Czechow, Anton
Dyrektor pod kanapą
A. W.
Sekuła, Aleksandra
Trzeciak, Weronika
Fundacja Nowoczesna Polska
Pozytywizm
Epika
Opowiadanie
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dyrektor-pod-kanapa
http://polona.pl/item/612909/3/
Anton Czechow, Śmierć urzędnika, tłum. A. W., "Bibljoteka Groszowa", Warszawa, 1926
Domena publiczna - Anton Czechow zm. 1904
1975
xml
text
text
2009-03-20
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/276.jpg
Sri Mariamman Temple, mac_ivan@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/276
http://wolnelektury.pl/media/book/pdf/dyrektor-pod-kanapa.pdf
ISBN-978-83-288-0147-9
ISBN
application/pdf
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dyrektor-pod-kanapa.html
ISBN-978-83-288-1217-8
ISBN
text/html
http://wolnelektury.pl/media/book/txt/dyrektor-pod-kanapa.txt
ISBN-978-83-288-2172-9
ISBN
text/plain
http://wolnelektury.pl/media/book/epub/dyrektor-pod-kanapa.epub
ISBN-978-83-288-3143-8
ISBN
application/epub+zip
http://wolnelektury.pl/media/book/mobi/dyrektor-pod-kanapa.mobi
ISBN-978-83-288-4229-8
ISBN
application/x-mobipocket-ebook
Pozytywizm
Młoda artystka imieniem Klaudia gra w wodewilu, który wymaga częstego przebierania się. Gdy przebiera się, zauważa, że aby kostiumy leżały idealnie, najlepiej jest, gdy założy je na nagie ciało.
W pewnej chwili słyszy ciche westchnienia spod kanapy. Okazuje się, że nie jest sama w garderobie, a intruz bardzo będzie starał się przekonać ją, by pozwoliła mu zostać.
Anton Czechow był jednym z najsłynniejszych rosyjskich nowelistów i dramatopisarzy, którego lata twórczości obejmują przede wszystkim drugą połowę XIX wieku. Znany przede wszystkim ze swoich ,,małych form literackich" o tematyce obyczajowej. Odtwarzał w nich obrazy z życia przeciętnych ludzi, głównie kupców, urzędników, ziemian. W jego utworach dominowały wątki społeczno-psychologiczne, nie stronił również od satyry. Jego twórczość dramatyczna od lat cieszy się zainteresowaniem reżyserów i jest wystawiana na deskach teatru w wielu krajach.
Anton Czechow
Dyrektor pod kanapą
(Zakulisowa historia)
Dawano ,,Wodewil z przebieraniem się". Klaudia Matwiejewna Dolska-Kauczukowa, młoda, sympatyczna artystka, gorąco oddana świętej sztuce, wpadła do swojej garderoby i zaczęła szybko zrzucać z siebie ubranie cyganki, by w jednej chwili włożyć kostium huzarski. Żeby uniknąć fałd i aby kostium leżał na niej gładko i ładnie, utalentowana artystka zdecydowała się zrzucić z siebie wszystko do cna i włożyć go wprost na kostium Ewy. Gdy była już rozebrana i kuląc się od lekkiego chłodu, poczęła wygładzać huzarskie rajtuzy, do uszu jej doszło ciche westchnienie. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się przysłuchiwać. Jeszcze raz ktoś westchnął i nawet wyszeptał:
--- Och, jakże ciężkie nasze grzechy!
Artystka obejrzała się i nie zobaczywszy ku swemu zdumieniu nic podejrzanego w garderobie, zdecydowała się rzucić okiem na wszelki wypadek pod jedyny mebel --- pod kanapę. I oto właśnie tam ujrzała długą figurę ludzką.
--- Kto tu jest? --- krzyknęła przerażona, odskakując od kanapy i przykrywając się huzarską kurtką.
--- To ja... ja --- dał się słyszeć spod kanapy drżący głos --- niech się pani nie boi, to ja... Tss!...
W sepleniącym szepcie, podobnym do skwierczenia patelni, artystka z łatwością poznała głos swego dyrektora Indiukowa.
--- To pan? --- oburzyła się, czerwona, jak piwonja, --- Jak... pan śmiał?! Cały czas tu, stary podlecu, leżałeś? Tego jeszcze brakowało!
--- Droga... gołąbko moja! --- zaczął Indiukow, wysuwając swą łysą głowę spod kanapy --- nie gniewaj się, najdroższa! Zabij mnie, zdepcz, jak żmiję, ale bądź cicho! Nic nie widziałem, nie widzę i widzieć nie chcę. Niepotrzebnie nawet pani się zakrywa, piękności moja nieopisana! Niech pani wysłucha starca, stojącego już jedną nogą w grobie. Tylko po to tu się ukryłem, by ratować życie! Ginę! Niech pani patrzy: włosy mi się najeżyły. Z Moskwy przyjechał mąż mojej Głaszeńki. Teraz biega po teatrze i czyha na moją zgubę. Okropne! Przecież, nie mówiąc o Głaszeńce, jestem mu winien pięć tysięcy.
