Żuławski, Jerzy
2018-12-12
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zulawski-eros-i-psyche
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
Jerzy Żuławski, Eros i Psyche, Nakładem Krakowskiej Spółki Wydawniczej, Kraków 1921.
Domena publiczna - Jerzy Żuławski, zm. 1914.
1975
Dramat współczesny
Modernizm
Dramat
Eros i Psyche
text
Sekuła, Aleksandra
Kotwica, Wojciech
Choromańska, Paulina
Kotwica, Wojciech
Kopeć, Aleksandra
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5997.jpg
y_egan@Flickr, CC BY-SA 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5997
https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/zulawski-eros-i-psyche.pdf
ISBN-978-83-288-5635-6
ISBN
application/pdf
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zulawski-eros-i-psyche.html
ISBN-978-83-288-5636-3
ISBN
text/html
https://wolnelektury.pl/media/book/txt/zulawski-eros-i-psyche.txt
ISBN-978-83-288-5637-0
ISBN
text/plain
https://wolnelektury.pl/media/book/epub/zulawski-eros-i-psyche.epub
ISBN-978-83-288-5638-7
ISBN
application/epub+zip
https://wolnelektury.pl/media/book/mobi/zulawski-eros-i-psyche.mobi
ISBN-978-83-288-5639-4
ISBN
application/x-mobipocket-ebook
ze zbiorów Aleksandry Kopeć
Dramat Jerzego Żuławskiego Eros i Psyche stanowi metaforyczną wizję dziejów świata jako odkupieńczej wędrówki Duszy (Psyche) dążącej do zjednoczenia ze stwórczą Miłością (Eros). Winą Psyche jest namiętna chęć poznania prawdziwego oblicza Erosa, w czym, zgoła innymi niż miłosna tęsknota powodowany, dopomógł jej mimowolnie żywioł ziemski, ociężały i materialny, uosobiony w postaci o imieniu Blaks (por. gr. βλαχις: wstyd). Poszukując swej miłości, gnana tęsknotą Psyche, wyrusza z arkadyjskiej krainy, wcielając się kolejno w wędrowną śpiewaczkę w czasach upadku Grecji pod jarzmem Rzymu, mniszki w średniowiecznym klasztorze, zamiłowaną w sztuce księżnę w renesansowych Włoszech, karczmarkę-przewodniczkę ludu oddaną walce w imię wolności w czasach rewolucji francuskiej, wreszcie kochankę potężnego bankiera z przełomu wieków XIX i XX.
Ta niezwykła baśń sceniczna, choć przez krytyków oceniona jako płytka, cieszyła się przychylnością publiczności od momentu pierwszej inscenizacji w 1904 r. na scenie krakowskiej i lwowskiej. Treść jej nawiązuje nie tylko do gnostyckiej opowieści o Sofii (gr. σοφία: mądrość, dusza świata), ale również do mitów kultury europejskiej o Erosie i Tanatosie oraz odnawia mit o początkach świata i jego eschatologii: wina Psyche została zreinterpretowana i oczyszczona w stosunku do biblijnej wersji opowieści o upadku w grzech (m.in. poprzez zmianę postrzegania samej istoty żądzy poznania), zaś finalne przeznaczenie świata obywa się bez sądu ostatecznego i stanowi miłosne pojednanie i zmazanie cierpień oraz błędów.
Uwspółcześniono interpunkcję, m.in. poprzez usunięcie zbiegu przecinka i pauzy oraz zastąpienie w didaskaliach przecinkami pauz występujących w roli przecinków.
Pozostałe uwspółcześnienia dotyczą fleksji (oprócz pozycji rymowych), np.: tym > tym; czem > czym; czemże > czymże; którem > którym; któremi > którymi; niem > nim; niemi > nimi; twojem > twoim; łagodnem > łagodnym; trawiastem > trawiastym itp.; pisowni łącznej/rozdzielnej, np. poczem > po czym; z za > zza; zdala > z dala; zwolna > zwolna; zdaleka > zdaleka; oddawna > od dawna; odemnie > ode mnie; przezemnie > przeze mnie; gdzieindziej > gdzie indziej; śnieżno biały > śnieżnobiały; jakież-to > jakież to;
prawda-li > prawdali itp.; pisowni joty, np. lilji > lilii; Aleksandrji > Aleksandrii; Charmjon > Charmion; warjatka > wariatka; wikarja > wikaria; furtjanka > furtianka; oraz ortografii, np. pomięszana > pomieszana; puhar > puchar; przewódca > przywódca; nieokreślny > nieokreślony; jest napisano > jest napisane.
Poprawiono błędy źródła: stare dzielnicy > starej dzielnicy; nieco brudnej > nieco brudne; wiatrz > wiatr; Co mówisz > Co mówisz?; masza > masz.
Jerzy Żuławski
Eros i Psyche
Powieść sceniczna w siedmiu rozdziałach
ὁδὸς ἄνω κάτω μίαὁδὸς ἄνω κάτω μία (gr.) --- urwane zdanie przypisywane Heraklitowi, pełna sentencja brzmi ὁδὸς ἄνω κάτω μία καὶ ὡυτή i można ją tłumaczyć jako: ,,droga w górę i droga w dół są tą samą drogą".Heraklit
Tuum fac nec respicias finemTuum fac nec respicias finem (łac.) --- czyń swoje, nie myśl o końcu; rób swoje, nie patrz końca.
I. W Arkadii
Psyche, arkadyjska królewna
Arete
Hedone, Kallone, Melike, Hagne, służebne dziewki Psychy
Blaks, parobek
Eros, bóg
Hermes, poseł bogów
ArkadiaRzecz działa się w kraju szczęśliwym, w czasie, kiedy bogowie chodzili po ziemi.
Łąka przerzniętaprzerznięty --- dziś raczej: przerżnięty; przecięty. strumieniem, płynącym pośród traw i kwiatów. Za strumieniem drzewa, a za nimi w głębi skały ogromne, strome i czarne, wyglądające jak mur, który kwiecistą i cichą łąkę oddziela od świata. Po skałach tu i ówdzie pną się bujne bluszcze. Na lewo w dali, na łagodnym trawiastym wzgórzu widnowidno --- tu: widać. zamek królewski, do greckiej świątyni podobny. --- Nad strumieniem rozłożyste drzewo i wielki kamień pod nim. Widać też głazy, z rzadka po łące porozrzucane. W głębi wiedzie przez strumień kładka z obalonego pnia. Krajobraz pełen zachodniego słońca, ciszy i wesela.
SCENA I
Arete rozwiesza na głazach i gałęziach nad strumieniem świeżo wyprane białe szaty.
Blaks leży na wznak z rękoma pod głową i śpi.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
trzymając się za ręce, pląsają dokoła stojącej w pośrodku Psychy i śpiewają:
Razem z wiatrem, co rozwiewa/
nasze śnieżnobiałe szaty,/
między strojne, wonne drzewa,/
z których w słońcu kapią kwiaty,/
po równinie,/
co tak płynie,/
--- od skał płynie/
traw puszystych słodką falą:/
dalej w pląsy! w pląsy! W pląsy!/
stopy się nam palą! --- O hej!
BLAKS
budzi się i wstaje
Zmierżonezmierżony --- uprzykrzony; por. mierzić (kogoś): budzić wstręt, odrazę. dziewki! drą się, jakby sojki! ani się człowiek zdrzemnąć nie może!
Idzie w głąb i kładzie się znowu, zatykając uszy.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
tańcząc, znów śpiewają:
Wiatr się z włosem naszym pieści/
i tak śpiewa,/
--- jak ptak śpiewa;/
ptasząt śpiewu pełne drzewa ---/
a złocisty liść szeleści,/
a do wtóru/
dzwoni strumień, gęśl z lazuru --- o hej!/
Dalej w pląsy! W pląsy! W pląsy --- o hej!
ARETE
od pracy:
A sam, dziewczęta!sam, dziewczęta (daw.) --- chodźcie, dziewczęta; przykład wykorzystania daw. konstrukcji zdania przyzywającego, por. np. sam tu: chodź tu itp. W główkach wam pustoty, /
a tu jest jeszcze tyle do roboty!
Dziewki służebne rozwiązują taneczne koło i biegną do Arety.
Psyche zbliża się z wolna ku strumieniowi.
KALLONE
do Arety tonem usprawiedliwienia:
Prałyśmy matko, od samego świtu /
w strumyku pełnym srebra i błękitu /
dziane odzieże i bieluchną wełnę...
HEDONE
WieczórCzyż nie czas teraz, gdy karoca chyża /
słońca ku ziemi pod wieczór się zniża /
a fale złota i purpury pełne,/
potańczyć, ciesząc się słońcu i wiośnie, /
i tak dzień pracy zakończyć radośnie?
ARETE
Praca nie wszystka jeszcze ukończona, /
choć słońce długą już przebyło drogę./
Zwińcie się, dziewki!
HAGNE
Ja ci dopomogę!
ARETE
Pomóżcie wszystkie! SłońceZ szat wilgłego łona/
niech wszystkie pary wyssie i wypije /
wiatr i słoneczny boski żar, co bije /
z niebios, spragniony woni i wilgoci --- /
i wełnę bieli, a twarz dziewcząt złoci.
Służebne wraz z Aretą krzątają się, rozwieszając wyprane szaty na głazach i gałęziach.
Psyche siada na przodzie nad strumieniem i zapatrzona w nurt, igra palcami po wodzie.
SŁUŻEBNE
śpiewają przy pracy:
Suszcie się rychło, białośnieżne szaty, /
bo was przywdzieje pan nasz, król bogaty, /
co mieszka w dworcu o smukłych kolumnach,/
stad ma bez liku i mocmoc (daw., gw.) --- tu: mnóstwo, bardzo dużo. zboża w gumnach,/
zbroje i złoto, i drogą purpurę, /
a przenajdroższą bogolicą córę, /
--- a przenajdroższą bogolicą córę.
HAGNE
odłączywszy się od dziewcząt, podchodzi ku królewnie i z wolna osuwa się przed nią na kolana
Cóż bogolica, nie pląsałaś z nami /
ani nie śpiewasz? Czy ci co dolega? /
Czy tak twe oczy równe gwiazdom mami /
lic twych odbitych obraz, co tak biega /
z fali na falę po szybie strumyka /
w błyszczących kropel świetlistej koronie?/
Na białej dłoni białe wsparłaś skronie/
i zapatrzona w nurt, jak w dal pomyka, /
nie spojrzysz nawet na twoje służebne, /
co wiodą pląsy i śpiewy gędziebne /
dla ciebie --- jeno na serca kądzieli /
przędziesz zadumę...
Psyche z tęsknym uśmiechem kładzie dłoń na głowie Hagny i z wolna głaszcze jej włosy.
MELIKE
która się była odłączyłaktóra się była odłączyła (daw.) --- konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: ,,która się uprzednio odłączyła". od pracujących w głębi dziewcząt i zbliżyła się do Psychy podczas ostatnich słów Hagny, mówi:
Otośmy radosne,/
że bogi słońce dały, młodość, wiosnę; /
wszystko się w okrąg cieszy i weseli --- /
ty jedna --- cicha --- patrzysz na te skały, /
na dworzec ojca twego okazały/
i na wawrzynów gaj kwieciem różowy, /
na ciemne, liściem szumiące dąbrowy, /
na łąki, strumyk i to białe płótno /
--- i łzy masz w oczach, pani?
PSYCHE
po chwili:
Tak mi smutno...
MELIKE
Smutno? I o co?
HAGNE
Wszakżeśmywszakżeśmy --- skrócone od: wszakże jesteśmy. przy tobie!
PSYCHE
Tęsknota, PokusaPójdźcie tu do mnie, pójdźcie bliżej, obie... /
Czyście wy nigdy o tym nie myślały, /
aby się wyrwać za te czarne skały --- /
tam! I zobaczyć, co tam jest za niemi?/
Czy, jako tutaj, szmat zielonej ziemi, /
czy też kraina jaka dziwna, złota, wyśniona...?/
Nigdy o tym nie myślicie?
MELIKE
Nigdy!
HAGNE
Ja --- nigdy!
MELIKE
Tu --- tak słodkie życie, /
cóż cię tam ciągnie, królewno?
PSYCHE
Tęsknota...
HAGNE
Co to?
MELIKE
Królewno, cóż to jest? Nie wiemy...
PSYCHE
Wiemże ja samawiemże ja sama --- konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy ja sama wiem.?...
ARETE
w głębi:
Schną już w słońcu szatki /
na białe głazy rzucone i kwiatki;/
teraz już pora przynieść kosze z łozyłoza --- gałązki wierzbowe./
i piękną, w wodzie wybieloną wełnę/
znieść na wysokie, na koleśnekoleśny --- poruszający się na kołach. wozy,/
aby do domu powróciły pełne,/
jako tu pełne przyjechały z rana,/
ciążąc leniwym mułom.
HEDONE
klaszcze w ręce
Hejże, dana!/
Teraz już mogę oddać się zabawie,/
pląsać, ach, pląsać po puszystej trawie/
i echu rzucać pieśni, jako pragnę!/
Zawołam tamte, Melikę i Hagnę.
ARETE
Zawołaj wprzódy jeszcze na parobka, /
by przyniósł żwawo kosze wyplecione...
HEDONE
spostrzega Blaksa i biegnie ku niemu
Śpi tam! Dalibóg! Wstawajże, mazgaju, /
rusz się nareszcie, szkaradny leniuchu!
BLAKS
przeciera oczy
Co tam?
ARETE
A wstawaj!
BLAKS
Jest co do roboty?
HEDONE
I on się pyta! Biegaj jenojeno (daw., gw.) --- tylko. żwawo /
i przynieś kosze, które tam za ławą /
ponad strumykiem zostały od rana. ---/
Bielizna schnie już, od dawna wyprana!
Blaks podnosi się z wolna, przeciąga i ziewa.
KALLONE
wybucha śmiechem
Jeszcze po drodze drzemkę sobie utnie!
HEDONE
rzuca na Blaksa zerwane liście
Nużenuże --- okrzyk oznaczający poganianie: dalej, szybciej.!
BLAKS
A idźcieżidźcież --- konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż., uprzykrzone dziewki,/
bo pókim dobry, tom dobry okrutnie, /
lecz jak się zgniewam --- mówię --- nie przelewki!
Odchodzi poza strumyk w stronę zarośli i szuka koszów wśród krzewin. Po chwili wraca, wlokąc kosze za ucha.
HEDONE
Teraz do tańca! Hejże! Pójdźcie do mnie!
KALLONE
Albo --- dziewczęta --- naprzód do kąpieli,/
potem oliwą namaścim się złotą /
i tak w wspaniałej, nieskażonej bieli /
ciał naszych młodych staniemy tu wieńcem, /
aż pląsy łona ubarwią rumieńcem!
HEDONE
Więc dalej, dziewy! Niechaj zabrzmią echa /
zbudzone głosem pieśni i ochoty /
naszej --- niech złota zadzwoni uciecha --- /
dalej!...
ARETE
Hej, Blaksie, chodź tu do roboty!
BLAKS
idzie, mrucząc:
Tamte sroki mogą sobie skakać do woli, ale ty Blaksie, chodź do roboty!
Zbiera wraz z Aretą bieliznę do koszów i wychodzi z nią razem.
MELIKE
Ja pieśń zawiodęzawieść pieśń (daw.) --- zanucić, zaintonować pieśń. --- taneczną, rozlewną!
HEDONE
Królewna z nami! Królewno, królewno!
PSYCHE
Tańczcie wy same...
HAGNE
O, nigdy bez ciebie!
PSYCHE
Tańczcie... To słońce gasnące na niebie, /
ta woń na ziemi dziwnie mnie rozmarza.../
Z ziemi woń bije, jak gdyby z ołtarza,/
na którym leży słońce, żertważertwa (daw.) --- ofiara; u daw. Słowian ofiara całopalna składana na cześć bóstwa. krwawa.../
Cóż to? Siadłyście wszystkie wkoło, ciche?/
Tańczcie, dziewczęta, pozwala wam Psyche ---/
bawcie się, proszę!
KALLONE
Bez ciebie zabawa/
jest dla nas niczym!
HEDONE
Słuchaj, bogolica,/
czymże rozchmurzyć twoje jasne czoło?
MELIKE
Chcesz pieśni może? --- Zaśpiewam --- wesołą! /
Lub... o potędze twojego rodzica, /
tajemniczego pana mnogich włości, /
albo... o wiośnie lub o twej piękności? --- /
Rozkazuj, pani!
PSYCHE
Czy słyszysz te drzewa?/
Każdy liść na nich pieśń przedziwną śpiewa, /
hymn uroczysty jakiś na przybycie /
wieczornych, świętych, tajemniczych godzin...
MELIKE
nadsłuchuje
Ponopono (daw., gw.) --- ponoć, podobno. szum taki w dniu twoich narodzin/
niósł się po świecie... Stara wieść tak prawi...
PSYCHE
Wieść...?
MELIKE
Czy jej nie znasz? Może cię zabawi.../
Ta pieśń odwieczna, dziwna, która baje,/
jak raz w wiosenne i słoneczne rano/
dziki Człek, idąc przez rosiste gaje,/
zobaczył zorzę na niebie świetlaną,/
której nie widział do onejże pory,/
po nocy jeno goniąc łup przez bory --- /
i nagle tknięty jakąś wielką mocą, /
ten pan potężny, co dotąd żył nocą, /
padł na kolana i podniósł ramiona:/
--- O zorzo, zorzo! O zorzo złocona!.../
I wtedy pono wystrzelił mu z łona /
kwiat tajemniczy, ukochanie świata, /
motyl złocisty, co ku słońcu wzlata /
i światłem żyje... W pieśni owej rymie /
królewno, twoje powtarza się imię...
PSYCHE
I co pieśń mówi?
MELIKE
Mówi, że w tej porze/
śpiewać poczęły drzewa i strumienie --- /
i hymn ogromny szedł przez wszechstworzenie: /
śpiewały góry, śpiewał las i morze...
PSYCHE
A dalej? Dalej?
MELIKE
Prawi... o tęsknocie,/
o jakimś wielkim, niebosiężnym locie, /
któremu skrzydło motyle nie sprosta ---/
i o kimś, co ma przyjść po latach wielu...
PSYCHE
Ma przyjść?
MELIKE
...o bogu i poświęcicielu/
jakimś, co zbawia i wznosi, choć chłosta... /
Więcej nie pomnę...
PSYCHE
O moja tęsknoto!
HAGNE
To pieśń o tobie, o tobie, królewno!/
Gdy wieczór słońcu twarz zakryje złotą, /
na czole twoim widno jasność zwiewną, /
a u twych ramion, jak dwie nikłe tęcze, /
coś jakby barwne dwie błonki pajęcze /
lub listki róży: skrzydełka motyle /
z świateł utkane, co błysną na chwilę /
i nikną znowu... i znów widne, rosą/
ranną się mienią...
ARETE
zbliża się do grupy dziewcząt
Wstawajcie! Dziewczęta!/
Oto zachodu już godzina święta/
spływa na ziemię. Pokłon --- po zwyczaju --- /
oddajmy bóstwom strumienia i gaju, /
który nam w żarach dnia dał słodkie cienie --- /
i pójdźmy. Czas nam zejść z tej wonnej łąki, /
gdzie pośród trawy skryte kwiatów pąki/
czekają w ciszy na ożywcze tchnienie /
tajnego bóstwa, co okrąża światy /
i błogosławi nocą drzewa, kwiaty /
i wszystko żywe a łaknące płodu./
Nam się nie godzi przeszkadzać mu w dziele, /
które tu pocznie już za chwil niewiele; /
do królewskiego zatem spieszmy grodu, /
by do zamczystej poznosić komnaty /
pracą dnia czysto wybielone szaty.
Dziewki służebne, powstawszy, odchodzą za idącą naprzód Aretą. Tuż za nią postępuje Hedone, potem Kallone, za nią Melike, a Hagne na końcu.
HEDONE
odwraca się
A ty czy z nami nie idziesz, królewno?
PSYCHE
Idźcie! Za chwilę podążę za wami!
MELIKE
My biegniem szybko! Możesz nie dogonić...
HAGNE
przypada do stóp Psychy
Zostanę z tobą!
Arete wychodzi wraz z trzema służebnymi.
PSYCHE
do Hagny:
Zostaniesz! --- Czy długo?
HAGNE
Jak sama zechcesz, jestem twoją sługą...
PSYCHE
Tamte już poszły... Arete czcigodna /
tak je odwiodła ode mnie do domu /
rodzica mego, potężnego króla.../
Hedone, w której złota radość płonie, /
i bogom równa pięknością Kallone /
poszła --- i słodka Melike, ptak śpiewny.../
Kiedyż je ujrzę? --- Kiedy ujrzę znowu?
HAGNE
Możemy jeszcze podążyć za nimi...
PSYCHE
Nie, już za późno, już ich nie dognamy!/
Patrz! Oto weszły na zielone wzgórze /
i --- białe --- kroczą po schodach w marmurze /
kutych, co wiodą do złocistej bramy --- /
zamku mojego ojca... Patrz! Przez wrota /
rozwarte jasność wybuchnęła złota --- /
już je zamknięto...
HAGNE
Co tobie, królewno?
PSYCHE
Ta powieść stara tak mnie poruszyła, /
powieść Meliki... Tęsknota, MarzenieTak śni mi się czasem,/
żem to istotnie ja była, przed wiekiem, /
zrodzona z człeczej ogromnej tęsknoty /
za słońcem, pięknem, niebem i zaświatem.../
Zda się, pamiętam jakieś złote gaje /
i zawieszone na głazach ruczaje, /
morza ogromne, niebosiężne szczyty /
i w zórz uśmiechach rozlśnione błękity, /
w które mię kiedyś szczęśliwą uniesie/
On...
HAGNE
Kto?
PSYCHE
Ja nie wiem... On! mój nienazwany,/
którego łąki czekają i łany,/
uśpione ptaki po lasach i kwiaty /
i ja --- stęskniona, pragnąca, a pewna,/
że przyjdzie w jakąś najsłodszą godzinę,/
kiedy dokoła wszystko będzie ciche,/
i po imieniu zawoła mnie: Psyche! ---/
i zbudzi we mnie coś, co jest mną samą.../
Wtedy te skały otworzą się bramą/
i ja na skrzydłach jego --- bo skrzydlaty/
będzie! --- polecę na te jasne światy,/
na czarodziejskie te ziemie i niwy,/
na łąki, kędy lśni w brylantach rosa,/
w kraj jakiś dziwny, szeroki, szczęśliwy,/
w chmury --- nad chmury --- i w błękit, w niebiosa!
BLAKS
ukazuje się na ścieżce w głębi
Cienie Hadesu na tę głupią zorzę czerwoną, rozmazaną po niebie, jak rumieniec na pyzatej gębie! W ślepia mnie razi, a gdy się od niej odwrócę --- wszystko czarne dokoła!
HAGNE
To Blaks się wlecze... Idzie w tę stronę...
BLAKS
Ho, hop! Królewno!
HAGNE
Czego tam, parobku!
BLAKS
do Psychy:
A! jesteście, dostojna panno! I ta dzierlatka z wami...
HAGNE
Po co tu przyszedłeś?
BLAKS
Nie z własnej ochoty, to pewna! Wysłała mnie Arete, zaniepokojona waszą nieobecnością. To jest --- nieobecnością królewny. Mam was zaprowadzić do domu...
PSYCHE
Możesz odejść, sługo. Nie jesteś mi potrzebny...
BLAKS
odchodzi w stronę zarośli, mrucząc:
Możesz odejść!... A Arete wygarbuje mi skórę, żem nie przyprowadził królewny... Wolę tu w krzaku zaczekać, aż skończą swoje pogwarki. Prześpię się chociaż tymczasem.
Układa się w głębi na ziemi pod krzakiem, niespostrzeżony przez kobiety, które sądzą, że odszedł do domu.
HAGNE
A jednak może czas i nam, królewno, /
iść już do domu?... Rosa już opada /
i twarz miesiąca wypłynęła blada /
z niknącej zorzy... Czekają nas pewno /
w złotym pałacu twojego rodzica...
PSYCHE
Więc pójdziem w blaskach srebrzystych księżyca... /
Patrz, ten ostatni rąbek krwawej zorzy /
lśni pośród drzewin, jakby uśmiech boży, /
przed nadchodzącym snem rzucony światu.../
Tam, gdzie przed chwilą był namiot z szkarłatu, /
teraz się błękit bezdenny rozpina /
i mży gwiazdami... O, słodka godzina! /
O, przenajświętsza godzina przemiany!/
Czy słyszysz, jak się szmer strumienia szklany /
zmienia w głęboki, cichy szept zachwytu?/
Wiatr wstrząsnął szczytem drzew i z drzew tych szczytu /
strącił pieśń jakąś... Czy słyszysz, jak liście /
dźwięczą i szemrzą, szeleszczą srebrzyście /
i wieszczą chwile przedziwne, jedyne?
HAGNE
Pójdźmy do domu...
PSYCHE
Widzisz, jak się krzewy/
gną wawrzynowe? Rozkoszne powiewy /
przeszły przez senną ciemnych krzów gęstwinę... /
Nie! To krok jakiś! Słyszysz, jak się skrada /
cicho, cichutko...
HAGNE
To Noc idzie blada...
PSYCHE
NocNoc bez szelestu płynie --- czarna po dniu wdowa... /
Czy słyszysz? --- skrzydeł jakichś wielkich wianie --- /
i ten szept kwiatów, taki niesłychanie /
słodki, jak jakieś w sercu śnione słowa.../
Czy czujesz dziwną powietrza omdlałość /
i tę gwiazd białych nadzwyczajną białość...? /
Dreszcz przeszedł wszystkie drzewa, wszystkie kwiaty...
HAGNE
To Sen nad światem waży się skrzydlaty ---/
pójdźmy, królewno!
PSYCHE
O, Hagne! O, Hagne!/
Wszak On jest tutaj! On jest tu gdzieś blisko, /
On! Wszechpotężny, święty, nienazwany!/
Wszak to pod jego stopą drży to kwiecie/
i z jego skrzydeł wiew ten idzie lasem, /
co daje drzewom zachwycone głosy /
i do rozkosznych łkań przymusza strumień.../
O, przybądź! Przybądź! Czekam cię! Przybywaj!
HAGNE
Królewno! Kogo ty wołasz? Mnie straszno!
PSYCHE
Jestem jak strumień, jak te drżące drzewa: /
harfą jedynie, co pieśń wieczną śpiewa, /
kiedy ją palcem tknie twa ręka święta!/
Czekam posłuszna, pod twą dłoń ugięta: /
przybywaj, panie! I połóż swe dłonie /
na strunach, które napięte w mym łonie /
z dawien czekają, byś je zmienił w dźwięki /
jednym dotknięciem czarodziejskiej ręki: /
niczym bez ciebie jestem, cichym listkiem /
na drzewie świata --- z tobą będę wszystkiem, /
wichrze! Wioń!
HAGNE
Pani! Ja się ciebie boję!/
Królewno moja!...
Wybiega.
PSYCHE
Oto jestem sama,/
oto tęsknota moja cię przyzywa: /
przybądź na skrzydłach, jako wichr szerokich, /
o, ty potężny, ty nieznany boże, /
któryś jest --- czuję! --- jak otchłań, jak morze,/
jak niezgłębione powietrzne przestworze! ---/
Weź mię i pochłoń, jako morze sine: /
niechaj utonę w tobie, niechaj zginę,/
boże! Niech będę jeno ust twych tchnieniem,/
echem twej piersi, twoich skrzydeł cieniem,/
o, wielki! Święty! O, boże nieznany!/
Od wieków śniony i oczekiwany!
po chwili:
Przez tę tęsknotę zaklinam cię moją /
i przez te kwiaty, których woń się wzmaga /
i ciężkie, słodkie kadzidła rozlewa /
między rozkosznym szeptem drżące drzewa --- /
przez strumień, co mi twoją bliskość wieści, /
od łkań serdecznych zanosząc się w ciszy --- /
przez rozmodlonych wiatrów szept namiętny --- /
i przez te gwiazdy, błogością pijane /
co sennie patrzą z głębiny błękitu --- /
przez serce moje, które drży i pęka /
z nadmiaru szczęścia --- Panie! Łaknę płodu, /
jak kwiat! Chcę skrzydeł! --- przybądź --- niech się stanie!
PocałunekNa ciemnym tle drzew, poza plecymaplecyma (daw. forma) --- dziś popr. forma N.: plecami. Psychy ukazuje się w księżycowym obrzasku młodzieńcza, smukła, olbrzymimi opuszczonymi skrzydłami obarczona, boska i promienna postać Erosa i zbliża się z wolna do królewny.
PSYCHE
która nie widzi zbliżającego się boga:
Głos mi zamiera i lękiem drży łono: /
jakież to wonie niewymowne wioną?.../
Przedziwna jakaś rozkoszna muzyka/
dźwięcznych mgieł srebrnych dreszczem mnie przenika.../
wszystko mi w oczach ćmi się, drży, wiruje,/
--- jesteś tu blisko! Jesteś tutaj! Czuję... --- /
gwiazdy dokoła mnie krążą i dźwięczą /
i skrzą się w oczach przesłoniętych tęczą --- /
mdleję ze szczęścia, z rozkosznego bólu: /
panie mój! Panie! Mój panie i królu!
Osuwa się w tył i pada w ramiona stojącego już za nią Erosa.
Eros nachyla się nad nią i całuje w usta. Biała, gęsta mgła wstaje z łąki, spowija Erosa i zwieszoną w jego ramionach Psychę i zasłania cały krajobraz.
