Szukiewicz, Maciej
Sielanka
Niedziałkowska, Marta
Choromańska, Paulina
Kowalska, Dorota
Fundacja Nowoczesna Polska
Modernizm
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Łukasza Jachowicza.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/szukiewicz-sielanka
Młoda Polska. Wybór poezyj, oprac. Tadeusz Żeleński (Boy), wyd. drugie, Wydawnictwo Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich, Wrocław 1947.
Domena publiczna - Maciej Szukiewicz zm. 1943.
2014
xml
text
text
2014-01-24
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2776.jpg
Yossari@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2776
Maciej Szukiewicz
Sielanka
Pisownia łączna / rozdzielna: zwolna > z wolna; po społu > pospołu.
Pisownia poszczególnych wyrazów: oh > och.
Interpunkcja --- dodano kropkę na końcu strofy: spokojem.
Życie jako wędrówkaSzli oparci o siebie ramieniem i twarzą --- ---/
Niepomni świata, ludzi, czasu i przestrzeni,/
Nie słyszeli, co świerki nad głową ich gwarzą,/
Nie widzieli, że słońce gór szczyty rumieni,/
Nie czuli, że chłód bagien, snując się już w lesie,/
Białą, wilgotną zmorą pada na pierś ziemi/
I że to mech puszysty pod ich stopą gnie się,/
Tłumiąc odgłosy kroków pieszczoty miękkiemipieszczoty miękkiemi --- dziś popr. forma N. lm: miękkimi pieszczotami.,/
I że oto na niebie, z wolna i nieśmiało,/
Noc błysnęła skrą złotą, drobniuchną i małą,/
I majestat swój mnożąc wciąż większym gwiazd rojem,/
Przestwory napełniła ciszą i spokojem.
Szli oparci o siebie ramieniem i twarzą,/
A jak ważki złociste nad wodą się ważą,/
Miłość spełnionaOni, oczy swe jasne zwróciwszy do wnętrza,/
Badali, która chwila dla duszy jest świętsza:/
Czy gdy jeszcze pożądań roi sny najsłodsze?/
Czy gdy już śnieżne pióra o krwi pożar otrze?/
Czy może kiedy rozkosz dreszczem przejmie ciała,/
A ona precz odchodzi, powiewna i biała?...
Nad tym oni dumali jak u bliźniąt we śnie/
Każde dla siebie tylko, jednak tak współcześnie,/
Że gdy szyszka z szelestem upadła na chrusty,/
A oni przystanąwszy ust szukali usty,/
I wzajemnie na licach opierając lico,/
W sercach sobie czytali zwiększoną źrenicą ---/
Byli, jak przeciw sobie stawione zwierciadła,/
Między które płomienna pożoga upadła/
I jasno się w nich pali i po tysiąc razy/
Tysięcznymi w obudwu odbita obrazy/
Idzie w bezmiar, z bezmiaru niezmienna powraca/
I znów mknąc tam, skąd przyszła, blasku nie zatraca,/
Jeno w nieskończoności mamiącym półmroku/
Coraz większą i czystszą wydaje się oku./
Mówiła, przytulając się do piersi jego:/
Dziwne... lecz ja tak czuję... --- MelancholiaZmysłyOch, powiedz, dlaczego/
Jak cień z światłem, łza z śmiechem pospołu się noszą/
Niewysłowiony smutek z bezbrzeżną rozkoszą?/
Czemu dla tych upojeń, co ciałem kołyszą/
I są napiętym nerwom ochłodą i cisza,/
A dla mniszych umysłów skalaniem i grzechem,/
Tęskność i melancholia koniecznym są echem?/
Jak to tłumaczyć, powiedz? Czy może w tym leży/
Upragnienie rozkoszy nowej, innej, świeżej?/
Czy może jest w tym smutek błędnego motyla,/
Co płacząc startych skrzydeł, nad lilie się schyla?/
Może to brzóz żal niemy, co z rozwianej wici/
Sączy się niewidzialny, a kogo pochwyci,/
Temu najrańszy ranek, najzłocistsze słońce/
Zamienia na wieczory tęskne i płaczące? --- /
Czyżby mogła natura karcić twór bezmyślnie/
Za to, że pierś do piersi chciwie się przyciśnie,/
Do warg przytulą wargi i do duszy dusza?/
I czymże jest natura? i cóż ją to wzrusza?/
Snadź inna moc to sprawia... Oto, odkąd pomnę,/
SztukaIle razy patrzyłam na dzieła ogromne,/
Czy była to z Apollem pędząca kwadrygakwadryga (z łac.) --- rydwan zaprzężony w cztery konie ,,w poręcz", tj. jeden przy drugim.,/
Czyli Komedia Danta, czy dzika pieśń GriegaGrieg Edward (1843--1907) --- kompozytor norweski.,/
Czy też nimfa zaklęta geniuszem BöcklinaBöcklin Arnold (1827--1901) --- malarz szwajcarski, zażywający kultu w epoce Młodej Polski.,/
Co na słońcu swe ciało różane wygina/
I w paluszkach zagniata perły z fali miękkiej/
I jak piasek wciąż sypie je z ręki do ręki ---/
Zawsze, zawsze i wszędzie marmur, ton, rym, płótno,/
Zostawiały mnie z twarzą jednakowo smutną.../
I nie mógł to być refleks tych drgnień i tych skurczy,/
Przez które wykonawców przechodził duch twórczy,/
