Rolando, Bianka
Pieśń szesnasta. Dziewica o czerwonych uszach śpiewa
Kozioł, Paweł
Kopeć, Aleksandra
Choromańska, Paulina
Szejko, Jan
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-szesnasta-dziewica-o-czerwonych-uszach-spiewa
Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009.
Licencja Wolnej Sztuki 1.3
http://artlibre.org/licence/lal/pl/
xml
text
text
2017-07-26
pol
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg
steve p2008@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772
Bianka Rolando
Dzieło nadrzędne
Niebo
Pieśń szesnasta. Dziewica o czerwonych uszach śpiewa
Tak, jestem nią, czystą, wyborową jednostką/
Nikt mnie nie dotknął, ja sam nie dotykałem/
choć może raz albo dwa razy z tęsknoty/
Jestem ofiarą całopalną, spaloną doszczętnie/
Tylko czerwone, zawstydzone uszy pozostały/
po mnie jako jedyna odznaka, medal za odwagę/
Śpiewam teraz postpunkowe pieśni jodłowane/
byś, piękny włóczęgo, pozostał chwilę przy mnie/
Od liceum nosiłem buty, które gniotły miękkości/
Byłem jak trup spalony dla wszystkich/
Nikt nie zna tego smaku dziwnego/
rwą się w swojej wilgotności i gotowości/
do spełniania się w tym lub innym na chwilę/
Ja, syn mleczarza, rozwoziłem ser żółty i biały/
z czerwoną obwódką po północnych wsiach/
a stare kobiety uśmiechały się do mnie cicho/
nie miały reszty, one były resztkami/
Dla wszystkich byłem raczej sfumato/
Moje krawędzie były miękkie i maślane/
nikt nie mógł mnie uchwycić za ostry kontur/
Tylko czerwone uszy do tarmoszenia pozostały/
czerwone i drażniące w mlecznym pejzażu/
sygnalizowały mnie z daleka, w nabiałowej mgle/
Z pewną łatwością akceptowałem mój brak siebie/
brak szorstkiego zarostu z powodu jego lub jej/
W czarnym podkoszulku rozwoziłem serki/
homogenizowane, do smarowania się na plaży/
Ani kobieta, ani mężczyzna/
ani chodzący na rękach czy tańczący na zębie/
nie oderwał mnie od wąchania krajobrazu/
o 4 rano, gdy już ciężarówka czekała na mnie/
na moje czerwone uszy z małą zawartością tłuszczu/
Dla wielu mogłem być nosicielem płodnych wirusów/
lecz nie byłem ani dodatni, ani ujemny/
Zbliżałem się do nich, lecz nigdy nie dotknąłem/
mógłbym przez to coś stracić z mleczności/
Przejeżdżałem poprzez ich zbiorowiska rano/
Mogłem być dupą światowców, co za frajda/
w zapasach błotnych zdobyłbym główne wyróżnienie/
za każdorazowe drżenie przed stosunkiem ze strachu/
Niepotrzebne mi były kwieciste badania ginekologiczne/
Nie oceniałem ich, tylko z daleka spoglądałem/
pozostawiając po sobie ślad czerwonych uszu/
Cóż by mi przyszło, gdybym ich wszystkich posiadł/
doznał okrzyków rozkoszy, zdziwienia sobą nagle?/
Nikogo nie obsługuję, więc nie mam nikogo/
Chciałem być takim wielkim kolektywem/
dla tych, których nie wybrałem z powodu uszu/
czerwieniących się ze wstydu bliskości/
Popuszczanie fizjologii, popuszczanie słów/
Więc dzięki temu mogę wyśpiewać tę pieśń/
wyznaczoną przez wieki tylko dla mnie/
Moja negatywna melodia przy morzu