«On teraz zna niebezpieczeństwo
Grzechu, co ściągnął nań czyśćca męczeństwo:
Potępia zawiść, duchową szkaradę,
Która was brudem tak powszednim kali,
Aby mniej drudzy na ten grzech płakali.
Bo gdy lgną wasze żądze i nadzieje
Do tych dóbr, z których część każda maleje
Gdy się ich całość na wielu rozrzuca,
Zawiść wzdychaniem morduje wam płuca.
Gdybyście w niebo wznieśli żądze wasze,
Które na ziemi lada fraszka drażni,
W sercach by takiej nie było bojaźni.
Bo tam kto więcej mówi: Oto nasze!
Ten większą cząstkę posiada z dóbr ducha,
W nim miłosierdzie większym ogniem bucha».
— «Twych odpowiedzi ja łaknę bez końca,»
Rzekłem, «bo duch mój trawi myśl wątpiąca.
Jakżeby mogło dobro podzielone
Więcej bogacić licznych posiadaczy,
Niż gdyby było w jednostce skupione?»
A mistrz: «Twej myśli ruch zawsze ślimaczy,
Tkwi w rzeczach ziemskich, w ciasnym kółku chodzi,
Ze światła prawdy w niej się ciemność rodzi.
Najwyższe dobro i niewysłowione
Spada, gdzie miłość ku niemu drży cała,
Jak schodzi promień do jasnego ciała,
Gdzie większy zapał większym blaskiem pała.
Duch ile więcej ukochał miłośnie,
O tyle wieczna jego wartość rośnie;
Tam dusz społecznych im większe zebranie,
Tym większa jest ich miłość i kochanie;
Jak jedna drugą szyba zwierciadlana,
Treść kochającą odbija kochana.