↓ Expand fragment ↓— Powiedzcie mi nareszcie… Jaki macie cel?
— Zniszczyć wszystko… narodowości, rządy, własność, Boga, religię!
— Dobrze, ale...
↑ Hide fragment ↑— Powiedzcie mi nareszcie… Jaki macie cel?
— Zniszczyć wszystko… narodowości, rządy, własność, Boga, religię!
— Dobrze, ale cóż z tego wyniknie?
— Powróci komunizm pierwotny, bez form, wstanie nowy świat i wszystko zacznie się od początku.
— A środki do celu? Jak chcecie to osiągnąć?
— Ogniem, trucizną, sztyletem! Zabójca jest prawdziwym bohaterem, mścicielem społecznym, jedynym rewolucjonistą czynu, nie czerpiącym myśli z bibuły. Powódź zamachów musi przerazić mocarzy i zbudzić lud ze snu!
Twarz Souvarina stała się straszną. W uniesieniu wstał z krzesła, oczy jego miotały pioruny, a ręce wpiły się w brzeg stołu. Z przerażeniem patrzył nań Stefan, a na myśl mu przyszły zasłyszane pogłoski o minie pod pałacem carskim, o zarżnięciu dyrektora policji, o kochance Souvarina, jedynej kobiecie, którą kochał, powieszonej w Moskwie pewnego jesiennego poranka, o tym, jak ponad głowami tłumu zamieniła ze swym ukochanym ostatnie miłosne spojrzenie.
— Nie, nie! — wymruczał, energicznym gestem odpędzić usiłując straszne obrazy. — Do tegośmy jeszcze nie doszli! Zabijać? Palić? Przenigdy! Nie, to jest podłe, niesprawiedliwe! Robotnicy oburzyliby się i sami zamordowali takiego potwora.
Nie mógł tego pojąć, rasowe instynkty sprzeciwiały się idei zniszczenia, zmiecenia życia z ziemi. I cóż potem? Jak powstanie świat nowy?
— Objaśnij mi swój program. Chcę wiedzieć, do czego zmierza, nim go uznam.
Ale Souvarine zamknął dyskusję. Znowu łagodny, rozmarzony spoglądał kędyś w dal i rzekł:
— Zbrodnią jest wszelkie konstruowanie sztuczne przyszłości, gdyż to przeszkadza niszczeniu, tamuje rozmach rewolucji.