--- A mnie co do tego? Wynoś się w tej chwili, albo sama nie wiem, co z tobą, ty podlecu jeden, zrobić!
--- Tss... złotko, tss!... Na kolanach błagam, czołgam się. Gdzie mam się przed nim ukryć, jeżeli nie u pani? Znajdzie mnie przecież wszędzie, tylko tu wejść się nie ośmieli. Błagam! Proszę! Dwie godziny temu go widziałem. Stoję sobie podczas pierwszego aktu za kulisami i patrzę, a tu on idzie z widowni na scenę.
--- To znaczy, że pan i podczas dramatu tu leżał? --- przeraziła się artystka. --- I... i wszystko pan widział?
Dyrektor zaczął szlochać.
--- Drżę! Trzęsę się! Zabije przeklęty. Przecież już raz strzelał do mnie w Nowogrodzie... W gazetach pisali...
--- Ach... to ostatecznie jest nie do wytrzymania! Wynoś się pan, bo już czas mi się ubierać i wyjść na scenę. Wynoś się, bo... krzyknę, rozpłaczę się głośno albo lampą cisnę w pana!
--- Tss!... nadziejo moja, kotwico zbawienia. Pięćdziesiąt rubli podwyżki --- tylko niech mnie pani stąd nie wyrzuca. Pięćdziesiąt!
Artystka okryła się jakimiś szmatkami, pobiegła do drzwi, by wołać o pomoc, Indiukow czołgał się za nią na kolanach i złapał ją za nogę powyżej kostki.
--- Siedemdziesiąt pięć rubli, tylko nie wypędzaj!--- zasyczał, dusząc się. --- Jeszcze pół benefisu dodam.
--- Kłamiesz!
--- Niech mnie Bóg skarze! Przysięgam. Żebym przepadł... Pół benefisu i siedemdziesiąt pięć rubli podwyżki!
Dolska-Kauczukowa wahała się chwilkę, wreszcie odeszła od drzwi.
--- Przecież pan kłamie --- powiedziała płaczliwie.
--- Niech się pod ziemię zapadnę, niech zbawienia nie doczekam! Czy to ja gałgan jaki, czy co?
--- Dobrze, pamiętaj pan --- zgodziła się artystka. --- No, właź pan pod kanapę.
Indiukow ciężko westchnął i sapiąc, wlazł pod kanapę, a Dolska-Kauczukowa zaczęła się prędko ubierać. Palił ją wstyd, że w jej garderobie pod kanapą leży obcy mężczyzna, ale świadomość, że zrobiła to dla świętej sztuki, dodała jej tyle otuchy, że zrzucając z siebie później huzarskie ubranie, nie tylko nie wymyślała, ale nawet wyrażała współczucie:
--- Pan się tam powala, Kuzma Aleksieiczu --- Bo przecież najrozmaitsze przedmioty stawiam pod kanapę.
Wodewil się skończył. Artystkę wywoływano kilkanaście razy; ofiarowano jej bukiet ze wstęgami i napisem: ,,Zostań z nami!" Wracając po owacjach do swojej garderoby, spotkała za kulisami Indiukowa. Zawalany i potargany dyrektor promieniał i zacierał ręce z zadowolenia.
--- Cha-cha!... Wyobraź sobie, gołąbeczko! --- powiedział, zbliżywszy się do niej --- śmiej się ze starego durnia. Wyobraź sobie, to nie był wcale Pryndin. Ha-ha! Do diabła, długa, ruda broda wprowadziła mnie w błąd... Pryndin też ma długą, rudą brodę. Omyliłem sie, stary osioł. He-he! Niepotrzebniem cię tylko niepokoił, czarodziejko moja.
--- Ale niech pan tylko nie zapomni o tym, co mi pan obiecał --- powiedziała Dolska-Kauczukowa.
--- Pamiętam, pamiętam, złotko moje, ale... gołąbko droga, to nie był Pryndin! Myśmy się umawiali tylko co do Pryndina, dlaczego więc mam spełniać obietnicę, skoro to nie był Pryndin. Gdyby to on był --- to co innego, a przecież sama widzisz, że się myliłem. Jakieś dziwadło wziąłem za Pryndina.
--- Co za nikczemność --- oburzyła się artystka. --- Nikczemność! Podłość!
--- Gdyby to był Pryndin, to rozumie się, miałaby pani zupełne prawo żądać, żebym spełnił obietnicę, a to przecież był licho wie kto. Może to był jakiś szewc albo za przeproszeniem, krawiec --- to ja mam za niego płacić. Jestem człowiekiem uczciwym... Rozumiem...
I odchodząc, wciąż gestykulował i mówił:
--- Gdyby to był Pryndin, to rozumie się, byłbym zobowiązany, ale przecież to jakiś nieznajomy... Jakiś, licho go wie, rudy człowiek i wcale nie Pryndin...