SCENA II
Mgła opada, niebo szarzeje świtem. Pod drzewami ściele się jeszcze gęsty cień, rozświetlony tylko nieco jaśnieniem, które bije od boskiego ciała Erosa.
Blaks w krzakach ukryty śpi. --- Psyche leży uśpiona na darniowym wzniesieniu. --- Eros klęczy pochylony nad nią.
PSYCHE
przez sen:
Tonią błękitu niesiesz mnie, skrzydlaty!/
Na jakieś we snach widywane światy --- /
a wkoło gwiazdy --- wonne, złote kwiaty... /
o, nieś mnie! Nieś mnie...
EROS
Śnij, kochanko moja!
Całuje śpiącą i powstaje, aby odejść.
PSYCHE
budząc się:
Gdzieś ty?
EROS
Przy tobie...
PSYCHE
Czy to mi się śniło,/
żeś chciał ode mnie odlecieć, kochany?
EROS
Dzień się już robi --- moje skrzydła chyże /
muszą doścignąć noc, która ucieka.
PSYCHE
Nie odchodź! --- Pragnę widzieć twoje lica, /
które mi teraz kryje cień niedobry: /
muszą być jasne, jako twarz księżyca; /
twe oczy muszą być jak ta krynica, /
w której się niebo zwierciedlizwierciedlić się --- odbijać się. bezbrzeżne; /
czuję twych skrzydeł wiew --- pewno są śnieżne /
jak te obłoki, co się kąpią z rana /
w toni błękitu...
EROS
Cicho, ukochana!/
czy czujesz uścisk ramion mych miłosny?
PSYCHE
Tak mi jest dobrze --- i już pragnę tylko /
ujrzeć cię jeszcze, kochanku mój złoty!/
Chociaż tak bliski, jesteś mi nieznany, /
jakoś mi wczoraj był --- oczekiwany./
Mam cię w ramionach, a mrę od tęsknoty.../
Kto jesteś, panie?
Bóg, Stworzenie, Miłość, KochanekEROS
Nie pytaj! Ja schodzę,/
jak złodziej nocny i jak sen ulatam, /
aby znów wrócić... Moja twarz zakryta: /
zna mnie ten tylko, kto mnie nie poznaje --- /
chociaż mnie zaznał. Tyś moja wybrana ---/
o tobiem marzył, zanim świat ten jeszcze /
dźwignąłem z głębin mętnego chaosu!/
Dla ciebiem ziemię zbudował zieloną --- /
gdyś jeszcze spała, jam na twe przybycie /
w kwiaty ją stroił i pobudził ptaki, /
aby ci o mnie śpiewały! I oto mojaś /
jest, moja! Moja, moja --- Psyche! /
Na wieki moja!
Kochanek, Tajemnica, Rozstanie, Bóg, Wzrok, WiedzaBLAKS
który przed chwilą zbudził się byłzbudził się był (daw.) --- konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: ,,zbudził się uprzednio"., stoi teraz za krzakiem i poglądapoglądać (daw.) --- spoglądać. ze zdumieniem na Erosa, mrucząc:
Czyżbym spał jeszcze? --- Nie! Śniła mi się kasza ze słoniną, a tu widzę... Tfy! Jakiś chłystek gładki o cienkich łydkach i jak gęś skrzydlaty grucha sobie z królewną!
PSYCHE
Chcę być wiecznie twoja!
EROS
Więc nie otwieraj oczu na me lica!
PSYCHE
Dlaczego? --- ktoś jest?
EROS
Jam jest Tajemnica!
PSYCHE
I czyż ja nigdy poznać cię nie mogę?
EROS
Owszem, lecz długą wpierw przejść musisz drogę, /
zanim posiędziesz mnie już ostatecznie./
Będę przy tobie --- niewidzialny --- wiecznie! /
Przeze mnie będziesz czuć radość i trwogę,/
przeze mnie wzrastać w moc, przeze mnie wzlatać, /
i błogosławić przeze mnie, i bratać /
w sobie żywioły w wielkim, świętym hymnie, /
ty, niewidząca mnie, a żywa przy mnie: /
aż dzień nadejdzie, kiedy w blaskach słońca /
twarz swą odkryję na szczęście bez końca --- /
kochanko moja, zorzy jasne dziecię, /
gwiazdo zaranna, wonny świata kwiecie, /
motylu złoty!
BLAKS
do siebie:
Dowcipny śmiałek! Chciałby się --- widnowidno --- tu: widać. --- ożenić z królewną i wziąć bogate wiano!
PSYCHE
Oto świt się zbliża/
i ptak się ze snu budzi na gałęzi.../
Włosami mymi cię zwiążę, w uwięzi /
włosów zatrzymam, aż ta zorza chyża /
lekkimi stopy wzejdzie i --- rumiana --- /
ozłoci blaskiem twarz mojego pana, /
bym ją ujrzała...
EROS
Stój! --- gdy w nią przedwcześnie/
spojrzysz --- to szczęście zemrze i nie wskrześniewskrzesnąć --- zmartwychwstać.!/
Bądź zdrowa, słodka moja!
Pochyla się nad Psychą i całuje ją w usta, po czym zarzuca na twarz rąbek zawieszonej na ramieniu szaty.
BLAKS
mówi tymczasem do siebie:
Hola! Ptaszek chce odlecieć! Zakrywa gębę, aby go nie poznano! Zdaje się, że Arete mnie pochwali, jeśli go schwycę za te gęsie skrzydła i przywiodę do pałacu, aby mu dano chłostę!
Skrada się ku Erosowi.
PSYCHE
Jeszcze chwilę!/
Dzień jest tak długi! I godzin w nim tyle, /
które przepędzę w tęsknocie za tobą!/
O, zostań! Zostań! Czekałam tak długo,/
nim --- król --- stanąłeś przede mną, swą sługą!...
EROS
uchyla nieco zasłony z twarzy i jeszcze raz całuje Psychę
Gdy gwiazdy błysną, przyjdę znów, jak wczora... /
całować usta twoje... Czas mi w drogę --- /
żegnaj! --- Świt bliski...
Niebo rozwidnia się zorzą.
BLAKS
chwyta pochylonego Erosa za skrzydła
A tuś mi, urwiszuurwisz --- urwis, hultaj., nocny włóczęgo!
Eros odwraca się szybko. Zasłona opada mu z czoła. Widno twarz boską, promienną, straszną.
BLAKS
z krzykiem:
Bóg! Jakiś bóg straszliwy!
Pada na twarz, kilka kroków w tył uskoczywszy, jakby go piorun powalił na ziemię.
PSYCHE
rzuca się przed Erosem na kolana i jedną ręką obejmuje jego nogi, zaś drugą czepia się zasłony, nie pozwalając mu zakryć twarzy na nowo
Widzę cię, mój królu!/
widzę, straszliwy, jasny, boski panie!/
O! Jak płomienna włosów twoich grzywa! /
Jakże twe oczy w błyskawicach płoną! --- /
Jak pożar usta twe! Jak burza wioną /
twe skrzydła, panie!
EROS
Cóżeś, nieszczęśliwa,/
zrobiła! Nie patrz!
Usiłuje twarz zasłonić.
PSYCHE
powstrzymuje mu rękę
Nie zasłaniaj lica!/
Niech zginę, patrząc w nie, straszliwy boże, /
któryś wszedł dzisiaj w me dziewicze łoże, /
jak mąż --- kochanku!
EROS
Nie zginiesz! --- Lecz nigdy/
już mię nie zoczysz! --- Odchodzę --- na wieki!/
Ja jestem... Eros!
Uwalnia się z objęć Psychy i znika w leśnej gęstwinie.
PSYCHE
Eros! Ha! Eros!
Zakrywa oczy.
BLAKS
powstaje z wolna z ziemi
A to mnie powalił! Jakby mnie kto pięścią między oczy zajechał!... Bóg to był jakiś potężny, widocznie bóg! Gotów jestem ofiarować mu parę wróbli za to, że odszedł, ale niechże nie wraca!
Słońce wschodzi.
ŚPIEW SŁUŻEBNYCH
daleki:
O, witaj, witaj nam, zaranna jutrznio, /
witajcie złote, promieniste zorze, /
o, witaj słońce, niepojęty boże, /
który przeszywasz noc płomienną włócznią!/
O, witaj w blaskach i tęczach poranku --- /
o, witaj, słońce!
PSYCHE
z krzykiem:
Panie mój! kochanku!
Blaks ogląda się szybko, jakby w obawie, czy Eros nie wraca.
ŚPIEW SŁUŻEBNYCH
Błogosławiony bądź nam, dniu promienny! /
Radości oczu naszych, dawco łaski, /
co życie siejesz w krąg i złote blaski!/
O, święty, święty, święty blasku dzienny,/
napoju życia w nieb przeczystej czarze, /
bądź błogosławion!
PSYCHE
Co to? Czy ja marzę?/
Wszakże on był tu? --- Odszedł już --- na wieki?/
Już go nie ujrzą nigdy oczy moje,/
już nie obejmą ramiona --- już nigdy...?/
O, dniu! O, złoty dniu! O, bądź przeklęty! /
O, nocy! nocy! Powróć mi się, nocy!
BLAKS
postępuje naprzód
Królewno...
PSYCHE
O, patrzcie na mnie, nieszczęsną, bogowie! /
Patrzcie, czy sroższy los padł komu w dziale! /
Zaledwie wargi moje, jako ptaki /
spragnione rosy, przyszły pić z krynicy /
żywej ust jego --- już im zdrój zamknięto; /
a są pragnące jeszcze wargi moje! /
Ledwom w uścisku jego ramion drżąca/
do boskiej piersi przytuliła głowę:/
już go straciłam! Nim dość miałam czasu,/
aby ukoić nim tęsknotę żrącą/
mojej miłości!... I znowu tęsknota,/
gorsza niż wprzódy, serce mi rozdziera!.../
Oto błagalną dłoń podnoszę do was, /
o, dobrzy, święci, potężni bogowie: /
dajcie mi pomoc, nieszczęśliwej wdowie --- /
w szacie weselnej!
BLAKS
do siebie:
Gotowa znowu jakiego boga wywołać, a ja mam już dosyć tego! --- Królewno!
PSYCHE
Precz idź! Precz ode mnie!
BLAKS
Nie masz się o co gniewać na mnie, królewno. Chciałem ci tylko powiedzieć, abyś nie płakała. Co ci tam po jakimś skrzydlatym bożku, którego nigdy nie można być pewnym... Wszak tylu bogatych młodzieńców ubiega się o twoją rękę...
PSYCHE
Święci niebianie! Czyż i to szyderstwo /
z waszej mnie woli, nieszczęsną, spotyka!
do Blaksa:
Bądź mi przeklęty! Bądź przeklęty! Obyś /
nigdy się nie był znalazł na mej drodze!/
Ty, coś me szczęście spłoszył! Nienawistny!/
Nie sługą moim jesteś, ale wrogiem!
BLAKS
Niechże i tak będzie! Pamiętaj tylko, żeś mnie ty sama przeklęła!...
PSYCHE
Obym dnia raczej nie znała jasnego! /
Oby mię czarna ziemia pochłonęła! .../
Litości, bogi, litości! Litości!/
Oto tęsknota pożre mnie i strawi, /
jako kierz suchy, rzucony w ognisko /
tego strasznego słowa: już na wieki!/
Na ciężkie próby skażcie mnie, najcięższe: /
ja zniosę wszystko, sławiąc was, bogowie, /
ale nadzieję dajcie mi! Nadzieję,/
że go odzyskam, albo --- śmierć mi dajcie!
BLAKS
do siebie:
Wywoła znów boga jakiego --- ani chybi!
Słychać grzmot przeciągły.
Otóż macie! --- wolę się ukryć zawczasu!
Ustępuje między zarośla.
PSYCHE
Dzięki, niebiescy! --- Oto znak dajecie, /
iżeście jęki moje usłyszeli!/
O, dzięki! --- Klęczę w szat swych ślubnych bieli, /
zgięta przed wami jak to lilii kwiecie,/
którym w burzliwy czas wicher pomiata: /
o, dajcie pomoc! --- Mówcie, władcy świata!
Ponowny grzmot i błyskawica; ukazuje się Hermes w skrzydlatych sandałach i z posochemposoch --- laska z zakrzywioną rękojeścią; pastorał; tu: kaduceusz, atrybut Hermesa, posłańca bogów w mit. gr. w ręku.
HERMES
Bóg, Wzrok, NieśmiertelnośćGłos twój przeniknął na Olimpu szczyty, /
o, słodka Psyche, i litosne serca /
bogów poruszył. Powiedz, czego żądasz?
PSYCHE
Kochanka mego wróć mi --- lub daj umrzeć!
HERMES
Umrzeć nie możesz! Kto w twarz boga spojrzał, /
jest nieśmiertelny! --- Musi żyć na wieki!
BLAKS
do siebie, na uboczu:
Patrzcie! To i ja będę nieśmiertelny! Dobrze wiedzieć!
PSYCHE
Lecz ty wiesz, panie! Że ja żyć nie mogę, /
odkąd straciłam jego! Wiesz, że płaczem /
każde me słowo będzie, że myśl każda, /
moja rozpaczą będzie i przekleństwem, /
jeśli mi nie dasz nadziei, że winę /
mogę odkupić i znów go odzyskać!
HERMES
Bogowie, którzy cię na to stworzyli,/
ażebyś była jasną świata gwiazdą,/
nie chcą rozpaczy twojej --- i dlatego /
przez usta moje ślą ci pełen łaski/
wyrok: On wróci i znów będzie twoim!
PSYCHE
On wróci, panie? Ty powiadasz: wróci?
HERMES
To wola niebian. Ale żeś spojrzała/
w twarz największego z bogów, który stworzył/
wszystko i wszystkim bez wyjątku włada ---/
a tajemnicą jest niedocieczoną:/
musisz za karę, zanim go odzyszczeszodzyszczesz (daw. forma) --- dziś popr. forma 2 os. lp: odzyskasz.,/
jako wygnanka przejść ten świat szeroki,/
goniąc za szumem jego boskich skrzydeł;/
musisz go szukać, wznosić się i padać,/
i ręce łamać, i lać łzy, i biadać,/
łudzić się, błądzić wśród burz i mamideł,/
o ciernie stopy ranić i opoki --- /
aż się dopełnią odwieczne wyroki: /
aż cię przepali ta święta pożoga,/
którą on w łono twoje tchnął ustami,/
i wyżre winę, co cię dzisiaj plami!/
Bo kto śmiał spojrzeć w twarz zakrytą boga, /
musi go poznać przez ból i męczarnie, /
zanim go znajdzie --- w szczęściu --- i ogarnie!
PSYCHE
Jestem posłuszna...
HERMES
wznosi rękę; grzmot --- wśród skał otwiera się szeroki wąwóz, przez który widnowidno --- dalekie kraje i morza.
Rozwarła się brama!/
Powstań, wygnanko --- oto twoja droga!
Stoi z wyciągniętą rozkazująco ręką, wskazując królewnie widny z daleka świat.
PSYCHE
cofa się strwożona
O, panie! Lęk mię ogarnia i trwoga.../
Ja mam przez świat ten wielki iść... i sama?
HERMES
Pójdziesz z nadzieją! I z tym człekiem razem, /
co winę twoją dzieli i wygnanie /
ma dzielić także!
Wskazuje posochem Blaksa, kryjącego się wśród zarośli.
PSYCHE
O, litości, panie!/
Byle nie z nim iść! Byle nie z tym płazem!
HERMES
To twój towarzysz! --- Własną winą ciężką /
tyś swoją rękę z jego dłonią skuła!/
Nie wpierw się odeń uwolnisz, aż czynem /
własnym, już czysta, zbawisz razem siebie!
BLAKS
upada strwożony na kolana przed Hermesem
Daruj, jasny boże, który nieustannie grzmisz bez potrzeby! Moja wina nie jest tak ciężka, jak ci się wydaje. Jeśliś jest wszechwiedny, to wiesz sam, że nie miałem zamiaru tamtemu czcigodnemu bogu skrzydeł połamać! Bardzo lekko je ująłem...
HERMES
do Psychy:
Wahasz się?
PSYCHE
Idę.
HERMES
do Blaksa:
Ruszaj za jej śladem!
BLAKS
powstaje
Ruszaj, to ruszaj! Ja i tak nie zginę!
PSYCHE
odwraca się jeszcze
Żegnajcie łąki arkadyjskie, ciche!/
Żegnajcie kwiaty i przeczyste zdroje, /
ty, ojcze, żegnaj! I wy, dziewy moje! /
wygnanka --- idę.
GŁOS ARETY
daleki:
Psyche! Gdzieś ty, Psyche!
Chmurzy się, przeciągły świst wichru.
Psyche zatrzymuje się na chwilę i ogląda, ale przynaglona rozkazująco wyciągniętą ręką Hermesową, z cichym jękiem idzie w stronę rozwartego wąwozu.
Blaks postępuje za nią.
II. Zmierzch bogów
Blaks, prefekt rzymski w Aleksandrii
Arystos
Charmion
Filozof
Stary Grek
Rycerz rzymski
Jeden z biesiadników
Laida
Jedna z kobiet
Psyche, wędrowna śpiewaczka
Stary niewolnik
Biesiadnicy, Kobiety, Niewolnicy, Harfiarze
Rzecz działa się w Aleksandrii, z początkiem naszej ery.
Portyk przed domem rzymskiego prefekta w Aleksandrii. W głąb kolumnada, za nią ściana z szerokim otworem drzwi, zasłoniętym do połowy sznurem podwiązaną, purpurową kotarą. Drzwi te wiodą do sali, z której dolatuje wybuchający co chwila gwar ucztujących biesiadników. --- Po lewej stronie ciemna ściana drzew, z prawej kamienna balustrada i schody, wiodące do ogrodów nad brzegiem morza, widnego z dala. Portyk spada również ku przodowi trzema czy czterema szerokimi stopniami.
Pod kolumnami kilku nieruchomych Niewolników, przez uniesioną do połowy kotarę widno Biesiadujących.
Arystos stoi oparty o balustradę.
W sali pośród Biesiadników wybuch gwaru, słychać śmiechy i okrzyki:
Evohe, evohe! Vivat!
CHARMION
wchodzi ze sali i spostrzega Arystosa
Ty tutaj?
ARYSTOS
Widzisz.
CHARMION
Czemu nie na sali?
ARYSTOS
A ty?
CHARMION
Wyszedłem odpocząć, dać piersiom/
trochę świeżego powietrza, a duszy /
chwilę spokoju. --- Nad czym dumasz, starcze?
ARYSTOS
Ha! Myślę, jak was spodliła niewola, /
was, co przy stole rzymskiego prefekta /
wznosicie okrzyk...
CHARMION
Myśmy ludzie wolni!
ARYSTOS
Znać, żeś pijany już, gdy bez rumieńca /
śmiesz to powiedzieć! Ciężka ręka Romy /
na karkach greckich wsparła się i gniecie, /
lecz srożej jeszcze ciśnie --- upodlenie!/
W dzisiejszych czasach ten wolnym jedynie /
może być, komu jest to obojętne, /
zapatrzonemu w głąb własnego ducha, /
że tam ktoś włada na świecie, ktoś słucha! /
Trzeba być mędrcem, jak dawniej mawiano, /
lub, jakby dzisiaj powiedzieć wypadło, /
człekiem, co poznał marność tego życia /
i marność wszystkich zabiegów jałowych /
około tego, co jest do cna marne!/
Dziś jedna mądrość i moc już jedyna,/
na którą wy się zdobyć nie zdołacie, /
to w własnym duchu znaleźć wielki spokój: /
wolność --- ginących!
CHARMION
Gorzka to jest mądrość!
ARYSTOS
Jeśli ci gorzka, idź do Lizychosa, /
który ma słodką dla uczniów i --- podłą! /
Ja znam tę jedną! Schodzimy ze świata, /
próżno się łudzić! Nasza dawna dusza /
błąka się kędyś --- wygnana --- a my już /
jesteśmy trupem, co tylko niekiedy, /
budząc się, tęskni jeszcze za swą duszą --- /
lecz gdyby dzisiaj pośród nas stanęła, /
już byśmy duszy własnej nie poznali!/
Konamy długo, bośmy bujnie żyli,/
lecz niemniej przeto śmierć jest nieuchronna.../
Już tylko czasem, kiedy wiatr powieje/
od morza, śnią się nam przepadłe dzieje --- /
śnią się nam jeszcze Maratonu błonia /
i głuchy tętent tesalskiego konia --- /
i Kserksesowe zapalone promy --- /
i ponad Azją wielka łuna --- krwawa ---/
pieśń naszych wieszczów, mędrców naszych sława/
i tłum posągów... zwleczonych do Romy!/
świątynie nasze, nasze bogi młode/
i okrzyk jakiś: za piękno! swobodę!... /
Zabawa, Śmierć, Siła, Naród, Historia, CzynLecz to sny tylko! Tą resztą rupieci /
bawim się czasem, jak nieletnie dzieci, /
i wrogom naszym --- za oddechu prawo /
płacimy dawną grecką naszą sławą!/
Na własność mamy już tylko --- tęsknotę, /
która nam porze pierś, ubraną w złote /
łańcuchy albo w winogradu liście,/
i która po nas zostanie --- wieczyście, /
kiedy już, smutni, zstąpimy w mogiłę, /
świat zostawiając tym, co mają siłę ---/
i żyć potrafią! --- --- Jestem gadatliwy /
starzec... Ty śmiej się!
CHARMION
Co czynić? Przez żywy/
bóg!...
ARYSTOS
Czynić? Nam już żaden nie pozostał/
czyn --- wszystkie za nas spełnili --- ojcowie! /
Nam --- patrzeć w wieńcu uwiędłym na głowie, /
jak za nas inni zdobywają kraje, /
a dla rozrywki... liczyć owe zgłoski,/
w których grzmiał chwałę naszą Homer boski.
CHARMION
I nic ponad to?
ARYSTOS
Owszem --- wino, usta,/
śpiew, rozkosz, marna jak wszystko i pusta ---/
i ta ostatnia jeszcze dzielność nasza:/
z dobrą trucizną złota w ręku czasza.../
Co do mnie --- czas mi odejść.
CHARMION
Dokąd?
ARYSTOS
W nicość,/
albo w to wielkie Coś, którego nie znam./
Zbyt długo żyłem...
CHARMION
Ależ --- powód?
ARYSTOS
Mówię:/
zbyt długo żyłem --- umrę bez powodu.../
Wielkiej przeszłości smutek na mnie woła, /
co spał na białym księgi pergaminie, /
ażem go zbudził, starzec --- który zginie, /
że zbudził smutek ...
Nowy wybuch gwaru i śmiechu wśród biesiadników.
CHARMION
Straszno mi przy tobie!
ARYSTOS
wskazując na salę:
Więc idź tam --- śmiać się!
CHARMION
Niepotrzebnie budzisz/
tęsknoty dziwne i tę resztkę woli, /
która się we mnie do życia wytęża, /
łamiesz...
ARYSTOS
Mówiłem już: odejdź ode mnie!/
Wiesz, żem w niełasce... Słyszysz, jak tam gwarno? /
Idź tam i ciesz się!
CHARMION
I stamtąd uciekłem!
ARYSTOS
Powrócisz --- wkrótce!
CHARMION
Nie wiem... może wrócę.../
Strach, Niewola, Bunt, SłowoDusi mnie w gardle powietrze i wściekłość /
pierś moją dławi, gdy patrzę, jak gruby /
ten barbarzyńca, ten chłop o łbie byka, /
przez Rzym nasłany tutaj z namiestnika /
władzą --- pomiata ludźmi; co są lepsi /
od niego...
ARYSTOS
Ciszej!
CHARMION
Muszę ulżyć sercu!...
ARYSTOS
Ciszej! Powiadam. Tu są niewolnicy, /
którzy prefekta powiadomić mogą/
o twoich słowach!
CHARMION
z lękiem:
Myślisz, że słyszeli?
ARYSTOS
szyderczo:
Oto jest nasza sławna dzielność grecka!
CHARMION
po chwili:
Tak, miałeś słuszność! Jesteśmy zdeptani, /
--- gorzej: bezsilni --- gorzej jeszcze: podli!
ARYSTOS
CzynZnam was, dziedzice zwiędłego wawrzynu!/
Kajać się radzi, niezdolni do czynu!/
--- O miecz się dłoniom serce we mnie modli!
BLAKS
który podczas ostatnich słów Arystosa stanął był we drzwiach pod kotarą:
A cóż to, mili przyjaciele moi? /
czyż wina nasze nie są dość wybredne, /
żeście wzgardzili pucharem? Z achajskich /
winnic są, wierzcie! z Cypru, gdzie rodacy /
wasi winograd dla nas sadzą złoty!
CHARMION
z głębokim ukłonem:
Racz nam wybaczyć, panie, lecz gościnność /
twoja przeciąga ucztę tak nad miarę, /
że już znużenie owłada twych gości./
Wyszedłem tutaj odpocząć, by znowu/
móc na cześć twoją wychylać puchary...
BLAKS
Wy Grecy słabe macie głowy! --- Szkoda, /
że wam bogowie takie wina dali...
CHARMION
Przyznaję panie...
BLAKS
Wam przy ucztach naszych/
być za śpiewaków, grajków i tancerzy, /
ale czasz w rękę nie brać, ni puklerzy, /
te naszym dłoniom przystają!
ARYSTOS
głucho:
A jednak/
z Grekami, panie, ucztujesz i walczysz!
BLAKS
do niewolników:
Hej! Przygotować mi statek w przystani!/
Dziś z gośćmi mymi chcę zakończyć ucztę /
na modrych falach morza! Niech purpurą /
pokład okryją i ustawią stoły /
w cieniu śnieżystych żagli!
zwraca się w głąb:
A tymczasem/
przejdźcie, dostojni przyjaciele moi,/
tu pod kolumny! Ustał żar południa/
i wiatr od morza zawiewa łagodny...
Mężczyźni i Kobiety cisną się na taras, Niewolnicy wnoszą za nimi stoły i łoża.
BLAKS
Nalać puchary! Niech uczta, przerwana /
na chwilę, znowu radosnym wybucha/
gwarem! Zajmijcie miejsca, moi mili!
JEDEN Z BIESIADNIKÓW
Zdrowie prefekta!
STARY GREK
Zdrowie Rzymianina!/
Niech żyje Roma, światowładna pani, /
helleńskiej stawy przesławna dziedziczka!
BLAKS
Miecz nasz wyrąbał nam już sławę --- własną!
FILOZOF
Marsową sławę, która stokroć lepsza /
od naszej kruchej sławy filozofów.
RYCERZ RZYMSKI
Na cześć Marsowi strząsam krople złote!
LAIDA
Nie Marsa wielbim dzisiaj, lecz Erosa! /
czyż nie wiesz o tym, żelazny bałwanie? /
I ty uczony człowiecze, co pijesz /
bardzo uczenie? Wielbim dziś Erosa!
JEDNA Z KOBIET
Tak, tak! Niech żyje nam Eros! figlarne /
bóstwo rozkoszy!
STARY GREK
Rzymski pokój włada/
okręgiem świata! Pod skrzydłami Romy /
dobrze pić wino i rwać wonne róże!
Pochyla głowę na piersi Laidy.
LAIDA
Precz mi od łona! Cuchniesz winem, starcze!
STARY GREK
Ale mam złoto...
LAIDA
Więc czekaj do jutra,/
aż potrzebować będę twego złota, /
dziś --- Eros włada!
Zwraca się do Charmiona.
BLAKS
Grajcie nam, harfiarze!
Muzyka.
KOBIETA
do Starego Greka:
Ja od Laidy nie mniej jestem piękna...
Siada obok niego na łożu.
LAIDA
do Charmiona, siedzącego pośród biesiadników:
Czemuś ty smutny, mów? Podobasz mi się...
CHARMION
Chciałbym zapomnieć o własnym istnieniu...
LAIDA
Więc skroń tu oprzyj... Czy czujesz, jak serce /
bije mi w piersi? Daj mi jeszcze wina, /
a potem...
CHARMION
Potem tobą się upiję,/
o ty przepiękna, słodka, czarnooka...
BIESIADNIK
Wieńców, róż dajcie! Kędykędy (daw., gw.) --- gdzie. są śpiewacy?
BLAKS
I wina jeszcze! Wina! --- Niewolnicy!
FILOZOF
Wina! Filozof woła: wina! --- Lejcie /
tę mądrość życia w czary nasze złote!
CHARMION
do Laidy:
Ust daj...
RYCERZ
Ci Grecy jednak dobrzy ludzie!/
Pije się z nimi przyjemnie i gładko!
FILOZOF
Masz słuszność, panie! Grecy dobrzy ludzie, /
umieją cenić waszą łaskę...
ARYSTOS
Podły! ...
KOBIETA
do Arystosa, stojącego wciąż na uboczu:
A cóż ty, starcze? Stoisz na uboczu /
i nie chcesz z nami dzielić wesołości, /
jeno mlesz w zębach jakieś gorzkie słowa?
BIESIADNIK
Dajże mu pokój --- wszak to jest filozof!
FILOZOF
Nie nadużywać proszę tego miana!
KOBIETA
Filozof, Zabawa, Wino, Starość, PijaństwoCzyż filozofia zabrania uciechy?
FILOZOF
Owszem, prawdziwa --- nawet ją zaleca! /
Dlatego właśnie godność filozofa /
mnie nie pozwala zgodzić się, by człeka /
tak mianowano, co uciechą gardzi!/
Stary Sokrates tęgo pijał, wiecie.
