Rolando, Bianka
Pieśń dwudziesta trzecia. Pieśń z sutkiem w ustach
Kozioł, Paweł
Kopeć, Aleksandra
Choromańska, Paulina
Szejko, Jan
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dwudziesta-trzecia-piesn-z-sutkiem-w-ustach
Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009.
Licencja Wolnej Sztuki 1.3
http://artlibre.org/licence/lal/pl/
xml
text
text
2017-07-26
pol
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg
steve p2008@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772
Bianka Rolando
Biała książka
Piekło
Pieśń dwudziesta trzecia. Pieśń z sutkiem w ustach
bełkocząc
Już nie wymiotuj, proszę, patrząc na mnie/
na tę przepełnioną bańkę mleczną, maślaną/
Wielkie złoża dobroczynnych elementów/
odkładają się we mnie niczym brud/
Jestem tym, który chciał posiąść bogactwa/
Całego świata rodzynki i pieczywa białe/
kradłem, niszczyłem, zdobywałem wiele/
wypełniając się słodkim mlekiem, miodem/
po brzegi, po krawędzie dobrobytu, wykipienia/
Złoto zlewało się z bielą w mieszankach/
kruszcu, jedzenia, maseczek na usta, na oczy/
przykładanych przez czarnych niewolników/
Diamentowa rozpusta kusiła mruganiem/
słodkim teatrem zależności i manipulacji/
Za złoto, bursztyny sprzedawane dusze/
za tłustą pierś pełną sączącego się nasycenia/
w korzeniach swoich ma głód i strach/
Kanaliki mleczne schowane są głęboko/
Moje lśniące, pachnące życie kończyło się/
nowotwór żołądka i układu pokarmowego/
Najbardziej znani na świecie lekarze wróżyli/
kuracje alternatywne, milkwaye/
przedłużenie mi w komfortowy sposób życia/
Wiedziałem, że czekają mnie bóle porodowe/
wraz z żoną zadecydowaliśmy o eutanazji/
w szwajcarskiej klinice z różowym widokiem/
Obserwować sobie te jeziora mgłą zasunięte/
Taka refleksyjność nachodziła wtedy człowieka/
tak miękko i przyjemnie odchodzi się w ziemię/
Po co zwoływać ciężkie myśli w szyki bojowe/
w ramach dawnej pieśni skruchy?/
Me złoto w mojej pelerynie wisiało, dekorowało/
Złote runo musiałem zostawić, z uśmiechem/
żegnałem się z najbliższymi, całując ich lekko/
po miękkich, rumianych policzkach/
Słońce zachodziło nastrojowo na obrazku/
Ktoś nawet wspomniał o wielkiej słuszności/
Gdy wszyscy na palcach odchodzili cichutko/
kroki prawie dekoracyjne, baletowe, wycofane/
przyszedł do mnie uśmiechnięty blondyn/
niosąc w ręku me oświecone zbawienie i spokój/
Podłączył do złotych żył, ropa w nich płynęła/
Wykonana ręcznie z kryształu górskiego kroplówka/
z rureczkami splatanymi w warkoczach ścisłych/
Cenna substancja kropla po kropli dozowana dla mnie/
Ciepło i przyjemnie zasnąłem pełen wygody/
wtedy nagle nastąpiło gwałtowne drgnięcie/
zerwałem się z siebie, zobaczyłem się w korytarzu/
ktoś dopytywał się o mnie, a ja nie byłem gotowy/
Wiedziałem, że jestem nagi w szpitalnym raju/
Skryłem się wśród kryształowych kroplówek/
wśród jedwabnych rurek od sprzętów medycznych/
Te wszystkie konstrukcje skłębiły się razem/
tworząc wielkie wymiono, uczę się ssać/
z trudem zdobywania pokarmu i zmęczeniem/
Gryzę z bólu wielki sutek, on łagodzi mój ból/
przeżarcia, przepełnienia, wygodnej spiżarni/
Ten ból niedonoszenia mego życia jak ciąży/
Kiedyś skończy się ten pokarm, a ja będę mógł/
być nowo narodzonym, z którego się cieszą/
zabierają go ze szpitala do siebie, do domu/
skurczonego i zależnego w kocach ciepłych/
pachnącymi tłuszczami dosyconymi