
Za ich pracę; a pracę bóg wspiera stateczną,
Jak i mnie powierzoną zawsze błogosławił.
Pan mój pewnie nie z próżnym byłby mnie zostawił —
Lecz zginął! Niechby raczej przepadł ten ród wraży
70Heleny! Przezeń tylu padło już mocarzy!
Bo i on poszedł krzywdy Atrydowej mścić się
Pod Ilion koniorodny, z Trojanami bić się”.
Rzekłszy to objął chiton
[830] kawałkiem rzemyka,
I tak do prosięcego poskoczył chlewika,
75Wybrał parę i zarżnął, jak trzeba przyładził,
Osmalił i pokrajał, i na rożny wsadził.
A upiekłszy nad ogniem, gdy mięso skwarczało,
Podał. Odysej mąką posypał je białą,
On zaś w kubek drewniany nalawszy mu wina,
80Siadł naprzeciw i gościa jeść prosząc, rzecz wszczyna:
„Jedz, mój gościu, prosiątko — nie stać nas na lepsze.
Na dwór pański dla gachów idą karmne wieprze.
Te gachy zatwardziałe boga się nie boją,
Uwzięli się bezprawia broić i wciąż broją.
85Czyż niebo może patrzeć na takich zbytników?
Wszak i napadających na brzegi łotrzyków,
Chociaż Zeus na ich sprawki pogląda przez szpary,
Gdy do dom zrabowane uwożą towary —
Nieraz myśl o odwecie naprawdę zatrwoży.
90Ale ci choć ich przestrzegł zapewne głos boży
O karze, jaka spadnie na te dziewosłęby,
Najechawszy dom cudzy, łakomymi gęby
Chłoną wszystkie zasoby, dobytek domowy;
I dzień, noc, które z łaski miewamy Zeusowej,
95Nie jedną, nie dwie obiat sprawia ta drużyna;
Na te hulanki nie wiem skąd już starczy wina.
On przecież na dziedzictwie siedział tu niemałym,
Możniejszym był od władców, co na lądzie stałym
I na Itace siedzą. Na jego majątek
100Takich panów by trzeba w kupę zbić dziesiątek.
Zaraz ci to wyliczę: w stepach się wypasa
Aż dwanaście stad wołów, tyleż kóz tam hasa,
Świń tyle, owiec tyle, pod okiem najętych
Lub poddańczych skotarzy
[831]. Tu zaś razem wziętych
105Mamy trzód jedenaście kozich na ostrowie.
Pasą je z poczciwości znani pastuchowie;
Lecz z nich każdy codziennie daje na ich gody
Najlepszą, najtłuściejszą sztukę z całej trzody.
Ja zaś tu świnie chowam, nie leniąc dozoru,
110I co najtłustsze wieprze odstawiam do dworu”.
Tak rzekł — a on łakomie mięsiwa zajadał,
Pił wino, milczał; gachom śmierć już zapowiadał.
Lecz gdy się już nasycił, winem skrzepił ducha,
Kubek, co sam zeń pijał, nalał mu pastucha
115I podał napełniony, a Odys takowy
Wdzięcznie przyjął i tymi przemówił doń słowy:
„Któż to był, co cię kupił? Powiedz, przyjacielu!
Kto ten pan tak potężny, bogatszy od wielu,
Co za cześć Atrydową zginął, jak słyszałem
120Z ust twych? Bardzo być może, że takiego znałem.
Nazwij go: bóstwa w niebie, wiedzieć muszę przecie,
Czym go spotkał! Jam dużo włóczył się po świecie”.
Na to mu odpowiedział pastuch, wódz pasterzy:
„Nie myśl, starcze, że żona albo syn uwierzy
125W to, co o nim donoszą przybłędy podróżne;
Tacy bowiem za kłamstwa i pochlebstwa próżne
Chcą gościnne przyjęcie wyłudzić w swej biedzie.
Toż gdy który włóczęga do Itaki przyjdzie,
Prosto sunie do pani i bajki jej gada;
130Ona go podejmuje, o szczegóły bada,
Wzdycha za każdym słowem, łzy jej strugą cieką,
Jak zwyczaj u żon, którym mąż zginął daleko.
I ty mógłbyś jej bajkę zanieść tak uwitą,
135Ależ on, jej małżonek, dawno już umarły,
A psy i ptaki ciało z kości mu obżarły
Lub zjadły ryby morskie, a kilka piszczeli,
Na brzeg rzuconych, gdzieś tam na piasku się bieli.
Nie ma go! Swych przyjaciół zostawił w żałobie,
140
Tak dobrego? Chociażbym szukał w okolicach,
Choćbym i do dom wrócił, osiadł przy rodzicach,
Gdziem się rodził, gdziem pod ich okiem się wychował!
Toć nie żal mi ich tyle, acz bym się radował
145Witać ich i rodzinną obaczyć krainę;
Lecz tylko po Odysie z tęsknoty aż ginę.
Nawet lękam się jego wymawiać nazwisko,
Tak zawsze dla mnie dobre było to panisko;
Tylko zwę go mym drogim, choć nie jest tu z nami”.
150Na to tułaczy Odys odparł mu słowami:
„Przyjacielu! Trwasz, widzę, w zwątpiałym uporze,
I nawet nie przeczuwasz, że on wrócić może.
Lecz jam gotów przysięgą za prawdę zaręczyć:
Odys wróci! Wiadomość masz mi tę odwdzięczyć,
155Skoro tylko on w domu własnym stanie nogą:
Odziejesz mnie chitonem i chlajną chędogą.
Lecz wziąć bym nie wziął naprzód, acz jestem człek biedny,
Albowiem w oczach moich frymark
[834] to ohydny
Tych oszustów, co z biedy kłamią jak najęte!
160Świadkiem Zeus mi i bogi, ten stół i to święte
Ognisko Odysowe, przy którym się chronię,
Że wszystko się to spełni, co ci tu odsłonię:
W tym roku niezawodny powrót Odysowy!
Ledwie miesiąc ten przejdzie, a nastanie nowy,
165Wróci do dom, ukarze szajkę rozwydrzoną,
Co się znęca nad synem jego i nad żoną”.
Tyś, pastuchu Eumaju, tak mu odrzekł na to:
Smutek„Nie ucieszysz się, starcze, za tę wieść zapłatą,
Bo Odys już nie wróci! Winem się pokrzepiaj,
170A mówmy o czym innym — i już nie zaczepiaj
O niego, gdyż mi serce od żalu się ściska,
Jeśli kto mego pana wspomni choć z nazwiska.
Dajmy pokój przysięgom! Czyż nie życzę sobie,
By on wrócił? Toż życzy i żona w żałobie,
175Życzy stary Laertes, życzy syn sierota.
Oj! Ten śliczny Telemach to moja zgryzota!
Bogi mu jakby drzewku w górę poróść dały;
Jam marzył, że ojcowskiej dopędzi on chwały,
Że wzrostem i powagą zrówna mu oblicza.
180Lecz czy kto z ludzi, czy też jakaś tajemnicza
Władza miesza mu rozum: wyrwało się chłopię
Szukać ojca w Pylosie
[835], kiedy tu na tropie
Stoją gachy czatując, gdy powróci z drogi,
By boski szczep Arkejsja
[836] wyciąć co do nogi.
185Lecz dość tego — a chłopię czy głową nałoży,
Czy też ujdzie, od woli zawisło
[837] to bożej.
Mów mi raczej, mój dziadku, coś o twojej nędzy,
A szczerze opowiadaj, bym wiedział co prędzej:
Ktoś jest? Z jakiego kraju? Skąd twój ród pochodzi
190Z kimeś tu do Itaki przybył? W jakiej łodzi?
I z jakiego narodu byli te flisaki?
Bo przecież przyjść nie mogłeś pieszo do Itaki!”
Na to rzekł mu Odysej, do wybiegów wprawny:
„Wszystko to ci opowiem szczerze, w prawdzie jawnej.
195Lecz choćby zapas jadła mieć tu na czas długi,
Huk wina, a robotę dzienną zdać na sługi,
A tu siedzieć przy stole w tym cichym szałasie:
Przeminąłby rok cały, i jeszcze w tym czasie
Nie skończyłbym powieści o nędzach tej doli,
200Pod jaką dusza moja jęczy z bogów woli.
Znaczne miał; wielu synów powiła mu żona,
I po pańsku się chował szczep ten pracowity
W domu jego. A jam zaś rodził się z kobiety
205Kupnej, lecz Hylakowy Kastor, co mnie spłodził.
Równie z prawymi syny ze mną się obchodził.
Lud wielbił go jak boga, kochał bez wyjątku
Gwoli władzy i synów dziarskich, i majątku.
Ale prędko go zmiotła w Hadesu krainy
210Śmierć okrutna. Więc butne zaraz potem syny
Los rzucili o podział puścizny ojcowskiej.
Mnie się mało dostało: dom z kawałkiem wioski.
Mimo to wziąłem żonę z bogatego rodu.
Podbitą cnotą moją, bom karny był z młodu
215I do boju zuch wielki. Lecz przeszło to wszystko!
Dziś jestem, jakbyś patrzał na gołe ściernisko.
Tak nędza mnie zgnębiła i dziś jeszcze gnębi.
Wprawdzie Ares z Ateną męstwo w ducha głębi
I moc dzielną mi dali. Nieraz, gdym dobrany
220Huf zasadził, by napad zrobić niespodziany,
To nigdy nie postała w duszy myśl o śmierci,
Ino pierwszy-m wypadał i rąbał na ćwierci
Każdego, kto przede mną uciec był niezdolnym!
Bitwy-m lubił, lecz za to gospodarstwem rolnym
225I domem się brzydziłem i dzieci wychowem,
A tylko na pokładzie żyłem okrętowym,
W bitw zgiełku, świstu grotów i kopij
[839] warczących
I innych okropności zgrozą przejmujących.
Lecz darmo! Tom ukochał, co bóg wlał do duszy —
230Ten to lubi, a inny czym innym się puszy.
Dobrze wprzód, nim Achiwy wyciągli pod Troję,
Dziewięć razy wodziłem zbrojne nawy moje
Na ludy oddalone, i z łupem wracałem.
Biorąc zeń co najdroższe, i potem znów brałem,
235Co losem przysądzono. A tak rosłem w mienie,
Żem u wszystkich na Krecie był we czci i cenie.
Lecz gdy Zeus nas do onej pobudził wyprawy,
W której to tylu mężów znalazło zgon krwawy,
Mnie kazano pod llion prowadzić okręty
240Z królem Idomenejem
[840]; chciałem przez wykręty
Wyprosić się, lecz ludu zląkłem się wyroków.
My Achiwi
[841] tam dziewięć biliśmy się roków;
W dziesiątym, Pryjamowe rozwaliwszy grody,
Gdyśmy do dom wracali, uniosły nas wody
245I w tę, i ową stronę z bożego zrządzenia.
Mnie zaś Zeus na najsroższe zachował strapienia.
Bom ledwo miesiąc w domu przy dzieciach, małżonce
I mych skarbach zabawił, już przygód łaknące
Serce mnie do Egiptu rwało. W ziemie one
250Chciałem wpaść wziąwszy druhów i łodzie wioślone.
Więc zbroję dziewięć statków, lud się do mnie garnie.
Sześć dni tym ochotnikom otwarłem spiżarnię,
Częstowałem ich hojnie, a porżnięte woły
Szły bogom na ofiarę i dla nich na stoły.
255W siódmym, od brzegów Krety gdy odbiły łodzie,
Z dobrym wiatrem północnym suniem się po wodzie
Lekko, jak gdyby z prądem, że się w żadnym sudnie
[842]
Nic nie psuło, a zdrowie ożywiało cudnie
Gnanych wiatrem pomyślnym i ręką sternika.
260Po dniach pięciu egipska witała nas rzeka.
W nią wpłynąwszy jam kazał zastanowić nawy,
A dziarskim towarzyszom tej naszej wyprawy
Kazałem naw pilnować i trzymać się brzegów,
Na wzgórza zaś pobliskie wysłałem był szpiegów.
265Ale ci nieposłuszni w ślepej zuchwałości
Napadli na egipskich kilka pięknych włości,
Żony w jeństwo
[843] pobrali z dziatwą niedorosłą,
A mężów w pień wysiekli! Gdy się to doniosło
Do miasta, rankiem tłumy i konno, i pieszo
270Migocąc miedną
[844] zbroją na ratunek spieszą
I okrywają pola… Kronion gromowładny
Zesłał na mą drużynę popłoch bezprzykładny,
Żaden bowiem wrogowi już nie stawił czoła.
Więc włóczniami wykłuto ściśniętych dokoła,
275Innych żywcem pojmanych w jarzmo powleczono,
Mnie zaś Zeus taką myślą zapalił szaloną —
(O losie! Niechbym raczej głowę był położył
Tam w Egipcie, a nieszczęść późniejszych nie dożył!),
Że zaraz pięknie kuty szlem
[845] mój z głowy zdjąłem,
280A cisnąwszy z bark tarczę o ziem z włócznią społem,
Szedłem wprost do rydwanu króla i kolana
Objąwszy całowałem. Serce tego pana
Wzruszyło się, przebaczył, wziął do wozu swego
I od wrogów zasłaniał mnie szlochającego,
285Gdyż każdy we mnie mierzył grotem nastawionym,
Chcąc zabić — taka wściekłość była w tłumie onym.
On mnie bronił, bo wiedział, że Zeus nie przebacza
Żadnej krzywdzie spełnionej na głowie tułacza.
Siedm lat tam przesiedziałem. Hojne zewsząd datki
290Tak płynęły, że prędko urosłem w dostatki.
Lecz gdy się na rok ósmy z kolei zabrało,
Przyszedł do mnie Fenijczyk
[846], szalbierz jakich mało,
Który już niejednego obdarł aż do nici,
I namówił na podróż z sobą do Fenicji,
295Gdzie ów oszust miał własny dom i posiadłości.
Jakoż rok korzystałem z jego gościnności,
Lecz gdy się wypełniły dni, miesiące roku,
A rok drugi się zaczął w Hor krążącym toku,
Do Libii
[847] mnie pociągnął ze sobą na nawie,
300Chytrze zwąc pomocnikiem w towarów dostawie,
A właściwie chciał za mnie wziąć tam okup suty.
Wsiadłem z nim mimo woli podejrzeniem truty.
Szedł nasz okręt północnym wiatrem żartko
[848] gnany
Ponad Kretą. Lecz zdrajca wnet będzie skarany,
305Gdyż ledwie z oczu zginął wyspy smug zielony,
Nic nie widzim krom
[849] nieba i wód z żadnej strony.
Wtedy Zeus ciemnomodrym nad nami obłokiem
Zwiesił się i noc była na morzu szerokim,
A wtem piorun Zeusowy padł w nawę, wstrząśnięcie
310Od góry aż do spodu czuć było w okręcie,
I woń siarki — aż wszystka z pomostu drużyna
Zmieciona wpadła w morze, szamocząc się wspina
I znowu się zanurza niby morskie wrony —
Bóg im nie dał powrotu — żywot ich skończony.
315Wtenczas Kronion
[850], gdym biegał wystraszon i zbladły,
Dał mi maszt zdruzgotanej nawy, w morze spadły,
Pochwycić, bym od pewnej ratował się zguby.
Wsiadłem nań, i tak prułem wzdętych fal przeguby
Przez dni dziewięć; dziesiątej nocy wyrzucony
320Byłem na brzeg tesprocki
[851] przez bałwan spiętrzony.
Gdzie Fejdon, król Tesprotów, miał o mnie staranie
Za darmo. Syn to jego znalazł mnie był w stanie
Omdlałym i skostniałym; zajął się rozbitkiem,
W dom ojca zaprowadził, i gościnnym zbytkiem
325Podjąwszy, obdarował szatkami pięknemi,
Też chitonem
[852] i chlajną
[853]. Otóż w tej tam ziemi
Słyszałem o Odysie. Fejdon utrzymywał,
Że go wracającego do dom podejmywał.
On mi nawet pokazał jego skarb niezmierny,
330Złoty, miedny, żelazny, roboty misternej,
Dany mu do schowania: a tyle tam było,
Że i dziesięć pokoleń z tych bogactw by żyło.
Sam zaś Odys, jak twierdził, odszedł do Dodony
[854],
Ażeby się dowiedzieć, co dąb poświęcony
335Kronionowi o losach jego mu nagada:
W jaki sposób, w Itace stanąć mu wypada?
Czy ukradkiem, w przebraniu? Czy w własnej postaci?
Otóż raz mi się Fejdon zaklął przy libacji,
Że okręt gotów stoi, gotowe flisaki,
340Co Odysa przywiozą prosto do Itaki.
Lecz jam wprzódy wyjechał. Właśnie w te tu strony
Na pszeniczny Dulichion
[855] statek wyprawiony
Miał mnie odwieźć do króla Akasta; wyraźnie
Tak nakazał flisakom, lecz ci nieprzyjaźnie
345Naprzeciw mnie stanęli, chcąc zniszczyć ze szczętem:
Bo gdy się oddalili od brzegów okrętem,
Nuż grozić mi niewolą! Był to bunt otwarty;
Wnet też byłem z chitonu i chlajny obdarty.
Ten łachman i opończę na grzbiet mi rzucono,
350Jak widzisz, połataną i podziurawioną.
Pod wieczór do itackich przybywszy wybrzeży,
Byłem związan w okręcie przez onych szalbierzy
Powrozami, zaś oni na brzegi wysiedli
I wieczerzę naprędce uwarzoną jedli.
355
Przytwierdziwszy do głowy ten łachman zwinięty,
Zsunąłem się po gładkim rudlu w samo morze
I zaraz się piersiami na wodzie położę,
I wiosłując rąk dwojgiem; gdym upłynął kawał
360I okręt już daleko za mną pozostawał,
Rzuciłem się do lądu zarosłego lasem
I przycupłem; a oni biegali tymczasem
Szukać mnie, zadyszani, lecz się wnet spostrzegli,
Że na darmo, bo nazad
[857] do nawy pobiegli,
365Aby odbić. Bogowie czuwali nade mną:
Skryli mnie i w tę ustroń zawiedli przyjemną,
Gdzie mądry człowiek mieszka w wieśniaczym szałasie.
Widzę z tego, że życie moje na coś zda się”
Na to mu pastuch Eumaj: „Gościu nieszczęśliwy!
370Powieść twoja w mym sercu wzbudziła ból żywy!
Ileż cierpień w tułactwie swoim doświadczyłeś!
Przecież w jedno nie wierzę, i w tym się zmyliłeś,
Coś mówił o Odysie. Starcze! Co-ć się roi
[858],
Że kłamiesz tak bezwstydnie? Wiem ja, jak rzecz stoi
375Z powrotem mego króla: ściga go gniew bogów.
Dlatego i pod Troją nie padł z ręki wrogów,
Ani na ręku krewnych w powrocie z wyprawy,
Gdyżby mu Achiwowie wznieśli pomnik sławy,
A na syna by takie zaszczyty stąd spadły…
380Lecz on zniknął bez sławy, Harpie
[859] go ukradły!
Ja tu siedzę z mą trzodą, w mieście gościem rzadkim
Bywam, cna Penelopa chyba mnie przypadkiem
Każe wołać do siebie, zwłaszcza gdy się zdarzy
Poseł z wieścią; takiego i młodzi, i starzy
385Obsiadają dokoła, pytają o wszystko:
Tak ci, którym na sercu stracone panisko,
Jak owi, którzy radzi mienie jego trwonić.
Lecz mi zbrzydło już dłużej za wieściami gonić,
390Włóczęga ten, gdzieś krwawą popełniwszy zbrodnię,
Zabiegł do mej zagrody. Przyjąłem uczciwie,
A on mi rozpowiadał, że Odysej żywie,
Że na Krecie go widział u Idomeneja,
Jak łódź naprawiał, którą strzaskała mu wieja,
395Że zapewne tu stanie na jesień lub lato
Nawą pełną drużyny i w skarby bogatą.
Przeto, starcze, jeżeli bóg cię tu sprowadził,
Niechbyś pochlebnym kłamstwem uszu mi nie gładził.
Nie za to też zyskałeś cześć i miłość moję,
400Lecz żeś biedny, że Zeusa rozgniewać się boję”.
Na to te słowa wyszły z ust Odyseusza:
„Zaprawdę, w tobie siedzi podejrzliwa dusza.
Jeśli u ciebie niczym przysięga i słowo,
Więc taką między sobą zwiążem się umową
405A na świadków przyzywam tu olimpskie bogi:
Że jeśli twój król wróci i wstąpi w te progi,
Ty mnie w chiton i chlajnę przyodziejesz piękną
I wyślesz na Dulichion, dokąd mi tak tęskno;
Przeciwnie; jeśli król twój nie ma już powrócić,
410Każesz mnie swym pastuchom z szczytu skały zrzucić
Na postrach dla włóczęgów za język ich lżywy”.
Na to odrzekł Eumajos, świniopas poczciwy:
„Gościu mój! Tożbym sobie na imię zarobił
I na cześć między ludźmi! Tożbym sam się dobił,
415Gdybym cię w dom przyjąwszy serdecznie, gościnnie,
Potem dał zabić, życia zbawił cię niewinnie!
Mógłżebym czystą myślą modlić się Kronidzie?
Lecz oto czas wieczerzać — wnet czeladź się znidzie
I razem w tym szałasie zasiądziem do stołu”.
420Takie z sobą rozmowy toczyli pospołu.
Pastuchy z chlewną trzodą nadeszli po chwili
I zaraz ją do chlewów na noc zapędzili:
I po obórkach pełno rechtania i kwików.
Po czym Eumajos do swych tak rzekł pomocników:
425„Co najspaśniejszą świnkę wybierzcie mi, chłopcy!
Użyjem i my sami, użyje gość obcy.
Czy mało namartwiły nas te kływe
[860] wieprze,
Gdy pracę naszą tamci zjadali w najlepsze!”
Rzekł, i srogą siekierą jął rąbać polana.
430Pięćroczna karmna locha do izby przygnana
Stanęła przy ognisku. Pastuch o ofierze
Nie zapomniał dla niebian: pobożnym był szczerze.
Jakoż z łba świni wyrwał szczeć i w ogień rzucił
Dla bogów, i z modlitwą do nich się obrócił
435Prosząc, by Odys z długiej powrócił podróży.
Po czym wziął odszczypany dębu kawał duży,
Palnął w łeb i powalił, zaraz ją dorznięto,
Rozpłatano, a pastuch w skórę obrośniętą
Tłuszczem kładł pierwociny mięsiw z różnych części,
440Zawinął, i jęczmienną mąkę sypiąc z pięści,
Dał resztę wziąć na rożny i upiec na żarze.