BLAKS
Hejże, Arystos! Pójdź tu do nas, proszę! /
Pójdź spełnić puchar za me zdrowie... Dalej! /
niech się Lizychos przekona, że łeb twój /
jest równie mocny, jak łeb Sokratesa --- /
co jest zaletą w moich oczach!
ARYSTOS
Daruj/
prefekcie, ale mnie już odejść pora.../
Życzę wam dobrej zabawy!
BLAKS
Więc... każę,/
abyś pozostał! Patrz! --- Są tu poeci, /
tancerki, błazny --- brak nam filozofa, /
aby nas bawił!
Śmiech.
LAIDA
Wszak jest tu Lizychos!
BLAKS
On? --- Tylko błaznem był, jest i zostanie! /
Baw nas, Arystos! Błaznów mamy dosyć; /
ciebie nam trzeba!
ARYSTOS
Ja mam siwe włosy...
STARY GREK
Włóż na nie wieniec! --- I łysi szaleją!
ARYSTOS
Widzę. Wszak twoja czaszka jak kolano...
BLAKS
śmieje się:
Dzielnyś jest w pysku! Pójdź tu, zasiądź z nami.
ARYSTOS
Odchodzę, rzekłem. Lizychos zostanie --- /
dość go dla ciebie!
FILOZOF
do prefekta:
Czy ty słyszysz, panie?/
On mną pomiata!
BLAKS
Wszak to jest obraza!/
obraza Romy, która w mej osobie /
włada nad wami!
CHARMION
do Arystosa:
Zamilcz! Prefekt gniewny!
ARYSTOS
Nie! Ty, prefekcie, nie władasz nade mną!/
Rządź ty żelazną pięścią swą nad ciemną /
tłuszczą, przestraszaj te spodlone Greki /
i barbarzyńców, co na imię Romy/
bledną: dla sług swych zachowaj swe gromy! /
Wolnym był, wolny odejdę --- na wieki!
Wychodzi.
CHARMION
półszeptem:
Poszedł się zabić...
LAIDA
I co ci o niego!
FILOZOF
Masz słuszność, piękna! Żywych nie powinni /
obchodzić tacy, którzy już odchodzą./
Ich wina, jeśli zostać nie umieli...
RYCERZ
półgłosem do prefekta:
Pono Arystos ma znaczny majątek ---/
Mógłbyś go, panie, skazać na banicję...
BIESIADNIK
do Filozofa:
Patrz na prefekta... Zmarszczył brwi, lecz usta/
ma do uśmiechu złożone...
BLAKS
A cóż to?/
Dlaczegóż nagle takeście zamilkli?/
Czy win już brakło w złotych stągwiach? Czyli /
humor wam popsuł ten stary szaleniec?/
Na skroń mi świeży z róż podajcie wieniec! --- /
Jestem dziś łaskaw! Pijcie, moi mili!/
Kto zelżył Romę, jeszcze dzisiaj zginie!/
Pijcie! Czas o nim zapomnieć przy winie!
GŁOSY
Niech żyje Roma! Niech żyje i włada!
W tej chwili grający harfiści nagle urywają.
BLAKS
Co to?
LAIDA
Muzyka...?
BLAKS
Niech grają!
NIEWOLNIK
O biada,/
panie, ty wybacz... lecz harfiarzom w ręku /
prysnęły struny...
BLAKS
Niech nawiążą nowe!
W tej chwili na szerokich stopniach tarasu pojawia się Psyche, wędrowna śpiewaczka, i wstępuje z wolna ku górze, trzymając małą lutnię w ręku.
Za nią postępuje nieśmiało Stary niewolnik.
BIESIADNIK
spostrzegłszy Psychę:
Kto to?
BLAKS
Skąd tutaj?!
STARY GREK
To jakaś żebraczka!
CHARMION
Cóż to za postać jasna! Złotowłosa!
STARY GREK
Masz grosz i ruszaj!
LAIDA
Obtargana, bosa!...
STARY NIEWOLNIK
Była w ogrodzie... wędrowna śpiewaczka... /
Wpuściłem, myśląc, że gości zabawi...
do Psychy:
No, idź już! Widzisz, państwo niełaskawi...
BLAKS
Po coś tu przyszła! Tu ciebie nie trzeba!/
tutaj ja władam!
PSYCHE
Nie drżyj, zbiegły sługo.../
Ja ci nie zajrzęzajrzyć a. zaźrzyć (daw.) --- zazdrościć. władzy ani chleba. ---/
Wędrówką jestem umęczona długą, /
spocznę i znowu pójdę dalej, dalej...
KOBIETA
Co ona mówi?
CHARMION
Czy to z morskiej fali/
KyprydaKypryda (mit. gr.) --- przydomek Afrodyty. wstała?
STARY GREK
To jest obłąkana!
RYCERZ
--- Sługo! --- powiada do naszego pana! /
Precz stąd! Do licha...
KOBIETA
Czekaj! Widzisz przecie,/
że to szalona... No, nie bój się, dziecię --- /
skąd idziesz, powiedz?
PSYCHE
Z dala idę, z dala!/
Wiodą mnie lądy, morska niesie fala,/
idę...
LAIDA
Muzyka, Artysta, Żebrak, PieniądzNa lutni --- widzę --- trzymasz rękę;/
jesteś śpiewaczką? Zaśpiewaj piosenkę!
BIESIADNIK
Dobra myśl! Śpiewaj, śpiewaj, dziewczę hoże!/
Grosz ci rzucimy, nawet złoty może!
Miłość, Erotyzm, Bóg, Obraz świata, Tęsknota, Zbawienie, Miłość niespełniona, Dusza, Upadek, Życie jako wędrówkaPSYCHE
zaczyna mówić, przechodząc z wolna w śpiewny ton:
Mnie nie potrzeba srebra ani złota, --- /
sławna ja byłam z bogactw i piękności, /
miałam ja kwietne i rozległe włości, /
a dziś mnie nędzną gna przez świat tęsknota, /
i oto idę ja, wygnanka bosa: /
nieukojona gna mnie w świat tęsknota ---/
szukam Erosa!Idę przez góry, przez ziemie i rzeki, /
przez miasta złote, przez szumiące morza, /
gdzie słońce gaśnie i skąd wstaje zorza; /
przez ludy idę, wypadki i wieki, /
królewna niegdyś, dziś wygnanka bosa --- /
przez wieki idę i przez długie wieki/
szukam Erosa!Walą się w oczach moich złote trony /
i złote w proch się rozsypują krużekruż (daw.) --- puchar, waza., /
więdną wawrzyny i czerwone róże /
i ludy giną, jako sen prześniony --- /
lecz ja wciąż idę, ja, wygnanka bosa,/
gdzieżeś, gdzieżeś, gdzie! Mój śnie! Prześniony! /
Szukam Erosa!Zginął mi niegdyś w błękitów topieli ---/
na żadnej odtąd nie mogę go drodze /
spotkać --- i darmo w okrąg świata chodzę:/
O! Czyście wy go kędy nie widzieli, /
powiedzcie, proszę! --- Ja, wygnanka bosa, /
błagam was! --- Czyście wy go nie widzieli?.../
Szukam Erosa!
KOBIETA
ze śmiechem:
Znamy go! Dobrześ trafiła, dziewczyno! /
My wszyscy tutaj u niego na służbie!
STARY GREK
Niektórzy nawet u niego na... żołdzie!
BIESIADNIK
Daj pokój zatem nierozsądnej tużbietużba --- tęsknota; por. tużyć a. tążyć (stp.): tęsknić./
i pij wraz z nami na cześć jego wino;/
wieczór --- o lepszym pomyślimy hołdzie!
Śmiech.
LAIDA
obejmując Charmiona, mówi do Psychy:
Widzisz! Nie trzeba błąkać się po świecie! /
tu Eros włada, to figlarne dziecię, /
co na przymknięte oczy sypie kwiecie!
PSYCHE
On nie jest dzieckiem! On jest bóg straszliwy, /
najstarszy z wszystkich bogów, wiecznie żywy, /
z promienną twarzą śród płomiennej grzywy!On jest jak burza, jak wichr i pożoga, /
wichrowe skrzydła w świat go niosą --- boga; /
za nim tęsknota leci, przed nim trwoga!On pod swą władzę cały wszechświat garnie, /
on uszczęśliwia i zsyła męczarnie --- /
a w twarz mu spojrzeć nie wolno bezkarnie!
LAIDA
Pleciesz, szalona!
FILOZOF
W orfickim sposobie/
jest to pojęcie Erosa! --- W tej dobie /
już przestarzałe!
STARY GREK
Doskonała sobie!
PSYCHE
jakby tych uwag nie słyszała:
On --- jeśli zechce --- przepali i strawi, /
lecz --- jeśli zechce --- ciszą się objawi, /
i --- jeśli zechce --- podniesie i zbawi!
W nim ja --- wygnanka --- jestem zakochana, /
przez niego w sercu mym się krwawi rana, /
jego ja szukam, wszechwładnego pana!
Wierzę, iż przyjdzie... Chwytam głuche wieści, /
słucham, czy skrzydło jego nie szeleści, /
czy już nie zstąpił, by z mojej boleści /
rozpalić słońce ogromnej miłości, /
która przeniknie nawet zmarłych kości!
Przyjdzie on mocny --- święty...
BIESIADNIK
Hej, wariatko,/
gdy tak rozprawiasz o Erosie gładko,/
powiedz, skąd znasz go tak dobrze?
PSYCHE
Jam w lice/
jego spojrzała, gdy mię brał, dziewicę; /
dziś noszę w sobie jego tajemnicę.../
Szukam go...
STARY GREK
Patrzcie! Odżył znów świat bajek!/
Oto dziewczyna, co z boga brzemienna /
ojca dziecięciu szuka wciąż....
LAIDA
Promienna!/
A nie był bogiem tym... wędrowny grajek?
Śmiech.
FILOZOF
Dajcie jej pokój! --- To nie jest tak głupie, /
co ona mówi... To jest odkupienia /
nauka, szkoda tylko, że fałszywa /
jak wszystkie inne...
BIESIADNIK
Więc i twoja także?
FILOZOF
A naturalnie! Prawdy z dawien nie ma!/
Dla mnie do prawdy zbliżone najwięcej /
to, co pozwala żyć w weselu złotym!
STARY GREK
Weź na naukę tę dziewkę szaloną!
LAIDA
do Psychy:
Pomysł cudowny! Chcesz do Lizychosa /
iść na naukę? On w sprawach Erosa /
jest mistrz nie lada! On cię wnet objaśni, /
jakiej miłości trzeba, niebożątko, /
by żyć rozkosznie! --- Wtenczas może zdołasz /
zająć nas pieśnią trochę mniej płaczliwą!
PSYCHE
Jedną pieśń tylko śpiewam wiecznie: żywą!
LAIDA
I dodaj: nudną! Kury tak śpiewają, /
gdy bez koguta jaja znosić mają!
CHARMION
do Laidy:
Nie szydź z niej! Widzisz, jak jej czoło płonie!
LAIDA
Wolisz ją może niźli mnie, Charmionie?
skacze i odtrąca Psychę
Precz stąd! Ja śpiewam piosnkę o Erosie!
zrzuca z ramion zasłonę i do połowy ciała naga, wykonując lekkie ruchy taneczne, poczyna śpiewać:
Bóg skrzydlaty, Eros-dziecko,/
luby łotrzyk złoty,/
naciągnąwszy łuk --- z pustoty/
puścił mi w łono strzałę zdradziecką: /
rannam w serce, mrę z tęsknoty ---/
o luby!...
Ach! Mdlejąca padam w łoże,/
ranna z boskiej procy ---/
we dnie tęsknię, wzdycham w nocy;/
i cóżeś zrobił, ty psotny boże? /
Któż uleczy mnie z niemocy? ---/
O luby!...
Pójdź! I wargi złóż gorące/
tu, gdzie w piersi rana,/
przez Erosa mi zadana,/
kiedym samotna rwała na łące /
kwiat dla ciebie, mego pana ---/
o luby!...
O, dziecino boska, pusta!/
przyjm za grot swój dzięki!/
Słodki lek był na me męki./
O! Jakże słodkie są twoje usta/
jak rozkoszny dreszcz twej ręki,/
o luby! ...
Zrywa się burza oklasków wśród biesiadników.
STARY GREK
Bosko! Cudownie! Pieśń warta nagrody!
Zdejmuje złotą przepaskę z ramienia i rzuca ją Laidzie. Za jego przykładem inni dają jej podarunki.
LAIDA
rzuca się rozpromieniona na łoże
Dajcie mi puchar wina dla ochłody!
STARY GREK
podaje jej wino, a odebrawszy puchar, pryska niedopitą resztą na Psychę.
A ty --- za nudne piosnki masz zapłatę!
BIESIADNIK
Gdy niepotrzebne ci dary bogate, /
weź, co dać możem!
Rzuca na nią ogryzkami.
KOBIETA
I opuść nas wreszcie!
PSYCHE
Odejdę od was już na wieki! --- Wierzcie!
Przyklęka u stóp kolumny, zasłaniając się rękoma przed pociskami.
LAIDA
z szyderczym śmiechem:
Idź za Erosem!
NIEWOLNIK
wszedłszy od strony ogrodu, mówi do Blaksa:
Panie! Statek jest już gotowy, jakoś rozkazał, i czeka, kołysząc się lekko na modrych falach przystani. Purpurą okryto pokład i w cieniu śnieżystych żagli ustawiono stoły i łoża, na które z góry kapią róże, zwieszające się wieńcami z masztów i rejów...
LAIDA
Na morze! Na morze ---
STARY GREK
Prefekcie! Statek! ...
BIESIADNIK
Patrzcie na prefekta!/
Co mu się stało? Siedzi niemy, blady, /
z błędną źrenicą...
RYCERZ
Hej! Przez wszystkie piekła!/
Co to ma znaczyć? Czyżby go urzekła /
ta czarownica?!
STARY GREK
Precz z nią! Niewolnicy!/
Wziąć ją pod rózgi!
RYCERZ
do Blaksa:
Panie mój!
BLAKS
obłędnie:
Nie wierzcie!/
Jam nie był nigdy jej parobkiem! Kłamstwo!
KOBIETA
Co mówisz, panie?
BLAKS
Ja nie znam jej boga ---/
i jej też nie znam! Idź stąd, idź --- królewno!...
CHARMION
Ależ dostojny panie! Zbierz swe myśli!/
To jest wędrowna śpiewaczka!...
LAIDA
Szalona!
RYCERZ
Jeśli rzuciła na cię urok --- zginie!
FILOZOF
powstrzymuje go
Dajcie jej pokój! Mogą w niej być moce, /
których zaczepiać nie warto! My raczej /
stąd się oddalmy... Tak mi mądrość radzi...
BIESIADNIK
do prefekta:
Na morze, panie! Statek już gotowy!/
Tam cię orzeźwi wnet słone powietrze /
i te uroki z twoich oczu zetrze!
BLAKS
przychodząc do siebie:
Tak, tak... na morze... Jakiś dur niezdrowy /
myśl nam opętał... Nazbyt mocne wino.../
Tak, tak... dur jakiś... Odejdź stąd, dziewczyno /
jeżeli nie chcesz dać pod topór głowy! --- /
Darujcie, mili, tę chwilę słabości, /
ale przysięgam na me twarde kości,/
że się już nigdy więcej nie powtórzy! /
Nigdy --- za życia! A teraz na morze! /
Dokończyć uczty!
OKRZYKI
Na morze! Na morze!
Biesiadnicy i Kobiety cisną się ku schodom, wiodącym do ogrodów.
CHARMION
zbliża się szybko w przechodzie do Psychy
Chcę znać twe imię...
LAIDA
Pójdź ze mną, Charmionie!
Wychodzą.
STARY NIEWOLNIK
zbliża się do Psychy, która klęczy wciąż z twarzą ukrytą w dłoniach
Dziewczyno, słuchaj... Nie bój się, tamci już odeszli. Przebacz mi, że cię tu przywiodłem... Chciałbym ci wynagrodzić tę mimowolną krzywdę...
po chwili:
Niewiele rozumiałem z tego, coś śpiewała, ale jedno utkwiło mi w pamięci... Ty szukasz jakiejś wielkiej, ogromnej miłości, która cały świat ogarnie, jak pożar... Czy dobrze słyszałem?
Psyche wznosi głowę.
STARY NIEWOLNIK
Mam dobrą wieść dla ciebie. Przynieśli ją tutaj feniccy żeglarze, którzy zawijali do portów Judei...
PSYCHE
Ktoś ty?
STARY NIEWOLNIK
Ja --- mający nadzieję... Lecz słuchaj teraz, co ci powiem... W Judei objawił się podobno nowy bóg czy prorok. Tak mi opowiadano...
PSYCHE
Nowy bóg?...
STARY NIEWOLNIK
Zjawił się prorok tej wielkiej miłości, /
której ty szukasz. Idzie przez doliny, /
idzie przez góry --- tam --- nad Jordan siny, /
i błogosławiąc światu i ludzkości, /
odpuszcza wszystkie grzechy, gładzi winy --- /
a idą za nim maluczcy i prości...
Pono mu boża jasność bije z czoła, /
pono lilie, kędykędy (daw.) --- gdzie. stąpi, rosną,/
pono on smutnym niesie wieść radosną, /
pono umarli wstają, gdy zawoła, /
i wszystko nową w krąg zakwita wiosną: /
on --- błogosławi wszystkiemu dokoła!
Kobiety idą za nim, idą dzieci --- /
i stada za nim biegną białorune, /
a on je wiedzie z sobą w złotą łunę, /
co tam jak uśmiech na błękitach świeci ---/
i tak ma serca w ręku, jakby strunę, /
z której, gdy zechce, budzi pieśń, co leci...
PSYCHE
powstaje
Chrystus, MiłośćZjawił się! Zjawił się nareszcie! I w takiej postaci? I miłość niesie, powiadasz? Koi ból?...
STARY NIEWOLNIK
Nie ma już bólu, ani zła, ni pychy!/
Dzieją się pono niepojęte dziwy: /
nikt nie jest smutny ani nieszczęśliwy,/
nikt nie jest mały i nikt nie jest lichy,/
odkąd na łąki, na wzgórza i niwy /
z dobrą nowiną zszedł on! Jasny, cichy...
Młodość on niesie na światy, jak zorzę;/
w imię miłości przebacza, pociesza --- /
a kiedy mówi, to słucha go rzesza, /
i wiatr go słucha, i szumiące morze, /
pasterz od stada, rolnik od lemiesza --- /
a kędykędy (daw.) --- gdzie. wnijdziewnijść (daw.) --- wejść., witają go: boże!
Bo on tam pono niebiosa otwiera, /
pokój i życie daje wiekuiste; /
a które serce przeżegna --- jest czyste, /
a którą duszę wezwie --- nie umiera!.../
Chrystus --- go zowią...
PSYCHE
wyciąga ręce i rzuca się naprzód z okrzykiem:
O Chryste! O Chryste!
III. Pod krzyżem
Ksieni
Siostra wikaria
Siostra furtianka
Psyche, zakonnica
Hanna, wiejska dziewczyna
Kapelan klasztorny
O. Blaks, opat
Błędny Rycerz Słońca
Mniszki i dworzanie opata
Rzecz działa się na Południu w średnich wiekach.
Wirydarzwirydarz (z łac. viridarium: ogród, park) --- ogród wewnątrz murów klasztornych, zwykle z fontanną a. sadzawką pośrodku. w średniowiecznym klasztorze mniszek. W głębi krużganekkrużganek (łac. claustrum) --- ciągnący się pod murami wewnętrzny, zadaszony korytarz (ganek) wokół dziedzińca a. wirydarza klasztornego, zamkowego itp. pod arkadami, przerwany wielką bramą okutą, z małym, zakratowanym okienkiem u góry. Na prawo mury kościoła, na lewo zabudowania klasztorne, ciężkie i ponure. W pośrodku nieco zieleni, ku przodowi z lewej stoi kamienny krzyż z postacią Chrystusa, zwróconą w głąb ku wielkiej bramie. Pod krzyżem kamienny stopień, jakby ławka.
Jest noc, tylko z okien kościoła blask bije. Sygnaturka dźwięczy, zwołując mniszki na jutrznię.
Na odgłos dzwonka pojawiają się Mniszki w białych habitach i przechodzą długim szeregiem przez krużganek, spiesząc do kościoła. Każda z nich niesie w ręku kaganek. Przechodząc koło wielkiej bramy, przyspieszają kroku, niektóre z nich żegnają się. Furtianka, mała, zwiędła staruszka w zakonnym habicie, stoi pod krzyżem z pękiem kluczy w ręku i przypatruje się przechodzącym mniszkom. Tymczasem otwierają się bez szelestu drzwi w klasztornych zabudowaniach i pojawia się w nich Ksieni, wsparta na ramieniu Wikarii, wysoka, do widma podobna, w powłóczystych szatach, w wysokim sobolim kołpaku na głowie i w fioletowych rękawiczkach. W ręku trzyma pastorał, na piersiach ma złoty krzyż biskupi. Postępuje parę kroków i staje niepostrzeżenie za Furtianką.
Po przejściu mniszek sygnaturka milknie; z kościoła zalatuje przytłumiony dźwięk organów.
Ksieni dotyka dłonią ramienia Furtianki.
FURTIANKA
ogląda się z lękiem, a spostrzegłszy Ksienią, klęka pospiesznie i całuje rąbek jej habitu, po czym wstając, mówi:
Wasza Przewielebność... o tak wczesnej porze... już na nogach... i sama...
KSIENI
Pilnuj bramy, siostro! Pilnuj wielkiej bramy!
FURTIANKA
Ależ... Wasza Przewielebność... ja dniem i nocą...
KSIENI
do Wikarii:
Czy uważałaś, z jakim niepokojem przechodziły około tych drzwi siostry nasze? Ten krużganek w naszym klasztorze nie jest dobrze urządzony...
WIKARIA
Tędy najbliższe przejście do kościoła...
KSIENI
Tak... i codziennie te młode, Bogu poślubione dusze idą się modlić, mijając wielką bramę, która nas łączy ze światem. A szatan nie śpi, a pokusa czyha...
FURTIANKA
Brama jest mocna, dębowa i okuta żelaznymi sztabami. Jedyne zakratowane okienko zbyt jest wysoko, aby można przez nie wyjrzeć... Zresztą ja klucze zawsze mam przy sobie --- i czuwam...
KSIENI
Są rzeczy, którym ty, siostro, wejścia wzbronić nie zdołasz, których nie powstrzymają żelazne sztaby, ani zamczyste okucia. Wschodzące słońce wpada tutaj przez zakratowane okienko, wiosną zalatuje woń kwiatów i wiatr... i wiatr, który wieje tam, na świecie.
FURTIANKA
Można by zamknąć okno szkłem, oprawnym w ołów albo zabić deskami...
KSIENI
I to nie wystarczy, siostro. Tuż za wielką bramą ciągnie się droga. Tędy przechodzą żeńcy z pól i śpiewają... Głos przez szkło i przez deski przeniknie. Wozy jadą tędy i przeciągają rycerze na parskających koniach, z szumiącymi proporcami w ręku. Hałas tutaj wpada i gwar świata przez tę wielką bramę, a to źle... U nas powinno być cicho, bardzo, bardzo cicho...
WIKARIA
Więc czemu Wasza Przewielebność nie rozkaże zamurować bramy? Zrobiliby to robotnicy z dóbr klasztornych w ciągu jednej doby... Jest przecież drugie, boczne wejście w murze od strony ogrodów.
KSIENI
Niestety, niepodobna zamurować wielkiej bramy. Tędy wchodzą uroczyście do klasztoru dziewice, chcące się poświęcić Chrystusowi, a nade wszystko tędy zajeżdża do nas opat, prawowity władca tych ziem dokoła. Dla niego wielka brama musi stać otworem.
WIKARIA
A prawda, prawda... I dzisiaj właśnie ma przybyć.
FURTIANKA
Dzisiaj? Opat!...
KSIENI
Tak jest.
WIKARIA
Jego Przewielebność opat nasz i pan dał znać przez posły, że objeżdżając swe dziedziny, wstąpi dziś tutaj, aby siostry pobłogosławić...
FURTIANKA
prawie szeptem:
Ostatni raz był tutaj, gdy siostrę Placydę na stosie palono...
Żegna się.
KSIENI
jakby słów tych nie słyszała:
Rozwidnia się już. Trzeba będzie przyrządzić wszystko na przyjęcie godne dostojnego gościa.
do Furtianki:
Ty, siostro, każ zamieść ścieżkę przed bramą. W szarym obrzasku świtania widzę na zawiasach rdzę i zwieszające się pajęczyny... Trzeba oczyścić wielką bramę.
do Wikarii:
A ty daj znać, niech ojciec kapelan przyjdzie do mnie po nabożeństwie. Będę go oczekiwała... Jedna ze sióstr służebnych pójdzie na dzwonnicę i uderzy w wielki dzwon, gdy zobaczy z dala zbliżający się orszak opata.
WIKARIA
Stanie się wszystko, jak Wasza Przewielebność każe. A na wieżę --- czy mogę posłać siostrę Psychę? Miała przez ten tydzień spełniać prace służebne...
KSIENI
Nie, nie! Poślij którąkolwiek inną. Siostra Psyche jest zbyt młoda... Wyszedłszy na wieżę, patrzyłaby stamtąd na świat, co się rozciąga dokoła klasztoru, na bory, które przerąbali pracowici rolnicy, i na zamek, wznoszący się na sąsiednim wzgórzu.
WIKARIA
Jak każe Wasza Przewielebność...
KSIENI
Dobrze jednak, żeś mi o niej przypomniała.
do Furtianki:
Siostra Psyche przebywa często samotnie w tym wirydarzu?
FURTIANKA
Tak, przewielebna matko...
KSIENI
I nie spostrzegłaś u niej jakiego... niepokoju?
FURTIANKA
Nie, matko. Cicha jest zawsze. Opiera tylko czoło o podnóże krzyża i duma...
KSIENI
Modli się?
FURTIANKA
Nie wiem. Duma. Raz tylko widziałam, że płakała. Było to w ten dzień, kiedy opat, odbywając sądy, skazał byłą siostrę naszą Placydę na stos za czarnoksięskie praktyki.
KSIENI
Zakazałam o tym wspominać. A co do siostry Psychy: trzeba nad nią czuwać, trzeba czuwać! Zbyt młoda jest i serce w niej jeszcze nieuspokojone... A teraz odejdź, siostro, i czyń, co ci nakazałam. Słońce wnet wzejdzie ---
Śpiew i przytłumiony dźwięk organów, który słychać było dotąd, urywa się.
i nabożeństwo w kościele widnowidno --- tu: widać, widocznie. już skończone...
Furtianka przyklęka i całuje znowu rąbek szaty Ksieni, po czym odchodzi.
Ksieni stoi jeszcze chwilę, patrząc na wielką bramę, a wreszcie odchodzi drzwiami, którymi była weszła, stukając pastorałem po schodach, oparta wciąż na ramieniu postępującej obok niej Wikarii.
Świtanie. Mniszki przechodzą, powracając tą samą drogą z kościoła.
PSYCHE
idąca na ostatku, ociąga się i pozostaje sama w wirydarzu. Staje przed wielką bramą i dotyka jej palcami wyciągniętej ręki, potem odwraca się szybko i idzie pod krzyż. Tutaj siada na kamiennym stopniu i opiera czoło o podnóże... Tymczasem na świecie robi się ranek. Słońce wschodzi i snopem promieni pada przez okienko w wielkiej bramie wprost na Chrystusowe stopy. Psyche podnosi głowę, jakby ze snu zbudzona, i patrzy w zdumieniu na płat jasnego światła.
Słońce!
Szybkim, prawie mimowolnym ruchem przypada ustami do kamiennych stóp, słońcem oświetlonych. Trwa to tylko chwilę, gdyż natychmiast odrywa usta i chyląc się z cichym jękiem, ukrywa twarz w dłoniach.
KAPELAN
siwy staruszek w zakonnym ubraniu, wchodzi, powracając z kościoła, a spostrzegłszy Psychę, zatrzymuje się i pyta:
Co tutaj robisz, moja córko? Codziennie, wracając z kościoła, spotykam cię... Czy masz może osobliwe nabożeństwo do tego wizerunku Chrystusa, pod którym cię zastaję?
PSYCHE
Tak, ojcze...
KAPELAN
Czyś łask znacznych od niego tu dostąpiła?
PSYCHE
Nie, ojcze, ale tu rośnie koło krzyża nieco zieleni, której gdzie indziej nie widuję nigdy. Nawet okno mej celi wychodzi na brukowany dziedziniec klasztorny...
KAPELAN
To grzech. Powinnaś być w celi i modlić się tam!
PSYCHE
Byłam w celi przez cały dzień i całą noc. Biczowałam się i leżałam krzyżem na kamiennej posadzce, własną krwią zbroczona, i prosiłam Chrystusa, aby mi pozwolił nie grzeszyć, a jednak... Mój ojcze, ja nowy, ciężki grzech mam na sumieniu...
KAPELAN
Słucham cię, córko...
PSYCHE
Padłam tu twarzą przed stopy Chrystusa --- /
i tu mnie naszła, pod krzyżem, pokusa.../
Słońce tam jasne gdzieś na świecie wstało /
i weszło tutaj przez żelazne kraty, /
to samo słońce, co tam pieści kwiaty! --- /
i ozłociło stopę Chrysta białą, /
i jam grzesznymi ustami przypadła /
do złocistego na krzyżu widziadła!
