— Więc byłeś maszynistą… i wygnano cię z kolei?… A czemuż to?
— Dałem w twarz przełożonemu.
Zdumiała się niezmiernie, gdyż wrodzone miała poczucie konieczności poddańczego, ślepego posłuszeństwa. Nie mogła tego po prostu pojąć.
— Muszę dodać — ciągnął dalej Stefan — że byłem pijany. Gdy się napiję, wpadam w szał i zabić bym gotów siebie i wszystkich. Tak, wystarczy mi wypić tylko dwa kieliszki, a czuję już ochotę do awantur. Potem choruję dwa dni.
— Nie powinieneś pić! — rzekła poważnie.
— O, nie bój się, nie robię tego często… znam siebie!
Potrząsnął głową. Czuł do wódki nienawiść, straszną nienawiść ostatniego potomka rasy pijaków, który odziedziczył po przodkach krew zdegenerowaną, do tego stopnia zdenerwowany organizm, że kropla alkoholu stawała się dlań trucizną.
— Żal mi tylko matki, bo wyrzucić ją musiano pewnie na ulicę! — rzekł, przełknąwszy spory kęs chleba. — Dawniej posyłałem jej od czasu do czasu po pięć franków… teraz… skądże bym wziął!