Bo to samo przymglenie czucia, woli, myśli,/
Miałam, gdyśmy na szczytach nad chmurą zawiśli,/
Poglądali w dal siną, rozmiarem tak mroczną,/
Że zda się oczy nigdy i nigdzie nie spoczną ---/
Więc w czymże tkwi ten smutek i kędy ma leże/
I skąd tak niespodzianie, tak nagle się bierze,/
Że w drodze do dusz naszych nic go nie oszuka,/
Ni szał zmysłowych uciech, ani boska sztuka?/
Gdzie szukać jego źródeł? A może... wiesz? może.../
Tylko się nie śmiej ze mnie! --- ja, widzisz, wciąż tworzę/
Zawrotne hipotezy, dziwaczne teorie,/
Na przykład: skąd błękitne, przydrożne cykorie,/
Niemal całkiem bezlistne, jak często je widzę,/
Mają kwiat tak ogromny na wątłej łodydze?/
Albo --- skoro w wszechświecie nic nie ginie marnie ---/
Gdzie spojrzenia, którymi ktoś mrący ogarnie/
Świat cały, nim odetchnie po raz już ostatni?/
Albo --- czy chmurka może obawiać się matni?/
Albo gdy na niebiosach księżyc się zapali/
I na wody upadnie, jak dobyć go z fali?/
Albo... i tak bez końca, jak w bajkach SzeherazSzeheraz --- Szeherazada, bohaterka Księgi tysiąca i jednej nocy, co noc opowiadała sułtanowi inną historię../
Otóż widzisz, ja myślę, myślałam już nieraz,/
ŚmierćŻe wszystko, co za «wielkie» wieki wiekom głoszą,/
Czyliczyli (tu daw.) --- czy. to będzie sztuką, czy ciała rozkoszą,/
Przypomina nam zawsze stan ów, który czeka/
Prędzej, później, lecz pewnie każdego człowieka ---/
Ów stan, którego żadne słowa nie upiększą,/
Ów stan, co jest rozkoszą z wszystkich snadź największą,/
Ku któremu twór wszelki ciągłe, w nocy, we dnie/
Dąży z woli lub z musu, z wiedzą lub bezwiednie,/
Ów stan, co niepodzielnie zawładnąwszy światem,/
Cel bytu kiedyś spełni i...
«Śmierć myślisz zatem?»
Cicho, cicho na Boga! --- mój złoty, mój drogi,/
Nie wymawiaj imienia tej Pani złowrogiej,/
Nie wymawiaj go nigdy, nigdy, nigdy głośno!/
Za pusto tu, za ciemno, za smutno łzą rośną/
Gęstwiny płaczą wokół... A jeśli to licho/
Czyha tu kędy z kosą? a jeśli? Więc cicho,/
Nie igrajmy z tą mocą podstępną i wrażą.
Szli oparci o siebie ramieniem i twarzą,/
Z oczyma w mrok wbitymi, z płonącymi czoły./
Ona cała istnością w jego istność wrosła,/
On na poły jej więzień, PrometejPrometej --- dziś raczej: Prometeusz. na poły./
Wielkich pragnień go burza za świat zjawisk niosła,/
A choć milczał, blask taki ze źrenic mu padał,/
Że tym blaskiem duch jego cały się spowiadał/
I mówił do jej myśli: dlaczego? dlaczego/
Miłości naszej smutek i tęsknica strzegą?/
Dusza, MiłośćOto gdy pocałunkiem usta się nam spoją,/
Oto gdy pierś mą złożę na białą pierś twoją,/
Oto gdy tak bez woli, bez czucia, pamięci,/
Czerpiemy z siebie słodycz uściskiem objęci,/
Dusza z uwięzi zmysłów swobodnie ulata/
W obcą dla nas, mistyczną krainę zaświata./
Co tam robi? czy słońca tam widzi, czy nowie?/
Nie zgadnąć, tego ona nigdy nam nie powie/
I tylko, gdy z wędrówki swej do nas powróci,/
Niedobrze jej tu z nami i tak się wciąż smuci/
Jak kędy na wygnaniu zbłąkana królewna./
Bo dla niej za powrotem jednia rzecz jest pewna:/
Że nad żar ust łaknących, nad ciał lube sploty/
Istnieją śluby ducha i ducha pieszczoty/
Stokrotnie rozkoszniejsze i lepsze daleko ---/
Coś, jak kiedy się rzeka spotka z drugą rzeką,/
Coś, jak gdy się dwie chmury ciągnąc nieba krajem/
Zetkną i aż do drobin przenikną nawzajem,/
Coś, jak kiedy dwa światła rozszczepione tęczą/
Znów w jeden biały promień wspólnie się zaręczą,/
Coś, co nie ma określeń w naszej mowie lichej,/
Kondycja ludzkaCoś, co bije blaskami z cudnych liców Psychy,/
Gdy szałem z nas wyparta pławi się w eterze/
I dziwną kąpiel z światła, woni, dźwięków bierze/
I oboje nas potem, po swoim powrocie/
Rzuca na pastwę strasznej, bezbrzeżnej tęsknocie/
Za tą kąpielą dziwną, za szczęsnością oną/
Przeczuwaną zaledwo, a tak upragnioną...
Szli oparci o siebie ramieniem i twarzą/
Jak anioły, gdy w niebie ziemską miłość marzą,/
Szli, nie wiedząc u kogo, u dnia czy u nocy,/
Na to swe utęsknienie szukać im pomocy?/
Szli oparci o siebie, cisi.../
A tymczasem/
Jakiś zbłąkany powiew zakołysał lasem./
Za nich i za podobnych im całe miliony/
Wyrwał się z mroków leśnych jakiś jęk stłumiony/
Jakby całej ludzkości bolesne westchnienie/
Szło rozbić bramy nieba... A tam --- wciąż milczenie...