KAPELAN
Pocałowałaś nogi Chrystusowe, córko...
PSYCHE
Nie, ojcze! Słońce na nich całowałam!
KAPELAN
Ale gdyś przylgnęła ustami do krzyża, uczułaś snadnie, że słońce jest ułudą, marą tylko złocistą i nieistotną: dotknęłaś usty stóp Chrystusowych, córko... mistycznych Lilij Łaski...
PSYCHE
Wargi me, ojcze, dotknęły... kamienia!
KAPELAN
Ty mi się z wielkiego grzechu spowiadasz, moje dziecię! --- Powinnaś się starać o rozpalenie w sobie miłości ogromnej, która sprawia, że rzeczy nie wydają nam się tym, czym są zwyczajnie dla oka i palców, ale tym raczej, czym dla ducha być powinny... Kamień ten nie jest kamieniem, bo mistrz nadał mu wdzięczne kształty boskiego Ciała Chrystusa, we śnie mu snadźsnadź (daw.) --- widocznie, najwyraźniej. ukazane --- nie jest kamieniem, bo przez modlitwę i wodę święconą posiadł wartość wyższą, duchową... Zrozumiesz to i odczujesz, jeśli będziesz doskonale kochać Chrystusa, moja córko.
PSYCHE
Kocham Go, ojcze --- lecz Go widzę we śnie /
innym niż tutaj... Tu ma twarz boleśnie /
skrzywioną kurczem, pełną grozy, męki --- /
a ja Go jasnym widzę, pośród dzieci,/
jak błogosławi pasterzy i kmieci /
i smutnych cieszy, i skinieniem ręki /
odpuszcza winnym... Widzę Go na łące, /
w słońcu! --- U nóg ma morze głów szumiące...
KAPELAN
Pamiętaj córko, że Syn Boży zbawił świat nie błogosławieństwem cichym, ale straszną i krwawą męką swoją. Krzyż zatknął w pośrodku tarczy ziemskiej, jak sztandar zwycięski --- i w cieniu krzyża jest tylko zbawienie!
PSYCHE
Ojcze! Dlaczego nie w promieniach krzyża?
KAPELAN
Za wiele rozumujesz, córko, za wiele! Pamiętaj, że szatan pozbawił człowieka raju, podszepnąwszy mu pierwsze: dlaczego... Bądź pokorna i cicha i módl się, módl się! Módl się!
PSYCHE
Ojcze! Ja grzeszna --- modlić się nie mogę!/
Dla Chrysta przeszłam te okute wrota --- /
dlaczego, ojcze, w sercu mym tęsknota? /
czemu odczuwam, miastmiast (daw.) --- skrócone od: zamiast. pokoju, trwogę?
KAPELAN
Nie jesteś jeszcze doskonała. Pracuj nad sobą: to jedno rzec ci mogę...
PSYCHE
Ojcze...
KAPELAN
Zamilcz! Zbyt już długo rozmawiam z tobą! Nie powinnaś pytać, bo każde pytanie jest grzechem. Ja, odpowiadając, pomagam ci tylko do grzechu. Współwinnym twoim jestem --- módl się za mnie i za siebie!
Wychodzi.
Wkrótce po odejściu Kapelana wbiega Hanna, młoda wiejska dziewczyna, prawie dziecię jeszcze. Wnosi wiadro wody, zydel i szmat grubego płótna i zabiera się do oczyszczenia wielkiej bramy. W ciągu roboty staje na zydlu i wygląda na świat przez zakratowane okienko.
PSYCHE
która, schylona pod krzyżem, nie zauważyła jej wejścia:
O Boże! O Boże...
HANNA
ogląda się z lękiem
A! To wy, siostro Psyche! Przestraszyliście mnie...
PSYCHE
podnosi głowę; dopiero teraz spostrzegła Hannę
Co tu robisz, dziecko?
HANNA
Kazano mi oczyścić i umyć wielką bramę. Jego Przewielebność opat dzisiaj przyjeżdża!
Powraca do roboty.
PSYCHE
jakby do siebie:
Opat... który skazał na śmierć siostrę Placydę za to, że tęskniła, że szukała...
Wstrząsa się.
Grzech! Grzech!
HANNA
wyglądając znów okienkiem:
Siostro... a jak tam pięknie na świecie!
PSYCHE
drgnęła, powtarza jak echo:
Na świecie!...
HANNA
Tak. Stąd nie widuje się świata prawie nigdy. Wszystkie okna wychodzą na podwórze, zamknięte ze wszech stron wysokimi murami... O! Tu nie jest wcale pięknie! --- Ale przez to okienko w wielkiej bramie widnowidno --- tu: widać. łąki, takie szerokie, wielkie łąki pełne kwiatów! Jeszcze niedawno temu biegałam po nich. Siostro Psyche, czy wyście kiedy widzieli te szerokie łąki?
PSYCHE
Nam nie wolno patrzeć na świat, dziecię.
HANNA
A prawda! --- Szkoda.
PSYCHE
po chwili, patrząc na Hannę:
Skąd się ty wzięła tutaj, ptaszyno? --- Wśród czarnych murów klasztoru?...
HANNA
Ach! Ja... Mnie tu matka oddała do posług; za wiele nas było w domu... Ale wy!... Patrzę na was i zdaje mi się, że wy powinniście byli zamieszkać, jak ta złotowłosa kasztelanka --- w tym zamku naprzeciw, który widać przez to okienko!.. O! Stąd dużo, dużo pięknych rzeczy widnowidno --- tu: widać; można zobaczyć.!
Zagląda.
Teraz jacyś ludzie przejeżdżają drogą, pewno kupcy, bo ciągną za nimi ładowne wozy... Skąd oni też mogą jechać, siostro Psyche, i dokąd?
PSYCHE
W świat! --- I ze świata...
HANNA
Świat jest bardzo, bardzo wielki! --- Aż straszno pomyśleć! I tylu na nim ludzi... Widziałam już pasterzy i rolników, i księży, i panów w złocistych szatach, którzy przejeżdżali tą drogą w towarzystwie pięknych pań, w pozłacanych kolasach... Ojciec kapelan mówi, że świat jest potępiony; czy ci wszyscy ludzie będą potępieni, siostro Psyche?
PSYCHE
Nie wiem.
HANNA
To któż mi to powie?... Ale raz... Nie, nie! Już parę razy! --- W ostatnich dniach --- widziałam tu jakiegoś rycerza na wielkim koniu, okrytego pyłem, jak gdyby jechał z daleka... Złote promienie miał na hełmie i złote słońce wymalowane na paiżypaiż a. paiża --- mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii. i wielkie, szumiące skrzydła u ramion. Myślałam, że jedzie na turniej do zamku, ale on, wjechawszy w dolinę rozdzielającą oba wzgórza, skręcił tutaj pod klasztorną bramę i stał, na białym koniu, złoty cały od słońca, taki podobny do świętego Jerzego w ołtarzu --- i patrzył tu długo, długo...
PSYCHE
Zamilcz!
HANNA
Zamilczę, jeśli każecie, ale ciekawa jestem bardzo, co to za rycerz i czego szuka tutaj...
Wygląda okienkiem.
O, o! --- Właśnie widzę go znowu! Tam w dole na drodze wiodącej do klasztoru...
PSYCHE
do siebie:
Więc naprawdę?... O Boże! zlituj się... --- W snach go widziałam...
HANNA
Podobny jest z dala do orła z rozwiniętymi skrzydłami, który upatruje zdobyczy... Błyskają w słońcu jego blachy złote i świeci grot na długim drzewcu. O, siostro Psyche! --- Ten rycerz może tutaj zajedzie?
PSYCHE
Nie! --- Tutaj nikt nie zajedzie. Są mury grube i bramy okute, i jest ten krzyż przed bramą, wielki krzyż, broniący wstępu rozłożonymi ramionami. Widziałam go raz, przed laty, gdym tutaj wchodziła, i dotąd pamiętam. Wielki, wielki krzyż!...
HANNA
I ja go widzę, ten krzyż. Stoi tuż przed bramą i słońce mi zasłania grubym, drewnianym ramieniem...
GŁOS FURTIANKI
Hanno!
HANNA
Matka furtianka mnie woła!
zabiera sprzęty i wybiega, mówiąc jeszcze:
A nie mówcie, żem wyglądała przez okienko!
Znika wśród klasztornych zabudowań.
PSYCHE
O! Gdybym ja to --- jak ty --- wyjrzeć mogła, zobaczyć łąki i zobaczyć niwy...
rzuca się przed krzyżem na kolana
O Panie! Ukój tę wielką tęsknotę, /
która mi piersi rozrywa, na złote /
słońce wołając, na rosą /
perliste łąki, na szumiące gaje, /
gdzie się ptaszęta po zaroślach niosą/
i srebrne płaczą ruczaje --- /
o Panie! Ukój tęsknotę.../
Otom Ci miłość przyniosła moją, /
młodość i sny me białe --- /
otom Ci życie oddała całe, /
wierząc, że w burzy będzie mi ostoją /
Twój krzyż ---/
a oto serce me niepokój troska:/
o gdzież jest, gdzie Twa miłość boska?/
Oczy ku Tobie podnoszę wzwyż --- /
o Chryste! Słysz!/
We snach dziecięcych widziałam Cię, Panie, /
jak błogosławisz na kwiecistym łanie /
pośród pasterzy i dzieci, i owiec /
rozkołysaną falę mórz --- i zbóż.../
Ach! Za takim, zda się,/
ja szłam w zamierzchłym jakimś dawnym czasie /
w słońca blask i w nieb lazury.../
O Chryste! Odpowiedz,/
czemu dokoła mnie dziś cień ponury?...
Błogosławieni pokorni i cisi, /
błogosławieni.../
O Panie! Panie! Broń mnie Ty przede mną, /
bo mi tak trupio i ciemno.../
W otęczy złocistych promieni/
w celi mojej krzyż Twój wisi:/
--- pójdźcie pragnący! Ja was napoję... --- /
wisi czarny krzyż.../
O serce, serce, o serce moje!/
O Chryste! Słysz!
Grzesznam jest, Panie, kajam się przed Tobą,/
--- Ty słońce stworzyłeś na niebie --- /
grzesznam jest! --- Łąki stworzyłeś kwieciste... ---/
grzesznam! --- I morze rozlewne a sine.../
O Chryste!/
Gdy nie otrzymam pomocy od Ciebie, /
któż mi dopomoże?.../
Z weselem na świat szedłeś, nie z żałobą.../
--- grzesznam jest! Ginę! --- /
śnią mi się łąki i słońce, i morze,/
--- kajam się, grzeszna ---/
o Boże! O Boże, o Boże!
Grzechem jest wszystko! Grzechem radość, śmiech,/
grzechem jest życie ---/
grzeszę, gdy słucham tych dalekich ech,/
co tu wpadają z Twych wiatrów szelestem,/
grzeszę, gdy patrzę na słońce w błękicie:/
grzech! Grzech! I wszystko grzech!? --- ---/
Zgubiona jestem...
Pada twarzą na ziemię. --- Naraz wśród ciszy rozlega się za bramą
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
Przez dziewięć gór i rzek, przez dziewięć lat/
do ciebie dążę, jasna!/
Z dalekich krajów tam! Znad sinych mórz: ---/
--- o pójdź! Pójdź ze mną w świat!/
Już nadto długi czas cię cela ciasna /
więzi --- zza krat/
pójdź w słońca blask i w uśmiech zórz,/
na łąki, lasy, na zielone smugi,/
gdzie wiosną okrył kwiat/
przewonny sad i kędy dzwonią pługi,/
gdzie jasna/
toń błękitu szumne srebrzy strugi ---/
na świat!
PSYCHE
zrywa się, pomieszana
Co to za głos? --- Wyśniony... O Boże! Boże,
ratuj mnie! Chryste!
Obejmuje krzyż rękoma.
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
Od czarodziejów mam o tobie wieść, /
ja Błędny Rycerz Słońca,/
żeś jest więziona ty! Mój śniony cud: /
więc wolność idę nieść ---/
orzeł skrzydlaty lecę, twój obrońca,/
za twoją cześć/
rycerski krwawy ponieść trud ---/
rozkruszyć mury i rozłamać kraty/
i wieniec z róż ci spleść/
na skroń i mieśćmieść --- tu: miotać, rzucić. pod stopy twoje kwiaty!/
Do słońca/
wołam ciebie! Do życia! --- na światy/
chcę nieść!
PSYCHE
prawie nieprzytomna:
Miłosierdzia, litości --- Boże! Ukryj mnie, ochroń! --- O, jak strasznie patrzysz na mnie, Chryste! --- Potępiona jestem, przeklęta! Przeklęta!
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
O pójdź ze słodkich czar zdrój życia pić, /
coś jest jak dzień, jak zorze! ---/
Korona czeka tam na twoją skroń:/
pójdź władać, jaśnieć, żyć!/
Ja tobie wrota więzienia otworzę --- /
już płonie wić/
i rży, i rży mój rączy koń:/
tam rozkosz, życie, pieśń, tam radość złota, /
tam snów się przędzie nić,/
by srebrem lśnić wśród barwnych tęcz żywota! /
Pójdź w zorze!/
Tutaj cienie, głusza, tu martwota ---/
pójdź żyć!
Furtianka pojawia się z wielkim pękiem kluczy podczas ostatnich słów pieśni Błędnego Rycerza.
PSYCHE
rzuca się ku bramie
O, żyć! O, żyć! --- Na świat!/
Weź mię, rycerzu, weź!/
I nieś/
zza krat ---/
gdzie jasne słońce w błękicie! ---/
Tu śmierć! --- Ja kocham życie!
FURTIANKA
wydaje okropny krzyk zgrozy:
Och!
PSYCHE
ogląda się i spostrzega przybyłą
Dawaj klucze! Klucze!
FURTIANKA
O zgrozo! O zgrozo!
PSYCHE
Daj klucze! Prędko! Klucze!
FURTIANKA
uderza ją pękiem kluczy
Masz! Masz! Ty nikczemna! Wiarołomna! Niegodna świętej sukienki! Masz! Ty zakało! Ohydo szatańska, masz klucze, masz! Masz!
Bije ją.
Na dzwonnicy odzywa się dzwon, zwiastujący przybycie Opata. Wirydarz zapełnia się naraz, wchodzi Ksieni w uroczystym stroju w otoczeniu Mniszek z Kapelanem.
KSIENI
Siostro furtianko! Otwieraj wielką bramę!
KAPELAN
Jego Przewielebność książę opat nasz przybywa!
FURTIANKA
pada do nóg Ksieni
O matko! Matko!
KSIENI
Co tu się stało?
FURTIANKA
wskazuje Psychę
Ta nędzna! --- Złapałam --- przy wielkiej bramie --- słuchała bezbożnego śpiewu, porozumiewała się! Wyjść stąd chciała, uciekać! Moja wina! --- Odeszłam na chwilę...
WIKARIA
O zgrozo! Nieszczęsna!
KAPELAN
do Psychy:
Prawdali toprawdali to --- konstrukcja z partykułą pytającą -li; znaczenie: czy to prawda.? Prawda?
PSYCHE
Tak...
FURTIANKA
,,Na świat, na świat!" --- wołała... Do słońca!
Szmer grozy pośród Mniszek, cofają się wszystkie, pozostawiając Psychę samą na uboczu.
KSIENI
powtarza głucho:
Do słońca!...
Słychać trzykrotne uderzenie w bramę.
KSIENI
do Furtianki:
Otwórz, siostro, wielką bramę!
Furtianka spełnia rozkaz. Przez otwarte wrota wchodzi O. Blaks, opat, w fioletowym płaszczu, przepasany mieczem. Za nim liczny orszak Dworzan, Księży i Pachołków.
KSIENI
Witam cię w progu, ojcze nasz łaskawy!
O. BLAKS
Bądź pozdrowiona, matko, w imię Boga. Znużony jestem daleką podróżą. Rozkaż, aby mi wskazano izbę, gdzie bym mógł odpocząć.
KSIENI
W żałobie, ojcze mój, przed tobą stoję ---/
i nie wpierw ci klasztorne otworzę podwoje, /
aż sąd tu sprawisz.
O. BLAKS
A cóż tam nowego? Kto jest winny?
KSIENI
Szatan! Oskarżam przed tobą szatana,/
iże się zakradł do stada/
i białe owce moje bierze, panie!
O. BLAKS
Szatana mogę przekląć, ale na stos go nie poślę! Matko, mów, kogo oskarżasz?
KSIENI
Na wiatr się skarżę, który tu zawiewa/
i dusze kusi,/
na słońce jasne, które promieniami /
grzeszne rozbudza tęsknoty, /
na krew tę młodą, która tętni w żyłach /
dzieci oddanych Bogu,/
i na tę bramę okutą, co kłamie, /
że za nią życie jest nie u stóp krzyża!/
Skarżę się, panie, ja --- matka tych dzieci!/
--- sądź ty!
O. BLAKS
Chcę znać przestępstwo i wiedzieć, kto jest winny! Wiatru, słońca ani bramy sądzić nie mogę!
KSIENI
Więc sądź me dziecię, które za pokusą /
wiatru i słońca, i tej wielkiej bramy /
wniosło zgorszenie /
w ten Chrystusowy dom!
zwraca się do mniszek:
Przywieść nieszczęsną!
FURTIANKA
wlecze przed opata Psychę
Oto tu jest! Tu jest ta niegodna!
O. BLAKS
Co uczyniła?
FURTIANKA
Uciekać chciała! Opuścić święte klasztorne mury! Na świat uchodzić --- z gachem!
MNISZKI
Ukarz ją, ojcze, ukarz ją! O zgrozo!
KAPELAN
Ojcze! Bądź dla niej miłościw! Młoda jest jeszcze...
O. BLAKS
Prawo nie zna miłosierdzia, a jam tu jest prawem!
zbliża się do Psychy; patrzy:
Tyżeś to jest... ty! Znam cię... Uciekać chciałaś?
FURTIANKA
Nie może zaprzeczyć! Nie może! Sama widziałam!
O. BLAKS
do Psychy:
Dlaczego? --- Pytam się: dlaczego!
PSYCHE
podnosi głowę
Ty wiesz!/
Do słońca chciałam iść! Do życia!/
Tu cień! Tu śmierć! Tu grób!/
Ja pragnę żyć!
KAPELAN
Zgubiona!
KSIENI
głucho:
Dziecię, biedne dziecię moje...
O. BLAKS
A tak... żyć pragniesz! Musimy cię na przyszłość uchronić od podobnych pokus szatańskich! Czas już najwyższy... Resztę dni, które ci jeszcze pozostają, przepędzisz w najgłębszym lochu klasztornym, nie widząc światła ani ludzkiej twarzy, nie słysząc innego głosu, prócz zastygającego tętna twej krwi i szelestu kropel wilgoci, spadających ze sklepienia. --- Będziemy się modlić za ciebie.
KSIENI
do mniszek:
Wiedźcie skazaną! Dzisiaj dzień żałoby...
Mniszki wyprowadzają słaniającą się Psychę. Tymczasem wśród ponurej głuszy rozlega się jeszcze zza bramy
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
Na świat, na słońce pójdź! W ogrody tam,/
gdzie lśnią czerwone róże,/
czekając twoich rąk, gdzie dla twych stóp /
pod tęczą złotych bram/
wykuto schody w różowym marmurze,/
co wiodą w chramchram (daw.) --- świątynia./
Życia i Światła...
IV. Na przełomie
Psyche, udzielna księżna włoska
Blaks, dowódca jej zaciężnych wojsk niemieckich
Pietro, zaufany księżnej, historyk
Lorenzo, dworzanin
Giani, kapitan straży pałacowej
Arminio, rzeźbiarz i architekt
Girolamo, poeta i malarz
Leta, Bella, Carmen, damy dworskie
Poseł
Żołnierze, Służba
Rzecz działa się we Włoszech z początkiem XVI wieku.
Sala renesansowa, przedzielona kolumnadą na dwie połowy. Druga połowa, w głębi, wzniesiona jest ponad przednią o parę stopni. Drzwi w głębi, z lewej strony dwoje drzwi: w górnej i dolnej połowie; z prawej w górnej połowie okno, w dolnej drzwi.
ARMINIO
biegnie za odchodzącą w głąb Psychą
Srogaś jest, pani!
PSYCHE
która wstępowała po schodach, zatrzymuje się i odwraca
Nie! Nie jestem sroga.../
Pięknam jest tylko...
Podaje mu rękę.
ARMINIO
całując jej dłoń:
Bądź mi więc łaskawa!/
Kocham cię, księżno!
PSYCHE
Kocham twoją sztukę,/
mistrzu Arminio...
ARMINIO
Co mi sztuka znaczy!/
Co marmurowy tłum posągów biały, /
co sławę moją poszedł nieść na światy, /
gdy moja miłość...
PSYCHE
Czy gotowy, mistrzu,/
plan tej lodżettylodżetta --- zdrobn. od: lodżia (wł. loggia), nazwa elementu architektonicznego stanowiącego wnękę w zewn. płaszczyźnie budynku, zwykle otwartą na zewnątrz (a. od zewn. strony przeszklona), oddzielona drzwiami i oknami od pomieszczeń wewnętrznych, używana jako miejsce widokowe, oranżeria itp.; w renesansie jedno- a. wielokondygnacyjne loggie stanowiły element architektury pałacowej; niekiedy wznoszono je jako osobne budowle.?
ARMINIO
Dzieckiem jesteś, dzieckiem/
okrutnym, które igra z ludzkim sercem/
i zmiany pragnie wciąż! Ty nic nie kochasz!
PSYCHE
Owszem, ja kocham sztukę, piękno --- życie, /
które jak ogni fontanna wytryska/
i gdzieś pod niebem wysoko się spala/
i --- deszczem żużli opada na ziemię...
ARMINIO
Gorzko to mówisz!
PSYCHE
Cóż ja temu winna,/
że nie jest takie to życie, jak pragnę? /
że tej drapieżnej pustki w moim sercu, /
tej głodnej pustki zapełnić nie mogą /
krwawe triumfy mego kondotiera,/
przepych, ni sztuka...
ARMINIO
A miłość!?
PSYCHE
Tak... pragnę/
miłości, jednak ta, którą mi dajesz, /
nie zdoła mojej tęsknoty ukoić...
ARMINIO
Życiem dać gotówżyciem dać gotów --- przykład konstrukcji eliptycznej z przestawną końcówką czasownika; znaczenie: ,,życie [jeste]m dać gotów" a. ,,jestem gotów dać życie".! Możnażmożnaż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. kochać więcej?
PSYCHE
Choćby to prawdą było --- mnie nie starczy!... /
Chciałabym kochać jakąś rzecz ogromną, /
straszliwą, wieczną! W oczach mi czerwono,/
i wśród posągów, i przy lutni dźwięku /
jakaś się czasem krew mym rękom marzy/
i nowe życie --- przez płomień i burzę.../
Cóż to? Zadrżałeś? Kuj marmur, Arminio! --- /
jeśli wykujesz posąg burzy, wtedy...
ARMINIO
Będziesz mnie kochać?
PSYCHE
Dzieło twoje --- kupię!
Odwraca się i wstępuje w głąb sali.
PIETRO
wchodzi drzwiami z lewej strony, w głębi
Dostojna pani...
PSYCHE
Co tam?
PIETRO
Poseł czeka...
PSYCHE
Jeszcze? --- Niech wejdzie.
ARMINIO
Bywaj zdrowa, księżno!
Skłania się i wychodzi na lewo.
Pietro wpuszcza posła. --- Poseł, w stroju oficera najemnych wojsk niemieckich, wchodzi.
PSYCHE
Wy jeszcze tutaj?
POSEŁ
Czekam odpowiedzi...
PSYCHE
O cóż to idzie?
POSEŁ
Księżna zapomniała?/
Powtórzę zatem, chociaż wódz mój kazał /
słowa poselstwa --- raz tylko wygłosić!
PSYCHE
O cóż więc... prosi wódz moich żołnierzy?
POSEŁ
Wódz tych żołnierzy, którzy zza Alp przyszli /
tutaj z nim razem i w stu krwawych bitwach, /
miecz jego mając za drogowskaz chwały, /
bogate łupy wzięli z jego łaski:/
Niemiec Blaks, wódz mój, powrócił z wyprawy --- /
trzy miasta zdobył i --- żąda nagrody!
PSYCHE
Żołd wypłaciłam!
POSEŁ
Żąda twojej ręki,/
a z nią wraz --- tronu książęcego, pani!
PSYCHE
zwraca się do Pietra:
Słuchaj, szlachetny Pietro, jeśli kiedy /
będziesz doradcą jakiego książęcia, /
daj mu tę radę moją: niechaj wodzów /
swych wojsk najemnych trzyma jak ogary: /
puścić na zwierza ze smyczy, a potem /
rychło na łańcuch wziąć i skuć paszczękę, /
by rozjuszone nie pożarły pana!
PIETRO
Dostojna pani...
POSEŁ
Czy to, jak odpowiedź,/
mam nieść wodzowi?
PSYCHE
Powiedz mu, co zechcesz.
POSEŁ
Powiem, com słyszał!
Wychodzi.
Psyche zbliża się ku oknu.
PIETRO
postępuje za nią
Nierozważne słowa/
z ust twoich, księżno, padły --- nierozważne!
PSYCHE
Czyż zuchwalcowi mogłam dać odpowiedź/
inną?
PIETRO
Zapewne --- ale mądrość książąt/
na tym polega, aby tylko wtedy /
obrażać, kiedy można ubiec zemstę /
obrażonego, to jest... zabić! Zatem... /
jeśli masz kogo wiernego...
PSYCHE
Ach! Zabić,/
zabić... Czyż mało zabijam? --- Mój Pietro, /
piszesz historię tych obecnych czasów, /
napisz więc o mnie... Nie! Raczej nic nie pisz!/
Albo... żem igrać lubiła z tym życiem,/
niebezpieczeństwo wyzywać i patrzeć /
z uśmiechem bogów na dnie i wypadki...
PIETRO
Napiszę, pani...
PSYCHE
...żem z wodzów najdzikszych/
co najdzikszego miała, by mnie słuchał --- /
że z wstrętem patrząc na jego zwycięstwa/
i na łeb jego straszny... skądś mi znany... /
z dawna --- niepewna życia wobec niego, /
drżałam z rozkoszy, że mnie słuchać musi /
ten nienawistny! Żem się otoczyła /
artystów kołem w całej ziemi włoskiej /
co najprzedniejszych, żem pobudowała /
pałace złote --- a jedną uciechą/
w tym to mi było, żem widziała marność /
wszystkiego wokół... I jeszcze... to jedno: /
że tęsknię, Pietro.
PIETRO
Tak, i to napiszę,/
że tęsknisz, pani, wśród przepychu życia, /
pełna młodości, świetności i krasy, /
pośród artystów, co głoszą twą sławę, /
w pośrodku ludzi, którzy cię kochają ---/
i nie wiesz, czemu tęsknisz...
PSYCHE
Nie wiem, Pietro,/
dlaczego tęsknię... Odzyskać bym chciała /
coś, com straciła --- jeno co? Nie pomnę.../
Może sen jakiś? A może... ogromne/
szczęście... przepadłe? Zresztą --- to jest nuda;/
nudzę się, Pietro. To wszystko!
Wychodzi drzwiami w głębi.
PIETRO
pogląda za nią
Ha! Może...
Zstępuje po schodach ku przodowi.
GIROLAMO
wchodzi z lewej od przodu
Jak się masz, Pietro!
PIETRO
Witaj, Girolamo...
GIROLAMO
Księżna tu była?
PIETRO
Odeszła w tej chwili...
GIROLAMO
Nie wiesz, czy będzie dzisiaj przy obiedzie/
słuchała...
PIETRO
Czego?
GIROLAMO
Mego poematu,/
Pieśń trzecią wzięła do przejrzenia; dzisiaj /
przynoszę czwartą...
PIETRO
Czy jest równie długa?
GIROLAMO
Dłuższa jest jeszcze! Dłuższa --- o dwadzieścia /
oktaw! Dziś w nocy dopisałem. --- Pietro!/
Jeśli ją pieśń ta nie poruszy...
PIETRO
Może,/
może ją wzruszy...
GIROLAMO
Słuchaj, czy to prawda,/
com słyszał w mieście, że pono kondotier /
w nagrodę zwycięstw żąda ręki księżnej?
PIETRO
Podobno...
GIROLAMO
Więc to stać się może? Piekła!/
Co będzie wtedy?
PIETRO
Nic! --- Nowego pana/
tu dostaniemy, który będzie brudny/
jak każdy Niemiec i jako kondotier/
głupi...
GIROLAMO
Lecz ja ją kocham, kocham! Słyszysz?/
Umrę u nóg jej!
PIETRO
Czy nie lepiej, mistrzu,/
ażebyś o tym napisał poemat /
lub wymalował tylko taki obraz?/
Śmierć jest piękniejsza w sztuce niźli w życiu, /
które nie znosi śmierci...
GIROLAMO
Obraz, mówisz?/
Tak, to myśl dobra --- obraz... lub poemat...
Zamyśla się.
Wpadają Giani i Lorenzo.
GIANI
Kędykędy (daw.) --- gdzie. jest księżna?
PIETRO
Szlachetni panowie!/
Cóż to za sprawa tak nagła?
LORENZO
Gdzie księżna?/
Chcę mówić z księżną --- i to zaraz, zaraz!
Biegnie ku drzwiom w głębi i uderza w nie rękojeścią szpady.
GIROLAMO
To nie przystoi!...
BELLA
staje na progu
Co za gwałt się dzieje!