Gdy pieczeń na stolnicy złożyli kucharze,
Przystąpił cny świniopas sam krajać mięsiwa,
Bo chce być sprawiedliwym i zawsze nim bywa:
445Więc w siedm części pokrajał; modlitwy odprawił
I dla Nimf i Hermesa część jedną odstawił,
Resztę dla biesiadników, zaś w jednym kawale
Grzbiet wieprzowy gościowi wydzielił wspaniale
I uradował pana swego tym przysmakiem.
450Więc zwrócił się doń Odys i rzekł słowem takiem:
„Oby Zeus cię ukochał jak ja, dobry człecze,
Że mną biednym nie gardzisz!”
Na to mu odrzecze
Boski pastuch Eumajos: „O gościu mój biedny,
455Pożywaj, na co stać nas; to nasz chleb powszedny.
BógBóg daje i bóg bierze podług woli swojej;
Na jego wszechmocności przecież ten świat stoi”.
Rzekł i mięs pierwociny spalił; winem zlanem
Bogi uczcił i wino postawił ze dzbanem
460Przed grodoburcą, który swej misy pilnował.
Chleby krajał Mesaulios. Eumajos go chował
Kupionego za własne, w króla niebytności
Bez wiedzy Laertesa i samej jejmości,
A kupił go od Tafiów za część swego mienia.
465Teraz do gotowego zasiedli jedzenia.
A gdy jadłem, napitkiem się już nasycono,
Mesaulios sprzątnął chleby, a biesiadne grono
Syte mięsem i chlebem do snu się zabrało.
Noc była bezksiężycna, czarna, z góry lało
470Dżdżem ulewnym, wilgotne świstały zefiry.
Odys chcąc wypróbować, czy pastuch dlań szczery,
Czy własną da mu chlajnę, lub też każe komu,
By mu swojej odstąpił, jak grzeczny pan domu,
Rzekł: „Słuchaj, Eumajosie, i wy kłońcie uszy!
475Coś o sobie opowiem. Gdy kto łeb zaprószy,
Choć rozumny, to gotów głośno wyśpiewywać
I śmiać się do rozpuku, skakać, wygadywać,
Aż z ust wymknie się wróbel, a powróci wołem.
Lecz mnie skończyć wypada, kiedy raz zacząłem.
480Oj, czemuż ja nie młody, i nie zuch ten samy,
Jak wtenczas, gdym się skradał pod Ilionu bramy!
Hufce Odys prowadził z Menelajem razem,
I ja trzeci, co za ich stało się rozkazem.
Podkradłszy się pod miejskie warownie wyniosłe,
485Obsaczamy je wkoło, a w bagna zarosłe
Trzciną układł się każdy, w pancerz swój zakuty.
I mroził aż do kości; śnieg płatami padał
I na pawężach
[863] naszych biały szron osiadał.
490Inni, oprócz chitonów chlajnami okryci
Pod pawężmi na grzbietach, spali jak zabici.
Jam zaś chlajnę
[864], niebaczny, zostawił w obozie
Towarzyszom, nie myśląc o tym nocnym mrozie,
I wyszedłem z pawężą, jasnym pasem spięty.
495Lecz już o trzeciej straży tak byłem zziębnięty,
Żem trącił Odyseja, śpiącego koło mnie,
Łokciem, a on, obudzon, słuchał mnie przytomnie.
Przyjdzie życiem nałożyć, od zimna drętwieję.
500Nie mam chlajny, bies jakiś skusił mnie zapewne,
Żem wybrał się tak lekko, więc i duszę ziewnę. —
Rzekłem, a on wnet skoczył po rozum do głowy,
Jako zawsze do rady i boju gotowy;
Więc nachylon, te słowa szepnął mi do ucha:
505— Nie gadaj! nuż cię który z Achiwów podsłucha! —
I na ręku się wsparłszy: — Towarzysze mili! —
Wołał głośno — proroczy sen miałem w tej chwili:
Od okrętów my naszych poszli za daleko.
Niechże który ochotnik kopnie się, a lekko,
510Spytać Agamemnona, narodów pasterza,
Czyby nie mógł nam więcej przysłać tu żołnierza? —
Na to podniósł się Toas, syn Andrajmonowy,
I na ziemię zrzucając swój płaszcz purpurowy
Poskoczył do okrętów. Jam porwał płaszcz jego,
515Okrył się nim, i spałem aż do dnia białego. —
Gdybym tak jak i ongi młody był i żwawy,
Pewnie by na mnie pastuch więcej był łaskawy
I dał chlajnę przez pamięć i cześć bohatera.
A żem nędzarz, więc każdy mną dziś poniewiera”.
520Na to pastuch Eumajos odparł: „W tej powieści,
Mój staruszku, niemało dobrego się mieści:
W niczem-eś nie przesadził, a dopiąłeś celu.
Więc okrycie tu u nas znajdziesz, przyjacielu,
I resztę, co-ć potrzebnym w twoim biednym stanie
525Na tę noc; ale jutro chodź sobie w łachmanie,
Bo chlajnów i chitonów zapas tu nieduży,
Zbytnich nie ma: każdemu jeden tylko służy.
Lecz jeśli syn Odysów wróci tu dostojny,
O chlajnę i o chiton możesz być spokojny,
530On cię nawet odeśle, gdzie zechcesz, nieboże”.
Rzekłszy to wstał i zaczął słać dla niego łoże
Przy ognisku, rozpostarł kozie i baranie
Skóry, a gdy Odysej legł na to posłanie,
On mu dał do nakrycia swą chlajnę kudłatą
535I zawiesistą, która służyła mu na to,
Że się nią przyodziewał zawsze w zmiennej porze,
Gdy słota albo zimny wicher dął na dworze.
Spoczął tedy Odysej. Przy nim tuż na ziemi
Pokładli się parobcy, ale pasterz z niemi
540Spać nie myślał: o trzodę swoją on troskliwy,
Wybierał się do obór. Odys był szczęśliwy
Z tego sługi, co chociaż w domu pana nie ma,
Dba o jego dobytek i taki ład trzyma.
Więc się zbierał, miecz ostry przewiesił z ramienia,
545Wdział chlajnę, która chroni go od przeziębienia,
Na tę jeszcze zarzucił skórę z dużej kozy,
W dłoń wziął oszczep i ludziom, i psom do pogrozy,
I wyszedł spocząć bliżej białokływej trzody,
Pod wiszarem
[865] ustronnym, czasu niepogody.
Pieśń piętnasta
Telemachos przybywa do Eumajosa
1Poszła Pallas-Atene w gród Lakedajmony,
Kędy syn Odyseja siedział zabawiony,
Naglić go, bo mu do dom wracać wielka pora.
Zastała Telemacha, jak z synem Nestora
5Spali obaj w przysionkach Menela
[866] teremu
[867].
Li
[868] Pejsistrat wczasowi poddał się sennemu,
Bo Telemach już nie spał. On przez całe noce
Nie sypia, tak się myślą o ojcu kłopoce.
Więc Atene doń rzekła, stając u wezgłowi:
10„Nie siedź tu, Telemachu, i śpiesz ku domowi!
Odbiegłeś od majątku, w zamku twoim siedzą
Wyuzdane zuchwalce, a nuż wszystko zjedzą
I mieniem się podzielą? Wrócisz poniewczasie!
Więc Menelę grzmigłosa błagaj, niech nie pasie
15Dłużej cię, a odsyła, byś mógł zastać doma
Matkę cną, gdyż jej własny ojciec
[869] się nie sroma
[870],
Toć i bracia, nastawać na nią, by wybrała
Na męża Eurymacha, któremu stąd chwała,
Że hojny i od innych bogatsze wniósł wiano.
20Nie dajże, by ci z domu jaki skarb zabrano;
Wiesz przecie, co niewiasta w sercu swoim chowa:
Z kim pójdzie, temu wszystko oddać już gotowa,
A o dziatwę swą pierwszą i o nieboszczyka,
Miłego niegdyś, nie dba, serce im zamyka.
25Przeto wracaj ład zrobić, zdać rządy domowe
Na wiernej i roztropnej służebnicy głowę,
Nim z ręku bożych weźmiesz zacną połowicę.
Zasiedli na cię z gachów najtęższe junaki,
30W cieśninie, która dzieli Samos od Itaki,
I chcą cię w drodze zabić, nim do dom powrócisz.
Lecz ty podal
[871] od wysep łódź swoją odrzucisz,
A nocą płynąć będziesz. Bóg, który cię broni
I strzeże, dobrym wiatrem żagiel twój pogoni.
35Wszakże dotarłszy brzegów itackich już blisko,
Odeślij łódź do miasta i drużynę wszystką,
A sam do Eumajosa udaj się, pastucha,
Co trzodę twoją pasie, człek dobrego ducha.
Tam noc spędzisz, a jego wyprawisz w te tropy
40Z wiadomością od ciebie do cnej Penelopy,
Żeś już wrócił z Pylosu i cało, i zdrowo”.
Tak rzekła i na górę poszła Olimpową.
Wtem Telemach obudził uśpionego błogo
Pejsistrata, i mówił trącając go nogą:
45
Zaprząc konie! Przed nami droga, nie wywczasy”.
Na to mu odpowiedział Nestoryd: „Co? Tobie
Chce się jechać? Lecz z jazdy ponoś nic na dobie;
Któż wyjeżdża w noc ciemną? Czekaj blasku zorzy,
50Niech pierwej podarunki w rydwanik nam włoży
Menelaj, syn Atreja — z męstwa świat go sławi —
Niech nas grzecznymi słowy pożegna, odprawi;
Przybysz bowiem rad chowa pamięć gospodarza,
Co go przyjmie gościnnie i hojnie obdarza”.
55Rzekł, i rychło Jutrzenka w złotym błyska stroju.
Nadszedł też Menelaos, on grzmiący głos w boju,
Co z łoża od kędziornej Heleny wstał boku.
Gdy go zoczył Telemach, jął w jednym poskoku
Nadziewać na się chiton świetny, a ramiona
60Okryła mu szeroka szata narzucona.
Potem wyszedł mołojec na jego spotkanie,
I syn Odysa mówił, gdy przy nim już stanie:
„Atrydo Menelaju! Boski władco rzeszy!
Odeślij mnie do ziemi ojców! Mnie się śpieszy:
65Pragnąłbym dzisiaj jeszcze puścić się w tę drogę”.
Na to odparł Menelaj: „Zaprawdę nie mogę
Zatrzymywać cię dłużej, Telemachu, u mnie,
Robią ci gospodarze, co męczą swych gości
70Zbytkiem przynuk
[872] lub zbytkiem jawnej oziębłości.
Środek dzierżę, gdyż jedno i drugie niemiłe:
Czy kto gościa wypędza, czy trzyma na siłę.
Chce gość jechać — odsyłam, chce zostać — więc goszczę.
Czekajże, niech ci wprzódy kolasę wymoszczę
75Pięknymi podarkami, abyś patrzał na nie,
A niewiastom rozkażę przyrządzić śniadanie.
Sute, z wszystkich zapasów, w jakie dom obfity.
Cel podwójny osiągnę, bo uczczę zaszczyty,
A i ciało nakarmię. Potem już możecie
80Jechać sobie i brodzić po bezbrzeżnym świecie”.
Na to taką odpowiedź dał mołojec hoży:
„Atrydo Menelaju, wychowanku boży!
Śpieszy mi się do domu, bo gdy odjeżdżałem,
Nikt nie był, aby oko miał nad mieniem całem.
85A nuż syn szukający ojca sam przepadnie?
Lub w zamku kto tymczasem skarb mi jaki skradnie?”
Na te słowa Menelaj, głosem w boju grzmiący,
Kazał żonie i dziewek czeredzie służącej
Spiesznie stoły zastawić domowym zapasem.
90I Boetycz Etonej
[873] zjawił się tymczasem,
Tylko co z łóżka wstawszy; mieszkał on tuż blisko.
Jemu kazał Menelaj rozpalić ognisko
I piec mięso; ten rozkaz prędko był spełniony.
Po czym zeszedł do skarbca, który był sklepiony;
95Lecz nie sam, bo z Heleną szedł i z Megapentem
[874].
Gdy w sklep weszli, kosztownym zapełniony sprzętem,
Atryd wybrał podwójny puchar z tych, co stały,
A Megapencie kazał krater srebrny cały
Nieść w ręku, zaś Helena szła skrzynie otwierać,
100I w szatach przez się dzianych jęła tam przebierać.
Z tych jedną wydobyła: szata to fałdzista,
Połyskująca ni to gwiazda promienista;
Leżała też na spodzie. Po czym wszyscy troje
Do Telemacha poszli przez świetlic podwoje,
105A stanąwszy już przed nim, rzekł płowy Menela:
„Niechaj ci, Telemachu, w powrocie udziela
Swej opieki Zeus Kronid, piorunny mąż Hery!
Tymczasem z mego skarbca ten podarek szczery
Racz wziąć, co najpiękniejszy i najdroższy miałem.
110Także kruż cudnie rzeźbion dla ciebie wybrałem.
Srebrny z złotym okrajkiem
[875], Hefajst go wykował,
A Fajdim, król Sydońców, niegdyś mi darował,
Gdym z powrotem doń wstąpił. Więc niechże ci służy!”
DarPo tych słowach Atryda
[876] dał mu puchar duży,
115Podwójny, a Megapent wniósł on srebrnolity
Kruż, i przed nim postawił. Helena płaszcz szyty
Ręką swą wniosła także, krasą niezrównana,
I — „Przyjm darem ode mnie — rzekła do młodziana —
Tę szatę z rąk Heleny; chowaj ją starannie
120Do wesela, gdy staniesz przy wybranej pannie.
Tymczasem daj ją matce, ona ci przechowa.
A teraz zdrów mi bywaj! Droga twoja głowa
Szczęśliwie niech powraca w ojców swoich progi!”
Rzekła — a on z radością przyjął ten dar drogi.
125Wnet Pejsistrat, podarki pozbierawszy liczne,
W kolasie je ustawił, dziwiąc się, jak śliczne.
Zaś płowy Menelaos do gotowej sali
Wszystkich z sobą zaprosił. Gdy pozasiadali
Zastawione tam rzędem ławice i krzesła,
130Zaraz jedna z służebnic złoty dzbanek wniesła
Z wodą do rąk; tę lała im do misy srebrnej;
Przed każdym postawiła stoliczek potrzebny.
Poważna też szafarka z zapasy różnymi
Przyszła, i te przysmaki stawiła przed nimi.
135Syn Boetów pokrajał i rozdał pieczyste,
Megapent zaś lał wino w puchary złociste.
Więc do mis się rzucono po niedługiej chwili;
A gdy głód nasycili, pragnienie zgasili,
Jął Telemach z Nestora synem jarzmo wkładać
140Na rumaki i w krasną kolasę już wsiadać,
A wsiadłszy, ruszył w bramne sklepienie dudniące.
Atryd sam odprowadzał te odjeżdżające
Goście z kielichem w ręku po brzegi nalanym,
By odjezdną libację spełnić roztruchanem
[877].
145Więc zachodząc im drogę, rzekł: „Bywajcie zdrowi,
Mołojcy! A pokłońcie się tam Nestorowi
Ode mnie: on był dla mnie jak ojcem rodzonym,
Gdyśmy się tam, Achiwi, bili pod Ilionem”.
Na to odparł Telemach: „O ty mężu boży!
150Co każesz, to się wszystko dokładnie przedłoży,
Skoro na miejscu staniem. Obym tak z powrotem
Mógł ojca zastać w domu i mówić mu o tem,
Jak mnie tu ugościło przyjęcie łaskawe,
Jak sute upominki dano na odprawę!”
155
OmenGdy to mówił, wtem orzeł mignął z prawej strony
[878];
Dużą, białą gęś dworską pochwycił on w szpony
I z nią leciał, a za nim z wrzaskiem tuż, tuż goni
Zgraja chłopów i kobiet. Orzeł blisko koni
Skręcił w prawo i wionął. Widok niespodziany
160Ucieszył i otuchą napełnił młodziany,
Aż Menelę Pejsistrat zagabnął słowami:
„Pomyśl-no, władco ludów, czy znak ten za nami,
Czy za tobą
[879], i komu wróżbę niebo zsyła?”
A właśnie go ta wróżba już zastanowiła,
165Bo myślał, co by wnosić miał z tej tajemnicy,
Gdy go ubiegł w tym dowcip
[880] pięknej połowicy:
„Wieszczę wam! Posłuchajcie, co mi wlali w duszę
Bogowie, a co wkrótce spełni się, jak tuszę
[881]:
Orzeł po łup przyleciał i gęś uniósł białą
170W te skały, gdzie i gniazdo ma, i dziatwę małą;
Tak Odysej po długiej tułaczce i biedzie
Kiedyś w próg swego zamku jako mściciel przyjdzie,
Lub już przyszedł i gachom śmierć już zapowiada”.
Więc Telemach jej na to: „Oby ten, co włada
175Niebem, Hery małżonek piorunny, to sprawił!
Niech się ziści, a będę cię jak bóstwo sławił!”
Rzekł i zaciął rumaki; lotnymi kopyty
Wpadły w miasto, po równi cwałują odkrytej
Przez dzień cały; gdy ciemny mrok poczernił szlaki,
180Do zamku Dioklesa przybyli junaki.
Ojcem jego Orchiloch, syn Alfeuszowy.
U Diokla tam w Ferach i nocleg gotowy
Znaleźli, i gościnne przyjęcie im dano.
Ze wschodzącą nazajutrz Jutrzenką różaną,
185Zaprzągłszy, jadą dalej w przekrasnej kolasie
Przez bramę, aż w przysionkach turkot rozlega się.
Tak pędząc, wóz ich prędko tę drogę przemierzył
Do Pylos. Wtem Telemach druhowi się zwierzył:
„Nestorydzie
[882]! Mam prośbę, lecz chcę wiedzieć, czy mi
190Jej nie odmówisz? Wszak my z dawna pobratymi
Przez ojców naszych przyjaźń; równe nasze lata,
A ta podróż tym ściślej jeszcze nas pobrata.
Otóż wstrzymaj wóz, proszę, gdzie okręt mój czeka;
Tam wysiądę. Twój stary — sprawa z nim nielekka —
195Gotów by mnie nie puścić, gościć bez ustanku,
Kiedy mnie tak się śpieszy; zrób to, mój kochanku!”
Rzekł, a Nestoryd w duchu już wszystko obliczył,
Aby spełnić najlepiej, co sobie druh życzył.
I ta rada najlepszą zdała się w tej mierze,
200Że skręcił zaraz końmi nad morskie wybrzeże
I na pokład okrętu jął wynosić dary
Dane od Menelaja, te złote puchary
I te szaty, a nagląc rzekł skrzydlate słowo:
„Śpiesz na okręt i zbieraj czeladź okrętową;
205Zwiń się, nim w zamku stanę i ojcu zdam sprawę.
Już czuję, jaką przyjdzie odbyć z nim przeprawę:
Starzec to popędliwy; sam on tutaj wpadnie,
Naciśnięty przez niego nie wymkniesz się snadnie
[883].
Już go widzę, jak przyjdzie i zmiesza ci szyki”.
210Powiedziawszy to, zaciął grzywiaste koniki,
Przez gród Pylu przejechał, stanął przed mieszkaniem.
Telemach zaś na swoich wołał z naleganiem:
„Ładzić
[884] nawę, a żywo, towarzysze mili!
Wsiadać i dalej w drogę, nie traćmy ni chwili!”
215Posłuszni, rozkaz jego wykonali pędem,
Do wioseł się rzucili i zasiedli rzędem.
Gdy był gotów, na tylnym okrętu pokładzie
Jął odprawiać ofiarę Atenie Palladzie.
Wtem stanął przed nim jakiś przychodzień z daleka,
220Z Argos, skąd aż tu uciekł, zabiwszy tam człeka.
Wieszczkiem był i potomkiem po Melampie owym,
Co ongi mieszkał w Pylu, słynnym owiec chowem,
Bogaczu, co rozliczne dwory miał i włości,
Lecz się przeniósł gdzie indziej, gwoli
[885] zuchwałości
225A i pychy Neleja, gdyż ten pan zuchwały
Zagrabił mu majątek i trzymał rok cały.
On tymczasem na zamku Filaka zamknięty
Srodze cierpiał, dźwigając sromotne tam pęty
[886],
Przez córę Neleusa i zaciekłość oną,
230Jaką mściwa Erynna
[887] zatruła mu łono.
A jednak uszedł Kery
[888] — bowiem z łąk Filaki
Woły pognał do Pylos i zemścił się taki
[889]
Na Neleju, za pychę jego — i dla brata
Przyprowadził małżonkę. Sam w inny kąt świata
235Poszedł i osiadł w Argos koniorodnej ziemi,
Gdzie los go zrobił władcą nad ludy licznymi,
i Tam pojął sobie żonę, zamek wybudował,
Dwóch synów, Antifata, Mancja się dochował.
Antifat Oiklesa spłodził, a ten synem
240Szczycił się Amfiarajem
[890], który trząsał gminem;
Darzyli — on się przecież nie cieszył starością,
Lecz zmarł w Tebach z powodu przeniewierstwa żony.
Alkmeon
[894] i Amfiloch z niego był zrodzony,
245Mancjos miał Polifejda synem i Klejtosa;
A tego mu porwała różana Eosa
Gwoli jego krasoty
[895], by zasiadał z bogi.
Polifejdzie Apollo nadał przymiot drogi
Wieszczenia — i był wieszczem między żyjącymi
250Pierwszym po Amfiaraju, gdy zeszedł z tej ziemi;
Potem do Hyperei przeniósł się z powodu
Waśni z ojcem — i z wieszczb swych słynął śród narodu.
Był to właśnie syn jego zwan Teoklimnesem,
Który do Telemacha przystąpił obcesem,
255Gdy ten stojąc u burty lał z wina obiatę
[896],
Zagabł
[897] go ów i słowa posłał mu skrzydlate:
„Mój druhu! Ty, jak widzę, ofiarą zajęty;
Więc, zaklinam cię na nią i na cel jej święty,
Na twoją głowę własną i czeladzi twojej,
260Że mi odpowiesz prawdę szczerą, jak przystoi:
Ktoś jest? Z jakiego kraju? Rodzina twa jaka?”
Więc otrzymał odpowiedź wraz od Telemaka:
„Cudzoziemcze! Usłyszysz mowę niekłamaną:
Itaka mą ojczyzną, Odys — ojca miano.
