↓ Expand fragment ↓Mówił tonem zimnym wzorowego urzędnika, który spełnia swój obowiązek, nie dając się unieść temperamentowi, który...
↑ Hide fragment ↑Mówił tonem zimnym wzorowego urzędnika, który spełnia swój obowiązek, nie dając się unieść temperamentowi, który sam jest tylko narzędziem potęgi wyższej i winien jej ślepe posłuszeństwo. Robotnicy poczęli nań spoglądać podejrzliwie, zadając sobie pytanie, kim jest ten człowiek, czemu ma interes mówić kłamstwa i dlaczego zależy mu na stawaniu pomiędzy nimi a istotnymi posiadaczami kopalń. Może to jest intrygant żyjący dostatnio, bo przekupiony?
Stefan podniósł jeszcze jeden zarzut.
— Widzi pan, panie dyrektorze, bardzo to smutne, że nie możemy bronić naszej sprawy osobiście. Wiele rzeczy objaśnilibyśmy, wiele udowodnić by się dało, gdybyśmy wiedzieli, do kogo się zwrócić.
Pan Hennebeau nie rozgniewał się, uśmiechnął się nawet.
— Ha, jeśli do mnie nie macie zaufania, to, przyznaję, sprawę powikłać może… Ha, w takim razie zwróćcie się sami tam…
Wskazał ręką na okno, a spojrzenia delegatów poszły w tym kierunku.
Cóż znaczyło to: tam? Paryż zapewne. Nie znali go, leżał dla nich gdzieś w bezmiernej dali niedostępnej, święty, kryjąc w swym wnętrzu owo tajemnicze, straszne bóstwo. Nie ujrzą go nigdy pewnie, tylko ucisk jego łap strasznych czuć będą przez wieki całe jeszcze ogromne rzesze robotnicze Montsou. Gdy dyrektor mówił, stało za nim to niewidzialne bóstwo i przez jego usta głosiło swe wyrocznie.