Rolando, Bianka
Pieśń dwudziesta dziewiąta. Lilith w powietrzu śpiewa do Bianchi
Kozioł, Paweł
Kopeć, Aleksandra
Choromańska, Paulina
Szejko, Jan
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dwudziesta-dziewiata-lilith-w-powietrzu-spiewa-do-bianchi
Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009.
Licencja Wolnej Sztuki 1.3
http://artlibre.org/licence/lal/pl/
xml
text
text
2017-07-26
pol
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg
steve p2008@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772
Bianka Rolando
Biała książka
Czyściec
Pieśń dwudziesta dziewiąta. Lilith w powietrzu śpiewa do Bianchi
Bianco, Bianco najdroższa i ukryta ciągle/
Zabieram cię ze sobą daleko, pod spód/
Tutaj nasze pieśni nie są wysłuchiwane/
Prochy żywią się melodiami skruszonymi/
Wtul się w me włosy, bo podążamy/
przez wiele milionów istnień skrytych/
do pasa granicznego, gdzie tajemnica/
sekrety ukryte w słowach i pieśniach/
Nasze dusze podwójnie rozwarstwione/
w ukrytych szczelinach czarny krem wyborny/
Znam te szepty prawie modlitewne/
w twoim zmęczeniu odnajduję chciwie/
Czekałam długo na ciebie tutaj, niuchając/
Nocowałam w swej sukni, żywiąc masy/
skrawki słodkich korzonków rosnących/
na moich dłoniach, na stopach żyznych/
zagubił się ich smak, koloryt dawny/
dlatego świetnie nadają się na nawóz/
o nazwie fabrycznej Evergreen for you/
Schowana w swoich dawnych dekoracjach/
ze sklejki malowanej odręcznie, heblowanej/
Scenografie po spektaklach, kostiumy zużyte/
z bandaży, z plastrów przeciwreumatycznych/
Mam jeszcze ciepły głos, tylko dla ciebie/
Miodne wspomnienia rozświetlonych słów/
Czy pamiętasz ich znikome ślady w sobie?/
Zdyszana z pośpiechu śpiewam pieśń dla ciebie/
Jestem taka pospieszna, jestem pospieszna/
ciepła i wielokrotnie zagięta w sobie tutaj/
Przenoszę nasze ciężary do cieplejszych krajów/
naszą zgniliznę w koronkach ze słów noszę/
Sunę z wielkim wysiłkiem do tyłu/
trzeba teraz to przeliterować do początku/
Moja czarna królewno, porzucona przez siebie/
gdzie twój dwór okazały, gdzie twoje służące/
których obecności niechybnie oczekiwałaś?/
Osuszę twe łzy w biegu szalonym i celowym/
Jestem Lilith, pocieszycielka wycofana w dal/
Miękkie są nasze zbroje, delikatniejsze niż skóra/
cieląt i koźląt ssących daremnie wodę ciepłą/
przegotowaną, ostudzoną do temperatury pokojowej/
Podatniejsze jesteśmy na rany cięte i rwane/
Nie patrz tak na mnie, za głośno spoglądasz/
Musimy uważać na fruwające tutaj papiery ścierne/
wielkie, atakujące mechanicznie byty roztrzaskane/
czasami Gruboziarniste pilnują pól pustynnych/
Me kolana są sine od pasów startowych/
podchodzenia do lądowania w celach fizjologicznych/
Wysycha ma skóra delikatna bez kremów, bez dłoni/
Marnotrawię swą urodę w tym pejzażu z tytoniu/
Wybielona, chlorowana, w brudzie płukana bielanko/
ubrana w litanie do najświętszych serc błyszczących/
mają one funkcje odblaskowe, to czyni je migotliwymi/
są zdumiewająco funkcjonalne w liściastych lasach/
Wleczesz swe gobeliny, którymi się nikt nie interesuje/
ani to latające dywany, ani wyborne dekoracje wnętrz/
Wyścielają one wysypiska śmieci, pojemniki kradzione/
pojemniki na śmieci przywożone jak trofea zwycięskie/
Masz przy sobie klasery ze znaczeniami sprzed wojny/
między dobrem a złem, drugiej czy dwudziestej dziewiątej/
Przyciskasz pieśni do siebie jak ostatni oręż, tarczę rzeźbioną/
chroniącą przed pęsetami i dźwigami abstrakcyjnymi/
w ścisku, w skrzypieniu, w podnoszeniu wielokrotnym/
Uciekając przed zagładą rychłą, chowasz się do kąta/
liczysz i odliczasz od tyłu wszystkie wiersze w nadziei/
Swoje imię czytasz od tyłu, jak imię przewrócone w śnie/
lecz nie znajdziesz nic w tym przeczeniu frywolnej magii/
Musisz się tu więc pogodzić z przyciasnymi słowami/
z podśpiewkami naszymi sprzedawanymi za grosze/
Śpiewane rymy i schematy dla fałszywej gwiazdy/
oby swym blaskiem nas balsamowała przed zniknięciem/
w zapadniach niepamięci, w niewidoczności pospolitej/
Murzyńskie oblicza jednak w nas głęboko spoczywają/
odwrócone od posłuszeństwa, powinności dnia-nocy/
My, kolonizatorki u bram edenów, przedmieścia rabujące/
Jakoś nam tak trudno oddawać to myto za przejście/
ze zbiorów naszych, z plonów niezwykle płodnych/
trudno dziesięcinę ze słów oddać, przekraczając dalej/
tupiemy, podskakując w tańcu na znak buntu przeciwko/
w korowodzie cichym, zamkniętym na wszystko wokół/
Lecz w środku najgłębiej jest wielki lęk/
tłuszczem obrośnięty toczy naszą lotność/
Spoczywasz senna przy mnie, ze znużenia, ze snu/
Mój złowiony sum cały dnem umorusany, okraszony/
ciągle w poszukiwaniu mętnych granic dna stawów/
Węgorze czarne prześlizgują ci się między zębami/
gdy milczysz, także się kłębią, jak po bitwach morskich/
To ich umykanie, zakreślone grzbiety, słowa ze śliny/
nie odczytywalne przez wróżbitów ani grafologów/
Pochwycam cię, by w ich centrum oś ruchu zanikła/
powodując ich nienaturalny chaos i rozwarstwienie/
Podzielić je, rozwarstwić precyzyjnie w podroby/
na filety bez kręgosłupów dawnych, ości ukrytych/
na skóry preparowane i suszone w pełnym słońcu/
w popiołach nienasyconych ciągle i zmuszonych/
Uważaj, możesz puścić mą wstęgę przez nieuwagę/
Splotę więc dla ciebie nosze wygodne w drodze/
z mych czarnych tasiemek powiewających i włosów/
w powietrzu, co teraz bardziej słonym się wydaje/
jego smak czujemy już razem w ustach naszych
ciszej
Kołysane przez szepty i szyfony/
przez szepty i szyfony