265Oby żył! Lecz on dawno smutną śmiercią zginął!
Przetom go na okręcie tym szukać popłynął,
By się zwiedzieć o losie drogiego rodzica”.
Na to mu Teoklymen rzekł pięknego lica:
„I jam tułacz bez ziemi, bom w rodzinnej stronie
270Zabił kogoś, co w Argos hodującym konie
Miał krewnych i przyjaciół, używał czci wielkiej;
Więc uchodząc odwetu ich ręki mścicielki,
Tu zabiegłem, na żywot już skazan tułaczy.
Błagam cię, weź mnie z sobą, a błagam w rozpaczy:
275Zabiją mnie — co tylko nie widać pogoni”.
Na to roztropny młodzian: „O, niechże bóg broni,
Abym cię z łodzi wypchnął! Gdy chcesz z nami płynąć,
Wsiadaj! Dzieląc się z tobą, nie damy ci zginąć”.
Tak witając przybysza, wziął mu z rąk spiżowy
280Oszczep, i ten na pomost złożył okrętowy;
Sam potem wszedł do środka nawy owioślonej,
Siadł u burty, a przy nim usiadł zaproszony
Teoklymen. Już jedni łódź odcumowali,
Drudzy ład robiąc wewnątrz nawy się krzątali;
285Telemach ich naganiał, więc robią, co każe.
Sosnowy maszt zatknąwszy w drążonym ligarze
[898],
Wyprostowali, w mocne ujęli go sznury,
I na rzemieniach żagle podciągli do góry.
Zaraz im wiatr pomyślny zesłała Pallada:
290Z szumem lecąc z obłoków, wiatr na okręt wpada,
Po słonej go powierzchni pędzi jak w zawody,
Słońce zgasło, dokoła szlaki poczerniały —
Telemacha do Fejów
[901] wiatry już zagnały.
295Stamtąd mijając Elis, gdzie władną Epeje,
Mknął ku kolczastym wyspom
[902], a w duchu truchleje,
Myśląc, czy śmierci ujdzie, czy głową nałoży.
Podczas
[903] siedział Odysej, a z nim pastuch boży,
W zagrodzie; wśród czeladzi wieczerzą się krzepił.
300Gdy zjedzono, wypito, witeź
[904] znów zaczepił
Słówkiem, by Eumajosa doświadczyć w potrzebie,
Azali
[905] go jak gościa dłużej tu u siebie
Zatrzyma, czy do miasta odprawi dla zbytu.
Żebrak„Czy wiesz co, Eumajosie? — rzekł. — Jutro do świtu
305Zbieram się iść do miasta po żebranym chlebie;
Nie chcę dłużej ciężarem być dla was i ciebie.
Tylko radą mnie opatrz i daj mi na drogę
Przewodnika, gdyż w mieście sam sobie pomogę.
Łażąc tędy owędy po prośbie, obaczę,
310Czy w zysku da kęs chleba rzemiosło żebracze.
Nawet w zamek Odysa chciałbym się odważyć,
Z Penelopą o różnych wieściach coś pogwarzyć,
Zetknąć się też i z pyszną rzeszą zalotniczą:
Z mnóstwa potraw na stole może coś użyczą.
315Jeśli służby mej zechcą, najzręczniej się sprawię.
Ależ słuchaj! I dobrze rozum, co-ć wyjawię:
Oto z łaski Hermesa, co wdziękiem pięknoty
I pomyślnością ludzkie zwykł wieńczyć roboty,
Nie sprosta mi nikt w służbie pilnej — to rzecz pewna:
320Umiem ogień rozpalić, suche łupać drewna,
Lać wino, mięso krajać i obracać rożny —
Zgoła wszystko, co od sług wymaga pan możny”.
Zmartwion tym, wraz mu odrzekł boski nasz pastucha
[906]:
„Gościu mój! Jakaż znowu ugryzła cię mucha,
325Że się chcesz na niechybne nieszczęście narazić?
Po cóż ci między gachy wyuzdane włazić,
Których gwałty już biją w nieb żelazne stropy!
Oj! Nie takie im służą przecie, jak ty, chłopy,
Jedno w chlajny, chitony przystojne ubrane,
330Młodziki gładkolice, wonne, uczesane:
Tacy służą do stołów toczonych, chędogich
[907],
Gnących się od win, mięsiw i od chlebów mnogich.
Zostań z nami, twa bytność nikomu nie wadzi,
Ani mnie, ni żadnemu z naszej tu czeladzi:
335Niech tylko syn Odysa jedyny powróci,
Chlajnami, chitonami całego zarzuci,
I odeśle, gdzie sercem pragniesz być i głową”.
Na to cierpiciel Odys odrzekł taką mową:
„Obyś ty, Eumajosie, był tak miły bogu,
340Jak mnie jesteś, za litość nad nędzą w barłogu
I przytułek mi dany! Los różnie uciska,
Lecz najsrożej, gdy człeku nie da przytuliska,
A wzgardę, poniewierkę co dzień musi przeżyć,
By tylko krzyk głodnego żołądka uśmierzyć!
345Lecz gdy chcesz, bym na jego poczekał przybycie,
To mi też coś o ojcu i matce powiecie
Odyseja; on ponoś, wychodząc na boje,
Już dobrze podstarzałych zostawił oboje,
Żyją-ż oni? Słoneczne świecą-ż im promienie?
350Czy zmarli, hadesowe zamieszkują cienie?”
Wódz pasterzy, Eumajos, tak mu odpowiedział:
Ojciec, Żałoba„Z ust mych prawdę usłyszysz, wszystko będziesz wiedział.
Laertes dotąd żyje, choć boga wciąż prosi,
By śmierć zesłał na niego; życia już nie znosi,
355Odkąd utrata syna serce mu rozdarła
I odkąd mu małżonka
[908], cna pani, umarła.
Z płaczu przyszła nań starość wczesna i przygniata;
Ona także z tęsknoty po synie
[909] ze świata
Zeszła śmiercią okropną. O! Niech tak nie kończy
360Nikt dobry, kto mnie kocha, z kim przyjaźń mnie łączy!
Dopóki ona żyła, choć smutkiem przybita,
Dopóty wszystkim dla mnie była ta kobieta.
Szukałem jej, rozmawiał — bom chował się przecie
Z długoszatną Ktimeną
[910] jak własne jej dziecię,
365Z tą ostatnią jej córką, panną urodziwą;
I była ona matką dla mnie nie mniej tkliwą.
Ktimena gdy dorosła, jam chłopak był jary —
Wydano ją do Same, a bogate dary
Wzięto za nią. Wraz matka chiton mi chędogi
[911]
370A i chlajnę sprawiwszy, toż sandał na nogi,
Wysłała na wieś, coraz kochała mnie czulej.
Dziś już nie mam nikogo, nikt mnie nie przytuli!
Za to pracy mej jakoś błogosławią nieba:
Mam co jeść i pić, gościa przyjmę jak potrzeba,
375Lecz od mojej dziedziczki nic mi już nie spadnie,
Ani datek, ni słowo, odkąd domem władnie
Ta zgraja najezdników. A sługom tak miło
Mówić z panią czasami, jak to dawniej było,
Przetrącić coś z jej łaski, zapasik wziąć w pole,
380Bo to zniewala sługi i słodzi ich dolę…”.
Na to przemyślny Odys rzekł mu: „Czy być może!?
Toś ty dzieckiem był wtenczas, kiedyś tu niebożę
Odbił się od rodziców, od rodzinnej ziemi?
Ależ jak się to stało? Proszę, powiedz-że mi!
385Czy miasto, gdzie rodziców miałeś i rodzinę,
Wrogowie najechawszy zburzyli w perzynę?
Czy cię od krów i owiec rabusie porwali
I zawlókłszy na okręt aż tutaj sprzedali
Komuś, który za ciebie zapłacił sowicie?”
390Na to pastuch Eumajos: „Kiedy tak prosicie,
Gościu mój, to odpowiem na pytanie wasze.
Siedźcie sobie, a pełną wychylajcie czaszę.
Noc długa i wywczasu
[912] może kto chce zażyć —
A kto nie chce, przyjemnie może noc przegwarzyć.
395Nikt cię tu nie przymusi do spania — sen długi
Wadzi zdrowiu. A jeśli tam jeden lub drugi
Kwapi się
[913] już do łóżka, to niech się położy.
Za to jutro o rannej zbudziwszy się zorzy,
Po śniadaniu, wraz trzodę na paszę wywiedzie.
400My zaś sobie tu w dwójkę zasiadłszy, sąsiedzie,
Jeść będziem i popijać, i szukać osłody
W zwierzeniach się z niejednej minionej przygody.
Bo taki, co się tułał i nędz zaznał wiele,
Lubi czasami grzebać w tych cierpień popiele.
405A więc ci to opowiem, o coś pytał, druhu.
Jest wyspa Syria, może wiesz o niej z posłuchu,
Leży w górze Ortygii, na słońca zwrotniku,
Niewielka, ale żyzna. Owiec tam bez liku
I bydełka, i winnic, i zboża się chowa,
410Głód nie znany i nigdy zaraza morowa
Biedne ludzie nie trapi
[914], lecz gdy wiek zgrzybiały
Przyjdzie na nich, Artemis ze swoimi strzały,
Toż Apollon ów łucznik pojawia się boży,
Strzelają i strzał cichy nieznacznie umorzy.
415Na wyspie dwa są miasta, kraj ma dwie połowy,
Nad obiema był królem syn Ormenidowy
Ktesios, mój ojciec, bogom z wejrzenia podobny.
Raz więc okręt Feników, a lud to sposobny
Do żeglugi, lecz chytry, przywiózł był towary
420Świecideł rozmaitych. W domu zaś mój stary
Miał Fenijkę wysmukłą i ładną kobietę,
Ręcznych robót świadomą. Feniki te skryte
I chytre ją uwiodły. Jeden z nich, gdy prała,
Przyczepił się tam do niej. Miłość się wplątała.
425Bo na miłość niewiasta najłatwiej się łowi,
Choćby która i wstrętną była niewstydowi.
Więc ją pytał: — Skąd rodem? Z jakiej okolicy? —
Ona mu opisała dom swego rodzicy:
— Miejscem moim rodzinnym Sydon śpiżolśniące,
430Arybas ojcem, skarbów liczy na tysiące.
Lecz mnie Tafije skradli, gdym biegła przez pole,
Łotrzyki, tu przywieźli, sprzedali w niewolę
Do domu mego pana, za pieniądz gotowy. —
Na to rzekł ów, co skryte miewał z nią rozmowy:
435— Może byś chciała z nami wrócić, panno miła,
Byś rodziców i gniazdo własne obaczyła?
Bo rodzice twe żyją i w dobrym są stanie. —
Niewiasta tę odpowiedź dała na pytanie:
— Zgoda, byle mi twoi poprzysięgli święcie,
440Że mnie do dom odstawią całą na okręcie. —
Rzekła, oni przysięgli, że ją tam odwiozą,
Wszyscy najświętszych ślubów związali się grozą,
A ona znów związała ich takimi słowy:
Porwanie— Milczeć! Niech nikt z załogi nie śmie okrętowej,
445Choć słówkiem mnie zaczepić, czyli
[915] mnie tam w mieście,
Czy przy krynicy spotka, czy gdzie bądź nareszcie,
Bo mógłby kto podpatrzeć i donieść do dworu,
A starzec podejrzliwy chwyci się pozoru,
Uwięzi mnie, wam zada co najsroższe kary,
450Sza! zatem, a tymczasem skupujcie towary,
A okręt nasz ładugę swoją już dostanie,
Niech który tę wiadomość da mi niemieszkanie
[916],
Ja zaś schwycę co tylko znajdzie się pod ręką,
Za przewóz wam zapłacę lepiej niż podzięką,
455Bo przy mnie syn się chowa mojego tam pana,
Wcale
[917] bystra chłopczyna, do mnie przywiązana,
Pójdzie ze mną na okręt — możecie zań duży
Okup dostać, gdziekolwiek trafi się w podróży. —
Tak rzekła i do dworu odeszła z powrotem.
460Fenicjanie rok jeszcze siedzieli tam potem,
Skupując do okrętu zewsząd towar mnogi.
A gdy statek ładowny gotów był do drogi,
Zaraz jeden z nich przyszedł do onej kobiety
Na dwór mojego ojca, człek w ciemię nie bity.
465Bo naszyjnik wziął z sobą złoty, bursztynowy.
Zbiegły się wraz z mą matką wszystkie białogłowy
Oglądać, obmacywać misterne noszenie,
A nareszcie targować. Wtem on dał skinienie
Umówione i odszedł wprost do nawy swojej,
470Ona zaraz mnie wzięła, wywiodła z pokoi,
Lecz w przysionku spostrzegłszy złote roztruchany
[918],
Gdyż był tam do biesiady stół przygotowany
Dla gości, co z mym ojcem poszli na agorę —
Więc w zanadrze schowała trzy puchary spore
475I wyszła, a ja za nią biegłem niemyślący.
Helios zgasł, szlaki sczernił mrok już padający,
Gdyśmy się do nadmorskiej przystani dostali,
Gdzie Feniki z ładownym okrętem czekali
Gotowi do wyjazdu na mokre przestworze.
480Nas zabrawszy wiatr dobry wyniósł ich na morze
Zesłany od Kroniona. Tak sześć dni i nocy
Płyniem, lecz gdy dzień siódmy nastał z bożej mocy,
Artemis białogłowę oną strzałą zdradną
Przeszyła, aż z łoskotem padła w okręt na dno
485Jak rybitwa. Z pomostu zrzucono jej ciało,
Żer rybom i morsukom, mnie nic nie zostało
Krom smutku, a tymczasem nie wstrzymany w biegu,
Gnan wiatrem okręt dobił itackiego brzegu,
Gdzie mnie Laertes kupił z własnej swej skarbony.
490W taki sposób ujrzałem pierwszy raz te strony”.
Na to wyszła odpowiedź z ust Odyseusza:
„Jakże mnie, Eumajosie, do żywego wzrusza
Powieść twoja! Tyś w życiu nacierpiał się tyle!
Przecież Zeus obok przykrych dał ci dobre chwile,
495Jeśliś po tych przygodach znalazł przytulisko
W domu zacnego człeka, który dał ci wszystko,
Który ci hojnie strawę i napitek dawał,
Że mogłeś żyć wygodnie. A ja, świata kawał
Obleciawszy, ot nędzarz, staję tu przed tobą”.
500Podobne rozhowory
[919] wiedli jeszcze z sobą,
A potem się przespali krótko, bo różowa
Jutrzenka wnet zabłysła.
Zaś Telemachowa
Czeladź, żagle zwinąwszy na owym noclegu,
505Maszt spuściwszy wiosłami dopchała do brzegu
Statek. Kotwicę rzuci, linami przytroczy,
I na brzeg falą bity ochoczo wyskoczy,
Aby strawę uwarzyć, pić ogniste wino.
Kiedy się tak z obiadem i napitkiem zwiną,
510Wraz roztropny Telemach rzekł do swej czeladzi:
„Wy odpłyńcie, do miasta łódź się odprowadzi,
Ja zaś skoczę tu na wieś do moich pasterzy,
A gdy wszystko obejrzę, wrócę o wieczerzy,
I nazajutrz, za wierne usługi w tej drodze,
515Sutą mięsną i winną ucztą was nagrodzę”.
Na to rzekł Teoklymen, mąż z boskim wejrzeniem:
„Gdzież pójdę? Czyja strzecha będzie mi schronieniem?
Czy mnie przyjmie kniaź który na skalnej Itace,
Czy mam iść wprost na twoje lub matki pałace?”
520Roztropny mu Telemach odrzekł: „W każdym innym
Przypadku dom nasz byłby dla ciebie gościnnym
I miałbyś tam wygodę, lecz dziś o przyjęciu
Nie myśleć; mnie tam nie ma, a matka w zamknięciu
Ciągle siedzi, a w izbie gaszej
[920] też nie bywa,
525Tylko w górnych komnatach na krosnach wyszywa.
Wskażę ci więc, do kogo możesz iść bezpiecznie:
Do Eurymacha pójdziesz, ten przyjmie cię grzecznie.
On teraz na Itace ma miru
[921] najwięcej,
Mąż dzielny, on o matkę moją najgoręcej
530Się dobija, po berło Odysowe sięga.
Nie wiem, jak go osądzi olimpska potęga,
I czy nań przed weselem nie padnie cios krwawy!”
OmenGdy to rzekł, jastrząb wionął mu od ręki prawej;
W szponach darł on gołębia, ten Feba ptak
[922] chyży,
535Z góry się posypała siła piór i pierzy
Pomiędzy Telemachem a łodzią padając.
Widział to Teoklymen, i odprowadzając
Na stronę Telemacha, by nie był słyszany,
Za dłoń go ścisnął, i rzekł: „Od boga
[923] zesłany
540Ten jastrząb przelatywał po twojej prawicy:
Był to ptak przeznaczenia, pełny tajemnicy.
Wieszczy on, że w Itace nigdy nie postanie
Inny ród, li przy twoim będzie panowanie”.
Na to roztropny młodzian: „O gościu mój miły!
545Oby się słowa twoje w przyszłości ziściły!
Ja bym cię podarkami obsypał, ugościł,
Iżby twojego szczęścia każdy ci zazdrościł!”
Rzekł i przyzwał Pejraja
[924]; z wszystkiej on drużyny
Odznaczał się wiernością, towarzysz jedyny:
550„Klytia synu, Pejraju! Ty w drodze do Pylu
Zawsześ spełniał mój rozkaz, lepszyś był od tylu,
Więc zabierz z sobą do dom obcego tu człeka,
Ugość go, poczcij grzecznie, i niech na mnie czeka”.
Na to odrzekł mu Pejraj, sławny kopii miotem:
555„Choćbyś się, Telemachu, opóźnił z powrotem,
To go przyjmę, i wdzięczen będzie za przyjęcie”.
Rzekłszy, skoczył na okręt i kazał w okręcie
Brać się wioseł, cumowną odwiązywać linę,
Aż gotową do jazdy zgromadził drużynę.
560Telemach zaś, postoły
[925] zawdziawszy na nogi,
Leżący na pomoście wziął w garść oszczep srogi
Z miednym grotem. Flisacy linę odwiązali,
Statek odbił, ku miastu popłynęli dalej,
Jak im kazał Telemach, Odysa syn młody,
565Którego niosły nogi do onej zagrody,
Gdzie mnogość trzód się chowa, które pastuch strzeże,
Mąż zacny, panom służy i wiernie, i szczerze.
Pieśń szesnasta
Telemachos rozpoznaje Odyseusza
1
Odys wstał z Eumajosem o porannej chwili,
Przy ogniu roznieconym strawę przyrządzili
I pasterzy wysłali z trzódmi na pastwiska;
A wtem nadszedł Telemach. Zawsze czujne psiska
5Łaszą się, nie szczekając. Nie uszło to wzroku
Odysa; słyszał także chód męskiego kroku.
Więc się lotnymi słowy ozwał do pasterza:
„Ktoś tu idzie; zapewne jakiś druh się zbliża
Lub znajomy; pies żaden na niego nie szczeka,
10Lecz się łasi; stąpanie słyszałem z daleka”.
Ledwo skończył, a we drzwiach syn jego kochany
Zjawił się. Skoczył k'niemu pastuch, tak zmieszany,
Że mu dzban, w którym wino miał pomieszać z wodą,
Z ręki wypadł, gdy podbiegł witać postać młodą
15Swego pana. Całował głowę mu i oczy,
I ręce, aż po licu starca łza się toczy.
Iście tak ojciec syna tuli w swym objęciu,
Gdy z obczyzny mu wraca po latach dziesięciu
Jedynaczek, co tyle trosek
[926] go kosztował.
20Tak samo Telemacha ściskał i całował
Wierny pastuch, jak gdyby nieboszczyka witał,
I łkając, tymi słowy lotnymi go pytał:
„Tyżeś to, światło moje, Telemachu miły?!
Gdyś odjeżdżał do Pylos
[927], oczy me zwątpiły,
25Czy cię kiedy już ujrzą. Pójdźże tu, kochanku,
Przyjrzę ci się, nacieszę, patrząc bez ustanku
W ciebie, wracającego z dalekiej żeglugi.
Tyś tak rzadko nawiedzał twe trzody i sługi,
Siedząc w mieście! Zapewne siedziałeś tam gwoli
[928]
30Onych gachów
[929] zbytników, świadek ich swawoli?”
Na to roztropny młodzian odrzekł: „Dobry tatku,
Ot mnie masz, gdy umyślnie, a nie zaś z przypadku
Przyszedłem cię odwiedzić i spytać, co robi
Matka moja: czy w domu jeszcze? Czy już zdobi
35Łoże innego męża Odyseja żona?
A łożnica po ojcu mym osierocona
Pustką-ż stoi pajęczyn li nakryta siatką?”
Wódz pasterzy Eumajos na to: „Z twoją matką
Zawsze jedno: niezłomna na zamku swym siedzi
40Odpierając napaści; dzień i noc się biedzi
I usycha w tęsknicach, łzami wciąż zalana”.
Rzekłszy to, włóczń spiżową odjął z rąk młodziana,
A ten, gdy próg kamienny do izby przestąpił,
Zaraz ojciec Odysej z miejsca się ustąpił,
45Lecz go Telemach wstrzymał:
„Gościu! Siedź, gdzieś siedział!
Jest tu miejsce i dla mnie. Ten człek będzie wiedział,
Kędy mnie w swej zagrodzie najlepiej posadzić!”
I Odys usiadł znowu — a pastuch jął
[930] ładzić
[931]
50Siedzenie z miękkich liści, kożuchem nakryte,
Na którym to paniątko siadło znamienite.
Eumajos wraz
[932] im przyniósł mięsa misę całą
Pieczonego, co wczoraj z wieczerzy zostało.
Zwinnie kosz pełny chlebów postawił wśród stołu,
55W kruż bluszczowy
[933] lał wino i wodę pospołu
I naprzeciw Odysa sam już zasiadł ławę.
Jakoż jęli spożywać zastawioną strawę,
A gdy jadła, napitku mieli już do syta,
Tymi słowy Telemach pastucha zapyta:
60„Powiedz, tatku, skąd gość ten u ciebie się zjawił?
Jaki okręt do naszej wyspy go dostawił
I z jakiego to kraju są jego flisaki?
Bo przecież przyjść piechotą nie mógł do Itaki”.
Na to boski Eumajos: „Chcesz wiedzieć, mój synku,
65Więc ci opowiem, prawdę czystą, bez przyczynku.
