Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Mariusz Grzebalski, Drugie dotknięcie, Widoki, Widoki
← Kule duńskie

Spis treści

      Mariusz GrzebalskiDrugie dotknięcieW I D O K IWidoki

      Małgorzacie Pniewskiej,
      Michałowi Staniszewskiemu
      1
      Mężczyzna na deskorolce
      próbuje wjechać na szczyt
      asfaltowego pagórka.
      Regularna łyżwa, prosta sylwetka,
      5
      stójka na jednej nodze, jaskółka.
      Powiedz, mogłabyś w takiej chwili
      studiować — dajmy na to —
      heglowskie smutki?
      A jeśli od tego zależy jego życie?
      10
      Siedząc w domu, bywa się niekiedy
      stawianym w głupich sytuacjach.
      Lecz czas się zbierać, koniecznie.
      Pięć minut w jednym miejscu
      to stanowczo za długo, jak na ten stan.
      15
      Szczypanie, „mrówki” pod skórą,
      amfiteatr cały w błyskach,
      jakby marszczyła się w rogach
      posrebrzana tkanina powietrza.
      Coś szybkiego przebiega ekran —
      20
      podglądacz patrzy na nas
      ze wszystkich stron.
      Za linią cisów wybite szyby,
      w środku cennik — czyjaś ręka
      dopisała na nim „pierdolenie”.
      25
      Nie miałem pojęcia: tutaj, w Łodzi?
      Cytadela, park Matejki?
      A może przyśniło mi się to miejsce?
      Bar, w którym piłem colę,
      raz w życiu, piętnaście lat temu, zimą.
      30
      Dasz wiarę? Tylko, co to ja?
      Chciałem o coś zapytać,
      ale twoja odpowiedź była szybsza!
      Ręce trochę się jednak trzęsą,
      coś biegnie, kudłate, małe —
      35
      zając? koziołek! wiewiórka?
      Już się nie dowiemy.
      Koniec papierosów, rośnie pragnienie,
      baton czekoladowy uparcie
      dopomina się wejścia na wizję
      40
      (teraz w kolorze czerwonym,
      zielonym, niebieskim).
      Tylko, kto zrealizuje zamówienie?
      Język out, od kiedy leżymy na pagórku.
      Raptem otoczyły nas ptaki
      45
      i psy wielkie jak nigdy przedtem.
      „Podejdź do nich, spróbuj pogadać,
      przekonasz się, będą jaja”.
      Ale nie, siedzę i patrzę,
      z sercem nagle pełnym podziwu
      50
      dla zmyślności mrówek,
      hipnotyzowany przez liście
      toczące z wiatrem milczącą wojnę.
      I zaraz, jak inni, wybieram zbiórkę —
      wstajemy pod rząd, jak na capstrzyk,
      55
      każdy zabiera sweterek
      po młodszej siostrze.
      I znów kosimy, jedną po drugiej,
      pustoszejące alejki,
      jak najszybciej chcąc znaleźć się na moście,
      60
      skąd do woli patrzeć można na chłopców
      uprawiających hokej na rolkach.
      Chmury tak bezceremonialnie
      brudzą błękit i samolot wciąż ten sam
      krąży nad nami, jak kundel,
      65
      który przymila się, choć przed chwilą
      zarobił kamieniem po żebrach.
      Och, znaleźć się tam, w górze —
      nic, tylko świece, beczki, pętle,
      ślizgi na skrzydło!
      70
      Nigdy więcej naziemnych żebrów!
      Słyszysz mnie, Adolfie?
      Jesteś tam, Richardzie?
      Ale oto wesoły buldog Happy,
      zażywszy kąpieli w stawie,
      75
      łasi się do moich stóp.
      Czy jest tym, czym jest,
      czy raczej tym, na co wygląda?
      „Te i inne pytania” oraz my, dyletanci…
      Tak, ze słonka zupełne już dziś nici,
      80
      zamiast deseru — resztówka.
      Harce po bunkrach, kuksańce w trawie
      jak lakmus zachodzącej fioletowym światłem.
      Chłód szantażem zmusza nas do marszu.
      Jeszcze niewidomy, o lasce —
      85
      mija nas, nie myląc kroku,
      bezbłędnie prowadzony przez krótkofalówkę!
      I już pierwsze bloki, latarnie, tramwaje.
      Spotykamy Perełkę i Marka.
      Piątka? Przyda się, jasne, gest się liczy!
      90
      Ale już „I jak się czujecie?
      Czy ekstra była jazda?” —
      nie nazbyt to nachalne?
      „Czujemy się… zajebiście!”
      „Znaczy dobrze?” I, spłoszeni, poszli.
      95
      PIOTR I PAWEŁ wyskoczył na powierzchnię
      zza ich pleców, jak HMS Treasure.
      W środku muzeum pop-artu,
      film dla dzieci, choć pełen zakazów:
      „Prosimy nie ruszać eksponatów”,
      100
      „Dotknięcie grozi śmiercią”.
      1 gdzie nie spojrzysz,
      lustra z podobizną twojej twarzy!
      Więc po wyjściu… ulga.
      Mijamy mostek, przyspieszając
      105
      jak legendarna ciuchcia i po chwili
      znów jesteśmy w brzuchu matki —
      są fajki, jest poduszka, Dylan nuci
      tę samą balladkę. Czy chcę herbaty?
      I owszem, choć bardziej przydałoby się
      110
      coś poniżej damskiej szyi…
      Tymczasem dyskusja schodzi do stóp —
      ładniejsze ma Michał?
      Moim zdaniem, Małgosia!
      Potem tramwajem przepływam
      115
      zaciemnione miasto
      jak tuńczyk w puszce ocean,
      bez siły w ramionach,
      bez tchu w płucach,
      przestraszony jak dziecko,
      120
      któremu policja zamknęła matkę,
      bo „Kurtką dusiła sierżanta na służbie!”
      Sierżantowi spadła czapka!
      Strach rośnie w skroniach
      jak szron na szybach.
      125
      Boję się drzwi, boję się silnika.
      Czuję jakby ktoś dywan trzepał
      w zakamarkach mojego mózgu.
      Po wbiegnięciu do mieszkania
      zatrzaskuję drzwi i zaszyty między
      130
      stołem a lodówką chleb jem łapczywie,
      używając dużo masła. Wyobrażasz
      sobie? Nie? No, jasne. Bo jak?
      Dlaczego? Chciałem inaczej,
      „Na wskroś”, i żeby słowa były
      135
      jak łodzie. Cóż, nie wyszło.
      Za dużo tego proszku. I tylko uparte
      „Rozumiesz?” ciśnie się na usta,
      pocę się cały, siadając na stołku,
      niezdolny nawet do zdjęcia skarpet
      140
      przystrojonych wieńcem ostów.
      Potem, spragniony chłodu, kładę się
      na podłogę, zamykam oczy.
      Z czego się śmieję? Ze strachu?
      Być może.
      x