LORENZO
Pani! Gdzie księżna? Muszę z nią natychmiast mówić...
BELLA
Zajęta miłościwa pani./
Czyta poemat.
GIROLAMO
Pietro, mój poemat...
GIANI
Więc raczcie pani oznajmić, że sprawy /
nadzwyczaj ważne tutaj nas przywodzą...
GIROLAMO
Ależ panowie...
BELLA
Nie można przeszkadzać!
LORENZO
Per Bacchoper Baccho (wł.) --- na Bachusa!! Muszę ją natychmiast widzieć!
Usuwa Bellę i chce wejść. --- W tej chwili na progu pojawia się Psyche z manuskryptem w ręku.
PSYCHE
Cóż to za rozgwar?
LORENZO
Miłościwa pani...
PSYCHE
A! Girolamo! Witaj mi, poeto!/
Od wczoraj ciebie nie widziałam jeszcze,/
a jednak dzwonią mi twe słowa, mistrzu!
Wskazuje na trzymany w ręku papier. --- Girolamo skłania się głęboko.
GIANI
Racz słuchać, pani...
PSYCHE
Witaj, kapitanie ---/
zechcesz dziś z nami zasiąść do obiadu?
LORENZO
Są ważne sprawy...
PSYCHE
Mówcie, mówcie --- słucham...
zwraca się do Girolama:
Płyną twe strofy, jak strumień rozbity /
w perły i tęcze na głazach z kryształu.../
Poeto! Wieniec twym skroniom przystoi!
GIANI
Posłuchaj, księżno...
PSYCHE
z roztargnieniem:
Mówcie!
LORENZO
Rzecz zbyt ważna.
Ogląda się na obecnych.
PSYCHE
To przyjaciele...
PIETRO
Mamyżmamyż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy mamy. się oddalić?
PSYCHE
Ależ...
LORENZO
Na Boga! --- Tak! I prędko! Prędko!
Pietro i Girolamo wychodzą drzwiami na prawo. Bella cofa się w głąb.
PSYCHE
Cóż to za sprawa?
Pogląda w rękopis.
GIANI
Właśnie przychodzimy...
PSYCHE
Ach, słuchaj, Giani, słuchaj, co za strofa!
czyta:
,,Jeśli chcesz życia --- oddam! --- Jeśli sławy, /
pod stopy twoje rzucę ją, jak złoty/
wieniec --- a ty ją zdeptaj dla zabawy,/
a jeśli..."
LORENZO
z wybuchem:
Pani! O twe życie idzie!/
Rzuć te papiery i słuchaj!
PSYCHE
O życie?
GIANI
Tak jest! Niestety! --- Wódz twoich żołnierzy...
PSYCHE
Ach! Blaks... Przysłał dzisiaj posły do mnie;/
chciał mojej ręki!
LORENZO
Teraz żąda księstwa!
PSYCHE
wyniośle:
Czyście w poselstwie od niego przybyli?
GIANI
gwałtownym ruchem odsłania zranioną pierś
Patrz! Oto pismo, które ci przynoszę, /
jego sztyletem ryte!
PSYCHE
Co to znaczy?
LORENZO
Blaks obiegł miasto i głośno ci grozi, /
że nie dożyjesz do wieczora, księżno!
PSYCHE
A wojsko moje?
GIANI
Wszyscy za nim poszli/
i ryczą: ,,Książę! Książę Blaks niech żyje!" --- /
Wszyscy! Z wyjątkiem tej garstki jedynie,/
którą ja sprawiam... My na śmierć gotowi.
PSYCHE
Na śmierć? A lud mój? A moi poddani?
LORENZO
Księżno! I czymże ty swój lud kupiłaś, /
by cię miał bronić? Daruj, że to mówię... /
Poddani twoi płacili daniny, /
patrząc z daleka na cudne pałace, /
które twój kaprys wznosił --- i jedynie /
gadki wśród ludu twojego chodziły, /
że jest tam przepych, że są tam obrazy /
i marmurowy biały tłum wśród gajów /
oliwnych, bogom pogańskim podobny --- /
a lud był głodny! --- Tyś wojny toczyła /
zwycięskie: lud twój oddał grosz ostatni, /
by twoje włości rosły, twoja sława!/
Teraz Blaks, srogi pies na twym łańcuchu, /
którym świat szczułaś, urwał się i szczerzy/
zęby przeciwko tobie, zaś ludowi /
pieniądz przyrzeka! --- I owe hołyszehołysz (z ukr., pogard.) --- biedak....
PSYCHE
Więc lud z nim razem? On lud wezwał, mówisz?
GIANI
Tak jest --- i lud z nim idzie...
PSYCHE
Lud... Doprawdy,/
teraz dopiero przypomniałam sobie, /
że jest pode mną lud...
LORENZO
Czemuż nie wcześniej!/
Póki był kornykorny (daw.) --- skrócone: pokorny; por. korzyć się przed kim....
PSYCHE
A dziś wstał, jak fala?/
I jest potężny? Burzy i obala? /
I ze mną walczy? Przejdzie po mym tronie, /
po księstwie moim przejdzie i koronie /
i pójdzie... dokąd? Ja tam już nie zdążę... /
chociażbym może chciała...
LORENZO
Nowy książę/
lud twój powiedzie!
PSYCHE
zrywa się
Nie! Wspaniałość moja/
oprze się jeszcze!
LORENZO
Nie łudź się, dostojna!/
Lud chce swobody! Ty mu jej już nie dasz --- /
da ją... kto inny!...
PSYCHE
po chwili:
Więc nie ma ratunku?
LORENZO
Owszem --- jeżeli to nazwać ratunkiem...
PSYCHE
Słucham cię.
LORENZO
Głos mi uwiązgłuwiązgł --- dziś popr.: uwiązł. w gardle...
PSYCHE
Powiedz!
LORENZO
Zdać się na łaskę i niełaskę Blaksa, /
albo... uciekać.
PSYCHE
odwraca się z niechęcią
Co ty powiesz, Giani?
GIANI
Mój obowiązek --- z setką moich dzielnych /
umrzeć przed bramą twojego pałacu./
Spełnię go, księżno.
PSYCHE
Więc --- zostanę tutaj.
LORENZO
Na śmierć twą patrzeć nie będę, bo póki...
PSYCHE
przerywa:
Dobrze, już dobrze, przyjaciele moi,/
nie mówmy o tym! Jak wiele, myślicie, /
upłynie czasu, zanim Blaks tu stanie?
LORENZO
Może godzina...
GIANI
Dwie! Ja za dwie ręczę!/
Żyć mam ochotę jeszcze dwie godziny...
PSYCHE
Więc wy jedynie --- wy dwaj jeszcze tylko... /
Czemuście przy mnie zostaliczemuście (...) zostali --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: czemu zostaliście.? Powiedzcie!
Lorenzo i Giani skłaniają głowy w milczeniu.
PSYCHE
Wy mnie kochacie?
LORENZO i GIANI
Księżno!
PSYCHE
Dajcie ręce ---/
pogańska byłam nad wami władczyni, /
tak zakochana w pięknie, blasku, życiu --- /
ale to przeszło. Pustka w moim sercu --- /
i do miłości innych już tęsknota /
nowe przed stopą mą otwiera wrota, /
i jeno uśmiech ten i liść ten z czoła.../
Bez łez go rzucam. Przyszłość mnie już woła... /
Tak rada jestem!
LORENZO
Co ty mówisz, księżno?/
Twe słowa dziwne...
PSYCHE
Nic. Chcę być wesoła/
przez dwie godziny. --- Na ucztę was proszę, /
mili...
LORENZO
Tam wróg twój już wywala bramy!
PSYCHE
Tutaj nie słychać! Odgłos walk w oliwnych/
gałęziach moich ogrodów uwięzgnieuwięzgnie --- dziś popr.: uwięźnie.:/
zdawać się będzie, że cyprysy szumią... /
Gdy krzyk straszniejszy zabrzmi --- to go stłumią/
bluszcze na ścianach mojego pałacu/
i te makaty... A więc --- póki można ---/
nie chcę nic słyszeć. Wezwę swych przyjaciół ---/
wy im nie mówcie, że się księstwo moje/
liczy na chwile... Chcę, aby tak zaszło,/
jak dzień pogodny...
GIANI
Ucztuj! Zaręczyłem/
za dwie godziny --- oznacz na zegarze!/
Czas trzymam w garści!
Zwraca się ku wyjściu.
PSYCHE
Idziesz?
GIANI
Sprawić straże...
Idzie ku drzwiom, jednak przed progiem zatrzymuje się.
Psyche!...
Psyche podaje mu dłoń. --- Giani przyklęka i w długim pocałunku ciśnie rękę Psychy do ust, po czym wstaje szybko i nie oglądając się za siebie, wychodzi.
PSYCHE
do Lorenza:
A ty?
LORENZO
Ja? --- Zostanę przy tobie,/
dopóki...
PSYCHE
Dość już!
Arminio wchodzi.
PSYCHE
W poręś przyszedł, mistrzu!/
Właśnie posyłać chciałam moje sługi, /
aby cię prosić...
ARMINIO
Księżno, ja przychodzę,/
by cię pożegnać!
podaje jej papier
Tu jest plan lodżetty,/
którą wystawić chciałaś w swym ogrodzie./
Plan jest dokładny, wykonać go zdoła /
każdy architekt.
PSYCHE
Cóż to? Więc mnie, panie,/
chcecie opuścić?
ARMINIO
Jadę w świat!
dodano brakujacy w źródłe nagłówek osoby:
PSYCHE
Lodżettę/
nie wiem, czy będę stawiać, lecz was, mistrzu,/
zatrzymam...
ARMINIO
Pani! Ja stąd odejść muszę! ---/
nazbyt cię... kocham.
PSYCHE
Przeto odejść chcecie?/
Więc na dzień tylko, tylko do wieczora --- /
nie! --- Dwie godziny pozostańcie jeszcze, /
a potem idźcie, panie, za swą sławą, /
gdzie los was woła...
ARMINIO
po chwili wahania:
Zostanę, gdy każesz...
PSYCHE
O tak! Dziękuję! --- Dzisiaj was dotknęłam; /
darujcie! Nigdy to się nie powtórzy...
do Lorenza:
Bądź gospodarzem, Lorenzo, tymczasem/
i sproś przyjaciół moich. Ja na chwilę /
odejdę, wydać rozkazy i szaty/
przywdziać godowe.
Wychodzi.
ARMINIO
Cóż to?
LORENZO
Uczta!
ARMINIO
Wcześnie!
LORENZO
Już czas ostatni, wierzaj, sławny mistrzu!
Wyciąga miecz i ogląda klingę.
ARMINIO
Cóż to, szlachetny panie, miecz w twych ręku?
LORENZO
Oglądam brzeszczot...
Wsuwa miecz do pochwy.
Służba wnosi stół i zastawę.
LORENZO
idzie ku drzwiom z prawej i otwiera je na oścież
Proszę was, panowie ---/
księżna kazała was bawić, dopóki /
nie zejdzie sama.
Wchodzą Pietro i Girolamo.
PIETRO
Długie były rady...
LORENZO
Drobna rzecz, ale pilna!
GIROLAMO
Ho! Arminio!/
O łaski księżnej ubiegasz się ciągle?
ARMINIO
Jak ty...
GIROLAMO
Gdzież Giani?
LORENZO
Wyszedł, przygotować.../
popis rycerski, którym księżna pani/
chce swych przyjaciół po uczcie zabawić.
GIROLAMO
Cóż to za święto dzisiaj?
LORENZO
Wielkie święto!
ARMINIO
Zapewne ku czci zwycięskiego wodza,/
który dziś wrócił. Widziałem na mieście/
ruch nadzwyczajny. Do bram wszyscy biegąbiegą (daw.) --- dziś popr. forma 3.os.lm: biegną....
LORENZO
Przyjdą i tutaj.
PIETRO
do Lorenza:
Jestem niespokojny;/
byłem obecny, gdy księżna mówiła /
z posłem...
LORENZO
Ach! Głupstwo --- rzecz już załatwiona!
PIETRO
Tak? --- Czy pomyślnie?
LORENZO
Najpomyślniej w świecie!
PIETRO
do siebie:
A więc wesele ponopono (daw., gw.) --- podobno; zapewne. będziembędziem --- skrócona forma 1.os.lm: będziemy. mieli!
Wchodzi Psyche; na sukni, w którą była poprzednio ubrana, ma narzucony bogaty płaszcz, na głowie jej błyszczy diadem książęcy. Obok niej postępują jej damy: Leta, Bella i Carmen. Służba wnosi potrawy, owoce i wina.
PSYCHE
Zasiądźcie, mili przyjaciele moi;/
chcę być wesoła dzisiaj w waszym gronie!
GIROLAMO
Wyglądasz pani dziś jak dzień, jak słońce!
PSYCHE
Jeślim jest słońce --- weselcież się słońcu!/
Cóż to, Arminio! Ty jeszcze posępny? /
Czyś nie zapomniał dotąd swej urazy?
ARMINIO
Już zapomniałem, gdyś mi błysła twarzą!
PSYCHE
zasiada
Ach! Tak to pięknie! --- Lorenzo! Chcę śpiewu; /
nad czymże dumasz? Chcę śpiewu! --- Tam wisi, /
patrz, mandolina --- weź i graj... Lub raczej --- /
nie! Teraz będziem słuchać Girolama./
Poeto! Miałeś nam pieśń czwartą czytać...
GIROLAMO
Mam ją przy sobie, księżno.
PSYCHE
A więc proszę.../
O czymże pieśń ta?
GIROLAMO
O czym? --- O miłości!/
Ta jedna, pani, struna teraz we mnie/
drży...
PSYCHE
O miłości!... Wszak wy mnie kochacie?/
Powiedzcie --- bardzo? Kochacie mnie wszyscy?
PIETRO
Ja stary, księżno, a jeszcze cię kocham!
PSYCHE
Wierzę, mój Pietro. No a wy, artyści?
ARMINIO
Pani! Czyż słów mych dopiero ci trzeba? /
Chciałem stąd uciec, lecz przyznam, że lżejsza /
śmierć by mi była. Może ty byś wtedy /
wierzyła wreszcie...
PSYCHE
A ty, Girolamo?
GIROLAMO
I cóż ci powiem, ja --- poeta, który /
żyję, by głosić twą sławę! Ja --- malarz, /
co twoją piękność uwieczniam jedynie!/
Chciałbym, ażebym mógł kiedy okazać, /
jak ja cię kocham! Aby los nadarzył /
jaką sposobność...
LORENZO
Nie wyzywaj losu!
PSYCHE
Ach! Jak to dobrze, że wy mnie kochacie!/
A więc beze mnie pusto by wam było?
GIROLAMO
Żyć bym nie zdołał!
ARMINIO
Śmierć bez ciebie, pani!
PSYCHE
zwraca się do Lorenza, z lekką ironią:
I cóż, Lorenzo? --- Słyszysz, jak kochają /
ci przyjaciele? I czy się nie wstydzisz /
swego milczenia wobec onych przysiąg?/
Ty mnie nie kochasz! Ty byś nie dał za mnie /
życia! --- Gdzież Giani? --- On mnie też nie kocha, /
kiedy nie przyszedł na ucztę...
GIROLAMO
lekceważąco:
Ach! Żołnierz...
LORENZO
Pewno...
PSYCHE
I słusznie! --- Czymże byłam dla was? ---/
Władczyni tylko! --- Podczas gdy artystom/
dawałam złoto, łaski i natchnienie, /
uśmiechy jasne, słoneczną pogodę! --- /
Lecz cóż to, mili? Czary jeszcze pełne?/
Pijcie! Ja proszę, pijcie za me zdrowie!
PIETRO
wznosi kielich
Żyj nam i władaj, księżno, długie lata!
ARMINIO i GIROLAMO
Żyj nam! Dopóki...
Trącają się z Psychą, której kielich pęka.
LETA
Och! Puchar...
BELLA
Zła wróżba!
PSYCHE
Marne szkło! --- Złoty mi dajcie! --- Panowie, /
złotym pucharem za toast dziękuję!...
Pije.
Lecz patrzcie! --- nudzą się tu moje damy: /
bawcież je, proszę! Wszak jam tu nie jedna. /
Śmiejże się, Leto! --- Lubię śmiech twój srebrny, /
co brzmi jak jasna gdzieś w górach kaskada /
Bello! Wznieś czoło! Niech twe oczy błyszczą! /
Kocham urodę twoją, najpiękniejsza! ---/
Carmen! Zaśpiewaj! Lorenzo ci zagra...
CARMEN
Jak każesz, pani!
LETA
Podam instrumenty...
Przynosi mandolinę i daje Lorenzowi.
CARMEN
O czym mam śpiewać?
PSYCHE
O szczęściu! O szczęściu!
CARMEN
śpiewa przy wtórze gry Lorenza:
Szukałam szczęścia, o siostry moje!/
goniąc przez lądy i morze ---/
a szczęście pono, o siostry moje!/
kryło się w cichym klasztorze!...
Szukałam szczęścia, o siostry moje!/
w cichym wśród borów klasztorze ---/
a szczęście pono, o siostry moje! /
było u księcia na dworze!
Szukałam szczęścia, o siostry moje!/
Na świetnym książęcym dworze ---/
a szczęście pono...
PSYCHE
przerywa:
Dosyć tej pieśni! --- to jest pieśń tęsknoty, /
a tu dokoła nas jest radość, życie.../
Życie! --- Wszak prawda?
GIROLAMO
Życie jest i --- miłość!
ARMINIO
Wierna do grobu miłość!...
PSYCHE
Wierzę, mili!/
Możnażmożnaż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. nie wierzyć, gdy się zaklinacie, /
mistrzowie sławni po wszej ziemi włoskiej?/
Ale dość tego! --- Teraz posłuchamy /
poety. Mistrzu Girolamo, proszę, /
czytajcie pieśń swą! Służba! Nalać czary! /
Pietro! Uważaj! --- Będziesz sędzią, jeśli /
nazbyt wzruszona sądzić nie potrafię! /
Arminio! Usiądź tu przy mnie, tak... blisko... /
Słuchamy, mistrzu!
PIETRO
I ja słucham, słucham...
GIROLAMO
występuje i wsparty o kolumnę, rozpoczyna czytać:
,,Dziś los Arnolda zajmuje mnie, przeto/
rzucam Rodryga w jamie czarownika /
i dążę za nim. Wielką to zaletą/
rycerza mego było, że nie tyka/
świętości; gdy więc spostrzegł, że z kobietą/
walczyć mu padło: wnet zajadłość dzika/
zgasła mu w sercu --- rzuca miecz, przyklęka.../
cios nad niezbrojnym żeńska wzniosła ręka.
On poznał Dorę... O święta miłości, /
która zbroicezbroica --- zgrubienie od: zbroja. łamiesz i paiżepaiż a. paiża --- mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii.,/
przez pancerz w serce..."
Na dworze przed domem wybucha zmieszany gwar: coś jakby krzyki, jakby odgłosy bitwy... --- Lorenzo biegnie ku oknu.
ARMINIO
zrywa się
Co to?
PSYCHE
Nic --- moi poddani się cieszą!/
Przyszli pod okna me wznosić okrzyki./
Czyście się zlękli?
PIETRO
To nie głos wiwatów!/
Strzały!
PSH C
Z moździerzy biją na cześć wodza,/
który dziś wrócił. Lorenzo, wszak prawda?
LORENZO
wraca do stołu
Tak jest, tak, pani.
PSYCHE
Czytaj, Girolamo!
GIROLAMO
czyta:
,,...przez pancerz w serce ugadzasz i kości /
przenikasz --- gwiazdo na niebios szafirze! /
Twój promień duszom mleczną drogę mości, /
jeśli wzwyż zechcą iść, a ziemskie niże /
rzucić: szczęśliwy, kto cię w życiu spotka, /
miłości! --- Nawet śmierć dla ciebie słodka!
Niechaj pieśń moja..."
Wołania i szczęk na schodach.
PIETRO
powstaje
Tu się coś dzieje! Szczęk u bram pałacu! /
Księżno!
PSYCHE
Siadajcie. Mustrują się straże./
Giani je sprawia... O, mój wierny Giani!...
ARMINIO
Co to ma znaczyć? Tyś pobladła, pani!
PSYCHE
Pieśń Girolama tak mię wzrusza. Czytaj, /
czytaj, mój mistrzu...
Ukrywa twarz w dłoniach.
GIROLAMO
czyta głosem cokolwiek niepewnym:
,,Niechaj pieśń moja, która sławi ciebie,/
trafi do serca mojej jasnej pani,/
niech ją do marzeń złotych ukolebie..."
Urywa. --- Lorenzo wstaje i zbliża się do drzwi.
PSYCHE
Słuchajżesłuchajże --- konstrukcja z partykułą -że, tu: w funkcji wzmacniającej., Lorenzo!
LORENZO
wyciąga niepostrzeżenie szpadę
Słucham! Ja słucham --- cały w słuch się zmieniam!
Nadsłuchując odgłosów z zewnątrz, opiera się lewym ramieniem o uszakuszak --- architektoniczny element dekoracyjny, występ z linii obramienia w górnych narożach okien i drzwi; poszerzenie obramienia okiennego. drzwi, szpadę trzyma na pogotowiu w prawej ręce.
PSYCHE
do Girolama:
Cudna pieśń wasza!
GIROLAMO
czyta z rosnącym niepokojem:
,,... niech ją do marzeń złotych ukolebie /
i niech jej powie, tej --- która mię rani,/
że bez niej nie chcę być zbawionym w niebie,/
a z nią radosny pójdę do otchłani,/
z nią, co jest wróżką dobrą moich wzlotów; /
niechaj jej powie pieśń, żem umrzeć gotów
dla niej..."
Od jednego gwałtownego ciosu z zewnątrz rozlatują się drzwi: wpada Blaks, w zbroi. Wszyscy obecni Mężczyźni zrywają się z przerażeniem --- Kobiety cisną się z krzykiem około Psychy, która stoi --- dumna, nieruchoma, spokojna.
Lorenzo w chwili, gdy drzwi się rozwarły, rzuca się na Blaksa z dobytą szpadą.
BLAKS
Gadzino!
Powala go jednym ciosem ciężkiego dwuręcznego miecza i przeskoczywszy przez trupa, wpada na środek sali.
Gdzie księżna?!
PSYCHE
Ja jestem tutaj!
KOBIETY
O, pani! O, pani!
ARMINIO
Zdrada!
PIETRO
Do broni!
BLAKS
Niech się nikt nie rusza!/
Kto miecz wyciągnął --- zginie!
GIROLAMO
Daruj, panie.../
myśmy...
PSYCHE
A cóż to, przyjaciele moi?/
Ha, ha! Wszakżeście chcieli dla mnie --- ginąć! /
Arminio! Pietro! Mistrzu Girolamo!/
--- Wszak mię kochacie!
PIETRO
Tak... lecz życie więcej.../
I przeto radzę...
PSYCHE
A! Kochacie życie!/
Więc jeden tylko był --- i tutaj leży /
martwy --- i drugi --- tam, przed bramą, świeży, /
piękny, młodzieńczy trup! --- A ja, widzicie, /
suche mam oczy...
do Blaksa:
Czego chcesz?
BLAKS
Książęcej/
władzy --- z twą ręką, albo twego życia!/
Do mnie, żołnierze!
ŻOŁNIERZE
wpadają tłumnie z gromkim okrzykiem:
Książę Blaks niech żyje!
TŁUM LUDU
za oknem powtarza:
Niech żyje książę!
BLAKS
do obecnych:
A wy? Kto nie wzniesie/
okrzyku: wróg mój!
PIETRO
po chwili wahania:
Niechaj żyje książę!
ARMINIO i GIROLAMO
powtarzają niepewnie:
Niech żyje...
BLAKS
do Psychy:
Słyszysz?
Władza, Klęska, Klejnot, TruciznaPSYCHE
Ha! Poddać się muszę./
Dajcie mi puchar, niech i ja wypiję /
zdrowie nowego księcia!
Z pierścienia, który ma na palcu, wsypuje do złotej czary truciznę.
Niechaj żyje/
książę Blaks, Psychy następca! --- I włada!...
Pije.
PIETRO
Tak, to rozumnie!
do służącego:
Księciu czarę nalej,/
niechaj wraz z nami...
Psyche zachwiała się, blednie...
KOBIETY
z krzykiem:
Otruła się! Biada!/
Księżno! --- Umiera!
PSYCHE
walcząc z ogarniającą ją śmiercią, zrywa się jeszcze raz i mówi, patrząc Blaksowi w oczy:
Nie! --- Ja idę... dalej...
Słania się i opada na ręce podtrzymujących ją dam.
V. Przez krew
Gospodarz
Psyche, dziewczyna usługująca w kawiarni
De La Roche, żołnierz Gwardii Narodowej
I Gość, II Gość w kawiarni
Młody
Dowódca patrolu, Danton, za sceną
Blaks, rzeźnik, przywódca tłumu
Goniec
Głosy z Ludu
Tłum: mężczyźni i kobiety
Rzecz działa się w Paryżu, o świcie dnia 2 września 1792.
Kawiarnia, otwierająca się w głębi szeroką werandą na plac w starej dzielnicy Paryża. Wnętrze, urządzone po prostu i nieco brudne, oświetlają dwie lampy oliwne, zwieszające się na drutach z pułapu. Po lewej stronie szafa z napitkami i długi stół bufetowy; na prawo drzwi. Kilka stolików drewnianych, w części tylko przykrytych kolorowymi serwetami, obok nich ławy i stołki, słomą wyplatane. Późna noc. Plac przed kawiarnią jest zupełnie ciemny, kładą się po nim tylko żółte smugi słabego światła lamp kawiarnianych.
Niespokojna, pełna oczekiwania cisza.
Gospodarz stoi oparty plecami o bufet, za każdym szelestem pogląda ku placowi.
Jeden z gości siedzi z łokciami opartymi na stole i brodą na złożonych pięściach, mając przed sobą próżną szklankę, i patrzy tępo a uporczywie przed siebie.
Drugi gość zaklął z cicha, wstaje, przechodzi przez kawiarnię i siada na innym miejscu.
Młody, wtulony w kąt, szarpie nerwowymi ruchami porzuconą na stole gazetę, ogląda się, jakby chciał rozpocząć rozmowę, ale gdy wszyscy milczą, mruczy tylko coś niewyraźnego, po czym chwyta szklankę i wypija z niej resztę absyntu.
Psyche stoi oparta o słup werandy, zapatrzona w głąb.
Zegar wydzwania godzinę trzecią.
GOSPODARZ
Już trzecia...
I GOŚĆ
Do pioruna!...
II GOŚĆ
I nic jeszcze...
MŁODY
po chwili, nerwowo, podniesionym głosem:
Absynt!
Psyche zwraca się, idzie ku bufetowi, bierze flaszkę i nalewa mu kieliszek, po czym w milczeniu siada w kącie na prawo. Jedna z lamp zawieszonych u sufitu poczyna ćmić się i gasnąć.
II GOŚĆ
Lampy gasną...
GOSPODARZ
zdejmuje lampę i gasi zupełnie
Brakło już oliwy... Świeci się całą noc...
MŁODY
zrywa się gwałtownie, uderza pięścią o stół i mówi, chodząc niespokojnie po izbie:
To już można doprawdy oszaleć! Całą noc... i nic... i nic... i nic!...
Wchodzi De La Roche, w mundurze gwardzisty narodowego do pośrodka.
DE LA ROCHE
Witam.
GOSPODARZ
Dzień dobry...
MŁODY
odwraca się żywo:
A! To tyś jest, bracie!/
Co słychać?
DE LA ROCHE
Głucho. Od przedmieścia idę;/
lud nie śpi, czeka...
do Gospodarza:
Hej, obywatelu,/
szklaneczkę grogu... Zimno jest diabelnie...
Spostrzega Psychę, która idzie mu grog przyrządzić.
Ty nie śpisz jeszcze?
PSYCHE
Czuwam. Czyż spać można/
w taką noc?
I GOŚĆ
Prawda...
II GOŚĆ
Nie ma dotąd wieści?
DE LA ROCHE
patrząc na Psychę, mówi z roztargnieniem:
Jeszcze nie... Winny jednak przyjść nad ranem...
GOSPODARZ
Świt niedaleki...
I GOŚĆ
Oby jeno przyniósł/
dobrą nowinę...
II GOŚĆ
A to co? Obawy?
MŁODY
porywczo:
Kto tu śmie wątpić?
I GOŚĆ
W głuchych cieniach nocy/
myśli się ważą... Sześćdziesiąt tysięcy /
Prusaków, z nimi pono drugie tyle /
cesarskich ludzi...
GOSPODARZ
A dodaj: szesnaście/
tysięcy szlachty naszej, królewszczyków, /
co się z wrogami przeciw nam sprzysięgli...
PSYCHE
A nasze armie? Wolne armie ludu!
DE LA ROCHE
Sedańska armia bez wodza; północna /
nie obroniła Longwy, które wzięto...
PSYCHE
Więc jeśli armie nie starczą, to pójdą /
ludzie z tych ulic, z zaułków, z przedmieścia, /
bosi, z kijami, z nagą piersią --- ruszą /
kamienie z bruku na bój...
DE LA ROCHE
Czy zwyciężą --- !
MŁODY
Milcz! To jest zdrada! Tu wątpić nie wolno! /
Na sąd zasłużył, kto nie wierzy silnie /
w potęgę ludu...
PSYCHE
--- i w tę wielką prawdę,/
że wolni muszą zwyciężyć!
I GOŚĆ
Daj Boże!
