Rolando, Bianka
Pieśń jedenasta. 29 minut i 3 sekundy
Kozioł, Paweł
Kopeć, Aleksandra
Choromańska, Paulina
Szejko, Jan
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-jedenasta-29-minut-i-3-sekundy
Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009.
Licencja Wolnej Sztuki 1.3
http://artlibre.org/licence/lal/pl/
xml
text
text
2017-07-18
pol
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg
steve p2008@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772
Bianka Rolando
Biała książka
Niebo
Pieśń jedenasta. 29 minut i 3 sekundy
Pięknie piejesz, o nieznajomy, budzisz mnie/
Pięknie piejesz, o nieznajoma, budzisz mnie/
Prosząc mnie o głośną odpowiedź na ciebie/
Tajemnicze reguły zawołały mnie tutaj/
niepotrzebne jest mi ich zrozumienie/
Jestem kobietą ze złamanym stawem biodrowym/
Moje dawne gesty zakończyły się wreszcie/
Oceniam je jako niedostateczne formy baletowe/
wywijanie nogami i rękami według ustalonych reguł/
Moje całe życie to był wielki wyścig pokoju/
Ja utalentowany, lecz niedoświadczony kierowca/
w środku sezonu zaczynam spadać w rankingach/
nie potrafię sprostać wysokim oczekiwaniom/
jakie narzuca mi ambitna publiczność teatralna/
Zamiast jechać prosto, z dużym impetem prosto/
skręciłam na dziwne drogi, łykając żwir z pobocza/
znalazłam sobie mój osobisty pościg/
za tym, który kochał mnie grzecznościowo/
przez 29 minut i 3 sekundy/
potem już nie, potem już tylko płacz/
Byłam doskonałą aktorką teatralną, słodka żmijka/
tak mnie przezywali moi drobni przyjaciele/
przyjemne włazidupki liżące mi opuszki palców/
Moje role były wymagające poświęceń/
,,Nigdy nie będę twoja w polu rzodkiewek"/
Wyżej oczy, wyżej nad publiczność, nad/
Melodramatycznie do granic obrzydliwości/
zakochałam się w stażyście, grał drzewo w tle/
Nikt go wtedy nie zauważył, tylko ja niestety/
Skrywał się nagi za gałęziami, wstydząc się/
Nagi, schowany przed karcącym wzrokiem/
wciągnął mnie do swojej czarnej dziupli/
na 29 minut i 3 sekundy/
potem uciekł wraz z całym sztucznym listowiem/
Obciął mi ręce, nogi, głowę, włosy, rzęsy/
za pomocą chińskiego zestawu do obcinania/
wydłubał ze mnie wnętrzności, porcja rosołowa/
Pozostawił mnie kadłubem, bez właściwości/
wypieprzonym na jakieś nieprzyjemne warunki/
atmosferyczne, wtedy było zimno i mokro/
Jeździłam cadillakiem, pijąc drogi koniak/
z gwinta, sapiąc z przyjemności i bekając/
Oto pocałunki mącące moją marność/
Słodkie pocałunki prosto w usta, z gwinta/
Załamana nerwowo aktorka biega w nocy/
Nie chciałam nikogo innego już więcej/
Byłam bogata, ale to nie było nic warte/
Zostawił mnie z jego dociskami palców/
łatwy do rozpoznania sprawca zamieszania/
Jego intensywny zapach ciągle miałam na sobie/
Jeździłam płynnie przez rozświetlone bulwary/
nawet rozbijając swój wóz w kolorze ecru/
miałam w ustach jego znakomity smak/
Wypadek spowodował moje kulawe inwalidztwo/
Miałam wiele okazji na przyjemne chwile/
z pachnącymi jeszcze produkcją, jeszcze fabryką/
ale stałam się umarła dla pustych odwłoków/
Stałam się jednoosobową zakonnicą/
odepchniętą, z wbitym kawałkiem karoserii/
w kolorze kremowym w piękne biodro/
Wycięty z tyłu mój czarny habit z wyleniałą etolą/
którą miałam na sobie w tamten wieczór/
Złożyłam śluby czystości dla tego, który odszedł/
w sumie chrzanił moją kondycję psychiczną/
Oto rzucam miliony nie pereł, ale diamentów/
przed niegodnego/
Niech kopie on te kamienie poświęcone/
Niech jego but zgniecie ich mineralne struktury/
Niech wreszcie poślizgnie się na nich/
I niech stłucze sobie boleśnie staw biodrowy