On powiada, że z Krety pochodzi rozległej,
Że nogi jego siła
[934] grodów już obiegły,
Gdyż na żywot tułaczy niebo go skazało.
Teraz mu się z tesprockiej nawy ujść udało
70Tu, do mojej zagrody. Opiece go twojej
Oddaję; od tej chwili pod skrzydłem twym stoi”.
Roztropny mu Telemach na to odpowiada:
„Wbiłeś mi, Eumajosie, w serce sęk nie lada!
Jakże tego przychodnia w domu mym umieszczę,
75Sam młody i ramieniem nie dość silny jeszcze,
By się komu obronić, kto by mnie znieważył?
Co zaś matki się tyczy, tom już zauważył,
Że jej serce się waha, dzieli się na dwoje:
Nie wie, czy ma prowadzić gospodarstwo moje,
80Szanować pierwsze łoże, u ludu być czczoną,
Czy pierwszego z Achiwów onych zostać żoną,
Co goszczą w naszym zamku, a który się stara
O jej rękę i darów składa co niemiara?
Ale tego przychodnia, że jest gościem twoim,
85Piękną chlajną, chitonem uczciwie przystroim,
Damy mu i postoły
[935], i miecz obosieczny,
I gdzie go serce ciągnie, odjedzie bezpieczny.
Chcesz-li go zaś u siebie zatrzymać na dłużej,
To przyślę mu odziewek, przyślę zapas duży
90Żywności, by nie ciężył tobie ni czeladzi.
Lecz włazić między gachy, tego mu nie radzi
Zdrowy rozum: bo nużby zuchwałe te trutnie
Pohańbili mi człeka? Zgryzłbym się okrutnie;
Jeden przeciw gromadzie takiej nic nie wskóra,
95Choćby największy siłacz — przy niej zawsze góra”.
Ozwał się na to Odys, cierpiennik niezłomny:
„Pozwól i mnie dorzucić jeden wyraz skromny.
Jakże mi serce rwie się, gdy wszystko to słyszę,
Co mówicie o gachów zuchwalstwie i pysze
100Tam na zamku, na przekór tobie, cny młodzianie!
Powiedz, czyś im sam uległ, czy też Itakanie
Uwzięli się na ciebie, podszczuci przez bogów?
A możeś w braciach swoich znalazł teraz wrogów?
W braciach, na których człowiek spuszcza się
[936] najwięcej
105W bitwie, a zwłaszcza, kiedy w boju najgoręcej.
O! gdybym tak był młodym, jak mam w piersi ducha,
Lub gdybym był Odysa synem, tego zucha,
Lub nim samym (o, niechby z włóczęgi po świecie
Wrócił już! a że wróci, mam nadzieję przecie),
110To choćby łeb mi z karku miał strącić z nich który,
Obces
[937] w Odysowego zamku wpadłbym mury
I zuchwałej tej tłuszczy dałbym się we znaki!
Niechby silniejsi liczbą zmogły mnie junaki,
To na własnych mych śmieciach wolałbym dać gardło,
115Niż patrzeć, jak hultajstwo to się rozpostarło,
Jak przychodniem pomiata, a dziewki służebne
Wlecze w pańskie komnaty na te gry haniebne,
Wino toczy, zapasy domu marnotrawi,
Hulanką, pijatyką bawi się a bawi”.
120Roztropny mu Telemach na to odpowiedział:
„Wszystko to ci opowiem, przychodniu, byś wiedział.
Ani mi lud itacki nienawiścią płaci,
Ani w tym razie wina pochodzi od braci,
Którym człek podczas bitwy zwykł ufać najwięcej,
125Tylko że z woli Zeusa ten nasz szczep książęcy
Stoi jednym potomkiem: Arkejsjos miał syna
Jedynaka, Laerta; ten, dziś starowina,
Miał jednego Odysa; a Odys mnie spłodził
Jednego — i odjechał, ledwom się urodził.
130Słodkich pieszczot ojcowskich zaznałem ja mało!
Stąd dom jego aż tylu wrogów najechało:
Bo ilu tu władyków siedzi w naszej stronie,
Czy na leśnym Zakincie, Samie, Dulichionie,
Czy na skalnej Itace włada i rej wodzi,
135Każdy, chcąc ślubić matkę moją, dom mój głodzi.
Ona zaś ni odmawia, ni spełnić się śpieszy
Tych ślubów, a tymczasem od drapieżnej rzeszy
Dobytek mój marnieje; wkrótce i mnie zjedzą.
Lecz jak się to tam skończy, bogi tylko wiedzą!
140Śpiesz więc, tatku, i donieś matce Penelopie,
Że z Pylos w dobrym zdrowiu wróciło jej chłopię.
Ja tymczasem zaczekam, aż będziesz z powrotem;
Krom
[938] niej, nikomu z onych Achiwów nic o tem
Nie mów; wielu z nich bowiem skrycie na mnie godzi”.
145Więc Eumajos mu na to: „Już wiem, o co chodzi
I rozumiem, dlaczego dajesz tę przestrogę:
Jednak prawdę mi szczerą powiedz: czy ja mogę
Z wiadomością tą skoczyć zachodem za jednym
I do starca Laerta? Któż by się nad biednym
150Nie użalił! Choć dotąd jadły go zgryzoty
Po synu — w pole chadzał, dozierał roboty,
Chętka mu przychodziła nawet i nierzadko,
Że jadł i pił przy jednym stole z swą czeladką.
Lecz odkąd ty do Pylos puściłeś się w nawie
155Jak słychać, już nic nie je i nie pije prawie.
A w pole nie wychodzi, lecz jęczy i wzdycha
Jak mruk siedząc, aż ciało do kości przysycha”.
Na to rzekł mu Telemach: „Przykro mi i boli —
Lecz zostawmy Laerta własnej jego doli.
160Gdyby ludziom szło wszystko gładko, od życzenia,
Ja bym wpierw powrót ojca wybrał bez wątpienia.
Śpiesz się tedy z poselstwem i prosto, na boki
Nie zbiegając do niego, wrócisz tu bez zwłoki.
A tylko matce szepniesz, niech chyłkiem wyprawi
165Klucznicę, ta starcowi całą rzecz wyjawi”.
Rzekł i naglił, a pastuch postoły nakłada
I pośpiesza do miasta. Widziała Pallada,
Jak Eumajos wychodził z wrót onej zagrody;
Więc zbiegła, kształt przybrawszy przecudnej urody
170Smukłej dziewki, w misternych ćwiczonej robotach,
I stanęła, że widzieć mógł ją tam we wrotach
Sam Odysej. Telemach nie widział bogini:
Bóstwo komu chce zwykle widzialnym się czyni.
Otóż krom
[939] Odyseja i psy ją spostrzegły:
175Skomląc, lecz nie szczekając, po kątach przyległy.
Wtem ona nań mrugnęła — on spostrzegł mruganie.
I przeszedłszy dziedziniec stanął przy parkanie,
A gdy od niej był blisko, Atena mu powie:
„Laertiado Odysie! Możesz już synowi
180Odkryć się, a i wspólną odbyć z nim naradę,
Aby stanąwszy w mieście, zgotować zagładę
Krwawą tym zalotnikom. Teraz się oddalę,
Lecz przyjdę wam pomagać: do bitwy się palę!”
Rzekłszy to, wraz dotknęła go laską złocistą,
185I już w mig przyobleczon w chiton, chlajnę czystą
Stał Odys; wrócił dawny jego wzrost wspaniały,
Ślady bladej starości
[940] naraz poczerniały,
Wypełniły się czerstwą
[941] młodością jagody
[942],
W ciemne uwił się skręty włos srebrzystej brody.
190Spełniwszy to, odeszła. Odys przemieniony
Gdy wrócił do szałasu, ujrzał go zdumiony
Syn i wzrok spuścił myśląc, że na boga patrzy,
I tak się doń odezwał:
„Teraz ty inaczej
195Wyglądasz, mój przychodniu, niż wpierw cię widziałem:
Inne suknie, i zmiana jakaś w tobie całym.
Zaprawdę, tyś jest bogiem, mieszkasz w górnym niebie!
Zmiłuj się! Wnet obiatą hojną uczczę ciebie,
Dam ci złotą ofiarkę. Zmiłuj się nad nami!”
200
„Jam nie bóg, i nie mogę równać się z niebiany.
Jam twój ojciec, twoimi łzami opłakany,
Dla któregoś wycierpiał tyle, duchem mężnym
Opierając się łotrom na nasz dom sprzysiężnym”.
205Rzekłszy to, pocałował syna; łza po licach
Mu pobiegła, choć długo więził ją w źrenicach.
Ale syn, choć go widział, uwierzyć nie zdołał,
Że to ojciec, i trwożny do niego zawołał:
„Tyś nie ojciec mój, Odys! To zły duch zapewne
210Zwodzi mnie, bym się martwił, łzy wylewał rzewne.
Gdy człek nigdy rozumem dokazać nie może
Tego cudu, widocznie jest w tym ramię boże,
Żeby w mgnieniu przemieniać starce na młodziany.
Przed chwilą był dziad z ciebie, okryty w łachmany,
215Teraz bożek, mieszkaniec niebieskiego gmachu”.
Odys mu odpowiedział: „O mój Telemachu!
Przerażać się i dziwić tobie czyż przystoi,
Kiedy własny twój ojciec przed tobą tu stoi?
Innego się Odysa nie spodziewaj widzieć:
220Jam jest ten, co się długo miał błąkać i biedzić,
By po latach dwudziestu wrócił w kraj ojczysty.
Opiekunki, gdyż ona jak chce mnie przemienia.
Tylko co byłem żebrak odarty z odzienia,
225Teraz masz mnie mołojcem, w stroju ślicznie lśniącym.
Łatwo bóstwom, w szerokim niebie mieszkającym,
Bądź w proch zetrzeć człowieka, bądź stawić na szczycie!”
Powiedziawszy to, usiadł. Młodzianek w zachwycie
Do serca cisnął ojca, łez wylewał strugi.
230Rozbolał się, rozrzewnił, tak jeden, jak drugi.
Obaj głośno szlochali, kwiląc jakby ptaki,
Jastrzębie albo sępy, kiedy im chłopaki
Z gniazd wydrą nieudolne do lotu pisklęta:
Tak kwiliły, zawodząc, oba niebożęta,
235Że i słońce by zaszło, oni nie przestali,
Gdyby syn nie zapytał:
„Wyście się dostali
Na jakim tu okręcie? I jakie flisaki
Przywieźli cię, mój ojcze, do naszej Itaki?
240Przecież to niepodobna
[943], byś przyszedł piechotą!”
Więc mu odrzekł Odysej!
„Gdy mnie pytasz o to,
Bez ogródki najczystszą prawdę ci wyjawię:
Feaki mnie na swojej odwieźli tu nawie.
245Zwykle, kto ich się prosi, odwożą każdego,
Więc i mnie tak odwieźli przez morze, śpiącego,
Aż na brzegi itackie; podarek bogaty
W miedzi, w złocie mi dali i prześliczne szaty.
Wszystkom z rozkazu bogów przechował w jaskini,
250Tu zaś jestem na rozkaz Ateny bogini,
By się tobą naradzić, jak by znieść
[944] te wrogi.
Powiedz mi, ilu ich tam? Czy poczet ich mnogi?
Chcę wiedzieć, co za jedni i skąd te zuchwalce?
Muszę się wprzód namyślić dobrze o tej walce,
255Czy sami, bez pomocy przyjaciół, uderzem,
Czyli
[945] też nam wypadnie związać się przymierzem?”
Więc roztropny Telemach rzekł doń tymi słowy:
„Ojcze! Wciąż o twej sławie słyszałem bojowej,
O ramieniu do kopii, o głowie do rady —
260Lecz czyś nie rzekł za wiele i nie bez przesady,
Aby we dwóch się porwać na ten tłum siłaczy?
Gdyby ich tam dziesiątek, dwa nawet — cóż znaczy!
Ale bo to gromada! Policz sam ich siły,
Jakie z sąsiednich wysep na dom się zwaliły:
265Z Dulichionu pięćdziesiąt i dwóch dziarskiej młodzi,
I sześciu pacholików, co koło nich chodzi;
Z Same dwudziestu czterech; z Zakintu leśnego
Dwudziestu masz Achajów; dodajmy do tego
Dwunastu Itakanów, wszystko kwiat młodzieży;
270Medon keryks
[946] i pieśniarz do nich też należy;
Okrom nich dwaj krajczowie służą im przy stole.
Gdybyśmy takiej kupie w zamku dali pole,
Kto wie, czy miasto
[947] zemsty klęska nas nie czeka!
Radziłbym przeto w pomoc przybrać więcej człeka;
275Pomyśl raczej, kto mógłby poprzeć nas ramieniem?”
Odparł mu na to Odys, niezłomny cierpieniem:
„Zważ na każde me słowo, niech darmo nie pada!
Czyż mało, gdy nas wesprą Kronion i Pallada?
Czy chcesz może lepszego szukać sprzymierzeńca?”
280Na to wyszła odpowiedź taka z ust młodzieńca:
„Wielkie masz pomocniki, ojcze mój, nie przeczę,
Siedzące tam w obłokach, bo losy człowiecze
I bożyszcz spoczywają w ich wszechmocnej dłoni!”
Odysej znów mu na to: „Bądź pewien, że oni
285Nie zostawią nas samych w tej potrzebie krwawej,
Kiedy na zamku naszym przyjdzie do rozprawy
I bój będzie rozstrzygał między mną a nimi.
Ty zaś pójdziesz z jutrzenki brzaskami pierwszymi
Do miasta i zabawisz gachy pogawędką;
290Ja z pastuchem po tobie nadejdę tam prędko
W postaci znędzniałego żebraka i dziada.
A jeśli mnie lżyć pocznie w zamku ta gromada,
To znoś obrazę moją, choćby ci zuchwali
Za nogi mnie z własnego domu wywlekali
295Lub ciskali czym na mnie; znośże to statecznie.
Jednak wprzód możesz słówkiem napomnieć ich grzecznie,
Aby się hamowali; lecz wzgardzą przestrogą,
Wiem o tym — bo dnia śmierci swojej ujść nie mogą.
Jeszcze jedno: a niech to zostanie przy tobie.
300
Myśl swą tajną, natychmiast skinę głową na cię…
Co widząc, wraz oręże, jakie w izbie macie,
Powynosisz i zamkniesz tam w górnym skarbczyku.
Gachy, gdy się spostrzeżą, wraz narobią krzyku.
305Ty im mów, żeś te bronie na miejsce osobne
Z dymu wyniósł, bo już się stały niepodobne
Do tych, co po odjeździe Odysa zostały,
Od kopcia ogniowego, tak bardzo sczerniały.
Mów, co większa, że Kronid
[950] szepnął ci do duszy,
310Że o zwadę nietrudno, gdy się łeb zaprószy,
A do zwady dojść może i do krwi przelania.
To by gody zepsuło, nie mniej jak starania
O rękę Penelopy — wszak pociąg do męży
Ma żelazo… Lecz dla nas zostaw z tych oręży
315Dwa miecze, dwa oszczepy, dwie tarcz z byczej skóry,
By je chwycić, gdy przyjdzie napaść na nich z góry.
Pewnie ich Zeus
[951] z Ateną oślepią na razie.
Lecz ty jeszcze o jednym pamiętaj zakazie.
Jeśliś syn mój, szlachetne masz w sercu zarzewie,
320To, że Odys powrócił, niech żywy nikt nie wie,
Nawet Laertes, nawet zacny nasz pastucha;
Niech to nie dojdzie nawet Penelopy ucha.
Nas dwóch wie tylko — bowiem zbadać nam wypada
Dworskie dziewki, parobki; ten, ów coś wygada,
325I dowiemy się, kto nam wiernym sercem służy,
A kto zdradza i przeciw twej władzy się burzy”.
Więc Telemach w tych słowach ojcu odpowiedział:
„Odtąd poznasz mnie lepiej, ojcze! będziesz wiedział,
Jakim jestem; żem nie płoch
[952] ani też ladaco.
330Wszakże wątpię, czy prośba ta przyda się na co
Nam obydwom. Zważ ino, jaki by czas długi
Trzeba chodzić z osobna wypytywać sługi
I podglądać, co robią, kiedy ci bez sromu
Marnotrawią w najlepsze mienie twego domu.
335Zmacać umysły niewiast — zgoda! to rzecz inna
Wiedzieć, która nas zdradza, a która niewinna.
Lecz po czeladnych izbach chodzić, badać czeladź,
Dziś nie pora, na później możemy to przelać,
Chyba żeć Zeus egidny
[953] inaczej ostrzegał”.
340Na takich rozhoworach
[954] dzień dla nich ubiegał.
Tymczasem do itackiej przystani zawinął
Okręt, którym Telemach z Pylosu przypłynął.
Druhowie, gdy w głębokiej przystani stanęli,
Zaraz wyciągać nawę na suchy brzeg jęli.
345Służba wnet wypróżniła, czym okręt ładowny.
Do Klytia upominek zniesiono kosztowny.
Z wieścią do Penelopy, o syna stroskanej,
Że już wrócił, lecz na wsi został, tylko łodzi
350Kazał płynąć do miasta. Wiadomość złagodzi
Smutek jej i łzy otrze stęsknionej niebodze.
Jego pastuch Eumajos spotkał był po drodze,
I obydwaj wiadomość jedną jej przynieśli.
A tak, kiedy w królewski zamek obaj weszli,
355Keryks wobec zebranych białogłów tak prawił:
„Królowo! Twój syn wrócił, na wyspie się zjawił!”
Po nim pastuch przystąpił i mówił z królową:
Wszystko, co mu syn zlecił, oddał słowo w słowo,
A gdy się ze wszystkiego, co przyniósł, pozwierzał,
360Wracając do trzód swoich, z wrót zamku wybieżał.
Przeraziło to gachy; trwogi cień ponury
Padł na nich — przed zamkowe zaraz wyszli mury,
Posiadali i radzić zaczęli u bramy.
Eurymach, syn Polyba, rzekł im: „Otóż mamy!
365Telemach odbył podróż, dokonał rzecz śmiałą;
Nie sądziliśmy nigdy, by mu się udało.
Dalej więc! Łódź najchyższą wyprawić na morze
Z tęgimi wioślarzami! Niech pędzi, co może,
I tamtych
[957] uwiadomi, by wracali do dom”.
370Tak rzekł; wtem Amfinomos twarz zwrócił ku wodom
Tam w zatoce, i nawę ujrzał w pełnym biegu,
Z żaglem zwisłym, wiosłami pędzoną do brzegu.
Śmiechem parsknął, i mówił do drużyny swojej:
„Nie trzeba już posyłać; okręt w porcie stoi.
375Bóg ich natchnął widocznie lub też sami oni
Widząc żagiel, nie mogli dopaść go w pogoni”.
Zerwali się gachowie i poszli gromadnie
Na brzeg, gdzie łódź na suszę wyciągnąwszy snadnie
[958],
Dali sługom wypróżnić ładowne jej boki.
380Stamtąd potem na rynek
[959] skierowali kroki
I zrobiwszy tam koło, innych nie wpuścili
Ani starych, ni młodych, by z nimi radzili.
Antinoj, syn Eupejta, tak rzekł zgromadzonym:
„Dziw mi, jak on się wymknął sidłom zastawionym?
385Snadź bóstwa go ostrzegły; przecież z szczytu wzgórzy
We dnie go śledził poczet czuwających stróży,
A w noc lotny nasz okręt wciąż po morzu krążył
Do rana, by Telemach uciec nam nie zdążył
I śmierć poniósł. Lecz widać, że bóstwa go strzegą,
390Kiedy do dom powócił. Co bądź, tu śmierć jego
Musimy przygotować — już się nie wyśliźnie!
Bo dopóki on żyje, nikt z nas ani liźnie
Tego, czego tak pragniem. Dzieciak to układny
I zna się się chytrościach; a jaki poradny!
395Zresztą i lud nie całkiem sprzyja nam jak wprzódy.
Zabić go, nim achajskie na wiec zwoła ludy:
Ręczę, że niezadługo chwila ta nastąpi.
Wtenczas gniewem wybuchnie, przeciw nam wystąpi,
Winiąc o skrytobójstwa zamach, choć chybiony;
400Gwałt ten przez wszystkich zgoła bywa potępiony.
To złe na nas się skrupi: z ojczyzny wypędzą
I każą na obczyźnie łamać się nam z nędzą.
A więc pierwej go zgładźmy, gdzie bądź w ręce wpadnie,
Czy na wsi, czy tu w mieście, a potem przykładnie
405Podzielim się majątkiem. Matce się przeznaczy
Zamek oraz mężowi, którego wziąć raczy.
Jeśli wam rada moja nie w smak, przyjaciele,
A chcecie, by Telemach żył na swym udziele
Dziedzicznym, po-ojcowskim — to nie wiem, dlaczego
410Siedzimy tu taborem, chłonąc mienie jego?
Czyż nie słuszniej, by każdy wprost ze swego domu
Podarki jej posyłał? Ona musi komu
Dać pierwszeństwo i pojąć, kogo bóg wybierze!”
Tak mówił, lecz nikt głosu nie zabrał w tej mierze,
415Li
[960] Amfinom krótkimi odezwał się słowy,
Syn Nisosa, potomek ze krwi Aretowej,
Który tu z pszenicznego przybył Dulichiona,
Czoło gachów. Mowami jego zachwycona
Nawet i Penelopa — mąż niepospolity!
420Wstał on i tak przemówił:
„Potępiam ten skryty
Zamach na Telemacha, towarzysze moi!
Kto zgładza szczep królewski, boga się nie boi.
Raczej nam wolę bogów wpierw poznać wypada;
425Jeśli na to zezwoli nieśmiertelna rada,
Wtedy sam go zabiję, każdy zabić może;
Lecz nie wolno uprzedzać nam wyroki boże”,
Zgromadzeni te słowa przyjęli ze smakiem
I w zamek Odyseja ruszyli orszakiem,
430A przyszedłszy, rząd krzeseł zajęli junaki.
Wtem w głowie Penelopy powstał zamiar taki,
Żeby samej wystąpić przed zuchwałych gachów;
Doniósł bowiem jej Medon, świadomy zamachów,
Jakie niebezpieczeństwo grozi głowie syna.
435Zeszła do nich, a za nią panienek drużyna.
Gdy stanęła przed nimi postać jej wspaniała,
W progu szczytnie sklepionej izby się wstrzymała
I na lice namiotkę
[961] zapuściwszy z głowy,
Łajała Antinoja donośnymi słowy:
440„Ty szalbierzu, warchole! Choć wszyscy cię cenią
I co najlepszym w rzędzie rówienników mienią
Tak rozumem, jak mową — lecz bajka to taka!