GOSPODARZ
Bóg nam nic nie da, jeśli nie weźmiemy/
sami! Ja mówię: dopóki tu żyje/
król i dopóki te mydłki tam w Radzie...
II GOŚĆ
przerywa:
Obywatelu! Ty ich nie obrażaj!/
W Radzie są ludzie, przed którymi głowę /
schylić należy!
MŁODY
Przed nikim nie schyla/
głowy człek wolny!
GOSPODARZ
A ja wam powtarzam,/
że to są mydłki, którzy ciepłą wodę /
mają w swych żyłach. Do dziś dnia w Paryżu /
wszystko już winno było być zmienione: /
król --- na szafocie! Szlachta bez głów! Wszystka!/
Lud --- i nikt więcej! --- Lud powinien władać! /
Dość my cierpieli! Dość we krwi i trudzie /
czekali wielkiej chwili wyzwolenia! /
Równość prawdziwa...
Na placu przed werandą słychać głosy i ciężkie kroki.
II GOŚĆ
Co to?
MŁODY
wygląda
Patrol idzie!
Biegną wszyscy do drzwi werandy.
GOSPODARZ
woła:
Obywatelu! A co tam się dzieje?
GŁOS DOWÓDCY PATROLU
z zewnątrz:
Łapiemy ptaszków, ojcze Vaubas --- w nocy /
łapiemy!
DE LA ROCHE
Kogo?
GŁOS DOWÓDCY
Szlachtę! Są rozkazy,/
aby uwięzić wszystkich podejrzanych...
GOSPODARZ
Nareszcie!
MŁODY
Pójdźmy!
GOSPODARZ
Psyche! Ty tu zostań/
i pilnuj...
PSYCHE
Dobrze...
Wychodzą wszyscy oprócz De La Roche'a i Psychy. --- Zegar wydzwania godzinę czwartą.
De La Roche siedzi zamyślony ze schyloną głową.
PSYCHE
postępuje ku werandzie i oparłszy się o słup, patrzy w ciemną głąb. Po chwili mówić zaczyna dziwnie zmienionym głosem:
Tętni krew... Noc ciemna, /
a tam pod brukiem żyła krwie /
podziemna /
tętni i rwie.../
O, krwi! O, krwi! Wybłyśnij zorzą!/
O! Wzejdź nam, słońce!...
DE LA ROCHE
żywo:
Psyche!
PSYCHE
drgnęła, jakby nagle zbudzona
Tu jestem.
DE LA ROCHE
Głucho dookoła.../
a tak się zdało, że krzyczy coś, woła...
PSYCHE
półgłosem do siebie:
Powiał wiatr wschodni.../
Brzask się zatrzepał szarymi skrzydłami /
pomiędzy rzędem kamienic /
nad twardym brukiem ulicy.../
O, słońce, wzejdź nam! Słońce!
DE LA ROCHE
Co mówisz?
PSYCHE
zmienionym tonem:
Nic. Matkę moją zasiekli batami; ojca zabito, kiedy krzyczał na ulicy: ,,Niech żyje wolność!"... Upadł twarzą na bruk i ciężkie buty żołdackie przeszły po jego ciele. Ale ja nic nie mówię. Wołam tylko słońca, ażeby wzeszło...
Patrzy znów w głąb.
DE LA ROCHE
po chwili:
Psyche!
PSYCHE
Słucham. Czy potrzebujesz czego?
DE LA ROCHE
Nie! Ty mnie nie słuchasz, nie widzisz mnie nawet! Spojrzałaś na mnie, ale myśl twoja jest gdzie indziej! Widziałem, jak dusza twoich oczu poszła tam --- w ciemną głąb tej ulicy... ku gmachowi Komuny!
PSYCHE
Owszem. Widzę cię i słucham, obywatelu.
DE LA ROCHE
Obywatelu! --- Nie maszżenie maszże --- konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy nie masz. dla mnie innego miana?
PSYCHE
Tym imieniem pozdrawiają się wszyscy wolni. Ale jeśli chcesz, mogę także nazywać cię inaczej...
DE LA ROCHE
Chciałbym...
PSYCHE
Mogę ci mówić: paniczu! Ładny jesteś --- masz rumiane policzki i białe, wypieszczone dłonie --- paniczu.
DE LA ROCHE
Dlaczego szydzisz ze mnie?
PSYCHE
Nie szydzę. To jest prawda.
DE LA ROCHE
Unikasz mnie, odpychasz... A wszakże ja dla ciebie, dla ciebie jedynie...
PSYCHE
Dla mnie?
DE LA ROCHE
Tak jest. Ty wiesz, że jestem potomkiem starej, szlacheckiej rodziny, wiesz, że wszyscy krewni moi są w więzieniach albo na wygnaniu...
PSYCHE
Albo w szeregach nieprzyjacielskiej armii, która idzie walczyć z nami...
DE LA ROCHE
porywczo:
A więc --- tak jest! Nie przeczę! A ja --- patrz! --- Tutaj, z trójkolorową szarfą, w mundurze Gwardii Narodowej, na służbie... wolności! Na służbie ludu, tego ludu, który...
PSYCHE
Milcz! Jam z tego ludu wyszła! I kocham ten lud!
DE LA ROCHE
A ja ciebie kocham! --- Słyszysz! --- Ciebie jedną na świecie! Kocham ten błysk twoich oczu i głos twój płomienny, kocham cię całą! O! Czemu z rąk mi się wyrywasz? Powiedz, co mam jeszcze uczynić, co zrobić, ażebyś ty była moja?
PSYCHE
Żyję Wolnością...
DE LA ROCHE
Przeklęta! --- Ona mi ciebie zabiera!
PSYCHE
Nie tak! --- Wolność ukochaj, a zbliżysz się do mnie!
DE LA ROCHE
Ha! Wolność!... Rzuciłem się w ten wir --- dla ciebie! Porywa mnie czasem i unosi, jak pożar snop słomy wydarty ze strzechy płonącego domu... Ale czyż można kochać ogień, który pożera?
PSYCHE
Tylko taki ogień wart ukochania! --- Bo taki tylko oczyszcza i zbawia! --- Czy to rozumiesz?
DE LA ROCHE
po chwili:
Dziwne są czasem twoje słowa... Niepodobna mi uwierzyć, abyś ty na tych ulicach i wśród tego ludu całe życie spędziła...
PSYCHE
zamyśla się:
Życie? --- I kto wie, jakie ono długie naprawdę? Gdzie się zaczyna i gdzie kończy...
DE LA ROCHE
Coś niepojętego dla mnie jest w tobie...
po chwili, żywo:
Słuchaj! --- Idę na oślep za tobą, służę twej sprawie, słucham twych rozkazów, opuszczam wszystko, wszystko poświęcam dla ciebie --- a nie wiem nawet, kto ty jesteś?
PSYCHE
wzrusza ramionami:
Jak widzisz: prosta dziewczyna!
DE LA ROCHE
Nie! Ty jesteś czymś więcej!
PSYCHE
A więc tak! --- Jestem obywatelką wolnego narodu!
DE LA ROCHE
Czymś więcej jeszcze! --- Po raz pierwszy, pomnę, /
jam cię zobaczył, kiedy lud Bastylię brał. /
Tyś na czele ludu szła, płynęła --- /
nie! Tyś leciała wzniesiona rękami/
tłumu, płomiennym zdając się aniołem: /
z płomieniem krwawej chorągwi nad czołem, /
z płomieniem w oku, w ustach, w wyciągniętej /
ręce... --- ze światła, z piorunu, czy z ciała, /
nie wiem...
PSYCHE
To Wolność ci się ukazała!
DE LA ROCHE
Dusza!
PSYCHE
Ja!
DE LA ROCHE
Psyche! Odtąd żyję tobą!
PSYCHE
Nieprawda! Łudzisz się tylko. W istocie tobie obce jest to wszystko, czym ja oddycham... Odejdź!
DE LA ROCHE
Nie, nie! Tak mi się zdaje, że już raz minąłem cię kiedyś, może we śnie... tym razem...
PSYCHE
--- miniesz znowu.
DE LA ROCHE
Ja nie chcę! --- Psyche... Ja cię wezmę z sobą! Porwę, uniosę!
Gdzieś w głębi zrywa się nagle zmieszany gwar dalekiego tłumu, który milknie za chwilę.
PSYCHE
żywo:
Słyszysz gwar? Okrzyki!
DE LA ROCHE
drgnął
Miasto się rusza...
PSYCHE
To moja godzina!
DE LA ROCHE
nadsłuchuje
Przeszło, jak fala. Cicho znów i głucho...
PSYCHE
do siebie:
Sił! Sił! --- Dziś tylko, tylko dziś zwyciężyć...
DE LA ROCHE
po chwili:
Twarz ci się mieni... Coś jak ból przemknęło po niej... Psyche!
Psyche zwraca się w milczeniu ku niemu.
DE LA ROCHE
Oczy ci błysnęły twardo połyskiem stali --- usta masz zacięte... Jaka ty piękna jesteś! --- O! Gdybyś ty wiedziała, jak ja cię kocham! Moja bądź!
PSYCHE
wybucha śmiechem
Ha, ha, ha! Ha, ha!
DE LA ROCHE
Śmiejesz się? --- Ty się śmiejesz!
PSYCHE
poważnie:
Czy ty nie czujesz, obywatelu, jak fałszywie zazgrzytały twoje słowa o miłości w tej nocy oczekiwania, w tej dziwnej chwili, kiedy może tam się ważą losy wolnego narodu? Kiedy się z serca żywa leje krew? Gdy ma uderzyć wyzwolenia dzwon?
DE LA ROCHE
Dzwon uderzy, ale nie wiadomo jeszcze, na co wezwie lud! --- Lęk mnie dziwny ogarnia. A i ty sama --- widzę --- że się boisz...
PSYCHE
Nie!
DE LA ROCHE
Nie zaprzeczaj!
po chwili:
Miłość, Dusza, Wolność, RewolucjaCzy wiesz, jak słodka jest miłość? Jakim głosem przejmującym woła? Jaki pokój daje bezbrzeżny?
PSYCHE
Nie chcę pokoju! --- Na mnie jest klątwa łez, /
wieków ból --- i pot --- i krew, /
we mnie się pali straszny ludu gniew --- /
a wyzwolenie --- to jest mój kres!
DE LA ROCHE
Miłość jedna wyzwolenie daje! --- Ona odkupia i zbawia! --- Posłuchaj, posłuchaj mnie tylko! --- Ramiona stęsknione wyciągam ku tobie! Kocham cię, żyję tobą! --- Psyche! Czyż nie drga nic w twoim sercu?
PSYCHE
po chwili:
A choćby drgało... choćby tam gdzieś na dnie /
jaka tęsknota spała za... kochaniem,/
za głupim cichym szczęściem --- to cóż z tego? /
Czy się ty łudzisz, że moje ramiona, /
co krwawy sztandar wznieść chcą ponad ludem, /
mogłyby pieścić? Że te usta moje, /
drżące od krzyku płomiennej Wolności, /
mogłyby kiedy --- pokorne --- całować!?
DE LA ROCHE
Ja cię nauczę! --- Kochasz mnie! Pójdź ze mną!
PSYCHE
Nigdy! ---
DE LA ROCHE
Pójdź! ---
PSYCHE
Nigdy! --- Pierwej bym musiała przekląć ten cud, to ukochanie moje, moje życie, co się tu rodzi z krwi: Wolność i Lud! ---
DE LA ROCHE
Więc przeklnij! ---
PSYCHE
Precz! ---
DE LA ROCHE
To przecież jest nieuniknione, to przecież stać się musi! --- Patrz tylko na ten tłum dokoła ciebie! Tobie się zdaje, że masz nad nim władzę, ale poczekaj, lada dzień obudzi się w nim podłe, złe, drapieżne zwierzę, a wtenczas... Słuchaj mnie, Psyche, tam na południu, pod Pirenejami, jest zamek mój rodzinny, wzniesiony ongi przez jednego z mych przodków, który pod imieniem Błędnego Rycerza Słońca objeżdżał ziemie z pieśnią na ustach a krzepkim mieczem w dłoni, za słuszność walcząc, nim upadł. Ale zamek stoi do dziś dnia. Słuchaj mnie, tam się można ukryć przed światem.
PSYCHE
Nie kuś!
DE LA ROCHE
Tam można --- w zielonych wąwozach nad szumiącymi ruczajami --- być wolnym naprawdę i szczęśliwym, z dala od tej zgiełkliwej a gorzkiej i krwawej komedii, która się tutaj rozgrywa! Co cię to wszystko obchodzi! O! Wysłuchaj mnie! Pójdź ze mną! --- Zbytkiem cię otoczę, miłością, rozkoszą, przepychem!...
PSYCHE
mówi z wolna, patrząc mu w oczy:
Mnie się zdaje, że ty naprawdę nie wiesz, kto ja jestem!
DE LA ROCHE
Jesteś kobieta, którą ja kocham!
PSYCHE
Nie... /
Ja jestem krzywda --- i trud,/
i żar --- i moc --- i ruch, /
wstający z więzów duch! /
Ja jestem --- lud! ---
Słychać nagle bicie dzwonów.
DE LA ROCHE
Dzwon!
PSYCHE
Na alarm biją!
DE LA ROCHE
Na trwogę! ---
PSYCHE
Na bój!!
Kawiarnia wypełnia się zbiegającym zewsząd Ludem. --- Niebo szarzeje świtaniem.
GŁOSY z LUDU
Co to?/
Dzwonią!/
Rada/
kazała w dzwony uderzyć! ---/
Na alarm!
GONIEC
wpada
Wieść z pola bitwy! Ludu!
GŁOSY
Wieści! Wieści!/
Co? Mów, co słychać!/
Mów! Obywatelu!...
GONIEC
Niechaj tchu złapię... pędzę...
GŁOSY
Co się stało?
GONIEC
Verdun...
DE LA ROCHE
Zwycięstwo?
GONIEC
Verdun się poddało!/
Prusak wziął miasto!
Wśród obecnych zalega nagle straszne, grobowe, pełne bezbrzeżnego zdumienia milczenie. Zaledwie ten i ów poruszy się, zagada z cicha do towarzysza. Wreszcie niepokój wzrasta --- brak już tylko jakiegoś słowa, hasła...
PSYCHE
występuje na środek
Czyście słyszeli?
GŁOSY
wybuchają nagle, jak zrywająca się burza:
Na wroga! Na wroga!/
Do broni, ludu!
PSYCHE
Tam! Przed gmach Komuny!/
Wolności płomień przekuć na pioruny!
Wybiega na czele tłumu w głąb. W opustoszałej izbie pozostaje tylko De La Roche i rozgląda się wokoło zdumiony, jakby nie pojmował jeszcze, co się stało. Po chwili wbiega od ulicy Gospodarz.
GOSPODARZ
Już wiesz?
DE LA ROCHE
Niestety!
GOSPODARZ
Obłęd porwał ludzi!/
Wszystko się wali...
DE LA ROCHE
Ona lud porwała...
GOSPODARZ
Kto taki?
DE LA ROCHE
Psyche.
GOSPODARZ
To nie dziewek sprawa,/
tu trzeba męża...
Głosy zbierającego się na ulicy Ludu:
Rada temu winna!/
To niedołęstwo!/
Niech złożą urzędy!/
Zmusić ich! --- Łotry!
GOSPODARZ
Męża! Męża! Męża!
BLAKS
wbiega na czele tłumu
Hej, obywatele! --- A wiecie już, co mówią po całym mieście, że wojska nasze w sposób łotrowski i zgoła niepatriotyczny dały się pokonać tym najemnikom królów?
GOSPODARZ
Tak jest, uległy podobno przewadze...
BLAKS
Ach, co to znaczy: uległy przewadze! To jest zdrada, kiedy pozwolili się pobić, podczas gdyśmy ich wysłali po to, aby zwyciężyli! Zdrada!
GŁOSY
zrazu nieliczne:
Tak jest! Zdrada, zdrada!
BLAKS
Kto tam dowodził? Rochambeau! --- Powinien być oddany pod sąd ludu, za zdradę! Wszyscy powinni być sądzeni! --- Od generała aż do szeregowca!
GŁOSY
coraz liczniejsze:
Dobrze mówi! Pod sąd! Za zdradę!/
Niech żyje obywatel Blaks!
BLAKS
Dziękuję, obywatele. --- Ale... cóż my teraz poczniemy? Ojcze Vaubas, co poczniemy? Nieprzyjaciel ma drogę otwartą, oblegnie Paryż... Zguba nam grozi!
GOSPODARZ
Między Verdun a Paryżem leży jeszcze ziemia Francuzów i wolni Francuzi mieszkają na niej, obywatelu!
GŁOSY
Wojska zawiodły!/
Królom nas wydano!/
To Rada winna! --- ---/
Wywieszać ich wszystkich!
Poruszenie.
OKRZYK LUDU
wybucha nagle przed kawiarnią:
Niech żyje Danton!
Wszyscy cisną się naraz w głąb przez werandę; De La Roche i Gospodarz pozostają tylko wewnątrz przy drzwiach.
GOSPODARZ
pogląda w głąb
Danton... w sam czas się jawi! Czy widzisz?
DE LA ROCHE
patrzy również
Ciemno jest jeszcze --- zaledwie mogę go dojrzeć... Zapalili teraz pochodnie... Tłum go obstąpił, ciśnie się dokoła niego, wznosi go...
GOSPODARZ
I co? I co?
DE LA ROCHE
Daje znak dłonią, będzie przemawiał...
GOSPODARZ
Czy słyszysz, co mówi?
DE LA ROCHE
Tłum burzy się i faluje; nie mogę słów pochwycić...
GOSPODARZ
Cicho!
Rewolucja, Lud, Przywódca, Wolność, WalkaGŁOS DANTONA
przemawiającego nieopodal na placu, dochodzi wśród chwilowego uciszenia się w pełnych, do uderzeń młota podobnych dźwiękach:
Króle na nas idą?/
Tym lepiej, bracia! Nie trzeba ich szukać; /
przychodzą sami! --- Niechajże ta ziemia, /
na którą stąpić śmieli i zbezcześcić /
zbrojnych poddańców zgrają, ta kraina /
wolności --- niech się grobem dla nich stanie...
Dalsze słowa zagłuszają okrzyki tłumu.
DE LA ROCHE
Jak gdyby wicher przyniósł nad morze odgłosy dalekiej burzy --- i utopił je znowu w łoskocie zwichrzonych bałwanów...
GOSPODARZ
Słuchaj tylko, słuchaj!
GŁOS DANTONA
brzmi znowu wśród chwilowej ciszy:
...dłonie wasze utrudzone,/
te same dłonie, co Bastylii mury /
w piarg miałki rwały --- na ulicach miasta /
tłukły spiżowe wizerunki królów, /
które pod ludu oskardem jęczały, /
jak dzwon! --- Dziś, bracia, nie martwe posągi /
macie obalać, ale kruszyć żywych /
tyranów, którzy...
GŁOSY
Śmierć tyranom! Śmierć i zagłada!...
GŁOS DANTONA
Odwagi tylko...
Słychać wystrzał armatni, zwołujący pospolite ruszenie.
Słyszycie grom działa,/
które was woła do broni? Hej, bracia! /
To nie na trwogę strzał! --- To grzmot pierwszego /
kroku Wolności na drodze Zwycięstwa: /
my zwyciężamy już!... bo myśmy wolni!.../
Powstańcie wszyscy...
GŁOSY
zrywające się nagle ze wszech stron, jak burza:
Do broni, ludu! Za wolność! Na wroga!
GŁOS DANTONA
wybija się jeszcze raz z siłą grzmotu:
Niech drżą tyrany! Niechaj zadrżą króle!/
I czekający ich przybycia zdrajcy!/
Niech królewszczyki drżą! Niech drżą! --- Słyszycie?!/
Bo lud powstaje...
GŁOSY
W bój na śmierć i życie!/
Niech żyje Danton!/
Wolność niech nam żyje!
Tłum na placu rozprasza się wśród okrzyków; wielu ciśnie się do kawiarni, między innymi Blaks. --- Rozwidnia się coraz więcej; słońce ma wzejść niebawem. --- Fioletowy obrzask świtu, wpadając przez otwartą werandę, kłóci się z żółtym blaskiem lampy oliwnej.
BLAKS
wchodząc, mówi do cisnących się wokoło:
Czyście słyszeli? ,,Niech drżą królewszczyki!" mówił...
GOSPODARZ
Do broni wzywał lud...
BLAKS
Do broni ---/
tak... Lecz kto na nas przywiódł wroga? Mówcie!
GOSPODARZ
Król --- i ci zdrajcy...
BLAKS
Dość ich między nami/
jeszcze się plącze.
GŁOSY
Rodzina, Zdrada, Szlachcic, LudZdrajcy! Królewszczyki!/
Śmierć zdrajcom! Wieszać!
BLAKS
Śmierć! Dobrze mówicie!
DE LA ROCHE
Jezu!
GOSPODARZ
Co tobie?
DE LA ROCHE
Tam moja rodzina!
GOSPODARZ
Nie ma rodziny, kto ludowi służy!/
Zdrajcom śmierć!
Poskakuje naprzód.
BLAKS
Dalej! Szlachtę rznąćrznąć --- dziś raczej: rżnąć. jak byki!
DE LA ROCHE
wysuwa się naprzód
Obywatele! Myślcie o obronie/
przed owym wrogiem, co od granic idzie!/
Szlachtę zostawcie! Oni są pod strażą.../
Dziś w nocy wszystkich podejrzanych księży,/
arystokratów i przyjaciół króla/
zamknięto --- wszystkich! Więzienia są pełne!
BLAKS
Tym lepiej, bratku! Nie trzeba ich łapać!/
Są ptaszki w klatce, jeno łby ukręcać!/
Naprzód! Ja was powiodę! ---
GŁOSY
Hej! naprzód!
Tłum, z Blaksem na czele, rusza się ku otwartym drzwiom, gdy naraz odzywają się na ulicy dźwięki Marsylianki; wśród okrzyków pojawia się na progu Psyche z trójbarwnym sztandarem w dłoni, wiodąc za sobą oddział Zbrojnych ochotników.
OKRZYKI
Niech żyje Wolność! Niech żyje Ojczyzna!
BLAKS
Patrzcie! To nowe ofiary! To młodzież nasza, które Rada pcha znowu w ogień, na łup wrogowi, by marnie ginęli! --- Czyż pozwolicie na to, obywatele?
PSYCHE
Precz stąd, ty tchórzu! Ja ich w ogień wiodę, /
ze mną --- zwyciężą!
GŁOSY
Zwyciężą! Niech żyje/
Psyche!
BLAKS.
A zdrajcy tymczasem nam ujdą!/
Hej! Za mną!
PSYCHE
zagradza drogę tłumowi
Dokąd?
BLAKS
Lać krew zdrajców idziem!
PSYCHE
Nie tak! Wy nieście własną krew w ofierze /
za wolność ludu! Własne nieście głowy/
--- na pole bitwy! ---
BLAKS
Co za obłęd nowy?/
My mamy ginąć? --- A kto plony zbierze?
PSYCHE
I cóż wam o to, czyje będzie żniwo, /
jeśli wam --- szczęsnym --- dano czynić siew? /
Dla przyszłych wieków lać czerwoną krew, /
serdeczną, płodną krew i żywą?/
Za wolność, równość, za braterstwa cud, /
za kraj, za lud! /
Na krwawy oraczów znój, /
kapłański siewców trud/
ja wzywam was!/
--- Na bój!!/
Niech bagnetów las/
zieleniejący łan wolności osłoni --- /
o ludu mój!/
--- Do broni, do broni, do broni!
GŁOSY
Do broni!
Cisną się w głąb.
BLAKS
Obywatele! Wróg jeszcze daleko!/
Wpierw trza porządek zrobić w własnym domu... /
Jest król i u nas, są jego wspólnicy, /
zdrajcy, co na nas sprowadzili wroga!
GŁOSY
Śmierć królewszczykom!
DE LA ROCHE
błagalnie:
Bracia! Nie plamcie rąk swych krwią bezbronnych!
BLAKS
odtrąca go
Precz stąd! Ty, widnowidno --- tu: widać, widocznie., sam zdrajca! Precz! Mówię... /
Wieszać! Łby ścinać! Wymordować wszystkich! /
Niech ci królowie, którzy do nas idą, /
usłyszą, jakie gotujem przyjęcie /
dla królów oraz królewskich przyjaciół!
GŁOSY
Dalej do więzień! ---
PSYCHE
Stójcie!
BLAKS
Kto nam każe,/
gdy idziem spełniać krwawą zemstę ludu!
PSYCHE
Ja wam rozkażę! Ja --- w imię Wolności/
stojąca tutaj jak płomień nad wami!
DE LA ROCHE
do Psychy:
Rewolucja, Konflikt, Konflikt wewnętrzny, Idealista, Zemsta, Walka, Krew, Sprawiedliwość, DuszaWstrzymaj ich! Wstrzymaj! Straszna rzecz się stanie!
PSYCHE
Ja nie wstrzymuję! --- Ja jeno podżegam! --- /
Ale chcę święte płomienie rozpalić!/
Nie wolno brukać wam dłoni!/
Rozlana przez was krew/
niech zżera wieków zaśniedziałą rdzę,/
której już dzisiaj nie zmyją łzy,/
--- ale niech rąk wam nie plami!
BLAKS
Co się tu wtrącasz! --- Wiemy dobrze sami, /
co mamy czynić!...
PSYCHE
Ojczyzna was woła!/
Więc idźcie służyć Ojczyźnie!/
W wawrzyn przystroić słoneczne czoła,/
--- a jeśli cierń się między wawrzyn wśliźnie,/
to w cierń!/
Zorza jest, zorza nad wami, /
chce wzejść ---/
lecz ciężką pracą trza jej drzwi otwierać!.../
Idźcie za miasto, umacniać okopy, /
idźcie formować szeregi! /
Za Wolność umierać!/
Na wroga idźcie! Na wroga! /
Wiekom służycie!
BLAKS
Wszystko po kolei! Pierwej musimy się uporać ze zdrajcami! Ja na pięknych słowach się nie znam, lecz jedno wiem: rzezać!
GŁOSY
Śmierć zdrajcom!
Poruszenie wśród tłumu.
PSYCHE
Bracia! Słuchajcie...
BLAKS
zagłusza jej słowa krzykiem:
Hej! Obywatele! Będziecież słuchać głosu szalonej dziewki, która chce wam zaprzeczyć wielkiego prawa ludu: prawa zemsty i wyroku? Dalej za mną! Na sąd!
PSYCHE
Stójcie! Bo ta krew zohydzi /
niepokalany wieków płód! /
Zohydzi lud!/
Oni... są może... niewinni!
BLAKS
Słyszycie! Ona śmie urągać ludowi! Ohydę rzuca na was, którzyście cierpieliktórzyście cierpieli --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: którzy cierpieliście., padali od pracy, znoju i niewoli, a niewinnymi nazywa tych panków przeklętych, co się z naszymi wrogami sprzysięgli! Precz z nią!
GŁOSY
Precz! Precz!
BLAKS
do Psychy:
Widzisz! Tyś tu niepotrzebna! Ja powiodę lud!
PSYCHE
zastępuje mu drogę
Nie waż się! Stój!
BLAKS
Z drogi! Ten lud jest mój!
Powala Psychę uderzeniem pięści.
Hej! Za mną, ludu! Do więzień! Na sąd!
GŁOSY
Na sąd! Na sąd!
Wyjąc i rycząc, przewalają się wszyscy za Blaksem, idącym na przedzie.
W opustoszałej izbie pozostaje tylko Psyche zemdlona na zdeptanym sztandarze i De La Roche. --- Wschodzące słońce ozłaca ich pełnym blaskiem.
De La Roche postępuje kilka kroków w głąb, patrzy --- następnie z rozpaczliwym ruchem wraca. --- Spostrzegłszy Psychę leżącą na ziemi, bierze wody i cuci ją.
PSYCHE
budząc się z omdlenia:
Co to? Ranek --- i słońce, i sen jakiś... straszny...
milknie, potem zrywając się nagle:
Gdzie oni?!
DE LA ROCHE
Poszli w imię wolności... bez ciebie!
W głębi wybucha zmieszany, wściekły ryk motłochu.
Słyszysz!
PSYCHE
nadsłuchuje, jakby jeszcze nie rozumiała --- i nagle z jękiem kryje twarz w dłoniach
Ach!
DE LA ROCHE
szarpie ją za rękę
Nie zakrywaj oczu! Patrz! Oto jest wolność! /
Oto jest ten wieków siew!/
Oto zbawienie przez krew!
Widzisz, wywlekli --- kilku mężczyzn --- i dwie kobiety --- i starca... Słyszysz ten ryk? Ha, ha, ha! Sąd się odbywa! Sąd! Widzisz wzniesione kije, pałki, noże? Ha, ha, ha! Ha, ha, ha! Szybka sprawiedliwość --- nawet kata nie potrzeba! Ha, ha, ha, patrz! Patrz! Wolność!...
Zrywa kokardę i czapkę i rzuca na ziemię.
Precz znaki służalstwa nowemu tyraństwu!
PSYCHE
z odrazą:
Krew!!
DE LA ROCHE
Wzdrygasz się przed nią? Wszak to twoje żniwo! Twój bujny plon!
PSYCHE
błędnie:
Co mnie się śniło?... Gdzież ten dzień? Zbawienie? /
Gdzie miłość moja? Wszystko mi się w oczach /
zaćmiło... Krew! Ohyda! Brud! /
Przeklęty dzień! Przeklęty lud! /
I ja przeklęta...
