Kochałem — miłość często drogę znajdzie
Tam nawet, kędy głodny zwierz nie zajdzie,
A miłość taka, śmiała na przygody,
Czyliżby miała zostać bez nagrody?
Gdzie? kiedy? po cóż mam głosić przed światem? —
Byłem szczęśliwy w miłości — dość na tem.
A przecież często żałuję — daremnie! —
Wolałbym nie być kochany wzajemnie.
Ona umarła — jak? — o to nie pytaj,
Jeśli śmiesz, sam to odgadnij, wyczytaj,
Bo tu wyryte noszę na mym czole,
Kaima pismem — me zbrodnie i bole.
Ale mnie nie klnij — posłuchaj — ja byłem
Przyczyną śmierci — lecz nie ja zabiłem.
Mógłbym i śmiałbym to samo uczynić,
Gdyby kochanka śmiała mi przewinić. —
Jemu niewierna — więc on Ją pochował —
Mnie była wierną — jam go zamordował.
Choć śmierć jej była zasłużoną karą,
Lecz jej niewierność była dla mnie wiarą,
Bo mnie oddała serce, skarb sieroty,
Jedyny, którym nie rządzą despoty.
Ach! poźnom przybył, nie mogłem jej zbawić,
Mogłem jej tylko małą ulgę sprawić,
Mogłem w ślad za nią jej wroga wyprawić,
Jego śmierć lekka — ale jej męczeństwo
Było dla myśli mych takim straszydłem,
Że w końcu ludziom i sobie obrzydłem.