OpiekaMów! Dlaczego chcesz śmiercią zgładzić Telemaka
I pomiatasz nieszczęściem, które bóg ma w pieczy?
445Grzeszy, kto jest przyczyną niedoli człowieczej!
Czyś zapomniał, jak ojciec twój, przez lud ścigany,
Skrył się u nas? Bo srodze był lud rozgniewany
Za to, że z tafijskimi związał się łotrzyki
I Tesproty rabował, nasze sojuszniki.
450O, tak! Chcieli go zabić, wypruć mu wnętrzności,
Mienie zniszczyć, zagrabić wielkie posiadłości!
Lecz Odys pohamował tłumy rozjuszone.
Ty w odwet chcesz mu zniszczyć mienie, porwać żonę,
Syna mu zamordować, mnie na śmierć zasmucić!
455Przestań, przebóg! i drugich staraj się odwrócić”.
Syn Polyba, Eurymach, odparł jej w te słowa:
„O mądra Penelopo, córo Ikariowa!
Pociesz się, twoja żałość niech się ułagodzi:
Taki się nie urodził ani nie urodzi,
460Co by śmiał Telemacha pozbawić żywota;
Pókim żyw, póki dzienna świeci mi jasnota,
Ręczę ci, że wykonam pogróżkę niemarną:
Z takiego bym wytoczył oszczepem krew czarną.
Czczę ja pamięć Odysa: on to mnie, bywało,
465Sadzał na swych kolanach, i dziecinę małą
Karmił mięsem, i wino podawał mi w czaszy.
Przeto twojego syna z wszystkiej młodzi naszej
Najbardziej kocham. Niechże śmierci się nie lęka
Od nas, gachów — chyba go dotknie boża ręka”.
470Tak ją cieszył, a w duchu stał mu już na zdradzie.
Ona odeszła do swych pokojów na gadzie
[962]
Opłakiwać małżonka — i długo płakała,
Aż Atene ją słodkim snem ukołysała.
Wieczorem do Odysa i do jego syna
475Wrócił pastuch. W szałasie była krzątanina
Przy obiacie ze świeżo zarzniętym prosięciem,
Gdy przed chwilą Atene weszła i dotknięciem
Różdżki znów Odyseja w starość i łachmany
Przyoblekła, ażeby nie był on poznany
480Od pastucha
[963], który by natychmiast biegł w tropy
Donieść o tym, co widział, wprost do Penelopy,
I wydał tajemnicę.
Więc syn Odysowy,
Ujrzawszy Eumajosa, powitał go słowy
[964]:
485„Wracasz, mój ty poczciwcze! Co tam słychać w mieście?
Czy już gachy z zasadzki powrócili wreszcie?
Czy jeszcze na mój przejazd czatują w przesmykach?”
Na to odrzekł mu pastuch; „Nic o tych zbytnikach
Nie wiem; a gdym przechodził miasto, nie pytałem
490Nikogo, tylko pilnie na zamek pognałem,
By panią uwiadomić i wrócić tu wcześnie.
Idąc, keryksa-m spotkał, jak również niósł śpiesznie
Wiadomość od twych druhów posłaną do matki.
Oprócz tego, a oczy własne mam za świadki,
495Kiedym wzgórek Hermesa tuż pod miastem mijał,
Ujrzałem lotny okręt, jak w przystań zawijał,
A na pokładzie stali wszystko tędzy chłopi,
I było tarcz tam dużo i dwoistych kopij:
Zdaje się, że to oni; choć może w tym nie ma
500Nic pewnego”.
Gdy skończył, Telemach oczyma
Zerknął na swego ojca nieznacznie, z uśmiechem,
By nie spostrzegł Eumajos. I zaraz z pośpiechem
Jęli znowu przy ogniu przyrządzać jedzenie.
505Wnet ochocze do stołu siadło zgromadzenie,
A jadłem i napitkiem pokrzepiwszy siły,
Szli spocząć, i każdego przytulił sen miły.
Pieśń siedemnasta
Telemachos wraca do miasta Itaki
1
Ledwo z mroków różana jutrzenka wystrzeli,
Telemach, syn Odysów, zerwał się z pościeli;
Białe stopy w postoły ozuł i wnet potem
Kopię
[965] w dłoń przystającą wziął z dwusiecznym grotem
[966],
5I pastuchowi myśl swą odchodząc tłumaczył:
„Tatku! Idę do miasta, bym matkę obaczył,
Bo ona — o, wiem ja to! — trapi się i wzdycha;
U niej z ustawnych płaczów oko nie osycha,
Póki mnie nie obaczy. Ty zaś za rozkazem
10Moim pójdziesz do miasta z tym biedakiem razem,
Żeby sobie tam żebrał; ten i ów mu przecie
Da kęs chleba, łyk wina. Mnie bieda zbyt gniecie,
Żebym brał sobie na kark każdego biedaka;
Lecz jeżeli pogniewa kogo mowa taka,
15Tym-ci gorzej dla niego; ja prawdy się trzymam”.
Na to odrzekł Odysej: „Ja też chęci nie mam,
Drogi mój, tutaj siedzieć dłużej między wami.
Łatwiej w mieście niż na wsi; niejeden coś da mi
I z łaski nie odmówi żebrakowi strawy.
20Za stary ja już na wieś i do pracy krwawej,
Bym robił, co się panu mojemu podoba;
Ty idź, a my z pastuchem wnet ruszymy oba.
Lecz wprzód chciałbym się ogrzać; cieplej też na dworze
Zrobi się, bo ten łachman ogrzać mnie nie może;
25Chłód zdrowiu wadzi, a stąd do miasta daleko”.
Tak mówił, a Telemach i szybko, i lekko
Z zagrody wybiegł, myśląc o zagładzie gachów.
Niebawem, gdy już stanął u wspaniałych gmachów,
Drzewce oparł o słupek i wraz próg kamienny
30Przekroczywszy, był w izbie wysokosklepiennej.
Eurykleja piastunka najpierw go zoczyła,
Gdy ozdobne siedzenia skórami mościła,
Więc z płaczem k'niemu biegła; inne służebnice
Rzuciły się też za nią całować mu lice
35I ręce, i panicza witać po kolei.
Wtem z komnat wyszła postać cnej Penelopei
Ta objąwszy w ramiona syna łzą obficie
Zrosiła, w oba oczy, lice całowała
40I głośno łkając tymi słowy go witała:
„Wracasz mi, Telemachu, wracasz, mój jedyny!
Zwątpiłam, czy cię ujrzę — wszak z twojej to winy,
Żeś wbrew woli matczynej popłynął do Pylu
[969]
Dla odszukania ojca tam, po latach tylu.
45Opowiedz, coś w tej drodze widział? Jakie wieści?”
Na to rzekł Telemach: „Nie budź mych boleści,
Matko moja! Żal próżny serce by mi skrwawił!
Po cóż! Kiedym od pewnej śmierci się wybawił.
Raczej wykąp się, schludnie przyodziej sukienki,
50A zebrawszy w komnatę górną twe panienki
Ślubuj dać wszystkim bogom sowitą ofiarę,
A może Zeus na gachy ześle słuszną karę.
Ja sam idę na rynek za owym przybyszem,
Który w tej tam podróży był mym towarzyszem;
55Lecz go naprzód wysłałem na łodzi z drużyną,
Zleciwszy Pejrajowi, by go wziął gościną
W dom swój, z czcią podejmował, aż wrócę do miasta”.
Tak rzekł — a woli syna powolna
[970] niewiasta
Poszła wziąć kąpiel, w szatki przyoblec się czyste,
60Ślubować hekatomby bogom uroczyste,
Jeśli Zeus da jej odwet za gwałt wycierpiany.
I Telemach zamkowe opuszczał już ściany
Z kopią w dłoni; tuż za nim biegły lotne pieski.
Atenea nań urok rozlała niebieski,
65Że gdy szedł, gmin się dziwił postaci uroczej.
Wnet też butny tłum gachów do niego się tłoczy,
Grzecznie wita, lecz w sercu knuje same zdrady.
Telemach przeszedł mimo
[971] tej gaszej gromady
I kędy Haliterses, Antif, Mentor stary,
70Od ojca przyjaciele, a z nim dobrej wiary,
Siedzieli, tam się zwrócił, siadł przy nich na ławie.
Ci go wypytywali o wszystko ciekawie.
Nadszedł wreszcie i Pejraj, kopijnik jak mało,
Prowadząc z sobą gościa. Tego wypadało
75Powitać, i Telemach biegł już ku gościowi,
Gdy Pejraj w drogę wchodząc rzekł Telemachowi:
„Przyślijże dziewki dworskie do mojej tam chaty
Niech zabiorą złożony u mnie sprzęt bogaty,
Dar Meneli”.
80Telemach na to mu odrzuci:
„Przyjacielu! sam nie wiem, jak się to obróci.
A nuż by mnie w tym domu zuchwalce napadli
I zabiwszy, majątek między siebie skradli?
Wolę, byś ty go użył, niżeli z nich który.
85Lecz jeśli na mnie padnie łupić ich ze skóry,
To odnieś, bym wesoły więcej się ucieszył”.
Rzekł i zabrawszy gościa w zamek wraz pośpieszył.
A kiedy już do komnat mieszkalnych wstąpili,
Obaj z siebie chitony na krzesła rzucili:
90Zaraz weszli do łaźni, w wygładzone wanny,
Gdzie oliwą wytarłszy ich służebne panny
Przyoblekły w chitony
[972] i chlajny
[973] wełniane.
Po czym szli zająć miejsca im przygotowane.
Wnet też jedna z dzieweczek wniosła w złotym dzbanie
95Wodę do rąk umycia i lała ją na nie
W podstawioną miednicę, stoliczek przed nimi
Przysunąwszy. Klucznica przyszła z przeróżnymi
Przysmaki, swoich gości hojnie częstująca.
A Penelopa, we drzwiach świetlicy siedząca,
100Pochylona na krześle przędła cienkie nici.
Tymczasem smacznym jadłem każdy rad się syci,
A gdy się już najedli, napili do syta,
Tak mądra Penelopa ozwie się i spyta:
„Synu! Mamże do siebie na górę tam wrócić
105I znowu się na łoże łzami zlane rzucić,
Które wylewam, odkąd wraz z Atreja syny
Mąż mój poszedł na Ilion? Czemuż, mój jedyny
Nie chcesz, nim się tu zejdą ci zuchwali gburzy,
Opowiedzieć o ojcu, coś słyszał w podróży?”
110Na to odparł Telemach, mówiąc tymi słowy:
„Opowiedzieć ci wszystką prawdę jam gotowy:
Najpierw my do Nestora, ten rzeszom przywodzi,
Do Pylosu zabiegli. Przyjął mnie najsłodziej
Starzec na swoim dworze; był dziwnej czułości,
115Jakby ojciec dla syna, co po niebytności
Długiej do dom powraca: tak dla mnie był dobrym
Wraz z dzielnymi synami. A jednak o chrobrym
[974]
Odysie nic nie słyszał od ludzi w tym czasie,
Czy żyje, czy nie żyje. Więc w pięknej kolasie
120Rumakami zaprzężnej słał mnie do Atrydy
Menelaja, sławnego w boju rzutem dzidy.
Poznałem tam Helenę, przez którą Trojanie
I Argowie wycierpieć mieli niesłychanie.
Menelaj grzmigłos pytał mnie zaciekawiony,
125Co mogło mnie przypędzić do Lakedajmony.
Opowiedziałem prawdę całą najdokładniej,
A on na to zawołał: — Bogowie wszechwładni!
Tożby w łoże człowieka tak mężnego serca
Miałby wnęcić się podły i tchórzliwy wdzierca!
130Tak samo miot swój drobny łania się odważa
Złożyć gdzie w legowisku lwa, pustyń mocarza,
I odbieżawsży małe, szuka sobie trawy
Po górach i dolinach — a wtem lew z wyprawy
Wraca i ssący pomiot podusi szkaradnie:
135Tak samo i Odysej kiedyś na nich spadnie…
Ojcze Zeusie! Ateno! Febie-Apollinie!
Sprawcie, jak ongi w Lesbu bogatej krainie,
Kiedy on się w zapasy wziął z Filomelidem
I o ziem przeciwnika zwalił z jego wstydem,
140A uciechą Achiwów — niechby w tej postawie
Zalotnicy ujrzeli Odysa na jawie!…
Krótki byłby ich żywot — swaty w gardle kością —
Lecz na to, o coś pytał z taką ciekawością,
Dam niełżywą
[975] odpowiedź i w szczerości ducha
145Powtórzę, com z ust słyszał morskiego starucha,
I z jego przepowiedni dam słowo po słowie:
Jak smutnego witezia widział na ostrowie
U Kalypsy, bogini — jak gwałtem go trzyma,
A on rwie się do domu; lecz próżno się zżyma,
150Bo tam nie ma ni człeka zdolnego do wiosła,
Ni łodzi, by po grzbiecie morskim go przeniosła. —
Tak mi mówił Menelaj on oszczepomiotny.
Sprawiwszy to, wracałem; bogowie mi lotny
Wiatr na okręt zesłali, podróż się udała”.
155Skończył — a ze wzruszeniem matka go słuchała,
Gdy boski Teoklimen podjął po nim słowo:
„Małżonko Laercjada, o cna białogłowo!
Nie dosyć on tam widział, jest coś więcej jeszcze,
Ja ci nic nie ukryję i przyszłość wywieszczę.
160Świadkiem Zeus mi, to święte Odysa ognisko,
Stół gościnny, gdziem tułacz znalazł przytulisko —
Że Odys jest w ojczyźnie, bądź gdzie skryty siedzi,
Bądź ukradkiem ruiny domu swego śledzi,
I już się przyspasabia na gachów wycięcie.
165To wszystko mi objawił, gdym był na okręcie,
Znak niemylny — jam wskazał go Telemachowi”.
Na to mu Penelopa rozumna odpowie:
„Oby to, coś rzekł, gościu, stało się w istocie!
Jakżeż bym gościnnością i darami w złocie
170Nagrodziła! Szczęśliwym człekiem by cię zwano”.
W ten sposób tam o różnych rzeczach rozmawiano.
Gachy zaś, zgromadzone w podwórzu zamczyska,
Bawili się ciskaniem oszczepu i dyska
Na miejscu zwykłych igrzysk pięknie brukowanym.
175Lecz kiedy na południu z bydłem pospędzanym
Z łąk wracali skotarze
[976], wiodąc je za sobą,
Rzekł do nich keryks
[977] Medon, który swą osobą
Miał mir
[978] u zalotników i z nimi godował:
„Panowie, niechby każdy tym grom już folgował
[979]
180I do izby powracał obiad przygotować,
Bo ten w porze właściwej lepiej zwykł smakować!”
Na te słowa gachowie z swych miejsc się schwycili,
A gdy obszerną izbę sobą napełnili,
Porzucawszy chitony na krzesła i stołki
185Nuże rzezać barany i tuczne koziołki,
Także i karmne wieprze, toż ze stada wołu
Dla siebie na biesiadę.
Odysej pospołu
Z Eumajosem do miasta byli na wychodzie,
190Gdy do niego rzekł pastuch, gospodarz w zagrodzie:
„Przychodniu! Ty do miasta masz iść niemieszkanie
[980],
Bo tak pan mój rozkazał, a więc się tak stanie.
Wszakże ja bym cię wolał stróżem mieć w oborze,
Jedno
[981] pana się boję, złajałby mnie może;
195Rzecz przykra połajanie pańskie ciągle znosić.
A więc w drogę! Już nawet dnia ubiegło dosyć,
Nierad bym cię narazić na chłodek wieczorny”.
Na to mu odpowiedział Odysej przezorny:
„Pojmuję i rozumiem, jako za rozkazem
200Aż do samego miasta masz ze mną iść razem.
Więc chodźmy, tylko w rękę daj jakie kijisko
Do podparcia, bo pewnie na ścieżkach tam ślisko!”
Rzekł i na grzbiet zarzucił łatami świecące
Biesagi, co wisiały na lichej plecionce,
205A Eumajos mu w rękę włożył kostur spory;
I tak wyszli obydwaj, a na straż obory
Zostały psy i czeladź. Prowadził więc króla,
A ten, jak dziad żebrzący, we dwoje się skuła,
I wlecze się o kiju, okryty w łachmany.
210Owoż krocząc po ścieżce kamieńmi zasianej,
Weszli w miasto; stanęli u cembrzyn krynicy
Misternych, gdzie brał wodę mieszkaniec stolicy.
Itak, Nerit, Polyktor
[982] wznieśli ową studnię,
Którą wilgoć lubiące topole przecudnie
215Ocieniały dokoła, a chłodny ze skały
Zdrój tryskał. Nieco wyżej ołtarzyk był mały,
Poświęcony boginkom
[983]; przechodzień tam stawał
I cześć obiatowaniem boginkom oddawał.
Syn Doliosa Melantios właśnie szedł od wody,
220Pędząc z dwoma pastuchy samo czoło trzody,
Najpiękniejsze koziołki, dla gachów na kuchnię.
Ten ledwie ich obaczył, grubiaństwem wybuchnie
Obelżywym, aż serce zawrzało w Odysie:
„Nicpoń wiedzie nicponia! To podoba mi się!
225Zawsze znajdzie swój swego i z nim się pobrata!
Gdzież to z tym pasibrzuchem wleczesz się u kata,
Z tym dziadygą, co godom wesołość odbiera,
We drzwiach staje i odrzwia plecyma wyciera
Na okruchy łakomy, a wstręt ma do mieczy?
230Daj mi go! Straż nad stajnią oddam jego pieczy,
Będzie mi ją zamiatał, kozom nosił trawę,
Na serwatce utuczy cielsko chuderlawe.
Ale że to pędziwiatr, więc nie wiem, czy zechce
Rąk do pracy przyłożyć — takim się nic nie chce,
235Jedno łazić z wsi do wsi po chlebie żebraczym.
Więc się stanie, co powiem — sami to zobaczym…
Że jeśli on tam wlezie w progi Odysowe,
Mołojcy grad podnóżków sypną mu na głowę,
A niejeden zawadzi o żebro włóczęgi”.
240Tak mówił i mijając zadał mu raz tęgi,
Nogą w biodro kopnąwszy. Odys stał jak wryty
I z ścieżki nie ustąpił. Tylko w głębi skryty
Zamiar ważył; czy ma wziąć zuchwalca na kije,
Czy podniósłszy go w górę, łeb o ziem rozbije?
245Lecz się przemógł i zniósł to. Pastuch zaś nakiwał
Zuchwalcowi i wzniósłszy dłonie, bogów wzywał:
„O boginki źródlane, o córy Zeusowe!
Jeżeli dawniej Odys lędźwie niejałowe
Z kóz i jagniąt najlepszych żertwował wam zawsze,
250To spełńcie moją prośbę, bądźcie mi łaskawsze:
Niechby witeź nasz wrócił, a bóg mu pomagał!
On by za to pyszalstwo dobrze cię wysmagał;
Nie dworowałbyś więcej, ty miejski włóczęgo,
A strzegł trzody, ginącej pastuchów mitręgą
[984]”.
255Na to koziarz Melantios dał odpowiedź taką:
„I ty śmiesz odszczekiwać mnie, chytra sobako?
Jeszcze ja cię z Itaki na wioślanej łodzi
Wywiozę, sprzedam komu; zysk mi to nagrodzi.
Oby Apollon z łuku tak na pewno mierzył
260Lub Telemach, na zamku uśmiercon, dziś nie żył,
Jak to pewna, że Odys dawno leży w ziemi”.
Rzekł i odszedł; ci za nim szli kroki wolnemi.
On zaś śpieszył na zamek w królewskie pokoje,
Gdzie wszedł i w gronie gachów zajął miejsce swoje
265Naprzeciw Eurymacha, z którym rad przestawał.
Wraz służba przed nim mięsa postawiła kawał,
Chleb klucznica. Zajadał. A właśnie w tej chwili
Boski pastuch z Odysem na zamek wchodzili.
Dźwięk drążonej formingi rozlegał się w ciszy;
270Stanęli: pieśń Femiosa gędźbie towarzyszy.
Wtem rzekł Odys, pastucha chwytając za ramię:
„To pewnie dwór Odysa; sam widok nie kłamie.
Łatwo poznać z wszystkiego, co uderza oko:
Gmach tutaj ponad gmachem piętrzy się wysoko,
275Szczytny mur blankowany obiega dokoła
Otaczając dziedziniec, a brama od czoła,
O podwójnych wrzeciądzach, mocno go zamyka.
Dwór to najdumniejszego godny śmiertelnika.
Co większa, gody widzę i liczne zebranie
280Mężów; woń zalatuje, i formingi
[985] granie
Słyszę — obejść się bez niej mogłażby biesiada?”
Na to pastuch Eumajos te słowa powiada:
„Zgadłeś; widać, że rozum masz w każdym przypadku.
Lecz pomyśl, co nam począć wypadnie, mój dziadku:
285Czy ty wnijdziesz tam pierwszy w progi ci nie znane,
Prosto pomiędzy gachy, a ja tu zostanę —
Czy też tutaj poczekasz, a ja pierwej wnidę.
Wżdy niedługo, bo nużby wpadłbyś w jaką biedę,
Zobaczyłby cię który i cisnął kamieniem?
290Radzę więc ten przypadek brać z zastanowieniem”.
Na to odrzekł Odysej, cierpiciel niezłomny:
„Miarkuję
[986] i rozumiem, co chcesz, rad twych pomny.
Idź więc pierwszy: ja tutaj zostanę na dworze;
Do bicia i pocisków już ja nawykł może.
295Umiem cierpieć, bo wielem wycierpiał na wojnie
I na morzu: więc zniosę i ten cios spokojnie.
GłódGłód najtrudniej jest znosić, gdy żołądek krzyczy;
On nas tyle nabawia cierpień i goryczy,
Przezeń na mórz pustkowie uzbrojone nawy
300Wyprawiają, by zbierać na wrogach łup krwawy!”
PiesKiedy taki rozhowor
[987] wiódł Odys z pastuchem,
Pies leżący tam blisko łeb podniósł, strzygł uchem.
Był to Argos
[988], którego sam Odys wychował,
Lecz nie użył, gdyż wcześniej on był pożeglował
305Pod Troję. Potem chłopcy go na polowanie
Brali w góry na kozy, zające i łanie.
Teraz leży wzgardzony, gdy nie stało pana,
Na kupie, co spod mułów i krów wyrzucana
Zalega koło bramy; gnojem tym nawożą
310Parobcy pola pańskie i pożytek mnożą.
