Boy-Żeleński, Tadeusz
Krakowski jubileusz
http://www.wolnelektury.pl/lektura/slowka-zbior
Kowalska, Dorota
Niedziałkowska, Marta
Fundacja Nowoczesna Polska
Dwudziestolecie międzywojenne
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowka-zbior-krakowski-jubileusz
Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka: zbiór wierszy i piosenek, nakł. Księgarnia Polska B. Połonieckiego, Lwów; wyd. E. Wende, Warszawa 1913
Domena publiczna - Tadeusz Boy-Żeleński zm. 1941
2012
xml
text
text
2011-12-09
pol
Tadeusz Boy-Żeleński
Słówka (zbiór)
Krakowski jubileusz
ŚmiechNie wiem, który to nasz przodek, /
W przydługi ponośponoś --- tu: ponoć, podobno. karnawał,/
Gdy wyczerpał wszelki środek, /
Skąd wziąć jaki świeży kawał,
Wraz, po formy dążąc nowe,/
Chwycił kpiarstwa kaduceusz, /
Skrobnął się nim mocno w głowę /
I wymyślił --- jubileusz.
Przyjęła się ta zabawa, /
Jako że w niej leży sposób,/
Co każdemu daje prawa/
Kpić z najszanowniejszych osób;
PrzemijanieLecz, że wszystko mija w świecie, /
(Niech go jasny piorun trzaśnie!) /
I zdarzyć się może przecie /
Że tradycja ta wygaśnie,
Podam tu więc przepis cały,/
By wszedł do krakowskich kronik, /
Na ten jubel tak wspaniały,/
Jak «rękawka» lub «lajkonik».
Bierze się do tego celu /
Tęgiego, starego pryka; /
Sadza się go na fotelu /
I siarczyście go się tyka.
Odmiany wszak prawa znacie,/
Trudności nie będzie zatem; /
Więc: jubilat, jubilacie,/
Jubilata, z jubilatem...
ŚmiechPubliczności zastęp liczny /
Hurmem obsiada galerią, /
A cały ten obchód śliczny /
Sam pacjent bierze na serio.
Wstaje rzędem człek niektóry, /
Kogo tam zaswędzi ozór,/
I wygłasza srogie bzdury, /
W uroczysty dmąc je pozór.
Brzmi powaga w każdem słowie, /
Choć od śmiechu drgają rzęsy: /
O, bo myśmy tu w Krakowie/
Wszystko straszne sans rire pince'ysans rire pince, własc. pince sans rire (od fr. pincer: szczypać i sans rire: bez śmiechu) --- [tu wym.: sã rir pęsy] rodzaj humoru, bliski ironii, polegający na wypowiadaniu twierdzeń przesadzonych, często w stylu czarnego humoru, z poważnym wyrazem twarzy. Może się wiązać z ośmieszeniem rozmówcy, jeśli ten nie zrozumie, że to żart. Określenie pince sans rire pochodzi od nazwy zabawy, opisanej w XVII w., w której prowadzący szczypał twarz ,,ofiary" palcami ubrudzonymi w sadzy do momentu, kiedy ktoś z obecnych nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem na widok takiego ,,makijażu"; śmiejący się zajmował wówczas miejsce ,,ofiary"..
Reszta słucha, oczy mruży,/
Kpiąc po trosze sobie z pryka /
I z tego, który bajdurzy,/
I z tego, który to łyka.
«Z uwielbienia pełnym łonem /
Stawam tu, czcigodny panie,/
Z sercem... te... tak przepełnionem.../
Że mi ledwo tchu już stanie.
Twe zasługi są tak duże,/
Żeby trzeba, jakem szczery,/
Ryć... te... spiżem... na marmurze.../
(Po cichu: cztery litery).
Twoje słowa mądre, wieszcze, /
Żyć w narodzie będą święcie,/
I prawnuki nasze jeszcze,/
Mieć je będą... (cicho: w pięcie).
Więc, gdy zasług jubilata /
Żaden czasu grom nie zetrze,/
Niech nam jeszcze długie lata... /
(Po cichu: psuje powietrze...)»
Coś tam jeszcze mówca bąka,/
Orkiestra kropi fanfarę, /
A jubilat głośno siąka, /
Łez rozkoszy roniąc parę.
Magnificus się podnosi:/
(Przypadkowo ginekolog)/
I znów z innej beczki głosi/
Lapidarny swój nekrolog.
OjczyznaMyśli wątku nie rozprasza,/
Ale skupia w treść ogólną: /
«Panie... ten... ojczyzna nasza... /
Jest nam wszystkim... matką wspólną...
Ona poi nas swym mlekiem/
I karmi niby dziecinę, /
Zanim stanie się człowiekiem... /
Przez swą... panie... pępowinę...
Znak to niskiej, podłej duszy /
Narodowym to występkiem, /
Gdy kto związki --- panie --- skruszy /
Z tym matczynym... panie... pępkiem...
I choć wrogie siły czasem/
Sznur pępkowy... panie... przedrą... /
(Cóż u diabła z tym kutasem! /
Jak powiada stary Fredro...)»
Uczta, ŚwiętoEt caetera, et caetera, /
Jeden gada, drugi gada,/
«...Praca żmudna, ciężka, szczera... /
(Sam jubilat odpowiada.)
I tak dalej, i tak dalej, /
Coraz cieplej, coraz parniej, /
W końcu obiad w dużej sali, /
Barszczyk, łosoś, comber sarni,
Znów podają «jubilata» /
W różnych sosach na patelni,/
Znów się każdy głąb z nim brata, /
Kpiąc zeń coraz to bezczelniej,
Aż wreszcie, dobrze gdzieś rano,/
Gdy wyssą wszystkie likwory,/
I każdy pałę zawianą,/
A brzuch ma od śmiechu chory,
Pacjenta odwożą do dom, /
Gdzie w pierzynie ciepłej legnie,/
Nim ku nowym takim godom/
Znowu latek dziesięć zbiegnie;
A ci szelmy krakowianie /
Dalej sobie łamią głowy, /
Komu by tu wyrżnąć --- panie --- /
Kawał «jubileuszowy».