DE LA ROCHE
Klniesz? --- A więc teraz już jesteśmy równi! /
Oboje zdradą skalani jednako: ---/
Słyszysz! Tam giną moi przyjaciele /
i towarzysze, których opuściłem/
--- dla ciebie!/
I tyś przeklęła to, coć było życiemcoć było życiem --- inaczej: co ci było życiem; co było dla ciebie życiem.! /
Teraz ty --- moja!/
Pójdź ze mną!
PSYCHE
zrywa się
Nie, nie! --- to jeszcze nie koniec! Ja znów ich porwę! Na słońce zwrócę ich na nowo! Zwyciężę jeszcze... Precz! --- Idę...
Chwyta porzucony sztandar.
GŁOSY
rozżarte brzmią z dala:
Na śmierć! --- Na śmierć!
DE LA ROCHE
Idź!...
Psyche stanęła, waha się --- trójbarwna chorągiew Wolności wypada jej z dłoni.
DE LA ROCHE
Ha, ha, ha! Złudzenia!/
Czyż ty nie widzisz, że to już --- za późno? /
Że się już dziki zwierz rozżarł w tym tłumie /
i ty już mocy nie masz? --- Krew na tobie!
PSYCHE
I na mnie?...
Patrzy błędnie wokół, a wreszcie osuwa się na ziemię.
Krew!
DE LA ROCHE
po chwili milczenia kładzie jej dłoń na ramieniu
Psyche...
PSYCHE
nieporuszona --- z cichym jękiem:
Zapomnieć! Nie widzieć!
DE LA ROCHE
schyla się nad nią
Tam na południu pod Pirenejami jest zamek mój rodzinny...
Psyche wznosi głowę.
DE LA ROCHE
Pójdź ze mną. Niechaj się stanie. Tyś moja.
PSYCHE
Dasz zapomnienie?
DE LA ROCHE
Miłość ci dam...
Psyche wstaje.
DE LA ROCHE
Kwiaty nam wszystko zasnują... Modre i białe kwiaty kwitnąć nam będą... Chcesz?
PSYCHE
Tak.
DE LA ROCHE
A usta twoje będą całować?
PSYCHE
Tak, tak.
DE LA ROCHE
Twoje ręce pieścić mnie będą?
PSYCHE
Tak.
DE LA ROCHE
obejmuje ją ramieniem
Pójdź!
GŁOSY TŁUMU
w oddali:
Na śmierć! Na śmierć! ---
VI. Dzień dzisiejszy
Von Blaks, radca dworu, bankier
Paweł, członek parlamentu
Hr. Alfred, młody światowiec
Hugo, porucznik
Tolo, chłopak dwudziestoletni
Stefan
Psyche, kochanka Von Blaksa
Lokaj
Rzecz dzieje się w jednej ze stolic europejskich, zawsze w chwili obecnej.
Salonik zbytkownie, nieco buduarowo urządzony. Na środku okrągły stolik, w kącie na prawo pianino, na którym pełno fotografii, album itp. Na lewo ku przodowi znowu stolik, obok fotele. W głębi drzwi z podniesionymi portierami, nieco uchylone. Meble, kwiaty, posążki, obrazy, dywany...
Pokój jest pusty; z drugiego pokoju, w głębi, dolatuje głośny śmiech kobiecy, jakieś głosy męskie i brzęk szkła. Nagle drzwi się otwierają: wpada Psyche w czarnej, jedwabnej, mocno wyciętej sukni, za nią Czterech mężczyzn z kieliszkami w ręku; Tolo ma oprócz tego dwie butelki szampana, jedną otwartą w ręku, drugą pod pachą.
PSYCHE
zaciskając rękoma około kolan suknię, ucieka przed goniącymi ją mężczyznami i śmiejąc się, woła:
Nie można, panowie! Nie można! Nie można!
HUGO
Ależ królowo!...
Mężczyźni dopadają uciekającą przed nimi Psychę, chwytają i wśród śmiechów unoszą na rękach w górę. Teraz Paweł, Hugo i Hr. Alfred, trzymając Psychę na ramionach, maszerują dokoła stołu; Tolo, który podał jej był kieliszek szampana, idzie na przodzie, dzwoniąc z powagą w butelkę.
MĘŻCZYŹNI
idąc, śpiewają:
Hura bracia, na tarczy /
w górę nasza królowa!/
Póki... wina nam starczy, /
kielich zdzierży dłoń zdrowa,/
ona nami władnie!
PSYCHE
śmiejąc się:
Ależ wariaci! Fałszujecie starą i piękną piosenkę! ,,Póki życia nam starczy" --- śpiewa się --- ,,oręż zdzierży dłoń zdrowa..."
HR. ALFRED
Tak się niegdyś śpiewało, ale to już bardzo dawno temu! Dzisiaj inaczej...
Na progu pojawia się Stefan w zarzutce i z kapeluszem w ręku.
STEFAN
A cóż to za nowe błazeństwo?
HUGO
Nie błazeństwo, jeno uczczenie nowo obranej pijackiej królowej naszej! Wiwat!
PSYCHE
na ramionach mężczyzn:
Spóźniłeś się, Stefku, a my tu... ha, ha, ha! Pijemy tymczasem...
PAWEŁ
Niech ucałuje za karę pantofelek królowej!
WSZYSCY
Tak! Tak!
STEFAN
Ależ chętnie...
Całuje stopę Psychy, którą ona wysuwa spod sukni ku niemu.
PSYCHE
broniąc się od przydługiego pocałunku:
No, już dosyć! Dosyć!
HUGO
Dosyć!!!
Psyche zsuwa się z ramion mężczyzn i rozbawiona rzuca się na fotel.
HR. ALFRED
Ale patrzcie! Ten młodzieniec wszedł sobie tutaj z kapeluszem i w płaszczu...
STEFAN
Przepraszam, ale posłyszawszy w przedpokoju...
PSYCHE
Tu nie ma usprawiedliwienia! Niech pije za karę!
PAWEŁ
Niech pije! Tolo! Kieliszek szampana!
TOLO
podaje Stefanowi nalany kieliszek
Już jest!
Stefan pije.
PSYCHE
A teraz za to, że się spóźnił --- duszkiem!
HUGO
Tak! Jeszcze jeden kieliszek!
TOLO
spostrzegłszy, że butelka, którą trzymał, jest już próżna, rzuca ją w kąt i utrąciwszy drugiej szyjkę o poręcz krzesła, nalewa kieliszek.
Jest i drugi!
STEFAN
pije
To już dość będzie chyba...
PAWEŁ
Nigdy dość! My tu od południa pijemy!
PSYCHE
śmieje się
Oj, pijaki! Pijaki!
TOLO
Tak swych poddanych obrażasz, królowo?
PSYCHE
Ech, co tam! Pijmy, przyjaciele drodzy!
WSZYSCY
Pijmy! Pijmy!
Stuk kieliszków, śmiechy --- piją.
PSYCHE
Tak mi wśród was dobrze, ha, ha, ha! --- Tak mi wesoło...
PAWEŁ
Ależ to cudownie! --- Niczego więcej nie pragniemy!
PSYCHE
Skromne macie wymagania, ha, ha, ha!
HUGO
Przepraszam. --- Paweł mówił tylko za siebie...
TOLO
Naturalnie! --- Bo co do nas...
PSYCHE
Idź, malcze! --- A wiecie wy, że ja w tym cudownym człowieku, co dziś tak mało wymaga, kochałam się niegdyś na zabój?
HR. ALFRED
Królowo! Jak możesz zakrwawiać nam serca takim wyznaniem!
PSYCHE
Ale to już dawno... Ty, Pawełku, nawet o tym nie wiedziałeś...
PAWEŁ
Żałuję mocno, zwłaszcza, że musiałem być wówczas nieco młodszy --- bo dzisiaj...
PSYCHE
Ha, ha! I ja byłam młodsza! --- Ale to przeszło, przeszło, przeszło! --- Jak tyle innych rzeczy...
zwraca się do Stefana:
IdealistaA czemuż ty, Stefku, milczysz tak uporczywie? Czemu nie pijesz wraz z nami? Czemu się nie śmiejesz?
HR. ALFRED
Daj mu pokój, królowo! Wszak wiesz, że on jest idealista! Zasępia go twoja wesołość!
PSYCHE
Ach! Zapomniałam! --- Więc w imię ideałów patrzysz na nas z pogardą? Ha, ha, ha! Śmiej się z tego! I ja niegdyś miałam ideały --- uwierzycie?
TOLO
Ideały? --- To doskonałe! Pijmy!
PAWEŁ
Nieszkodliwa odra dziecięca --- szybko przechodzi i bez śladu!
PSYCHE
Tak! --- Szaleństwa! Szaleństwa! --- Dajcie mi wina jeszcze! Stefku! Pij i kpij razem z nami z wszystkich ideałów! To gorycz jeno a zawód.
STEFAN
z ironią:
Ma pani słuszność: gorycz i zawód!
HUGO
wstępuje na krzesło
Panowie! Kiedy mowa o ideałach...
HR. ALFRED
Cicho! Hugo mówkę palnie!
HUGO
Tak jest. Otóż, panowie, to mi przypomniało, że piliśmy różne zdrowia, a zapomnieliśmy jeszcze o jednym, iż tak rzekęrzekę (daw.) --- przestarz. forma 1.os.lp od: rzec; powiem. --- najważniejszym!
TOLO
Masz słuszność! --- Nie wiem wprawdzie o jakim, ale z pewnością zapomnieliśmy!
Biegnie do drugiego pokoju i przynosi butelki.
HUGO
Proszę o uwagę! --- Wznoszę zdrowie naszego nieocenionego, a tu nieobecnego radcy, właściciela tych win cudownych, które spijamy, kochanego i złotego --- dosłownie! --- złotego bankiera von Blaksa, barona! Zdrowie pochwalne i dziękczynne...
WSZYSCY
Wiwat!
HUGO
ciągnie dalej:
...jako że miał ten nadzwyczajny rozum i za przyjaciółkę wziął sobie --- a raczej: nam --- tę oto miłościwie nam panującą pijacką królowę naszą, uroczą Psychę!
WSZYSCY
Niech żyje!
Piją.
PSYCHE
zrywa się i rzuca kieliszek na ziemię
Nie macie mnie prawa obrażać!
HUGO
zmieszany:
Co to?
TOLO
Ależ królowo...
PAWEŁ
po chwili milczenia:
Obawiam się, czyśmy nie wypili dzisiaj za wiele szampana --- wszyscy! Stajesz się, pani, niewytłumaczenie drażliwą...
PSYCHE
Niewytłumaczenie!...
HR. ALFRED
Voilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manièresVoilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manières (fr.) --- Ot co, moja droga! To nie należy do dobrych manier., rzucać kieliszkami. Nikt cię nie miał zamiaru obrażać.
HUGO
Oczywista...
STEFAN
A jednak obraziłeś ją --- ty!
HUGO
Hola! --- Kto ci dał prawo?...
PSYCHE
Proszę się nie ujmować za mną! ---
po chwili:
Ci panowie mieli słuszność, pijąc to zdrowie, bo przecież w rzeczywistości... ha, ha, ha! --- Tak jest, to był najwłaściwszy toast ze względu na mnie --- i na was, na was! Moi panowie...
HR. ALFRED
Tego nie pojmuję...
PSYCHE
A jednak --- to takie proste, hrabio! Czyż nie znajdujesz się wraz ze mną w domu Blaksa? Nie jestżeśnie jestżeś --- konstrukcja z partykułą -że pomiędzy tematem a końcówką, tu: w funkcji wzmacniającej i wprowadzającej pytanie retoryczne; znaczenie: czy nie jesteś; czyż nie jesteś. jego... przyjacielem w tym --- dzisiejszym tego słowa znaczeniu? Ha, ha! Zależysz od niego w sprawach majątkowych, niemalże i rodzinnych! Twoje hrabstwo wiekowe korzy się przed jego wczorajszym, ale złotym baroństwem! --- Hrabio!
HR. ALFRED
dotknięty i zmieszany:
Pani...
PSYCHE
Albo ty, Pawle! Jesteś członkiem parlamentu, człowiekiem zasad, posłem i rzecznikiem ludu! A przecież za Blaksa pieniądze i z jego woli tam się dostałeś! Czynisz, co on ci każe, jego spraw bronisz, ty nieskazitelny człowiecze, któryś mi się niegdyś wydawał... ha, ha! I cóż wy lepszego jesteście ode mnie, któram jestktóram jest --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: która jestem. jego...
STEFAN
przerywa jej:
Psyche! Milcz...
PSYCHE
Tak jest, moi panowie! --- I dlatego... przepraszam was, żem się mimo woli uniosła. Teraz ja sama z kolei wzniosę toast --- pijcie go wraz ze mną! Niech żyje Blaks, wasz pan i...
Podnosi kielich, w tej chwili na progu pojawia się Von Blaks.
Psyche, zobaczywszy go, opuszcza wzniesioną rękę z kieliszkiem i opiera się tyłem o stół, schylając głowę.
VON BLAKS
po chwili, z uśmiechem:
Słyszałem moje nazwisko w twych ustach, najpiękniejsza... Nie dokończyłaś jeno...
HUGO
Rzeczywiście, piliśmy twoje zdrowie, baronie...
VON BLAKS
wita się z obecnymi
Wdzięczny jestem niesłychanie. Jak widzę, dobrze się panowie bawicie? Witam, panie Pawle! Rad jestem, że pana tu spotykam. Właśnie idę z parlamentu i chciałem parę słów... Czy mogę pana prosić, hrabio? I pan mi może być w tej sprawie pomocnym... Przepraszam cię, moja piękna.
HR. ALFRED
Służę panu, baronie.
HUGO
A ja --- czy nie mógłbym być panu również użytecznym?
VON BLAKS
nieco lekceważąco:
Dziękuję ci, poruczniku. Chyba innym razem.
Odchodzi z Pawłem i Hr. Alfredem w głąb.
PSYCHE
pogląda po obecnych --- krótki, półgłośny, pogardliwy śmiech
Ha, ha!
VON BLAKS
rozmawia w głębi żywo przyciszonym głosem z Pawłem i hr. Alfredem. --- Hugo i Tolo, podszedłszy ku pianinu, przeglądają leżące tam fotografie. Na przodzie pozostaje tylko Psyche i stojący obok niej Stefan.
STEFAN
po chwili wahania, szybko:
Żegnam panią...
PSYCHE
niskim i przyciszonym głosem:
Przebacz mi...
STEFAN
pochyla się nad nią
Psyche! Dlaczego ty... dlaczego?
PSYCHE
Nie wiem. Może dla przekory... Tak mi strasznie... Ty jeden...
STEFAN
Powiedz!
HR. ALFRED
do Blaksa:
Zadziwiające! To trzeba zaraz...
VON BLAKS
Właśnie też mówię...
Dalej po cichu.
STEFAN
stłumionym głosem do Psychy:
Więc... więc?...
PSYCHE
Tęsknię za tobą...
STEFAN
Kocham cię... Kiedy?
PSYCHE
po krótkim wahaniu:
Dziś. Gdy odejdzie. --- Cicho!
PAWEŁ
do Blaksa, który skończył był swą rzecz:
No, nigdy bym nie był przypuścił...
VON BLAKS
A jednak tak jest, moi panowie! I to się nazywa rozum polityczny! Gdybym ja tak nieoględnie postępował, nie miałbym tych milionów, które mam.
HR. ALFRED
Tak, ale też właśnie dlatego jesteś pan potężniejszy dzisiaj niż prezydent ministrów...
VON BLAKS
Tak... gabinet cały jest poniekąd ode mnie zawisły --- myślę więc, że ta sprawa da się ostatecznie załatwić...
PAWEŁ
Niewątpliwie, panie baronie. Moją to już rzeczą będzie.
STEFAN
podchodzi do Blaksa
Żegnam pana, panie radco...
VON BLAKS
Cóż to, odchodzi pan?
zwraca się do obecnych z nieco złośliwym uśmiechem
Teraz dopiero spostrzegam, że popsułem państwu zabawę... Przepraszam, jeślim przeszkodził...
HUGO
Ależ, panie baronie, to myśmy raczej winni...
HR. ALFRED
I tak mieliśmy właśnie odchodzić...
VON BLAKS
Nie mam prawa zatrzymywać panów, chociaż doprawdy przykro mi... A raczcie, panowie, pamiętać, o co prosiłem...
Żegna się z Mężczyznami, którzy wychodzą. --- Von Blaks bierze krzesło, stawia i siada na nim naprzeciw Psychy, wpatrując się w nią w milczeniu. Upływa długa chwila.
PSYCHE
zdenerwowana uporczywym wzrokiem Blaksa, porusza się niespokojnie, a wreszcie powstaje i pyta:
Masz mi co do powiedzenia?
VON BLAKS
Nic.
PSYCHE
po chwili:
Chcesz mi robić wyrzuty?
VON BLAKS
Nie.
PSYCHE
A więc czego chcesz ode mnie?
VON BLAKS
Nie chcę niczego. Póki ich wszystkich razem spotykam u ciebie... możesz się bawić.
PSYCHE
A gdybyś spotkał... jednego? To co?
VON BLAKS
Wtedy...
PSYCHE
Wtedy?
VON BLAKS
uśmiecha się
Nie mówmy o tym.
PSYCHE
Owszem! Mówmy --- ja chcę...
VON BLAKS
A więc --- podarowałbym cię temu, kogo bym tu zastał...
PSYCHE
Ty śmiesz... do mnie? Ha, ha, ha! Straszysz mnie! Mam się tego lękać? --- Czyż nie wiesz o tym, że ja ciebie nienawidzę, że nie ma we mnie jednego nerwu, który by nie drgał na myśl o tobie wstrętem, obrzydzeniem, odrazą? --- Że niczego nie pragnę więcej jak --- wyzwolenia się od ciebie?
VON BLAKS
po chwili, spokojnie:
Wiem o tym, ale... cóż mi to szkodzi? Wszakże i ja nie z miłości trzymam cię tutaj. Nie! --- Lubię tylko moją potęgę, nieodpartą potęgę złota, i dlatego... Byłaś najniedostępniejsza, więc cię zdobyłem; jesteś najkosztowniejsza, więc cię posiadam. Stać mnie na to. A co do wyzwolenia...
urywa, zapala cygaro i nalewa sobie kieliszek wina, po czym ciągnie z cynicznym spokojem dalej:
Nie wyzwolisz się, póki ja cię sam nie puszczę. Kupiłem cię --- gruntownie!
PSYCHE
zrywa się
Och!
VON BLAKS
Czekaj. Mówmy spokojnie. I jakież mogłoby dzisiaj być wyzwolenie dla ciebie? Chcesz powrócić do dawnego życia? --- Ależ ty wiesz dobrze, że to, co się stało, jest nieodwołalne... A zresztą --- to dawne życie twoje! Znam je aż nadto dobrze! I czegóż sobie życzysz? Czy sielanki swego dzieciństwa? Nieokreślonych tęsknot i poszukiwań wieku dziewczęcego? Czy może późniejszych mistycznych uniesień albo nieopatrznego, ślepego zakochania się w tak zwanym pięknie, które zrujnowało twój majątek --- boś ty przecie była bogata! --- Lub też nierozumnego zapału dla ideałów ludzkości, które są --- he, he --- pustymi frazesami jeno? Czego chcesz? --- Wszakże to wszystko --- już było! I przywiodło cię tutaj, gdzie jesteś: do mojego domu i mojego złota. I przyznać musisz, że to najpewniejsza ostoja. Nie, nie! Moja kochana! Nie wyzwolisz się ode mnie --- sama nie zechcesz! I cóż byś ty robiła? --- Zbankrutowałaś na ideałach, zbankrutowałaś na miłości --- ha, ha! Bo i tym pono chciałaś się bawić! A pozostało w tobie tylko to oszalałe pragnienie, głód, nie wiadomo ku czemu skierowany, z którego płyną wszystkie twoje nieobliczalne kaprysy. I przeto jesteś zbytkiem, na który ja jeden mogę sobie pozwolić. Tego, co ja ci daję --- a wiesz, że potrzebujesz wiele, bardzo wiele! --- nikt ci dać nie zdoła. Odszedłszy ode mnie, żyć byś musiała, jeśli nie w nędzy, to przynajmniej w ograniczeniu. Ha, ha! Nie obawiam się, abyś zapragnęła tego! Zanadto przywykłaś do wygodnego życia, do zbytku, rozrzutności i przepychu...
zatrzymuje się
A może ty się w kim... kochasz? Uczuciowo?
PSYCHE
Milcz!
VON BLAKS
Ha, ha! To by już było naprawdę zabawne! Trudno mi nawet przypuścić podobne... zaślepienie z twej strony. Zbyt mądra jesteś. Ha, ha! Ów szczęśliwy kochanek, otrzymujący za miłość te same pocałunki, które ja złotem płacę! I to by się może nazywało twoim wyzwoleniem się ode mnie? Mrzonki, moja pani, mrzonki! Kupiłem cię --- gruntownie!
PSYCHE
Tak... kupiłeś mnie nieodwołalnie, ale nie złotem swoim, tylko tą hańbą moją, tym pokalaniem się...
VON BLAKS
wstaje
Nazwij sobie to, jak chcesz. Mnie dość, gdy widzę, że cię przekonałem.
PSYCHE
O, gdyby zginąć! Zapaść się w jaką otchłań razem z tym domem twoim przeklętym! Zapaść się lub... spłonąć?...
VON BLAKS
Tylko bez romantyzmów! Dom mój przetrwa wieki. Silny jest i na dobrych postawiony fundamentach. --- A póki on stoi, i ty w nim żyć będziesz! No tak! --- Mogę zatem odejść spokojnie. Darujesz, że cię nie bawię dłużej, ależ mnóstwo mam zajęć... A pamiętaj, że dzisiaj masz być ze mną w teatrze...
PSYCHE
Z tobą?...
VON BLAKS
Tak jest. Nie jestem przecież zazdrosnym kochankiem, który by cię przed światem zamykał. Owszem chcę, aby cię ze mną widziano i wiedziano, że Blaksa stać na to, aby miał Psychę u siebie. Przebierz się tedy; wieczorem przyślę powóz po ciebie. Do widzenia!
Wychodzi.
PSYCHE
po odejściu Blaksa siedzi jakiś czas na fotelu niema i bez ruchu. Oczy zapatrzone w jakiś punkt nieokreślony, usta ściągnięte boleśnie; znać, że gnębią ją myśli gorzkie i przypomnienia, czy wyrzuty... Nareszcie zrywa się; ogarnia ją nerwowy niepokój, poczyna chodzić szybko po pokoju, powtarzając z uporem:
Nie, nie, tak dłużej być nie może! --- ---
Nagle staje --- krótki, nerwowy śmiech:
Ha, ha! --- Nie może!...
Zwiesza głowę, opiera się dłonią o stół, a po chwili, prawie nieświadomie, osuwa się znów we fotel. Milczenie. Potem westchnienie, głębokie, spazmatyczne, jakby przemocą z piersi się wydzierające --- i nagle wybuch płaczu. Płacze zrazu głośno, namiętnie, potem coraz ciszej --- ostatnie łkania, do westchnień podobne, wstrząsają nią już bez głosu. --- Długa chwila milczenia. --- Stefan pojawia się na progu prawie bez szelestu.
Zmrok wieczorny poczyna padać.
STEFAN
stoi przez chwilę we drzwiach, potem postępuje parę kroków i pochyla się nad Psychą
Psyche!...
PSYCHE
podnosi z wolna głowę i patrzy przez chwilę na Stefana, jakby go nie poznawała.
STEFAN
osuwa się przed nią na kolana
Psyche! --- to ja...
PSYCHE
powstaje
Wiem, wiem --- to ty. Sama przyjść ci kazałam...
Odchodzi nieco w głąb.
STEFAN
podnosi się zmieszany
Co tobie się stało?
PSYCHE
Nic, nic... Zamyśliłam się...
zmieniając ton, z uśmiechem, nieco drwiącym:
Ale ty masz minę zupełnie zdziwioną --- i zakłopotaną? Uważam, że popsułam ci nastrój. Ukląkłeś przede mną i chciałeś mi powiedzieć zapewne, że mię kochasz? Przerwałam ci --- powiedz to więc teraz...
STEFAN
gorąco:
Tak jest, to chciałem powiedzieć, i mimo wszystko --- powiem! Kocham cię, kocham do szaleństwa...
PSYCHE
z nienaturalnym śmiechem:
Ależ to cudownie! Lubię nadzwyczajnie takie wyznania! Pójdź, siadaj. Będziemy mówić o miłości. Może chcesz jeszcze wina? Piłeś dzisiaj tak niewiele...
STEFAN
zbity z tropu tonem słów Psychy
Dziękuję ci...
PSYCHE
No, zaczynaj --- słucham! Opowiedz co wesołego. Albo chcesz może, abym ja opowiedziała? Właśnie słyszałam dzisiaj pyszną powiastkę od hrabiego --- powiastkę, co prawda, nie dla małych dzieci... O szlachcicu i córce jego karczmarza... Nie wiem tylko, jakby ci to powtórzyć, bo rzecz jest trochę...
STEFAN
żywo:
Nie potrzeba. Znam.
PSYCHE
drwiąco:
O! Cóż to? Syknąłeś, jakby ci kto...
STEFAN
przerywa:
Słuchaj, Psyche, ja może nie rozróżniam rzeczy złych i dobrych, ale znam piękne i... Psyche! Po co ty mówisz... takie rzeczy?
PSYCHE
Ach! Więc to ci przykrość sprawiło? I za cóż mnie ty masz, mój kochany?
STEFAN
Ale po co? Po co!...
PSYCHE
Ha, chcę wywołać między nami właściwy nastrój. Nie jestem przecież panienką na wydaniu --- jestem tylko... płatną przyjaciółką starego i bogatego bankiera, który... Och!
STEFAN
Ależ to jest ohydne, co mówisz!
PSYCHE
Ale prawdziwe --- trudno! Nie chcę uchodzić za lepszą niż jestem!
STEFAN
Pozwól mi zapomnieć na godzinę bodaj, na chwilę, czym jesteś, a raczej --- czym ciebie życie zrobiło... Nie wiem już sam, jak mam mówić... Słuchaj mnie,
w tobie jest jakieś piękno niepojęte /
i dostojeństwo niesłychane, święte,/
zadziwiające, które --- dobrowolnie ---/
poniżasz w sobie i z takim bolesnym /
uporem depcesz! Włosy twoje pachną, /
jakby łąk jakichś arkadyjskich kwiecie --- /
twe stopy, zda się, chodziły po świecie/
śladami boga jakiegoś --- twe oczy /
szukały w barwnych witrażów przeźroczy /
zjawisk anielskich --- lub diadem twe skronie /
snadź wieńczył kiedyś... Coś się śni, żem pono /
wtedy za ciebie miecz wziął w krwawe łono /
i padł u stóp twych...
PSYCHE
jakby do siebie:
Myśl w przeszłości tonie --- /
jakiś sen... błyski --- krew i wyzwolenie --- /
bóstwa jaw... Kwiaty miały kwitnąć... --- Cienie!
STEFAN
KlejnotBóstwo najświętsze jest schowane w tobie,/
jak czarnoksięski pierścień w wschodnim grobie...
I dlatego to, dlatego właśnie taki ból niezgłębiony mnie targa, gdy patrzę na ciebie pośród twych przyjaciół, gdy słyszę w twych ustach słowa... ach! ---
Bo za to piękno, co przebłyska z ciebie/
pomimo woli przez ohydę życia,/
za tę królewskość twą sponiewieraną,/
za zbezczeszczoną boską świętość twoją,/
za to Coś, czego nazwać nawet nie umiem, a co ja/
jeden może w twojej obecności odczuwam,/
jak nutę hymnu, która się zbłąkała/
w powszednim gwarze ulicy --- jak lśnienie/
monstrancji, którą świętokradzka ręka/
gdzieś na śmietnisko porzuciła --- Psyche!/
ja ciebie kocham za to, kocham! Kocham...
PSYCHE
powtarza w zamyśleniu:
Kochasz...
STEFAN
Tak! I w imię tej miłości mojej zanoszę do ciebie prośbę za tobą samą; bądź dla mnie, chociaż dla mnie jednego, tym, czym jesteś w istocie, w głębi swej duszy --- odrzuć ten pozór dręczący!...
W zapadającym tym wieczornym mroku, /
tak mi się świętą wydajesz, tak czystą ---/
o! Bądź mi taką, bądź mi taką, Duszo!/
--- A jeśli się łudzę, to pozwól mi bodaj łudzić się dalej!...
PSYCHE
z wolna, prawie nieświadomie, chyli się ku niemu
Łudź się...
nagle drgnęła, prostuje się znowu
Tak! --- Łudzić się... tylko się łudzić!
Wstaje, podchodzi sennie ku pianinu i w zamyśleniu poczyna grać melodię piosnki ,,Szukałam szczęścia, o siostry moje". Naraz urywa i wybuchając gorzkim śmiechem, pada rękoma i czołem na klawisze.
STEFAN
Psyche! Co się z tobą dzieje!
PSYCHE
wznosi głowę, znowu spokojna
Nic. --- Złudzenia!
STEFAN
po chwili milczenia:
Nie pojmuję już tego... Przyszedłem tu do ciebie z taką niewypowiedzianą miłosną tęsknotą, z takim bezmiernym pragnieniem... Wszak sama mnie przyzwałaś! Słuchaj! Przyniosłem usta pełne pocałunków... gorących, namiętnych.