Na nim to leżał Argos, jedzon przez robactwo.
Lecz skoro bliskość pana zwietrzyło biedactwo,
Pokiwało ogonem tuląc uszy obie,
Chciałoby się doczołgać, sił nie miało w sobie.
315Uważał to Odysej i łzę uczuł w oku;
Otarł ją, by nie widział pastuch, co stał z boku.
„Dziwna rzecz, Eumajosie — Odys mu powiada —
Jak ten pies na barłogu pięknym jest nie lada!
Z tym kształtem czy i rączość łączył? Szedł na łowy?
320Czy też to ot zwyczajny sobie pies stołowy,
Jakich dużo na dworcach trzymają panowie?”
Na to pastuch Eumajos te słowa odpowie:
„Ten pies to własność męża dawno już zgasłego.
Trzeba ci było widzieć kształt i rączość jego
325Wtenczas, kiedy na Ilion Odys szedł z wyprawą!
Zdziwiłbyś się psa tego siłą i postawą.
Przed nim nie mógł zwierz żaden umknąć, tak był rączy:
Wpadłszy na trop, wciąż trzymał, niezrównany gończy.
Teraz zbiedniał; pan jego przepadł gdzieś daleko,
330Więc mu źle pod niedbałych służebnic opieką.
Zaniedba obowiązku, rąk sobie oszczędza.
Zeus wszechmocny odziera człowieka z połowy
Cnej poczciwości, odkąd ten bierze okowy”.
335To powiedziawszy, odszedł w głąb pysznych podwoi,
Do izby, kędy świetny tłum gachów się roi;
Tymczasem Argos w śmierci pogrążył się mroku,
Gdy ujrzał swego pana po dwudziestym roku.
Postrzegł boski Telemach wpierw niźli kto drugi,
340Jak pastuch wszedł do izby, i zaraz na mrugi
[989]
Przywołał go do siebie. Ten powiódł oczyma,
A widząc próżny stołek, dla siebie zatrzyma.
Był to stołek, na którym krajczy zwykle siadał,
Kiedy pieczeń rozbierał i gościom nakładał.
345Do stołu Telemacha szybko go przystawił
I siadł naprzeciw pana. Wnet keryks
[990] się zjawił,
Nałożył mu mięsiwa, chleb podał z koszyka.
Wkrótce się i Odysej do izby przemyka:
Istny dziadek żebrzący, obciążony laty,
350Pełzł o kiju, okryty w łachmany i łaty,
I siadł na jaworowym progu, oparł głowę
O misternie rzeźbione odrzwia cyprysowe,
Które cieśla przyciosał do miary jak trzeba.
Zaś Telemach z pięknego kosza bułkę chleba
355Wyjął i mięs nabrawszy, co garść objąć może,
Przywołał Eumajosa i rzekł mu: „Niebożę,
Weź to, zanieś dziadkowi, i poradź, niech wkoło
Obejdzie gachów. Żebrak powinien mieć czoło
[991]
Prosić o miłosierdzie: wstydem nic nie zyska!”
360Wysłuchawszy to, pastuch przez tłum się przeciska
Do progu, gdzie był Odys, i rzekł doń: „Mój dziadku,
Telemach ci to przysłał z tą radą w dodatku,
Byś poszedł między gachy i każdego prosił:
Nie wypada, by żebrak wstydem się unosił”.
365Na to wołał Odysej: „Wszechwładny Kronidzie!
Błogosław Telemacha! Niech wszystko mu idzie
K'woli życzeń, a z ludźmi będzie najszczęśliwszy!”
Tak rzekł, datek w garść przyjął, potem go złożywszy
U nóg swoich na torbie starej połatanej,
370Pożywał, a pieśniami brzmiały zamku ściany.
Lecz gdy skończył, a boski pieśniarz przerwał śpiewy,
A w izbie podniósł wrzawę tłum gachów zgiełkliwy,
Wtedy Odysej ujrzał przed sobą Palladę,
Ta go skłoniła obejść biesiadną gromadę
375I pozbierać od gachów stołu odrobiny,
Gdyż po tym pozna winnych i tych, co bez winy —
Co jednak nie przeszkadza, że głowy ich padną,
Szedł więc w kolej i prośbą błagał ich układną
I rękę tak wyciągał jak zwykle żebraki.
380Każdy dał coś z litości, lecz taki owaki
Nuż się dziwić i pytać: skąd on, jak się zowie?
Na to koziarz Melantios mówił w tej osnowie:
„Słuchajcie, dziewosłęby
[992] o rękę królowej!
Widok tego przybysza dla mnie nie jest nowy;
385Widziałem, jak go świniarz prowadził przez drogę,
Lecz co zacz i skąd rodem, powiedzieć nie mogę”.
Wtem Antinoj łajaniem napadł na pastucha:
„Mów, hultaju, po co nam tego pasibrzucha
Sprowadziłeś? Czy nie dość mamy tu tych mętów,
390Takich biesiadopłochów
[993], żebrzących natrętów?
Czy-ć jeszcze nas tu mało, aby twego pana
Majątek zjeść z kretesem, żeś tego gałgana
Przyprowadził tu z sobą?”
Na to pastuch: „Szpetny
395Język twój, Antinoju, chociaż ród tak świetny.
Któż by obcych przybyszów sprowadzał do siebie?
A jeśli ich sprowadza, to w ważnej potrzebie
Lub dla dobra ogółu: na przykład lekarza,
Cieślę, wróżbitę albo boskiego pieśniarza,
400Który pieśnią nam serca krzepi i weseli.
Takich tylko się bierze, gdzie bądź by się wzięli,
Lecz dziadków nikt umyślnie nie ciągnie w swe progi.
Wszakżeś ty na Odysa sługi nader srogi,
Od innych sroższy; dla mnie tyś najsroższy może.
405Jednak mało dbam o to, dopóki w tym dworze
Penelopa i syn jej śliczny władną nami”.
Roztropny mu Telemach rzekł na to słowami:
„Przestań już tę szermierkę prowadzić daremnie,
Antinoj, wiesz, jak umie dociąć nieprzyjemnie
410Językiem i jak tamtym głowy poprzewracał”.
Rzekł i do Antinoja mowę swą obracał:
„Pięknie dbasz o mnie, pięknie, jakby ojciec wtóry,
Jeśli tego przechodnia za zamkowe mury
Chcesz grubiaństwem wypłoszyć. O, niechże bóg broni!
415Raczej opatrz go, hojnej nie pożałuj dłoni.
Ni ja, ni matka moja, ni kto bądź z czeladzi
Za złe-ć tego nie weźmie: owszem, będą radzi.
Lecz darmo! To uczucie obce sercu twemu;
Wolisz sam zjeść niż kęsek ustąpić drugiemu”.
420Ofuknął go Antinoj, tą mową dotknięty:
„Co tam gadasz, młokosie butny i nadęty!
Gdyby on tyle kęsów nazbierał w tym tłoku,
Tobyśmy się zwolnili odeń na ćwierć roku”.
To rzekłszy spopod stołu wyciągnął podnóżek,
425Na którym nogi wspierał; trząsł nim wśród pogróżek.
Lecz inni za to hojnie tkali w wór dziadowski
To mięsiwa, to chleby, i już Odys boski
Chciał wrócić i na progu zasiąść z jadłem swojem,
Gdy się ozwał stanąwszy tuż przed Antinojem;
430„Daruj mi co, mój miły! Sądząc cię z postawy,
Tyś nie prostak: wyglądasz mi jak książę prawy.
Toż się pokaż szczodrzejszym dla mnie niż ci drudzy,
A ja pójdę cię sławić wszędy, gdzie lud cudzy.
Ongi i jam był szczęśliw: miałem dom i grzędę,
435I dostatki — i nieraz takiego przybłędę
Opatrzyłem, bądź głodny był lub bez okrycia.
Rój sług w domu i wszystko, co szczęściem jest życia,
Miałem — a sławą bogactw kwitła moja dola.
Lecz Zeus Kronion mnie zniszczył; dziej się jego wola!
440Skusiło mnie z łotrzyki związać się morskimi
I na Egipt, na pewną zgubę ruszyć z nimi.
Tam stanąwszy, gdy kotwie rzucono na rzece,
Wraz najczujniejszą baczność mym ludziom polecę,
Zabraniam ani na krok nie odbiegać statku,
445Szpiegów na bliższe wzgórza wysłałem w ostatku;
Ale ci, nieposłuszni, w ślepej zuchwałości
Napadli na egipskich kilka pięknych włości,
Żony w jeństwo pobrali z dziatwą niedorosłą,
A mężów w pień wysiekli. Gdy się to doniosło
450Do miasta — rankiem tłumy i konno i pieszo
Migając miedną
[994] zbroją na odsiecz im spieszą
I okrywają pola. Kronion gromowładny
Zesłał na mą drużynę popłoch bezprzykładny.
Żaden bowiem wrogowi już nie stawił czoła —
455Więc włóczniami wykłuto ściśniętych dokoła,
Innych żywcem pojmanych do robót skazano,
A mnie zaś przejezdnemu panu darowano.
Był nim Dmeter, syn Jara, król w Kiprze władnący.
Stamtąd tu się dostałem biedny i cierpiący”.
460Antinoos mu na to głosem rzekł donośnym:
„A czy nas bies opętał tym dziadem nieznośnym?…
Precz od stołu! Tam możesz na środku stać sobie!
Ruszaj! Bo Cypr i Egipt gorzkim ja ci zrobię.
A jaki dziad natrętny! Wszystkim lezie w oczy;
465Każdy mu nieoględnie, co ma, w torbę tłoczy.
Nie w miejscu taka szczodrość i politowanie;
Gdy się cudze rozdaje, z kupy co zostanie?”
Cofając się Odysej rzekł mu: „O bogowie!
Z tą szlachetną postacią nieszlachetnyś w mowie!
470Snadź
[995] ze swego i szczypty soli byś żałował,
Kiedyś przy cudzym stole siedząc nie darował
Biednemu ani kęska, choć stosy przed tobą”.
Na to Antinoj większą rozpalił się złobą
[996];
Ponuro nań spojrzawszy rzekł słowa skrzydlate:
475„O! co teraz, nie ujdziesz cały z izby, za te
Zuchwalstwa obraźliwe, włóczęgo plugawy!”
I cisnąwszy podnóżkiem, trafił go w bark prawy
Blisko karku; lecz Odys stal wryty jak skała:
Gwałtowna moc pocisku nic go nie zachwiała.
480Li głową kiwał myśląc, jak wrogów tych zmiecie.
Wrócił na próg i usiadł, a z torbą rupiecie
Rzucił przed się, i tymi do gachów rzekł słowy:
„Słuchajcie, dziewosłęby do ręki królowej,
A powiem wam, co serce w usta mi nasuwa:
485Nie zasmuca to bardzo ni duszy zatruwa,
Jeżeli kto w obronie mienia i zagrody
Krew przelał za swe bydło albo owcze trzody;
Lecz Antinoj mnie pobił za ten brzuch zgłodniały,
O który tak się trapi ludzki ród nasz cały.
490Lecz jeśli dla skrzywdzonych jest bóg, są Erynny
[997] —
Strzały śmierci przed żeństwem ubić cię powinny!”
Na to rzucił Antinoj odpowiedź zelżywą:
„Jedz i siedź tam lub z dworu wynoś się co żywo,
Nim mołojce wywloką-ć za ręce i nogi,
495I zdarłszy z ciebie skórę, wyrzucą za progi!”
Tak mówił, a ta mowa wszystkich innych gniewa;
Wreszcie któryś z tej gaszej rzeszy się odzywa:
Żebrak, Bóg„Źleś zrobił, Antinoju, ciskając w nędzarza.
Nużby to był niebianin, jak nieraz się zdarza,
500Że bóg przybrawszy postać wędrownego dziada
Grody, włości przebiega i naocznie bada
Zbrodnie ludzkie i cnoty bogobojnej duszy?”
Tak mówili, lecz on to puścił mimo uszy
[998].
Choć wzburzył Telemacha serce czyn szkaradny,
505Potrząsał tylko głową milcząc, a łzy żadnej
Nie uronił, lecz myślał o gachów zatracie.
Dowiedziała się o tym w swej górnej komnacie
Penelopa — i rzekła do białogłów grona:
„Obyż weń tak ugodził pocisk Apollona!”
510Klucznica Eurynome rzekła zaś do pani:
„O! jeśli modły nasze spełnią się, to ani
Jeden z nich nie doczeka brzasku jutrzni złotej!”
Penelopa jej na to: „Matko, te niecnoty
Wstrętne są sercu memu; każdy z nich złe płodzi,
515Lecz Antinoj od wszystkich gorszy, jak śmierć chodzi.
Tam w izbie właśnie biedak przybyły z daleka
Szedł po prośbie do wszystkich, bo mu głód dopieka —
I każdy dał coś w torbę, gdy w kolej obchodził,
A zły Antinoj w ramię stołkiem go ugodził”.
520Tak mówiła królowa, w panien licznym kole
Siedząca w swej komnacie. Tymczasem na dole
Odysej się pożywiał. Onę zaś chęć zdjęła
Przywołać Eumajosa, i tak doń zaczęła:
„Śpiesz co żywo, niech do mnie przyjdzie ten podróżny:
525Chcę z nim mówić, o szczegół wypytać go różny;
Może on co o chrobrym zasłyszał Odysie
Lub go spotkał; bywalcem w świecie wydał mi się”.
Na to odrzekł Eumajos, świniopas poczciwy:
„Niechby mu dali pokój tylko te Achiwy,
530Zdziwiłby cię: tak prawi pięknie i rozumnie.
Już on trzy dni, trzy noce przedtem siedział u mnie,
Dokąd przybył, uciekłszy z okrętu obcego,
A jeszcze opowiedzieć nie mógł mi wszystkiego.
A jak patrzym w pieśniarza, kiedy pieśń swą śpiewa
535Od bogów mu natchnioną, że pierś ci rozgrzewa,
I jak ty byś rad słuchać wciąż i w każdym czasie:
Tak ten przybysz powieścią bawił mnie w szałasie.
Z Odysem, jak mi mówił, miał stosunek dawny
Po ojcu; a na Krecie mieszkał, kędy sławny
540Ród Minosa. Więc stamtąd ścigan bez wytchnienia,
Dobił się do nas, straszne przeszedłszy zmartwienia.
O Odysie też słyszał, a między innemi,
Że stąd blisko na bujnej, na tesprockiej ziemi
Żyje, i skarby wiezie, bogaty ogromnie”.
545Na to mu Penelopa rzekła: „Idź, i do mnie
Przyprowadź go na górę: niech sam opowiada!
A niech w dziedzińcu gachów pustuje
[999] gromada,
Czy tu w izbie; to nie dziw, że tacy weseli.
Dobytek ich bezpieczny, z nimi się nie dzieli
550Nikt spiżarnią i winem — chyba swej czeladzi
Coś tam dają. Lecz za to na nasz dom są radzi
I co dzień tu przychodzą — żaden dzień nie minie —
Na rzeź brać nasze woły, barany i świnie,
I wyprawiać biesiady, chlać wino rumiane
555Bez pamięci — aż wszystko będzie zmarnowane!
Oj! Takiego jak Odys nie mamy nikogo,
On by tylko mógł plagę oddalić złowrogą.
Oby wrócił, we własnym ukazał się domu:
Wraz z synem spadłby na nich podobien do gromu”.
560Gdy to mówi, Telemach naraz głośno kicha
[1000],
Aż się w izbach rozległo; ona się uśmiecha
I pastuchowi słowa posyła skrzydlate:
„Idź i sprowadź przychodnia tu w moją komnatę.
Czyś baczył, jak on kichnął, kiedym to wyrzekła?
565Znak jawny, że swym cieniem śmierć gachy oblekła!
Padną wszyscy, przeznaczeń spełnią się wyroki!
Jeszcze jedno — lecz w piersi ukryj to głębokiej:
Jeśli poznam, że człek ten mnie nie oszukuje,
Chitonem go i piękną chlajną obdaruję”.
570Eumajos wysłuchawszy mówiącą królowę
Poszedł i do Odysa zwrócił lotną mowę:
„Penelopa cię wzywa, ojcze mój podróżny!
Z serca pragnie, nie gwoli ciekawości
[1001] próżnej,
Pytać się o małżonka, po którym w żałobie.
575A gdy pozna, żeś ufność wzbudził jej ku sobie,
Da ci chlajnę i chiton; a właśnie-ć potrzeba
Przyodziewku, gdyż łatwiej u ludzi kęs chleba
Wyżebrać i nakarmić żołądek zgłodniały”.
Odpowiedział mu Odys, w nieszczęściu wytrwały:
580„Chętnie wszystko opowiem i prawdę wynurzę
Rozumnej Penelopie, Ikariowej córze,
Bom go znał, bo z nim równa przypadła mi dola.
Jednak straszy mnie więcej tych gachów swawola
I zuchwałość, w żelazny strop nieba bijąca.
585Ot, teraz, za cóż tamten tak mnie w bark potrąca,
Przechodzącego izbę bez żadnej złej myśli?
A Telemach lub drudzy czy mi w pomoc przyszli?
Powiedz więc Penelopie: choć słyszeć mnie pragnie,
Niech cierpliwie poczeka, aż słońce się nagnie
590Do zachodu; o mężu wtenczas jej opowiem,
Usiadłszy przy ognisku. Lichą odzież bowiem
Mam na sobie — wszak o tym najlepiej wiesz pono”.
Skończył, a pastuch odniósł wszystko, co mówiono.
Penelopa go widząc, jak wchodził w jej progi,
595Rzekła: „Czemuż sam wracasz, gdzie jest ten ubogi?
Czy się lęka zuchwalców lub czegoś się boi?
Może wstyd mu? Żebrakom wstyd ten nie przystoi”.
Na to odrzekł Eumajos, przywódca pasterzy:
„Myśl co chcesz, lecz ten człowiek mówi jak należy,
600Że butnym gwałtownikom nierad włazić w oczy.
Czekaj więc, aż się Helios
[1002] do morza zatoczy.
Dla cię samej, o pani, lepiej to wypadnie:
Sam na sam z nim pomówisz i wybadasz snadnie
[1003]”.
Na to mu Penelopa: „Snadź
[1004] u tego człeka,
605Kto bądź on, rozum dobry i głowa nielekka;
Bo też nigdzie na ziemi, gdzie ludzie mieszkają,
Nie spotkać się z zuchwalszą i złośliwszą zgrają”.
Boski pastuch szedł prosto po rozmowie onej
Między gachów, gdzie tłum ich siedział zgromadzony,
610I rzekł do Telemacha po cichu, do ucha,
Z obawy, że go który z tych gachów podsłucha:
„Już odchodzę, mój drogi, do trzód, do zagrody,
By w twym i mym dobytku nie było tam szkody;
Ty zaś tutaj we dworze na wszystko uważaj,
615A najlepiej na siebie: nic się nie narażaj,
Gdyż Achiwi na jakiś zamach się sposobią.
Oby Zeus ich wygubił, nim złego coś zrobią!”
Rzekł mu na to Telemach, młodzieniec przezorny:
„Dobrze, tatku, lecz na mrok poczekaj wieczorny,
620A jutro nam tu hojne dostawisz obiaty;
Ja zaś z bożą pomocą wyjdę tu bez straty”.
To powiedział, a pastuch znów siadł w krześle swojem.
A gdy się już uraczył jadłem i napojem,
Poszedł do swej zagrody i trzódek z powrotem.
625Świetlice i przysionki wciąż brzmiały łoskotem
Śpiewów i pląsów gości bawiących się w dworze,
Bo wieczór już się zbliżał, gasły dzienne zorze.
Pieśń osiemnasta
Walka na pięści Odyseusza z Irosem
1
Wtem nadszedł zwykły żebrak, w mieście dobrze znany,
Gdyż żebrał tam od dawna, żarłok zawołany,
Wiecznie głodny i opój, przy tym niedołężny,
Wątłej siły — na oko chłop rosły i mężny.
5Nazywał się Arnajos; tak zwała go matka,
Irosem zaś przezwała uliczna czeladka,
Gdyż często do posyłek dawał się on użyć.
On to wszedł i Odysa chcąc z domu wykurzyć,
Począł go lżyć słowami, grubiaństw mu nie szczędził:
10„Precz mi stąd, jeśli nie chcesz, abym cię przepędził!
Patrzaj, jak każdy z gości na mrugi
[1005] mi każe
Wywlec cię, a ja przecież na to się nie ważę;
Precz zatem, albo zmusisz dołożyć kułaka!”
Odys zaś rzekł, ukosem zmierzywszy żebraka:
15„Nigdym cię nie obraził uczynkiem ni słowem;
Nie zajrzę
[1006], choć z najsutszym odejdziesz obłowem:
Ten próg obu nas zmieści. Tobie nie przystoi
Zazdrościć cudzych datków! Znać to z miny twojej,
Żeś dziad, jako ja, taki. A komu bóg szczęści,
20Ten bogaty; więc po cóż wyzywasz na pięści?
Choć ja stary, lecz gniewu nie umiem hamować:
Mógłbym pierś ci lub gębę juchą
[1007] zafarbować
I nazajutrz przyszedłbym siedzieć tu w spokoju;
Ty zaś już byś nie wrócił pewno po tym boju
25Siadywać popod drzwiami dworu Laertiada!”
Na to mu z wściekłą złością Iros odpowiada:
„Co ten żebrak językiem i kłapie, i kłapie
Jak baba przy kominie! Ojże, jak cię złapię,
Kułakami obłożę, aż wyskoczą usty
30Wszystkie zęby z paszczęki, ty kabanie
[1008] tłusty!
Opasz się
[1009] — przy tych świadkach wychodź na kułaki!
Zobaczym, czy młodemu oprze się dziad taki!”
Tak kłócili się z sobą w drzwiach, na progu lśniącym
Dziady, mierząc się wzajem wzrokiem pałającym.
35Świętej mocy Antinoj usłyszał ich kłótnię
I rzekł do towarzyszy, śmiejąc się okrutnie:
„Nigdyśmy jeszcze takiej nie mieli zabawy,
Zsyła nam ją widocznie jakiś bóg łaskawy,
Uwierzycie-ż, że Iros z tym drugim przybłędą
40Wyzwali się na pięści i wnet się bić będą?
Chodźmy szczuć ich nawzajem”.
Gachy parskli śmiechem
I zerwawszy się z krzeseł, skoczyli z pośpiechem,
Aby kołem otoczyć te obdarte dziady;
45I Antinoj tak mówił do gachów gromady:
„Słuchajcie mnie, druhowie! Widzicie tam ano
Kozią kiszkę, krwią zsiadłą i tłuszczem nadzianą,
Jak się smaży na węglach dla nas do wieczerzy?
Owoż wygrywający jeden z tych szermierzy
50Może przyjść, wybrać kiszkę podług woli swojej
I zawsze jadać z nami. Lecz już nie postoi
W tych progach odtąd inny z natrętnych żebraków!”
Te słowa Antinoja ujęły junaków.
Chytrze im na to Odys rzekł: „O przyjaciele!
55Jam już stary, jam w życiu bied doznał tak wiele!
Mogę-ż z młodszym się mierzyć? Cóż robić, gdy trzeba?
Głodny zniesie i kije dla kawałka chleba.
Więc zgoda! Wprzódy jednak każdy z was przysięgnie,
Że mnie zdradliwą pięścią wśród walki nie sięgnie,
60Ażeby Irosowi dopomóc w wygranej”.
Rzekł, i wszyscy przysięgli, a gdy wymaganej
Uroczystej już zadość stało się przysiędze,
Telemach pośród rzeszy rzekł w świętej potędze:
„Przychodniu! Jeśli sił ci starczy i odwagi,
65Wyrzuć go, od Achiwów nie bój się zniewagi.
Kto by cię wyciął, miałby z nami do czynienia;
A jak mniemam, jednego sposobu myślenia
Wraz ze mną, gospodarzem, są rozumne głowy
Antinoj i Eurymach”.
70Do tej jego mowy
Przychylili się wszyscy. Odysej tymczasem
W pół się opiął z łachmanów ukręconych pasem,
Odsłaniając potężne uda, bark szeroki,
Pierś, ramiona żylaste — gdy lekkimi kroki
75Zbiegła k'niemu Atene i postać mu całą
Zolbrzymiła. W podziwie wszystko nań patrzało,
Aż niejeden się zwrócił mówiąc do sąsiada:
„Iros licha napytał! Oj, będziesz mu biada!
Patrz — staruch jakie uda odsłonił potężne!”
80Irosowi zaś serce tłukło się niemężne,
Lecz mu pachołcy gwałtem, choć jak się szamotał,
Pas włożyli. Na całym ciele on dygotał.
Więc Antinoj go łajał słowami bez braku:
„Po coś ty się urodził, chełpliwy junaku,
85Kiedy trzęsiesz się wszystek przed staruchem onym,
Bezsilnym, cierpieniami żywota zjedzonym?
Zapowiadam ci tedy, i to cię nie minie,
Że jeśli on silniejszy, pokona cię ninie
[1010],
Wsadzę cię na łódź czarną, wyślę na ląd stały
90Do Echeta
[1011] — a złośnik to zapamiętały,
Ma zwyczaj, kogo złapie, kaleczyć okrutnie;
Więc niechybnie i tobie nos i uszy utnie,
A wyrwany człon męski psom da, aby zjadły”.
Rzekł, a wszystkimi członki drżał Iros wybladły,
95Wleczon w szranki. Więc obaj wznieśli już ramiona,
Lecz Odysowi myśl ta przyszła rozdwojona:
Czy ma go palnąć z góry, ducha zeń wypędzić,
Czy na ziemię zwaliwszy, życie mu oszczędzić?
To ostatnie za lepsze w tym razie uznaje;
100Inaczej podejrzewać mogliby Achaje.
Więc obaj wpadli na się, Iros w prawe ramię
Uderzył Odyseja, a ten mu kość łamie,
Palnąwszy w kark pod uchem, aż krew buchła z gęby.
Z krzykiem runął na piasek, dzwoniły mu zęby,
105Nogi ziemię kopały. Gachowie weseli
Wznieśli ręce i wraz się do rozpuku śmieli.
Zaś Odys go za nogę przez całe podwórze
Przewlókłszy aż do bramy, posadził przy murze,
Opierając plecyma, w garść mu kostur włożył,
110Mówił doń, i lotnymi słowami dołożył:
„Siedźże tu, abyś świnie i psy stąd odganiał,
A biednym, gdy tu przyjdą, wstępu nie zabraniał,
Inaczej co gorszego spotka cię, nędzniku!”
Powiedziawszy to, torbę z łatami bez liku
115Znów wdział na grzbiet, a torba na sznurku wisiała,
I tak wrócił na próg swój. Aż tu zgraja cała
Gachów, śmiejąc się wdzięcznie, szła doń z powitaniem:
„Oby Zeus i bogowie hojnym zmiłowaniem
Dali-ć wszystko, co pragniesz, Zeus pewnie wysłucha
120Za to, żeś nas od tego zbawił pasibrzucha,
Którego do Echeta wnet wyszlem na łodzi —
Król ten ludziom okrutny i jemu dogodzi!”
Tak życzyli. Odysej wielce się radował
Z tych życzeń, zaś Antinoj już mu przygotował
125Sporą kiszkę: krwią była i tłuszczem nadziana.
Amfinom dał dwa chleby, po czym z roztruchana
Złotego przepijając, te słowa doń rzecze:
„Pozdrowienie ci, stary, nieznany człowiecze!
Obyś lepszą miał dolę choć na przyszłe lata:
130Brzemię wielkiej niedoli teraz cię przygniata”.
Odrzekł mu na to Odys, mąż w fortele płodny:
„Amfmomie! Tyś ojca swojego syn godny,
Bo masz rozum, a sława dobiegła aż do mnie,
Że Nisos Dulicheński bogaty ogromnie
135I poważan u swoich — takiego rodzica
Będąc synem i ciebie uprzejmość zaleca.
Więc słuchaj, a co powiem, niech pamięć zatrzyma:
Słabszy od wszystkich istot, co po świecie chodzą,
140Nie myśli, że weń kiedyś nieszczęścia ugodzą,
Póki bóg daje dzielność i dobrych nóg parę.
Lecz gdy bóstwa nań spuszczą cierpienia za karę,
To choć z opornym wstrętem, znosi je, jak umie;
Taka bowiem jest zmienność w tym ludzkim rozumie.
145Jak zmiennymi bywają dnie, które Zeus zsyła.
I mnie ongi szczęśliwsza gwiazda też świeciła,
Alem wiele nabroił ufny w moc ramienia,
W plecy ojca i braci mojego plemienia.
Niech więc człowiek od zbrodni ucieka jak może,
150A co bóstwa mu dają, przyjmuje w pokorze.
Snadź i tu strasznie broją gachy rozwydrzone
Trawiąc cudzy dobytek, znieważając żonę
Męża, który już może jest w drodze z powrotem,
I tylko go nie widać. Radzę myśleć o tym,
155Żebyś się z nim nie spotkał — i wynieść się z bogiem,
Bo gdy wróci na wyspę, stanie przed swym progiem —
Nie obejdzie się w murach tego tu mieszkania
Między nim a gachami oj! bez krwi przelania”.
Rzekł — i strząsnąwszy bogom wychylił do spodu
160Czaszę — i oddał w ręce pasterza narodu,
A ten odchodził z głową na piersi zwieszoną
Zasępiony — coś złego przeczuwał on pono…
Przecież zguby nie uszedł… Pallas go w swe pęty
Omotała — padł włócznią Telemacha pchnięty!
165Więc wróciwszy znów zajął dawne swe siedzenie.
Wtem Atene, bogini, wzbudziła natchnienie
W sercu Penelopei, Ikariosa córy,
Że gachom się ukaże, znijdzie do nich z góry,
By serca gachów żądzą na nowo rozpalić,
170A w małżonku i synie dla się cześć ustalić
Większą jeszcze, niż miała. Z uśmiechem udanym
Rzekła więc swym niewiastom, wkoło niej zebranym:
„Eurynomo! Jam nigdy nie pragnęła bardziej,
Niż teraz, iść tam do nich, choć nimi się gardzi:
175Gdyż synowi mam szepnąć coś, co go ocali,
Aby się od tych gachów trzymał jak najdalej,
Bo choć w ustach tych słodycz, w sercach siedzi zdrada!”
Eurynome klucznica na to odpowiada:
„Roztropne twoje słowo! Mówisz wyśmienicie!
180Idź więc i powtórz mu to wszystko, moje dziecię!
Lecz wprzód opłucz się, namaść maściami wonnymi:
Nie lza
[1012] z twarzą spłakaną stawać tam przed nimi.
Łzami popsułaś sobie kwitnące jagody
[1013] —
A przecie syn twój wyrósł, doczekał się brody:
185Takim jest, jak u bogów sobieś wymodliła!”
Penelopa jej na to: „Eurynomo miła!
Nie troskaj się ty o mnie i nie radź z przyjaźni,
Abym ciało maściła i poszła do łaźni.
Wszak bogi mnie olimpscy dawno oduczyli
190Dbać o płci mej ozdoby, jak raz od tej chwili,
Kiedy mąż mój odpłynął. Owszem, Hippodamię
I Autonoe przyzwij, niech mi dadzą ramię,
Gdy tam pójdę, bo wstydem spłonęłabym cała,
Gdybym się sama jedna gachom ukazała”.
195Na ten rozkaz z komnaty wybiega klucznica
Wołać panny i pośpiech każdej z nich zaleca.
Lecz bogini Atene myśl powzięła inną:
Penelopie zesłała drzemkę dobroczynną;
Sen ją zmorzył i padła już ubezwładniona
200W krzesło, i już bogini tchnęła jej do łona
Boski czar, aby wzbudzić w Achiwach zdumienie.
Jej lice w ambrozyjne ubrała promienie —
Kytera
[1014] z takich wdzięków wieniec ma uwity,
Kiedy w pląsy się puszcza ze swymi Charyty
[1015].
205Przy tym wzrost jej i postać dała okazałą,
W bielsze niż kość słoniowa oblokła ją ciało.
Co sprawiwszy, bogini znikła. A tymczasem
Pięknoramiennych panien dwie wpadło z hałasem
Do świetlicy. Z snów słodkich ocknięta królowa,
210Przetarłszy dłońmi oczy, wyrzekła te słowa:
„Mnie smutną ukołysał sen słodki tak błogo!
Oby Artemis
[1016] śmiercią tak samo niesrogą
Zabiła mnie tu zaraz, bym w żalu ustawnym
Nie marniła
[1017] żywota po mężu mym sławnym,
215Który cnót blaskiem gasił achajskich herojów”.
Powiedziawszy to, zeszła z swych górnych pokojów;
Nie sama: dwie panienki tuż przy sobie miała.
Więc gdy się zgromadzonym gachom ukazała,
Wstrzyma się w świetnym progu świetlicy sklepionej,
220Na twarz od głowy spuszcza srebrzyste zasłony,
A dwie panny stanęły po każdym jej boku.
Gachom nogi zadrżały, tyle w niej uroku,
I każdy chciałby łoże podzielać królowej.
A wtem ona do syna rzekła tymi słowy:
225„Synu mój! Coś twój umysł i wola się chwieje!
Małym będąc, robiłeś większe mi nadzieje,
A teraz, kiedyś podrósł, wyszedł na młodziana,
I każdy w tobie widzi całą gębą pana,
Nawet obcy się dziwią twej dziarskiej postaci —
230Czemuż zdrowy rozsądek u ciebie nie płaci?
Jakąż zgrozę spełniono tu w twej obecności?
Tyżeś dał sponiewierać jednego z twych gości?
Jak to? Gość, który w domu naszym się znachodzi
[1018],
Obelgi miałby doznać? O! to nie uchodzi!
235Na ciebie hańba spadnie, ludzie tobą wzgardzą!”
Na to roztropny młodzian: „Matko! O, i bardzo
Twoje to oburzenie czuję i rozumiem,
A chociaż od dobrego złe odróżnić umiem,
Mogę-ż w każdym zdarzeniu iść drogą rozsądku,
240Gdy mnie tak oszołomił wróg pełen zawziątku
[1019],
Owe gachy spiknięte, a mnie nikt nie broni?
Nawet o bój Irosa gniewają się oni,
Że go przybysz mocniejszy powalił pod siebie.
Spraw-że, ojcze Kronionie, Ateno i Febie,
245Abyśmy gachy mogli podławić tak samo,
Iżby łby pozwieszali, jak ot ten pod bramą
Iros zbity, że członkiem nie rusza już żadnym,
Kiwa się jak pijany uczynion bezwładnym,
I na nogi nie wstanie, by dolazł do domu —
250Tak wszystek na nic starty od tego pogromu”.
O tym z sobą mówili — i po tej rozmowie
Tak się do Penelopy Eurymach ozowie:
„O mądra Penelopo! Gdyby cię widziano,
To wszyscy z jazyjskiego Argos
[1020] jutro rano
255Zbiegliby się achajscy tutaj zalotnicy
Na gody: bo gdzie równej tobie krasawicy
[1021]
Co by ci kształtem, wzrostem, rozumem sprostała?”
Mądra mu Penelopa tak odpowiedziała:
„Eurymachu! Mnie bóstwa wdzięków mych i krasy
260Pozbawiły od dawna; jeszcze w owe czasy,
Gdy z Argami małżonek mój poszedł pod Troję;
Niechby wrócił, mnie nędzną wziął pod skrzydła swoje,
Dopieroż bym jaśniała sławą mej piękności!
Teraz jęczę, na ciągłe wydana przykrości,
265Odkąd on mnie na brzegu przed samym rozstaniem
Wziął za rękę i słowa te rzekł z pożegnaniem:
— Nie wszyscy ci pancerni męże, droga żono,
Którzy idą na Ilion, powrócą tu pono.
Bo i Trojańcy w boju dzielnie, jak słyszałem,
270Robią kopią, miotają z łuków celnym strzałem,
Toż lotnym toczą koniem, a dziarskie to zwierzę
Zwykło dawać zwycięstwo w chwiejnym bitwy wirze.
Przeto nie wiem, czy bóg mnie stamtąd przyprowadzi,
Czy tam liszy
[1022]? Więc głowa twoja niech tu radzi:
275W domu miejże o ojcu, o matce staranie
Jak dotąd, a tym więcej, jeśli mnie nie stanie.
Gdy zaś syn nasz dojrzeje, wyjdzie na człowieka,
Idź za mąż — twoja nad nim skończy się opieka. —
Tak mówił, i już teraz spełni się to wszystko:
280Idzie noc, w której wstrętne dla mnie weselisko
Czeka mnie z woli Zeusa ciężko nawiedzoną.
A jednak gorszym bólem przeszywa mi łono
Ten zwyczaj niebywały między zalotniki.
Dawniej, kto się dobijał uczciwej podwiki
[1023],
285Córy ojca możnego, wysadzał się na to,
By dom zasilać wołmi, trzodą nierogatą,
A narzeczonej hojne upominki składać;
Nie śmiał cudzego mienia marnować i zjadać”.
Tak rzekła, a w Odysie cieszyła się dusza,
290Że im dary wyłudza i oczy zaprósza
Słodką mową, choć w sercu myślała inaczej.
Antinoj, syn Epeja, tak jej to tłumaczy:
„O córo Ikariosa, cna Penelopejo!
Przyjm tylko te podarki, które wraz pośpieją
[1024]
295Znieść Achiwy; odmówić nie mogłabyś przecie,
My zaś nie ustąpimy z miejsc tych za nic w świecie,
Póki mężem twym który Achiw nie zostanie”.
Mowa ta w zgromadzeniu znalazła uznanie.
W skok też keryksów do dom po podarki słano:
300Od Antinoja szatę cudnie wyszywaną
Przyniesiono, dwanaście w niej złotych pętliczek;
Od Eurymacha przyszedł piękny naszyjniczek
Szczerozłoty, z bursztynem, co jak słońce lśniący;
Od Eurydama parę kolców wniósł służący:
305Misternej to roboty, trójgwiezdne wisiory;
Zaś od Pejsandra, syna króla Polyktory,
Łańcuch jej przyniesiono na szyję ozdobny.
Zgoła każdy z nich złożył podarek osobny.
Znów wróciła do górnych komnat boska pani,
310A panny upominki niosły dane dla niej.
Gachy zaś do swych pląsów i śpiewek wrócili,
Aż i wieczór ich zastał na tej krotochwili
[1025].
A gdy wesołych nocne ogarnęły cienie,
W izbie wnet w trzech kagańcach wzniecili płomienie
315Świecące im dokoła, w które pęk smolaków
I drzazg, miedzią naciętych z wysuszonych pniaków,
Narzucali na ogień. Służebne zaś panny,
Gdy gasnął, rozniecały ogień nieustanny.
Do nich to boski Odys zwrócił swoją mowę:
320„Nieobecnego pana dziewki Odysowe!
Idźcie stąd, przy królowej siedzieć wam w komnacie.
Tam wasze miejsce; panią rozweselać macie
Albo kręcić wrzeciono, lub też czesać wełnę.
Ja zaś o tych kagańcach staranie zupełne
325Chcę tu mieć, choć do rannej zostaliby zorzy.
Do trudów jam nawykły, mnie to nie umorzy”.
Dziewki w śmiech i po sobie zerknęły z ukosa,
Aż Melanto, rumiana córeczka Doliosa,
Pod okiem Penelopy od dziecięcych latek
330Wyrósłszy, jak jej własny pieszczony gagatek
(A jednak obojętna na płacz opiekunki,
Tajemne z Eurymachem miewała stosunki),
Ona więc na Odysa napadła i łaje:
„Przybłędo! Tobie we łbie klepki nie dostaje,
335Że na noc do gospody albo ciepłej kuźni
[1026]
Nie idziesz; a tu wlazłeś, gdzie panowie różni
A dostojni się bawią, a tak hardo przy tym
Gadasz tu! Znać po tobie, że musisz być spitym
Lub frant
[1027] jesteś. Widocznie przez ciebie coś gada:
340Czy pycha z pokonania Ira, tego dziada?
Waruj się
[1028], by ktoś tęższy nie wyzwał na rękę!
Nuż trafisz na pięść twardą: zgruchocze ci szczękę
I za progi wyrzuci, oblanego juchą!”
Gniewnie spojrzał Odysej i wraz odparł sucho:
345„Ej, nie bresz
[1029]! Bo Telemach, niech powiem mu słówko —
Patrz, tam stoi — a w puch cię zrąbie, pokojówko!”
To rzekł i tak przestraszył białogłowy one,
Że z izby precz uciekły jakby oparzone,
W przekonaniu, że Odys nie żartował z nimi.
350On zaś przed kagańcami stał zapalonymi
I ogień utrzymywał; lecz inne w nim wrzały
Myśli, które niebawem czynem stać się miały.
Atene, znów folgując gachom, choć zbyt hardzi,
Podszczuła ich do szyderstw, ażeby tym bardziej
355Rozjątrzyć na nich duszę Odysa, już wściekłą.
Jakoż mu Eurymacha słowo dość dopiekło,
Które rzekł, aż parsknęła śmiechem ich gromada:
„Słuchajcie, dziewosłęby królowej! — powiada —
A ogłoszę, co z głębi do ust mi się ciśnie:
360Jakiś bóg tego człeka przysłał tu umyślnie;
Bo ta jasność w tej izbie, jeśli wzrok nie zwodzi,
Nie od ognia, od jego łysiny pochodzi”.
Po czym się do Odysa zwracając: „A nużby
Wziąć ciebie za parobka? Czy zdasz się do służby
365Gdzie tam na wsi? A dobrym mytem
[1030] bym nagrodził:
Sadziłbyś cień dające drzewa, płoty grodził,
Strawę, wino dostaniesz, co dzień będziesz syty,
Przyzwoicie obuty i dobrze okryty.
Aleś ty do niczego! Bąki tylko zbijać!
370Leniuch! Po okolicy wolisz się uwijać
I pakować w żarłoczny kałdun chleb dziadowski!”
Na to mu odpowiedział Odysej, mąż boski:
„Trzeba nam, Eurymachu, pójść o zakład z sobą!
Kiedy dzień bywa długi, tak wiosenną dobą,
375I na łące z kosami obydwaj stanąwszy,
Spróbować się na kośbę, nic w usta nie wziąwszy,
Od świtu aż do nocy, ciągle w pracy krwawej,
Póki by sianożęci starczyło i trawy.
Albo niechbym miał w pługu tęgich wołów parę,
380Zażywnych, mocnych, równą trzymających miarę,
Jednolatek, do orki co się już wprawiły,
Łan przy tym, gdzie by lemiesz snadno krajał bryły:
Zobaczyłbyś, czy umiem orać proste skiby!
Lub żeby bóg dał wojnę, poszedłbym bez chyby
[1031],
385Zbrojny tarczą i dwoma oszczepami w dłoni,
I hełmem pięknie kutym ze spiżu na skroni —
A widząc mnie na harcu i zawsze na przedzie,
Nie urągałbyś memu brzuchowi i biedzie.
Ale pychą nadęty, z sercem nieużytem,
390Mniemasz się być potęgi i dzielności szczytem,
Że siedzisz wśród tej zgrai odwagi wątpliwej.
O! gdyby na swą ziemię wrócił Odys żywy,
Wnet te drzwi, choć szerokie i stoją otworem,
Zmykającemu ciasnym byłyby wątorem
[1032]!”
395Na te słowa zawrzało serce w Eurymaku,
Gniewnie spojrzał i rzekł doń: „Dam ci ja, żebraku!
Zaraz weźmiesz zapłatę za harde gadanie
I za mężów dostojnych nieuszanowanie.
Czyżeś wińskiem się upił, czy tak ze zwyczaju,
400Co ślina ci przyniesie, bajesz, hardy baju?
Czy ci łeb się zawrócił, żeś zbił Ira, dziada?”
Rzekłszy, chwycił za stołek — wżdy Odys przypada
Do kolan Amfinoma, chroniąc się pocisku
Eurymacha; zaś stołek, lecąc, trafił w ścisku
405Cześnika w prawą rękę, aż mu dzban z łoskotem
Wypadł, a on sam na wznak przewrócił się potem.
Gachowie na to wszczęli tumult w izbie całej,
I mówili — ich słowa wkoło obiegały:
„O! bodaj ten włóczęga pierwej kark był skręcił,
410Nim przyszedł do Itaki i do nas się wnęcił,
By wzniecić taki rozruch! My się tu kłócimy
O dziada! Czy już nigdy spokojnie nie zjemy?
Snadź górę u nas wzięła niezgoda przeklęta!”
Wtem Telemach głos zabrał i rzekła moc święta:
415„Szalejecie, to nie dziw: sytych i opiłych
Jakiś demon podszczuwa do kłótni niemiłych;
Więc po tłustej wieczerzy iść wam spać do domu,
Kto ma chęć, gdyż nie bronię siedzieć tu nikomu”.