PSYCHE
gorzko:
Ach, tak! --- Więc pójdź i całuj. Masz ramiona moje odkryte, włosy i szyję... Masz usta i pierś --- całuj! Czegóż chcesz więcej? Inni płacą za to, a ty... za miłość... ha, ha!
STEFAN
cofa się
Straszna, mrozem przejmująca gorycz drży w twoich słowach. Nigdy taka nie byłaś... Jeszcze wczoraj, jeszcze przed godziną... przed chwilą...
PSYCHE
Czas, PrzemijanieAch! Gdzież jest ta chwila, która była przed chwilą! Cóż chcesz... wszystko się z czasem musi przełamać...
STEFAN
klęka przed nią
Ty chora jesteś --- o! Jakie ręce twoje gorące! Uspokój się, zapomnij o wszystkim, Psyche! Bądź moja, moja... niepodzielnie moja.
PSYCHE
Owszem --- i czemużby nie? Wszakże należałam już do tylu... jeden mniej lub więcej --- i cóż to znaczy? Dziś twoja, jutro znowu kogo innego, Freda lub Pawła --- który przyjdzie...
STEFAN
zrywa się
Ach!
po chwili, głęboko:
Biednaś ty...
PSYCHE
O nie! Tylko nie żałuj! Nie proszę o to ciebie ani nikogo... Zresztą --- dobrze mi z tym, co jest --- lepiej niż wtedy, gdym się rwała... ku różnym... nieuchwytnym... Ha, ha, ha! Dobrze mi! Wesoło!...
STEFAN
znowu po chwili milczenia:
Nie dręcz mnie i siebie --- i nie kłam! Źle ci jest, tak źle!... Ale ja cię kocham --- i wyrwę cię, odkupię, wybawię...
PSYCHE
To znaczy, zrobisz mię --- dla odmiany --- swoją kochanką! Ha, ha, ha! Dość mam tych wybawień! Dość!
śmieje się gorzko, obłędnie i długo, aż nagle urywa
Tak. --- Czas już światło zapalić.
Przyciska guzik na ścianie, gęsty mrok zapadającego wieczoru rozświetla się naraz jarkimjarki --- jaskrawy, żarki, jarzący się. światłem lamp elektrycznych.
STEFAN
stoi przez długi czas w milczeniu, jakby ze snu wyrwany i jeszcze oszołomiony nagłym rozbłyśnięciem światła. Wreszcie podnosi głowę i oczy na Psychę; gorzki uśmiech.
Zdaje się jednak, że się istotnie... omyliłem. Zapomniałem na chwilę, gdzie jestem. Byłem śmieszny. --- Żegnam panią --- i... przepraszam.
Głęboki ukłon, wychodzi szybko.
PSYCHE
stoi przez pewien czas w milczeniu, aż nagle wydaje straszny, ostatecznej rozpaczy pełen jęk:
O, wyzwolenia! Wyzwolenia!!
Rzuca się na fotel, padając twarzą na oparcie. --- Długie milczenie.
LOKAJ
w liberii, wchodzi z trójramiennym, zapalonym świecznikiem w ręku, którym sobie rozświetlał drogę, idąc przez ciemne pokoje
Wielmożna pani, powóz jaśnie pana barona czeka przed bramą.
PSYCHE
wznosi głowę, wstaje
Powiedz, że zejdę za chwilę...
Zwraca się na lewo.
LOKAJ
Słucham wielmożnej pani.
Idzie ku drzwiom.
PSYCHE
staje, odwraca się
Czekaj! ---
Zbliża się do lokaja, znać, że waży jakąś myśl, wyciąga z wolna rękę i odbiera świecznik od niego.
Możesz już odejść.
Lokaj pogląda na nią ze zdziwieniem, rusza nieznacznie ramionami i wychodzi.
Psyche stoi znowu jakiś czas w milczeniu, ze świecznikiem w ręku, ze spuszczoną głową, jakby się namyślała. Nagle żywy ruch: powzięła ostatecznie postanowienie. Biegnie do drugiego pokoju, w głąb, za chwilę wraca, już bez świecznika. Stoi teraz na środku, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i patrzy. Z drugiego pokoju dolatuje jakiś syk, trzask --- nagle przez otwarte drzwi bucha łuna pożaru. Psyche niewzruszona --- patrzy w ogień, śmiejąc się tylko z cicha. Pożar tymczasem wzrasta szybko, przeżarł już snadź przewodniki elektryczne, gdyż światła naraz gasną. Łuna jeno, coraz krwawsza, bijąc przez drzwi, oświetla nieruchomą wciąż Psychę.
GŁOSY
odzywają się za oknami:
Gore! gore!
VII. WYZWOLENIE
Blaks, król świata
Przemówiciel
Mądry człowiek miejscowy
Dwóch mądrych ludzi zagranicznych
Dozorca więzienia
Psyche, więziona buntownica --- królewna
Eros, bóg
Hedone, Kallone, Melike, Hagne, dziewki służebne arkadyjskiej królewny
Orszak króla Blaksa
Lud
Rzecz dziać się będzie w czasie, który przyjdzie --- gdziekolwiek.
Ponury, ciemny korytarz więzienny, bez okien, biegnący na poprzek sceny. Na lewo w końcu korytarza duża okuta brama. W głębi, w pośrodku muru szarego bez drzwi i okien, przykuta łańcuchami Psyche. Szata na niej ciemna, więzienna, na zsuniętym w tył kapturze lśnią włosy złote.
SCENA I
Mądrzy ludzie, jeden miejscowy i dwóch zagranicznych, w czarnych togach i w beretach na głowie, wchodzą z lewej strony. Prowadzi ich Dozorca z pękiem kluczy i małą latarką w ręku.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Czy daleko jeszcze?
DOZORCA
stawia latarkę na ziemi
To tutaj. Jest to najgłębszy loch w całym gmachu.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Dziękuję ci, dobry człowiecze. A czy można mówić z uwięzioną?
DOZORCA
wyjmuje z kieszeni jakieś kartki i przegląda
Macie panowie formalne pozwolenie zwiedzenia tych kazamat --- ale o tym, byście mogli rozmawiać z więzioną, ani słowa! --- Nie wolno mi dopuścić niczego więcej nad to, co tu jest napisane.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Powinieneś mieć dla nas osobne względy; wiesz, że jesteśmy Mądrymi Ludźmi...
DOZORCA
Poznaję to po waszym stroju, ale ja znów jestem człowiekiem, co słucha tych, których jedynie słuchać powinien.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Przyjacielu! Wszakże w twoich papierach nie ma wyrażonego zakazu, że mówić nam z uwięzioną nie wolno?
DOZORCA
patrzy znów w papiery
To prawda...
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
A co nie jest zakazane, to wolno.
DOZORCA
Mnie się zdaje, owszem, że co nie jest dozwolone wyraźnie, tego nie wolno. Ale jeśli wy, Mądrzy Ludzie, tak mówicie...
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Niewątpliwie. Przynajmniej w odniesieniu do patentowanych królewskim dekretem Mądrych Ludzi. Wobec innych --- twoje zdanie jest słuszne.
DOZORCA
Ha, próbujcie z nią rozmawiać tedy, jeśli wam odpowie. Bo odpowiadać nie chce nikomu. Patrzcie, ma wyraz dumy, zgoła niewłaściwej w jej położeniu. Przykuta jest, a nie chce się ukorzyć. Gdyby to nie było obrazą dla królewskości, powiedziałbym wprost, że jest w niej coś królewskiego. Ale ja tego nie mówię --- powiadam raczej, że oszalała w samotności...
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Być może. Zwłaszcza, że szalona była zawsze.
DOZORCA
Tak. Kto jest szalony, temu bardzo łatwo oszaleć. Mówcie z nią. Ja jednak muszę odejść na swoje stanowisko. Pamiętajcie jenojeno (daw., gw.) --- tylko, jedynie., panowie, abyście nie przedsiębrali niczego, co by nie było zgodne z porządkiem, którego ja tu jestem przedstawicielem i stróżem. Będę stał zewnątrz tej bramy, na załomie schodów wiodących do górnych korytarzy, obok najbliższego posterunku żandarmów. Innego wyjścia stąd nie masz... ostrzegam!
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Bądź spokojny.
Dozorca wychodzi na lewo.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Przemówię do niej.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Owszem, mówcie, panie.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
zwracając się do Psychy:
Mądrość, Głupota, Dusza, Lud, Mędrzec, Dusza, Obraz świataSłuchaj, dziewczyno, zaszczyt cię spotyka./
Dwóch Mądrych Ludzi przyszło z zagranicy,/
ażeby widzieć lichą twą osobę --- /
i za łaskawym króla pozwoleniem /
ciekawi ciebie...
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
przerywa:
Nie tak, nie tak, panie!/
Wszak Mądrzy Ludzie nigdy nie ciekawi,/
to wada tłumu! Myśmy przyszli oto, /
aby się wielkiej głupocie podziwić...
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
przerywa:
Źle mówisz, panie... My się nie dziwimy! /
Ludzi niemądrych cechą jest zdziwienie./
To rzecz nie nasza.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
W każdym razie chcemy/
zobaczyć ciebie i jasno ci dowieść, /
że choć wzburzony tłum w szaleństwie dzikim /
chce cię uwolnić, sądząc, żeś jest zdolna /
świat obumarły ożywić na nowo: /
my --- mądrzy --- króla Blaksa wierne sługi, /
twierdzim stanowczo, żeś jest niepotrzebna /
i że bez ciebie wszystko da się zrobić.../
Czy zechcesz, ceniąc zaszczyt nader wielki, /
wdać się w dysputę z nami?
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Tym się nie martw,/
iż pokonaną musisz być. Jesteśmy /
Mądrymi Ludźmi, a ty tylko --- Duszą, /
wyrazem, który z dawna nic nie znaczy.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Mógłbym ci nawet udowodnić łatwo, /
iż nie istniejesz wcale...
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
po chwili:
Nie chce mówić...
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ozwij się przecie! Jesteśmy łaskawi /
i niekoniecznie z słów twych śmiać się będziem!
Psyche, wciąż milcząca i nieporuszona, jakby obecności ich zgoła nie spostrzegała.
Z zewnątrz dochodzi odgłos jakby wzburzonego morza.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Próżnośmy tutaj przyszlipróżnośmy (...) przyszli --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: próżno przyszliśmy....
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Owszem; zawszeć/
rzecz to ciekawa, widzieć kazamaty, /
gdzie jest więziona ta, co pono światy /
ma od zagłady zratować. A zresztą /
wkrótce tu zejdzie król. W jego orszaku /
może by dla nas miejsca już nie było --- /
a więc przyszedłszy wcześniej, to zyskamy, /
że obaczymy ową rzecz niezwykłą...
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ja nie rozumiem onej całej sprawy, /
mimo że jestem mądry.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Snadźsnadź (daw.) --- widocznie. jest głupia.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Któż jest właściwie ta cudotwórczyni /
i za co tutaj zamknięta?
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Bunt, Dusza, Obraz świata, Robotnik, Lud, Maszyna, WięzieńKto ona?/
Nie wiem i pono nie wie nikt z tych czasów. /
Z jakichś się dawnych przybłąkała wieków, /
rzec by się chciało, z zapomnianych światów,/
ażeby w państwa wszechwładnego króla /
wnosić niepokój! To jej główna zbrodnia!
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Dlaczegóż król więc ściąć jej nie rozkaże?
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
To nie pomaga. Stracona --- na nowo /
kędyś się rodzi, wieczna wichrzycielka, /
i znowu mąci ład, przez króla Blaksa /
tu ustanowion. Stąd też jest podanie /
pomiędzy ludem, głupim jako zwykle, /
że nieśmiertelna jest i moc ma przeto /
odrodzić światy już zamierające,/
póki pokłonu nie odda królowi/
dobrowolnego i tym moc swą zniszczy./
Słyszycie, panie? Jako fale morza/
tłum o więzienne grube ściany bije, /
jej uwolnienia wołając!
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Zaiste!/
Tłum należało od dawna wytracić./
Jużem to w książce mojej był napisał.
Słychać coraz silniej głosy szturmującego ludu.
Psyche wciąż nieporuszona.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Zgoda. Robotnik nie jest nam już dzisiaj /
potrzebny --- wszystko zań sztuczne maszyny /
robią. A jednak łatwiejszym się zdało /
(nie wiem, czy słusznie?) zmusić oną wiedźmę,/
by dobrowolnie pokłon dać zechciała /
królowi. Wtedy byłby spokój. Ale /
dotąd daremnie król tu co dnia schodzi /
i przez sług swoich usta ją namawia /
do uległości... Dziś jest źle --- prawdziwie! /
Więzienne mury, lubolubo (daw.) --- choć, chociaż. nader grube, /
mogą naporu ludu nie wstrzymywać...
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ja nie rozumiem, czemu tłum się burzy? /
Czego mu trzeba? Wszakże jest dobrobyt /
i jest porządek...
DOZORCA
wbiega
Idzie król! --- Już idzie...
Pada na środku korytarza na kolana i twarzą zwrócony ku wejściu zaczyna czołem wybijać na ziemi pokłony, mimo że nie widnonie widno --- tu: nie widać. jeszcze nikogo.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Majestat króla schodzi w te piwnice!
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Serce drży we mnie...
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Ustąpmy na boki...
Cofają się, tymczasem przez roztwarte drzwi wchodzi Orszak królewski. Na przodzie postępuje Dwóch ludzi niosących pochodnie, za nimi niesiony jest na tronie Król Blaks, ubrany w ciemnopurpurową szatę, od której odcina się długa, czarna broda. Na ramionach ma narzucony czarny płaszcz. Na głowie wysoka złota tiara asyryjskiej formy, na piersiach złote łańcuchy, u pasa głownia sztyletu. Siedzi bez ruchu, jak posąg, z głową nieco ku przodowi pochyloną, jakby pod ciężarem ogromnej tiary; ręce z mnóstwem pierścieni na palcach wsparł o poręcze tronu. --- Niosący stawiają tron tuż przy wejściu, zwracając króla twarzą ku miejscu, gdzie Psyche jest przykuta. Po lewej ręce króla obok tronu staje Przemówiciel, w tyle gromadzi się reszta Orszaku, wszyscy ciemno ubrani.
Blaks, po chwili grobowego milczenia, daje ręką znak Przemówicielowi, po czym wraca do poprzedniej nieruchomości.
PRZEMÓWICIEL
skłoniwszy się nisko przed królem, zwraca się do klęczącego wciąż z czołem przy ziemi dozorcy:
Jego Wszechmożność, ziemi król i władca, /
Pan samowładny, Mocarz ostateczny ---/
raczy rozkazać, aby sprowadzono /
tutaj więzioną przed jego oblicze.
Dozorca, wybiwszy jeszcze jeden pokłon, zrywa się, biegnie w głąb --- i odpiąwszy żelaza, którymi Psyche jest do ściany przykuta, prowadzi ją przed króla, ciągnąc jak zwierza za koniec łańcucha. Na dany znak Przemówiciela usuwa się, rzucając z brzękiem na kamienną posadzkę łańcuch, od kajdan na rękach Psychy zwisający.
PRZEMÓWICIEL
do Psychy:
Na twarz upadnij!
Psyche stoi bez ruchu.
PRZEMÓWICIEL
Na twarz padnij, mówię!
Psyche wciąż nieporuszona, wśród obecnych przytłumiony szmer zgrozy.
Blaks porusza z lekka głową i daje znów ręką krótki znak Przemówicielowi.
PRZEMÓWICIEL
Łaska królewska, iście niepojęta,/
raczy cię wezwać jeszcze po raz trzeci,/
byś dobrowolnie pokłon jej oddała...
po chwili:Wiesz, że więziona jesteś gwoligwoli (daw.) --- dla, z powodu czegoś. temu, /
iżeśiżeś (...) była --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż byłaś, że byłaś. rozruchów wiecznych była żagwią /
i ustawiczne niepokoje siała! /
Uwodzicielką jesteś i kłamczynią, /
praw gwałcicielką, buntowniczką zgoła /
i morderczynią, podżegaczką ludu/
i gorszycielką oraz podpalaczką! /
To są twe winy --- ale król łaskawy /
gotów ci wszystko przebaczyć... gdy padniesz /
na twarz przed jego świętym majestatem.
po chwili ciągnie dalej:
Czarownica, Bunt, Dusza, Obraz świata, Koniec świata, Rośliny, Słońce, Maszyna, Cud, WładzaWieść doszła króla, że przez jakieś czary, /
które w zasadzie są zgubne lub śmieszne, /
jednak w ostatniej potrzebie godziwe /
być gwoli dobru swego celu mogą: /
zdolnaś ginący świat ożywić z nowa.../
Król w to nie wierzy (wszakże to jest śmieszne)/
i nie uznaje, by było potrzeba/
wskrzeszać znów słońce gasnące na niebie/
lub zieleń z ziemi wywodzić na powrót/
gusłami dziewki jakiejś, kiedy mamy/
ciepło i światło sztucznie wytworzone/
przez elektryczne maszyny i dosyć/
środków żywności, chemicznie dobytych. /
Lecz król jest łaskaw, łaskaw jest nad miarę /
i jeśli pokłon dasz mu dobrowolny, /
on ci pozwoli dla uciechy tłumu /
tak się zabawić próbowaniem cudu...
Psyche milczy.
PRZEMÓWICIEL
odzywa się znowu:
Na twarz upadnij! --- Masz królewskie słowo, /
że będziesz wolna i we czci na nowo!
Znowu zmieszane, głuche odgłosy szturmujących. Psyche wzniosła głowę, nadsłuchuje.
PRZEMÓWICIEL
Próżno tam słuchasz! Mocne są więzienia /
twojego mury i bez woli króla /
nikt tu nie wejdzie, ani ty wyjść możesz... /
Raczej weź łaskę króla, na oblicze /
padłszy...
po chwili milczenia:
Co znaczy twoja niewzruszoność?
PSYCHE
Niech sam król mówi, jeżeli chce czego... /
Jemu odpowiem.
GŁOSY
Król?! --- Co ona rzekła?/
Szalona! Crimen laesae maiestatiscrimen laesae maiestatis (łac.) --- zbrodnia obrazy majestatu; termin z kodeksu prawa rzym.!...
PRZEMÓWICIEL
do Króla:
Iście szalona! --- Lecz... o świat tu idzie...
BLAKS
odzywa się po długim milczeniu:
Mów, czego żądasz?
PSYCHE
Ty mów, o co prosisz?
Szmer grozy i przerażenia wśród obecnych.
Dusza, Obraz świata, Władza, Niewola, Koniec świataBLAKS
po chwili:
Pokłon mi oddaj... przynależny panu.
PSYCHE
Ha, ha! Więc tyle jeno żądasz, królu, /
od tej nędzarki w więzach, która stoi /
przed tobą, z twardych wywleczona żelaz! /
Ty, król potężny, świata pan wszechwładny, /
jedyny dziedzic starej ziemskiej kuli --- /
a ja? Wszak nie ma w świecie takiej krzywdy, /
której od ciebie znieść bym nie musiała! /
Tyś sen mój spłoszył dziecinny, wyszydził /
tęsknoty moje, zdławił lot ku niebu, /
tyś moją świetność zdeptał, moc mą złamał, /
tyś mnie pohańbił i do zbrodni pchnąwszy, /
zamknął, jak zwierza, a teraz przychodzisz, /
abym ci pokłon oddała, mocarzu /
ginący świata, który trupieszeje /
pod twoją władzą! --- Jakże ja ci pokłon /
dam dobrowolny, kiedym jest zakuta? /
Gdym jest w łańcuchach?
Potrząsa kajdanami. --- Na znak Blaksa kilku ludzi, między nimi Dozorca więzienny, przystępują do Psychy i usiłują zdjąć krępujące jej ręce żelaza.
DOZORCA
Darmo się silimy!/
stal wrosła w ciało; zamki zardzewiałe /
nie chcą się poddać...
PSYCHE
Precz mi więc od dłoni!/
Zwolnić się mogę snadźsnadź (daw.) --- widocznie. ja sama tylko!
Jednym szarpnięciem rąk rozrywa żelaza i rzuca z brzękiem na obie strony.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Jak nić zerwała stalowe ogniwa!
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
To czarodziejstwo! --- Ona będzie zdolna /
świat z martwych wskrzesić!
GŁOSY
Zbaw nas! Zbaw nas! Pani!/
Błagamy ciebie!
PSYCHE
Was --- czyż zbawić można?
wznosi rękę
Lecz tamtych, tamtych, którzy tam --- wołają...!
BLAKS
Bacz, bym cię w grubsze nie dał zakuć pęta!/
Na twarz!
Dusza, Obraz świata, Władza, Śmierć, Niewola, Wolność, Życie jako wędrówkaPSYCHE
Moc twoja już się przesiliła,/
cesarzu trupów! Zakuj mnie --- i czekaj /
swojej godziny! Słuchaj wycia głodnych, /
których już złoto twoje nie nasyci!/
Ciesz się mądrością, która nie jest zdolna /
jednego listka wywieść z chłodnej ziemi!/
Ciesz się spokojem, który wnet się stanie /
już ostateczną i śmiertelną głuszą!/
Ciesz się przewagą swoją, lecz pamiętaj, /
że we mnie jednej jest pierwiastek życia,/
iże mnie można zgnieść, lecz nigdy --- zabić! /
Każ mi na nowo okuć ręce, królu --- /
lecz to ci mówię: słabe twe żelaza /
w wyrocznej chwili rąk mych nie wstrzymają!
GLOSY
po chwili głuchego milczenia, wybuchają nagle:
Władza, NaturaZmiłuj się, panie! Przemów do niej, przemów! /
Niech nas ratuje! Dobrze pod twą władzą, /
lecz chcemy słońca, chcemy życia, kwiatów! /
zmiłuj się, panie!
Słychać coraz gwałtowniejszą walkę za murami.
PRZEMÓWICIEL
nachyla się do królewskiego ucha:
Boję się rozruchów.../
Gdyby ci jeszcze w tym okropnym czasie /
wierności stałej nie chcieli dochować, /
wtedy...
PSYCHE
Grzmi fala! Słyszycie? Grzmi fala!/
Pójdźcie wy, którzy wołacie mnie, Duszy! /
Sercem w te mury biję i toruję /
drogę przez kamień dla was! Pójdźcie do mnie! /
Oto nadeszła godzina dosytu! /
Otom ostatnią kaźnią odkupiona /
zebrała moce: wołacie mnie wszyscy, /
wszyscy mnie znacie, kiedy mnie zabrakło /
wśród was! --- O, pójdźcie! Dam wam wyzwolenie!/
I wam, i sobie! Pójdźcie! Pójdźcie! Pójdźcie!
Nagle jakoby morze wdarło się do kazamat. Słychać łoskot na schodach i grzmot wyłamywanych żelaznych drzwi --- jeszcze chwila i wpada do kaźni Lud. --- Wpadli z okrzykiem gromkim, z młotami i oskardami w dłoniach, walką utrudzeni. Zoczyli króla --- mimo woli głucha i nagła wśród nich zalega cisza; stoją i patrzą.
BLAKS
po chwili milczenia daje znak: dwóch ludzi z orszaku biorą go pod ręce i podnoszą. Powstawszy, postępuje kilka kroków, wlokąc długi płaszcz czarny za sobą, i staje przed Psychą. Naraz grzmiącym głosem woła:
Na twarz upadnij! ---
PSYCHE
groźnie:
Ty upadaj, sługo!
GŁOSY Z ORSZAKU
pełne przestrachu i zgrozy:
Co to? Nieszczęsna! ---
GŁOSY Z LUDU
O, Psyche! O, Psyche!
PSYCHE
rzuca się ku Blaksowi
Na twarz! --- Mówiłam...
Szybkim ruchem wyrywa mu sztylet zza pasa i wzniósłszy, zatrzymuje na mgnienie oka nad głową.
GŁOSY
O zgrozo!
PSYCHE
uderza
Giń zwierzu!
Blaks, rażony w serce, wali się w tył, martwy.
Lud wybucha szerokim, radosnym okrzykiem i naraz milknie...
SCENA II
W tejże chwili dzieje się rzecz dziwna: Mur korytarza w głębi rozsuwa się i opada, jak szara mgła, otwierając widok na krajobraz tenże sam, który był na początku, w Arkadii. W pośrodku na opuszczającym się obłoku zstępuje Eros, bóg, tak jako był widny na początku, jeno że teraz ma wieniec z jodłowych gałązek na płomiennych kędziorach i skrzydła szeroko rozpostarte z obojego boku. Otaczają go, stojąc na łące, służebne dziewy arkadyjskiej królewny, po dwie z każdej strony: Hedone, Kallone, Melike i Hagne.
Lud patrzy w osłupieniu, cichy, zachwycony...
Psyche stoi w pośrodku, ze złotą falą swych włosów na więziennej szacie, twarzą do zjawiska, przedzielona od zstępującego ku niej boga leżącym na poprzek trupem Blaksa. Cały dawny Orszak królewski, w ciemnych swych płaszczach, stoi w milczeniu, cisnąc się do dwóch pozostałych bocznych ścian więziennego korytarza, jak skamieniały, zapatrzony w cudowną zjawę. --- Krajobraz zalany jest jasnym światłem słonecznym, mrok jeno spowija ludzi tulących się pod resztkami murów więziennych i na przodzie sceny w milczeniu klęczących.
EROS
Psyche!...
PSYCHE
O, Eros! Eros!
Idzie ku Erosowi, zapatrzona w boskie jego zjawienie. --- W chwili, gdy przestępuje przez trupa, który ją od niego dzielił, z ramion jej zsuwa się szara szata więzienna --- i jasna już, w białym odzieniu, jako była na początku, klęka u nóg boga, obejmując rękoma jego kolana.
CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCH
Witaj, Psyche!
Eros pochyla się nad klęczącą i kładzie dłonie na jej włosach.
PSYCHE
Otoś znów przy mnie, pan, kochanek, król!
HEDONE
Otarte łzy twe, zapomniany ból!
PSYCHE
O! Niech mię sprzęgnie z tobą wieczny ślub!
KALLONE
Już zakończony czas twych gorzkich prób!
PSYCHE
Daruj mi pokój! Daj zmazanie win!
MELIKE
Zbawiona jesteś przez spełniony Czyn!
PSYCHE
Twoją chcę stać się już na wieków wiek!
HAGNE
Morze za tobą --- tu szczęśliwy brzeg!
PSYCHE
Ciebie szukałam wiecznie i jedynie /
przez życia piargi dążąc i bagniska: /
jeśli to we śnie twe lico mi błyska --- /
niechajże nigdy sen mój nie przeminie!
CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCH
Szczęsną i piękną, niewinną i śpiewną /
ze snu się budzisz ciężkiego, królewno!
HEDONE
Witaj przez słońce, na niebie płonące!
KALLONE
Witaj przez kwiaty wonne na tej łące!
MELIKE
Witaj przez chóry ptasząt w złotym gaju!
HAGNE
Witaj przez nurty srebrzyste ruczaju!
Miłość, Dusza, Obraz świata, Stworzenie, Koniec świata, Życie jako wędrówkaEROS
Czy słyszysz głosy one modlitewne,/
które cię znowu witają, królewnę,/
na złotych błoniach twej wiecznej ojczyzny?/
Zamknięte rany twe, zgojone blizny,/
które w twych białych stopach ryły ciernie,/
kiedyś, za cieniem mym zdążając wiernie,/
wygnanka bosa, przez życia bezdroże/
szła w uciśnieniu, przez kał ziemi --- w zorzę!/
A iżeśiżeś (...) zniosła --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż zniosłaś, że zniosłaś. wszystek zniosła ból i trud,/
a iż cię ziemi nie pokalał brud,/
chociaż się czepiał twych pielgrzymich szat,/
z których wykwitłaś oto --- lilii kwiat,/
biały, jak ongiongi --- kiedyś, dawniej., i jeno schylony/
rosą łez, którą w przelocie Eony/
płaczą nad nędzą bezdenną żywota:/
prawdą się iściiścić się --- ziszczać się, realizować się. twa wieczna tęsknota,/
i coć snem byłocoć snem było --- inaczej: co ci było snem; co było dla ciebie snem. jenojeno (daw., gw.) --- tylko. w pierwszej dobie,/
za czym łamałaś ręce swe w żałobie/
--- kiedy sen pierzchnął --- błądząca śród cienia,/
dziś ci się jawą złotą rozpromienia:/
oto ja schodzę w jasnych blaskach słońca/
na szczęście wielkie, ostatnie, bez końca!
PSYCHE
O Eros! Eros! Królu mój i panie!
EROS
Tak! --- Jam jest EROS, iżemiżem (...) wywiódł --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż wywiodłem, że wywiodłem. nad otchłanie /
Chaosu rękę ściągnąwszy, z bezruchu /
wywołał Drgnienie i zakląwszy w duchu, /
wywiódł zeń wszechświat stubarwny i złoty, /
iżemiżem jest --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż jestem, że jestem. jest rodzic żądzy i tęsknoty, /
która w głąb bije lub w strop niebios modry, /
ofiarnik życia, bólu dawca szczodry --- --- /
lecz iż jest we mnie, jako był początek,/
i koniec wszystkim rzeczom, których wątek /
w pierścień się splata, zapomnienie wieczne/
i ukojenie tęsknot ostateczne,/
i szczęście wielkie, nieprześnione, ciche: /
zowią mnie także THANATOS, o, Psyche!
Pochyla się i składa pocałunek na ustach Oblubienicy.
Wszyscy obecni przyklękają, niektórzy padają na twarz.
Jest cisza ostateczna.
Pisałem w Podchybiu, w jesieni, 1903.