To rzekł, a oni wargi przygryźli w podziwie,
420Że tak mówił stanowczo i tak natarczywie —
Gdy Amfinom do tłumu rzekł zgromadzonego,
Nisa syn, z Aretiadów rodu królewskiego:
„O druhowie! Telemach sprawiedliwie gada!
Niech się nikt nie obraża ani z nim ujada!…
425Ani też napastuje tego wędrownika,
Ni bądź kogo tu w domu Odysa władnika!
A teraz lejcie wino ofiarne w te czasze:
Bogom strząśniem i pójdziem spać na leże nasze.
Ten zaś człowiek zachoży
[1033] niechaj tu zostanie;
430Telemach o swym gościu będzie miał staranie”.
Skończył, a mowie jego przyklasnęła rzesza.
Tymczasem Mulios wodę z winem w krater miesza;
On, wiernek
[1034] Amfinoma i keryks z Dulichu,
Wszystkim wino podawał po pełnym kielichu.
435Strząsnąwszy kilka kropel w cześć bogom, gachowie
Pili wino, dające wesołość i zdrowie.
Więc obiata spełniona, pragnienie zgaszone
Iposzli na spoczynek, każdy w swoją stronę.
Pieśń dziewiętnasta
Odyseusz rozmawia z Penelopą. Rozpoznanie przez Eurykleję
1
Został się boski Odys z Ateną w świetlicy,
Ważąc, jaką by śmiercią padli zalotnicy,
Po czym do Telemacha rzekł skrzydlate słowa:
„Te bronie Aresowe syn mój niech pochowa;
5A gdy gachy zagabną, kędy
[1035] się podziały,
Odpowiesz im łagodnie: Oręże rdzewiały
W dymie, więc je wyniosłem, bo jakaż różnica
Od onych zostawionych przez mego rodzica,
Gdy odpływał pod Troję! Dym je zeszkaradził.
10Zresztą zapewne jakiś bóg mi to poradził,
By je wynieść — o zwadę nietrudno przy winie.
A nuż się pokłócicie, a nuż krew popłynie
Z wielką dla waszych biesiad a z większą obrazą
Dla królowej — wszak mężów przyciąga żelazo”.
15To rzekł Odys. Ojcowskie syn pełniąc rozkazy
Przywołał Eurykleję i rzekł te wyrazy:
„Niańko droga, zatrzymaj swe dziewki w komorze,
Ja tymczasem ojcowską broń wezmę i złożę
Gdzie w skarbczyku, bo tutaj dymem okapciały.
20Ojca w domu nie było, jam dzieciuch był mały,
Więc pochowam je w miejscu od dymu bezpiecznym”.
Na to mu Eurykleja: „Przecież raz statecznym
Zaczynasz być, mój synu; rozum ci przychodzi,
Aby domem i mieniem władać jak się godzi.
25Dobrze, lecz któż poświeci tobie o tej porze,
Jeśli mi każesz dziewki zatrzymać w komorze?”
Roztropny jej Telemach na to odpowiedział:
„Ot ten człek: czy na darmo u mnie by tu siedział,
Gdy go żywię? Niech robi, a rąk nie zakłada”.
30Tak rzekł do niej, a widać nie na próżno gada,
Bo co prędzej za sobą drzwi izby zamknęła,
A Odysej wnet z synem wzięli się do dzieła,
Przenosząc hełmy, kopie z grotami ostrymi,
Toż wypukłe pawęże
[1036]. Atene przed nimi
35Szła z pochodnią, co taki wkoło blask roznieca,
Że aż Telemach zagadł swojego rodzica:
Bóg„Ojcze, ten widok w wielkie wprawia mnie zdumienie —
Wszystkie ściany i każde rzeźb tych zagłębienie,
Toż gonnych
[1037] słupów rzędy, te sosnowe belki,
40Pałają w moich oczach jakby pożar wielki —
Czy tu bóg jaki, niebios mieszkaniec się zjawił?”
Na to przemyślny Odys mówiąc tak odprawił:
„Milczałbyś i skrył w sobie to, co cię zdumiewa —
Bo już taki u niebian obyczaj tam bywa.
45Idź się połóż, ja tutaj pozostanę nieco.
Zejdzie tu twoja matka, służebne się zlecą —
I wypytywać będzie głosem rozrzewnionym”.
Więc Telemach z łuczywem odszedł zapalonym
Precz z izby na spoczynek do świetlicy swojej,
50Gdzie zwykle snu zażywa, gdy się w dzień uznoi.
Jakoż legł i jutrzenki oczekiwał świętej.
Odys zaś w wielkiej izbie tym był zaprzątnięty
Wraz z Ateną, jak wyciąć do nogi tych wrogów.
Penelopeja z górnych schodziła już progów,
55Podobna z Afrodytą złotą, ubóstwioną,
Przy ogniu krzesło dla niej własne postawiono,
Srebrem, kością słoniową misternie obite
Ręką cieśli Ikmalia, a skórą nakryte,
Z podnóżkiem przytwierdzonym, aby oprzeć stopę;
60Owoż w wspaniałym krześle siadła Penelope.
Wnet i białoramienne zbiegły się tam dziewki
Sprzątać stoły i chleby, puchary, nalewki
[1038]
Rozrzucone po izbie, resztki gaszej stypy.
Z kagańców żar wytrzęsły na ziem, świeże szczypy
65W nie wetknęły, by ciepło było tam i jasno.
Wtem znów mową napadła Odysa napastną
Melanto:
„Cóż, przybłędo? Nocy nam spokojnej
Nie dasz i wciąż się kręcisz; jakbyś nieprzystojny
70Zamiar miał — fora z dwora! Wszakże po wieczerzy?
Wynoś się, bo ta głownia plecy twoje zmierzy”.
Mądry Odys w nią wlepił spojrzenie ponure:
„Za co mi znów, niecnoto, załazisz za skórę?
Czy za to, żem niemłody? Czy żem tak obdarty?
75Czy że mnie do żebraczki zmusza los uparty?
Przecież to przeznaczenie biednych i tułaczy!
Niegdyś i jam był szczęśliw, i żyłem inaczej
W moim zamku, i często przychodniów wspierałem:
Co za jedni i skąd są, nigdy nie pytałem.
80Było u mnie sług wiele, były mnogie włości
I co do zbytku służy i okazałości.
Ale wszystko mi odjął bóg w swej woli świętej!
Pamiętaj i ty, dziewko, że twoje ponęty,
Którymi tak się chełpisz, mogą spełznąć snadnie.
85A nuż gniew twej królowej kiedy na cię spadnie
Albo Odysej wróci? Wszystko stać się może.
Jeśli zginął i w tym tu nie zjawi się dworze,
Za to syn jego żyje i Feb go zaszczyca
Łaską swą! On wie przecież, co tutaj kobieca
90Rozpusta dokazuje, majacząc zdradziecko.
Telemach w domu swoim to pan, nie zaś dziecko”.
Penelopa słuchała, gdy mówił, aż wreszcie
Gniewem wybuchła przeciw zuchwałej niewieście:
„O bezwstydna ty suko! Sprawki mi twe znane,
95Wkrótce one twą głową będą ukarane.
Wiedziałaś, boś co tylko słyszała ode mnie,
Że się mam z tym podróżnym widzieć potajemnie
I pytać o małżonka opłakiwanego”.
Potem zaś do klucznicy rzekła: „Wnieś dla niego,
100Eurynomo, krzesełko zasłane baraniem
Runem, aby w nie siadłszy, swym opowiadaniem
Odpowiadał na różne pytania zadane”.
Rzekła, i wraz klucznica przyniosła rzezane
Piękne krzesło, nakryte kożuchem baranim.
105Boski cierpiciel Odys zaraz usiadł na nim,
Zaś królowa podjęła rozhoworu
[1039] wątek:
„Obcy człeku! Przed wszystkim spytam na początek:
Coś zacz? I w jakiej ziemi twe gniazdo ojczyste?”
Na to odrzekł Odysej: „Królowo! Zaiste
110Nie wiem, czy kto jest taki na ziemskim przestworze,
Kto by-ć ganił! Twej sławie nic sprostać nie może,
Jak sławie tego króla, co cześć bogom składa,
Co rozlicznym narodem dzielnych mężów włada
I sprawiedliwość pełni. Jemu ziemia czarna
115Rodzi owoc, pszeniczne i jęczmienne ziarna,
Mnoży trzody, a morze ryb daje do syta;
Pod mądrym panem ludu pomyślność zakwita.
Lecz w tym domu o rzeczy rozpytuj mnie inne,
A nie o ród mój ani o miejsce rodzinne,
120Jeśli nie chcesz boleścią serca mi zakrwawiać,
Gdybym miał obraz nieszczęść już przebytych wznawiać.
W cudzym domu te skargi zresztą, te łzy rzewne
Nie przystoją, i w gorsze popadłbym zapewne,
Bo ty sama lub twoje rzekłyby kobiety:
125— Nie darmo ten człek płacze; on musi być spity”.
Roztropna Penelopa odrzekła mu na to:
„Powiem ci, że woń cnoty, urodę bogatą
Wydarli mi niebianie odtąd, gdy na Troję
Szli Argeje
[1040], a z nimi Odys, szczęście moje.
130Niechby on był powrócił i żył razem ze mną,
Sławą bym zajaśniała nie taką nikczemną!
Dziś z tęsknoty usycham, a różnych klęsk mnóstwo
Wciąż zsyła na mnie jakieś nieprzyjazne bóstwo.
Ilu bowiem władyków mieszka w tej tu stronie
135Na lesistym Zakyncie, Samie, Dulichionie
I tych, którzy w słonecznej Itace rej wodzą —
Wszyscy drą się do ręki mojej i dom głodzą,
Przeto mało się troskam o biednych żebrzących
Lub cudzych, lub keryksów
[1041] ludowi służących;
140Jedno
[1042] pamięci męża łzy moje poświęcam
I ciągle się natrętnym zalotom wykręcam,
Aż niebo mnie natchnęło myślą wybiegliwą,
Żem na krosnach w mej izbie cieniutkie przędziwo
Nałożyła, by utkać ogromną oponę
[1043],
145I tak rzekłam do gachów: — Chcecie mieć za żonę
Mnie, wdowę po Odysie, młodzi oblubieńcy!
To czekajcie ze ślubem ni dłużej, ni więcej,
Aż się zwinę z zaczętą na krosnach robotą!
Przędza wniwecz by poszła — a mnie idzie o to,
150Aby miał piękny całun Laertes mój stary,
Gdy go w czarnej godzinie śmierć weźmie na mary.
Toż szydziłyby ze mnie achajskie kobiety,
Gdyby pan taki wielki leżał nie okryty. —
Tak rzekłam wybiegliwie, i zmiękły ich serca.
155Odtąd dniem pracowałam około kobierca,
Porąc
[1044] nocą przy żagwiach, com we dnie utkała.
Takem ich przez trzy roki wciąż oszukiwała.
Lecz gdy czwarty przyniosły pór odmienne lica,
Wyszła przez suki-dziewki na wierzch tajemnica.
160Wpadli gachy, groźnymi jęli lżyć mnie słowy,
I zmusili dokończyć. Całun był gotowy!
Dłużej mi niepodobna wesela odkładać —
Cóż począć? Już rodzice zaczęli napadać
Na mnie, abym szła za mąż, i syn mój się krzywi
165Widząc, jak go tu niszczą. Lecz to mnie nie dziwi:
Zmężniał i sam dziedzicznym mieniem władać może,
Byłeś ty go swą łaską wspierał, Zeusie, boże!
Lecz powiedz mi, kto jesteś? Skąd ród twój pochodzi?
Przecież nie dąb bajeczny, ni kamień cię rodzi
[1045]?”
170Bystroumny
[1046] Odysej odrzekł jej to słowo:
„Laertiady Odysa zacna białogłowo!
Toż koniecznie chcesz o mym rodzie się dowiedzieć?
Słuchaj więc, lubo
[1047] z góry muszę cię uprzedzić,
Że to boli, rozjątrza serca przeszłe blizny
175Każdemu, co lat wiele nie widział ojczyzny,
Co, jak ja, przewędrował ziem i grodów tyle!
Lecz gdy pytasz, do twoich życzeń się przychylę.
Kreta, wyspa śród morskiej rzucona otchłani,
Żyzna, pełna uroków — a siedzą tam na niej
180Roje luda, a liczy dziewięćdziesiąt grodów.
Moc tam różnego szczepu i mowy narodów.
Pelazgi
[1051], toż Kreteńcy, tubylcy właściwe.
185Gdzie lat dziewiątek władał Minos, druh serdeczny
Zeusowy, a rodziciel ojca mego, którym
Był Deukalion; ja byłem jego synem wtórym,
Pierwszym zaś Idomenej
[1053]. Ten z Atreja syny
Poszedł gród Ilionu rozwalać w perzyny.
190Ja zaś, młodszy, Ajtona nosiłem nazwisko.
Tam poznałem Odysa, i w przyjaźń z nim bliską
Zaszedłem, bo na brzegi Krety wicher srogi
Sudna
[1054] jego był rzucił, zbite z swojej drogi
Od przylądku Malei… Zatem na kotwicy
195U Amnisy
[1055] on stanął, kędy w okolicy
Pieczara Ejlejtyi
[1056] — schroniony przed burzą
W tej niedobrej przystani cierpiał jeszcze dużo.
Ledwo przybył, natychmiast do miasta pośpieszył,
Aby z Idomenejem, druhem swym, się cieszył.
200Lecz już dziesiąty czy dzień jedenasty minął,
Jak Idomenej w sudnach pod Troję odpłynął.
Jam więc gościa zaprosił w dom mój, jak przystoi,
I hojniem udarował ze spiżarni mojej.
Krom tego towarzysze na nawach będące
205Lud opatrzył dostawą tak w winie, jak w mące,
Jak w wołach, aby w drodze nie zaznali głodu.
Dni dwanaście mieliśmy tego tam narodu;
Bowiem Borej
[1057], wiatrobóg, ciągle morze wzdymał,
I wiał, że człek na nogach ledwo się utrzymał.
210W trzynastym, gdy wiać przestał, odbili Achaje”.
Takie prawdopodobne gadał on jej baje,
Lecz słuchająca żona w łzach topniała wszystka.
Jak na górach Zefirem zwiane zasypiska
Śniegu zwykle roztapia rankiem Eur ciepławy:
215Tak roztapiał jej śliczne lica potok łzawy,
Co płynął po małżonku, tuż przy niej siedzącym.
Dla Odysa płacz żony był rozdzierającym;
Oczy jego, jak z rogu, lub żelaza ryte,
Nieruchome, chowały w sobie łzy ukryte.
220Więc gdy ona ten potok żalów swych wylała,
Wszczęła znowu rozmowę i odpowiedziała:
„Gościu mój! Chcę cię spytać o szczegóły różne:
Czyś naprawdę ugaszczał te druhy podróżne
Wraz z mym mężem u siebie, jak to z ust twych słyszę?
225Mówże, jak on wyglądał, i jak towarzysze?
I jakie mąż mój suknie wtedy miał na sobie?”
Odparł wtedy Odysej: „Ciężko mi na dobie
Przypomnieć, jak wyglądał i jakie miał szaty,
Gdyż się to działo niemal przed dwudziestu laty,
230Kiedy płynąc pod Ilion był w naszym ostrowie.
Jednak wszystko opowiem, com zatrzymał w głowie:
Boski Odys miał chlajnę
[1058] czerwienną, wełnianą,
Podbitą, a na złotą pągwicę
[1059] spinaną
Dwupętliczną. Misterna rzeźba była na niej:
235Pies w przednich łapach trzymał jelonka od łani,
Który drgał w tym uścisku. Cudownej robocie
Dziwowali się wszyscy, że tak wyszła w złocie;
Zwłaszcza psu, jak się w zwierzę dławione wpatrywał,
I jelonkowi, jak się z jego łap wyrywał.
240Widziałem też i chiton na nim: ta sukienka
Jak łuska na cebuli suchej była cienka,
A miękka, a białości jako słońce ćmiącej.
Wtedy on w oczach niewiast był zachwycający.
Dodam jeszcze, a słowa rozważ sobie moje,
245Że nie wiem, czy Odysej z domu wziął te stroje,
Czy też jaki przyjaciel dał mu na okręcie,
Czy kto obcy, chcąc gościa uczcić na przyjęcie,
Bo dużo miał życzliwych ten mąż niezrównany!
Jam mu także darował piękny miecz miedziany,
250Płaszcz podwójny z czerwieni, toż chiton mu dałem.
Ze czcią odprowadziwszy do naw, pożegnałem.
Był jeszcze przy nim keryks
[1060] podeszłego wieku.
I o tym ci opowiem także coś człowieku:
Garbaty, smagłej cery, włos miał kędzierzawy,
255Zwał się Eurybat; Odys go z druhów wyprawy
Najwięcej cenił, że był podobien mu duchem”.
Skończył. Ona spłynęła nowym łez wybuchem,
Słysząc, jak każdy wiernie był odmalowany.
A gdy ból jej się ulżył, łzami wykąpany,
260Wszczęła znowu rozmowę, zadając pytanie:
„Gościu! Choć miałam dla cię wpierw politowanie,
To odtąd tutaj miłość czeka cię i chwała.
Szaty, któreś opisał, jam sama mu dała,
Poskładane w mym schowku, i złotą zaponą
[1061]
265Ozdobiłam. Lecz nigdy nie ujrzę go pono.
Jak nie ujrzą powrotu pana ot te progi!
W złej godzinie odpłynął Odysej mój drogi
Pod Troję tę przeklętą i znienawidzoną!”
Na to odrzekł jej Odys: „Czcigodna matrono
270Laertiady Odysa! Ależ zdrowie szanuj,
Nie psuj pięknej urody, nad smutkiem zapanuj
I nie płacz tak ustawnie
[1062]! Łez twych ja nie ganię:
Każda małżonka płacze, gdy męża nie stanie,
Towarzysza młodości, z którym miała dziatki.
275A choć Odys jak bożek był śliczny i gładki,
To się ukój i słuchaj mojej opowieści.
A są to najprawdziwsze, jakiem zebrał, wieści
O powrocie twojego męża, który ninie
[1063]
Blisko stąd siedzi w żyznej Tesprotów krainie
280I wiezie do ojczyzny bogactwa niezmierne,
Darem mu darowane. Za to druhy wierne
I nawy potonęły, leżą w wód odmęcie
Po odjeździe z Trynakii — bo ich Zeus zawzięcie
I Helios, za wyrżnięte byki, gniewem ścigał —
285Morze wszystkich schłonęło, nikt się nie wymigał.
On sam tylko na wrędze falami niesiony
Dostał się był w feacki kraj błogosławiony,
Gdzie go ze czcią, jak bóstwo jakie, przyjmowano,
Hojnie obdarowano i odesłać chciano
290Do ojczystej Itaki. Gdyby na to przystał,
Dawno byłby już w domu, lecz on nie korzystał
I gdzie indziej się rzucił, aby skarby zbierać;
Bo Odys jak nikt z ludzi tak umiał wyszperać
Każdy zysk — łepak
[1064] sławny do takich obrotów.
295Oto jest, co mi gadał Fejdon, król Tesprotów,
Przysięgając przy czaszy obiatnej najwięcej,
Że łódź czeka, flisacy czekają najęci,
Co go mają odwozić do rodzinnej ziemi.
Mnie zaś wprzódy wyprawił z nawy tesprockiemi,
300Które właśnie wysyłał na Dulichion pszenny.
Pokazał mi też Fejdon Odysa skarb cenny,
Złożony w domu króla; tych bogactw tam było
Tyle, żeby i dziesięć pokoleń z nich żyło.
Sam zaś Odys, jak mówił, miał się do Dodony
305Odprawić, by usłyszał, co dąb poświęcony
Kronionowi o losach jego mu nagada,
W jaki sposób w Itace stanąć mu wypada:
Czy jawnie w swej postaci? Czy w przebraniu, skrycie?
Więc żyje w dobrym zdrowiu, i wnet go ujrzycie
310Tutaj; a on rad skończy te długie podróże
I wśród swoich zostanie. Będzie tak, jak wróżę!
Świadkiem bóg mi najwyższy, świadkiem to ognisko
Odysowe, przy którym mam dziś przytulisko,
Że się rzeczy tak spełnią, jak tobie je wieszczę!
315Odys wróci, a wróci w ciągu roku jeszcze,
Gdy ten miesiąc się skończy, a zaświeci nowy!”
Roztropna Penelopa odrzekła mu słowy:
„Oby się twe spełniły, gościu, obietnice!
A tak cię udaruję, przyjaźnią zaszczycę,
320Że każdy, kto cię spotka, zazdrością zapała.
Lecz już wiem, co się stanie — jakbym przeczuwała:
Ani Odys nie wróci, ni ciebie w te strony
Odeślą, bo ten dom nasz już osierocony:
Nie ma w nim Odyseja! Gdy ten gospodarzył,
325I gościa przyjąć umiał, i hojnie obdarzył.
Wy zaś, dziewki! słać łoże, myć gościowi nogi!
Piękne wnieść tu poduszki, kołdry! Niech sen błogi
Aż do porannej zorzy trzyma go w pościeli!
A jutro dać mu kąpiel, wymaścić w kąpieli,
330By odświeżon mógł razem z Telemachem śniadać
W tej tu izbie! Lecz wara na niego napadać!
Kto by śmiał go znieważyć, ciężko pożałuje,
I niech mi się na oczy już nie pokazuje!
A ty gościu, pomyśleć mógłbyś, że rozumem
335I sercem nie góruję ponad niewiast tłumem,
Gdybym cię nie mytego i w lichej odzieży
Częstowała. Nasz żywot krótką metę mierzy,
A kto serce ma twarde i w czynach okrutny,
Takiemu życzą wszyscy, by żywot miał smutny,
340A jeszcze i po śmierci przekleństwo go ściga.
Lecz kto myśli poczciwie i przed złem się wzdryga,
Tego sławę po świecie roznoszą przechodnie,
Krocie ust powtarzają, że umiał żyć godnie”.
Na to jej bystrogłowy Odys odpowiada:
345„Wierzaj mi, o czcigodna żono Laertiada,
Żem już odwykł od kołder i miękkiej pościeli,
Odkąd z śnieżnych gór Krety na morskiej topieli
Przyszło mi w długodziobym okręcie się wędzić.
Pozwól więc, jak mam zwyczaj, i tę noc przepędzić;
350A spędziłem ich wiele na nędznej pościółce,
Tęskniący ku Jutrzence, złotej przyjaciółce!
Mycie nóg, które każesz — także niepotrzebne,
Nie zniós